Czejuuuu! Nie popisaliście się aktywnością pod ostatnim postem. Jedyna Arion- Dziękuję :-*! Nie mniej oto kolejny rozdział. Ogólnie to poprzednia część jakoś magicznie zniknęła (ma ktoś pomysł, które bóstwo za to odpowiada? lub inne stworzenie?). Oto link do 6 części
http://rickriordan.pl/2017/03/pamiec-rozkazy/
Oki foki! Chyba czas oddać to w Wasze ręce (pod Wasze oczy)! Miłego czytania!
PS Dwa komentarze i… Zgadniecie co?
PPS Już jest napisane „Oczekuje na przegląd”, ale aktualizuję info! Dziękuję Snakix! Bardzo mi miło i ciepło na serduszku! Całuski :-*
Saide
VII
Moja piąstka zatrzymuje się kilka centymetrów od drzwi. Stoję nieruchomo przez jedną, dwie, trzy, pięć sekund. Nogi lekko drżą ze zmęczenia, a oddech mam nierówny. Biorę głęboki wdech.
Stukam trzy razy. Przez chwilę nie słyszę nic, potem dociera do mnie szuranie i odkręcanie zamka. Paul otwiera mi drzwi. Ma włosy do ramion, które upiął gumką. Ubrany jest w czarny podkoszulek i jednolite ciemne jeansy. W jego minie dostrzegam zdziwienie, a w oczach rozbawienie, walczące z zaniepokojeniem. Pewnie przerwałam mu w czymś, co sprawiało mu radość, a mój stan nie uspokoił go. Uśmiecham się lekko.
-Hej, Paul, jest Sally?- pytam, nie zdradzając niepewności i nerwowości.
-Nie, jest na mieście…- zaczyna i wyrywa się z szoku. Odsuwa się z progu i robi zapraszający gest. Wchodzę do środka.- Co cię sprowadza? Gdzie Thomas, Sally opowiadała mi o porwaniu…
-Ma się dobrze- przerywam, nie zdejmując uśmiechu.- Potrzebuję wyposażenia… i ubrań- dodaję po chwili.
Paul widocznie dojrzał w moich oczach determinację, bo bez słowa skinął głową. Ruszyłam za nim. Wszedł do łazienki. Wygląda tak samo, jak kiedy byłam tu kilka tygodni temu. Granatowe płytki przy prysznicu, a reszta biała. Mężczyzna kuca do pułki pod umywalką. Wyjmuje różne środki czystości. To dziwne, że tak głęboko trzymają podstawowe wyposażenie. Po minucie Bolfis podaje mi apteczkę. Otwieram ją i przeglądam zawartość. Trzy bandaże, jeden średniej szerokości, idealny do opatrzenia rany głowy, pozostałe dwa są elastyczne, jeden szeroki, zapewne do urazów klatki piersiowej, a drugi węższy, użyteczny przy wielu rodzajach obrażeń. Obok leży kilka fiolek i strzykawek wielokrotnego użytku. Morfina i adrenalina. Poza tym środek dezynfekujący i zestaw do szycia. Niezbędnik do każdej misji.
-Lila!- Kiedy ja przeglądałam apteczkę, Paul poszedł do ich sypialni. Pokój jest przestronny. Ściany mają ciepłą, beżową barwę. Dokładnie pościelone łóżko dominuje w pomieszczeniu. Całą jedną ścianę zajmuje ogromna szafa. Ciemne drewno pięknie współgra z naturalnie jasnym pokojem. Światło, wpadające przez duże okno nad zagłówkiem posłania, odbija się wesoło w oczach Paula. Stoi, opierając się delikatnie o przesuwane drzwi szafy.- Wybierz, co uznasz za potrzebne.
-Sally nie będzie miała nic przeciwko?- pytam, a jednocześnie czuję niezadowolenie Balora, że zachowuję się emocjonalnie.
-Nie, na pewno nie…- kiwam głową i zaczynam przesuwać wieszaki z różnymi koszulkami, koszulami i sukienkami.- To gdzie się wybierasz?- spodziewałam się tego pytania, a mimo to przez chwilę wstrzymuję oddech, gdy je zadaje.
-Dokładne dane mam dostać na miejscu zbiórki- powinnam czuć wyrzuty sumienia, że kłamstwo z taką łatwością przechodzi mi przez gardło.- Kogoś wyeliminować, jak zawsze.
-Akcja solo?- wyczuwam lekkie niedowierzanie. Rozstroił się. Kiedyś nie dało się wyczuć niepożądanych emocji w jego głosie.
-Nie, Thomas dla zaoszczędzenia czasu pojechał do chłopaków po sprzęt elektryczny- kolejne kłamstwo.- Spotkamy się na miejscu.- Paul przytakuje i zerka na zegarek na nadgarstku. Marszczy brwi.
-Muszę wyjść, przepraszam, ale na szesnastą mam zebranie, a jest za dwadzieścia.- mówi prawdziwie, szczerze. Naprawdę jest mu przykro.- Wybierz, co chcesz. Jeśli Sally nie wróci, zanim ty wyjdziesz, schowaj klucz pod wycieraczką- mówi i ubiera marynarkę.
Zostaję sama. Przyjazne mieszkanie wydaje się mroczne. Słońce świeci wysoko, a ja wyjmuję kolejne ubrania. Jestem zmęczona. Zerkam na mały stosik ubrań obok mnie. Wszystkie mają wiele rozwiązań. Na przykład czarna, zwiewna spódnica z miękkiego materiału może służyć jako poncho lub chusta na głowę, a elastyczne rajstopy za worek.
„Masz dwie godziny, potem przybędzie kolejny.”
Donośny głos Balora sprawia, że przechodzą mnie ciarki.
„Udaj się w kierunku Amazonii.”
Krótki strzał. Bez huku i błysku. Tylko przeszywający ból w okolicy skroni. Zduszony krzyk, przemienia się w głośne jęki. Słyszę dudniące serce, szumiącą krew i oślepiający ból.
Otwieram oczy, kiedy je zamknęłam? Podnoszę się, kiedy upadłam? Oblizuję zaschnięte usta, czuję metaliczny posmak krwi. Idę do łazienki. Zapalam światło i opieram się o umywalkę. Dyszę. Odkręcam wodę. Spokojny, nieprzerwany szum.
Patrzę w lustro. Mam oczy bez wyrazu, zaczerwienione i puste. Pod nimi wyraźne sińce z wyczerpania. Włosy odstają w różnych kierunkach, a w nich listki, gałązki i ziemia. Z nosa wycieka wąska stróżka krwi.
Nabieram w dłonie chłodnej wody i przemywam twarz. Powtarzam tę czynność jeszcze raz. Wyrównuję oddech. Zakręcam kran i wychodzę.
Biorę wyjęte ubrania i chowam do wcześniej przygotowanej torby.
Wyraźne bulgotanie wydobywa się z mojego żołądka. Przygryzam dolną wargę, zastanawiając się, czy mogłabym wziąć coś do jedzenia z lodówki. Zbliżam się do czarnej, połyskującej struktury. Otwieram drzwiczki. Jeżdżę wzrokiem od półki do półki. Widzę marynującego się kurczaka, słoiki z grzybami i innymi surówkami, kilaka konserw…
Słyszę otwierane drzwi.
-Paul?- woła z wejścia.- A ty nie miałeś mieć zebrania?
Odwracam głowę w stronę drzwi wejściowych. W progu stoi Sally. Widzę jej ciemne, falowane włosy poprzetykane siwizną. Zdejmuje cienką beżową kurteczkę, zostając w zielonym podkoszulku. Zsuwa baleriny na niewielkim koturnie. Zamykam lodówkę.
Sally odwraca się w moją stronę. Na jej twarz wstępuje niewielki uśmiech. Podnosi kilka siatek i idzie w moją stronę. Nie jestem w stanie wydusić słowa.
-Coś się stało? Jak Thomas?- pyta spokojnym, życzliwym głosem.
-Wszystko dobrze, potrzebowałam tylko kilku rzeczy, jeśli nie masz nic przeciwko- używam całej siły woli, by powiedzieć to naturalnie.- Już miałam wychodzić.
-Nie przejmuj się, bierz, co potrzebujesz- mówi w tak przyjazny sposób.- W dolnej szafce masz bułki do zrobienia na parze i rybę w puszce- sztywno odwracam się do wskazanej półki. Kucam i zaczynam szukać. Sally wpatruje się we mnie, czuję to. Robię głęboki wdech.
-Musisz mi się tak przyglądać?- pytam odrobinę za ostro. Wyjmuję paczkę bułek i kilka puszek konserw. Wrzucam je niedbale do torby.
-Wyrosłaś… Byłaś taka malutka, a teraz proszę…- wyczuwam w jej głosie coś, czego nie mam prawa słyszeć. Odwracam się i patrzę w jej oczy, tak bardzo podobne do moich.
-Nie mów do mnie, jak do córki, bo nią nie jestem!- złość, która przyszła niewiadomo skąd, przepełnia każdy wyraz.- Nigdy nie zależało ci na byciu dla mnie matką, więc nie próbuj, robić tego teraz!
-Lila, wszystko dobrze, skarbie…- troska wypływająca z jej ust, tylko pogłębia moją irytację.
-Przestań!- krzyczę.- Nie byłaś dla mnie matką! Wiedziałaś, że w dwa tysiące drugim roku obchodziłam pierwsze Święta? Kupiliśmy prezenty, ozdobiliśmy choinkę, wykradliśmy jedzenie… Nie było cię! Byłam ja, Thomas, Max, Diana, ale nie ty! Nie było cię trzy lata temu, gdy mnie odznaczano, gdy dowiadywałam się prawdy. Nie było cię nigdy! Nie masz prawa mówić do mnie jak do córki!- nie wiem skąd u mnie tyle żalu. Nigdy nie miałam pretensji do Sally…- Kiedy pozbyłam się chipu, mojej racjonalności, nie ty mnie wspierałaś! Nie jesteś i nigdy nie będziesz moją matką!- prycham.- Myślisz, że skoro wydało się, że Percy to mój bliźniak, to teraz stworzymy wesołą rodzinkę?- mierzę ją nienawistnym spojrzeniem.- Otóż się mylisz!- Sally robi ostrożny krok w moją stronę.
-Lila, nigdy tego nie mówiłaś…
-Wiesz, co? Źle zrobiłam przychodząc tutaj- wyrzucam z siebie.- Myślałam, że mam w tobie oparcie, ale ty też masz mnie za słabą! Kiedy cię potrzebuję, jesteś nieobecna, a kiedy jest dobrze chcesz udawać mamuśkę!- kobieta wpatruje się we mnie otwartymi oczami. Widzę w nich niezrozumienie i strach. Biorę torbę na ramie i mijam ją. Czuję palące łzy, zbierające się w kącikach oczu. Odganiam je.
Wybiegam na klatkę, zbiegam po schodach i wypadam na chodnik. Czuję palący żal w piersi. Idę, byle dalej od niej.
Co mnie przymusiło, by powiedzieć coś takiego. To nie tak, że to nie moje myśli. Gdzieś głęboko czułam, że nie czuję do Sally tego, co powinnam. Nie sądziłam jednak, że mogę jej to powiedzieć z takim żalem, z tak wielką nienawiścią.
Czwórka dzieci siedzi przy okrągłym stole. Na nim stoją różne potrawy. Naleśniki z twarogiem i czekoladą, niebieski sernik na kruchym spodzie, marynowana, pieczona szynka i eggnog. W całym pokoju pachniało mieszaniną zapachów słodkich deserów i soczystych mięs. Pokój nie był duży. Miał trzy mniejsze pokoiki i łazienkę. Dwa malutkie pokoje były sypialniami rodzeństwa. Miały one kilka metrów kwadratowych, mieściły się tylko łóżka i nocne szafeczki. Trzeci pomieszczenie było już znacznie większe. Mała imitacja kuchni, w której stała dwupalnikowa kuchenka i mikrofala oraz kilka szafek. Resztę pokoju zajmował stół, kanapa, zwrócona w stronę telewizora i duża przestronna garderoba z suwanymi drzwiami, w której lokatorzy chowali swoje ubrania.
Tego dnia salon pełnił nową funkcję. Nie był miejscem, gdzie można było obejrzeć film czy przebrać się i wrócić na trening. Tego dnia było to miejsce uroczyste. Na stole położono biały obrus, na nim świąteczne potrawy, a na wieszaku powieszono zielone prześcieradło i okręcono łańcuchem. Nie był to typowy wystrój, ale dzieciom się podobało. Jedli i śmiali się. Opowiadali różne historie, byli razem.
Dzieci pamiętając ciekawostki, jakie wyczytali na temat obchodzonego przez nich święta, postanowiły, złożyć sobie życzenia. Ciemno włosa dziewczynka, o morskich oczach i w granatowej sukience stoi przed białowłosym chłopakiem.
-Życzę, ci, byś zawsze był uśmiechnięty- mówi z czystą serdecznością dziewczyna.- Abyś widział świat w pełnych barwach, abyś nie rozpamiętywał złego, byś żył i cieszył się razem z nami tym, co nas otacza…- chłopak nagle chwyta ją w pół i przyciska do siebie, ona odwzajemnia uścisk.
-A ja życzę, ci, byś była silna. Życzę, ci, byś potrafiła się śmiać, kiedy będziesz chciała płakać, byś tańczyła, kiedy będziesz cierpiała, byś potrafiła wstać z kolan, kiedy na nie upadniesz, czego, ci, z całego serca życzę- mówi z szczerością i miłością w oczach.- Życzę, ci, byś potrafiła zobaczyć w sobie tą samą dziewczynę, którą ja widzę…- teraz to ona mu przerywa. Wtula się w niego i jedyne co robi, to powstrzymuje łzy.- Bądź silna, nawet kiedy świat zacznie się walić, nieważne który, czy ten, który cię otacza, czy ten, do którego należysz.- szepce jej do ucha.
Gwałtownie skręcam w jakiś zaułek. Zaczyna się ściemniać. Podchodzę do ściany. Opieram się o nią plecami. Osuwam się. Próbuję uspokoić przerywany oddech. Jestem wściekła. Czuję taki żal, taki ból. Chcę krzyczeć.
Nie wiem, kogo bardziej nienawidzę, jej czy siebie. Przygryzam dolną wargę. Jak to możliwe, że mówię coś Percy’emu, a sama nie umiem się do tego zastosować. Kazałam mu nie ranić osób, które na nim polegają, a sama to robię.
Pozwalam jednej łzie, spłynąć po moim policzku. Czuję, jak pali, jak zostawia wilgotny ślad na skórze.
Nagle czuję, uderzenie. Gwałtownie moja głowa uderza o ścianę za mną. Siedzę wyprostowana, a ciepłe powietrze otacza mnie. Krzywię się, kiedy czuję rozsadzający ból w głowie. Zaciskam zęby, powieki i pięści.
Wyrzucam z siebie wstrzymywane powietrze. Mam przerywany oddech. Powoli wstaję, podpierając się o ścianę.
„Spodziewałem się łatwiejszego wejścia, może jednak nie jesteś tak mizerna…”
Zgrzytliwy głos kolejnego bóstwa rozbrzmiewa w mojej głowie. Marszczę się. Próbuję uspokoić szalejące serce.
„Oooo, blokujesz myśli… Rozsądne.”
Przyznaje. Mam ochotę chwycić go za mordę i wyrzucić do Hadesu, ba, do Atlasa pod niebo.
„Myśli to jedno, uczucia to inna bajka, ale ty przecież lubisz bajeczki…”
-Długo będziesz tam siedział?- warczę przez zaciśnięte zęby.
„A nie interesuje cię, z kim masz do czynienia? Nie? Uparta jesteś, to nawet dobrze, ale radzę ci, pamiętać, że ja nie będę się cackał. Dwanaście godzin.”
Biorę głęboki wdech. Jama przyprawi mnie o duży ból głowy i prawdopodobnie dopadnie mnie nerwica albo szlag strzeli, ale… Rozluźniam mięśnie ramion i twarzy. Rozprostowuję palce, zaciśniętych w pięści.
„Podejdź do ulicy.”
To nie jest propozycja, to rozkaz. Identyczne słyszałam przez lata. Pierwsza myśl to: „nie”, ale odpycham ją. Nie będę się buntować, bo to będzie jeszcze gorsze.
Zmierzcha się, ale dookoła jest jasno. Światła, wychodzące z okien mieszkalnych, jaskrawe bilbordy, oświetlają ulice. Co chwila przejeżdża jakiś samochód. Co jakiś czas ktoś trąca mnie ramieniem. Nie widzę ich twarzy, nie chcę ich widzieć. Nie chcę, by nękały mnie po nocach.
„Spójrz w prawo. Widzisz? Ten czarny Buick zaraz potrąci tego mężczyznę w zielonej bluzie. Zabierzesz jego duszę.”
Ta suchość w jego głosie. Nic.
„Zabierz jego duszę, wyślij ją do Hadesu!”
A jednak jest coś jeszcze, chora satysfakcja. Widzę, jak mężczyzna wchodzi na pasy. Przy uchu trzyma telefon, a w drugiej ręce siatkę z zakupami. Dlaczego on, co jest w nim takiego, że akurat dziś ma umrzeć? Widzę czarny samochód pędzący o wiele za szybko. Uderzy go. Za trzy, dwie… Słyszę krzyk okolicznych pieszych, pisk opon, które nie wyhamowują. Czas zwalnia. Słyszę trzask, łamanych kości. Mężczyzna nie miał nawet czasu, by coś powiedzieć. Jak maszyna podchodzę do jego wygiętego ciała. Przyglądam się mu. Jest dość młody, niewiele młodszy od Paula. Ma ciemne włosy, zaczesane do tyłu, tygodniowy, ale zadbany, zarost pokrywa mu brodę i fragment policzków. Z jego ust cieknie wąska stróżka krwi. Dokładnie wiem, co robić. Pochylam się i przykładam dwa palce do jego czoła, a później do piersi. Następnie płynnym ruchem wyjmuję duszę mężczyzny. Znów stoi. Patrzy zdezorientowany. Ma rozbiegany wzrok, aż widzi swoje ciało. Pojedyncze sylaby opuszczają jego usta. Rozgląda się po wszystkich. Przy jego ciele zebrała się mała grupka. Ktoś krzyczy do telefonu, inny próbuje reanimować zmarłego.
-Co się dzieje!?- krzyczy w końcu duch, jest przerażony, patrzy na mnie błagalnie. Jestem jedyną, która go widzi, on to zauważył.- Ocododiabłachodzi!?- mówi szybko, na jednym wydechu wypowiedział jedno niezrozumiałe zdanie.
-Uspokój się- mówię. Niby to mój głos, niby to moje usta się poruszają, ale to nie są moje słowa.- Przybyłam, by zabrać Twoją duszę…- to nie ja kontroluję własne ciało!- Doznałeś zaszczytu, jakim jest śmierć…- „Jama, zostaw mnie!”
-Alll-e…- jąka się mężczyzna.- Ja nie mogę, mam rodzinę! Żonę i dwie córeczki!- próbuje wyjaśnić.- Błagam… Jestem ich jedynym żywicielem, a moja mała Anielka…- krótki szloch odbiera mu głos.- Nie mogę teraz umrzeć!- czuję litość, zbierającą się w moim sercu. Nie powinno jej tam być, ale nie umiem jej się pozbyć. Przychodziła zawsze, gdy miałam pozbawić kogoś życia. Jednak teraz nie chcę się jej pozbywać. Fakt, że to nie jest mój wybór, że to zwykły przechodzień, że jest ojcem i mężem, wygrywają.- Błagam…
-Znaj moją łaskę!- mówię, czuję, jak Jama grzmi w moim wnętrzu.- Wiedz, że czeka cię ciężka droga, by wrócić do pełnej sprawności, ale będziesz żył… Pamiętaj, że jeśli odkryję, że nie żyjesz godnie, zabiorę twoją duszę i skarzę na katusze pośmiertne. Masz kochać swoją rodzinę, dbaj o nią, bo dla niej zostawiam cię przy życiu- dotykam dwoma palcami jego czoła i powoli kieruję jego duszę do ciała. Widzę, jak gwałtownie łapie powietrze, jak krzyczy z bólu i radości. Widzę wdzięczność w jego oczach.
Odwracam się i odchodzę. Nie uszłam więcej, niż kilka kroków, gdy piorunujący ból przechodzi mi przez głowę.
„TY GÓWNIARO! Jak śmiałaś, zwrócić mu życie! Wiedziałem, że będziesz za słaba! Przepowiednia miała rację! To wszystko jego wina! Tego chłoptasia, o którym myślisz potajemnie! Zdziwiona? Nie, nie widzę twoich myśli, ale czuję uczucia! Oj taaak… Bój się, drugi raz nie odzyskasz kontroli!”
Każdy rozdział II części Pamięci jest niesamowity. Ale to pierwszy, przy którym zaniemówiłam.
Zwłaszcza ta końcowa scena. Krócej – 11/10
Weny!!!
To moje komentowanie zaraz po tym jak rozdział pojawi się na stronie, coś nie wypaliło. Ale mam na to dobre wytłumaczenie! Pięć kolosów w ciągu dwóch dni mogło spowodować to, że po powrocie do domu, padłam na kanapę i jedyne co zrobiłam to zjadłam obiad. Ale przeczytałam od razu
Szczerze to nie podoba mi się wątek z tym żeby Lil przejęła obowiązki Śmierci. To takie typowe, że super świetna główna bohaterka, po „ostatecznej” wygranej i kilku dniach normalności, dowiaduje się, że znowu musi ratować świat. I to w jaki sposób! Obierać ludziom duszę i wysyłać je do Charona. Ta część akurat jest ciekawa, ale równie dobrze mogło to być nowe opowiadanie z innymi bohaterami. Nie czepiam się sposobu w jaki to wprowadziłaś, bo to akurat jest dobre oraz to jak pociągnęłaś to do Pamięci II.
Myślałam, że Lil się nie zgodzi i nie będzie słuchać Śmierci, które mają za misję ją nauczać.
I serio? Lily i jej nowa człowiecza natura, która daruje człowiekowi życie, który wpadł pod samochód. To tak mi nie pasuje to tej wykreowanej przez moją wyobraźnię postaci Lili. Ale z tego co zrozumiałam z rozdziałów to muszę się do tego po prostu przyzwyczaić. No dobra ostatni akapit spowodował, że trochę mnie wcisnęło w fotel. Tak samo scena kłótni i wyrzucenia z Lil wszystkiego co tłumiła w stosunku do Sally.
Zawsze lubiłam mamę Percy’ego (i Lily), ale tutaj to działa mi trochę na nerwy. Nie wiem czy to kwestia tego, że wyszła tu troszeczkę płasko na początku. Bierz co chcesz z lodówki, nie będę pytać po co tylko popatrzę sobie jak wyrosłaś, córeczko. Dobra w tym momencie troszeczkę to parodiuję i przesadzam, ale mam nadzieję, że nie obrazisz się za to.
O i jeszcze jedna kwestia. Wiesz co najbardziej lubię w opowiadaniu – przemyślenia Lily (i w pewnym sensie twoje.) Różne porównania i metafory, które pomagają to wszystko zrozumieć i wczuć się w sytuację.
Chętnie przeczytam kolejny rozdział 😀
Pozdrawiam
Dziękuję za komentarze! :-*
Snakix powiem szczerze, że moja wizja Lil wyglądała pierwotnie zupełnie inaczej, ale doszłam do wniosku, że nie potrafię jej nie uczłowieczać. Jeśli chodzi o potulną Lil, to… To kwestia, którą ciężko wyjaśnić. Lila jest w sumie tworzona z moich emocji. Moja złość przeradza się w agresję Lil, a mój krzyk wydobywa się z gardła właśnie Lil. Możliwe, że dlatego Lilka staje się tak bardzo ludzka. Nie mniej sama widzę, że chyba pora spiąć poślady i przywrócić Lil Nietakdalekąodpierwowzoru 😉
Jeśli chodzi o rozmowę z Sally, to chciałam pokazać… Mam pomysł, właśnie dostałam olśnienia. Dokończę kolejny rozdział i tam będzie wyjaśnione (mam nadzieję).
Czy to jest typowe, że chwila normalności i znów ratować świat? Możliwe, ale tu nie chodzi (przynajmniej nie mnie, w tak dużym stopniu) o Misję. Tu chodzi o Lilę, która… Wyprzedam przyszłość. Mam pomysł na pewną rozmowę, ale to za kilka rozdziałów przynajmniej.
Rozpisałam się. Mam nadzieję, że nic nie zaspojlerowałam. Niedługo wyślę kolejny rozdział 😉
Tak patrzę na ten komentarz i w sumie tu nic nie ma :’D Raz jeszcze dziękuję za komentarze! :-*
Ojojoj…. Bój się Lili Śmierci, bój =D. Mi nie przeszkadza, że Lil jest taka ludzka. Przecież każdy ma uczucia; ja rozumiem to tak: Lil jak była mała nie do końca zdawała sobie sprawę z tego co robi, teraz zaś gdy dorosła i niemało przeżyła stała się świadoma co robi. Zresztą wcześniej zabijała potwory albo businessmanów którzy z pewnością po śmierci nie zostawiali rodziny ,,na lodzie”. Czy mógł by mi ktoś wytłumaczyć drzewo genologiczne Lili? Sally nie jest jej matką, ale Lili jest bliźniaczką Percy’go- to się chyba wyklucza? Życzę weny i z nie cierpliwością wypatruję kolejnych części!
Ekhem, ekhem:
Lila jest córką Sally i Posejdona, ale została wychowana w przekonaniu, że to tylko opiekunowie. O Percy’m (jako bliźniaku) dowiedziała się dość niedawno. Max to przyszywany brat, bo oboje mieli wspólnego ludzkiego opiekuna. Diana to najbliższa przyjaciółka Lil, z którą znała się od bardzo dawna. Paul jest opiekunem Thomasa, który jest połączony specyficzną więzią z Lil.
Nie wiem, czy ogarniasz, ale może choć trochę rozjaśniłam 😉
Aaa… i to wszystko wyjaśnia. Dzieki, że mi to wytłumaczyłaś.