I oto rozdział 6! Słowem wstępu: Jak pamiętacie, poprzednio poznaliśmy mały skrawek historii Miny Wood, która (w dość ciekawy sposób) została zaciągnięta do obozu rzymian, gdzie sprawdzono jej umiejętności i dano in probatio. Nasi bohaterowie otrzymali również zaproszenie na Olimp by spotkać się z bogami. O ile pamiętacie 😀 Percy w wcześniejszych rozdziałach spotkał się z mamą i Paulem a Rachel przyśniła się mrożąca krew w żyłach wizja… Zaszczyciła nas swoją obecnością postać Luka Castellana, który postanowił wkroczyć do akcji i namieszać w życiu naszych dzielnych herosów.
Rozdział 6 jest kontynuacją, naturalnie wszystkiego co było przedtem Po więcej informacji możecie zerknąć do poprzednich rozdziałów. Miłego czytania ! ;P Olusia
Zgromadzili się wszyscy przed Empire State Building. Wiatr rozwiewał włosy, a słońce prażyło przyjemnie. Aż chciało się żyć. Banda „dzieciaków” musiała wyglądać dość dziwnie w pomarańczowych koszulkach z mieczami przy pasie i elementami zbroi. Całe szczęście, że na umysły większości śmiertelników wpływała Mgła. Nie mógł wyobrazić sobie, co by było gdyby ta zasłona nie działała. Totalne wariactwo i szaleństwo. Sznurek samochodów toczył się po drodze w jedną i drugą stronę bez przerwy. Jason i inni wypatrywał uważnie czarnych terenówek. Czekali na Rzymian, by razem wkroczyć na Olimp. Pokazać, że są zjednoczonym i dobrze działającym zespołem. Gdy w końcu dostrzegli auta oznaczone literami SPQR, poruszyli się radośnie i zakrzyknęli. Niestety, wlekli się dość wolno, z uwagi na korek.
-Di Angelo. Mógłbyś tak wessać te samochody przed nimi. – rzucił Will. – Przynajmniej by szybciej dotarli.
W oczach Nica błysnął gniew.
-Słuchaj, Solace. Sam stwierdziłeś, że mam siedzieć w infirmerii trzy dni. Nie zamierzam tam siedzieć ani dnia dłużej przez wsysanie aut po ziemię..
-To był żart, Di Angelo. – Will wzruszył ramionami. – I tak siedziałeś tylko dwa. Dziś byłby trzeci, więc powinieneś tam siedzieć.
Syn Hadesa warknął gniewnie a ziemia lekko zatrzęsła się.
-Chłopaki. – rzuciła Annabeth. – Wyluzujcie. Nico, nie wiem czemu jesteś taki zdenerwowany.
Burknął coś pod nosem. Syn Apolla uśmiechnął się szeroko. Jasonowi przez moment wydawało się, że chodzi o Reyne, ale odgonił tę myśl.To prawda, zaprzyjaźnili się, ale z pewnością nic więcej między nimi nie powstanie… Will zarezerwował najwyraźniej już sobie Nica… ale czy było też na odwrót? Nie zamierzał się już nad tym zastanawiać. Właśnie nadjeżdżali Rzymianie. Ich samochody zatrzymały się tuż przed nimi i kolejno zaczynali wysiadać. Niemalże uśmiechnął się szeroko, jak idiota na widok znajomych twarzy. Wysiadła Hazel a za nią kilkoro z piątej kohorty. Pojawił się również Dakota, o dziwo, idąc prosto. Najwyraźniej nie łyknął Kool-Aidu z potrójną dawką cukru. Można być z niego dumnym. Z innych terenówek powysiadali legioniści z pierwszej, drugiej, trzeciej i czwartej kohorty. Przywitano entuzjastycznie przybyszów. Reyna z Frankiem i Hazel podeszli aby przywitać się z Jasonem, Piper i pozostałą resztą przyjaciół. Co prawda, nie widzieli się aż dwa dni, ale wystarczająco dużo by się stęsknić. Taką też grupą wysunęli się na przód. Córka Plutona przyglądała się Empire State Building.
-I tam ma być Olimp? – zapytała ostrożnie. – To na prawdę nie wygląda…
-Tak, tam jest Olimp. Na piętrze sześćsetnym – oczy Annabeth błysnęły. – Pierwszy raz po bitwie z Kronosem będę miała szansę zobaczyć moje dzieło w całości.
Percy objął ją w pasie.
-Olimp dość poważnie uległ zniszczeniu. podczas wojny z panem tytanów… Mądralińska dostała za zadanie odremontować siedzibę bogów. – uśmiechnął się z dumą.
-Kurczę. – mruknął Frank. – Nie jestem pewien… nigdy nie byłem na tym Olimpie…
Za nimi Grecy i Rzymianie już zbili się w grupkę gotową iść na podbój boskich serc. Jason sycił oczy tym widokiem. Miesiąc temu mógł tylko pomarzyć, że coś takiego może mieć miejsce.
-Spokojnie. Zawsze musi być pierwszy raz – odparła Annabeth. – Chodźmy. Nie ma na co czekać.
Ruszyli więc za Annabeth i Percym, którzy z racji tego, że byli już w odwiedzinach u bogów, prowadzili. Gdy wkroczyli do środka gwar rozmów przycichł, aż w końcu całkiem ucichł. Blondyn zobaczył strażnika siedzącego za biurkiem. Przeglądał „The Times” (Serio? Brytyjską gazetę?) za którym był schowany. Gdy do niego podeszli, zerknął na nich spode łba.
-Słucham. – burknął.
-Piętro sześćsetne. – rzuciła córka Ateny.
-Nie ma takiego. Musiało się wam coś pomylić.
-Czyżby takiego nie było? – zapytała i wyciągnęła coś na biurko. Błysnęło srebro.
Strażnik drgnął.
-Byliście umówieni?
-Tak. – odparł Percy. – Dziś.
-Wszyscy się nie zmieścicie. – zasłonił się gazetą ponownie. – Więc równie dobrze możecie iść na herbatkę, bo wpuszczam pojedynczo.
Po zebranych przeszedł gniewny pomruk. Nie spodobało się to nikomu.
-Spokojnie. – usłyszeli nowy głos. – Strażnik was wpuści, jeśli nie chce mieć na głowie dodatkowych godzin narzuconych przez pana Zeusa.
Z windy wyszła Thalia Grace. Ubrana jak zwykle w punkowe ciuchy, z rozwichrzoną fryzurą. Jej szare oczy wbiły się w mężczyznę, który chrząknął cicho. Jason ucieszył się na widok siostry, której dość dawno nie widział.
-W porządku. Zatem – obrzucił ich niechętnym spojrzeniem – Weźcie kartę i włóżcie w czytnik… zmieścicie się wszyscy.
Łowczyni skinęła głową i odebrała kartę. Machnęła na herosów i zrobiła tak, jak powiedział. Z początku wydawało się, że rzeczywiście się nie zmieszczą, jednakże winda zaczęła się powiększać gdy tylko do niej weszli. Na konsoli pojawił się przycisk „600”, który został wciśnięty. Ruszyli w górę, przy łagodnej muzyce nadawanej z głośników. Jason przeprosił Piper i przepchał się przez innych. W końcu dostał się do siostry.
-Thalia – sapnął i ścisnął jej ramię.
Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi.
-Cześć, braciszku. Przyznam, że miło cię widzieć żywego po tych wszystkich wydarzeniach.
-Dzięki – mruknął. -Olimpijczycy wszyscy się zgromadzili?
-No… nawet pomniejsi bogowie… nigdy czegoś takiego nie widziałam… – zamyśliła się. – Pewno Zoe Nightshade, byłaby zachwycona tym widokiem.
Przechwycił kilka przyjaznych spojrzeń w kierunku córki Zeusa.
-Kto to jest Zoe Nightshade? – zapytał zdziwiony.
-Była porucznik Łowczyń. Zginęła podczas odbijania Annabeth z rąk tytana Atlasa…
Na jej czole pojawiło się kilka zmarszczek, jakby wspominała tamte, już odległe, czasy. Kabiną szarpnęło lekko, po czym zatrzymali się. Drzwi uchyliły się i zaczęli wychodzić. Po chwili dookoła rozległy się „ochy” i „achy”.
-To jest Olimp? – zapytała Gwendolyn, która w zachwycie chłonęła widok.
Jason przyjrzał się uważnie. Przed nimi, w powietrzu, wznosił się kamienny chodnik. Dalej do góry pięły się białe, marmurowe schody prowadzące prosto na ośnieżony, górski szczyt. Do boku szczytu przyklejone, zdawały się być, pałace wielopiętrowe. Piękne, wykonane z różnych materiałów, lśniące złotem i srebrem. Wszystko to, przypominało miasto wśród których, kręciły się kamienne ścieżeczki. Wszystkie one spotykały się z jednym, ogromnym chodnikiem, który kończył się przed złoconymi drzwiami. Ruszyli prosto w tamtą stronę. Jasona zatkało jeszcze bardziej, gdy spojrzał w dół. Wielkie wieżowce, tysiące ulic, fontanny i… to był cały Manhattan. Całe miasto pod ich stopami. Czuł, jak włosy jeżą mu się na karku. To zdawało się być niemożliwe. A jednak. To był Olimp. Wszyscy inni, oprócz tych, którzy już tu byli, chłonęli widok, szeroko otwartymi ze zdumienia oczami.
-Hej, Gromie – szepnęła Piper do jego ucha. – To jest piękne.
Tak. Jego mózg niemalże doznał spięcia elektrycznego. Zerknął na Percy’ego, Annabeth i Thalię. Szli z przodu i zdawali się być spięci. Mgliste wspomnienie przeszło mu przez myśl. Ponoć syn Posejdona nie miał za dobrych stosunków z jego ojcem. Mógł mieć tylko nadzieję, że tym razem nic takiego wielkiego się nie stanie. Gdy przeszli przez drzwi, wspięli się po kolejnych schodach, po czym dostali się na dziedziniec. Tu zwolnili nieco kroku. Dotarło do nich z całą mocą, że jeszcze chwila i staną przed wszystkimi bogami. W końcu wkroczyli do gwieździstej sali, z dwunastoma tronami i ogniskiem po środku. Wszystkie siedzenia były zajęte, a mało tego, dookoła kłębili się pomniejsi bogowie. Wypatrzył Terminusa, Hekate, Nemezis, Nike, nawet samego Asklepiosa. W przestrzeni latały greckie Anemoi, czyli rzymskie Venti. Po sali przechadzały się nimfy, driady, satyrowie i inne stworzenia. O potężne kolumny opierał się Briareus a koło niego stała Kymopoleja z dość niezadowoloną miną. Patrząc na jej męża, trochę się nie dziwił. Choć wcale nie było tak źle. Również pod gwieździstym sklepieniem kręciło się czworo bogów wiatru.
Jak przedtem panował gwar, tak teraz wszystko i wszyscy umilkło. Spojrzenia zgromadzonych wbiły się w idących Rzymian i Greków. Na przód wysunęła się również Reyna z Frankiem. Teraz ramię w ramię szli z przedstawicielami Obozu Herosów i porucznikiem Łowczyń. Gdy zatrzymali się kilka metrów przed tronami Olimpijczyków, uklękli. Reszta herosów poszła za ich przykładem. Przez moment w sali panowała absolutna cisza. Można by było usłyszeć brzęczenie muchy, gdyby takowa tu była.
-Dzieci Olimpu, herosi – przemówił w końcu Zeus – Witajcie na Olimpie, w naszym domu. Powstańcie.
Zrobili to, o co ich poprosił. Rozstawili się tak, aby zrobić przejście. W dłoni boga bogów pojawił się piorun. Potrząsnął nim a pomieszczenie wypełniło się grzmotami.
-Zgromadzeni! Chciałbym przywitać wszystkich herosów, którzy dziś się zjawili, a w szczególności siedmiorga herosów. Witam kolejno: Jasona Grace… – w sali rozbrzmiały potężne gwizdy i oklaski. – mojego syna, Piper McLean – córkę Afrodyty, Annabeth Chase – córkę Ateny, Percy’ego Jacksona… – jego głos zniżył się groźnie a ciemnowłosy spiął się. – syna Posejdona, Hazel Levesque – córkę Hadesa… znaczy Plutona. Witamy również Franka Zhang – syna Marsa, pretora XII legionu Fulminata.
Potężne brawa i krzyki teraz trwały i trwały. Lecz coś nie pasowało… wymienił tylko sześciu herosów… Gromowładny podniósł dłoń.
-Zaszczytem dla nas, jest również ugościć Reynę Avile Ramirez – Arellano również pretora Nowego Rzymu oraz jej siostrę, królową Amazonek – skinął głową ku rogu sali, w którym stały, zgromadzone kobiety – Hylle.
Amazonki wdzięcznie ukłoniły się i pomachały tłumowi. Spotkało się to z ożywioną reakcją odbiorów.
-Wskazane również jest wspomnieć Nico Di Angelo. Wyłoń się z tłumu, synu Hadesa. – ostatnie zdanie zabrzmiało nieco groźnie.
Niechętnie wyszedł i dołączył do Reyny i pozostałych przedstawicieli. Pokłonił się, zachowując kamienną twarz. Córka Bellony ścisnęła jego ramię, w geście pocieszenia.
-Każdy z wymienionych półbogów, ściśle przyłożył się do powstrzymania Gai i wypełnienia przepowiedni. Nie było to łatwym zadaniem. Musieli się zmierzyć z naszymi przeciwnikami – gigantami, którzy jak wiemy, posiadali moc zdolną zniszczyć nas, bogów. Misja wiodła ich aż od Ameryki po Starożytne Ziemie – Rzym aż w końcu do Grecji, gdzie stoczyliśmy bitwę w Akropolis. Ostateczna walka jednak miała miejsce w Obozie Herosów. Udało się pokonać Gaję za pomocą sprytnego podstępu… za który cenę niestety zapłacił syn Hefajstosa – ostatni, siódmy heros którego pośród nas nie ma.
Jason chciał mu przerwać i zaprzeczyć. Chciał wyraźnie i dobitnie zaznaczyć, że Leo żyje i przybędzie tu wkrótce z swoim zwariowanym uśmiechem i na smoku – Festusie. Doskonale jednak wiedział, że tak nie będzie… poczuł bolesne ukłucie w sercu. Przecież Leo nie żył… To dlaczego w takim razie Atena powiedziała, że ma się zebrać cała siódemka? Co było nie tak? Nie miał więcej czasu na zastanawianie się. Zeus przechodził do większych spraw.
-Wiemy również, że nasze dzieci nie poradziły by sobie bez pomocy… – zawahał się, lecz na krótko. – Innych bogów. Witamy zasłużonych! Nemezis, Hekate, Nike oraz Asklepios… – przy ostatnim bogu Zeus zachmurzył się. Dosłownie… – Wystąpcie.
Wywołani, pojawili się przed obliczem swojego władcy. Puścili kilka uśmiechów ( w przypadku Nemezis był to dość… nienawistny uśmiech). Jason poruszył się niespokojnie na widok zmartwionych oczu boga medycyny. Starał się nie myśleć, co mogło go tak zmartwić. Zapewne powodów nie brakowało… mimo wszystko wykonał dla nich Lekarstwo Lekarza. Wisiała nad nim groźba śmierci… lecz zaryzykował i wykonał specyfik. No… pomijając małą pomoc czaromowy Piper. Malutcy bogowie przyklękli z szacunkiem. Dostali swoje owacje. Mimo tego wszystkiego, można się było domyślić, że to nie koniec. Zapowiadała się długa i huczna uczta.
Zeus ponownie wzniósł dłoń, gdy gesty radości i uznania nieco przycichły.
-Za tak wielkie poświęcenie, nie może obyć się bez darów. Dlatego wraz z innymi, postanowiliśmy, że wspólną nagrodą będzie… – zamilkł teatralnie – rezydencja dla każdego wymienionego herosa na Olimpie.
Jego, podobnie jak i przyjaciół wcisnęło w posadzkę. Pałac na Olimpie? Wszyscy pozostali też w szoku trawili to, co usłyszeli. Spojrzenia Jasona i Piper oraz pozostałych spotkały się. Niemożliwe.
-Będą obcowali wśród innych mieszkańców. – grzmiał – Mało tego. Każdy dostanie jeszcze indywidualny podarek od swojego boskiego rodzica.
Władca wstał i zszedł z podestu. Zmniejszył swe rozmiary do ludzkich. W dłoni nadal trzymał piorun.
-Popełniłem błąd. – przyznał spokojnym głosem. – Zlekceważyłem zagrożenie. Dałem się ponieść mojej dumie.
Spojrzał na syna Posejdona. Przyłożył dłoń do serca. Ten spiął się wyraźnie i wyzywająco spojrzał na Zeusa.
-Przysięgam na Styks, że będę teraz od zawsze i na wieki słuchać i szanować głosu herosów. Przysięgam, że nie zlekceważę żadnego boga, który nie jest Olimpijczykiem. Przysięgam – zacisnął szczeki. – aby nie nieść nienawiści do innych herosów i akceptować… akceptować ich wybory i decyzje. Przysięgam na Styks!
Niebo zdawało się w tym momencie pociemnieć. Zaszumiało. Ciche głosy dochodzące spod posadzki zdawały się mówić: „Złożyłeś przysięgę. Pamiętaj.” Przez moment stał, dumny i wyprostowany niczym struna. Jego słowa brzmiały dźwięcznie i głośno. Jeśli czegokolwiek można było się spodziewać po tacie Jasona, to wszystkiego, tylko nie takiej przysięgi. Znaczyło to tylko, że poważnie zastanowił się nad wszystkim co się stało.
-A teraz… zapraszam na ucztę i świętowanie zwycięstwa! – na dłoni pojawił się złoty puchar. – Zdrowie!
-ZDROWIE! – ryknęli wszyscy, gdy odebrali swoje napoje z rąk krążących nimf.
Cała sala wypełniła się również przekąskami i latającymi tacami. Rozbrzmiała muzyka i wszyscy zabrali się do tańców. Stał tuż koło Piper, ale zanim się zdecydował zobaczył, że już inni podbiegają, chcą poprosić ją do tańca. Nie dał im tej szansy i ubiegł ich.
-Pipes – szepnął cicho i wbił wzrok w jej piękne oczy, zwracając na siebie jej uwagę. – Mogę cię prosić do tańca?
Podała mu rękę.
-Jak najbardziej, panie Grace.
Zatańczyli kawałek. Po chwili oparła głowę o jego ramię.
-Jason… – wymruczała. – Moglibyśmy tak zostać…
-Wiem. – przybliżył usta do jej szyi. – Wiem…
Wtuleni w siebie krążyli wśród innych par. Gdzieś mignął mu Frank z Hazel i Reyna z Nikiem.
-Skoro mamy rezydencję tutaj, na Olimpie – zagadnęła – W każdej chwili możemy tu przyjść i zamieszkać.
Pokiwał głową.
-Nie sądzisz, że Obóz Herosów byłby… lepszym miejscem na początek?
Zatrzęsła się lekko. Odchyliła głowę z zmrużonymi powiekami, bacznie mu się przypatrując.
-Być może… a później gdybyśmy… mieli dzieci?
Zatkała go ta myśl. Nie rozważał tego jeszcze. Z trudem wydusił z siebie.
-Mhm… no.. wiesz. Wycieczka na Olimp byłaby bardzo dobrym pomysłem. Mogą zobaczyć rezydencję swoich dziadków… kiedyś…
-No właśnie – dorzuciła z mocą – Więc nie jest źle.
Dzieci… były one dla niego równie odległe jak myśl, że może zostać nieśmiertelny. Nie był jeszcze na to gotowy. Nagle wpadli na jakąś dziewczynę. Zafalowały jej dziwne, kolorowe włosy. Obrzuciła ich wściekłym spojrzeniem.
-Tańczcie może bardziej prosto, co?! – warknęła i wyminęła ich.
Spojrzeli na siebie zdumieni, po czym parsknęli śmiechem.
-Tańczyć prosto? Ciekawy pomysł.
-Ciekawe kim jest…
Zachichotali. Nagle Jasona coś zaniepokoiło. W kącie sali zobaczył Posejdona wraz z Hestią. Z zmarszczonymi brwiami przyglądali się jemu. Nie… nie, nie. Nie jemu… tej dziewczynie. Obejrzał się. Zniknęła już wśród tłumu. Przez jedną chwilę wydawało mu się, że nad ich głową mignęły Fata…
-Wszystko okej? – zapytała go Piper.
-Taak… jasne. Tylko coś… mnie zaniepokoiło. Już jest wszystko w porządku – dodał widząc jej minę.
Przy najbliżej okazji postanowił dostać się w okolice dwójki bogów…
Rozkreca sie! Robi sie interesujaco, Posejdon i Hestia… Nie najhorsze polaczenie bogow. Kolorowa dziewczyna? Brzmi ciekawie… Czekam na na wiecej! Weeeny!