IV
Kim
Kim siedziała skulona pod krzakiem, a poruszająca się na wietrze trawa delikatnie muskała jej nangie kostki. Korzenny zapach malych zwierzątek, chowajacych się przed nia w dziupach drzew, unosił się w powietrzu. Wtem poczuła swąd tak odrażający, iż od razu wiedziała, do kogo należy. Usłyszała połączenie ęskiego basu i chłopięcego pisku, Jakby idący człowiek przechodził mutację. Zobaczyła go, niewątpliwie był to satyr. Nie krył się i bezkarnie obnażał swoje porośnięte szorstkim, brązowym futrem nogi, zakończone zadbanymi, lśniącymi kopytami. Źrenice Kim zwężyły się do rozmiary małych szparek. Mięśnie jej nóg przeszedł ostry dreszcz, Już była gotowa do skoku, gdy spostrzegła dwoje półbogów, szurających nogami po wysuszonej ziemi. Satyr zawołał:
– Nie obijać się, przed nami kawał drogi, a chyba nie chcemy wpaść na przyjaciół Iris.
Kim nie rozumiała za dobrze ludzkiej mowy, kierowała się wrodzonym instynktem. Tylko jej pani – Iris potrafiła się z nią kontaktować.
– Ne musielibyśmy się tak spieszyć, gdyby ktoś ruszył głową – odburknęła niska dziewczyna.
Pachniała krwkią bigini zwycięstwa – Nike. Mocniej stąpała na prawą nogę, lewa musiała być kiedyś złamana, a dziewczyna z przyzwyczajenia ją odciążała. Trzeba było szybko do niej podbiec i zaatakować z lewej strony. Jej orężem był krótki miecz, przywiązany na lewym udzie tak, aby po wyciągnięciu go prawą ręką od razyu znajdował się w wygodnej pozycji.
Gdy Kim podbiegnie z lewej strony, dziewczyna zdązy wyciągnąć miecz i odeprze atak. Z prawej strony odgradza ją od Kim chudy chłopak. Pachniał jak sklep ze słodyczami, jak Iris, co zbiło ją trochę z tropu, ale od razu zrozumiała, że chłopak jest jej głownym celem. Nie miał żadnej broni przy sobie, a i tak pewnie by jej nie uniósł. Jego największą wadą była postawa, był kruchy i wystarczyło tylko chuchnąć, aby jego dusza zleciała na dno Tartaru. Instynkt podpowiedział, że powinna najpierw zaatakować z zaskoczenia dziewczynę. następnie wbić ostre zęby w jej szyję, a potem zabrać się za tłustego satyra. Przechodzili właśnie obok niej, gdy dziewczyna zatrzymała sięi nagle, jej spojrzenie stało się szkliste. Kim nie miała czasu. Poczuła, jak mięśnie nóg prostują się niczym struny, a palce wbijają się w glebę. Mocno się odepchnęła. Aria nie wyciągnęła swojego miecza, ale kopnęła z półobrotu Kim w brzuch. Dziewczyna krzyknęła:
– Byron jako mogłeś jej nie wyczuć!?
– Ona pachnie jak zwierzę! To dzikiuską! Aria DZIKUSKA! – nerwowo skakał z jednej nogi na drugą.
Po kilku chwilach opamiętał się i wyciągnął Danusię. Wymachiwał nią niczym rycerz na polu walki. Był tak podniecony, ze wypadła mu z rąk i trafiła Issaca w twarz. Chłopak starcił przytpomność…
Takim oto dramatycznym akcentem kończymy kolejną część (MILA)
Macie podkreślone błedy, możecie je od razu skopiować do komentarzy ( ALICJA)
Dużo literówek, po za tym jest spoko. Fajne 😀
Nom, trochę literówek jest 😉 ale i tak oki
Jak ja się ciesze, że mój mózg automatycznie poprawia literówki. Nadrobiłam zaległości i stwierdziłam, że akcja jest bardzo ciekawa, ale gna jak mały perszing, więc łatwo się zgubić.