Przysięgam, że w tamtym tygodniu wysłałam rozdział, ale widocznie coś się skiepściło i nie został opublikowany lub zapisany. Może trochę za późno decyduję się na powtórne wysłanie, ale z dumą mówię, że jeden komentarz z „Dawaj Rozdział” i daję kolejny rozdział 😀 . Nie dzieje się tu praktycznie nic, a jednak dzieje się od groma. Mam nadzieję, że się spodoba! Arion i Wysłannik- wielie dzięki za komentarze, mam nadzieję, że z chęcią będziecie czytać dalej (i może nadrabiać poprzednią część).
Saide
V
Kiedy wyszłam z wody, mój żołądek wydał złowrogie warczenie. Moje nozdrza wypełnił soczysty zapach pieczonego mięsa i innych cudeniek, od których moje ślinianki oszalały. Był tam pewnie cały obóz. Spojrzałam w tamtą stronę. Pawilon rozświetlony był ciepłym światłem i przepełniony głosami obozowiczów. Zastanawiałam się, czy już oddali cześć bogom? To musi być fajne, mieć taki rytuał. W Bazie zawsze jadaliśmy w przedziałach czasowych. Na korytarzach wisiały specjalne karty:
5:30-9:00- śniadanie
12:00- 14:30- obiad
17:30- 20:00- kolacja
Niedziele: DZIEŃ WEGAŃSKI
Środy: DZIEŃ TEMATYCZNY
Taka notatka wisiała na wszystkich korytarzach. Każdy chodził w odpowiednim dla niego momencie, ale jeśli się spóźnił, cóż, nie było zmiłuj, czekał do następnego posiłku.
Niedziele były najgorsze. Nie mam nic przeciwko weganom, czy braku mięsa w posiłku, ale brak czegokolwiek pochodzenia mięsnego, był odczuwalny. Żadnych jajek, mleka, twarogu i innych tego typu produktów, ale szło się przyzwyczaić… Raz byłam po męczącym zleceniu i pragnęłam zwykłego jedzenia, kalorycznego, tłustego mięsa z gęstym sosem. Poza tym, nikt nie widział, czy następnego dnia nie trafimy na właśnie taki obiad na misji.
Nie sądziłam, że będę wspominać posiłki w Bazie. Niby zwykła, codzienna czynność „chodzenie po jedzenie”, ale ma w sobie coś, co można wspominać, jest bezpieczne i stabilne.
Skoro jedzenie kojarzy mi się z przyjemnością, czemu mnie tam nie ma? Stoję na arenie. Macham mieczem. Niby konkretne postawy, ale nie myślę o nich. Widzę tylko ostrze opadające pod różnym kątem.
Raz
Dwa
Trzy
i
Czte-
Ry
Sekwencje. Na tym polegało moje dzieciństwo. Pierwsze jest uniesienie miecza przed siebie, potem postawa, kolejne jest uderzenie z góry i ostatnie pchnięcie składające się na trzy ruchy: przyciągnięcie miecza, pchnięcie (główne) i wyciągnięcie broni. Nienawidziłam tego ćwiczenia. Uznawałam je za bezsensowne i nudne. Do dziś mnie nie kręci, ale czasem, kiedy jestem sama na sali lub arenie, wykonuję sekwencję. Jeśli odpowiednio się skupić, można stracić poczucie czasu, rzeczywistości. Nie wiem, czemu uciekam. Przecież miałam szansę wyładować się. Trenowałam z Thomasem, a mimo to czuję jakieś dziwne uczucie. Coś podobnego do gniewu, ale jednocześnie do goryczy.
Ktoś mnie obserwuje. Czuję jego wzrok. Dla kogoś, kto nigdy tego nie doświadczył świadomie, może wydawać się to niepojęte. Prawda jest taka, że każdy choć raz odczuł tę energię, którą wysyła cudze spojrzenie. Na przykład siedzisz się w kinie i nagle odwracasz głowę, i szukasz kogoś. Ktoś cię obserwował. Jesteś tego pewny, ale nie przykładasz do tego większej uwagi, wracasz do filmu. Ja pielęgnuję to spojrzenie. Sprawdzam, jakie ono jest, przyjazne- wrogie, natarczywe- ukradkowe. Oceniam przeciwnika. To co czuję świadczy o jednej osobie- Thanatos.
-Czego?- nie silę się na uprzejmy ton. Nagle zwalił na mnie za dużo. Bycie śmiercią i bóstwa śmierci. Nie wybaczę mu. Może i dał mi schronienie, ale nie umiem zaufać komuś, kto nie jest ze mną szczery.
-Pohamuj emocje, nad ranem odwiedzi cię Balor.- Przybył pod postacią młodego boga z czarnymi skrzydłami.
-Na tym to będzie polegało?- mówię z urazą.- Że będziecie wchodzić i wychodzić, skakać po moim umyśle?
-Musisz nauczyć się rozpoznawać osoby, sytuacje, które będą z twoją pracą powiązane.- To nie jest ten rodzaj spokoju, który tak bardzo lubię u Thomasa. Jest to chłód podobny do obojętności.
-Nie widzisz problemu? Muszę ci przypominać, jak zniszczyłam chip, jak byłam torturowana? Chcesz dopuścić do takiej sytuacji, by inni mogli zobaczyć, że TWOJA potomkini nie jest idealna?- Dużo ryzykuję zwracając się do niego na „ty”, ale nie interesuje mnie to.- Co zrobisz, jak po kolei zaczną odwracać się od ciebie? Jeśli w moich wspomnieniach znajdą powody, dla których uznają mnie za niebezpieczną?
-Ryzyko istnieje, i zawsze będzie. Nie mniej…- nie wiem, co ludzie w nim widzą. Mówi się, że Śmierć jest albo straszna, albo piękna. To kłamstwo i bezsens. Thanatos nigdy nie pokazuje się w prawdziwej formie. Kiedy czasem słucham innych agentów, to mówią, iż jest on łagodny z oczu i dostojny z postawy. Co ludzie widzą w jego oczach? Są czarne, jak węgiel. Puste, a zarazem chłodne. Słyszałam, jak ktoś twierdził, że Thanatos ma złote tęczówki. Nie wiem, czy to przede mną pojawia się w innej postaci, czy to ja widzę więcej.- Twoja podróż obejmie kilka najważniejszych miejsc, najbardziej związanych z twoją przyszłą pracą.
Milczę.
Milczenie trwa i trwa. Nie jest niezręczne, jest jak badanie gruntu. Ja oczekuję reakcji i on.
-A przepowiednia?- przerywam ciszę. Thanatos nie uśmiecha się, jedynie unosi delikatnie podbródek na znak wyższości.
-W swoim czasie. Mogę jedynie powiedzieć, że niebawem.
Rozpływa się. Znika, jak znikli bogowie z Sali.
Słońce już zaszło. Wszystko we mnie buzuje. Dociera do mnie głośny śpiew obozowiczów. Podchodzę do najbliższego filaru i uderzam w niego mieczem. Zadaję kolejne uderzenie i kolejne, i kolejne. Robię to niedokładnie i bez przemyślenia. Uderzam z prawej, z lewej, z ukosa. Dźwięk metalu uderzającego o coś twardego, nieregularnego. Dźwięk nienaturalny, ostry i gwałtowny. Nie uspakaja mnie. Czuję pot, spływający po moim czole i plecach. Nagle odrzucam miecz na bok i okładam słup pięściami. Czuję, jak skóra zdziera się z kostek. Chcę najzwyklejszego bólu. Nic więcej. Nie chcę czuć dwóch rodzajów cierpienia. Nie wiem, który wygrywa. Psychiczny czy fizyczny. Uderzam coraz mocniej.
Głupia!
„Słaba”
Łatwowierna!
„Słaba”
Niedojrzała!
„Słaba”
-Słaba…
To jedno słowo wydobywające się z moich ust. Przestaję uderzać. Opieram się czołem o chłodny kamień. Pojedyncze łzy spływają po moich policzkach. Osuwam się na ziemię. Wpatruję się w kolana, w ziemię. Już wiem, co mnie denerwowało, wykańczało. Głos, który w końcu wypuściłam.
-Wielka Potomkini? Co w tobie takiego jest, że wybrano ciebie?
Głos jest dostojny, pewny i pełen obrzydzenia. Rozbrzmiewa w mojej głowie.
-Nie jesteś w niczym wyjątkowa. Ani władcza, ani piękna, ani wybitnie inteligentna. Nie masz wyjątkowego daru. Nie jesteś nawet dość silna. Już lepszy byłby ten chłopak od Posejdona!
Chcę krzyczeć, ale moje gardło jest ściśnięte. Chcę ją uciszyć, ale nie mogę się odezwać.
-Opuściła cię rodzina, przyjaciele. Nie masz nic!
Cichy śmiech. Śmiech przepełniony nienawiścią. Najpierw cichy, potem coraz głośniejszy.
-Nie masz nic, prócz słabości…
Odchodzi. Do niej należało ostatnie słowo. Odchodzi na własnych warunkach. Wygrała. Nie miałam szans się bronić, nie umiałam.
Nie mam sił. Leżę. Poddałam się. Zasypiam, a może umieram. Śpię, a może nie żyję.
No przeczytałam i stwierdzam, że… muszę nadrobić tamte bo to jest super! Gdzie ja byłam? Nie wiem :/ Lece jak najszybciej czytać poprzednie rozdziały tej serii, a ty Saide proszę zacznij pisać następny rozdział no świetnie się to czyta. Jesteś wspaniała <3
Ojoj… <3 Tak mi milo :-* jeszcze dzis wprowadze poprawki i wysylam kolejny! A ty (Siedlak) koniecznie nadrabiaj (dobrze, ze rozdzialy nie sa dlugie)!
Bardzo ciekawe. Niby czytałam poprzednie rozdziały, ale ten wydaje mi się taki chaotyczny jakby mi coś umykało . Chyba muszę jeszcze raz przeczytać całą ,,Pamięć”
Czekam na cd i życzę weny😊
„Pamięć…” jest jak taki ogromny, przepyszny tort. Im dłużej patrzy się na to, tym ma się większą ochotę na zjedzenie (przeczytanie). Genialne ciasto – pomysł – polane mrocznym sosem i posypane tajemniczymi kawałkami czekolady – bohaterami. A wisienką ostatni akapit.
Weny!