Dedykuję ten tekst każdej osobie, która to przeczyta i regularnie odwiedza blog.
Enjoy!
Quickdroo
Eliot wybiegł. Z domku numer 11. Hermesa. Sam nie był jego dzieckiem, a przynajmniej nie przeczuwał, a przynajmniej miał nadzieję, że nie jest, bo okropnie się żyło w tym domku i wolałby nie przebywać tam do końca życia.
O Eliocie, Eliocie! Gdzież tak biegniesz, Eliocie! Po co ci ta kartka w ręku!
Po co ci ten zadyszany oddech bezdechu!
Nogi jego zamieniały się miejscami żwawo, tup tup, tup tup, aż udało mu się w końcu przebiec te monstrualnopotwornomonstrualne metry do stojącego nieopodal domku Artemidy. Stanął przed nim i spojrzał na niebiosa.
Och Artemido, Artemido! Dlaczegoż to mężczyzna biegnie w Twe progi (bez podtekstu)
Czemu pozwalasz mu na ten czyn srogi!
A ty, Eliocie, Eliocie! Czy ty się boga nie boisz?
Znaczy, bogini, bo mamy dwudziesty pierwszy wiek… oisz.
Eliot wykonał obrót, którego stopień równał się pomnożeniu przez 18 liczby 20, w tym czasie sprawdzając, czy aby na pewno nikt go nie widzi. Odetchnął z ulgą. Wszyscy go widzieli. I dobrze. Niech widzą. W końcu będzie podziwiany. W końcu nikt go nie będzie traktował jak namolnego siedemdziesięciolatka (co była znaczną hiperbolą, bo dopiero wczoraj przekroczył pięćdziesiątkę). W końcu nikt nie będzie się z niego śmiał, że nie jest uznany. Pokaże im wszystkim, gdy tylko odkryje starożytną tajemnicę domku numer 8. Eliot przekroczył próg dziewiczego domku, gdy… Lusia… ZOSTAW, LUSIA, NIE LUSIA, STOP, TO PANA JEST, TEGO NIE ŻUJEMY, DAWAJ TO, AAAAAAAAAAAAA
Chciałbym wszystkich serdecznie przeprosić, ale mój jamnik Lusia zeżarł jedyny manuskrypt, który opowiadał powyższą historię, więc nie wiem, dzięki kochanej Lusi, co się stało dalej z Eliotem, ale życzę mu jak najlepiej.
Dobra, żartowałem, nigdy nie chciałem tego kończyć, po prostu on nigdy nie był bohaterem tej historii, a jedynie rozgrzewką dla Was i dla mnie, mam nadzieję, że się zbytnio typ nie obrazi, że go wykorzystałem.
Oto prawdziwa historia:
Elliot wybiegł. Nie, nie ten sam, tamten zaginął, ten jest poza tym pisany przez dwa l, tamten przez jedno. Wybiegł z plikiem kartek w dłoni, ale trzymał je delikatnie, aby nich nie pognieść za bardzo. Tak się śpieszył, że jedna ze słuchawek wypadła mu z ucha, przez co słyszał tylko połowę „Revolution 9” Beatlesów, bo piosenka była stereo. Dobra, nie wiem, czego słuchał, nie dosłyszałem, ale akurat ja tego słucham teraz*. Nieważne. Elliot pobiegł w linii krzywej prosto do domku Apolla. Numer 7. Przed budynkiem stał Jacob Withininin, nieznany wcześniej potomek boga, który właśnie teraz miał okazję w końcu zabłysnąć w szeroko pojętych szerokich wodach literatury blogowej.
E(dwa l)LLIOT
Jacob! Stary, musisz mi pomóc. Mogę zabrać ci chwilkę?
JACOB WITHINININ
Nie.
Czyli jednak nie skorzystał z danej mu przez los szansy. Dobrze, z budynku właśnie wychodziła Laura May, echo przeszłości pewnej innej historii, ale to teraz nie jest ważne. Eliot skierował swe kroki w jej stronę już nie tak błyskawicznie, bo był zmęczony chłopak.
ELLIOT
Laura! Stara, musisz mi pomóc. Mogę zabrać ci chwilkę?
LAURA MAY
Stara?
Miała kompleksy na temat zmarszczek, o czym Eliot nie wiedział aż do teraz.
ELLIOT
Rany, przepraszam, nie wiedziałem aż do teraz, że masz kompleksy na punkcie zmarszczek.
LAURA MAY
Jakich zmarszczek? Mam jakieś zmarszczki?
ELLIOT
Nieważne. Chciałbym cię tylko poprosić, czy nie mogłabyś mi pomóc z tym tekstem, który właśnie napisałem. Czuję, że może mieć potencjał.
LAURA MAY
Właśnie szłam na zajęcia z kajakarstwa, ale okej. Wiesz, te, które prowadzi taka najada Chloe, cholernie hot, no bo wiesz, wysoka i…
Elliot był niski.
LAURA MAY
…wysoka i… a w sumie po co ja ci to mówię, daj mi to, to szybko rzucę okiem.
Tekst był napisany pochyło, bo jako podkładki Elliot użył książki o skoczniach narciarskich, i liczył sobie 3 kartki formatu A5, czyli 148 mm na 210 mm. Treść brzmiała tak:
Pepsi (6)
Papryka Czerwona (2)
Playboy (1)
Pieprz czarny
Pomarańcze (42)
Parówki (drobiowe, ile będzie)
Piero…
LAURA MAY
Co to jest?
ELLIOT
A, to zbierałem prośby od ludzi z domku, bo jadę niedługo do sklepu. Kupić ci coś?
Subtelnie zabrał jej przy tym kartkę, teraz zostały tylko dwie. Laura po raz ostatni przelotnie spojrzała na listę zakupów.
LAURA MAY
Nie musisz, ale… 42 pomarańcze…
Niestrudzenie jednak czytała dalej, na drugiej kartce wyryto bardzo ładną kaligrafią (znaczy nie wyryto dosłownie, ale potrzebowałem ładnie brzmiącego odpowiednika):
Yesterday all my troubles seemed so far away.
Now it looks as though they’re here to stay.
Oh, I believe in yesterday.Suddenly, I’m not half the man I used to be.
There’s a shadow hangi…
Nagle Laura przerwała (da się przerwać nienagle?).
LAURA MAY
Koleś, to jest przecież „Yesterday” Beatlesów w słowo słowo.
ELLIOT
Mówi się słowo w słowo.
LAURA MAY
Nieważne.
ELLIOT
Tę kartkę dostałem od mamy, gdy ostatni raz mnie widziała, powiedziała, że jest to jej ulubiona piosenka, dlatego lubię trzymać jej tekst przy sobie.
LAURA MAY
Przykro mi. Jak zginęła?
ELLIOT
Och, nie zginęła, po prostu oślepła.
LAURA MAY
Dobra, bierz tę kartkę.
Tu Laura dość niezgrabnie podała chłopakowi kartkę, przez co ta spadła na ziemię, prosto w swieżutkie błocko u progu domku Apolla. Oboje patrzyli się na nią przez chwilę. Laura westchnęła spojrzała na zegarek (nie miała go) i zaczęła czytać ostatnią kartkę, jaka jej została. A raczej nie zaczęła, bo…
LAURA MAY
Tu nic nie ma.
ELLIOT
Na odwrocie jest.
Laura spojrzała na druga stronę i tam w końcu spostrzegła dzieło Elliota. Wyglądało ono tak:
„Apollo, Apollo daj mi wenę
Inwokacyję tu inwokacuję prosto dla Ciebie
Teraz, kiedy mam już słowa moc
Zacznę moją historię bo
Mówię Wam, nie było takiego
Który byłby gorszy od Tajka-Tamego
Ten oto heros Hermesa dziecię
Nie był zbyt lubiany no bo wiecie
Indianin a w greckiej kulturze
To takich chyba tylko na sznurze
Nikt nie wiedział jak doszło do niego
I wszyscy pytali o to Tajka-Tamego
Ale ten sam nie wiedział tego
I przez to wyglądał na nieszczęśliwego
Matka jego piękna Tajka-Tama
No powiem niezwykła to była mama
Podróżniczka, wiele rezerwatów poznała
I gdzieś się pewnie w Hermerze zakochała
Przez to podróżowanie. Niestety
Tak bywa że ojciec nie dociąga do mety
Bo ojciec uciekł przed porodem
Matka zła dziecko wrzodem
Więc Tajka-Tamego innej parze oddano
A matkę ostatni raz w Vegas widziano
Para też grecka moc dziecięcia poczuli
I żelazo póki gorące kuli
Więc na wychowanie do Obozu dali
Gdzie się zdziwili wszyscy ale na mocy poznali
Że Hermesa, więc w domku jedenaście
Tajka-Tamy się dochował do lat naście
Ale nie miał łatwo, trudno wręcz
Bo nie był zbyt dobry w walce wręcz.”
To był ostatni wers tekstu.
LAURA MAY
To ostatni wers tekstu???
ELLIOT
Jeszcze na dole jest dopisek.
Faktycznie był.
LAURA MAY
Faktycznie, jest:
Apollo, błagam, uznaj mnie,
Nie chcę żyć w domku Hermesa, o nie
błagam błagam błagam
Laura spojrzała na Elliota. On spojrzał na nią.
I wtedy się pocałowali. Namiętny i szaleńczy był to uścisk, taniec dwóch ciał i jednej zdolności do pisania tekstów. Mogli trwać tak wieczność i czuli, jakby tak właśnie było, kiedy tak zapadali się w sobie nawzajem na wieczność, na nieskończoność, na budzik, na zawsze, na budzik? NIE NA BUDZIK, NIE NA BUDZIK, CO TO ZA DRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRR Elliot się obudził i uderzył w zegar przy jego łóżku. Namiętne i szaleńcze było to uderzenie, taniec dwóch ciał i jednej zasady dynamiki Newtona. Elliot nie mógł uwierzyć, że coś tak pięknego mogło mu się tylko przyśnić. A tuż po wierszu ta wyimaginowana Laura.
Wtedy drzwi jego pokoju studenckiego otworzyły się i stanął w nich Indianin, jego współkolator. Był to nie kto inny jak Tajka-Ta… Nie on! Ha! Myśleliście, że po prostu miał kolegę Indianina o tym samym imieniu, który mu się po prostu przyśnił i jest to zwykła historia z twistem w zakończeniu. Ale nie! Bo w drzwiach nie stanął żaden Indianin, którego mama nazywała się Tajka-Tama, o nie!
W drzwiach stanął Eliot, ten pierwszy! Tak, ten, którego porzuciłem! Zeusie, co on tu robi! Nie, co tu robi ten nóż?! O boże o kurde! On chce zabić Elliota, tego drugiego, przez dwa l, który zabrał mu sławę i posadę bohatera tej historii! Eliocie, nie! Nie! Aresie, jaka szamotanina w pościeli! Może to też jest zwykły sen! Błagam, żeby tak było, ale nie! Eliotowi udało się, dokonał tego ohydnego czynu! Do czego nie posunie się człowiek zaślepiony żądzą uwielbienia i znalezienia swojego miejsca w świecie! Jakiego człowieka wytworzy nietolerancyjne i odtrącające starszych społeczeństwo!
Och losie, losie! Dlaczego pozwalasz ludziom na nienawidzenie?
Dlaczego pozwalasz na takie mordercze nawiedzenie?
Czy ludzie nie powinni się kochać nawzajem?
Greccy, rzymscy, Indianie, wszyscy razem?
Czy tak się ma zakończyć ten El(l)iotowy blues?
Czy śmierć to na pewno życia mus?
Ach losie losie…
KONIEC
Apollo błagam uznaj mnie,
Nie chcę żyć w domku Hermesa o nie
błagam błagam błagam
*Tak naprawdę to nie, ta piosenka to potwór.
Naprawdę fajne! ^^ Choć mój mózg musi to jeszcze przetrawić by zrozumieć o co dokładnie w tym chodzi
Podpisuję się pod Wysłannikiem.
I cieszę się, że ta strona odżyła. Może nie ma szału, ale coś jest