Dedyka dla Adminki. 😀
Obudziłem się w pokoju.
„Ach – westchnąłem. – Ja i te moje sny…”
„Jake! – Rozległ się z dołu głos mamy.”
„Taaaak?”
„Chodź na obiad, śpisz już do trzynastej!”
„Dobrze mamo!”
Zadowolony z życia jak nigdy do tąd, ubrałem się w ubrania leżące na krześle i zbiegłem na dolne pietro. W połowie drogi zacząłem mówić.
„Mamo, wiesz jaki miałem dzisiaj dziwny sen?”
„Nie, synku.”
„No to tak: poszedłem do szkoły i…”
Nie dokończyłem. Czułem jak wręcz gały mi z oczodołów wychodzą. W gardle utkneła mi nieprzyjemna gula.
„Ekhem! – zakaszlałem.”
Nagle zacząłęm się tak krztusić, jak jeszcze nigdy.
„Co ci jest? – dopadł mnie z kuchni stłumiony przez kaszel głos mamy”
„Już nic.”
Mówiąc to odchrząknąłem po raz ostatni.
„Tylko taka chrypa – dodałem.”
Mama wyszła z kuchni. Obrzuciła mnie podejrzliwym wzrokiem.
„Na pewno wszystko w porządku?”
„Tak, tak, nie masz się o co martwić – skłamałem.”
I jeszcze raz ten wzrok. Mama chyba zawsze wie, kiedy kłamię.
Spojrzała na mnie ostatnim badawczym wzrokiem i wmaszerowała do kuchni.
Powolnym krokiem ruszyłem za nią.
Na stole obiad był już przygotowany.
Chciałem zasiąść do stołu, ale mama ostrzegła mnie, że danie jest jeszcze gorące. Wobec tego poszedłem do łazienki. Umyłem zęby. Opłukałem twarz. Już miałem wyjść z łazienki, kiedy najzwyczajniej w świecie zagapiłem się w lustro.
Moje jasno-brązowe włosy były rozczochrane jak gniazdo sroki. Oczy były tak zielone, że przestraszyłem się sam siebie. Rumiane policzki bardzo źle komponowały się z okularami. Prawdę mówiąc to lekarz kazał mi je nosić, bo ja sam bez nich czułem się świetnie.
„Jake, obiad!”
„Dobrze!”
Spojrzałem jeszcze raz w lustro. Wyglądałem jak jakiś… No nie wiem kto. Prymus szkolny? Tak, to chyba dobre określenie.
„Żegnajcie, niewdzięczne szkiełka. – Przy tych słowach zdjąłem okulary i położyłem obok.”
Teraz wyglądałem o wiele lepiej. Może miałem nawet szansę na jakąś dziewczynę w szkole?
Nagle znowu się zamysliłem o moim śnie. Nie wiem, ile trwało to czasu, ale jak mama powiedziała żebym już przyszedł, bo pomidorowa wystygnie, zorientowałem się że musiałem patrzeć w to lustro już od dobrych dziesięciu minut.
„Już idę! – krzyknąłem.”
„No mam nadzieję. Ile można czekać z tym jedzeniem? – marudziła mama. – Pewnie ci już zupełnie wystygło…”
Siadłem do obiadu i zacząłem opowiadać o moim śnie. Kiedy doszedłem do momentu zawiśnięcia na niebie i wizji dziwnej kobiety – znowu coś ścisneło moje gardło i zacząłem się krztusić.
„Mamo – wydyszałem. – Co się do diaska dzieje?”
Spojrzałęm na mamę. W jej oczach był strach. Nim zdążyłem mrugnąć, mamy już nie było. Na jej miejscu stała kobieta z wizji.
„Och… Mój synu!”
Wyciągnęła do mnie rękę.
„Dotknij mnie. – Wychrypiała. – Proszę dotknij…”
Zawachałem się.
W tym momencie kobieta znowu zamieniła się w to stworzenie z kłami, zielonymi oczyma i ostrym głosem.
„Dotykaj – warknęła. – No już!”
Uległem. Dotknąłem jej wyciągniętej dłoni.
„Uch… – wydobył się z niej pełen żalu odgłos.”
Spojrzała mi w oczy. Wyglądała jakby miała płakać.
„Jake…”
Nagle zamieniła się w złotą parę. Na jej miejscu był wąż. Olbrzymi bazyliszek.
„McWizard!!! – zawył szyderczym głosem i rzucił się w moją stronę.”
Zdążyłem już zapamiętać wiele rzędów ostrych kłów zaciskających się na mnie.
– AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! – wrzasnąłem.
„To tylko sen.” – mówiłem sobie w duchu.
Jedyna rzecz na którą miałem teraz ochotę, była położyć się na kanapie i odpocząć.
Dotknąłem czoła. Było mokre od potu. Moje ruchy były w zwolnionym tempie. Ze zdziwieniem rozglądnąłem się dokoła. Wszędzie było niebiesko.
Przypomniały mi się wszystkie wydarzenia tego dnia. Podróż na Amferze, Obóz Herosów, skok do wody… W tym momencie zorientowałem się że cały czas muszę być w wodzie.
Ogarnęła mnie panika. A jak się uduszę. A jak nikt mnie nie uratuje. Jak umrę tutaj w zapomnieniu?
Zacząłem szybko płynąć w górę.
„Żeby tylko mieć oddech, żeby tylko nie woda…”
Po trudnych zmaganiach z żywiołem wypłynąłem na brzeg. Zobaczyłem jak przede mną stoi wiele ludzi w greckich zbrojach. Byli tam chłopcy i dziewczyny, siedmiolatki, oraz siedemnastolatki.
– No hej ludzie, ratujcie Eddie’ego! Wpadł do morza.
– Kto to Eddie? – z tłumu wystąpił blondyn.
– Mój przyjaciel, który chodzi, ma owłosione nogi i ciągle robi „BEEEEE!”.
– Odsunąć się! Odsunąć się! – Dochodził głos z daleka.
Tłum się rozstąpił. Środkiem przegalopował jakiś koń… Albo człowiek, trudno powiedzieć. Pewnie odrąbali koniu głowę, człowiekowi nogi i w wyniku operacji genetycznych złączyli konia z człowiekiem. Obrzydliwość.
Człowiek I Koń Genetycznie Zmutowani podbiegli do mnie.
CIKGZ spojrzał na mnie uważnie.
– Jak się nazywasz?
– Jake McWizard.
– Jak tu przybyłeś?
– Przyleciałem.
– Czym?
– Nie wiem dokładnie.
– A jak wyglądało?
– Jak gryf.
Wzrok zmutowanego stworzenia złagodniał.
– Wiesz kim jesteś?
– Eddie mówił, że herosem. Znaczy się, półbogiem.
– Kto to Eddie?
– Mój przyjaciel. Wyglada jak satyr.
– Chodź ze mną.
Po tych słowach objął mnie ramieniem i razem poszliśmy do wielkiego domu.
* * *
Ta rozmowa była chyba najgorsza w moim życiu. Dowiedziałem się od tego CIKGZ że nazywa się Chejronem. Opowiedział mi o herosach, bogach, nimfach, potworach, magicznych stworzeniach (takich jak on), mgle i w końcu o Obozie Herosów.
Czułem się podniecony.
Walki z potworami? Super!
Moce herosa? Hohoho!
Najbardziej jednak niepokoił mnie mój boski rodzic.
Kim mógł być? A może mogła?
Później Chejron wyprowadził mnie z domu i pokazał cały Obóz.
Miejsce walk, jadalnia, sciana wspinaczkowa, domki…
Opowiedział mi o każdym bogu.
Szliśmy dalej. Wszyscy zaczęli się na mnie gapić. A może na moje włosy.
– Chejronie, dlaczego oni się tak na mnie patrzą?
Chejron uśmiechnął się i spojrzał na mnie. Radość zeszła z jego twarzy.
– Przydzielony. – szepnął.
Podniosłem głowę do góry. Nad moją głową widniał znak.
Była to moneta wygladająca jak labirynt z lotu ptaka.
Chejron syknął.
– Syn Hekate.
Wiele pytań krążyło mi po głowie. Czułem jak mi pęka. Nagle zaczęła się burza. Lało i grzmociło.
– Syn zdrajcy. –Słyszałem głos w głowie.
Fajny rozdział Jestem ciekawa o co chodzi ze zdrajczynią… . W czym Hekate zawiniła? Pisz po raz kolejny bo cię dopadnę… 😉
Hekate w wojnie z tytanami była po złej stronie. 😉
Znaczy się, z tytanami.
To, a kurat wiem. Aaaaaaaaaaaa tu chodzi o to! Więc w twoim opku jeszcze jej mają to za złe… .
Nieeeeee…
To się dzieje w czasie Bitwy w Labiryncie…
😀
Literówki (znowu [słownictwo])!!!
[Coś ją trafia więc, by nie zwariować, zaczyna tłuc głową o ścianę]
CIKGZ rządzi! 😀 Opowiadanie jest fajne, nawet bardzo, ale to jest prawie sam dialog! Prosze o więcej opisów, jeśli można. Ale i tak bardzo lubię to opko.
Wielki Dom – z dużej! MIODZIO, nie Amfer! A tak to fajne 😀
Błędy już zostały wymienione, ale nie było ich dużo, mam jeszcze jedno zastrzeżenie. Jak piszesz dialog np. ‚- Przydzielony. – szepnął.’, to po słowie podzielony, nie stawiaj kropki, tylko ‚- Przydzielony– szepnął.’ Ale to taki drobiazg. Bardzo fajne, pisz szybko i błagam dłużeeeeeeeeej
Trzeba było mi to napisać wcześniej kiedy się to dzieje ale jak znam życie i tak bym wymyśliła jakieś głupie pytanie Proszę też więcej tekstu dla mojego ulubieńca – Miodzio zasługuje na najlepsze 😉
Opowiadanie boskie, Jake mnie uwiódł 😀 Błędów się nie czepiam, ponieważ sama je robię ;pp (w sumie to zauważyłam je dopiero wtedy, kiedy zaczęłam czytać komentarze) Podoba mi się twój styl pisania i z niecierpliwością czekam na więcej 😉
Bardzo ciekawe;> Chodź poprzednia część mi się bardziej podobała ;d Nie wiem czemu, ale jakieś takie wrażenie:)