Następnego dnia postanowiłam nikomu o tym nie mówić ,co mi się przyśniło. Nie chciałam wzbudzać w obozie żadnych podejrzeń. Poza tym ,oferta kobiety z piachu była kusząca ,lecz bałam się jej. Nie potrafiłam jej zaufać. Obiecałam sobie ,że nigdy się z nią nie spotkam ani nie wyjdę na żadne spotkanie w jej celu. Później się ubrałam I poszłam do pawilonu na śniadanie.
W budynku panował chaos. Cały tłum nastolatków zebrał się dookoła kogoś lub czegoś. Gdy podeszłam bliżej zobaczyłam rudowłosą dziewczynę ,która miała przerażająco zielone oczy , a z jej ust wypływała zielona mgła. Szmaragowe drobinki kryształów krążyły dookoła nastolatki.
–Potępienia dozna ten , który podda się.
Królowa ta, od której to się zaczyna,wojnę na śmierć I życie rozpoczyna.
Cały świat w gruzach stanie, gdy Hekate się przełamie.
Wojnę zakończy tylko ta, która ma od niej dar.
Po tym ,co wygłosiła,upadła na ziemię. Dzieci z domku Apollina, jak się domyśliłam, podnieśli I zanieśli dziewczynę do jaskini na wzgórzu za domkami.Chejron , który był niedaleko mnie, przygalopował I oznajmił że to Wyrocznia , która właśnie wygłosiła jakąś ważną przepowiednię.Potem zaprosił mnie do siebie. Oczywiście wysłuchałam go I skierowałam się do Wielkiego Domu. Centaur poprosił bym wypiła czekoladę ,którą mi dał, a potem ,żebym go wysłuchała.
-Lyro, jak wiesz w przepowiedni jest mowa o samej bogini Hekate.Wyrocznia daje nam przepowiednie wtedy, kiedy ma nastąpić nowa misja. A jeżeli jesteś córką bogini o której mowa , masz wziąć udział w tej misji. Oczywiście możesz odmówić. Jeszcze nic nie zaplanowaliśmy I nie wiemy jaki cel będzie tego zadania, więc masz jeszcze dużo czasu by się zastanowić.
-Chejronie,czy to oznacza że będę musiała walczyć z potworami?-zapytałam.
Mężczyzna głęboko westchnął.
-Owszem, ale po większych ćwiczeniach I przygotowaniach dasz sobie radę. Teraz się zastanów, póki możesz.
Zaniepokoiły mnie te ostatnie słowa.Wyszłam z domu I pomaszerowałam w strone jeziora kajakowego. Nie mam nawet miecza, żeby walczyć z tymi ochydnymi stworzeniami. Usiadłam na ławce I zaczęłam rozmyślać, jednak nie trwało to długo,gdyż dzieci z domku Hefajstosa(rozpoznałam po osmalonych buziach) zaczęli mnie ciągnąć do ich domku.
-Lyra chodź! Coś ci pokażemy!-krzyczeli.
-No chodź!
-Ale czekajcie! Gdzie?!
-Zobaczysz!
Po nieustannym ciągnięciu mnie za nadgarstki miałam potem odciski I siniaki.Mieli mocny uścisk, ale się im nie dziwię. Herosi pobiegli do warsztatu I kazali mi czekać w domku. Cały pokój był “mechaniczny”. Niektóre łóżka miały przyciski , a przy jednym z nich zauważyłam zdjęcie młodego chłopca. Wyglądał na czternaście, piętnaście lat? Nie zważałam na to . Jednak chłopak był przystojny. Jego kręcone kędzierzawe włosy I rozbawiona buzia onieśmieliła mnie. No co? Ładny gostek. Niestety za długo nie nacieszyłam się zdjęciem ,gdy koledzy przynieśli I wcisnęli mi w ręce coś zawiniętego w kozią skórę.
-Otwieraj!-krzyknął jeden z nich.
W śród tłumu zaczęły krążyć szepty. Otworzyłam zawiniątko I zobaczyłam na moich rękach mieniącą się kolorami różdżkę. Cała była wykonana z niebiańskiego spiżu, jak się dowiedziałam. Ogólnym wyglądem była piękna. Przy moich dłoniach zajaśniał wygrawerowany napis Lyra Ratt.
-Dziękuję,naprawdę nie musieliście.-powiedziałam z zachwytem.
-E tam! Wkońcu dzięki tobie będzie jakaś misja!-powiedziała dziewczyna z bandamką na głowie.
-Ale ja nie wiem jak wam się odwdzięczyć, poza tym prawie was nie znam.-odparłam.
-Nie odwdzięczaj się. Najpierw zapoznaj się z instrukcją obsługi!-wzięła różdżkę I zaczęła pokazywać.-Głowica ma specjalnie stępiony koniec,gdy stukniesz nią trzy razy w dłoń przeistoczy się w broń jaką sobie zamarzysz.-w tym momencie dziewczyna lekkimi trzema walnięciami przemieniła różdżkę we włócznię.
-Łał! Dzięki. Napewno się przyda do misji.-powiedziałam.
-To jednak się zgadzasz?-zapytała.
-Myślę, że nie należy jej dręczyć tymi pytaniami.- z tłumu wystąpił chłopiec o kręconych włosach I złotym pasem na narzędzia przy biodrach. Na policzku widniała mała plamka smaru. Spocony od pracy wydawał się jeszcze bardziej piękniejszy niż na zdjęciu.-Niech Lyra się zastanowi, jeszcze ma dużo czasu. A teraz wszyscy idźcie do bunkra, trzeba pracować nad statkiem,bo nie zdążymy przed misją.
Wszyscy się rozeszli z markotnymi minami,ale młody mężczyzna ,który przed chwilą wybawił mnie z pytań, stał nadal tam gdzie stał wcześniej.
-Jestem Leo Valdez.Miło mi.-przedstawił się podając mi rękę.
-Yyy…Lyra Ratt,mi też. Dzięki.-uścisnęłam ją delikatnie(byłam głupia, uznając, że mogę mu ścisnąć rękę za mocno , tę silną, męską rękę).
-Nie ma sprawy, wkońcu jestem tu dowódcą, nie bez powodu.
Uśmiechnęłam się, a on odpowiedział mi na zaczepkę.
-Nad jakim statkiem pracujecie?-zapytałam.
-Argo 2 , długa historia, kiedyś może się dowiesz. Zaraz pora obiadowa, idę im pomóc , cześć Lyra.
-Cześć.
Pierwsze wrażenie? O matko ale on jest cudowny!Drugie wrażenie? Jest starszy ode mnie tylko o dwa lata(ewentualnie trzy)!Wyszłam z domku I postanowiłam wypróbować moją różdżkę , która znowu przemieniła się do swojej poprzedniej postaci.
-Abra cadabra!-nic się nie stało gdy to powiedziałam.
Pomyślałam , no dobra jeżeli czegoś teraz nie wyczaruję to chyba umrę. Przypomniała mi się galareta ,którą jednak to ja sprawiłam ,że się znalazła w Obozie. Wtedy chyba intensywnie myślałam o tym przedmiocie ,tak? To spróbuję. No dobra,co by tu…czekolada. Czekolada. Niech na tym biurku pojawi się czekolada. Otworzyłam oczy , nic. Może to trzeba bardziej się skupić?Okej,myśl o czekoladzie. Czekolada,w tym pokoju ma natychmiast pojawić się czekolada! Huuk! Nagle ze wszystkich stron zaczęła wypływać czekolada I zapełniać pokój.
-O nie! Jak to zatrzymać?!-mówiłam o siebie.-Mogłam wybrać orzeszki. W nich przynajmniej się nie utopię.
Nie zastanawiałam się dalej, wyszłam z domku ,a za mną lał się strumień czekolady.
Cały obóz się ze mnie śmiał. Obozowicze bawili się w połykanie czekolay. Nie wiedziałam jak to zakończyć. Byłam strasznie zdenerwowana.
-Zatrzymaj się!!!-krzyknęłam z całych sił.
Czekolada podniosła się do góry I strzeliła w ziemię nie pozostawiając po sobie ani śladu. Herosi patrzyli na mnie nerwowo z wytrzeszczonymi oczyma. Wielu z nich, byli usmarowanymi czekoladą herosami. Leo, wyszedł z tłumu I pociągnął mnie za rękę w stronę lasu. Byliśmy już, jak się domyśliłam, w połowie drogi. Dotarliśmy do rzeki, która była nadzwyczaj spokojna.
-Umyj się.-wskazał na rzekę.
Myślałam ,że zwariował,ale posłuchałam się go. Woda była lodowata! Ale wytrzymałam siłą woli. Wymyłam ubrania I część ciała z czekolady. Po chwili wyszłam I byłam mokra jak kura.Leo wyciągnął rękę I nagle z jego dłoni wypłynął strumień ciepłego powietrza , który mnie wysuszył.
-Jak ty…-wymamrotałam ze zdumienia.
-To nic. Jesteś sucha?
-Tak,ale jak ty to zrobiłeś?
Po chwili znowu wyciągnął rękę ,z której wyczarował tańczące płomyki na skórze.
-To prawdziwy ogień!
-Taki dar mają tylko nieliczni, w obozie tylko ja.
-Fajnie by było mieć taką moc.-zamarzyłam.
-Ty masz coś o wiele lepszego, masz magię. Możesz wyczarować wszystko cokolwiek ci się podoba. Masz taką moc, że możesz nawet kogoś wskrzesić. Możesz zrobić wszystko, jeśli tylko zechcesz.
-Ja…nie wiem nawet jak ją kontrolować.Jeżeli mam taką super moc, to nic mi nie daje, bo nie umiem z niej korzystać.
-Pomogę ci. Sam się uczyłem, to ciebie też nauczę, dzisiaj o ósmej w lesie. Tylko uważaj na potwory , I bierz ze sobą różdżkę, jakby co. Dozobaczenia.-odszedł.
Nie mogłam uwierzyć że najprzystojniejszy chłopak w obozie będzie mnie uczyć magii! To niesamowite! Oczywiście na to spotkanie musiałam się jakoś przyszykować, żeby nie było. Wróciłam inną drogą do swojego domku. Gdy weszłam ,nawet nie było plam ani śladów po czekoladzie. Ucieszył mnie ten fakt, po czym skierowałam się do łazienki. Popatrzyłam na lustro I doznałam szoku. Moje brązowe kręcone włosy były roztargane ,a ubrania nie nadawały się już do noszenia. Wzięłam gorącą kąpiel I założyłam najlepszą koszulkę I spodnie jakie miałam z Obozu. Chciałam się popsikać perfumami, ale wygląałoby to jakbym się la niego stroiła. Chwila, a tak nie było? Nieważne. Nadchodziła piąta. Czas kolacji. Poszłam do budynku jadalnego. Usiadłam sama przy stoliku I zaczęłam konsumować. Przez chwilę zastanawiałam się co robi ojciec, ale po chwili spojrzałam na stolik Hefajstosa. Leo już na mnie patrzył. Ta chwila była trochę dla mnie niezręczna, gdyż byłam w nim zauroczona po uszy. Uśmiech na jego twarzy był cudowny. Puścił do mnie oko po czym wskazał na zegarek. Z palców ułożył liczbę osiem.Od razu domyśliłam się o co chodzi. Pamiętałam o spotkaniu. Odpowiedziałam uśmiechem I skierowałam się do ogniska ofiarnego.Matko, jeśli gdzieś tam jesteś, odezwij się do mnie, proszę. Wątpiłam w to, że moja prośba się spełni,ale miałam też odrobinę nadziei ,że tak będzie. Chciałam zadać jej tyle pytań. Nie miałam na razie czasu na rozmyślanie o mojej matce ,gdyż dochodziła godzina ósma. Gdy wróciliśmy do domków, a cały obóz stanął w ciemnościach, po cichu wykradłam się , by nikt mnie nie zauważył. Skierowałam się do lasu.
Fajnie Ci wyszło, muszę to przyznać. Ale, na Boga, literówki!!! No błagam, jak można pisać ochydnymi???
Dobra, sorry za krytykę. Nie licząc ortografii, to niezłe. Czekam na następną część 😀
Głodujesz? Bo zjadłaś literkę. Ale ok, się zdarza. Za to przecinków Ci nie wybaczę! piszesz „cośtamcośtam ,cośtam”, a powinno „cośtamcośtam, cośtam” być! Najpierw przecinek, potem spacja!
Chełbio modra, opowiadanie jest świetne (czekoladka 😀 ), ale popracuj nad tym, co wypisałam powyżej, ok? PROOOOOOSZĘ!
Fajne tylko, że było kilka literówek, a po za tym było fajnie.
Nie kończ w takich momentach! Wciągnąłem się. Naprawdę super opko. Fajnie to opisujesz. Poza tym jak to już pisałem: kocham magię i dzieci hekate.
O jeny!!!!Dzięki, dzięki, dzięki!! Bo chyba o mnie chodzi w dedyczce co?