Hejkuuu! Moje malutkie serduszko raduje się, gdy czytam Wasze komentarze. Jest mi niezmiernie miło, gdy poznaję Wasze opinie. Jeśli macie jakieś pytania śmiało pytajcie, by nie było później „da fak? o co chodzi?”. Dziękuję Clarisse13, Snakix, i Arion za miłe komentarze i pomoc w tworzeniu 😉 Dodajecie mi energii.
Miłego czytania!
Saide
PS Skoro wspomniałam o pomocy w tworzeniu, to ma ktoś pomysł na fajne imię? Potrzebuję 1 dla niemowlaka (chłopca), dla bliźniaczek i dla chłopaka. Myślę, że byłoby fajnie, gdybyśmy razem stworzyli postaci (a Wy zaczęlibyście od imion) Z góry dziękuję :-*
VIII
Znów powstrzymuję drżenie rąk. Minęło kilka tygodni, odkąd wróciłam z testu. Nic nie pamiętam. Kiedy próbuję zrozumieć, co się stało, przed oczami stają mi kolorowe plamy, a przez umysł przelatują obrazy. Przelatują za szybko, by cokolwiek zobaczyć, jakby ktoś nie chciał mi ich ujawnić. Zaciskam pięści. Biorę wdech. Stęchłe powietrze, wypełnione odorem spalenizny, wypełnia moje płuca. Wypuszczam powietrze. Jeszcze raz wdech. Tym razem muszę kaszlnąć, zanim znów będę mogła oddychać. Otwieram oczy.
Widzę rzędy bordowych foteli, które pokrywa czarna sadza. Jedno obok drugiego, choć niektóre spłonęły prawie doszczętnie. Każde ponumerowane, ale ciężko byłoby odczytać numery, ze względu na stopione plakietki numerujące. Widownia skąpana jest w mroku po tym, jak temperatura rozsadziła lampy. Moje nogi bezwładnie zwisają ze sceny. Mam dziecięcą ochotę, by pouderzać nimi o obudowę podestu. Powstrzymuję się. Może to się wydawać proste, ale nie jest. Nigdy wcześniej nie czułam takiej chęci. I nie chodzi tu o to, że dawno czegoś takiego nie czułam, ja po prostu pierwszy raz czuję zwykłą, nie popartą niczym chęć, by pomachać nogami. To nie jest normalne… Albo jest. Ten odruch jest tak bardzo naturalny, normalny, że jest nieprzeznaczony dla mnie. Muszę się ruszyć. Przerzucam nogi na scenę. Wstaję. Krążę po podeście. Starannie omijam każdą dziurę, pozostałą po pożarze. Nie robię tego bezmyślnie. Sama rejestruję każde zagrożenie. Nie ufam instynktom, za bardzo się boję… Boję się. A więc to jest strach. To uczucie, gdy nie wiesz, czego się spodziewać, gdy czegoś nie rozumiesz, gdy serce bije za głośno, by móc rejestrować wszystkie dźwięki, gdy wzrok błądzi po każdym potencjalnym zagrożeniu, zbyt późno rozpoznające te prawdziwe.
Zatrzymuję się. Stoję przodem do widowni. Wyobrażam sobie rzędy pełne widzów, którzy ze skupieniem oglądają spektakl. Widzę całą scenę, na której znajduje się sceneria, widzę aktorów wypowiadających swoje kwestie z idealnym przygotowaniem, widzę malujące się na ich twarzach emocje. Na wszystkich twarzach zebranych w tym ogromnym teatrze.
Słyszę delikatne skrzypienie desek podłogi. Przechodzi mnie dreszcz.
-Od dawna tak stoisz?- melodyjny, spokojny głos Diany rozchodzi się delikatnym echem po pomieszczeniu.
-Przyszłam po obiedzie- odpowiadam na tyle naturalnie, na ile mogę. Mówienie stało się dużo trudniejsze.- Byłam niedaleko, to przyszłam. Informator powinien niedługo być.- Staram się pozbyć emocji z każdego wyrazu.
-Yhm…- potakuje.- Martwimy się, ja się martwię. Od kiedy wróciłaś z testu, jesteś inna…- odwracam się. Patrzę na moją przyjaciółkę, prawie siostrę. Nie zawsze tak o niej myślałam. Za brata uznawałam jedyne Maxa, ponieważ mieliśmy wspólnego jednego opiekuna. Ta myśl o siostrze pojawia się nagle i równie szybko znika. Uderza mnie uroda Diany. Widzę jej czarne jak heban włosy, przeplatane neonowymi pasemkami, splecionymi w warkocz. Ubrana jest w granatowy podkoszulek i czarne jeansy. Nie wygląda, jak najzwyklejsza w świecie sześciolatka, ja z resztą też nie. Ona przynajmniej przypomina dziecko. Ja stoję w jasnych jeansach, turkusowej koszulce, na ramiona narzuconą mam czarną kurteczkę. Może wyglądałabym normalnie, ale blizna na twarzy jest zaczerwieniona. Długa szrama, sprawiająca, że twarz staje się zniekształcona. Prawe oko mam przymrużone.- Co się dzieje
-Nic. Wierz mi, po prostu irytuje mnie fakt, że mam lukę w pamięci- wyjaśniam. Nie kłamię. Naprawdę drażni mnie amnezja, ale nie dlatego jestem „inna”. Czuję o wiele za dużo. Idąc tu, widziałam matkę bawiącą się z małym dzieckiem, uśmiechnęłam się. Widziałam mężczyznę krzyczącego na kobietę, zacisnęłam pięści. Widziałam chłopca i dziewczynkę w moim wieku, bawili się, powstrzymywałam pojedyncze krople łez. Powinnam przejść obok tego wszystkiego bez emocji, było inaczej.
Diana nie drąży tematu.
-Dlaczego zaprzestano wystawiać sztuki?- pyta w zamyśleniu dziewczyna. Marszczę brwi i przyglądam się jej. Żartuje?
-To ruina- stwierdzam i wzruszam ramionami.
-Teatr jest cały…- zaprzecza Diana i obraca się w moją stronę.
-Wszystko spłonęło- trwam przy swoim. Odwracam się gwałtownie i jednocześnie z Russvel wyjmujemy miecze. Automatycznie przyjmujemy postawy, poprawiam ustawienie stopy. Patrzymy na chłopaka, idącego w naszym kierunku. Ma promienną aurę. Jasne włosy, pełne energii, niebieskie oczy, a ubrany jest w biały podkoszulek z napisem „Wszyscy kochają Słońce”. Wzdycham z irytacją i chowam Orkana, a dziewczyna za mną robi to samo. Bóg słońca zaczyna się śmiać. Śmieje się czysto i melodyjnie.- Ty jesteś informatorem?- nie ukrywam zdziwienia, czy aby na pewno robię to specjalnie?
-A owszem- potwierdza.- A myślałyście, że kto chciałby się spotkać w zaczarowanym teatrze? Helloł? Wielki Bóg Poezji, to przecież ja!- Wzdycha.- Pewnie nie czytałyście „Tomiku utworów wierszowanych autorstwa Niebanalnego i Najlepszego Twórcy Ostatnich Tysiącleci”. Podeślę wam przez Hermesa…
-Zaczarowany Teatr?- Diana przerywa paplaninę Apolla.
-Teatr to najpiękniejsza forma sztuki, bo przedstawia jedno, ale odbierane jest drugie, a zamysł to trzecie. Każdy widzi to miejsce inaczej…
Czy nasze życie nie jest teatrem? Planujemy wielki spektakl, a tak naprawdę to ktoś planuje. My wchodzimy dopiero na premierę. Nie znamy tekstów, innych aktorów, fabuły. Krzyczymy, by nas słyszano. Improwizujemy, przez co się mylimy. Jest tylko jeden problem. Istnieje coś takiego, jak teatr lalek. Może jesteśmy marionetkami w cudzych rękach? Wręcz prawdopodobne, że ktoś zmusza nas do pewnych działań. Ale kto jest reżyserem?
Mówimy różne rzeczy. Często powtarzamy. Powtarzamy słowa rodziców, nauczycieli czy przyjaciół. Powtarzamy słowa zawarte w scenariuszu, podpowiadane przez reżysera. By aktor był realistyczny nie może okłamywać siebie. Jeśli ma grać smutek, nie wymyśla go, nie udaje, a naprawdę przytacza smutek, swój własny ból. Co się stanie jeśli będziemy okłamywać siebie? Jeśli będziemy okazywać emocje sprzeczne z wewnętrznymi? Czy to możliwe, by człowiek eksplodował od nadmiaru uczuć? Jeśli tak, to jak do tego nie dopuścić?
Chciałabym właśnie teraz stanąć na scenie i powiedzieć swoją kwestię, ze swojego scenariusza. Chciałabym mieć swoją rolę. Grać postać stworzoną przeze mnie, a nie zlepioną z wyobrażeń i oczekiwać innych.
Zrywam sznurki, drę scenariusz, który ktoś próbuje zrealizować w moim spektaklu.
„Życie to wielki teatr, postaraj się abyś nie była tylko marionetką w czyichś rękach, ale częściej wychodziła i grała własną rolę”
Wracam na scenę. Do rzeczywistości.
Jeśli chodzi o imię dla chłopaka to Aaron. Równie dobrze może być dla niemowlęcia. Jestem po Zagubionych, a tam synek Claire miał na imię Aaron, wiec moja pierwsza myśl dla niemowlaka to było to imię 😉
Podoba mi się motyw z teatrem, ale moja reakcja uczuleniowa na Apolla (bogowie, czemu w takim razie wzięłam go na ojca Melanii?) trochę mi to zniszczyła. Ale chciałabym zobaczyć właśnie taki spalony i na wpół walący się teatr Lil.
Czyli jeśli dobrze zrozumiałam to Lili miała ten przycisk do emocji (czip) już kiedyś wyłączony na próbę, a obecnie całkowicie się go pozbyła? Jak to wszystko musi niszczyć psychikę.
Nie wiem w sumie co mogłabym jeszcze napisać, bo oprócz teatru i dzieciństwa Lil, nic więcej się nie dzieje.
W kwestii dzieciństwa dziewczyny chyba wolę się nie wypowiadać. Z jednej strony rozumiem jej opiekunów, a z drugiej każde dziecko powinno mieć jakieś wspomnienie z tamtego okresu.
Wesołego jajka i weeeeny ;D
Pozdrawiam i za wszelkie literówki przepraszam, ale telefon był najbliżej
Jak zawsze świetne. Bardzo mi się podobają mi się wspomnienia Liliy jak i cały pomysł. Imiona? Dla dziecka może Joe, dla chłopaka… James, a dla bliźniaczek może Charlotta i Scarlett? Życzę WENY!
P.S. Nawet nie wiesz jak mi się ciepło zrobiło na serduchu gdy zobaczyłam dedykację. Dzięki bardzo mi miło😊
Radosnych Świąt Wielkanocnych!
Zacznę od tych imion. To ja to widzę tak: niemowlak – Ray, bliźniaczki – Eleanor i Irene, chłopak – Malcolm.
Strasznie podoba mi się to porównanie życia do teatru. Czuć w tym Lil, bo w końcu jeszcze jakiś czas temu była właśnie taką marionetką, a opis jej przemyśleń o teatrze obrazuje jej całe życie (przynajmniej moim zdaniem)
Weny, czasu i wesołej końcówki świąt wielkanocnych