Dla Elli, anabeth9999, LEOszczury, Annabeth1999, Psyche i Mari.M.C. Mam nadzieję, że się spodoba i że będzie mniej błędów niż ostatnio.
[Jane]
Stałam naprzeciwko niej. Ona z tarczą i włócznią, ja z mieczem i tarczą.
Patrzyła mi się w oczy i próbowała wywołać w nich strach. Ale ze mną to nie takie proste. Nauczyłam się nie bać. Zawsze byłam sama skazana tylko na siebie, więc walka córką boga wojny mi nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie. Było świetnie.
Zaatakowała. Odepchnęłam ją. Zmów spróbowała. Nie wyszło. Obroniła moje cięcie tarczą.
Stałyśmy po środku areny. Tylko ja i tylko ona. Cieszyłam się, że jestem tu a nie muszę słuchać jaka to jestem niebezpieczna itp. Miałam dość.
Znowu spróbowałam wytrącić jej włócznie z ręki ale nie wyszło. Jej broń tylko zaiskrzyła. To mnie rozproszyło i po kilku sekundach leżałam na ziemi bez broni.
Clarisse pokręciła głową z uśmiechem i pomogła mi wstać.
-Trzymaj- moja przeciwniczka podał mi miecz.- Jeszcze trochę i będzie super.
-Dzięki, że jesteś tu i mi pomagasz.
-Nie ma problemu. Coś muzę robić, nie?
-No w sumie racja. Ale zawsze mogłaś robić coś innego a nie ćwiczyć ze mną.- Popatrzcie jak się zmieniam- jeszcze tydzień temu takie słowa, z których wynikałoby, że nie jestem świetna i wspaniała nie przeszły bu mi przez gardło.
-Jane, widać, że masz potencjał do walki. Nie zdziwiłabym się jakby twoim ojcem był Ares.
-A ja owszem. Wyglądam inaczej niż ty i twoje rodzeństwo. Jeszcze weź pod uwagę Miri- ona jest twoim przeciwieństwem.
-Faktycznie. Zapomniałam o niej.
-Też mi się zdarza- przyznałam i obroniłam następny cios Clarisse, która znów zaczęła trening.
W ciągu godziny, chyba tylko raz wygrałam i tylko dlatego, że na arenę wszedł Chris, chłopak córki boga wojny i to ją rozproszyło. Uśmiechnęła się do niego zapominając o mnie a ja uderzyłam ją w ramie i kopnęłam w piszczel, tak, że aż upuściła broń. Przez następne pół godziny chodziłam za nią i dumna z siebie wypominałam jej jak pięknie wygrałam.
-Ha, kto jest mistrzu?
-chyba ja, bo na pewno nie ty.
-A kto z tobą wygrał? No, no kto był taki świetny? Hmm?
-Raz. I to przez przypadek.
-Clarisse, o ile dobrze pamiętam kilka osób wygrywało z tobą. Na przykład Percy, ja…- zaczął Chris ale przestał kiedy jego dziewczyna posłała mu mordercze spojrzenie.
-No ale ja z tobą wygrałam- tańczyłam swój taniec zwycięstwa przy wściekłej Clarisse.
-Acha, acha. Tiiia, jasne przez przypadek. Słyszałeś Chris- jesteś przypadkiem.
Chris się zaśmiał się i objął Clarisse, która nagle złagodniała i zrobiła się potulna.
-Dobra, dobra. Też cię kocham ale nie przestanę triumfować- powiedziałam i ukłoniłam się. – A teraz pozwólcie, że odejdę i zabiorę ze sobą swą chwałę. Spadam, bo znów zgubię się jak nie znajdę teraz swojej grupy.
Odkąd przybyłyśmy do obozu minął już tydzień. Tydzień a wydarzyło się już tak wiele. Chociażby już zostałam największym zagrożeniem Obozu, córka Aresa stała się moją najlepszą przyjaciółką a Miri cały czas lata za Mikiem, który również jest zakochany w niej na amen. Trochę to denerwuję, kiedy ona ma chłopaka a ja nie. Swoją szermierkę obydwie podszkoliłyśmy do perfekcji, ale tylko i wyłącznie, dzięki ambicji po babci( cały czas nie mogę się powstrzymać się od nazywania Ateny babcią- to takie słodkie). Nasz ojciec nadal nas nie uznał więc mieszkamy w domku Hermesa. Przyzwyczaiłam się do dowcipów mieszkańców tego zacnego domku. Nawet już przestało mi przeszkadzać, że kładę się spać do łóżka pełnego błota i robali albo, że moje ciuchy wisząca na maszcie, który stoi przy naszym domkiem. Nawet zaczęłam z Miri uczyć się fachu dzieci boga złodziei. Obozowicz uczyli nas jak zabrać córkom i synom Afrodyty kosmetyki i schować tak, żeby nie znalazły albo jak wysadzić w powietrze obiad jednego z obozowiczów. Wychodziło nam to dość dobrze- już pierwszego dnia za sprawą Miri na dachu domku Aresa wyrosły różowe kwiatki, a ja zatroszczyłam się o to żeby pozamieniać im kurki z wodą. Potem siedzieliśmy słuchając jak nasze ofiary wchodzą pod lodowaty lub zimny prysznic, wrzeszcząc przy tym i patrzyliśmy jak niektórzy próbują wyrwać, jak to nazywali ‘te wstrętne zielsko’ ale za sprawą jakiejś magii (pomogły nam dzieci bogini magii, które pokłóciły się ostatnio z dziećmi boga wojny), kwiatki odrastały a ten, który je wyrwał nie mógł przez cały dzień zdjąć wianku z głowy bo gdy je tylko zrzucali, wianki jak bumerang wracały na ich głowy. Raz jeden geniusz z domku Aresa spróbował zdjąć i podpalić wianek ale nie przewidział, że podpalony też wróci i troszkę mu się włosy przypaliły. Za to wianek cały czas miał na głowie. Nie wiem dlaczego ale większość dowcipów naszych przyjaciół zawsze najbardziej dotykała dzieci boga wojny. No cóż- nie przeszkadza mi to. Tylko Clarisse coś narzeka, ale ona nie umie się na mnie gniewać.
Właśnie szłam na arenę, gdzie miałam mieć lekcje szermierki. Razem ze mną, na zajęcia podążało trzech innych herosów- moja siostrzyczka Miranda, Esmeral- jedyna córka Hermesa i Karii, ale ona szła na zajęcia do stajni bo była córką Ateny, więc po części moją ciocią. Wszystkie dzieci bogini mądrości, wręcz uwielbiają jak mówię do nich ‘wujciu’, ‘cioteczko’ lub ‘wujaszku’, choć śmieją się z tego razem ze wszystkimi. Szłyśmy ścieżką, gdy nagle zobaczyłam jak ktoś stoi samotnie na plaży.
-Kto to?- spytałam dziewczyny, pokazując palcem w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał jakiś facet.
-Gdzie? Tam nikogo nie ma- powiedziała Karii. –Ja muszę już spadać. Wszyscy są już na lekcjach a ja jeszcze nie. Annabeth mnie zabije, jak jeszcze się bardziej spóźnię- pomachała nam i pobiegła do stajni.
Patrzyłam się na plaże. Znów widziałam mężczyznę stojącego samotnie nad wodą. Tym razem patrzył się na mnie i kiwnął głową.
-Eee… zaraz wrócę. Idźcie same.
-Jane, wszystko okej? Wiesz, jako twoja siostra ciut się o ciebie martwię jak widzisz jakiś kolesi na plaży, choć ich tam nie ma.
-Oj tam, nic mi nie będzie. Idę tylko nad zatokę.
Pobiegłam przez wzgórza i stanęłam na piasku. Rozejrzałam się. Za krzakiem (chyba bzu), ktoś stał. Choć stał pod słońce, to nie rzucał cienia. Zmarszczyłam brwi. Podniosłam z ziemi patyk i podeszłam powoli do krzaków. Cała się trzęsłam i chciałam uciec z wrzaskiem. Serce łopotało mi jak bęben wojenny, Już zaczęłam żałować, że tu przyszłam. No ale czułam, że ten ktoś mnie woła. Podeszłam jeszcze jeden krok i uniosłam patyk.
Wtedy usłyszałam szyderczy śmiech.
-Myślisz, że zdziałasz coś tym patykiem?
Mężczyzna wyszedł za krzaków a ja z wrażenia upuściłam patyk na swoją nogę. Mogę tylko powiedzieć, że to bolało.
-Auć. K-kim jesteś?
Facet nie przypominał człowieka. Czuć było od niego coś potężnego i innego. Miał bandanę na głowie i czarną skórzaną kurtkę. Z jego oczu, a raczej wąskich szparek, z których tryskał ogień i żądza mordu.
-Nie wiesz? No, ale niedługo się dowiesz. Choć może w inne miejsce pójdziemy- powiedział i pstrykną palcami. Chciałam zaprotestować ale zanim otworzyłam buzię znalazłam się na polu jakiejś bitwy. Wrzasnęłam i wskoczyłam na jakiś głaz. Wszędzie dookoła leżały ludzkie trupy.
-Ach… Ile dzielnych ludzi padło tutaj. No ale nie przyszliśmy tu tylko po to żeby wychwalać tych zmarłych.
-Jesteś Ares. Bóg wojny.
-Mówiłem, że się dowiesz.
-Czemu, czemu tu jestem?
-Nie wierzę, że to mówię, ale chcę ci pomóc.
-Ty? Eee… to znaczy pomóc mi? W czym?- usiadłam na głazie ale podkuliłam nogi żeby nie dotykać ciał ofiar jakiejś z wojen.
-Już nie długo zrozumiesz. Przed tobą trudne dni. Będziesz skazana na samą siebie i twoje uczucia.
Nie miałam pojęcia o czym on mówi.
-Jesteś odważna i dobrze władasz mieczem. Twoja matka była wzorem córki Ateny- była mądra i świetnie walczyła. Widocznie ty odziedziczyłaś po niej zdolność do machania mieczem a twoja siostra inteligencję.
-Przepraszam, sugerujesz, że jestem głupia?
-Jak już to „czy sugeruje pan, że”. Mówię o dodatkowych, hm… zdolnościach, które zdobywasz dzięki pokrewieństwu z bogami. Nie mogę się bez pośrednio mieszać w twoje życie, ale mogę dać ci radę o której ja często, no dobra- prawie zawszę zapominam, ale nie żeby mi to przeszkadzało. Tylko Afrodyta czasem narzeka, że ją zaniedbuję. Do rzeczy- pamiętaj o bliskich. To twoja największa siła. Oprócz miecza i siły w rękach, ale to już moje zdanie.
-Jesteś moim tatą?- wyrwało mi się. Ares popatrzył się na mnie. W jego oczach widać było coś innego niż wcześniej. Płomienie przygasły.
-Nie, moje dzieci są inne. Są mniej czułe, ale je kocham i jestem z nich dumny.
-A wiesz kto jest moim ojcem?
-Musisz już iść-uśmiechnął się wrednie.- Będziesz teraz tam potrzebna- pstryknął palcami i nagle pojawiłam się na arenie pomiędzy walczącymi Novelem i Esmeral- dziećmi Hermesa. Wrzasnęłam i w ostatniej chwili uniknęłam oberwanie mieczem w głowę. Wszyscy przestali ćwiczyć i spojrzeli na mnie. Uśmiechnęłam się głupio i wzięłam swój miecz ze stołu.
-Jane? Co ty- teleportujesz się?- spytał Novel i popatrzył się na mnie jak na czarownicę.
-Nie, to tylko, no ten, tego. Oj nie ważne. Nie zwracajcie na mnie uwagi.
[Miranda]
Oprócz tego, że Jane ‘wyczarowała się’ dziś na treningu szermierki, to dzisiejszy dzień był w miarę normalny. No w miarę. A tak szczerze to nie był normalny w najmniejszym stopniu. No wiem, że u mnie, tak jak u każdego herosa żaden dzień nie jest normalny ale ten dzisiejszy dzień był najbardziej zakręcony ze wszystkich. Choć teraz wiem, że będą jeszcze gorsze dni w moim życiu.
Po południu Chejron zwołał naradę grupowych i kazał mi Jane też przyjść. Kiedy przyszłyśmy z grupowymi z domku Hermesa, na miejscu był już Percy, Annabeth, Mike, który został grupowym domku Apolla. Było jeszcze kilka innych osób, chyba nawet byli już wszyscy. Obozowicze śmiali się z siebie nawzajem, Clarisse kłóciła się o coś z grupową z domku Demeter. Annabeth rozmawiała o czymś Percy’m, który ją obejmował i co jakiś czas całował ją w czoło. Inni albo olewali wszystko. Córa Afrodyty czytała jakieś czasopismo, grupowy domku boga wina- Pana D, spał z głową na stole a do sali wszedł Chejron i wszyscy natychmiast ucichli. Mike szturchnął syna naszego dyrektora, który natychmiast usiał na baczność. Co prawda potem głowa mu co jakiś czas opadała ale Mike go budził, aż w końcu nie wytrzymał i wlał mu swoją colę z kołnierz. To go chyba ciut rozbudziło.
-Moi drodzy zapewne spodziewacie się czemu tu jesteście.
Nikt nic nie powiedział więc Chejron kontynuował.
-Wygnańcy powstają. Nie możemy dłużej zwlekać z misją w tej sprawie.
-Czyli ktoś z nas może pójść na misję prosto do siedziby naszych wrogów, którzy chcą nas pozabijać?- spytał grupowy od Hefajstosa.
-Tak. Załatwmy to szybko, żeby nie marnować czasu. Zaczniemy od przepowiedni, którą…
Nie zdążył dokończyć zdania, kiedy oczy Rachel zmieniły kolor i jej twarz skamieniała. Chciałam wstać i jej pomóc ale Travis położył mi rękę na ramieniu i pokręcił głową. Szepnął mi do ucha, że to normalne, że ona tak zawsze kiedy mówi przepowiednie. Kątem oka widziałam jak Mike patrzy się na nas i jest ciut zazdrosny. Rachel otworzyła usta i powiedziała coś ale nie swoim głosem:
Dwoje dzieci Hermesa, misję tę dostanie
Ciężka chwila dla wyprawy nastanie.
Lesz gniew najgorszy na nie spadnie.
Podstępu heros użyć musieć będzie.
W pogmatwane sidła wpadnie cała trójka,
Wyplącze się z nich zaś wytrwała czwórka.
Jedna z sióstr zdradzi- śmierć jej pisana
A kara ręką rodzeństwa będzie nań zadana.
Rachel opadła na krzesło i pokręciła głową jakby chciała wytrząsnąć z niej coś.
-A więc- zaczęła Annabeth ale nawet one nie wiedziała co powiedzieć. Zawahała się ale wreszcie dobrała właściwe słowa.- Dwoje dzieci Hermesa. To jest proste. Tylko ta przepowiednia- to takie momentami zbyt jasne. Nie widać w tym żadnego ukrytego sensu.
-Tylko te ostatnie dwa wersy są dość przerażające- powiedział Connor jakby chciał jej coś uświadomić o czym zapomniała. Popatrzył się na równie zmieszanego Travisa.- I jeżeli te siostry mają być dziećmi naszego taty, czyli naszymi siostrami, to mamy problem, bo nie ma…
Nagle zamarł tak jak reszta grupowych. Annabeth zakryła usta dłonią a Mike uśmiechną się. Wszyscy patrzyli się nad nasze głowy. Nad naszymi głowami migał kaduceusz i sandały ze skrzydłami. Jedyna różnica pomiędzy znakiem nad głową Jane a moją był taki że nad jej głową pojawiła się mała tarcza i włócznia a do mnie przyleciała mała sowa i usiadła na kaduceuszu.
-Oj bracie coś mi się zdaje, że chyba już mamy nowe siostrzyczki- odparł Travis.
-Witaj Jane córko Hermesa, złodzieja i podróżnika oraz wnuczko Ateny, sprawiedliwej wojny- powiedział Chejron i podszedł do Jane, która była raz blada a raz różowa. Uścisnął jej rękę po czym podszedł do mnie.
-Witaj córko Hermesa, złodzieja i podróżnika oraz wnuczko Ateny, mądrości- mnie również uścisnął rękę ale ja już tego nie poczułam bo zemdlałam ale na szczęście w nieszczęściu złapał mnie Pan D., który właśnie wchodził do sali.
hahaaaa geniusz!!! Kocham to!!
super opko tylko uważaj bo w niektórych słowach brakuje liter
Dziękuję XD
chciałabym jeszcze tylko powiedzieć, że następny rozdział będzie w weekend bo moja kochana polonistka i facet od geografii nie rozumie, że uczniowie też chcą czasem odpocząć.
Postaram się szybko coś napisać i jeszcze raz wieeeeeeeeeelkie dzięki za to że w ogóle czytacie to coś co nawet czasem nie przypomina… no, właściwie to to nic nie przypomina
Bardzo fajne! Powtórzeń jest dużo, ale jestem pewna, że niedługo się poprawisz i nie będzie żadnych problemów z tymi bykami. 😉 . czekam na cd.
dziękuję, postaram się poprawić :>
Jejku jak ja kocham to opowiadanie! Nie mogę się doczekać cd!
Dziękuję za dedykację
Uważaj na powtórzenia! Staraj się znajdować synonimy różnych słów, a jeżeli nie przychodzą ci one do głowy, to próbuj formułować inaczej zdanie. Było też kilka literówek, np. ,,-Nie ma problemu. Coś MUZĘ robić, nie?”. Często się zdarza, że jedna zmieniona litera może nadać jakiejś wypowiedzi zupełnie inny sens, dlatego po napisaniu całego opowiadania, przeczytaj je sobie jeszcze raz.
Akcja powoli się rozkręca, a ja muszę przyznać, że z każdą kolejną częścią opko podoba mi się coraz bardziej
Kocham… O.o