Hej 😀 Ale mam radochę, że znów mogę coś tu wstawić. Daawno mnie tu nie było… Czasu zabrakło, a przy okazji rozdział nie taki jaki chciałam Teraz podsyłam następny – czwarty. Z resztą można się zapoznać (jeśli jeszcze, drogi czytelniku się nie zapoznałeś) bądź poprzypominać sobie fakty xD
Dzięki i miłego czytania
Oliś 😛
Chłopak po usłyszeniu ostrzeżenia wyparował z Wielkiego Domu. Rozejrzała się po twarzy zebranych i wybiegła za nim. Co strasznego mógł oznaczać ten obrazek? Zaczęła się trochę martwić i lękać o swojego chłopaka. Lecz czy ten lęk był uzasadniony?
-Percy! – zawołała. – Poczekaj.
Nie posłuchał jej. Dogoniła go dopiero gdy znalazł się przy linii brzegowej. Wbijał wzrok w szamoczącą się wodę. Wszystko dookoła zdawało się milczeć i słychać było tylko delikatny szum morza oraz wiaterek. Przez moment Annabeth aż zaparło dech w piersiach. Walczyła z pokusą zarzucenia mu nóg i oplecenia ich w jego pasie, ale wiedziała, że nie jest w nastroju do igraszek i zabaw. Zbliżyła się do niego, cicho i ostrożnie. Stanęła koło.
-Percy. – szepnęła niemalże miękko. – To co powiedziała Rachel…
-Może być prawdziwe. – przerwał jej. – Skoro to, co chce mnie dopaść pod symbolem tej czaszki stanowi zagrożenie dla mnie, będzie stanowiło również dla innych.
Delikatnie chwyciła jego dłoń.
-Nie wiemy co cię ściga. Po za tym… – zawahała się. – Nie wiemy kiedy… może się podziać cokolwiek związanego z tym rysunkiem.
Nie odezwał się. Nie zabrał też dłoni, tylko lekko ją ścisnął. Zmarszczył brwi i otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął. Nagle przyciągnął ją ku sobie i pocałował. Zaskoczona początkowo nie zareagowała, lecz po chwili odpowiedziała. Przeszły ją dreszcze. Wplotła palce w jego włosy i przyciągnęła bardziej jego głowę ku sobie. Oderwali się na chwilę od siebie, aby zaczerpnąć powietrza.
-Nie mogę pozwolić by to coś spełniło się później. – wymruczał . – Nie pozwolę by nasza rodzina była w niebezpieczeństwie…
-Percy… – westchnęła.
Poczuła jak uginają się pod nią kolana. Delikatne pocałunki… Czuła coś, czego dotąd nigdy nie doświadczyła i próbowała określić co to może być… Upadli na piasek. Zaparła się rękami o jego klatkę piersiową i słabo zaprotestowała.
-Nie teraz… nie tutaj. Proszę cię…
Zawisł nad nią.
-Ann, dlaczego nie? – wyszeptał.
-Nie. – zaparła się mocniej. – Pragnę cię, ale nie teraz i nie tu. Nie jest na to odpowiedni czas. Gdy mi się oświadczysz i się ze mną ożenisz, to wtedy porozmawiamy.
Zepchnęła go z siebie i wstała. Usiadł zdezorientowany.
-Jak to… – wymamrotał. – Oświadczyny i ślub?
Spojrzała na niego czując lekką złość i jednocześnie rozczarowanie. Nie takiej spodziewała się po nim reakcji.
-Nie chciałbyś?
-Ja.. oczywiście… ale…
-Ale co? – zapytała lodowato. – Może jak nie chcesz… to mi to powiedz?
Zerwał się a ona gwałtownie cofnęła się do tyłu.
-Nie oto…
-Nie zbliżaj się! – warknęła.
-Anna…
-Nie!
Odwróciła się napięcie i później ruszyła biegiem ku swojemu domkowi. Czuła wzbierający się w niej szloch, ale nie dała mu się wyrwać na zewnątrz. Opanowała się z trudem. Pomyślała, że faceci to czasem dranie. Straszne dranie. Zatrzymała się przed drzwiami domku numer 6 i zawahała się. Zapewne wszyscy już znów poszli spać. Gwiazdy mrugały wesoło jakby nic się nie wydarzyło… Wolała być sama. Poszła więc ku ścianie wspinaczkowej. Zajęcia fizyczne zawsze ją odprężały tak samo jak umysłowe. Tym razem wolała co innego…
Nie zauważyła jak mijają minuty a księżyc ucieka po niebie. W sumie nie przestałaby się wspinać i schodzić do momentu gdy usłyszała cichy, łagodny głos, tak bardzo znajomy.
-Faceci to dranie. Ale czasem nie warto przez nich cierpieć, szczególnie gdy zrobili coś złego niecelowo.
Szybko zeszła z ścianki i spocona stanęła twarzą w twarz z Piper. Przyjaciółka uśmiechnęła się do niej, chwyciła ją za rękę i pociągnęła w dół by usiadła. Zmęczona uległa i poczuła ulgę. Oparła łokcie na kolanach a na rękach brodę.
-Która godzina? – zapytała z trudem.
-Trzecia trzydzieści dwie.
-Dlaczego ty nie śpisz, Mclean?
-Mogłabym ci zadać to samo pytanie, Chase. – usadowiła się wygodniej. – Nie mogłam zasnąć. Zresztą podobnie jak zeszłej nocy, gdy Leo… i każdej poprzedniej…
Umilkła. Nie musiała kończyć. Annabeth skinęła głową. Odgarnęła kosmyki włosów z twarzy i westchnęła przeciągle.
-Ja… no cóż. Pokłóciłam się z Percym…
Zwierzyła się jej z dzisiejszych, nocnych wydarzeń. Czuła jak raz pieką ją policzki a raz zbiera ją na śmiech gdy opowiadała o swoich uczuciach. Piper była bardzo dobrym słuchaczem. Ceniła to u swojej przyjaciółki i cieszyła się, że ją ma. Zresztą miały teraz na to cały rok. Gdy córka Ateny skończyła opowiadać, przez chwilkę obserwowały zalegający mrok dookoła.
-To jest trudne. – stwierdziła Piper. – Wiesz, stosunki damsko-męskie nigdy nie były łatwe a szczególnie wtedy, jeśli chodzi o takie rzeczy jak ślub czy małżeństwo, bo jednak jest to coś, co dużo zmienia w życiu. Może on jeszcze nie jest na to gotowy?
Wzruszyła ramionami. Miała wrażenie, że nie o to chodzi. Może ona to źle odebrała?
-Wiesz… dajcie sobie czas.
-Ja go pragnę… – wyrwała trawę i zaczęła ją splatać. – Tylko… no nie wiem. Chcę porządku? W sumie, nic nam wtedy nie stało na przeszkodzie… ale coś mnie zatrzymało. Jakieś mocne przeczucie, że to nie najlepszy czas. Myślę o przyszłości z nim i och. Gromadce dzieci, lecz na bogów Olimpu. Nie teraz. Mimo tego, co sam mówił o ochronie i tak dalej… wydawało mi się… sama nie wiem.
Odchyliła głowę, zamykając oczy. Długie blond włosy rozpłynęły się na wietrze. Coś jej podpowiadało by pójść do syna Posejdona i przeprosić. Zbyt ostro zareagowała.
-To nie taki zły pomysł. Porozmawiajcie. Może jutro albo coś…
Wstała i otrzepała spodnie.
-Jutro nie będzie takiej potrzeby. Jeszcze teraz z nim pogadam.
-Okej. Powodzenia.
-Dzięki.
Zapukała cicho do drzwi a gdy nie usłyszała odpowiedzi weszła i cicho je zamknęła. Bardziej wyczuła niż zobaczyła, że Percy śpi. Kocim krokiem podeszła do jego łóżka i usiadła na skraju. Wpatrywała się w to miejsce gdzie mniej więcej powinna się znajdować jego twarz. Wyciągnęła rękę. Nie pomyliła się. Pogładziła jego policzek.
-Glonojadzie. – potrząsnęła nim lekko. – Obudź się.
Przez moment nie zareagował. Przeciągłe chrapnięcie i gwałtowne wciągnięcie powietrza.
Usiadł gwałtownie na łóżku. „Jak on szybko zasypia” – pomyślała z rozbawieniem.
-Mądralińska? To ty?
-Mhm.
-Co ty tu robisz?
Pochyliła się nieco. Jej oddech owiewał jego twarz.
-Przyszłam przeprosić i porozmawiać.
Usiadł i mruknął coś pod nosem. Pomieszczenie rozświetliła samotna lampa na środku sufitu. Był już całkowicie rozbudzony. Przetarł oczy i zerknął na zegar. Bez słowa przyciągnął ją ku sobie, bez żadnych podtekstów i przytulił.
-To ja przepraszam. Po prostu mnie zaskoczyłaś… nie panowałem nad sobą. – przyznał i pogładził jej włosy. – Zraniłem cię…
Z cichym westchnieniem wtuliła twarz w jego ramię. Czuła zapach jego skóry i ciepło. Pragnęła tak zostać na zawsze. To mogło być zresztą możliwe…
-Nie szkodzi… Oboje popełniliśmy błąd. Zbyt ostro zareagowałam… mogłeś mieć coś innego na myśli.
Poczuła jak jego usta delikatnie dotykają jej ucha.
-Śpisz dziś u mnie?
-Na cztery godziny?
-To aż cztery godziny. – zaprotestował z oburzeniem.
Poruszyła się i odsunęła na długość łokcia.
-Zgoda, ale przed siódmą mnie już tu nie będzie.
-To nie są cztery godziny…
-Percy.
Ich spojrzenia spotkały się. Mierzyli się przez moment.W końcu ustąpił. Położył się tylko z nią w ramionach. Po chwili oboje zasnęli.
Nieświadomi niczego herosi z Obozu Jupiter i Obozu Herosów spali pogrążeni w głębokiej nieświadomości. Tymczasem z dołu, z ziemi w nieokreślonym miejscu, wydobywała się cienka strużka czarnego dymu, który zaczął się kształtować. Po dłuższych przemianach uzyskała ludzką postać.
-Już czas panie, by wypełnić do końca twoją czarę zemsty.
Głos mógł się wydawać znajomy. Bo był znajomy.
Należał do Luka Castellana.
Przeczytalam pierwsze zdanie i doszlam do wniosku, ze nie chce sobie spojlerowac, wiec porzucilam zamiar czytania. Mam wiec prosbe, podeslesz linka do poprzednich rozdzialow, bo chetnie przeczytalabym od poczatku… Z gory dzieki!
http://rickriordan.pl/author/olusia12365/ -> Proszę 😉 Tu jest pozostała reszta xd
Miłego czytania
A i to powtórzenie „nieświadomość” – niecelowe, ale fajnie wyszło 😀
Przeczytalam! Co zabawne, kazda poprzednia czesc komentowalam, ale nie bardzo kojarzylam calosc. Ogolnie wszystko suuuuper. Bardzo podoba mi sie… Jak to opisac, powiedziec… Coz wszystko! Luke Castellan… On ostatecznie byl dobry… Ale Twoja koncepcja tez jest ciekawa. Weeeeny! Czekam na wiecej!