A teraz rozpoczynam moje administracyjne obowiązki.
Oto kolejna część opowiadania autorstwa Kaiserin.
To już jej piąta publikacja. Witam więc w zacnym gronie „THE BEST OF” Proszę o przesłanie na maila (na razie Percy’ego) avatarka i opisu osoby autorki.
Gratulacje! I proszę o więcej!
5. Hera wie, że ty wiesz, że my wiemy, że ona wie.
Byliśmy w drodze już od godziny. W tym czasie rodzice dzwonili już kilka razy. Wyłączyłem dźwięk, żeby towarzysze nie pytali, dlaczego. Po raz kolejny poczułem wibracje w telefonie, który trzymałem w ręce.
Wiadomość od Jima.
– Nie wierzę w twoje nagłe zainteresowanie poznawaniem Anglii. Dla dobra Agnes kryję cię. Musiałeś mieć ważny powód. Oczekuję, że po powrocie będziesz miał jakieś sensowne wytłumaczenie.
Jasne. Już Jimowi podam prawdziwy powód: dałem nogę z domu, bo musiałem spotkać się z moją macochą Herą. Kojarzysz? To ta od Zeusa. A tak na marginesie to mój ojciec. Ten biologiczny. Tak się jakoś dziwnie złożyło, że się dowiedziałem. Chciałem wam zaoszczędzić czasu i sam się do niego pofatygowałem. W końcu kiedyś trzeba poznać resztę rodziny.
– Whitney? – Przypomniało mi się coś. – Co pan Willcox miał na myśli mówiąc, że jesteśmy rodziną? Możesz mi wyjaśnić?
– Tak jakby jesteśmy kuzynami – Whitney nie odrywała wzorku od mapy. – Moja matka jest jedną z okeanid, córek najstarszego z tytanów Okeanosa i jego żony Tetydy. Na następnym skrzyżowani skręć w lewo. Okeanos jest bratem Kronosa, ojca Zeusa, czyli twoim dziadkiem.
– Mu to trzeba wytłumaczyć na chłopski rozum, White. – Kevin zaczął zwalniać. – Chodzi o to, że ci wszyscy bogowie, boginie i wszelkie inne stworzenia, każdy jest z każdym spokrewniony. O to szło Hugowi. Każdy heros jest spowinowacony z innym herosem. Jesteśmy jedną wielką rodziną. Masz ciotki, wujów, braci, siostry, szwagrów, szwagierki, siostrzeńców, siostrzenice, bratanków, bratanice, kuzynów i kuzynki na siedmiu kontynentach. – Kevin włączył kierunkowskaz i skręcił. – To jest zagmatwane. Jakbyś czegoś nie rozumiał, to mów.
Zagmatwane to za mało powiedziane, pomyślałem, ale nie powiedziałem tego na głos. Rozmowa moich towarzyszy ograniczała się jedynie do instrukcji, gdzie jechać. Mój telefon zaczął wibrować po raz koleiny. Agnes? Czy Jim? Na wyświetlaczu wyświetliło mi się James. Mimo wszystko nie odebrałem. Telefon dalej dzwonił. A ja nic. – White? – Zapytał Kevin. – Gdzie tu jest najbliższa stacja? Mustang musi się napić. Nie tankowałem go, bo nie myślałem, że tak szybko będzie potrzebny. W życiu nie myślałem, że Wes się dowie.
– Za dwadzieścia do trzydziestu minut tam dotrzemy. – Whitney jedną ręką śledziła trasę na mapie, drugą pisała coś na telefonie.
Dopiero teraz powoli uświadamiałem sobie jak wiele dla mnie poświęcili. Whitney jest wychowywana jedynie przez ojca. Pan Bradford całe swoje życie podporządkował córce. Od roku mieszka z nim jego siostra – rozwódka z synem. Whitney Bradford nie była podobna do żadnej znanej mi dziewczyny. Od małego była szkolona, by mnie ochraniać. Głupio mi jest, że to dziewczyna mnie osłania, a nie ja ją.
Nigdy nic nie mówiła o swojej matce. Dzisiaj po raz pierwszy czegoś się o niej dowiedziałem. Pan Willcox wspomniał coś o szczęściu i wodzie. Więc mama Whitney musi władać jednym z żywiołów. Pani Yrok z kolei wychowywała nie swoje dziecko. Kevin ze swoim szczęściem musi być synem Tyche. Nie ma innego wytłumaczenia. A jeśli jest, to ja go nie widzę.
Zatrzymaliśmy się na stacji.
Była oddalona od nas tylko o kwadrans drogi. Whitney od razu udała się do toalety, Kevin tankował, a ja oddaliłem się żeby zadzwonić do Jamesa. A jeśli mama go podpuściła, żeby do mnie zadzwonił? Nie. To było niemożliwe. Aż tak dobrze go nie znała. Miała, co prawda jego numer domowy, ale chyba on by mi tego nie zrobił?
– Wes?! No wreszcie. Dwa razy do ciebie dzwoniłem. – James odebrał po pierwszym sygnale. – Już raz nawet dzwoniłem do ciebie do domu, ale twój tata powiedział, że pojechałeś na wycieczkę krajoznawczą po Anglii. Czy to znaczy, że nie wpadniesz do mnie w sierpniu?
Przez pięć minut musiałem wytłumaczyć Reade’owi, że ten wyjazd miałem zaplanowany od stycznia jako postanowienie noworoczne. Czułem jak lewe oko zaczyna mi drgać. Jedno, góra dwa kłamstwa wychodzą mi bez drgania powieki. Ale ja tyle Jamesowi bajeru nawciskałem, że mój narząd wzroku tego nie wytrzymywał. Ja sam bym w swoje łgarstwa nie uwierzył.
Miałem nadzieję jednak, że przyjaciel da im wiarę. Inaczej nie wyobrażam sobie powrotu do Eton we wrześniu. Kilka minut później rozłączyłem się i podszedłem do Kevina, który skończył tankować i podjechał na parking. Zostałem przy samochodzie, a Kevin udał się, by zapłacić za paliwo. Dochodziła siódma. Nie wiedziałem, czy długo będziemy w trasie ani dokąd jedziemy. Na sąsiednim stanowisku zatrzymali się kolejni nastolatkowie. Roześmiani wysiedli z auta. Dwóch chłopaków i tyle samo dziewczyn. Rozmawiali, wygłupiali się – jak przystało na normalnych ludzi. Dziewczyny razem poszły tam, gdzie udała się Whitney. Ich towarzysze napełniali bak swojego wozu.
A ja siedziałem samotnie w mustangu Kevina, przeklinając bezgłośnie swój pech. – White jeszcze w tej toalecie siedzi? – Kevin wrócił z trzema hot-dogami. – Przyda się coś zjeść. Przypuszczam, że do końca nie pochłonąłeś tych kanapek. Z tego, co mówi Whitney, to góra pół godziny i będziemy na miejscu. Nie wiem, gdzie ona nas wyprowadzi, ale tam podobno dowiemy się jak trafić tam gdzie chcemy. A najgorsze w tym wszystko jest to, że Hera wie, że ty wiesz, że my wiemy, że ona wie.
– Twoja inteligencja mnie powala Kevin. – Whitney wyłoniła się obok niego.- Twój ojciec byłby dumny słysząc ten genialny wywód. Jest anglistą, wiec chociaż się staraj wysławiać. Na miejscu może się okazać to przydatne. Wiecie, co? – Whitney oparła się o maskę forda biorąc do Kevina hot-doga. – Nie powinnam tego mówić, ale się boje. Porywamy się z motyką na słońce. Pojęcia nie mam jak to się skończy. W końcu jakby nie patrzeć jesteśmy tylko marną namiastką mocy naszych rodziców.
– Nie powinienem was w to wciągać. – Powiedziałem patrząc na przyjaciół. – Wy mieliście tylko mnie pilnować.
– Wes, czy ty naprawdę taki przygłupi jesteś czy tylko udajesz? – Kevin wgryzł się w swoje jedzenie. – My robimy za twoją obstawę. Hugo mówił, że herosów pilnują ludzie z nogami kozy i rogami. Jak oni się nazywali..? Jak pan Tumnus z Opowieści z Narnii? Faun!… To nie ta mitologia. Satyr. Właśnie. Satyr. No, więc my robimy za twoich satyrów.
Skończyliśmy jeść w ciszy. Whitney na głos wyraziła nasze obawy. To głupie, ale wychodziłem z założenia, że dziewczynie bardziej przystoi się bać niż mnie czy Kevinowi.
Droga mijała nam w milczeniu. Żeby nie popaść w jeszcze większą rozpacz, wygrzebałem z kieszeni mój archaiczny odtwarzacz MP3. Nie chciałem szybko rozładować baterii w telefonie. MP3 musiało więc starczyć. Na stu dwudziestu ośmiu mega zmieściło się trzydzieści jeden piosenek.
– Nie odpuścisz? Automatycznie spojrzałem na puste siedzenie obok mnie. Krzyżówka była niewidoczna. – Jeśli chcesz się zabić to jesteś na dobrej drodze. Tylko weźcie zwolnijcie, to Hera was dogoni.
– Że, co? – W porę przypomniałem sobie, że tylko ja słyszę chimerę. – Wysłała coś za nami? Skąd ty to w ogóle wiesz? Siedzisz na Olimpie i patrzysz, co ona robi? Wątpię, żeby ci pozwoliła.
– Spójrz za siebie.
Wyjrzałem przez tylną szybę. Na początku nic nie mogłem dostrzec. Zbierało się na burzę, ale nie z mojego powodu. Pogoda sama chciała. Słońce już prawie całkiem zostało zasłonięte przez obłoki i mimo usilnych starań o pozostanie na niebie, ostatecznie się poddało. Na moment zajaśniało i wtedy właśnie zobaczyłem, co moja macocha przygotowała dla mnie. W zwartym szyku leciało około tuzina srebrno-skrzydłych ptaków. Ptaki stymafilijskie. Czy Herę już nie stać na nic bardziej oryginalnego? Już raz próbowała mnie nastraszyć tym ptaszyskiem i skończyło się na śliwie na czole. Jednak te wydawały się być większe. Normalne ptaki nie atakowałyby samochodu, bo nic by mi to nie dało. Na nasze nieszczęście te miały metalowe dzioby. Przypuszczam, że ostre. Jeśli wszystkie naraz się na nas rzucą, mogą przebić się przez karoserię.
– Whitney daleko jeszcze? – Spytałem. Strach mnie obleciał widząc tyle ptaków stymafilijksch.
– Czemu pytasz? – Spojrzała na mnie lekko zdziwiona. W tym samym momencie zapiszczał jej telefon. Pospiesznie przeczytała tekst. – To od taty. Twoi rodzice u niego byli. Pytali czy wie, coś więcej. Tata im powiedział, że jest tak samo zaskoczony jak oni. Tylko, że mój tata wie jak jest naprawdę.
– To świetnie, ale mamy ważniejszy problem. – Wskazałem tylną szybę. – Hera wysłała za nami z tuzin ptaków stymafilijksch. Jak się nie pospieszymy, to nasza podróż zakończy się w Hadesie.
– Jest! – Whitney zawiesiła wzrok na dziwnie powykręcanym drzewie. – Kevin teraz równo trzynaście mil i skręcaj w las.
Keviowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Lubił szybką jazdę i samochody, więc z pewnością się ucieszył mogąc pokazać, na co stać jego auto. Wcisnął gaz do dechy i przyspieszyliśmy. Za oknami zrobiło się ciemno. Widzieliśmy tylko to, co rozjaśniały reflektory.
Powinienem zrobić cokolwiek. Jednak nie wiedziałem, co. Ode mnie mogło teraz zależeć życie naszej trójki. Gdybym, chociaż znał swoje zdolności. A ja wiedziałem tylko, że robi się burza jak się zezłoszczę. Jeśli to przeżyjemy będę potrzebował kogoś, kto zna herosów takich jak ja.
Niespodziewanie jeden z ptaków z hałasem wbił szpony w dach mustanga. Blacha wygięła się pod jego ciężarem. Dokładnie nad moją głową. Odpiąłem pasy i skulony przeniosłem się nasiedzenie obok. Ptak zaczął dobijać się do wnętrza. Chwilę później dopadło nas kolejne mitologiczne stworzenie. Dziura w dachu stawała się coraz większa. Pazur ptaszyska dostał się do środka. Stwór usilnie starał się ją powiększyć, żeby nas dopaść.
Odwróciłem się na chwilę, żeby zobaczyć jak daleko są pozostałe. Z tyłu pozostało ich tylko trzy. Reszta leciała na nas z każdej strony. Były duże. Znacznie większe niż mogłem sobie wyobrazić. Pierwsza błyskawica rozdarła niebo.
Przeraziłem się.
Ptaków było więcej niż sądziłem. Gdy tylko piorun zgasł znów ogarnął nas mrok. Burza wskazywała ptakom nasze położenie – olśniło mnie. Jeśli nie będzie błyskać może uda nam się jakoś im uciec. Skoncentrowałem się na tym, żeby burza ustała, ale chmury pozostały. Kevin gnał tyle ile fabryka dała. Moją koncentrację przerwał krzyk Whitney. Sekundę później poczułem na ramieniu ostry ból i ciepło krwi. Miałem rozdarte ramię. Ptak na oślep machał łapą uzbrojoną w ostre szpony. Zamachnął się po raz drugi.
Instynktownie zamknąłem oczy. Słyszałem ryk wściekłości Krzyżówki. Wrzaski i krzyki moich towarzyszy. Huk piorunów. Pisk opon na mokrym asfalcie. Kevina klnącego, próbując wyhamować. Szelest piór.
Piski metalu na karoserii samochodu.
Huk.
Brzęk tłuczonego szkła.
Strugi deszczu.
Łamiące się kości.
Cisza.
CDN
wow świetne 😉 kiedy następna część?
dobry tytuł ;P i świetne zakończenie trzymające w napięciu ;D
Fajne
boskie opowiadanko
zajefajne:P
Bombowe
super 😉
Fajne. 😉
Czy wspominałam, że jest to genialne opowiadanie?
Nie?
Cóż za nietakt z mej strony!!
JEST TO GENIALNE OPOWIADANIE!!!!!!!!!!!!!!!!!
super.
Świetne
fajny tytuł 😉