Hej Oddaję rozdział 22 :)) Miłego
_ Percy_
Dolecieli do Krakowa. Percy nie sądził, że może istnieć tak małe lotnisko. A jednak było. W Krakowie. Czekali godzinę na samolot do Aten. Czas przeleciał na prawdę szybko. Widział po Annabeth coraz większe zdenerwowanie chociaż starała się go ukryć. Nie mógł nic na to poradzić. Sam czuł paraliżujący strach. Mimo tego strachu nadziei i odwagi dodawała mu Ann. Spała z głową opartą o jego ramię. Sycił oczy jej widokiem. Włosy miała rozpuszczone, skręcały się jej we wszystkie strony. Miała na sobie czarną bluzkę i dżinsową kurtkę. Strój ten dopełniały białe spodnie. Nie mógł od niej oderwać wzroku. Wyobrażał ją sobie w tym ubraniu z ich dzieckiem… serce raz mu przyśpieszało, raz stawało w miejscu. Czekała ich taka wspaniała przyszłość… Musiała wyczuć jego spojrzenie bo poruszyła się i otworzyła oczy.
-Percy… – mruknęła. – Ile jeszcze?
Zerknął na ekran.
-Pół godziny i jesteśmy na miejscu – odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy. – Kocham cię.
Delikatny uśmiech rozjaśnił jej twarz. Ujęła jego podbródek i pocałowała czule. Oddał go z równie mocnym uczuciem. Przysunęli się do siebie bliżej, gdy rozległo się chrząknięcie.
-Kawa, herbata?
Z zaskoczeniem spojrzeli na stewardessę. Ann opanowała się jako pierwsza.
-Kawę, dziękuję.
Kobieta szybko przygotowała napój, po czym zwróciła się do Percy’ego.
-A pan?
-Cola, jeśli można prosić.
Dostał półlitrową butelkę. Podziękowali, a pani pojechała dalej. Ann uniosła swój papierowy kubek z kawą.
-Na zdrowie, Glonomóżdżku.
-Na zdrowie, Mądralińska.
Pół godziny minęło szybko. Gdy znaleźli się na zatłoczonym lotnisku, przystanęli gdzieś z boku. Córka Ateny szybko zaczęła grzebać w plecaku. Percy zastanawiał się jakim cudem mogła w nim tyle rzeczy upakować i kiedy. Rano nie mieli dużo czasu. Zmarszczyła czoło, jakby zastanawiała się gdzie podziała się rzecz, w poszukiwaniu której przekopywała wszystko wzdłuż i wszerz.
-Czego szukamy?
-Mapy – odparła.
Percy mruknął. Miał szczerą nadzieję, że pojadą samochodem, albo chociaż taksówką. Domyślał się jednak, że to nie do końca jest mapa terenu. Chejron porządnie ich zaopatrzył.
-An, proszę tylko jakaś lądowa trasa.
-Nie mamy więcej biletów.
Chłopak przyjrzał się rozkładowi lotów.
-Widzę jakiś lot do Kozani… Cieszę się, że nie mamy tych biletów.
Dziewczyna poderwała się, wyraźnie poruszona.
-Co? Jaki lot?
Po co o tym wspominał… Po jednej przesiadce już miał dość, chociaż czuł się dobrze jak na lot samolotem. Może dlatego, że Zeus obserwował go mniej niż zwykle. Był zajęty Jasonem. Annabeth kilka minut zajęło ogarnięcie lotów. Po jej ustach przebiegł lekki uśmiech zwycięstwa.
-Dobra, lecimy.
-Zwariowałaś, Ann? Nie mamy biletów.
Zmarszczyła brwi.
-Znajdą się. To i tak trzy godziny szybciej w okolicach Olimpu niż taksówką. Chodź.
________________________________________________________
Półtorej godziny później byli w Kozani. Prześlizgnęli się przez bramki, mamiąc śmiertelników Mgłą. Percy w końcu po tylu latach nauczył się choć trochę nad nią panować. Zamówili taksówkę, która podwiozła ich jak najbliżej się dało. Wysiedli na jednej z polnych dróg, jednych z wielu
-Jak będziecie szli prosto, kiedyś dotrzecie na Olimp. Po drodze jest parę zabitych dechą wioch, ale to nic takiego. Ten rejon może i słynie z turystyki, ale jak już wspomniałem, to nie jest nic nadzwyczajnego. Powodzenia. – rzucił na odchodne taksówkarz i po chwili jego mercedes zniknął za zakrętem.
Annabeth potarła dłonie aby je ogrzać. Wiało rześkie, chłodne powietrze. Ciężka mgła wisiała nisko nad ziemią, tumanami rozchodząc się w nieokreślonym kierunku. Percy poprzez swoja skórzaną kurtkę czuł przenikające go zimno. Chyba jednak wolał ocean, ciepły piasek i gorącą dziewczynę. Po za tym jakiś dziwny wydawał mu się ten facet w koszulce z Star Wars. Za bardzo ział mrokiem.
-Świetnie. Górę już widać. W okolicach zapewne będzie kręcił się Lajkos. – Ann poprawiła plecak na ramieniu. – Idziemy.
Górę było widać nawet z Kozani, ale nie chciał się spierać. Szybko ruszyła przed siebie, a on chcą nie chcąc musiał za nią podążyć. Miał ochotę pomarudzić, ale wiedząc, że Annabeth też nie jest w o wiele lepszym stanie i tak samo jak on wolałaby uniknąć marszu, powstrzymał się. Miał być wsparciem, silnym ramieniem. Szczególnie teraz. Przełknął ślinę. To mogła być ich ostatnia misja. Zadrżał na samą myśl ponownego spotkania się z Tartarem. Doskonale pamiętał go jak próbowali przedostać się do Wrót Śmierci. Nie sądził, że zamknięcie ich będzie miało swoje konsekwencje. Świat potworów nie chciał dać im najwyraźniej spokoju. Jego myśli z równą łatwością przemknęły do Miny. Podziemie również wpływa na emocje, może to co wtedy powiedział nie było jego zamiarem, ale z drugiej strony na prawdę nie mógł i nie chciał sobie pozwolić na taki błąd jak z Tysonem. Mina w gruncie rzeczy nie była zła, a to co czyniło ją półherosem mogło być potężną bronią w walce. Nie musiała być niczyim wrogiem.
W miarę upływu czasu i kroków, które robili, droga powoli mijała, a góra zdawała się rosnąć w oczach. Ich oddechy były coraz bardziej widoczne. Robiło się jeszcze zimniej. Annabeth zrównała z nim krok i splotła swoje palce z jego. Musiała być naprawdę zmarznięta. Uśmiechnął się do niej, próbując dodać jej odwagi, ale nie wiedział czy głównie nie chciał tego zrobić sam dla siebie. Ann odpowiedziała mu słabym uśmiechem, po czym wskazała coś brodą.
-Zbliżamy się.
Spojrzał we wskazanym przez nią kierunku. Faktycznie, podnóże góry już powoli się zaczynało. Przełknął nerwowo ślinę. Lajkos musiał w takim razie być w pobliżu. Im bardziej się zbliżali tym więcej było oznak życia. Turyści i tubylcy raz na czas przemykali koło nich i znikali w okolicznych domkach, raczej nie zwracając uwagi na parę nastolatków. Było ich niewiele, a do paru z nich stromo, w górę, pięły się dróżki pełne ostrych skał. Ciężkie chmury zmieniły się w marne obłoczki, a słońce przyjemnie zagrzało. Niedaleko dostrzegł mały zajazd, przy którym kotłowało się życie. Chyba punkt startowy przed wyjściem na sam szczyt. Annabeth poprawiła plecak na ramieniu i mocniej ścisnęła jego dłoń.
-Percy, musimy teraz pomyśleć, gdzie mógłby pojawić się Lajkos. Co zrobiłbyś na miejscu wiecznie zakochanego i nieszczęśliwego człowieka, który pląta się całymi wiekami wokół góry, szukając swojej miłości? – spojrzała na niego uważnie.
Wzruszył ramionami.
-Prawdę mówiąc, to nie wiem. Nie jest nieszczęśliwie zakochany. – błysnął łobuzerskim uśmiechem.
Ann przewróciła oczami.
-Proszę cię, Glonomóżdżku. To ważne. Potrzebuję twojej pomocy, a mamy mało czasu.
-Hmm… – zastanowił się. Jakie byłoby prawdopodobieństwo, że stałby właśnie na moście i myślał o rzuceniu się w wir mętnej wody? To mogłoby zadziałać pod warunkiem, że nie byłby synem Posejdona. To znacznie utrudniało sprawę. Może Lajkos był tak zakochany (wszystko na to wskazywało) że wolał układać plejadę pieśni i śpiewać zachwyconemu tłumowi niż umrzeć? Może kochał tak bardzo, że aż nie mógł się oddzielić od życia w którym spotkał swoją miłość? Wzdrygnął się. Nie był sam pewien czy coś takiego byłoby dożywotnia karą czy zbawieniem. Chyba chciał spotkać Ann w zaświatach, bo przecież z pewnością po dekadach nie plątałaby się wśród żywych.
-Percy? – jej głos wyrwał go z zamyślenia.
Trzasnęły drzwi i z schroniska na zajeździe wyszedł starzec z twarzą okalaną siwą brodą i masą zmarszczek. Usiadł na ławeczce przed budynkiem i wyciągnął lirę. Zagrał parę nut, po czym nagle jego palce zaczęły przebierać po strunach jak szalone. Ochy i achy wydobyły się z piersi podróżnych. Muzyka sprawiła, że stopy Percy’ego zdawały się wzrosnąć w grunt. Annabeth stała z szeroko otwartymi ustami, z szokiem i zachwytem wymalowanym na twarzy, wpatrując się w mężczyznę. Zaiste, melodia porywała. Przeżywali istne katharsis. Gdy pierwsza pieśń się skończyła, starzec urwał i rozejrzał się po tłumie. Parę razy wciągnął głęboko powietrze, zmrużył oczy i przyjrzał się młodym półbogom tak, jakby znalazł źródło zapachu. Wstał gwałtownie, skłonił się i zabrał kapelusz do którego sypały się dźwięcznie monety. Szybko zniknął za rogiem chaty. Percy pomyślał, że to musiał być Lajkos. Jego muzyka… Córka Ateny, jak zwykle pierwsza ochłonęła. Puściła się biegiem.
-Percy, chodź! Przecież zaraz nam ucieknie.
Popędził za nią, potykając się o nierówny grunt i popychając ludzi. Mruczeli na niego gniewnie. Gdy wypadli za róg domku, nikogo tam nie było, za to w górę prowadziła ścieżka. Nie mając nic innego, podążyli domniemanymi śladami Lajkosa. Szybko dotarli do rozwidlenia.
-Mogłem się tego domyślić – jęknął Percy. – Rozdroże.
Annabeth bystro rozejrzała się wokół.
-Nie mógł daleko zajść, przecież…
Zanim zdążyła dokończyć zdanie, z hukiem wylądowała na tyłku, a Percy oberwał w brzuch, po czym runął na kolana, zginając się w pół. Ostry ból rozszedł się po całym ciele. Tym razem dzika melodia prawie pozbawiła ich słuchu.
-Czego chcecie? – głos miał zaskakująco młody i spokojny jak na gościa liczącego parę tysięcy lat. Stanął miedzy nimi, podpierając się lirą niczym pierwszym lepszym kijem leżącym przy brzegu ścieżki. Wyglądało to trochę jak chodzik, tyle że z strunami po środku. Trochę minęło zanim którekolwiek z nich zdołało się wysłowić.
-Potrzebujemy pomocy – wykrztusił w końcu Percy. – Wiemy, że wiesz coś o Starej Baśni.
Annabeth kuła żelazko póki gorące.
-Potrzebujemy jej treści by pokonać Tartara. Chce się wydostać i dokończyć to, co próbowała zacząć Gaja…
-… ale najpierw póki co musimy dostać się na Olimp – wszedł jej w słowo Percy. – Podobno tylko Ty wiesz co chroni stary pałac bogów.
-Stara Baśń jest w Manuskrypcie… – Ann zaczerpnęła powietrza i nie dokończyła.
Na wszelki wypadek nie podnosili się, aby znowu nie oberwać. Błagalnie spojrzeli na Lajkosa, który z zmrużonymi oczami, szarpał swoją brodę. Jedną dłonią przebierał po strunach, wydając smętne melodie.
-Aha! – zawołał nagle. – A więc to wy… – pochylił się ku nim. – To w was czułem…
Spojrzeli na siebie.
-To znaczy co? – zapytała ostrożnie córka Ateny.
Starzec uśmiechnął się tęsknie, a jednocześnie z satysfakcją.
-Przeznaczenie. Będziecie mogli mi ją przyprowadzić.
Żołądek syna Posejdona zwinął się w supeł. Miał nadzieję, że nie będą musieli…
-Twoja ukochana… – mruknął.
-Zgadza się – potwierdził wesoło starzec. – Znajdźcie mi ją.
-Ona nie… – zaczęła Ann, ale urwała natychmiast, przypomniawszy sobie, że wypowiedzenie słów Lajkosowi o tym, że jego najukochańsza nie żyje, równałoby się ze śmiercią. Zapewne dalej żył w błogiej nieświadomości, oszalały z miłości i poszukujący swojej kobiety.
-Znajdziemy – obiecał Percy. – Będziesz mógł się z nią spotkać. Zgodnie z obietnicą wtedy pomożesz nam dostać się na Olimp.
Lajkos wzruszył ramionami.
-Ja nic nie obiecuję. Wykonajcie to, co macie do wykonania, a wtedy się zastanowię.
Jeszcze raz uśmiechnął się pod nosem, wziął lirę pod pachę i ruszył ścieżką w lewo. Pomachał im na odchodne i nagle zniknął. Dopiero wtedy odważyli się wstać. Percy otrzepał się z kurzu i zerknął na Annabeth. Jej zaciśnięte usta jasno świadczyły o tym, że nie miała ochoty robić tego, co musieli zrobić aby zmusić Lajkosa do pomocy.
-Ekhm… Ann, gdzie my…
Machnęła ręką.
-Nieważne. Ta Miss Kiczu sama powinna się pojawić jak wyczuje miłosną rozterkę, więc osobiście bym nie…
Po raz kolejny nie zdążyła dokończyć zdania. Omawiana właśnie Miss Kiczu postanowiła objawić swe piękno i krasny uśmiech w całej swej okazałości. Afrodyta przybyła im na pomoc.
Marszczyłam się, czytając to. PRZECINKI! Poczytaj troszku. W dialogach, w zdaniach złożonych z imiesłowami… Proszę. Sama historia naprawdę fajna, ale błędy wszystko utrudniają.
Popraw interpunkcję, a wejdziemy na wyższy poziom przyjemności z czytania 😉
WEEEEEENY i czekam na więcej.
Gdzieś mi umkną pobyt w Polsce, i gdzie reszta? Ponieważ ja się już troszkę pogubiłam :/. A pozatym rodział fajny. Dziwi mnie jeszcze jedno, miałam z całą podróżą Ameryka- Polska- Grecja BARDZO podobny pomysł 😶.
Weny!
Dla mnie wszystko fajnie. Może jest kilka błędów, ale nadrabia świetną fabułą. Nie chcę ponalać, ale pisz bo ja w miejscu nie mogę usiedzieć i czekam na kolejny rozdział!
WENY!
Patrzę się już iksny raz na tą stronę, i już chyba wiem co mi umknęło…
Gdzie jest rozdział 21?