Zmieniłam nazwę na Wyznanie nocy (tak dobrze?) oraz poprawiłam błędy. W korekcie pomogła mi Persephone, której bardzo za to dziękuję. Persephone, dedyczka dla ciebie.
cz.1
W nocy obudził mnie ból, przeszywający ból czaszki. Nie mogłam spać. Ukłucia w mózgu non stop sprawiały, że kurczyłam się z cierpienia. Ból stawał się nie do wytrzymania. Pomyślałam o jednym. A co, jeśli skosztuję tej czekolady? Czy to naprawdę zadziała? Nie. Wiem, że może wyjdę na boiduszę, ale to może być również trucizna! A jak nie? Co mi szkodzi?
Kręcąc się z bólu, sięgnęłam powoli do nocnej szafki. Łakocie nadal tam było. Spojrzałam niepewnie na zawiniątko. Bez ryzyka, nie ma zabawy…Właściwie, to moje życie. Rozpakowałam je, po czym wsadziłam do ust. Poczułam czekoladowy smak. Słodycz szybko się rozpłynęła na moim języku. Nagle, w gardle poczułam ostro palący ból.
Co się dzieje? Czy ja zrobiłam coś nie tak? Wiedziałam! To trucizna! Silne ukłucie przeszyło całe moje ciało. A ja tak bardzo ufałam temu człowiekowi! Nawet nie wiem, dlaczego… Skrzywiłam się. Po chwili, wszystkie moje cierpienia ustąpiły. Na głowie przybyło włosów, zaczęłam widzieć wyraźniej. Już nie łamało mnie w kościach, a głowa przestała boleć. Ten mężczyzna miał rację! To działa! Jestem ciekawa…skąd on to wziął i…kto to właściwie był?! Nikt się nie może o tym dowiedzieć, o tym, że wyzdrowiałam. Muszę stąd uciec. Pomyślą, że uciekłam, by umrzeć gdzieś indziej. To by miało sens.
Bez dalszego zastanowienia, podbiegłam do szafy na ubrania. Otworzyłam ją i wyjęłam mały, dżinsowy plecak, trzy bluzki z długim rękawem i dwie pary spodni.
Na wieszaku zauważyłam swoją starą, skórzaną kurtkę o ciemnym odcieniu szarości. Wyjęłam ją i zaczęłam się wpatrywać z niedowierzaniem. Jeszcze tu jest… Zdjęłam ją z wieszaka i włożyłam pośpiesznie do plecaka, tak jak i resztę rzeczy. Chwila, a gdzie glany?! Były tu! Były tu! Nie ma ich! WRAAAAH! Nie chciałam się rozczulać, ale zdałam sobie właśnie sprawę, iż mój plan legł w gruzach. Zawsze nic mi się nie udawało. Byłam pospolitą sierotą bez szczęścia. Usiadłam na podłodze. Zaczęłam natarczywie płakać. Boże, ale ja jestem wrażliwa! Zwykle się tak nie rozklejam…Ale ten plan, ta cała możliwość była taka rzeczywista, taka świetna. Och…,westchnęłam w duchu. Nie pójdę boso. Chyba, że… Tak! Otarłam łzy z policzków. Zamknęłam plecak, po czym założyłam na siebie resztę ubrań z szafy. Po cichu wymknęłam się z pokoju, zmierzając do magazynu sierocińca. W pewnym momencie usłyszałam głos sióstr zakonnych. Kierowały się w moją stronę, rozmawiając na temat domu dziecka. Po ich zdenerwowanych głosach, poznałam, że nie były w dobrych humorach. Przyśpieszyłam kroku. O tej późnej porze, każdy spał. Nie mogłam spotkać nikogo innego, poza nimi. Skręciłam w prawo i zeszłam schodami w dół. Oby mnie nie zauważyły. Muszę się pośpieszyć.
Dotarłam do żółtych, metalowych drzwi. Mój intelekt nakazywał tam nie wchodzić, lecz intuicja podpowiadała mi, że to może być moja ostatnia szansa ucieczki z tego więzienia.Były zamknięte na kłódkę. Z rozpaczy i wściekłości walnęłam pięścią w mosiężną ochronę. Buum! Kłódka się przekręciła, ukazując, że tak naprawdę była otwarta.
-Idiotki…-wyszeptałam sama do siebie.
Tak, wiem, to nie w moim stylu. Zwykle bywam spokojna, tylko czasem impulsywna. Nie miałam ADHD czy czegoś w tym rodzaju. Kochałam życie, lecz w moim, nie było szczęścia.
Po kryjomu weszłam do magazynu, włączając przy tym małą lampkę wiszącą na suficie. Dookoła mnie stały półki z kartonami, a na nich wypisanymi nazwiskami wszystkich sierot z Domu Dziecka. Przebiegłam powoli wzrokiem po pudłach, gdy w końcu znalazłam jedno z imieniem DIANA. Nikt nie znał mojego nazwiska, ale całe szczęście, była tylko jedna Diana w sierocińcu, ja. Ostrożnie zdjęłam karton z metalowej półki, po czym usiadłam z nim po turecku na cementowej posadzce. Otworzyłam je. W środku był mój stary scyzoryk, angielska, markowa zapalniczka i… moje czarne, piękne glany. Wyjęłam je pośpiesznie z pudła, po czym zaczęłam zakładać. Nagle, stanęłam dęba. Mniszki z zakonu św. Marii Magdaleny zmierzały w stronę magazynu. Najwyraźniej usłyszały jak walnęłam z furii w kłódkę. Teraz ja, wyszłam na idiotkę. Zgasiłam światło i schowałam się za półką z rzeczami zamieszkałych w domu dzieci. Skuliłam się, by nikt mnie nie zauważył. Krszrrr! Dźwięk otwieranych drzwi rozbrzmiał po całym magazynie. Nie było to duże pomieszczenie, więc miałam wielkie szanse, że mnie dostrzegą. Siostra Elżbieta, najbardziej surowa w całym sierocińcu, przebiegła wzrokiem po półkach. Ostrożnym krokiem przemaszerowała całą szerokość pomieszczenia, rozglądając się swoimi piwnymi oczami. Zakryłam usta, gdyż oddychałam naprawdę szybko z nerwów, co zakonnice mogły usłyszeć. Rozluźniłam się, a całe nerwy spłynęły, niczym woda po rynnie. Siostra Małgorzata, niecierpliwa z moich doświadczeń, denerwowała się, ale nie mogłam zrozumieć dlaczego.
-Elżbieto, chodź już. Spóźnimy się na obradę. Jak nie przyjdziemy, powiedzą, że zlikwidują sierociniec! Proszę-wskazującym gestem ponagliła przełożoną.
-Dobrze Małgorzato, ale później tu wrócimy.
Siostra Elżbieta zgasiła światło, po czym zamknęła drzwi. Siedząc tak w ciemności, wcale się nie bałam. Rozmyślałam o tym, jak to by było, gdyby zlikwidowano sierociniec. Setka sierot nie miałaby gdzie się podziać. Może przenieśliby te wszystkie dzieci do innego domu? Nie miałam w sobie ani krzty dobroci, by im współczuć. Po tym, jak mi wyrządzili tyle krzywd, nie byłam w stanie im pomóc. Zawiązałam swoje glany. Pewnie się dziwicie, jak mogłam to zrobić, jeżeli w magazynie było tak ciemno. Otóż w ciemności, widzę lepiej niż za dnia. Nie potrafię tego wytłumaczyć, po prostu tak mam. Włożyłam pozostałą zawartość kartonu do plecaka, po czym po cichu wymknęłam się z pomieszczenia. Co chwilę patrzyłam, czy nikt mnie nie śledzi lub nie idzie z przeciwnej strony. Dotarłam (jakimś cudem) do wyjścia. Tak jak się spodziewałam, drzwi były zamknięte na klucz. Nie było to dla mnie straszną wiadomością, wiedziałam jak inaczej wyjść z tego budynku. Pognałam w stronę wyjścia ewakuacyjnego, wydając przy tym bulgoczący stukot glanów. Było otwarte. Zawsze tędy wychodziliśmy na podwórko, by pograć w siatkówkę czy tenisa stołowego. W końcu nadszedł ten moment, moment w którym ostatni raz spojrzałam na sierociniec.
-Żegnaj. Nawet nie będę za tobą tęsknić-powiedziałam z szyderczym uśmiechem.
Zgrabnie wybiegłam z budynku i skierowałam się w stronę szosy.
Ps. nie bijcie za błędy ;( .
Opko jest naprawdę fajne tylko zdaje mi się, że ona trochę za szybko zdecydowała się na ucieczkę. Do tego poinformowała nas, że nie ma ADHD, a ta ucieczka była w stylu impulsywnego dziecka. Powinna wtedy trochę jeszcze pomyśleć.
W rozmyśleniach napisałam, że jest „trochę” impulsywna, ale NIE MA adhd.
Super!
Dziękuje za dedyczkę 😉 Opko bardzo fajne, już nie mogę się doczekać CD.
Przygotuj się na krytykę (zaciera ręce z obleśnym uśmiechem):
Łakocie nadal tam było – były
Jestem ciekawa…skąd on to wziął i…kto to właściwie był?! – lepiej by było bez wielokropków tak blisko siebie
Bez dalszego zastanowienia, podbiegłam do szafy na ubrania – powinno być bez przecinka
O tej późnej porze, każdy spał – przecinek!
Teraz ja, wyszłam na idiotkę – przecinek!!
Siostra Małgorzata, niecierpliwa z moich doświadczeń – raczej Siostra Małgorzata, którą pamiętalam jako niecierpliwą
Ale opko bardzo fajne! Super napisane 😀 Geniuszu 😛
Ale czcionka zmień ją, plis
opko bardzo fajne ale mam kilka zastrzeżeń po pierwsze długość powinno byc dłuższe ponieważ dopiero zaczełaś czytalnika zaciekawiać ,a już koniec tej cześć .Czuje lekki niedosyt.
Podobają mi się twoje opisy uczuć ,są rozudowane ale przeszłaś zbyt szybko do realizowania tego planu ucieczki bohaterki 😉
osobiscie bardzo główną postać polubiłam (zasługa glanów^^) .
Mam nadzieje ,że szybko pojawi się cd 😉
Kiedy CD?? Błędy wszystkie wymienione więc tylko błagam o dalszą część :D.
Ta jest o wiele lepsza !!! Jak dodałaś opisy uczuć to od razu opko się wydłużyło i poprawiło Ogólnie to ono jest genialne 😉
faaajne 😀 Ale jednego zbytnio nie JEŻĘ. Ona jest taka chora i wgl zjada ambrozje OK ustepuje jej wszystko ale w pozniejszej czesci ktorą mi wyslalaś dziś caly czas jest na chodzie 😉 SKoro to taka smiertelna choroba to czemu tak nagle odchodzi? No OK dla mnie to nie pasuje ale to twoje wyobrazenie.
Czcionka do d. ale to wina kopiowania z offica czyż nie?
Ona mówi: „Pomyślą, że uciekłam, by umrzeć gdzieś indziej.” no spokoooo to ja im gratuluję toku myślenia… nie znam sie na bialaczce. ale… W dzisiejszych czasach to sie idzie do szpitala, dają leki itp. ale nawet JEŚLI jest to nieuleczalna choroba to są leki które potrafią łagodzić chorobę a po za tym uciekła żeby umrzeć?! Jak człowiek jest umierający to raczej nie biega ani nie chodzi więc gratuluje im logiki 😉
Dooobra nie wiem po co to napisałam^^^ Chyba zeby byc wredną 😀 opko jest spoko.