Hejka :). Bardzo przepraszam za zmiany czasu, ale prawdopodobnie będę tak robić przy opowiadania koszmarów. Z góry przepraszam za błędy i jeżeli podobne coś już było na blogu
Niedługo zamierzam zmienić tytuł opowiadania, tylko musicie mi pomóc w wyborze ;).
Miłego czytania Hestia
Ogromna przepaści. Ściany chyba nie mają końca. Nie widzę nic oprócz nich i czarnej, gęstej mgły. Urywki rzeczywistości. Słyszę krzyk. Krzyk odległy, lecz bardzo bliski. Nerwowo
rozglądam się chcąc zlokalizować jego właściciela, ale nikogo prócz mnie nie ma. Dopiero teraz dostrzegam rzecz, która wydaje się najstraszniejsza ze wszystkich. Dziura ta nie kończy się
wcale na miejscu, w którym jestem, wręcz przeciwnie, dopiero się zaczyna. Półka skalna, na której stoję jest naprawdę wąska. Przełykam głośno śline i podchodzę, a raczej podcząłguję
się, żeby zobaczyć jaka jest głęboka. Widok zmraża mi krew w żyłach. Setki, a raczej tysiące metrów podemną dostrzegam kolce tak przerażające, że nawet z tej odległości widzę
wyraźnie, ten złowieszczy błysk idealnie zaostrzonego metalu.
,,To tylko sen, nic takiego nigdy się nie zdarzy”- zaczynam się uspokajać w myślach, gdy nagle ze wszystkich stron do moich uszu wdziera się śmiech. Na początku jest to śmiech potwora lub
jakiejś zmory. Następnie zmienia się on w niewinny, niezakłucany niczym chichot dziecka. Do okoła mnie pojawia się więcej szczegułów. Bobas leży w rękach pięknej kobiety, która nuci mu
do snu przez parę chwil. Wpatruję się w tę scenę ze zdziwieniem. To mój sen, to nie morze być zwykła nocna niemiejąca znaczenia wizja. Jak na życzenie kobieta unosi głowę i wpatruje się
we mnie …czarno-czerwonymi oczami. Rysy jej twarzy są zamazane. Gwałtownie wciągam powietrze. Znałam tę dwudziesto-paro latkę. Widziałam ją nieraz w moich wizjach, ale nie tylko. Łączyło
mnie z nią jedno wspomnienie. To jest MOJA matka. Najgorsza jest i zawsze będzie ta niewiedza jak ona dokładnie wygląda. Pamiętam jej uspokajające słowa i ciepłe ręcę dotykające mojego
policzka, ale nigdy nie widzę jej twarzy. Matka odrywa ode mnie wzrok i beznamysłu wyrzuca niemowlę w przepaść. Nie mogę wyrazić słowami jaki ból i złość czuję. Nie jest on cielesny, on
tkwi w środku. Przecież to jestem mała ja albo przynajmniej mój symbol! Własna matka nie chce mieć nic wspólnego ze mną. Nawet nie wie co się może ze mną stać i uświadamia mnie o tym w
tak drastyczny sposób. Znowu słyszę ten przerażający krzyk i z mgły wyłania się….Leo. Co on do licha ciężkiego robi w moim śnie? Sobowtór mojego przyjaciela rusza ku mnie z ogniem
(dosłownie) w oczach. Wyciąga ze swojego pasa na narzędzia zdjęcie. Przez moment jesteśmy na nim czteroletni my bawiący się na podwórku, ale w następnej chwili syn Hefajstosa znika z
fotografii. Pozostaje tam tylko moja postać. Chłopak podpala zdjęcie patrząc mi w oczy i wrzuca je w przepaść uświadamiając mi równocześnie, że ta dziura jest dużo bardziej głęboka niż
to oceniłam.
-Tyle dla mnie znaczął te wspomnienia – powiedział bardzo wyraźnie i z powagą na twarzy. Staram się powstrzymać atak szlochu. Nawet jeśli jest to tylko duplikat, to usłyszeć, że prawie
jedyne dobre chwile, które mam w pamięci są nic niewarte, nie jest najprzyjemniejszą rzeczą. Unoszę wzrok, ale film urywa się i nikogo już nie ma. Może to i lepiej. Słyszę śmiech,
niestety teraz jest to śmiech Gai, który zapamiętam do końca życia. Skąd to wiem? Nie mam pojęcia, ale jestem tego w stu procentach pewna.
-Twój przyjaciel poprostu nie ma odwagi ci tego powiedzieć – odzywa się senny głos z otchłani. – Dobrze wiesz co inni o tobie myślą. Nie doceniają cię. Mogłabym zacząć cię torturować,
ale przecież twoje istnienie to jedna wielka męka dla WSZYSTKICH razem z tobą. Stać cię na coś więcej niż pozostanie w cieniu swoich ,,potęrznych przyjaciół” – wybucha bardzo
przerażającym, urywanym i dźwięcznym chichotem. – Oni myślął, że dasz się nabrać na ich nędzne sztuczki. Spójrz prawdzie w oczy. Z nimi nigdy nie wykorzystasz swoich talentów, a
szczegulnie tych w walce. Nie zyskasz żadnej trchwałej przyjaźni. Dołącz do mnie, a dostaniesz wszystko czego pragniesz. Rozwiążę twój każdy problem, odpowiem na każde pytanie. Będę cię
wspierała o wiele bardziej niż ci twoi nędzni herosi. Nikt z mojej armii cię nie odrzuci. Każdy cię zaakceptuje i poczujesz się jak w domu – kończy swój monolog matka tytanów, a ja używam
całej siły woli, żeby nie skoczyć z pięściami na czrną mgłę. ,,Domu”???,,Domu”??? Nigdy nie miałam domu, a uwierzcie, że jestem duuuużo starsza niż wam się zdaje.
– Zastanów się lepiej, do której strony wolisz należeć. Do przegranych półbogów, którzy służą jako pionki i zabawki bogów, którzy boją się zmiany, czy do potężnej armi prowadzonej
przez królowę nad królami. Daję ci czas do następnego spotkania-matka tytanów nie zostawia mi czasu na odpowiedz, gdyż załatwiła mi kolejną ,,niezłą rozrywkę”. Ściana przesuwa się w
moim kierunku. Podbiegam do niej próbując ją jakoś spowolnić, ale z góry sypią się kamienie wielkości minotaura. Przez dobre pare chwil udaję mi się uniknąć zmiażdżenia na placek i
zafundowania sobie lotu bez powrotu. Kiedy półka skalna jest już szerokość moich stóp wszystko nagle staję. Ogień pali mi gardło i czuję ból, który może rozsadzić mi czaszkę w tępie
natychmiastowym. Dławię się i kaszlę, wijąc się przy tym jak piskosz. W ustach czuję smak krwi, której muszę się pozbyć odrazu. Plując i wymiotując czerwoną cieczą robię przez
przypadek krok w tył. Spadam w przepaść, wrzeszczę i już jestem w innym miejscu. Coś się dzieję z całym moim ciałem. Kości stają się cięższe, stanowczo za ciężkie i nagle rozsypują
się w pył, który nadal jest diabelnie ciężki . Jeśli wiecie jaki ból towarzyszy złamaniu kości, albo lepiej jaki ból towarzyszy próbowaniu utrzymania na tej kości ciężaru stu
kilogramów, to pomnóżcie to sobie milion razy. BARDZO boli, czyż nie? Mój od dziś wróg numer jeden postarał się żeby to nie było jedynym moim koszmarem.
Zamykam oczy i jestem w jeszcze innym miejscu. Leżę na piasku, który parzy moje ciało. Z góry leje się żar. W ciągu minuty jestem spocona jak świnia, a krople potu zalewają mi oczy. Coś
albo ktoś obraca mnie na plecy. Wrzeszczę z bólu i używam słów, których wolałabym teraz nie przytaczać. Okruchy żeber, ud, obojczyków, palców i całej reszty odbijają się od mojej
skóry jak od trampoliny (wiem dziwne porównanie, ale tak naprawdę jest) i ranią ją od środka, już nie wspomnę o odgłosie, który doprowadza mnie do szału. Wszystkie moje części zaczynają
puchnąć w przerażającym tempie i pokrywają się czerwoną wysypką. Coraz trudniej jest mi oddychać i rozróżniać kształty wraz z kolorami. Słyszę kroki i śmiechy. Czuję jak ktoś mnie
kopie i wskzuję na mnie palcem. Ten sam ktoś rzuca we mnie butelkę najpewniej po winie lub piwie, gdyż śmierdzi alkoholem. Alkochol brrr. Naprawdę skąd ona wie, że go nienawidzę? Szkło
przebija moją skórę. Drżę na całym ciele i staram się nie puścić pawia. Otwieram usta i prubując nie odgryźć sobie języka wrzeszczę najgłośniej jak umiem.
– Dość, dość! Co ci po mnie skoro masz tą swoją armię – śmiech budzi się i znowu postanawia uprzykrzycz mi dzień, a raczej noc.
– Mi nie jesteś do niczego potrzebna, ale tym twoim kumplom jesteś, a ja nie pozwolę na żadne próby walki. Rozumiesz?!? – rozumiem, ale teraz nie brzmi to ani trochę zachęcająco. Zresztą mam
gdzieś tą całą Gaje i tych jej tytanów. Jestem herosem dopiero jeden dzień (jak się wszystkim zdaje), a już chcą planować całą moją przyszłość?!?
-/Ty wiesz, że nie pierwszy ani nie ostatni raz jesteś półbogiem/- odzywa się cichy, lecz stanowczy i wyraźny głos w mojej głowie.
-Tak wiem, ale mógłbyś się przymknąć? Najlepiej już na zawsze! Nie nawidzę cię!- odpowiadam zgorzkniałym tonem, nie mam bladego pojęcia czy w duhu czy naprawdę.
-/Nienawidzisz siebie, tak?/-
– Widocznie tak. I się przymknij!
– /Nie mam zamiaru/-
– Spadaj –
– /Nie/- Uznaję, że mam już stanowczo za dużo wrażeń. Szczypię się w rękę, ale wróg jeszcze zapowiada mi kolejne spotkanie jutro.
***
Otwieram oczy i wpatruję się w biały sufit.
– Obudziła się – w pobliżu odezwał się głos dziewczyny.
– Dzięki za poinformowanie- mruknęłam pod nosem.- Co się stało?-
– Hades cię uznał, a ty zemdlałaś z wyczerpania. Wszyscy mają do ciebie mnóstwo pytań- zaczęłam przypatrywać się ścianie. Musiałam wyglądać na smutną, bo Annabeth przyglądała mi
się w milczeniu.
– Sol, co ci się śniło?-
– Yyy nic. Czemu pytasz?-musiała wiedzieć, że kłamie.
– Wierciłaś się strasznie, wrzeszczałaś ,,Nie” i ,,Dość”, a poza tym prowadziłaś chyba najciekawszy dialog z Gaią jaki słyszałam – urwała na moment i dodała łagodniejszym i zciszonym
głosem.- Nie martw się. Wszyscy mamy takie sny –
– Nie, nie takie –
– Niech zgadnę: tortury, męczarnie, zapewnienia, że tam będzie lepiej?- uśmiechnęła się pod nosem i przekrzywiła głowę.
– No, mniej więcej – córka Ateny utkwiła we mnie swoje przenikliwe szare oczy, a ja zapragnęłam sprawdzić stan moich paznokci, ale wytrzymałam jej wzrok. Nie lubiłam jak ktoś patrzył się
na mnie. Czułam się wtedy bezbronne i naga. W ogóle nie nawidzę jak ktoś za bardzo interesuje się moją osobą, chociaż przez te krzyki pewnie takich ,,ktośów” będzie dużo. Podniosłam
się z łóżka, przy którym stał stolik z lekarstwami. Zaraz, jak one się nazywały? A już pamiętam- nektar i ambrozja.
– Masz chyba najbardziej oryginalne odpowiedzi skierowane do Gai –
– Co mówiłam, a co reszta robi?-
– No większość tylko się wije i wreszczy, a ty dorzucasz jeszcze coś typu ,,spadaj jej wielmożna mordo” lub ,,Idź się przywitać z Panią Sprawiedliwość”. Użyłaś kilkanaście takich
odpowiedzi -uśmiechnęłam się. Nie pamiętam tego, ale takie mamrotanie jest w moim stylu (za dużo przebywam z synem Hefajstosa).
– Gdzie jest Leo?- spytałam z ciekawości. – Pamiętam jak po zjedzeniu jego kolacji poszliśmy do lasu, bo chciał jeszcze pomóc swojej drużynie, ale coś nas zaatakowało. Dalej już go nie
było, albo go nie widziałam.-
-Nie możemy go znaleźdź. Sprawdzaliśmy chyba wszędzie- odparła starannie dobierając słowa półbogini. Właśnie wychodziłyśmy z Wielkiego Domu, kiedy mnie olśniło.
-Sprawdzaliście na polanie?-
-Jakiej polanie?- zostawiłam zdezorientowaną dziewczynę na tarasie
i zaczęłam biec w kierunku lasu.
– Stój! – Wrzasnęła Annabeth rozkazującym i ostrym tonem. Zwolniłam i podeszłam do niej. Byłam naprawdę zła, że ktoś mnie opóźnia.
– Niegdzie nie idziesz dopóki nie zjesz śniadania, a poza tym czy masz broń?-
– Nie – odparłam wzruszając ramionami i zaczęłam znowu mówić, gdyż nie chciało mi się słuchać długiego wywodu córki Ateny o tym, jaka jestem nieodpowiedzialna, dziecinna, nierozważna
blablabla itd. – Ale ja..-
– Po pierwsze nie zaczyna się zdania od ,,ale” (phi nauczycielka się znalazła),
a po drugie nie ma żadnego ,,ale”- Heroska zaczęła tupać nogą i wskazywać ręką kierunek, w którym miałam iść. Jak na złość był on o sto osiemdziesiąt stopni oddalony od tego, w
którym chciałam pójść. Zostałam zmuszona do do ruszenia się z miejsca. Usłyszałam jak burczy mi w brzuchu i przyznałam Annabeth racje. Głodna nie będę zdolna do myślenia o czym kolwiek
innym niż jedzeniu. Minęłyśmy amfiteatr, gdzie poznałam się z dziećmi od Apolla, następnie Travis i Connor Hood zaczepili nas tuż przed pawilonem.
– Dzień doberek bella señorita- powiedzieli równocześnie i każdy z nich pocałował mnie w rękę.
– Mogę drugi raz?- zapytał jeden, ale nie dał mi czasu odpowiedzieć, gdyż wdał się w kłótnie ze swoim bratem.
– Chodź- szepnęła nad moim uchem dziewczyna i pociągnęła w kierunku obozowej stołówki. Spojrzałam w stronę braci i zobaczyłam, że coś uzgadniają. Usłyszałam dwa słowa: ,,naradzić” i
,,kawał”. Cudownie, no po prostu świetnie.
– Radziłabym ci teraz uważać na to co jesz, gdzie stajesz i czego dotykasz- powiedziała półbogini.- To jest twój stolik. Na razie siedzisz przy nim sama, ponieważ Nico, twój brat rzadko bywa
w obozie- pokiwałam głową, usiadłam i dopiero teraz dostrzegłam tace wypchane jedzeniem. Mogę przysiąc, że w tej sekundzie w moich oczach pojawił się błysk zachwytu. W ciągu poprzednich
dwóch tygodni jadłam bardzo niewiele. Rok szkolny zaczął się półtora miesiąc temu ( ups zapomniałam wspomnieć o tym, że dość często urywałam się ze szkoły), więc o zdobycie jedzenia
było coraz trudniej. Widząc jedzenie jakiś bogaty nastolatek mógłby przejść obok tego obojętnie, ale ja wiedziałam jak to jest być naprawdę głodnym. Zaczęłam się przyglądać
obozowiczom. Najwidoczniej uczta miała rozpocząć się dopiero za chwile. Bywałam tu już naprawdę wiele razy, ale zawsze coś się zmieniało w obozie. Większe lub mniejsze różnice, ale
zawsze były. Najbardziej zmieniali się sami herosi. Zaraz, o czym ja gadam?,, Nie pierwszy raz jesteś herosem”, te szczątki wspomnień, moja głupia paplanina i … twarze. Twarze moich
przyjaciół, rodziny, a nawet moje? Było ich naprawdę dużo. Przypomniałam sobie kilka najważniejszych zdarzeń z… moich poprzednich wcieleń? Chyba tak. /Oczy czrne jak noc zerkają na mnie
podejrzliwie, a następnie odzywa się ostry głos ,, Nie możesz zapomnieć. Ty jesteś inna, Ty zawsze będziesz pamiętać. Prędzej czy później sobie przypomnisz.”/ Spadłam z ławki i
przycisnęłam dłonie do uszu. Piekielny zgrzyt. Kojarzycie ten dźwięk, kiedy mikrofon na apelu zaczyna ,,piszczeć”? To było bardzo do tego zbliżone tylko, że jedyną osobą, która to
słyszała byłam ja, a dźwięk rozlegał się w mojej głowie. To dzieje się za szybko, o wiele za szybko. Coś pójdzie źle. Coś strasznego. Czego nie da się przewidzieć. Zdrada, podstęp-
nie to będzie coś gorszego. Nie wiem jak to określić. Równocześnie mówię słowa i nie rozumiem ich znaczenia. Wojna napewno będzie. Może za parę miesięcy, może za pare tygodni, ale
będzie. Ona coś planuje, coś równego z zabiciem wszystkich mieszkańców Ameryki,….ale CO? -miłam mętlik w głowie. Nie pamiętam, kiedy obozowicze podbiegli do mnie, ale wiem, że nie mają
pojęcia o niebezpieczeństwie, z którego nawet ja nie zdawałam sobie sprawy. Głupie, nie? Jak teraz na to patrzę to widzę jak dziwnie musiało to wyglądać. Nagle usłyszałam przerażający
krzyk w moich myślach. Wszyscy w jednej sekundzie się zatrzymali. Wyglądali bardzo, bardzo przerażająco. Większość z nich zamarła z zamkniętymi oczami i lekko otwiartymi ustami. Pisk w
mojej głowie ustał w jednej sekundzie. Przeszywający ból opuścił moje ciało. Co się kurcze dzieję? Coś naprawdę mi tu nie gra- pomyślałam wstając. Bałam się dotknąć jakiegokolwiek
obozowicza. Temperatura gwałtownie spadła. Zaczęłam drżeć. Kto mógł to zrobić? Na drzewach pojawiła się szadź, a kryształki szronu, pokryły nadal zieloną trawę. Spojrzałam na moje
ubranie. Nie było ono już takie same. Średniowieczna, czarna suknia na ramiączkach z kilkoma warstwami halek oraz perłową różą wyszytą na środku brzucha i gorset, który skutecznie
utrudniał mi oddychanie pojawiły się z nikąd na moim ciele. Już nie miałam możliwości niedotknięcia żadnego herosa, więc przestałam się starać. Cofnęłam się o krok i wpadłam na
jakieś dziecko Ateny. Jego tęczówki zmieniły barwę z szarej na czarną, na podobnych do kłosów zbóż włosach zaczynały się ukazywać szare pasma. Obejrzałam się na resztę półbogów.
Wszyscy zmieniali swój wygląd. Po chwili stałam pomiędzy dziesiątkami szarych i zimnych ludzi. Przełamałam lęk i podeszłam do dawnej Annabeth. Dotknęłam jej ramienia. Nic się nie stało.
Poczółam strach. Nie zorientowałam się, kiedy zaczął padać śnieg. Spojrzałam na moje gołe ramiona. Pobladły jeszcze bardziej, chociaż mi wydawało się to niemożliwe. Zaczęłam biec.
Jak najdalej od tego dziwnego zdarzenia. Przez przypadek potrąciłam stół, który też stracił swój naturalny kolor. Ziemia przestała być twarda. Mebel zanurzył się w niej, a następnie
wszystko w zasięgu paru maetrów zaczęło powoli tonąć. To było coś innego niż zwykłe ruchome piaski. To była potężna moc. Uspokoiłam przyspieszony oddech i zamknęłam oczy. Nic mi się
nie przydarzyło. Raz, dwa, trzy….. . Kiedy moje AD/HD nie dawało mi już spokoju uchyliłam lekko prawe oko. W zasięgu mojego wzroku nie było ani jednej żywej duszy albo chociaż posągu.
Stałam po środku zimowego lasu. Nie miałam pojęcia co się dzieje, ale to wszystko zaczynało mnie mocno wnerwiać. Po pierwsze: Ta durna suknia plątała się przy każdym kroku i zaliczyłam
już kilka gleb. Po drugie: byłam boso i na moich włosach tworzyła się szadź. Po trzecie: Niech mi ktoś wyjaśni co tu się dzieję? Po czwarte: dobra, wymieniłam już dość przykładów. Nie
chciało mi się stać wieczność w tym samym miejscu, więc postanowiłam zbadać otoczenie, w którym się znalazłam. Jedną ręką chwyciłam nisko rosnącą gałąź. Po moim ciele przebiegł
dreszcz, a palce powoli zaczynały mi przymarzać do drzewa. Ostrożnie zrobiłam krok do przodu, ale nic się nie wydarzyło. Następny, też nic. Kolejny po raz kolejny NIC!!! Auć, szybko
oderwałam rękę od rośliny. Spojrzałam na spód mojej dłoni. Był on czerwony, lała się z niego krew i cienka warstwa skóry została oderwana. Teraz cieszę się, że nie zjadłam tego
śniadania. Chwila, stało się coś naprawdę dziwnego. Czułam się najedzona, syta i wypoczęta, a ostatnio tak naprawdę wogule nie spałam ( tylko zemdlałam, ale to się wiele różni od snu)
i ostatnim moim posiłkiem była obiado- kolacja poprzedniego dnia. Pokręcone to wszystko. Ruszyłam przez biały, lodowaty, puch i starałam się za wszelką cenę nie ugryźć się w język, co
przy minusowej temperaturze jest bardzo trudne. Poczółam się nieswojo. Strach wkradł się do mojego umysłu wraz z informacją, że nie mam przy sobie żadnej broni. Niespokojnie zaczęłam
rozglądać się na boki. Drzewa, drzewa, drzewa i…….wielkie, wpatrzone we mnie oczy bestii.
morze – może (bo w tamtym zdaniu nie chodziło o morze z wodą)
Jeśli Pomorze nie pomorze może pomorze Gdańsk. (tak mi przyszło do głowy)
Nie nawidzę – nienawidzę (raz piszesz dobrze raz źle)
Czułam się wtedy bezbronne – bezbronnA
ktośów – ktośkolwiek (albo) ktosiek
czrne – czarne
Poczółam – Poczułam
Akapity w środku zdania, kropki nie na miejscu. Później jak przestałaś dawać akapity to oczy zaczęły boleć. Każdą nową myśl powinnaś rozpocząć od akapitu. Więcej błędów mi się nie chce wypisywać. Jest ich za dużo. Polecam zacząć pisać w programie, który ma korektor. Tekst fajny, ale błędy biją w oczy. Przeczytaj ze trzy razy za nim wyślesz to może nie będzie ich tyle.
Wiem, że strasznie dużo błędów, ale to tak czy, siak mało jak na moje nocne pisanie na ipadzie (resztę prac piszę na komputerze, ale tą pisałam na tablecie, gdyż moja siostrunia zabrała mi laptop na tydzień -.- ), który nie poprawia, a jak już coś poprawia to z dobrego na złe. Bardzo przepraszam ;(
Nie ma za co. Opko jest dobre i wiem, że na tablecie ciężko się pisze… . Nad jakim tytułem się zastanawiasz? Ja myślę nad ,,Księżniczką Ciemności” albo ,,Dziewczyną spod ciemnej gwiazdy”. Wiem beznadziejne, ale nie mam lepszych pomysłów xD.
Fajne 😀 tylko do czytania trochę zniechęcają te akapity i lioty tekst. Ciekawe, jaki będzie nowy tytuł…
Twoje opko jest super, ale trochę pogubiłam się w tych akapitach. Wszystko dzieje się tak szybko, że nie nadążam. Ale ogólnie to opko jest świetne i mam nadzieję, że szybko napiszesz co dalej, bo kończyć w takim momencie to skandal 😉
Ja pomysłów na tytuł nie mam. Błędy wszystkie wymieniła Carmel. Po za tym opko jest bardzo fajne.
Też nie ogarniam o co chodzi z tymi przerwami, bo jak wysyłam to jest normalnie XD
*było
po pierwsze brawo za napisanie tak fajnego i długiego tekstu na ipadzie 😉 z własnego doświadczenia wiem że jest to praktycznie nie możliwe a co do tytułu to byle nie naznaczona itp. 😉 no a teraz jeśli chodzi o opko to rzeczywiście przydałyby się akapity akcja pędzi jak ja do księgarni po nowe książki trochę za szybka 😉 ale tak poza nie licznymi błędami opko jest zajefajne i naprawdę czekam na CD