Spadanie z nieba nie jest dogodnym środkiem transportu, szczególnie jeśli ziemia zbliża się z zaskakującą prędkością, a świat wokół ciebie wiruje.
Aria ocknęła się spadając. Próbowała zlokalizować swoje położenie, ale obraz migotał jej przed oczami. Budynki, wzgórza, lasy, wszystko zlewało się w jedną plamę. Wiatr szczypał w oczy, w uszach dzwoniło, a pęd powietrza wysyłał jej tlen z płuc. Ziemia znajdowała się coraz bliżej. Aria zamknęła oczy przyjmując to co nieuniknione. Nie miała szans przeżyć, za chwilę roztrzaska się o ziemię i zostanie z niej tylko mokra plama.
Jednak nic takiego się nie wydarzyło. W chwili w której była mniej więcej dziesięć metrów nad ziemią przestała spadać, zaczęła lecieć. Otworzyła oczy rzeczywiście wznosiła się w górę, ale nie sama. Aria siedziała na grzbiecie smoka, który uchronił ją przed niechybną śmiercią. Smok miał mniej więcej dwadzieścia metrów, jego ogromne łapy zdobiły ostre pazury, a skrzydła były tak wielkie, że Aria nie mogła określić ich wielkości. Cały smok był olśniewający, ale to jego oczy przyciągały największą uwagę. Kolor jaskrawej zieleni idealnie wybijał się na tle granatowych łusek. Aria uszczypnęła się w ramię, aby pozbyć się wrażenia, że śni. Ale to nie był sen. Ona na prawdę leciała na smoku. Gdy to do niej dotarło zaczęła się zastanawiać, czy ten smok ją ratuje, czy po prostu schwytał sobie obiad i za chwilę zaniesie ją do swojej pieczary i pożre. Ta myśl trochę ją przeraziła, ale podświadomie czuła, że ten smok jest dobrym stworzeniem.
Lecieli nad zalesionymi wzgórzami. Wiatr przyjemnie owiewał jej twarz, słońce ciepło grzało, a pod nimi rozciągał się cudowny krajobraz. A mimo to Aria czuła się nieswojo, myśl o tym, że o mało co nie została mokrą plamą nie dawała jej spokoju. Nie wiedziała dlaczego w ogóle spadała i co się właściwie działo.
W oddali jej oczom ukazała się rozległa dolina. Z chwilą gdy coraz bardziej się zbliżali Aria mogła dostrzec coraz więcej szczegółów. Na wysokim wzgórzu jaśniał posąg stojący tuż obok wielkiej sosny. W oddali migały płomienie ogniska otoczonego zbiorem dziwnych domków letniskowych. Dużą część doliny zajmował las rozciągający się po zachodniej stronie. Kraniec doliny zalewały spokojne wody zatoki. Aria leciała w kierunku czegoś co przypominało starożytny pawilon. Smok obniżył swój lot, a w ich stronę leciała salwa strzał. Na szczęście smok zdołał zionąć ogniem i żadna strzała jej nie dosięgnęła. Z dołu dobiegły ją głosy. Dookoła pawilonu zebrał się pokaźny tłum. Niektórzy trzymali naciągnięte łuki, inni mieli w pogotowiu miecze i sztylety. Aria nie wiedziała gdzie jest, dlaczego tu jest, a tym bardziej nie wiedziała jak uspokoić ludzi czekających na dole, a ziejący ogniem smok nie ułatwiał sprawy. Lądując Aria nadal nic nie wymyśliła, ale tłum czekający na dole nie zaatakował. Smok pochylił się aby mogła bezpiecznie zejść z jego grzbietu, a następnie usiadł za nią gotowy ją bronić w razie ataku.
Z tłumu wyszedł mężczyzna z średnim wieku. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że od pasa w dół był białym ogierem. Centaur wydał znak i wszyscy opuścili broń.
– Witamy w Obozie Herosów. Jestem Chejron.- To powiedziawszy podszedł do niej ryzykując śmiertelną kąpiel w płomieniach i podał jej rękę.
– Dzień dobry. Na imię mi Aria.- Odwzajemniła uścisk. Smok trącił ją pyskiem, jego ślepia zielone ślepia obserwowały uważnie każdy ruch Chejrona, ale nie zaatakował. Aria rozejrzała się po otaczającym ją tłumie. Wszyscy byli ubrani w pomarańczowe podkoszulki i każdy miał przy sobie broń. Jakiś chłopak w pierwszym rzędzie mruknął.
– To się nazywa wejście smoka.- Na co rozległy się śmiech i chichoty.
Aria czuła się nieswojo otoczona przez tylu ludzi, na co zareagował smok, który warknął, a z jego nozdrzy uniosły się strużki dymu. Wszyscy umilkli i już nie było im do śmiechu.
Aria popatrzyła pytającym wzrokiem na Chejrona, bo wciąż nie wiedziała gdzie się znajduje, a Obóz Herosów nic jej nie mówił.
– Zapraszam na herbatę, ciastka i odpowiedzi na twoje pytania- to mówiąc zwrócił się do tłumu nastolatków. – Wracać do zajęć, a gdy wszystko zostanie ustalone poinformuje o tym na kolacji- z tymi słowami tłum się rozszedł, a Aria została sam na sam z centaurem.
– Ario, czy mogłabyś- wskazał na smoka- wątpię by zmieścił się w Wielkim Domu.
Aria odwróciła się do zwierzęcia i pogłaskała go po pysku.- Dziękuje za uratowanie mi życia- powiedziała, a smok trącił ją pyskiem i zamienił się w smugę srebrnego światła. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – pomyślała i podążyła za Chejronem w stronę niebiesko- białego budynku w oddali.
O wow, to było intrygujące 😀
Od samego początku wrzuciłaś czytelnika w wir akcji i z każdym akapitem moja szczęka otwierała się coraz bardziej, a w mojej głowie pojawiało się coraz więcej pytań: Dlaczego Aria spadała? Skąd się wziął ten smok? Kim właściwie jest Aria?? Dlaczego ten smok ją uratował? Całkiem nieźle zbudowałaś tajemnicę wokół niej ;D
A żart z wejściem smoka świetny xD
Dziwi mnie tylko, że Aria tak normalnie potraktowała istnienie centaura i Obozu Herosów i w ogóle, może jak zobaczyła prawdziwego smoka, to uznała, że nic jej już bardziej nie zdziwi xD
Całkiem podobały mi się też dialogi i opisy, szkoda tylko, że tak mało dowiedzieliśmy o uczuciach i samej Arii w ogóle, ale to można łatwiutko poprawić i nie ma się czym przejmować ;D
Nie mogę się doczekać, co będzie dalej!