Hejuuu! Na wstępie chcę podziękować za pomysły na imiona, mam z czego wybierać! To ta pozytywna kwestia, ale jest jeszcze druga- zupełnie inna. Boję się. Nie czuję się pewnie przy rozdziałach, które będę teraz podsyłać. Nie mniej mam nadzieję, że się Wam spodoba!
Saide
PS W ciągu majówki mogę wysłać kolejną część, ale muszę usłyszeć od was chęć przeczytania jej 😉
IX
Krótki strzał. Piorunujący ból przechodzi od skroni do skroni. Suchość w ustach. Ciemna mgła przed oczami. Dotykam dłonią nosa. Krew. Podnoszę wzrok. Krzyk więźnie mi w gardle. Przede mną rozmywa się twarz Thomasa. To na pewno on. Ciemne, jak nocne niebo oczy, ułamany przedni ząb, ale nie odsłonięty w pewnym uśmiechu, tylko w niemym zdziwieniu, przeradzającym się w gniew. Jego obraz znika. Tracę wszelkie siły. Kolana uginają się, ale utrzymuję się na nogach. Oddycham głęboko, ale nie mogę złapać oddechu, jakby ktoś blokował mi dostęp do tlenu przez długie minuty, godziny.
-Przepraszam, wszystko w porządku, panienko?- głęboki, poważny głos rozlega się za mną. Zaciskam dłonie na umywalce. Cały czas tu była? Ciągle ją trzymałam? Podnoszę wzrok. Patrzę w lustro. Widzę siebie. Malutkie kropelki potu na czole, ściągnięte brwi i podkrążone oczy. Za mną widzę starszego mężczyznę. Jest ubrany w niebieską koszulę i brązowe, lniane spodnie. Jego głowa jest pokruszona delikatną siwizną, ale większość włosów ciągle jest czarna. Patrzy na mnie z lekkim zaniepokojeniem.- Może wezwać pomoc?
-Nie trzeba- odpowiadam uprzejmie.- Po prostu- biorę wdech- to jeden z „tych dni”.- Posyłam mu porozumiewawczy uśmiech.- Przeciwbólówka zaraz zadziała, dziękuję za troskę.- Ostatnie słowa wypowiedziałam zbyt sztywno, jak wyuczona mantra, ale facet chyba się nie zorientował. Na potwierdzenie słów prostuję się. Odkręcam wodę i przemywam twarz. Potem pewnie wychodzę z łazienki.
Wypuszczam wstrzymywane powietrze. Ogarnia mnie ciepłe powietrze, wymieszane z drażniącym zapachem spalin. Rozglądam się. To nie jest Nowy Jork. Patrzę na niski ceglasty budynek podobny do małej fabryki lub magazynu. Obok stoi inny budynek. Szeregi różnokolorowych budyneczków w niczym nie przypominają Nowego Jorku, ba! Żadnego ze znanych mi miast Stanów. Odwracam się. Przed chwilą byłam w jakiejś restauracji. Patrzę na niebieski parawan nad głowami klientów. „Prado Vente”. Gdzie ja, na śmierdzące stopy Zeusa, jestem? Dobra, muszę się skupić. Zamykam oczy. Wyciszam dźwięki z ulicy i restauracji, wyciszam umysł, wyciszam uczucia, serce.
Zanik pamięci:
1.Gdzie jesteś?- Nie wiem.- Znajdź wskazówkę.
Sprawdzam kieszenie bluzy. Jest, bilet podróżny do… Medellinu… Szlag. Przygryzam dolną wargę. Spokojnie.
2.Kiedy jesteś?- Nie jestem pewna.- Sprawdź bilet.
Przyglądam się papierkowi. Bilet lotniczy z Nowego Jorku z portu lotniczego Newark-Liberty do Medellinu, portu lotniczego Jose Maria Cordova, odlot przewidziany o 23:35, a przylot o 5:15. Słońce już wzeszło, więc pewnie jest około dziesiątej, wnioskując po mijanych przechodniach.
3.Dlaczego tu jesteś?- Skąd mam wiedzieć?- Wyobraź sobie mapę. Gdzie byłaś, gdzie jesteś, a gdzie powinnaś się dostać?
Byłam w Nowym Jorku, jestem w Kolumbii, a miałam kierować się do Amazonii.
4.Co teraz zrobisz?- Znajdę drogę do Amazonii.
Otwieram oczy. Ruszam w dół niewielkiego zbocza, na którym stoją osiedla.
Straciłam pamięć na kilka, kilkanaście godzin. Straciłam kontrolę. Jama. Skoro przejął władzę nad moim ciałem… Co on mógł powiedzieć Thomasowi. Cokolwiek to było, na pewno nie było to nic przyjemnego. Widziałam to w jego oczach. Jama powiedział coś, co go dotknęło. Może nawet zraniło.
Ale czy ja przypadkiem sama go nie skrzywdziłam? Odeszłam bez, bez… bez czegokolwiek. Żadnego „żegnaj”, „do zobaczenia później” albo „strzel się w ryj”. Nic. Byłam, a teraz mnie nie ma. Nie wiem, czy to ogólnie ludzie, czy tylko ja, ale mam tendencję do ranienia siebie, myśląc, że pomagam innym, ale krzywdząc jednocześni ich. Chciałabym być wściekła na Jamę, Balora, Thanatosa- kogokolwiek. Zmusili mnie do ucieczki z obozu, prawie zmusili do morderstwa na niewinnym człowieku, zawładnęli nade mną. Chciałabym być wściekła. Chciałabym krzyczeć, że nie jestem marionetką. I choć to prawda, nie jestem na nikogo zła. Nikt nie ma prawa bez mojej zgody dotykać moich uczuć, myśli czy ciała. To wszystko moje błędy.
Próbuję być taka, jaka miałam być. Surowa, bezwzględna, wzbudzająca zaufanie, by wykorzystać je przeciwko. Próbuję żyć, jakbym miała w sobie chip, ale prawda jest taka, że nigdy go nie miałam. Co daje mi sześć lat życia, z czego połowy nie pamiętam? Zamiast stworzyć siebie, tworzyłam tylko pozorny obraz. Ale czy właśnie tak nie postępują wszyscy ludzie. Dzieci próbują zadowolić rodziców lub rówieśników. Dorośli próbują być idealnymi partnerami, rodzicami, szefami, pracownikami… Ludzie próbują stworzyć obraz siebie samych, ale nie zauważają, że sami się przy tym kaleczą.
Nagle słyszę trąbienie. Wzdrygam się. Powoli odwracam głowę. Obok mnie stoi stary, mały samochód z czerwonym lakierem, co nie gdzie zdartym. Na dachu stoi tabliczka z napisem TAXI.
-Nie mam pieniędzy- mówię i robię przepraszającą minę. Ruszam dalej. Pojazd jedzie równo ze mną. Biorę głęboki wdech.- Masz pan problem?- pytam, o dziwo nie mówiąc tego tak agresywnie, jak bym chciała.
-Podwiozę, cię za free!- głos ma zgrzytliwy, ale przyjazny. Przyglądam mu się. Ma posiwiałe blond włosy, niebieskie oczy o miłym wyrazie. Ubrany jest w starą skórzaną kurtkę, i niebieski T-shirt.
-Dlaczego?- pytam. Wzrusza ramionami.
-Opowiem ci, kiedy będę cię wiózł- mówi, ale nie w sposób szantażysty. Otwieram drzwiczki i wsiadam do pojazdu.- To dokąd?
-Jak najbliżej puszczy- odpowiadam. Zerkam na niego. Nie wygląda na zdziwionego. Powoli rusza do przodu. Siedzimy w milczeniu. Cały czas ma na twarzy lekki uśmiech. Wygląda jak zwykły dziadek. Ma pomarszczoną twarz, a przy oczach kurze łapki… identycznie są u Sally. Spuszczam głowę. Powiedziałam Sally okropne rzeczy. Przecież nigdy nie miałam do niej pretensji. Wiedziałam, że ma syna, którego może, a nawet musi, wychowywać normalnie. Jemu miała oddać serce. Od samego początku wiedziała, że jesteśmy rodziną. Nigdy nie próbowała mnie okłamywać. To ja nigdy nie pytałam. A tworząc obraz wytrzymałej, nigdy nie dałam jej znaku, że jej potrzebuję.- Dlaczego?- pytam, by zatrzymać falę myśli, płynącą z coraz większą prędkością w moim umyśle.
– Moja żona zmarła trzydzieści lat temu- mówi. Emanuje z niego spokój. Ale widzę, jak mocniej zaciska ręce na kierownicy.- Została zamordowana. Lekarzom nie udało się jej uratować. Zacząłem pić. Dużo pić. Kiedy piłem zapominałem o bólu- wiem, co czuje. Też tego próbowałam, nie udało się.- Pewnego dnia wracałem pijany do domu. Nagle zatrzymał się jakiś taksówkarz. Nawet nie wiem jak się nazywał…- uśmiecha się pod nosem. Skręcamy w jakąś uliczkę. Domy są coraz rzadziej rozmieszczone.- Zaproponował, że mnie podwiezie. Spytałem: „dlaczego?”, tak jak ty mnie- spojrzał na mnie. Jego głos jest łagodny, ale pełen żalu. Nie próbuje go ukryć. Cierpi pomimo upływu lat, ale wygląda, jakby każde słowo zabierało cząstkę jego cierpienia.- Odpowiedział mi, że któregoś dnia, to ja komuś pomogę, że na tym polega dobro. Pamiętam to, jakby mówił mi to wczoraj: „Może jutro, za tydzień lub za wiele lat, TY pomożesz jakiejś zabłąkanej duszy, potem ona pomoże następnej osobie i następnej, i następnej. Nie ma nic złego w pomaganiu.” Nie kazał mi, bym przestał pić. Nie kazał pozbierać się do kupy. Po prostu chciał, bym zrobił coś dobrego. Dlatego dziś ci pomogłem. Mam nadzieję, że kiedyś i ty komuś pomożesz.
Siedzimy w milczeniu. Samochód nie porusza się. Przed nami ciągnie się piaskowa droga. Nie ma żadnych budynków, nie ma absolutnie nic. W oddali widzę zarys dżungli.
-Dziękuję- nie mówię tego, jak maszyna. Mówię to z czystej wdzięczności.
-Nie ma za co. Obyś znalazła to, czego tak bezgranicznie szukasz…
I odjechał. Niesamowite. Ten człowiek był… Tak po prostu. To chyba najlepsze określenie: „tak po prostu”. Pomógł mi, nie pytał, nie krzyczał, nie rozkazywał. Tak po prostu mówił i robił to, co uważał za słuszne.
***
Idę przed siebie. Nagle uderza mnie pewna myśl. Nic nie mam. Nie mam zapasów wody i jedzenia, ubrań lub broni innej niż długopis. To bardzo poważny problem. Jak mogłam o tym wcześniej nie pomyśleć. To zdecydowanie utrudni sporo spraw. CHOLERA! Nie mam wyposażenia. Mam się poruszać po obcym terenie bez czegokolwiek. Jak mogłam do tego dopuścić?! Głupi błąd, a jak bardzo niebezpieczny. Czuję, jak przyśpiesza mi serce, oddech. Czuję, jak przygryzam dolną wargę. Czuję, jak paznokcie wbijają się w wewnętrzną część dłoni. Czuję, jak napinam mięśnie ramion.
Nie panikuj. Nie panikuj. Nie panikuj. Nie panikuj. Nie panikuj. Nie panikuj. Nie panikuj. Nie panikuj. Nie panikuj. Nie panikuj. Nie panikuj. Nie panikuj. Nie panikuj. Nie panikuj. Nie panikuj. Nie panikuj.
-Nie panikuj, Liliś, nie panikuj…
-Rana się pali… A-a-a…
-To nic, tylko nie panikuj…
-Nie masz sprzętu.
-Ale mam umysł, musisz mi tylko pomóc i nie panikować
Nie panikuję.
Jeśli tu jesteś, zostaw komentarz! Ten rozdział jest dla zagubionych dusz. Polecam film: „Podaj dalej”- trochę się nim inspirowałam 😉
Robi wrażenie(jak zawsze 😊) Trzymam za ciebie kciuki, idź na całość! WENY!!!
Jestem, jestem!
Jeśli chodzi o film „Podaj dalej”… Ta historia to mistrzostwo. Sama w jakieś miniaturce (?) albo gdzieś indziej, zaczerpnęłam trochę z tego filmu. Bo to naprawdę genialna historia, która nie kończy się jak typowy amerykański film, ale to zakończenie jest tak idelane i powoduje, że cała historia nabiera jeszcze większej autentyczności.
Jak sama napisałaś w komentarzu pod Modlitwą… z Weną i niepewnością w pisaniu jest teraz totalny kryzys, ale jakoś sobie z tym poradzimy 😉
W majówkę dorwałam się do kilki dobrych ff z różnych światów i tak się złożyło, że tematyki były bardzo podobne. Amnezja. Utrata kilku godzin z swojej pamięci. Brak pewności we własny umysł i rozumowanie oraz to co mówią inni.
Lili ma dodatkowy problem tylko dodatkowo ma jeszcze chip. I tutaj się trochę zgubiłam: ona w końcu go miała czy nie?
Szkoda mi Lil. Nie ma możliwości przeżycia swojego życia tak jak ona by chciała. Nie może popełniać błędów, na których by się uczyła, bo każdy nią steruje jak chce i nie bierze pod uwagę jej uczuć, pragnień itp.
Rozumiem, że Śmierci chcą ją wyszkolić na swojego zastępcę i robią to w imię „większego dobra”. Jest to równoznaczne z niszczeniem jej życia i stosunków z Thomasem (moje serduszko krwawi na myśl, że Thomas może ja teraz zostawić i nie próbować jej pomóc) oraz Sally (a to przecież jej matka, która niczym nie zawiniła)
Mam nadzieję, że postać taksówkarza jeszcze się pojawi 😉 Lily brakuje w życiu takiej pozytywnej osoby, niezwiązanej z herosami, Obozem i bogami.
Przesyłam zapasy weny ^^
Pozdrawiam
CHIP! To bardzo dziwna kwestia. Ale w skrócie wygląda tak:
-Zainstalowanie (wszczepienie) (Thanatos)
-pozbycie się go (6 lat- test- blizna)
-Ponowne wszczepienie (Maczeta ponownie jej go daje, by była odpowiednim ciałem dla jej córki(duszy))
-Lila go wycina (znów) na drzewie w epilogu.
Obecnie Lila nie ma chipu, ale jak pisałam w poprzedniej części, to tak jakby ktoś bezdomnej osobie dał dom, a potem znów go odebrał, trudno się znów pozbierać, ale Lil wciąż próbuje.
Na całość to ja idę w następnym rozdziale. Jeśli teraz Wam żal Lil, to… Musicie to przeczytać (o ile macie silne pikawki)
Dziękuję za cieplutkie słówka i wsparcie! Dla Was już dziś wyślę kolejny rozdział! Jest 17:48, 04.05.2017 i Przyrzekam na Styks, że dziś wyślę!
No nie widzę, ale czekam😊
Dzisiaj nie mam już czasu, żeby skomentować, a potem jadę na zieloną szkołę. Ale jak tylko wrócę obiecuję, że zostawię tu komentarz 😀
Nie wiem, co się dzieje. Bardzo mi przykro, że jeszcze nie ma następnego rozdziału, szczególnie, że go wysłałam, jak wcześniej pisałam. Ale niestety dziwnym trafem rzadko kiedy moje prace pojawiają się następnego dnia. Dziś wyślę drugi raz, bo może po prostu nie zapisałam (w co wątpię), ewentualne mogę poczekać do jutra, bo teraz po weekendzie i Adminka nie miała czasu. Przepraszam za opóźnienie, mam przynajmniej nadzieję, że warto będzie czekać 😉
No i komentuję
Zazwyczaj „Pamięć” sprawia, że nagle robi się trochę zimniej niż było przed chwilą. Ale ten rozdział jest trochę inny, jakby to powiedzieć, pomimo chaotycznego i mrocznego początku wypełnił mnie takim ciepłem.
Zaintrygowało mnie zachowanie Liliany. Kojarzy mi się z człowiekiem, który prędzej przejdzie parę kilometrów pieszo, żeby tylko uniknąć kontaktu z ludźmi – a tu proszę, jaka niespodzianka.
Wysłałaś już kolejny rozdział, wiec lecę czytać.
WENY!