Troszeczkę was zaniedbałam, ale to wszystko wina Sesji. Wykładowcy poupadali na głowy i nie miałam na nic czasu ani chęci, bo jedyne co mogłam czytać to notatki z wykładów, na które nie chodziłam i odpowiadać na pytania, na które nie znałam odpowiedzi.
Chce to zakończyć w dwóch rozdziałach. To jest przedostatni rozdział Modlitwy i jedyne co nas czeka to Rozdział 11 i Epilog. Chyba, że chcecie taki Dodatek jak Prosto w Ogień? Mogę coś takiego zrobić, nie ma problemu 😉
Clarisse13 – hahah, cieszę się, że masz takie wrażenie, że opowiadanie jest zaplanowane od początku do końca, ale tak nie jest. Jedyne co zrobiłam to w połowie wypisałam sceny, które chciałam opisać i połączyłam je tak, aby powstało kilka rozdziałów. I tak się tego nie trzymałam…
Snakix
***
Czy matki nie wycierpiały zbyt wiele? Czy strach o życie własnego dziecka to nie wystarczająca katorga dla duszy? Każda matka się martwi. Ale co ma powiedzieć kiedy jej dziecko jest herosem? Czy strach nie zmienia się w przerażenie?
Dopiero kiedy zostałam matka zrozumiałam to wszystko. Czułam lek i rozpacz kiedy widziałam plączącą córkę. Nie wyobrażam sobie co musiała czuć moja mama kiedy oddawała mnie w ręce Chejrona. Czy spodziewała się jak to na mnie wpłynie? Jak się zmienię przez to wszystko? Obiecałam jej przecież, ze wrócę do domu. I zrobiłam to, ale nie byłam już ta sama Melanią Regent.
Wiem, ze mówiłam wam o tym kilkanaście razy i możecie być tym wszystkim znużeni, ale chcecie znać zakończenie tej historii.
Ale o czym właściwie ona jest?
O tym jak miłość do Ryana mnie zabiła?
Czy słuchacie mnie tylko po to by wiedzieć czy Ryan wrócił po mnie?
Czy kiedy pojechałam w kolejne wakacje na Obóz Herosów spotkałam go tam?
Odpowiedz brzmi nie. Nie mamy z Ryanem szczęśliwego zakończenia. Chyba nigdy nie było nam ono pisane, a to wszystko co się wydarzyło było błędem popełnionym przez bogów.
Może zabrzmieć to melodramatycznie ale każda osoba, którą kiedyś pokochałam, pewnego dnia mnie opuściła.
Ryan zrobił to, bo wiedział, ze pewnego dnia będzie musiało to nastąpić. Modlę się, ze zrobił to z jakiegoś większego powodu niż strachu. Że nie przestraszył się konsekwencji jakie niesie życie ze mną. Nigdy nie obiecywał mi miłości, aż po grób, ale ja zrobiłam to za nas dwoje. Pójdę to Hadesu z jego imieniem wyrytym w moim sercu.
Przed Ryanem było jeszcze dwóch mężczyzn, którzy mnie opuścili. Pierwszym z nich był mój ojciec. Apollo zrobił to kiedy miałam dwa miesiące. Mama rzadko o nim mówiła, ale jak udało mi się ja namówić na rozmowę o ojcu, zawsze powtarzała, ze to był najlepszy rok jej życia. A później zostałyśmy tylko we dwie.
Nigdy z nim nie rozmawiałam i nawet teraz nie wiem czy miałabym odwagę stanąć z nim twarzą w twarz. Nie chodzi o to, ze jest bogiem, ale o to, ze dla mnie to obcy człowiek. Nigdy nie odczułam za mocno braku ojca w moim życiu. O wiele bardziej bolał brak ukochanej rodzicielki.
Drugim mężczyzną, który mnie opuścił był Nick.
Mimo że dla niektórych jesteśmy jednym z lepszych małżeństw, czuję, że straciłam go kilkanaście lat temu. I on tracił mnie za każdym razem kiedy szedł do łóżka z inną kobietą. Nie mam siły na myślenie, że to moja wina. Sąsiadka z naprzeciwka może mi zarzucić, że skoro Niccky mnie zdradza to ja nie spełniałam swojego obowiązku jako żona. I może gdybym miała siłę to zaczęłabym się z nią kłócić. Ale jedyne na co mnie stać to zmarszczenie brwi i odwrócenie się na pięcie, rzucając przez ramię oschłe pożegnanie. Może to uznać za moją przegraną, ale wszyscy oni znają tylko część prawdy. Reszta należy do mnie, Ryana i Nicka. Nasza gorzka tajemnica, która pojawiła się w momencie kiedy musiałam wybierać między bycie żywą, a zakochaną. Pewnie domyślacie się co wtedy wybrałam.
***
Moja mama umarła w szpitalu. Przykryta sztywną kołdrą i podłączona do kilku aparatur monitorujących jej życie. Blada z sińcami pod oczami. Wychudzona i z chustą na głowie, która miała usunąć dyskomfort jaki pojawił się kiedy włosy wypadły podczas pierwszej chemioterapii.
Z grymasem bólu, który pojawiał się kiedy przychodziła nowa fala bólu. Ze łzami w oczach, bo wiedziała, że koniec jest bliski.
Niektórzy twierdzą, że ludzie na onkologii wiedzą, że czeka ich śmierć. Owszem wiedzą, bo to jedyny sposób w jaki możesz wyjść z szpitala. W ciemnej trumnie, z nogami do przodu otoczona zapłakaną rodziną, która musi asystować pracownikom z zakładu pogrzebowego.
Zamknięta w ciemnym pudle, z którego nie ma wyjścia.
***
Moja mama umarła w samotności. Nie było mnie wtedy przy niej i nie mogłam usłyszeć jej ostatnich słów przed śmiercią. Ostatnie wspomnienie to nasza rozmowa i moja obietnica. Obiecałam jej, że się poddam.
Ja, Melanie Regent w dniu dwudziestego drugiego kwietnia, dwa tysiące drugiego roku przysięgam na wszelkie bóstwa, że się poddaję. Nie będę już ryzykować własnym życiem. Nie będę żyć tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla bliskich mi osób. Stanę się przykładną żoną i matką, a przeszłość zostanie pogrzebana.
Pewnie macie to za totalny absurd. Nie możecie zrozumieć czemu zgodziłam się obiecać coś takiego umierającej matce. Nie chodzi o to, że była na skraju śmierci i chciałam w ten sposób ją zadowolić. Moja mama mnie kochała i chciała dla mnie jak najlepiej. Cierpiała wtedy kiedy ja cierpiałam. Płakała kiedy ja płakałam. Śmiała się razem ze mną. Była najważniejszą kobietą w moim życiu i nikt nigdy mi jej nie zastąpi.
Kiedy urodziłam pierwsze dziecko – córeczkę, która miała moje oczy i nos Nicka, obiecałam, że będę się starać być dla niej najlepszą matką. Patrząc na nią dzisiaj mogę być pewna, że moja mama byłaby ze mnie dumna. Wychowałam te małe Anioły najlepiej jak potrafiłam, dając z siebie wszystko co mogłam. Bóg mi świadkiem.
Oczywiście, że starałam się sprostać tej obietnicy. Ale przeszłość – moja przeszłość – nie była taka łatwa do zapomnienia. Każda najgłupsza rzecz przypominała mi Ryanie, a wtedy nic nie potrafiło zatrzymać tej karuzeli wspomnień.
Wiem, że ta obietnica w pewnym sensie miała mnie chronić. Mama nie chciała dla mnie tego samego losu jaki ona miała. Losu kobiety samotnie wychowującej dziecko, które ojciec zniknął w dziwnych okolicznościach. Losu kobiety otoczonej przez lata plotkami, które nijak miały się do prawdy. Losu nieszczęśliwie zakochanej kobiety w mężczyźnie, który nigdy nie będzie mógł być jej . Oczywiście, że to się nie udało. Ale chociaż próbowała i to jest dla mnie najważniejsze. Stara się dać mi życie, na które zasługuje każde dziecko. To samo starałam dać się moim dzieciom. Nicky też się starał. Ale dla niego to było równoznaczne z przelewami na konto bym mogła dzieciom kupić wszystko co potrzebne i przynoszeniem prezentów kiedy wyjeżdżał na konferencje ze swoją asystentką. Oni oczywiście byli zachwyceni każdym podarunkiem, a ja cieszyłam się widząc ich szczęście z powodu tego, że ojciec o nich pamiętał i jest w końcu w domu.
Oczywiście wszystko to zwaliło się w ciągu sześciu miesięcy.
***
Miałam dbać o szczęście rodziny. Miałam być ogniskiem domowym i pilnować by wszystko było takie jak trzeba. Starałam się i robiłam to wszystko by móc pewnego dnia powiedzieć sobie, że coś w życiu osiągnęłam. Mam męża, cudowne dzieci i całkiem udane życie na przedmieściach miasta, w jednym z tysięcy osiedli domków jednorodzinnych.
To wszystko zostało zniszczone w ciągu sześciu miesięcy. Pewnie zastanawiacie się co może się stać podczas tych kilku miesięcy? Tyle trwa bezproblemowy rozwód. Rozwód bez orzeczenia o winę, bez podziału majątku, bo Nicky oddał mi wszystko – samochód, wolność, alimenty i prawo do majątku. Ja za to dałam mu czas na wyprowadzenie się i możliwość spotykania się z dziećmi w każdy weekend. Uznałam, że to właściwe i ich ból nie będzie taki duży kiedy spędzą z ojcem dwa dni w tygodniu.
Rozstaliśmy się jakbyśmy nigdy się nie kochali. Ale ja pamiętam te szczenięce uczucie, która trawiło moje serce i płuca na jego widok z różami w ręku. Pamiętam cicho szeptane obietnice i deklaracje o wiecznej miłości. Pamiętam odciski ust pomalowanych wściekle czerwoną szminką na kołnierzu jego wyjściowych koszul, które zrobiły mu nowe sekretarki. Pamiętam tą oziębłość jaka pojawiła się w moim sercu kiedy przypadała nam dziesiąta rocznica ślubu, a jedyne co od niego dostałam to wysadzany szafirami naszyjnik – za gruby, ciężki i drogi jak na mój gust i suche Kocham cię, Mel wyszeptane do ucha.
To wszystko zostało pogrzebane w momencie kiedy oboje podpisywaliśmy dokumenty rozwodowe. Moje wszystkie obietnice zostały zerwane.
Mam wilgotne oczy. Niby nic, a jednak coś mnie urzekło. Nie było kilku przecinków i paru polskich znaków, ale weszłam w to opko. Kiedy czytam kolejne rozdziały, widzę wspomnienia Melanii. Mam nadzieję, że szybko pojawią się kolejne części, a dodatek i epilog sprawią, że popłyną mi łzy. Czekam na więcej i WEEEEENY!!!
Pogubiłam się, ale to nic 😉 Piękne, moje oczy niebezpiecznie zaczynają się pocić ale jestem przekonana, że to od (nie istniejącej) cebuli😊.
…
Jak zwykle robi ogromne wrażenie. Dobre podsumowanie całości, zastanawiam się jak jeszcze dobijesz Melanię w ostatnim rozdziale. A końcówka… po prostu nie mam słów.
Wydaje mi się, że dodatek to dobry pomysł, ale czekam też na Twoje kolejne opowiadanie (bo będzie, prawda???)
Weny!