Kocham takie zakończenia ^^ Wybaczcie mi 😛
________ Annabeth ____________
Czuła wszechogarniające ją przerażenie. Usta Lamii zbliżyły się do ucha Percy’ego. Gorączkowo próbowała sobie przypomnieć wszystkie fakty i szczegóły na temat tej kobiety. Pamiętała jedynie, to co wspomniano raz na lekcji mitologii. Była kochanką Zeusa i królową Libii. Hera z zazdrości zabiła wszystkie jej dzieci, a wtedy zrozpaczona i wściekła Lamia zaczęła mordować, a w zasadzie pożerać wszystkie dzieci, które spotkała. Oraz młodych mężczyzn. Poczuła ścisk w żołądku. Jeśli zaraz czegoś nie zrobi, to Percy zostanie zjedzony. Rozejrzała się szybko dookoła. Nikogo nie było… A gdzie Julee? Niech ją piorun trzaśnie. Nigdy jej nie ma jak jest potrzebna. Czym dysponowała? Sztylet? Odpada. Kobieta miała przewagę, mając przy sobie Percy’ego. Musiała grać na czas.
-Moment! – zawołała. – Zgłaszam sprzeciw!
Lamia zamarła i syknęła. Jej twarz teraz zmieniła się w okropną, wykrzywioną maskę.
-Jak to: zgłaszasz sprzeciw?! Nie masz nic do powiedzenia. – oblizała wargi, a jej oczy zalśniły.
-Eee… prawdę mówiąc, myślę, że mam ciekawszą ofiarę do pożarcia. – przyznała, udając pewność siebie. Dużo ją kosztowało by nie rzucić się na nią i nie rozedrzeć jej na strzępy. Jak śmiała omamiać jej chłopaka? – Oferta ważna przez pięć minut!
Odsunęła się nieco od Percy’ego. Annabeth odczuła ulgę. Teraz lepiej. Tylko co zrobić, aby wyprowadzić go z transu, który na niego rzuciła Lamia? Jak bardzo przydałaby się tu Julee. Kobieta syknęła i spojrzała na nią.
-Mów co to za oferta! Musi być lepsza od młodego, prężnego, dzielnego herosa – mężczyzny jak tego tutaj. – Z lubieżnym uśmiechem spojrzała na Percy’ego. – Jeśli nie jest tak dobra, to zjem go, a później zabiorę się za ciebie. Czasem robię wyjątki.
Starała się szybko myśleć. Lamia nienawidziła Hery… ale raczej ściągnięcie jej tu, nie miało najmniejszego sensu, a szansa na powodzenie była bliska zera. Co jeszcze mogło ją bardziej zainteresować niż pożarcie syna Posejdona?
-Ee… to znaczy. Każda oferta ma umowę. – wzięła głęboki oddech. – Nie mogę jej przedstawić, dopóki nie podpiszesz umowy.
Kobieta pchnęła Percy’ego na piasek. Upadł na tyłek jakby był pijany. Całkowicie skupiła swoją uwagę na córce Ateny.
-Umowa, tak? – oblizała jeszcze raz wargi. – Jakaż to umowa?
-Musisz przyrzec, że nie pożresz ofiary, dopóki nie zrobi ona pięciu kółek dookoła ciebie, a ty będziesz w swojej prawdziwej postaci.
–Co?! – wrzasnęła i jej paznokcie wydłużyły się, przeobrażając się w szpony. – Nie przyjmuję takiej umowy!
Zanim zdążyła się rzucić na Annabeth, ta zawołała szybko.
-Poczekaj! – wycofała się do tunelu. – Przecież jeszcze nie wiesz co to za ofiara!
Odetchnęła. Już było lepiej. Protest Lamii tylko utwierdził ją w przekonaniu, że w swojej prawdziwej postaci nie ma wpływu na mężczyzn. Jej urok nie działa. Uśmiechnęła się uprzejmie. Miała ochotę zwymiotować.
-Cóż… – potwór zatrzymał się. Zdawała się zastanawiać. – Przed chwilą powiedziałaś, że nie możesz mi przedstawić oferty, dopóki nie podpiszę umowy. A ja nie podpisuję tej umowy. Nie wyrażam zgody.
I ruszyła ku niej, zmieniając postać. Córka Ateny zrozumiała, że przegrała. Dobyła sztyletu. Jakie miała szanse na w pół zamkniętej przestrzeni? Mogła się tylko cofać. Ogarnęła ją rozpacz. W tej sytuacji przeciwniczka szybko ją rozerwie na strzępy. Gdzie Julee?!
-Percy! – wrzasnęła. – Ty szalony, zwodniały i zgloniały Wodniku!
Lamia zachichotała.
–Och... nic z tego. On jest mój. Lecz najpierw rozprawię się z tobą!
Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, usłyszała wrzask przepełniony bólem i zaskoczeniem.
-Julee!
Tunel zadrżał, a kobieta odwróciła się gwałtownie.
-C… Co?! – ryknęła. – Jak?!
-Ależ tak. – duża czarna postać rzuciła się na nią i wywróciła ją do tyłu.
Córka Ateny z zaskoczeniem odskoczyła jeszcze dalej. Wilczyca zaczęła szarpać twarz i ramiona Lamii. Na ziemię lała się czarna krew, a nieludzkie wrzaski wypełniały tunel. Gdy na chwilę oderwała się od swojej czynności, zwróciła łeb ku Annabeth.
-Na co jeszcze czekasz?! Bierz syna Posejdona i biegnijcie w stronę jeziora!To nie jedyny potwór jaki się tu czai!
Wykonała polecenie. Przeskoczyła nad nimi i pognała w kierunku brzegu rzeki. Percy trzymał się za zranione ramię. Między jego palcami przeciekała krew. Przebrnęła przez rzekę, czując przechodzące przez nią dreszcze.
-Percy! – chwyciła go pod drugie ramię. – Szybko! Musimy iść.
Spojrzał na nią ogłuszony.
-U… ugryzła mnie.
-I bardzo dobrze.
Pomogła mu wstać i ruszyli szybkim krokiem. Chłopak chwiał się przez moment, ale w końcu udało mu się złapać równowagę. Annabeth nie wiedziała, czy mu współczuć czy być wściekłą. Nie rozumiała jak można było tak po prostu dać się omamić. „Bo to faceci” – wyszeptały w jej umyśle Alagos. Wzdrygnęła się. Te też. Nie ma ich, gdy są potrzebne, a gdy niekoniecznie muszą być, to się pojawiają. Zaraz zaatakowały ją emocje – ból, poczucie zdrady… Odepchnęła je od siebie, wiedząc, że nie myśli racjonalnie. Ta kobieta go omamiła. Nie miał szans. No bo.. bo… był facetem. Ale czy każdy facet taki jest? Leci za każdym kręcącym się tyłkiem? Miała nadzieję, że Percy’ego to nie dotyczy. No chyba, że chce spotkać się z jakąś paskudną klątwą.
Syn Posejdona sapnął zmęczony. Mimo tego, nie zwalniali. Annabeth uśmiechnęła się szeroko, myśląc o solidnej zemście w razie gdyby…
-To wcale nie jest zabawne… – wymamrotał.
Spojrzała na niego zdziwiona.
-A kto powiedział, że to jest zabawne?
Woda dziwnie wzburzyła się.
-Jesteś zła.
-Oczywiście! – krzyknęła i pchnęła go w lewo.
Potężna fala zalała miejsce, w którym przed chwilą byli.
-Przecież bym tego nie zrobił!
-Czego?
Percy zakaszlał i zbladł nieco. Zmartwiła się, że rana mogła być zakażona.
-Przecież wiesz czego!
-Nie! Nie wiem. – gromki ryk odezwał się gdzieś za nimi. – Powiedz mi!
Z szybkiego kroku przeszli w bieg. Annabeth nie miała pojęcia, co ich ściga, ale na pewno nie było to coś przyjaznego. Skoro Hades został uwięziony, to różne stworzenia mogły biegać teraz po jego królestwie.
-Dlaczego ty mi ZAWSZE musisz wszystko utrudniać?! – pociągnął ją za sobą, gdy nagle z wody wyskoczyła ogromna ryba. – Na włosy wszystkich bogów i brodę Zeusa! To goliat tygrysi!
-Jak tygrys…
-CO?!
Parsknęła. Miała dość tej rozmowy. Skupiła się na uciekaniu. Wolała porozmawiać, gdy będzie pewność, że nie zostaną zjedzeni przez rybę o nazwie ‚goliat tygrysi’. Te dwa słowa zdecydowanie do siebie nie pasowały. Oddalili się od rzeki na tyle, aby nie zaatakowało ich nic z Kokytosu, ale na tyle daleko, że zawsze była możliwość iż mogą się zgubić w wszechobecnej ciemności. W tym samym momencie dotarli do ogromnego zbiornika, gdzie rzeka przeradzała się w jezioro Stygijskie. Zatrzymali się gwałtownie. Za nimi nadal słyszalne były ryki. Przed nimi zaś… w wodzie poruszał się ogromnej wielkości kraken. Jego przednie macki przekształcone były w szpony, które z łatwością mogły przebić mniejszego potwora, a nawet tytana. Dzięki swojej mackowatości mogły również zwinnie obracać się we wszystkie strony. Kilka macek poruszało się leniwie wokół jego paszczy, która składała się w okrągły otwór pełen zębów niczym siatka. Nad mackami przy otworze gębowym umieszczone po bokach głowy były oczy. Na tle czerwonych białek, nieruchomo patrzyły czarne źrenice. Miał humanoidalną sylwetkę. Dół ciała składał się na ogromny brzuch oraz grube nogi, do połowy zanurzone w jeziorze. Potwór wpatrywał się w nich. Było to niepokojące spojrzenie, pełne wyważonej inteligencji, która mówiła, że ofiara może poczekać. Nigdzie nie ucieknie.
-Och… myślałam, że tu nie dotrzecie, ale każde zabezpieczenia są potrzebne. – nagle na prawym brzegu jeziora pojawiła się kobieta, którą doskonale znali. – Triangul, bierz ich!
I kraken ryknął przeraźliwie. Córka Ateny pomyślała w tym momencie, że to już koniec. Udało im się uciec przed Lamią, ale kraken…
Kraken o dziwo nie zaatakował, tylko wpatrywał się w syna Posejdona, jakby tocząc z nim jakiś pojedynek. Po skroniach Percy’ego spływały krople potu. Kobieta zawyła.
-Ty durna meduzo! Powiedziałam: BIERZ ICH!
Triangul nagle zamachnął się tą jedną macką z szponami i trafił prosto w Meduzę. Ta z wrzaskiem poleciała do tyłu i wpadła do jeziora. Gdy się wynurzyła, Percy zatopił ją falą ciemnej wody. Annabeth patrzyła oszołomiona na swojego chłopaka.
-A.. ale jak?
Spojrzał na nią, z wysiłkiem najwyraźniej utrzymując potwora w ryzach.
-Kraken ten tutaj, to Triangul. Legendy mówią, że wynurza się po przybyciu na wyspę statku i pożera go w całości razem z załogą. Jednak kogo pierwszego zobaczy zaraz po przebudzeniu… ten staje się jego panem.
Musiała opaść jej szczęka.
-To znaczy, że… – z trudem otrząsnęła się ze zdumienia. – Kiedy? Jak?
Percy powoli schylił się i przyłożył dłoń do piasku, a Trangul podążając za jego gestem, usiadł na dnie. Syn Posejdona włosy miał przyklejone do twarzy, a ubranie brudne i nieco poszarpane. Zdawał się być wycieńczony. Rana na jego ramieniu najwidoczniej przestała krwawić.
-Cóż… – jego spojrzenie stało się nieobecne. – Szukając Obozu Jupiter natrafiałem na różne miejsca. W tym i na legowiska potworów… wpadłem również i na niego. Miałem szczęście. Poszedłbym jako przystawka, ale byłem pierwszy i to ja go obudziłem. – skrzywił się. – Niestety zapłacił za to taki jeden śmieszny eee… ktoś.
-Jak to działa? – zmarszczyła brwi. – Ty… jakoś w myślach wydajesz mu polecenia?
-Zgadza się. To potężny, starożytny potwór, dlatego stawia opór mojej woli. Szuka najmniejszego znaku słabości, który mógłby wykorzystać. – ukląkł. – Ann… zajmij się naszą przyjaciółką.
Spojrzała w kierunku Meduzy.
-Och… z tym nie będzie problemu. Chyba.
Ostrożnie ruszyła ku niej, okrążając jezioro z drugiej strony. Nadal najwyraźniej znajdowała się pod wodą, bo nigdzie nie było jej widać. Chyba że wyszła, gdy nie widzieli. Musiała zachować wszelką ostrożność, ponieważ Meduza potrafiła wzrokiem zmieniać w kamień. Nie chciała zostać taką ofiarą. Dołączyła by do kolekcji figur ogrodowych Cioteczki Em. Jej palce zacisnęły się mocno na rękojeści sztyletu. Wytężała wzrok, wbijając go w mętną połać wody, ale nic się nie stało. „Może się utopiła… ” – pomyślała z nadzieją. Podniosła głowę w kierunku Percy’ego.
-Chyba jej tu nie ma! – zawołała i chciała ruszyć z powrotem, gdy coś chwyciło ją od tyłu za włosy i pociągnęło prosto do jeziora. Nie zdążyła nawet krzyknąć.
Zobaczyła bąbelki wody, które powstawały przy gwałtownym wydychaniu powietrza, które miała w płucach. Szamotała się dziko. Dotarł do niej stłumiony krzyk oraz syk wężowych włosów Meduzy. „To one umieją oddychać pod wodą?” – zdziwiła się, zanim pod powiekami zaczęło się jej robić ciemno. Chciała zawołać Percy’ego. Nie mogła. Chciała przywołać Alagos. Nie czuła ich. Zginiesz tak jak każdy heros. Szybko i beznadziejnie. Ten głos przeszył jej umysł i zapadła się w mrok.
Chyba mamy gdzieś tam daleko, daleko na drzewie genologicznym wspólnego przodka, bo podobnie skończyłyśmy rozdziały. Nie mniej naprawdę super rozdział. Może zabrzmię troszkę sadystycznie, ale to był chyba najlepszy rozdział! Biedny Percy! I Annabeth. Dużo się działo, a jednak zachowałaś proporcję do opisów. Nie widziałam błędów, które byłyby nie wiem jak widoczne. Czekam na więcej! WEEEEEENY!
Zgadzam się z Saide, rozdział w stylu takim jaki lubię =D. Ale żeby skończyć w takim momocie?! Pisz szybko CD albo…
Super opowiesc! Ale rowniez uwazam, ze powinno byc inne zakonczenie. Teraz czekam na nastepna czesc. Weeeeeeeeeeeny!!!