Hmm… Nie pisałam już jakieś półroku nie licząc wspólnego opka z Chione. Stwierdziłam, że nadszedł czas, aby coś stworzyć. W mojej głowie powstała wspaniała wizja, świetnego opka, ale kiedy ono powstało nie było już tak wspaniale… Mimo to postanowiłam je wstawić. Mam do was wielką prośbę, pisząc komentarze wytknijcie mi wszystko co wam się nie podobało. To mi bardzo pomoże w pisaniu. Uprzedzając wszystkie pytania to jest jednoczęściówka 😀 Dedykacja dla Chione, aby wszystkie testy szóstoklasisty i tego podobne rzeczy nigdy nie sprawiały ci problemu i dla wszystkich co przeczytają moje wypociny.
Był szary, deszczowy poranek. Krople raz, po raz przecinały wilgotne powietrze, zatrzymując się na kolorowych parasolach przechodniów, które jako jedyne przerywały melancholię tego dnia. Czasem też wpadały z pluskiem do niezliczonych kałuż. W tym czasie na jednej z Londyńskich ulic rozgrywały się tragiczne wydarzenia… Dziewczyna w przeciwdeszczowym płaszczu w prążki, z plecakiem zarzuconym na jedno ramię przemierzała szybko szeroką ulicę. Sprawnie, niczym pantera przeciskała się przez tłum ludzi zmierzających do metra. W pewnym momencie dziewczyna zaczęła biec, prawdopodobnie, aby przejść na zielonym świetle przez ulicę. Pewna młoda kobieta również zerwała się do szaleńczego biegu. Ich buty równo uderzały w mokry beton. Zielona lampka już migała, oznajmiając, że możliwość przejścia się kończy, kiedy obie wypadły na ulicę. Młoda kobieta z niepokojem spojrzała na sznur samochodów zmierzający ku nim, ale nie zrezygnowała, biegła dalej za nastolatką. Dziewczyna w panterce przemierzała zwinnymi skokami przejście dla pieszych. Nie zatrzymała się nawet w połowie pasów, kiedy zieleń ustąpiła miejsce ostrzegawczej czerwieni. Zrobiła unik przed jadącym Schewrolletem i podążyła dalej nie spoglądając nawet w bok.
Nagle…
Szum czarnego Audi wyłaniającego się zza zakrętu.
Stłumiony krzyk kobiety wybiegającej za nią na pasy.
Krople deszczu opadające na parasol zostawiony na środku jezdni.
Mokre włosy uderzające w twarz odwracającej się dziewczyny.
Zdziwienie, ustępujące strachowi w szarych oczach.
Pisk hamulców.
Zdumiony krzyk dziewczyny, odepchniętej na bok przez kobietę.
Wrzaski ludzi.
Syrena pogotowia.
Cisza, upragniona cisza…
[i]-Chrlotto, tak mi przykro…
-Kochanie, słońce! To takie okropne!
-Jak ty to znosisz? To straszna tragedia.
-Lepiej, żeby cię tu nie było kwiatuszku. Jesteś za słaba, powinnaś zostań w ośrodku.
-Och moje dziecko, bardzo ci współczuję!
Tyle pustych słów, łez na twarzach i wymuszonych uśmiechów. Mających ją pocieszyć. Nie spełniających swojego zadania. Tylko ją denerwowały. Szczególnie sugestie, że powinna zostać w domu. Miała nie przyjść na pogrzeb własnej matki? Co oni sobie wyobrażają? Że ma pięć lat i zemdleję, bo zobaczy trumnę?
Stała przed grobem przyjmując kwiaty i „najszczersze” kondolencje. Chcieli ją zatrzymać w domu dziecka. Miało to lepiej wpłynąć na jej psychikę, tak powiedział psycholog. Ona miała inne zdanie. Kiedy zostawili ją w jej nowym pokoju, żeby się rozpakowała, zamiast układać wszystko na półkach, zabrała swoje oszczędności i uciekła. Najpierw pobiegła do sklepu, aby kupić czarne spodnie i buty. Taka była tradycja. Lubiła działać z godnie z tradycjami, nawet tymi najbardziej kłopotliwymi… Kojarzyły się jej z domem, rodziną, jakimiś zasadami, których się nie łamie. Były swego rodzaju zabezpieczeniem, ciepłem.
-No dobrze… Kochanie, myślę, że powinnyśmy wracać. Pogrzeb się skończył.-powiedziała wychowawczyni z domu dziecka.
Dziewczyna przyjęła smutną, błagalną minę.
-Czy mogłabym tu chwilkę zostać? Sama?
-Jeśli tego naprawdę chcesz… Ale wróć, jak najszybciej! Będę czekać przy bramie.
Stanęła nad grobem mamy. Pochyliła się i pocałowała zimny marmur. Odłożyła na bok wszystkie bukiety i wygrzebała z foliowej torby ten od siebie. Skromne, subtelne konwalie przekładane drobnymi listkami. Idealnie pasowały do jasnego kamienia z którego wykonany był grób. Zmówiła modlitwę do Boga, nie wiedziała do jakiego… Była jednak pewna, że jakiś istnieje, ktoś przecież musi nad tym wszystkim panować. Tam, na górze. Przełknęła ślinę i uroniła z pod zaciśniętych powiek jedną łzę. Była twarda, musiała być twarda. Na zewnątrz owszem. Kamienna maska, bez emocji, ale w środku ta maska rozłupywała się na milion kawałków raniących jej serce i rozum… Nie wiedziała co ma robić. Czuła pustkę i wyrzuty sumienia.
Odwróciła się i poszła w głąb cmentarza. Krok, po kroku mijała kolejne groby. Tyle ludzi… Każdego dnia, każdej minuty miliony ludzi traci życie.
Maria Cray zmarła w wieku 14 lat na skutek wypadku
To mogła być ona… Charlotta Monrose….
Zatrzymała się przy małym, ustrojonym pięknymi bukietami i zniczami grobie Amy Jeffrey. Było tam również zdjęcie. Młodej kobiety, o okrągłej twarzy i wyraźnych rysach. Było jednak w niej coś delikatnego, chyba ten błysk w szarych oczach. Uśmiech też miała śliczny, taki wesoły i przyjazny. Tylko dlaczego musiała umrzeć?
Charlotta poczuła powiew zimnego wiatru na placach. Wzdrygnęła się i odwróciła. Jej oczom ukazała się kobieta, ta sama co na zdjęciu. Dziewczyna patrzyła się na nią szeroko otwartymi z przerażenia oczami. Ale kobieta uśmiechnęła się tylko do niej tym samym co na fotografii łagodnym uśmiechem.
-Witaj, jestem Amy.
W odpowiedzi usłyszał tylko niezrozumiałe „ymm… hmm….”.
-Jestem duchem i to mój grób.
Znowu „hmm…? Yyy…”
-Ale wbrew wszystkiemu co mówią, duchy nie mogą zrobić człowiekowi absolutnie nic. Nawet nie potrafią przełożyć kartki w książce. Tak, więc nie bój się. Tak w ogóle nie przyszłam tu, aby robić ci wyrzutów. Wcale nie żałuję swojej decyzji. Chciałam… chciałam cię przeprosić…
-Przeprosić?!- Charlotta odzyskała mowę.
-Tak, przeprosić. Ale zanim przejdę do szczegółów, musisz cos wiedzieć. Tak naprawdę to ja jestem… jestem… twoją matką.
Nagle w głowie Charlotty wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Była zdruzgotana. Najchętniej w tej chwili by stąd uciekła i zostawiła wszystko za sobą. Nie mogła jednak się ruszyć, czuła się jakby była sparaliżowana. Stała tylko niczym słup soli, nie okazując żadnych emocji.
Tym czasem Amy ze łzami w oczach ciągnęła dalej:
-To jednak nie wszystko… Jest jeszcze jedna rzecz, o której musisz wiedzieć. Ale zanim, proszę nie uciekaj, pozwól mi powiedzieć. Jeśli chcesz to tylko kiwaj głową jeśli będzie ci tak łatwiej. Czy kojarzysz opowieści o greckich bogach olimpijskich i herosach? Tak więc ja jestem, raczej byłam córką jednego z nich, tak samo jak twój ojciec. Olimp i wszystko inne z nim związane nadal istnieje. Rozumiem, to dość szokujące, ale prawdziwe. Jest miejsce na ziemi, gdzie tacy ludzie jak ja są bezpieczni od potworów, mitologicznych potworów oczywiście. Nazywa się Obóz Herosów. Zdarza się czasem jednak tak, że wybucha wojna, w naszym świecie, zwykli śmiertelnicy jej nie odczuwają. Myślę, że te informacje wystarczą, aby zacząć historię od początku.
-Mając 19 lat zaszłam w ciążę z przystojnym herosem, synem Hadesa. Tworzyliśmy wspaniałą parę, zamierzaliśmy się pobrać, kiedy wybuchła ta wojna. Tuż przed tym jak wyjechałam na front urodziłam ciebie. Nie mogłam się tobą zajmować, albo powiedzmy szczerze, nie chciałam. Wolałam walczyć u boku twojego ojca. Oddałam cię w ręce mojej dalekiej krewnej, z zamiarem zabrania cię gdy już wrócimy z Charlie’m do domu. Ale nie wróciliśmy, a może lepiej tak Charlie nie wrócił. Nie miałam odwagi zabierać cię do siebie, nie chciałam zostać samotną, nieszczęśliwą matką. Chciałam zapomnieć o moim ukochanym, a wiedziałam, że ty mi go będziesz codziennie przypominać. Zdecydowałam się na porzucenie mojego dziecka i na życie w Obozie Herosów wśród przyjaciół. Wydawało mi się, że tylko tak będę szczęśliwa. Jak bardzo się myliłam… Każdego dnia, o każdej godzinie myślałam o tobie i o Charlie’m. W końcu nie wytrzymałam i zdecydowałam cię odnaleźć. Śledziłam cię już od paru tygodni. Tego dnia, kiedy to się wydarzyło zamierzałam ci powiedzieć. Bałam się, bo wiedziałam, że mi nie wybaczysz. Kiedy ten samochód miał cię przejechać zrozumiałam, że tylko tak mogę chociaż w pewnym stopniu odkupić swoje grzechy. Ty masz szansę na szczęśliwe życie, jak nie. Kiedy trafiłam do podziemia sędziowie pozwolili mi przyjść tu do ciebie i prosić o wybaczenie. Bo tylko twoje wybaczenie z głębi serca może mnie uratować.
Amy spojrzała na Charlottę zapłakanymi oczami niegdyś wesołymi, z figlarnymi błyskami, teraz smutnymi i przygaszonymi.
-Twoja matka, myślę, że to ona faktycznie była twoją prawdziwą mamą też chciała tu przyjść i prosić o wybaczenie. Powiedziałam jej jednak, że przypuszczalnie już jej wybaczyłaś.
Charlotta pomyślała o swojej „mamie” Ewie. Była niesamowitą kobietą, artystką… Jak to artyści mają w zwyczaju była nieco nawiedzona. Nie można jej nazwać wzorową mamą. No bo która normalna matka szyje dziecku na komunię awangardową sukienkę? Ewa miała ciężkie życie, najpierw wychowywała się w biednej rodzinie z dziesiątką rodzeństwa, a potem trafiła na męża pijaka. Męczyła się z nim siedem lat, dopiero Charlotta jako trzynastolatka pomogła się jej od niego uwolnić. Do tego wszystkiego zawsze ledwo wiązała koniec, z końcem. W końcu rok temu poznała Michael’a. Wspaniałego mężczyznę, który jednocześnie podzielał jej pasję i zajął się nimi. Ewa była nareszcie szczęśliwa. Nie długo. Po roku Michael zmarł na zawał serca. To był zbyt duży cios, Ewa nie wytrzymała. Odebrała sobie życie.
-Tak. Myślę, że rozumiem.-wymamrotała w końcu Charlotta.
-Tak, też myślałam. A mi wybaczysz?- spytała nieśmiało Amy.
Charlotta w głębi serca chciała jej wybaczyć. Nawet bardzo. Zrozumiała, że Amy rzeczywiście żałuje…
-Tak.-odpowiedziała twardo.
Amy podniosła na nią oczy teraz znowu pełne wesołych ogników.
-Bądź szczęśliwa kochana córeczko, bądź szczęśliwa w Obozie Herosów.
-Mamo, ja się boję! Czemu ona za mną chodzi?- spytał sześcioletni chłopiec o wielkich szarych oczach świecących w ciemności ciepłym blaskiem.
-Kochanie, spokojnie. To jest duch, który nie chce ci nic zrobić. Mało tego, on nie może ci nic zrobić. Nie może nawet przełożyć kartki w książce.-wymawiając ostatnie zdanie kobieta pochylona nad łóżeczkiem lekko się uśmiechnęła.-Tak, w ogóle to jest twoja babcia, wiesz?
-Naprawdę?- wielkie oczka patrzyły ze zdziwieniem.
-Naprawdę. I jeśli grzecznie poprosisz może ci coś pięknie zaśpiewać, a duchy potrafią naprawdę cudownie śpiewać
Z ciemności wydobył się cieniutki, nieśmiały głosik:
-Babciu, nie mogę zasnąć. Zaśpiewasz mi coś?
Och… Takie… Piękne… Może się tylko lekko pogubiłam przy tej babci…. Ale tonic takiego takie subtelne opowiadanie…
Super, extra, rewelacja, genialne. Naprawdę, Rey jestem pełna podziwu, bo to opko jest genialne. Takie smutne, ale rewelacyjne. 😀
Pozdrawiam,
Annie.
PS Skomentujesz moje opko: ,,Jeden sekret”, please?
*.*
REYNO! TO JEST BOSKIE!!!
O.O
Pisz więcej takich rzeczy!
!!!
I oczywiście kłaniam się do stóp za dedykę :D.
[error] Mózg mi się zawiesił…
W uszach mi szumi… A może to umarli śpiewają?
Opowiadanie ma „to coś”. W ilościach wystarczających na cała książkę!
O boże *.* opowiadanie jest mega :DD
Ale proszę, jeśli w następnej części znów ktoś beztrosko będzie biegał po pasach, to proszę napisz o Chevrolecie, a nie o Schewrollecie…
okej? ;))
Wzruszające… rozbeczałam się… 😀
HLIP>>>HLIP SUPER!!
o co chodzi z tym chłopcem, bo chyba się pogubiłam…
Opowiadanie super!!! Czytałam z otwartą buzią 😀
Wiec tak, w niektorych miejscach powinny byc „trzy gwiazdeczki”, ale cos schrzanilam i przerwa zniknela Wtedy to cos o chlopcu i babci nabraloby sensu… Ten chlopiec to byl syn Charlotty w przyszlosci 😉 Dziekuje jedak wszystkim za te mile komentarze, az chce sie je czytac 😀 A i ten moj „Schewrollet” przepraszam! Szczerze mowiac nie znam sie na samochodach i napialam to tak roboczo, do poprawienia. Ale zapomnialam i wszylo tak jak wyszlo 😉 Nastepnym razem sie poprawie!
bardzo fajne