HEJ, hej, hej! CO u Was ludzie?
Clarisse (nie pamiętam cyferek)! Nie uwierzysz! Apollo naprawdę do mnie przyszedł! Myślę, że chyba z nim gadałaś, co? Dziękuję wszystkim, którzy śledzili losy Liama. Mam wrażenie, że trochę zepsułam końcówkę (albo cały rozdział… 😉 ) Nie mniej: OTO OSTATNI RZDZIAŁ! Miłego czytania! Dedykuję to wszystkim WALCZĄCYM!
SAIDE
OSTATNIA WALKA
Liam wpatruje się w swoje nogi. Skupia wszystkie myśli na jednej czynności- „Zwiń palce u stóp”. Chłopak przygryza dolną wargę i koncentruje się jeszcze bardziej. Nie znosi tego uczucia. Uczucia, które mówi mu, że ma szanse. On nienawidzi nadziei. Jest to największa szmata, jaką poznał. Pojawia się w najmniej odpowiednim momencie i tylko czeka, by kiedy poczujesz się znów szczęśliwy, odejść, uciec i pogrążyć Cię w jeszcze większym bólu niż wcześniej. Mimo wszystko Liam próbuje. Wzdycha głęboko i opada na miękką poduszkę z mchu.
Dalej go nie znaleźli, o ile ktoś go w ogóle szuka. Liam bierze całkiem na poważnie teorię, że jego macocha nie zgłosiła jego zaginięcia. W sumie to bardziej ciekawi go, co dzieje się z Matt’em. Nie chce się brunetowi wierzyć, że jego najlepszy przyjaciel zlekceważyłby fakt, iż zostali pobici i prawdopodobnie porzuceni w lesie.
Kto by pomyślał, że księżyc może dać tyle światła. W mieście nie widać takiego niepa nieba. Dąb, zaraz wymyślę mu jakieś imię, rozsónoł rozsunoł rozsunął swoje gałęzie i mogę patrzeć na gwiazdy. W sumie to nie ma w nich nic ekscytującego, ale lepsze to, niż gapienie się w buty. UGH! Jest mi zimno, twardo i NUDNO! Las był o wiele przyjemniejszy, gdy mogłem hodzić chodzić. I kiedy miałem jakieś „zapasy”! Głodny jestem! Uuu, napiszę wiersz!
Se w lesie siedzę
I trochę zrzędzę
O jak mi głodno
I już nie tak pogodno!
Nie wiem co lepsze, ja i moje wiersze czy dowcipasy…
Coś mnie boli. Pamiętam, jak pierwszy raz poszedłem do psycholożki. W rzyciu życiu nie miałem bardziej nie zręcznej niezręcznej sytuacji. Siedziałem na przetartej, sprężynowej sofie, na której przede mną siedziało może z tysiąc osób. Ogólnie nasuwa się pytanie, czemu siedziałem na sofie, a nie na wózku? Otuż otóż odpowiedź jest prosta, macocha nie chciała bym mógł wyjechać z gabinetu. Wracając do tematu. Naszą „współpracę” spisałem na straty, gdy drugi raz zadała mi to samo pytanie. Rozumiem zadać je raz, w końcu to jej praca i w sumie świadczy to o jej chęci pomocy. Ale jak miałem od razu jej zaufać, po tym co się stało, po śmierci taty i mojej małej siostrzyczki, po obudzeniu się jako kaleka, po tym jak wszystkie zdarzenia i emocje im przypisane uderzyły mnie prosto w twarz. Nie odpowiedziałem za pierwszym razem, powinna uszanować moją decyzię decyzJę i milczeć razem ze mną. Może w końcu bym jej odpowiedział, ale ona niemal od razu powtórzyła pytanie i dodała najgorszą formułkę, jaką mogła. Po co pytała drugi raz? Przez to usłyszała największe kłamstwo jakiem mogłem wymyślić. Rzadko kiedy kłamię na tak wysokim poziomie, by miedzy kłamstwem, a prawdą nie było nic wspólnego. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
Ona: Jak się czujesz, wszystko dobrze?
Ja: …
Ona: Mnie możesz zaufać, jestem w stanie zrozumieć Cię, tylko musisz się do mnie odezwać. Czy wszystko dobrze?
Ja: W porządku…
Minęło z pół roku, a ja tę rozmowę pamiętam tak wyraźnie. Pamiętam, jak nie zadowolona była tą odpowiedzią. Było w porządku, w końcu całe moje życie legło w gruzach, cała moja rodzina legła w gruzach, a dokładniej we wraku.
-Zaufaj.- Głęboki głos Dębu, wyrywa Liama z rozmyślań, z transu.- Wiara jest ważna, ale ona przemija, można ją zachwiać. Zaufanie, zaufanie jest stałe.
Chłopak nie odpowiedział.
***
-Nie próbuj wierzyć, że podniesiesz nogę. Po prostu to zrób. Zaufaj mnie.
Liam zamyka oczy. Wyobraża sobie, że rozluźnia mięśnie. Widzi, jak noga unosi się do góry.
Otwiera oczy. Nic się nie zmieniło.
***
Minął kolejny tydzień. Jestem głodny, zmęczony, a przede wszystkim spragniony. Gdyby nie Drys, (to chyba będzie ok imię.) który dawał mi wodę z liści, pewnie bym usehł usechł. Ale widzę pewne pozytywy. Właśnie piszę na kolanie. Zginam nogę
***
-Zaufanie to nie poddanie się czyjejś woli.
-Wiem, wiem…
-Stój prosto, nie trzymaj się mnie.
Stopa chłopaka nie odrywając się do trawy sunie do przodu. Kiedy ruszyć ma druga, twarz Liama spotyka się z ziemią.
-Zaufanie, to coś więcej niż posłuszeństwo.- Drys odzywa się po raz kolejny, a Li uderza pięścią w ziemię i przewraca się na plecy.
Dąb przyjacielsko pochyla gałąź nad chłopakiem. Liam próbuje ponownie.
***
Liam ma zamknięte oczy. Robi krok do przodu, potem drugi i następny. Nie są to idealne kroki. Są sztywne i nienaturalne. Nie mniej Liam idzie. Idzie, jak dziecko, które od niedawna umie chodzić samo.
-Poczuj otaczające cię drzewa. Poczuj ziemię. Poczuj otaczający cię świat.
Li idzie do przodu, nieśmiały uśmiech wkrada się na twarz chłopaka.
-Podpowiedź- prosi chłopak i staje w miejscu.
-Dwa kroki do przodu i w lewo.- Liam robi dwa pewne kroki do przodu i odwraca się w wskazane miejsce. Skupia się. Czuje delikatnie poruszające się korzenie drzew. Dotyka najbliższego drzewa.- Co czujesz?- pyta.
-To drzewo obok.- odpowiada poważnie Drys.
Liam podchodzi do sąsiedniego drzewa. Kuca i podnosi dziennik. Otwiera oczy, a z jego twarzy nie schodzi dumny uśmiech.
***
Dziś piszę ostatni raz. Ostatni raz jako tamten człowiek. Dyrs twierdzi, że niedaleko jest Obóz. Pomoże mi się tam dostać. Kurna, szczerzę się jak głupi do kartek papieru. Jak tylko dobiorę się do jakiegoś rzarcia żarcia, zjem je sam. Motyla, skurkowana, noga! Moim największym problemem jest głód, a nie niepełnosprawność (wow napisałem dobrze taki długi wyraz). Jestem głodny (wiem, powtarzam się), śmierdzący, brudny, zmęczony i wgl wyczerpany ostatnimi wydarzeniami, ale chyba mogę stwierdzić, że było warto. Rany, LUDU ja CHODZĘ!
-Walczący, czas na odpoczynek, czeka cię stosunkowo długa wędrówka, musisz mieś siły.- poucza Dąb ciepłym głosem.
Liam zamknął dziennik. Oparł się o pień drzewa i z zasnął z cichym westchnieniem. Nie było to jednak zwykłe westchnięcie. Nie świadczyło ono o rezygnacji czy stwierdzeniu czyjejś głupoty. To ciche westchnienie mówiło tak wiele o życiu chłopaka. Mówiło, że było dobrze, potem źle, następnie obojętnie, wydawałoby się, że na koniec było beznadziejnie, a tu proszę, jest coraz lepiej.
***
TRZY DNI PÓŹNIEJ
-Nie mam siły- stęka Liam.- Co czujesz? Daleko?- pyta znużonym głosem.
-Wejdź na tę górę, a będziesz na miejscu.- odpowiada Dąb i dodaje odrobię swojej energii Walczącemu.
Chłopak wspina się. Z jednej strony to czuje radość, bo idzie, a z drugiej czuje, że zaraz upadnie i zabraknie mu sił, by wstać. Cichy szum lasu dodaje mu otuchy, ale nie zmienia to faktu, że jest zmęczony. Kiedy w końcu opiera się o sosnę, stojącą na samym szczycie, dyszy ciężko. Próbuje zrobić krok do przodu, ale jego wciąż słabe nogi uginają się i chłopak upada. Leży tak chwilę. Docierają do niego głosy. Głosy tak bardzo różniące się od tych, które słyszał ostatnio. To nie drzewa, to ludzie.
„Dalej Wood, podnieś swój tłusty zad!”
Ta myśl sprawia, że otwiera oczy i podpierając się o drzewo, wstaje. Dalej żyje. Liam wygrał.
Życie Liama to ring. Ciągła walka o przetrwanie w tym okrutnym świecie. Jeśli kiedyś stracisz wiarę w swoje możliwości, w ludzi, którzy cię otaczają, pomyśl, że i ty stoisz na ringu. Walcz do ostatniego dzwonka. Krew ma słodki smak, ale zwycięstwo jest jeszcze słodsze.
Dedykacja dla wszystkich walczących… Czyli dla mnie chyba też
Wow 😀 Tylko… ugh… musiałaś to skończyć? Wydaje mi się, że Apollo miał na myśli uczynienie Walki opowiadaniem bez końca… A może to źle przetłumaczyłam to co mówił z bogowego?
Co do rozdziału: wydawało mi się, że to skończy się całkiem inaczej (patrz: mój komentarz pod drugim rozdziałem xD ) , ale i tak zakończenie jest super. Wiersz Liama też fajny Może teraz coś wymyślę…
„Sadie, dlaczego, weź napisz dodatek
Bo zaleję Cię lawiną sałatek
Albo epilog lub Walkę dwa
Bo wiedz, że echo apetyt dziś ma”
O ludzie, nie umiem pisać wierszy 😀 A jeśli chodzi ogólnie o Walkę: niedawno w mojej szkole pojawił się zwyczaj przybijanie lajków na czole (nie zadawać pytań: po co? dlaczego? 😀 ). Więc czoła Twoje i Liama były by zapełnione po brzegi napisami „Like” .
Liam wygrał! Nie przegrał! Nie poddał się. W-Y-G-R-A-Ł! Dąb był jego nauczycielem walki przeciwko codzienności, choć Liam większości nauczył się sam. I ta końcówka napisana pochyłą czcionką… Motywująca. Bardzo.
Weny
Ej, właśnie, mam takie pytanie: bo rozdziały dodajesz szybko (nie to co na przykład… hmm… ja), to masz jakiś sposób na takie szybkie pisanie? Albo motywację by przestać gapić się w pustą kartkę i no… pisać?
Cieszy mnie, że czujesz taki niedosyt… (wiem, to trochę sadystyczne). Dzięki za pozytywny komentarz. Co do pisania… Może to trochę głupie, ale ja nigdy nie wychodzę ze świata herosów. Kiedy jakaś sytuacja, cudze słowa wywołały we mnie jakieś uczucia, to je spisuję. Ale nie od razu. Najpierw się nimi bawię. Przetwarzam, układam całą historię, setki razy powtarzam w myślach, jak to będzie wyglądać, a kiedy dobiorę się do laptopa… Cóż… powstaje to, co widzisz.
Skoro mówisz o miniaturce/dodatku, to powinien Ci się spodobać pomysł, który dałam w następnym rozdziale Pamięci II. 😉