Oto następny rozdział mojego pierwszego opka. Mam nadzieję, że się spodoba i dedykuję to wszystkim, którzy czytają i komentują, poprzednie rozdziały. Pozdrawiam Annabeth24
[Miranda]
Miałam w nosie, co może być w tym domu- tam była moja babcia.
Weszłam do środka. Przeszłam przez korytarz. W kuchni i w salonie nikogo nie było. Zobaczyłam jak Jane wychyla się z sypialni babci i kręci głową przecząco. Czyli tam też pusto. Po woli zaczęłam wchodzić po schodach. Każdy stopień, skrzypiał inaczej- jeden głośniej, drugi ciszej. Zawsze denerwowało mnie to, kiedy w środku nocy wracałam do domu i nie chciałam obudzić babci. Obejrzałam się. Mike i Jane, stali za mną. To dodało mi trochę odwagi. Podeszłam do pierwszych drzwi, które samotnie stały we wnęce i powoli nacisnęłam klamkę. Zajrzałam do mojego pokoju. Zastałam tam moje szkice, ołówki i projekty walające się na biurku i przy łóżku, babcię w szlafroku popijającą herbatę i jakąś kobietę, która stała przy biurku, przeglądając moje projekty na architekturę. W ręku trzymała filiżankę z jakimś gorącym napojem.
Kobieta była cudowna. Jej oczy, które wyglądały jak burzowe chmury były naprawdę wielkie. Miała długie rzęsy, które dodawały jej wiele uroku. Nos miała lekko zadarty i szpiczasty a usta były nie do opisania. Nie za szeroki ani nie za małe. Wąziutkie brwi nadawały jej twarzy powagi i wyrazu zamyślenia.
Jej włosy, choć kręcone ułożone były doskonale. Opadały na jej ramiona i plecy. Kolor włosów był dość nie typowy, tak jak mój- głównie brązowe, ale widać było też inne odcienie brązu i złota.
Ubrana była w beżowe spodnie, które cienki, brązowy pasek podtrzymywał na jej wąskich biodrach. Na jej idealnych stopach miała brązowe baleriny. Luźny sweter był idealnie dopasowany do koloru butów. Rękawy zakasane były za łokcie. Na jej kremowej bluzce widać było delikatny zarys jakiś gałązek. Z tego, co pamiętam z botaniki, chyba to były gałązki oliwne. Na szyi zawieszone miała trzy długie wisiorki- jeden z sową i trzy z jakimiś piórami. Była wysoka i szczupła. Nigdy nie widziałam tak zgrabnej osoby. Można nawet powiedzieć, że biła od niej jakaś łuna…nie, to złe stwierdzenie. Kobieta wręcz promieniowała mocą.
Babcia zobaczyła nas pierwsza i uśmiechnęła się szeroko.
-Jesteście moje kochane. Usiądźcie, nie stójcie tak.
Usiadłam z Jane na łóżku a Mike na krześle przy szafie.
Kobieta popatrzyła się na nas, ale nie odzywała się jeszcze.
-Widzisz, mówiłam, że sobie poradzą.
-Babciu nic ci nie jest? Poradziłaś sobie bez nas?
-Tak Mirando, oczywiście. Musimy porozmawiać o waszej misji- powiedziała.
-Wiesz?- zdziwiła się Jane. – Skąd?
-Oj, ja już mam swoje sposoby.
Wtedy odezwała się nieznajoma.
-Wyrosłyście i zmieniłyście się odkąd was ostatnio widziałam. Jesteście bardzo podobne do Olivii.
-Znałaś naszą mamę?- zapytałam.
-Oczywiście. Była najbardziej zdolna ze wszystkich. To znaczy ze swojego rodzeństwa, oczywiście. Apollo przewidział, że jej dzieci będą wyjątkowe, więc kazałam opiekować się wami Nike- kobieta wskazała na naszą babcie, która nagle zmieniła się- stała się śliczną kobietą długich czarnych włosach.
-B-babcia?
-Nie, Nike. Jednak możecie mówić na mnie Wiktoria. Wolę moja rzymskie imię- jest piękne. Takie godne i dostojne. Mówcie mi ciociu Wiktorio, dobrze?- powiedział kobieta, która przed chwilą była moją babcią.
-Nadal będziesz piec nam te ciasteczka?- spytała Jane, ale Nike tylko się uśmiechnęła. Kobieta, która przed chwilą oglądała moje rysunki usiadła teraz na biurku.
-Jesteście córkami boga i heroski, która była bardzo bliska zostania bogiem. Była umiłowana przez swoją matkę. Jesteście w trzech czwartym bogiem a nie pół bogiem- powiedziała Nike.
-Wasza mama po trzech miesiącach odkąd się urodziłyście uciekła z domu i przyszła na Olimp. Tam, ja i wasi rodzice ustaliliśmy, że lepiej będzie dla was jak Olivia uda się do innego miasta a was wychowa Nike.
-Wiktoria, jeśli można. Już, któreś stulecie proszę cię o to.
-A, kim ty tak właściwie jesteś, że cały czas mieszasz się w nasze życie. Może na przykład ja, wolałabym wychować się z matką- powiedziała Jane.
-To było dla waszego dobra- warknęła a jej oczy pociemniały a tak właściwie pochmurniały, bo widać w nich było chmury.
-No, ale nadal się nie przedstawiłaś.
-Nie poznałyście?
-Jesteś mamą naszej mamy. Jesteś Ateną- wyjąkałam. Podejrzewałam to od początku, ale bałam się powiedzieć. To wszystko stało się tak szybko, że nawet nie zdążyłam pomyśleć.
-Mówiłam, że są bystre?- powiedziała Nike i znów napiła się herbaty.
-Tak, jestem waszą babcią- powiedziała Atena.
Popatrzyłam się na moich towarzyszy. Jane na chwilę zbladła, ale potem znów przybrała obojętny wyraz twarzy. Za to Mike był blady i ciutkę przestraszony. Wyglądał dość słodko, bo zawsze to on jest pewny siebie a ja boje się świata.
-Mam nadzieję, że nie zrobiłam błędu, uznając was. Mam wobec was dość duże oczekiwania. Nie mogę się za bardzo mieszać w waszą misję, ale choć trochę mogę sobie pozwolić na wsparcie was. Pamiętajcie, że pomagam tylko wyjątkowym herosom- Achillesowi, Odyseuszowi i wielu innym. Chwilowo wspieram moją Annabeth. Niektórzy zarzucają mi, że powinnam być bardziej otwarta na tego syna Posejdona- Perseusza Jacksona.
-Zasłużył na to -wtrąciła ciocia Wiktoria. –Tak wiele zwyciężył i uratował Olimp.
-Ale to syn tego, Wodorosta. Odrzucił nieśmiertelność dla niej, doceniam to. Jednak on zadaję się z moją córeczką i…
Nike odchrząknęła. Atena machnęła ręką, wstała i zaczęła spacerować po moim pokoju oglądając moje zdjęcia, pamiątki. Jak za sprawą magii, kiedy ona zaczęła oglądać mój pokój ja, Jane i Mike też zaczęliśmy oglądać moje pamiątki i moja zdjęcia. Modliłam się o to, aby Mike nie znalazł swojego zdjęcia nad łóżkiem, które powiesiłam tam, kiedy zniknął w zimę.
-Nie po to tu przyszłam. Chce wam pomóc. Zacznijmy od omówienia waszego planu, taktyki. Czegoś, co chcecie zrobić, aby zwyciężyć.
-Wygrana to mój żywioł- ożywiła się nagle Nike.
-Nie mamy żadnego planu- powiedziałam.
Ateno pokręciła głową.
-Zawsze, trzeba mieć plan. No, ale trudno. Jakieś pomysły, hmm?
-Chcieliśmy znaleźć jakiegoś wygnańca i wymusić od niego informacje. Potem udać się do tamtego miejsca i…- zaczęła Jane.
-No właśnie, co chcemy zrobić potem?- spytałam.
-Musicie udowodnić, że ich rodzice o nich dbają. A jak nie przekona ich to, to musicie ich zlikwidować- powiedziała Nike i uśmiechnęła się jak psychopata. –Wtedy wygracie.
-Moja droga, to trzeba dokładniej rozplanować. Nie mogę wam w tym pomóc, ale mogę podpowiedzieć, że w Nowym Jorku nic nie znajdziecie. Musicie udać się wzdłuż Missisipi do Nowego Orleanu. Tam powinniście wiedzieć, co powinniście zrobić dalej.
-Dziękujemy, wielka pomoc- mruknęła Jane, która najwyraźniej nie przejmowała się, że Atena w każdej chwili może zmienić ją w coś śmiesznego lub strasznego. Wolę nie wnikać i byłabym wdzięczna Jane gdyby nie próbowała tego sprawdzić.
– Jane, skarbie- widzę, że odziedziczyłaś charakterek masz po tacie i mamie. Tak, mogłabym wam pomóc więcej, ale nie mogę. Ojczulek mi nie pozwala. Tak już jest.
Nagle usłyszeliśmy grzmot. Dziwne, bo niebo było bez chmurne.
-Przepraszam. ‘Mój kochany ojciec, mi nie pozwala’- powiedziała Atena patrząc się w niebo za oknem.
-Pani Ateno, nie możesz nam coś jeszcze powiedzieć.
-Ateno, możecie mówić mi Ateno.- Nike uśmiechnęła się z satysfakcją, że to nie ona musi powtarzać jak mamy na nią mówić.
-Niestety nie możemy wam już pomóc informacją- powiedziała Nike.
-Jednak, możemy was weprzeć rzeczą i radą. Z każdym z was porozmawiam na osobności- Atena uśmiechnęła się uroczo i odłożyła swój kubek na stoliku. –Jane, pójdziesz pierwsza?
Jane spojrzała na Nike, która pokiwała zachęcająco głową. Moja siostra wstała i poszła za Ateną do swojego pokoju.
W pokoju zapadła długa cisza, którą jako pierwsza przerwała ciocia Wiktoria.
-Miruś, – powiedziała(jak ja uwielbiam jak ona mnie tak nazywała…) – choć tu na kanapę obok mnie a ty młodzieńcze weź sobie to krzesło przysuń.
Niepewnie usiadłam na kanapie obok kobiety, która pół godziny temu była moją babcią. Biegnąc do domu miałam świadomość, że może tu być multum potworów, ale nie wybaczyłabym sobie, gdyby babci coś się stało. Jednak babcia nie była oblężona przez nie a nawet jakby była to, jako bogini zwycięstwa poradziłaby sobie lepiej. Choć wiem, że nie powinnam nazywać jej babcią, lecz tą ‘ciocią Wiktorią’, to jednak nie mogłam się odzwyczaić nazywać tak kogoś, kto mnie wychował, jako drobna staruszka, piekąca przepyszna ciastka. Jednak moją babcią była Atena, która wyglądała jak najpiękniejsza kobieta świata a nie jak babcia.
Ciekawe jak wygląda Afrodyta, która jest boginią piękności, skoro Atena jest panią wojny i mądrości. To musi być dopiero oszałamiające- zobaczyć ją i jej urodę. Annabeth, mówiła, że Afrodyta jest sztuczna, ale inni twierdzą, że jest ideałem. Z zamyślenia wyrwała mnie ciocia Wiktoria.
-Opowiadaj moja kochana, jak tam w tym obozie. Dawno nie zaglądałam do swoich dzieci, tak w ogóle.
Opowiedziałam jej razem z Mikiem o Obozie Herosów- o bitwach o sztandar, ogniskach z pieśniami, a raczej przekrzykiwaniem się dzieci z innych domków. Najgłośniej zawsze zawodziliśmy z domkiem Hermesa, ze względu na największą liczbę osób, co denerwowało domek Apolla, że niby bezcześcimy dobrą muzykę. Mówiliśmy jeszcze o różnych śmiesznych historiach, wypadkach i wszystkim, co można było powiedzieć.
Ciocia Wiktoria uśmiechała się przyjaźnie, śmiała się i gratulowała wielu zwycięstw każdemu- nawet naszym przeciwnikom, którzy zdobywali nasz sztandar. Oczywiście, jako bogini wygranej, przywłaszczyła sobie zasługi za zwycięstwa, że niby ona pomogła wygrać.
-Ciociu Wiktorio, czemu nie wysłałaś nas do obozu wcześniej. Byśmy miały więcej czasu na naukę walki i trenowanie innych potrzebnych umiejętności.
Kobieta pokręciła głową.
-Wtedy w wieku młodszym, musiałybyście wyruszyć na tę misję. To była tylko kwestia czasu, kiedy wyruszycie na misję. Od momentu dostania się do Obozu, miałybyście tyle samo czasu, co teraz zarówno jakbyście przyszły tam w wieku, hmm- załóżmy dwunastu lat. Tylko teraz jesteście bardziej dojrzałe- wytłumaczyła i nalała nam herbaty.- No może wtedy musiałybyście zrobić coś innego, ponieważ nie było jeszcze wygnańców.
-Nie prawda- pokręciłam głową.
Popatrzyłam się na Nike, która nerwowo bawiła się łyżką do herbaty.
-Dobra, powiem wam. Prawa jest taka, że wtedy swoje pięć minut miał Percy. Nadal je będzie miał. Nie obraźcie się, ale to o nim i jeszcze kilku innych herosach za kilkanaście lat będą pisać książki i utwory. Nie wiem jeszcze, o których innych i dlaczego ale tak będzie. On dorównuje prawie niektórym bogom. Wasze przeznaczenie jest inne.
Wtedy do pokoju weszła Jane- blada, markotna. Czyli taka jak zawsze. Dziwie się, że jej prawdziwym ojcem nie jest Hades. Usiadła na łóżku, podkuliła pod siebie nogi i zaczęła bawić się bawić nitkami wystającymi z jej czarnych, postrzępionych rurek.
-Mike, Atena chce z tobą teraz porozmawiać.
Chłopak jeszcze przed chwilą śmiał się jak zawsze, lecz nagle zbladł i wielkimi oczami popatrzył się na Nike.
-Co ona może ode mnie chcieć?
-Pewnie każe chronić ci jej wnuczki albo nawrzeszczy na ciebie, tak jak zrobiła to z Percy’m, który tak pięknie zwyciężał i nadal to robi, że za bardzo zbliżasz się do jej wnuczki- mrugnęła do nas porozumiewawczo. Oboje- ja i Mike zrobiliśmy się czerwoni a Nike, jak gdyby nigdy nic zwróciła się do Jane.
-Jane, moja kochana, twoja wychowawczyni skarżyła się, że pobiłaś jakiegoś Charciego. Czy to prawda?
Mike wyszedł z mojego pokoju. Co prawda najpierw deklarował się, że ustąpi mi miejsca w kolejce do rozmowy z boginią mądrości, ale w końcu poszedł.
-To nie byłam ja! Ja go tylko delikatnie popchnęłam- Jane zaczęła protestować- O w taki sposób.
Mówiąc to popchnęła mnie tak, że aż zrzuciła mnie z kanapy. Ciocia uniosła tylko brwi i z wielce wyrozumiałą miną powiedziała:
-No to nic nie powinno mu się stać. Mam nadzieję, że nic ci nie jest i że udało ci przekonać dyrektorkę, że to nie ty.
-Znowu odniosłam sukces w gabinecie przed dyrektorką- uśmiechnęła się, ale zaraz znów jej humorek się pogorszył.
-Czyli wygrałaś, tak?
-Tak.
-Jestem z ciebie dumna. Chcesz się podzielić tym, co powiedziała ci Atena?
-Wolę nie i byłabym wdzięczna gdybyś się w to nie mieszała- powiedziała, ale zaraz dodała- Proszę cię o to, ciociu. Idę do toalety. Zaraz wracam.
Jane wstała i wyszła. Słychać było tupot jej glanów i trzask drzwi od łazienki.
-Wszystko dobrze moja malutka? Widzę, że coś cię trapi- powiedziała, po czym skrzywiła się i pokręciła głową.- Kurczę, muszę się oduczyć mówić jak osiemdziesięciolatka a znów jak na kobietę w moim wieku przystało.
-Myślałam, że bogowie mogę wybierać sobie wiek, w jakim obecnie chcą być.
-Tak, ale widziałaś kiedyś staruszkę, jako symbol zwycięstwa?
Wiedziałam, jak staruszki zwyciężają w bingo, lub pokonują schody do apteki, co można nazwać zwycięstwem. Jednak nie chciałam się kłócić.
-Nie, chyba nie- skłamałam.
-To jak- wszystko jest w porządku?
-Tak
-Miruś, znam cię piętnaście i pół lat. Nie myśl, że nie wiem, kiedy kłamiesz.
-Nazywanie mnie Mirusią, wcale nie sprawia, że stajesz się młodsza. To pasuję do babć, a nie do kobiety w twoim wieku.
-Oj tam, przyzwyczaiłam się przez te szesnaście lat – Nike machnęła ręką.
-Świetnie. Bogini zwycięstwa, będzie mnie do końca życia nazywać Mirusią.
-Jeżeli chcesz…- popatrzyła się na mnie z przekąsem. Chciałam zacząć się kłócić, ale kłótnia z boginią nie poprawiałaby mojej sytuacji. – Co cię trapi, mi możesz powiedzieć.
-Cała tam misja wydaje się nie mieć sensu. Nie ma w tym nic logicznego. Musi być coś, co pomoże nam ‘nawrócić’ tamtych herosów. Nawet nie wiem gdzie ich szukać.
-Dowiesz się. Zawsze wszyscy się dowiadują. Macie przepowiednie, prawda?
-Ehmm…
-No, więc, teraz, bez względu na to, co będziecie robić i tak wasza misja będzie taka jak mówi przepowiednia. Takie już są fata. Losu nikt nie oszuka, aczkolwiek, kilku próbowało.
-Udało im się?
-Kojarzysz Syzyfa. Równy koleś, ale miał za długi język. Zbyt dużo gadał… Teraz wtacza ten swój głaz, ale i tak, nigdy nie zwycięży.
Popatrzyłam się na swój stary pokój. Nie widziałam go od tygodnia, ale wydawał się inny.
-Musiałam wyprać wszystkie twoje rzeczy. Potwory znają już twój zapach- powiedziała ciocia Wiktoria.
-Czytasz mi w myślach?!
-Przez te tysiąclecia nauczyłam się odczytywać emocje i poznawać po zachowaniu. Przydaje się zwyciężyć
Wtedy do pokoju weszła Jane. Usiadła na krześle od biurka i zaczęła rysować na jednej z kartek swoje glany. Całkiem ładnie jej wychodziło. Zaraz za Jane, wszedł Mike- tak samo blady jak wcześniej. Może jeszcze bardziej… Zaśmiałam się.
-No wiesz co!?
-Przepraszam, ale wyglądasz… no, wyglądasz śmiesznie?
Popatrzył się na mnie z wyrzutem. Choć wyglądał jak trup i tak był nieziemsko piękny.
Wstałam i podeszłam do niego. Chłopak, kurczowo trzymał się ściany. Kiedy znalazłam się w zasięgu jego ręki, złapał mnie za łokieć i usiadł na łóżku?
-I jak poszło?- spytałam .
-Już chyba wolę wściekłego Pana D., któremu przedłużyli okres pobytu w Obozie Herosów.
-To musiało być naprawdę źle- powiedziałam marszcząc brwi i uśmiechając się z politowaniem. Mike tylko pokiwał głową.
-Najpierw, kazała mi się wami opiekować i przysięgnąć, że oddam za was życie.
-Mam nadzieję, że tego nie zrobiłeś- powiedziałam.
– Tego nie obiecałem. Obiecałem, że oddam za was życie oraz pójdę za wami nawet do Hadesu.
-Chłopie, zwariowałeś. Przecież przepowiednia wyraźnie mówi, że jedna z nas zginie.
-No to wtedy Atena wybierze czy mam zostać czy umrzeć z nią.
Westchnęłam.
-Coś jeszcze?
-Chyba trafiłem na jej listę. Tą, na której jest też Percy- mruknął i wyszczerzył się. –Widzisz, jestem na tym samym poziomie co on.
-Pffffff… możesz sobie pomarzyć- mruknęła Nike, ale zaraz znów zaczęła pić herbatę i udawać, że nas w ogóle nie słyszy.
-A coś dobrego?
-Powiedziała, że nie jest do mnie przekonana, ale jeżeli się postaram to może kiedyś mnie zaakceptuję.
-Pod warunkiem, że z tobą wytrzymam tak długo.
-Ej!
-Też cię kocham, wiem. Tylko tyle?
-Nie. Jest jeszcze dobra wiadomość.
-Jaka?
-Teraz ty tam idziesz, a ja się będę z ciebie śmiał jak wrócisz.
To jest…. genialne. Nie wiem co więcej napisać. Ocenienie tego dzieła pozostawię lepszym. 😀
super czekam na CD najfajniejsza „ciocia Wiktoria”
Wymyśliłam to na podstawie mojego imienia, jak mam być szczera 😉
Ha ha ha! Ale cudo!
Z każdą częścią tego cuda coraz ciężej mi określić twój geniusz! 😀 Nie mogę się doczekać cd, z resztą jak zwykle. 😉
Siostro, to jest najlepsze opko jakie czytam. nawet nie wiedziałam, że to twoje, aż nie zadzwoniłaś. Kocham to normalnie… 😉 Napisz szybko cd, oki?
Bo jak nie… wiem gdzie mieszkasz XD
Kocham to jak czekoladę- czyli bardziej się nie da <33
„Zastałam tam moje szkice, ołówki i projekty walające się na biurku i przy łóżku, babcię w szlafroku popijającą herbatę i jakąś kobietę, która stała przy biurku, przeglądając moje projekty na architekturę.”- logic, where are you? „Zastałam tam biurko zawalone moimi szkicami i ołówkami. Przy łóżku siedziała babcia popijająca herbatę razem z nieznajomą kobietą, która przeglądała moje projekty architektoniczne” i już lepiej się czyta.
„Jej oczy, które wyglądały jak burzowe chmury były naprawdę wielkie.”- oczy mogą mieć kolor burzowych chmur, a nie wyglądać jak chmury.
„Chce wam pomóc”- brakuje ogonka przy „e”. Niby nic, ale zmienia znaczenie.
„Jane, skarbie- widzę, że odziedziczyłaś charakterek masz po tacie i mamie.”- where is fucking logic? Po pierwsze: „odziedziczyłaś” i „masz” to w tym przypadku synonimy. Po drugie: charakter jest tak złożony, że nie może być odziedziczony przez matkę i ojca. Można napisać, że upór/ cięty język/cokolwiek odziedziczyło się po mamie lub tacie. Z całą pewnością nie można odziedziczyć tej samej cechy po obydwu rodzicach
„bez chmurne”- „bez” piszemy łącznie z przymiotnikami, np. bezglutenowy, bezcenny, bezpieczny
„Nie prawda” piszemy łącznie.
„Wiedziałam, jak staruszki zwyciężają w bingo, lub pokonują schody do apteki, co można nazwać zwycięstwem.”- od kiedy przed „lub” stawiamy przecinek?
To są wszystkie błędy jakie wyłapałam. Było tam jeszcze byków z przecinkami. Ogólnie opowiadanie jest całkiem ciekawe,
Dzięki, za szczerość 😀