Dedykuje pierwszą część opka Agness i Chione. Przepraszam za błędy, po prostu ciężko zaczyna się nowe opka i pisałam je o dziesiątej w nocy.
W lesie słychać było śmiech. Miedzy drzew wybiegła dziewczyna. Była bardzo ładna. Mający niemal metr smolisty warkocz świstał w powietrzu, gdy roześmiana biegła. Powyżej zgrabnego nosa, znajdowały się duże, tak mocno ciemne oczy, że niemożna było odróżnić od tęczówki od źrenicy. Ubrana była w jasną bluzę i dżinsy, a na plecach żółty plecak. Wyglądała jak zwyczajna szesnastoletnia dziewczyna, gdyby nie to, że od brwi do ucha była
chyba wytatuowana pięcioramienna gwiazda wypełnioną srebrnym kolorem.
Oparła się o jedno z rosnących buków. Spojrzała w moją stronę.
– Śpiesz się. Ona jest blisko.- szepcze aksamitnym głosem.
– Kto?!- krzyczę do niej. Ona jednak się tylko uśmiecha.
– Szukaj ich tam gdzie powinien byś.
– Ale gdzie?!- mam jej dość
Obudził mnie lwi ryk. Bogowie pomyślałam czy ja raz w życiu mogę się wyspać. Tak zanim dowiedziałam się, kim dokładnie jestem, wiedziała, że bogowie grecy istnieją. W naszej szkole mówiona nam o tym. Ale nikt nie wierzył, że mogą być ich dziećmi. A tak z innej beczki nazywam się Leda Agua (czyt.awła) i poszukiwałam mojego wnerwiającego rodzeństwa. Mój młodszy brat Tiz(zdrobnienie od pewnego imienia) zniknął trzy tygodnie wcześniej. Zanim zaginął oznajmił, że wróci w sobotę. Minął jeden tydzień. W wtorek dwa tygodnie po zaginięciu pierworodny Tom i najmłodsza Helena. Kiedy skończył się rok szkolny postanowiłam odnaleźć trio. Dziękowałam pani Moody za żywiołowy GPS. Mogłam namierzyć wyznaczonego donemika na Ziemi. Dostałam go tak na wszelki wypadek, gdyby któregoś z nas porwano.
Wstałam z śpiwora i wyszłam z namiotu. Do jednego z drzew przywiązana była biała lwica. Po bokach miała parę orlich skrzydeł. Wyraz pyska mówił, że najchętniej by mnie zjadła. Normalka.
– Hej, Alfa. Głośniej ryknąć się nie dało?-spytałam sarkastycznie. Pokazała zęby i jeszcze raz wydała z siebie głos. Pokręciłam głową z dezaprobatą. Klasnęłam w ręce. Namiot złożył się (razem z rzeczami w środku niego) w złoty sześcian. Chciałam włożyć ją do plecaka. Puknęłam się w głowę. Teczka została w złożonym namiocie.
-Głupia, głupia, głupia-szepnęłam z złością.
-Zgadzam się. Jesteś tępa.-uśmiechnęła się Alfa. Posłałam jej mordercze spojrzenie.
– Jeszcze jedno słowa, a twój ojciec się o tym dowie.
Córka król zwierząt zlękła się. Włożyłam kostkę do spodni. Z drugiej kieszeni wyjęłam coś na kształt zielonego tableta, ale wielkości komórki. Wpisałam tam imiona mojego rodzeństwa. Na urządzeniu wyświetlił się napis: Nowy Jork, Long Island. Była niedaleko Farny State Park. Czyli podróż powinna być krótka zastanowiłam się.
Godzinę później byłam prawie na miejscu. Kiedy po grzecznym proszeniu (czyt. krzykach i groźbach) prawie gryf wylądował usłyszałam przerażający dźwięk. Nagle z krzaków wyłoniła się owca wielkości samochodu z wielkimi kłami. Na zębach była wyschnięta krew. Lwipysk strząsł się jak nie powiem co i pisnął.
-To ja lecę- wzbiła się i odleciała z szybkością światła. Odwaga gryfa. Zostałam sama z hordoowcą.
– Siemasz, jak tam zdrowie?-uśmiechnęłam się do niej głupio. Ona wybrzuszyła oczy. Dało mi to czas na użycie jedynej broni jakiej miałam w tej chwili. Pomyślałam o najlepszym wspomnieniu jakie miałam. Na wewnętrznej części dłoni pojawiło się niebieskie światło w kształcie kropli , a w nim kółka. Wzięłam zamach i trafiłam przeciwniczkę prosto w nogę. Leda jeden Brzydka zero. Piekielna owieczka ryknęła z bólu i biegła prosto na mnie. Zrobiłam zręczny unik i powtórzyłam swój atak tym razem potwor dostał w oko. Powtarzałam to tak często, że ledwo robiłam uniki. Dało to przewagę bestii i przy którymś moim uniku jej szczęki drasnęły mnie w ramie. Upadłam. Poczułam jakby moje wnętrzności się gotowały. Moja krew zaczęła bulgotać Bolała mnie każda kość. Umierałam. Zamknęłam oczy. Zastanawiałam się gdzie trafię jeśli umrę. Może na Pola Elizejskie. Przecież za obrażanie brata chyba nie idzie się do Tartaru. Ale też nie przyjmą nie na Wyspę Błogosławionych. Kiedy wróciła na Ziemie to zaczęłam nasłuchiwać Nie było już słychać straszydła. Słyszałam znajome głosy.
– A nie mówiłam!- usłyszałam wysoki dziewczęcy głos. Helena?
– Niech ci biedzie. Ej, tam ktoś leży!- krzyknął męski głos. Tiz?
Ktoś podszedł do mnie. Poczułam zimną rękę na czole.
– Matko święta! To Leda!
– Nie Duch Święty. Tom, i co z nią?
Ostatnie co pamiętam, delikatny głos mówiący: zaśnij.
Helena co się stał?
HELENA
A co miało się stać?
LEDA
Nie przerwałaś mi.
HELENA
W przeciwieństwie do ciebie to mam szacunek do drugiego donemika
LEDA
Do następnej opowieści.
{Pip…Pip…Pip.Koniec nagrania drugiego}
fajne ale trochę błędów stylistycznych czekam na CD
Robisz czasem akapity w środku zdania. I jak powiedziała Kalipso robisz dużo błędów stylistycznych ;). Ale wszystko da się wyeliminować. Mnie osobieście opko podobało się bardzo. Thx za dedykę. Czekam na CD :P.
Fajne ale następnym razem zrób troszkę dłuższe (wiem jestem wymagająca xD)
bardzo podobały mi się opisy i sceny walki, oby tak dalej 😉 * w oczekiwaniu na następną część*
Co do treści nie mam zastrzeżeń. Co do formy… całkiem sporo. Powtórzenia! Kompletna tragedia interpunkcyjna! Brak kropek, przecinków… Zmiany czasu! Pozjadane wyrazy! I źle użyte! (nie da się być ubranym w plecak!) Takie rzeczy odrzucają! Czyta się wręcz tragicznie… Chyba, że ktoś ma gdzieś formę i skupia się tylko na treści. Wtedy – rewelacja! Ale nawet mu mogą przeszkadzać akapity w dziwnych miejscach i totalny chaos na sam koniec. Zmiana narracji? Dialog? Nie trzyma się całości, brak w nim całkowitej logiki!
To co się tej wrednej babie podobało, pytasz pewnie. Ano opisy, sceny walk, fabuła/pomysł i włosy bohaterki 😀
Czekam szybko na kolejną część, ale bez takich błędów jak wyżej!