po Wojownicy nie lubią imprez
Annabeth
Nieszczęśliwa siedzę na swoim łóżku, a moja siostra- sadystka znęca się nad moimi włosami. Emma niziutka, piętnastolatka lubi bawić się włosami ludzi. Sama ma włosy proste jak drut.
-Oj daj, spokój, Annabeth. Nie mogę pozwolić by grupowa domku Ateny wyglądała jak człowiek lasu.- marudzi podnosząc kolejny kosmyk do góry. -Jeszcze tylko pięć minutek.- Krzywię się i wymownie spoglądam na zegarek. Kwadrans temu mówiła: ,, Jeszcze trzy minutki”.
-Em, to nie bal na Olimpie, tylko impreza w Obozie. Pewnie tylko od Afrodyty się przebiorą.-zrzędzę. Moja siostra unosi z niedowierzaniem lewą brew; prawa poszła z dymem (dosłownie) w czasie ostatniej Bitwy o Sztandar.
Dziesięć minut później Em zakrywa mi oczy i grzebie w MOJEJ szafie (bycie grupową ma swoje przywileje). Słyszę jak szeleści materiał. Ojojoj… Jest źle. Bardzo źle. Moja siostra syczy, zawsze tak syczy gdy, szyjąc, ukuje się w palec. Gorzej, kopię sobie grób.
-Michael!- (Michael jest dziewczyną)- Pomóż mi!- krzyczy. Wchodzę do własnej trumny.
-O co cho…- Zaczyna dziewczyna. Słyszę jak obraca się w moją stronę. Zaczyna się złośliwie chichrać. Zołza, ma przekichane. Tymczasem moje Ja przybija wieko trumny ( ze mną w środku rzecz jasna).
Materiał opada na mnie. Czuję jego warstwy i dziwne twardsze kawałki na plecach ( reszta jest odkryta). Ostatni gwóźdź. Trumna opada na dno grobu. Zabiję, po prostu zabiję. Niecierpliwie się wiercę.
-Tylko paznokcie ci pomaluje i jesteś wolna.- mówi Emma. Sama wybrała, podrywam ręce i zaciskam palce wbijając paznokcie w pierwszą napotkaną miękką rzecz, na jej nieszczęście jest to nos mojej młodszej siostry. Zrywam opaskę i patrzę gniewnie na blondynkę.
– Buty. – mówię władczo z wysoko uniesionym podbródkiem. – A zresztą sama je sobie założę.- dodaję i wstaję z łóżka. Potykam się jednak o materiał w akcie desperacji łapię mocno ramię nic nie spodziewającej się Michael’i. Patrzę w dół i widzę…
…szaro-srebrny materiał sukni, sięgający mi do kostek. Nie wytrzymuję.
– CZY WYŚCIE NA GŁOWY POUPADALI?! POGIĘŁO WAS?! JA SIĘ W TYM ZABIJĘ! – wrzeszczę zła. po chwili dodaję ledwo słyszalnym, groźnym szeptem, którego używam tylko przy walce z LaRue – Czyja to sprawka?
– Emm… Pomysł wybrany demokratycznie- wypala Michaela. Reflektuję się, Mi nie zrobiła nic złego, chyba…
– Ech no dobra, później się zemszczę, teraz, zakładam mam coś ci zapleść?- mówię zrezygnowana.
– Ja sobie poradzę, ale Mi chciałaby kłosa. – odpowiada Emma zamykając się z jakimiś ciuszkami w łazience.
Przysiadam na biurku, a na krześle przed mną siada Michaela. Rozczesuję jej kruczoczarne włosy i zbieram, a następnie dzielę na pół. Moja trzynastoletnia siostra nie ma ich za dużo, dlatego je zaplata i bardzo o nie dba: żadnych odstających kosmyków, wszystkie włoski są przycięte równo na wysokości łopatek, końcówki są mocne. Przechodzę do metodycznego zaplatania. Prawy kosmyk, lwy kosmyk, prawy kosmyk, lewy kosmyk, prawy kosmyk, lewy kosmyk… Spinam warkocz bordową gumką, a z przodu wpinam granatowy kwiat. Mi ma na sobie, już prostą, nieco obcisłą bordową sukienkę z granatowym paskiem, a na nogach czarne baleriny. Wygląda ślicznie. Uśmiecha się z wdzięcznością.
– Idziesz na bosaka? – pyta gdy lekko zeskakuję z biurka. Wbrew moim obawom, suknia nie utrudnia mi poruszania się, jest lekka i dopasowuje się do mojego ciała.
– Nie- mamroczę i wyciągam proste rzymianki z szafy. Są na półcentymetrowym obcasiku i są (o dziwo!) bardzo wygodne.
Zakładam je pospiesznie. Przecież ja w tym będę zupełnie bezużyteczna i bezbronna! Michaela odczytała co mam na myśli po moim wyrazie twarzy i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
– Nie będzie tak źle- mówi. O co jej u licha chodzi?!
– Oj, znam ten uśmieszek, mam się bać?- pytam. Uśmiech dziewczyny sięga teraz od ucha do ucha. Dosłownie.
– O swoich wrogów? Owszem- odpowiada tajemniczo.
Nagle drzwi od łazienki otwierają się z hukiem i wypada zza nich, niczym tornado Emma. Na sobie ma błękitną mini i obcisły top z cekinami. Na włosach ma reklamówkę z napisem ,, Kupując tą foliówkę nie dbasz o naturę” Znowu farbuje sobie włosy! Przecież Hood’owie przemycają TYLKO różową farbę przeznaczoną do wkurzania Aresiątek (pod tym względem są najodważniejsi w obozie, a może najgłupsi?…). O nie…nie nie nie nie nie
-NIE!!!- wrzeszczę- WIESZ W CO SIĘ WPAKOWAŁAŚ?! TA FARBA ZMYWA SIĘ DOPIERO PO ZAPŁACENIU HOOD’OM!- krzyczę w przerażeniu, ponieważ, Chejron znowu powie: ,, Annabeth, jako grupowa nie powinnaś do tego dopuścić, ale jak tak się stało… obóz nie jest bankiem bez dna…” Już kiedyś Emm kupiła tak od braci lakier, na kredyt. NIGDY nie kupujcie nic na kredyt, pod zastaw czy na krechę u Hood’ów, czy innych spod jedenastki. W końcu są to dzieci Hermesa boga kupców i złodziei. Są to ludzi, którzy nawet przegrają zakład wyjdą z zyskiem lub przynajmniej nic nie stracą. Dziewczyna roześmiała się.
– Wyluzuj sama kupiłam- mówi przewracając oczy.- Coś ostatnio taka spięta jesteś? – Pyta.
-Bo mnie wepchnęłaś w to coś!- warczę. Dziewczyna znowu się roześmiała. Westchnęłam. Od jakiegoś czasu łatwo się wkurzam, nie wiem czy to przez ciążącą nad mną misją, studiami czy koszmarami, a może wszytko razem? Zakładam buty. Już chciałam wziąć sztylet i schować go w specjalnej, ukrytej kieszeni w dżinsach, gdy zorientowałam się, że: a) nie mam własnego sztyletu, a miecz akurat jest na ostrzeniu w dziewiątce. b) mam na sobie inną, groźniejszą broń, niestety wymierzaną we mnie, a mianowicie powłóczystą suknię balową. Pufnełam z niezadowoleniem. Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.
Percy
Zamaszystym krokiem idę do dziewiątki.
-Macie ten miecz?- pytam Leona. Chłopak spogląda na mnie znad kowadła. Nie jestem pewien czy jest oburzony czy zdziwiony.
– Chłoopie… Już dawno? A masz materiał na pochwę? -pyta. Patrzę na niego.
– No jasne. – Wyjmuję z plecaka kawałki srebra, niecieniącą się wieloma kolorami masę perłową i kawałek skóry podwodnego smoka ( nie nie zabiłem go tylko wyprosiłem ojca by mi taką dał) która mieniła się zielenią, błękitem, purpurą, czerwienią, szmaragdem i innym kolorami.
– To można zrobić w godzinkę- mówi głos zza moich pleców. Poznaję go.
-TYSON! – ryczę i odwracam się gwałtownie. Zostaję zmiażdżony w cyklopim (dosłownie) uścisku.
– Dobrze cię widzieć, Wielkoludzie- mówię. Osmalona twarz Jacka wystaje z drzwi ich kuźni-i-bogowie-wiedzą-czego-tam-jeszcze.
-Przyda się czasem ktoś od drobiazgów.
– Dlatego miedzy innymi tutaj jestem, Mason- mówi mój brat.
-Ech to ja lecę. Zajmiesz się tym Tyson?-mówię na odchodnym nie czekając na odpowiedź. Wierzę mu. Bez plecaka biegnie się dużo szybciej. Pukam do drzwi domku Hekate.
– Wejść.- słyszę zwięzłą odpowiedź. Wchodzę cicho. Lou i jej młodszy brat- Gandalf pochylają się nad breloczkiem i nucą coś pod nosem. Obok z ponurą miną siedzi Susan. Nie może czarować ponieważ dopiero co wyszła z anginy i jej głos nie jest do końca czysty. Z tego co słyszałem dzieci bogini magi są mistrzami w operowaniu głosem podobno nawet lepszymi niż dzieci Apolla i Afrodyty. Głos i poprawna intonacja jest postawą wielu zaklęć. po chwili dwójka czarodziejów kończy. Lou odwraca się do mnie. Jeszcze tylko pochwa i gotowe. Uśmiecham się i rozglądam po ich domku. Filetowe ściany, ciemna podłoga, jasne meble i sufi zaczarowany, tak, że przypomina ten z Wielkiej Sali w Hogwarcie jest niebem, które mieszkańcy tego domku badają w nocy. Jedna ściana to biblioteczka, druga to szafy z lustrami i drzwi prawdopodobnie do łazienki, jedna ze ścian jest przeszklona i wychodzi na wzgórz i las. A czwarta ( pod którą stoję) to drzwi wejściowe i strome schody-drabina prowadzące na strych gdzie dzieci Hekate ćwiczą zaklęcia. Po środku stoją dwa piętrowe łóżka. W ciągu dnia są przysunięte i obok stoi biurko przy którym siedzą magowie, a w nocy biurko składają i odsuwają od siebie łóżka (za pomocą magii). Lou patrzy na mnie zdegustowana.
– Chłopie ty weź się ogarnij, za trzy godziny wielka impreza ty jesteś w obozowej koszulce i podartych dżinsach! – mówi. Zadrżałem zamieni mnie w jakąś rybkę i co wtedy? Zostanę jeszcze zjedzony przez syna Dionizosa i nikt mnie nie będzie pamiętał!
– A ty?- pytam zamiast tego. Macha ręką.
– Rach-ciach i będę miała makijaż, ubranie i stylizację i właśnie będę kończyć pomagać Susan rozprostować włosy.- Z tego co posłyszałem przypadkiem od Lucy Na loki Susan nie działały żadne czary tylko czar zwiększający siłę osoby prostujący mógł przyspieszyć proces, a i tak trwało to bez małą dwie godzinki. Wzruszam ramionami i wychodzę by ,, się ogarnąć”.
– To cześć- mówię na odchodnym i zamykam drzwi. Nigdy nie zrozumiem dziewczyn.
Okay. Wszystko super i w ogóle… Przeżyję nawet te drobne przecinki… tylko, o co chodzi w ostatniej scenie? Percy idzie do domku Hekate i wychodzi? Poszedł tam bez celu? Od tak? Tak po prostu?
Poza tym wszystko super. Bardzo podobała mi się scena przygotowywania Annabeth. Była odprężająca.
Czekam na więcej i WEEEEEEENY!
Percy nie idzie tam o tak, bez celu, tylko po to, żeby coś zobaczyć, a co to się dowiesz w następnej części… ☺ Tylko, że mi się to jakoś rozmyło :/