Dla Neptunii, Chione oraz dla Thali2 za te wszystkie cudowne opowiadania Aha i dla wszystkich którzy kochają smoki i drakony jak ja 😀
Ryk zwierząt… Delikatny głos Alien… Obudź się. – nakazywała mi wilczyca. Nie – pomyślałam – Jestem córką boga snu, daj mi wreszcie się wyspać!- odpowiedziała nerwowo ta część mojego umysłu która już nie spała. Obudź się! -Alien była czymś zdenerwowana. Nie obchodziło mnie to. Chciałam tylko spać. Di immortales, dziewczyno! Jesteś na środkach nasennych! – wkurzyła się na dobre moja towarzyszka. Chwila… Środki na senne? Jakie środki ? Zwierzęta? Alien gdzie my je…? – w tym momencie otworzyłam wreszcie zaspane oczy. Leżałam na twardej, kamiennej podłodze. Ściany wyglądały jak w lochach. Obdrapane, pomazane krwawym grafiti… Tak, najwyraźniej więźniowie podpisywali się na ścianach… czymś co podejrzanie lśniło szkarłatem. Myśl że mogła to być krew była trochę zbyt obrzydliwa by się nią przejmować. Ty naprawdę nic nie pamiętasz? – zdziwiła się wilczyca. A co mam pamiętać? -oburzyłam się-Obudziłam się właśnie w jakimś lochu, podczas gdy wczoraj jeszcze ganiałam po lesie razem z Niranem! Właśnie, gdzie on jest?!-
powiedziałam dopiero teraz zdając sobie sprawę, że rozmawiam z wilczycą w myślach. Pewnie w innym lochu, sherlocku?
-Co się działo, Alien? Co mam pamiętać? -spytałam już na głos, z niepokojem.
-Zabiłaś drakona indyjskiego, Liso – odparła z powagą.- I to na arenie.
Dopiero teraz powróciło wspomnienie.
Stoję na piasku zbroczonym krwią. Na dodatek własną. Tłum krzyczy. Rzymski wódz przygląda mi się z zaciekawieniem. Jego wzrok przypomina raczej spojrzenie wilka w stronę sarny. Zimne i bezlitosne. Całe koloseum zapełnione jest publicznością. Krata z tego co wydawało mi się wyjściem, powoli ze zgrzytem się rozsunęła. Z mroku wyłoniła się para czerwonych oczu. Jak automat podnoszę broń i ruszam w tamtą stronę. Po kilku krokach jednak zatrzymuję się. Nie zaatakuję pierwsza… Zrobię to wyłącznie w obronie. Atakuj- szepcze w moim umyśle jakiś głos. Zamknij się – odpowiadam z pogardą. Powoli z czeluści lochu wyłania się łeb potwora. Owacje widzów na chwilę zamilkły. Złota łuska lśni jakby była zrobiona z czystego złota. Ślepia patrzą bezlitośnie w moje oczy. Rogi na głowie potwora lśnią bielą, ale nie taką czystą. To raczej biel kości, objedzonych dokładnie z mięsa. Potwór wychodzi powoli z więzienia. Zgrzyt pazurów o kawałki kamieni wwierca się w uszy niczym dźwięk świdra. Gdy cały wszedł w pole mojego widzenia, otrząsnął się jak pies. Nie miał skrzydeł. Wyglądał ja przerośnięty jaszczur pałający rządzą mordu. Cofam się o krok. Tłum zagrzewa do walki. Toczę wewnętrzną walkę z głosem w mojej głowie. Zabij – mówi głos. Nie, nie tutaj. Nie na arenie. -odpowiadam. Po chwili głos jednak zwycięża i moje oczy zalśniły chęcią walki. Drakon rykną ogłuszająco. Publiczność znów krzyknęła zachęcająco. Łeb zwierzęcia szybko niczym błyskawica zaatakował. Ale ja nie czekałam. Zrobiłam unik i cięłam w go w szyję. Miecz Akteona odskoczył od łusek krzesząc iskry. Wycelowałam, dokładnie w granicę między łuskami, ale tyko zadrasnęłam potwora. Zaryczał i począł atakować z jeszcze większą starannością. Z trudem odskoczyłam od strumienia ognia którym zionął mój przeciwnik. Po wielu unikach poczułam zmęczenie, rozdzierające mięśnie nóg. Zakończ to. Zabij! -wyszeptał głos. Opierałam się, lecz po chwili ktoś odebrał mi władze nad ciałem. Nogi wyskoczyły w idealnym momencie, prześlizgując się między płomieniem, a gibkim ogonem. Wskoczyłam potworowi na grzbiet. Celuj w oko… -odezwał się znów. Czy to jest głos drakona? -zadałam sobie nieme pytanie. W odpowiedzi otrzymałam ciepło wlewające się do umysłu. Radosne chwile, szczęście. Ręce same uniosły miecz. Spojrzał w stronę wodza Rzymu wredny uśmieszek utkwił w moich dłoniach. Nie…- pomyślałam. Lecz miecz opadał nie ubłaganie.
-Nie!!! -krzyknęłam.
Wciągnęłam mocno powietrze. Siedziałam na kamiennej podłodze. Nie na piasku zbroczonym krwią gladiatorów.
-To nie prawda… -wyszeptałam.
Jakim cudem ten rzymski przywódca, kontrolował moje zmysły? Lecz głos…
-To był Drakon*. -powiedziałam.
Alien spojrzała na mnie pytająco, więc opowiedziałam bez ozdobników całą historię. Usłyszałam kroki. Mrok mojego więzienia, rozjaśnił się na chwilę. Do lochu weszło czterech strażników z pochodniami. PO kilku sekundach do więzienia wmaszerował wódz Rzymu którego widziałam podczas walki- cezar. Z dumnym, ale nie co wrednym uśmiechem podszedł do mnie. Uśmiechnęłam się pogardliwie i wstałam.
-Pogromczyni drakona… -wymówił te słowa dobitnie patrząc mi w oczy.
Nie okazałam lęku.
-Nie ja go zabiłam.-odwzajemniłam twarde spojrzenie.
Błyskawicznie wyciągnął z pochwy miecz przytykając go do mojej szyi.
-Okaż szacunek zważając na to, że za chwilę czeka cię kolejna walka.-powiedział pogardliwie.
Nie cofnęłam się wręcz przeciwnie. Zrobiłam coś najbardziej szalonego co mogłam. Z szybkością geparda wytrąciłam miecz z jego ręki i chwyciłam w swoją. Błyskawiczna zmiana ról zaskoczyła go, ale tego nie okazał. Teraz ja miałam w ręku broń. Chciałam go zabić. Ale czułam opór do zabicia bezbronnego człowieka. Wtedy ból przeszył moje ciało. Zgięłam się i wypuściłam broń z ręki. Tysiące sztyletów rozdzierało moje ciało. Wtem równie nagle jak się zaczął ból ustał. Spojrzałam w stronę cezara, ale już go tam nie było. Dostrzegłam jedynie strażników wychodzących z pomieszczenia. I głos przywódcy:
-Zobaczymy czy tym razem będziesz miała takie szczęście…
-Jak on to robi?- spytałam Alien gdy zniknął już wraz ze swoją świtą.
Nie wiem, ale to nic godnego zazdrości- odpowiedziała wilczyca.
-Z pewnością- odpowiedziałam.
Kolejne dwie godziny spędziłyśmy na ponurych konwersacjach dotyczących mocy i zdolności. Udało mi się jakoś zdrzemnąć na półgodziny (nie chcący), ale to miejsce miało jakieś specjalne zabezpieczenia czy coś. W każdym razie i tak nie mogłam stąd uciec bez Nirana. Gdym wtedy wiedziała jak szybko go znajdę! Do celi weszło kilku strażników. Dwóch mnie przytrzymało, a reszta założyła zbroję i przypięła pas od miecza z pochwą. Później mrok się stopniowa rozjaśniał gdy prowadzili mnie korytarzem. W końcu doszliśmy do kraty, takiej jak ta z której wyłonił się Drakon. Tu otrzymałam hełm z niebieskim pióropuszem i miecz, po czym prędko wypchnięto mnie i zamknięto kratę. Wyszłam na środek. Tym razem chciałam odmówić walki. Publicznie i bez wstydu. Gorący piasek chrzęścił pod stopami, miejscami był zabarwiony na czerwono. Chwyciłam mocniej miecz Akteona. Z drugiej strony Koloseum, właśnie rozsuwano kratę. Z lochu wyszedł nie kto inny jak Niran. Mimo że ubrany był w zbroję, a na głowie miał hełm z czerwonym pióropuszem od razu go poznałam. Podchodził do mnie, nie spiesząc się, powoli. Szedł z jakimś podejrzanym wyluzowaniem. Myślałam że mnie nie poznał dopóki nie zauważyłam co robił Cezar. Wpatrywał się w niego intensywnie jakby pragnął wypalić w nim dziurę. O, nie ! Tego już za wiele! Zginiesz cezarze! – pomyślałam. Lecz nie dane mi było snuć planów o jego śmierci, gdyż w tej chwili mój brat zaatakował. Odparłam go. Finta, cios, sztych i cięcie. Cios i finta… Walka toczyła się dalej podczas gdy ja wrzeszczałam na Nirana żeby się wreszcie obudził.
-Niran…-wymamrotałam przez łzy- obudź się chłopie!
Wykonał zwinny unik i hełm spadł mu z głowy. Zobaczyłam jego twarz tę samą co w dniu spotkania Hypnosa. Ale oczy… Oczy już nie były te same. Biła od nich groza, zemsta. Za co? Nie wiadomo. Zgrabną fintą zranił mnie w ramię. Krwawa pręga biegła od łopatki i zatrzymywała się w połowie odległości do łokcia. Wtedy spróbowałam czegoś szalonego. Zrobiłam manewr wytrącający broń z ręki. Było to bardzo trudne i do tej pory jeszcze dobrze tego nie opanowałam. Poszczęściło mi się. Miecz Nirana wylądował na piasku. Przytknęłam mu czubek miecza do szyi. Ale zamiast go zranić, trzasnęłam drugą ręką w policzek.
-Obudź się, Niran! Wiejemy z tąd! -krzyknęłam na niego.
Zadziałało. Otworzył szerzej oczy w których zalśnił na nowo dawny blask.
-Gdzie my…?
-Nie ważne! -przerwałam mu.
Biała smuga zmierzała ku nam z plecakami w zębach.
-Alien!-ucieszyłam się.
Spadamy! Szybciej istoty ludzkie! – wykrzyknęła. Puściliśmy się biegiem w kierunku loży cezara. Roztrąciliśmy strażników i ku zdziwieniu władcy, Wyskoczyliśmy dokładnie naprzeciw niego. Przebiegłam szybko raniąc go w rękę i pomknęłam dalej. Zawył z wściekłości. Ale my już biegliśmy w kierunku wyjścia roztrącając ludzi. Wypadliśmy na zewnątrz i z okrzykami radości wybiegliśmy z Koloseum. Z nieba zapikowała ku nam Miriam. Wskoczyłam na Alien, a mój brat na skrzydlatą klacz. Biegliśmy wśród zdziwionych rzymian, pragnąc wydostać się za miasto. Gdy dopadliśmy do bramy, w ostatnim momencie prześlizgnęliśmy się przez zamykającą się kratę.
Półgodziny później siedzieliśmy przy ognisku, zaśmiewając się z miny cezara i strażników.
*Napisany dużą literą. Od tamtej chwili bohaterka nabrała szacunku do Drakona, mówiąc to jako imię.
Fajne, fajne. Znalazłam parę błędów, np.:
Spojrzał w stronę wodza Rzymu wredny uśmieszek utkwił w moich dłoniach.
Ale tak to super. zaciekawia, bardzo
ucieczka z Koloseum fajnie 😉
Troszkę błędów, ale opko za**iste :D. I thx wielkie za dedykę. Jakby co, to czytałam poprzednie częściaki, jednak zapominałam skomentować.
Spoko 😉 I tak się cieszę że WGL ktoś czyta
trzy słowa: cud, miód i orzeszki. Naprawde lubie to opko, tylko niezbyt Hypnosa.
Opisując walkę z drakonem trochę pomieszałaś czasy. Zaczęłaś w teraźniejszym, później drakona opisałaś w przeszłym, a walkę znowu w teraźniejszym. Jak dla mnie cały tamten akapit powinien być w jednym czasie. Pomijając to to super opko, a ponieważ jestem na tym blogu od niedawna po przeczytaniu czwartej części musiałam się cofnąć do wszystkich poprzednich. No i bardzo mi się spodobało.
CUD