Hej! Powróciłam do naszej kochanej społeczności! Co tam u Was Pyszczki? Co się pozmieniało? Mam nadzieję, że jeszcze pamiętacie PH i poprzedni rozdział.
Miłego czytania! Aha, pozdrowienia z zimnej, ale pięknej Estonii!
♥Annabelle♥
Rozdział IX:
Prawdziwe imię miłości to poświęcenie…
Stał oniemiały i patrzył na nią. Lustrował każdą część jej ciała. Była ubrana cała na czarno, co zdecydowanie dodawało jej powagi. Oczy miała zasłonięte przez ciemne okulary przeciwsłoneczne. Sprężyste loki okalały delikatnie ramiona, a piaskowe piegi zdobiły jej twarz.
– Nie wpuścisz mnie do środka? – spytała i uśmiechnęła się lekko
– J-jak..? To niemożliwe… – wymamrotał słabo
– Też tak myślę. – rzekła i nie czekając na zaproszenie, wsunęła się do domku
Zdjęła okulary, a Cody ujrzał jej niebieskie oczy. Przybyła uśmiechnęła się szerzej i przyjaźnie uścisnęła chłopaka.
– Nie wierzę, że Cię widzę. Tak bardzo się cieszę. – wyznała cicho
Miała miły głos. Znał go. Znał też ten uśmiech, jasne loki i piegi.
Wciąż nie był w stanie mówić. Miał istny mętlik. Aż zaczęła go boleć głowa.
– Jak to możliwe? – spytał
Kobieta dotknęła jego policzka i uśmiechnęła się smutno. W oczach miała wiele żalu.
– Usiądźmy, bo zaraz mi się przewrócisz. – powiedziała i pośpiesznie pociągnęła go w stronę łóżka
Usiedli, a on nabrał głęboko powietrza, bo czuł, że zaczyna się dusić.
– To naprawdę Ty… – powiedziała wzruszona – To niesamowite jak wyrosłeś. Jesteś już prawie mężczyzną. Twoja matka byłaby z Ciebie dumna… – dodała i złapała go za ręce
Miała ciepły, przyjazny uścisk.
– Myślałeś, że nie żyję, prawda? – spytała, a on był w stanie tylko pokiwać głową
Alex odsunęła się.
– Tyle lat…
– Co się stało? Niech mi pani to wyjaśni. Chcę znać prawdę. – powiedział szybko
Zamrugał gwałtownie. Chyba wreszcie dotarła do niego prawda. Siedziała przed nim Alex, matka Lany i Jake’a, która od dwunastu lat była uznawana za zmarłą. Wyglądała dojrzale i poważnie. Miała w sobie klasę. Sprawiała wrażenie kobiety wykształconej, obytej, pewnej siebie, zdeterminowanej, silnej i wiedzącej czego chce. Ani przez chwilę nie pomyślał, że to pomyłka. Miał pewność, że to Alex.
Pomyślał, że dobrze, że ma posprzątane w pokoju. Od kiedy trochę stanął na nogi, znów dbał nie tylko o siebie, ale też o porządek. Ale najważniejsze było to, że pozbył się różowej pościeli z lalką Barbie. Nie zniósłby takiego upokorzenia.
– Sama chciałabym wiedzieć… Wciąż niewiele pamiętam…
Blondynka dotknęła skroni i zmarszczyła czoło.
– Tamtego dnia… Pamiętam wszystko do momentu, kiedy się obudziłam.
– To znaczy? – spytał zniecierpliwiony
– Pożegnałam się z wami i walczyłam z Hydrą. Ona… Ja chciałam, żeby mnie pożarła, bym mogła ją zabić od środka, jednak… – kobieta złapała się za głowę – Straciłam przytomność. Nie wiem ile minęło czasu, zanim się obudziłam. Ale gdy tak się stało, byłam przekonana, że nawaliłam i nie żyjecie. Miałam to zakodowane w głowie. Byłam zrozpaczona i załamana. Po tym co się stało, uciekłam. Nie mogłam tam dalej żyć. Zamieszkałam w Anglii i starałam się iść do przodu. Nie potrafiłam sobie jednak wybaczyć, że zawiodłam Connie i was. Umierałam z tęsknoty i żalu. Minęły lata, ale ból pozostał… Kilka miesięcy temu postanowiłam tu przyjechać. To była spontaniczna decyzja. Chciałam odwiedzić miejsca, które przypomniałyby mi was. Zatrzymałam się w hotelu i poszłam do domu. Serce mnie bolało, gdy widziałam jaki jest pusty i zaniedbany. Echo przeszłości i utraconej przyszłości krzyczało mi w uszach. To było trudniejsze, niż myślałam.
Alex zamilkła na chwilę. Cody dał jej czas. Kobieta wzięła wdech i kontynuowała.
– Byłam zagubiona, ale umocniło się moje przeczucie, które miałam od dawna. Przez cały czas czułam, że czegoś nie wiem, że coś muszę odkryć. Stojąc pod domem, miałam wrażenie, że powinnam coś zrobić. Nie wiedziałam od czego zacząć. Oba domy były zamknięte, nie miałam żadnego śladu, więc po prostu zaczęłam chodzić po sąsiadach. Uwierzysz jak Ci powiem, że niektórzy mnie pamiętali i byli szczerze zaskoczeni moim widokiem?
Alex uśmiechnęła się lekko i zagarnęła lok za ucho.
– Postanowiłam, że wynajmę prywatnego detektywa. Przez ostatnich kilka tygodni pomagał mi ustalić, czy żyjesz. Pokazał mi Twoje zdjęcia zrobione na mieście. To był dowód. Od razu wiedziałam, że jeśli to naprawdę Ty, to jesteś na obozie.
– I… I weszła tu pani bez problemu?
Alex uśmiechnęła się.
– Moi rodzice byli półbogami, potrafię znacznie więcej, niż przejść przez bramę. Byłam tu nawet za dziecka, bo bardzo chciałam zobaczyć obóz. Więc zakradłam się. Chyba macie teraz porę jedzenia, bo nikogo nie widziałam. W każdym razie… Tak bardzo się cieszę, że chociaż Ty przeżyłeś. Dzięki temu jest mi lżej, bo myślę, że nie zawiodłam Connie. Byłaby szczęśliwa, wiedząc, że jej ukochany syn jest cały i zdrowy.
Kobieta ponownie dotknęła policzka chłopaka, a jej oczy zabłysły na chwilę.
– Jesteś do nich taki podobny… Widzę w Tobie Connie… Była taka dobra, taka…
Zadrżał. Patrzył na blondynkę, którą w dzieciństwie często nazywał „ciocią.” Widział ból, który nosiła w duszy. Jak miał jej teraz zdradzić prawdę? Czy ona by to zniosła? Bał się sprawdzić.
Alex nagle przytuliła do siebie chłopaka i zaszlochała cicho. Niezgrabnie odwzajemnił uścisk. Oparł brodę na jej szczupłym ramieniu i poczuł delikatny perfum. Zamknął oczy i zacisnął usta.
– Jest pani podobna do Lany. – powiedział, gdy się od siebie odsunęli
Sapnęła cicho.
– Pamiętasz jeszcze jak wyglądała? To miłe.
– To znaczy…
Kompletnie nie wiedział jak ma to powiedzieć. Nie był do tego przygotowany.
– Przepraszam, że wtedy zostawiłam Cię samego. Byłeś małym dzieckiem, a ja nałożyłam na Ciebie zbyt wielką odpowiedzialność. Powinnam przewidzieć, że nie dasz sobie rady. Ale to już nie ma znaczenia. Jestem szczęśliwa, że żyjesz. To i tak wiele. – wyznała szczerze
– Lana nie żyje. – palnął nagle
– Wiem skarbie. – rzekła smutno
– Nie żyje przeze mnie.
– Nie mów tak, to moja wina. Byłeś tylko dzieckiem. Proszę, nie obwiniaj się. Na pewno zrobiłeś wszystko, by ochronić moje skarby. – powiedziała pośpiesznie, trzymając rękę na piersi
– Nie, pani nie rozumie. To wszystko jest nie tak. Wszystko jest nie tak!
Cody nagle zerwał się z łóżka i zaczął chodzić w kółko po pokoju. Był zdenerwowany i zły.
– Przez tyle lat! – krzyknął wściekły i uderzył w ścianę
– Cody, to bez znaczenia. Nic już nie możesz zrobić. – powiedziała blondynka spokojnie
Chłopak wyjął pomięte zdjęcie, usiadł obok kobiety i podsunął jej je.
– To jest Lana. – rzekł dosadnie
Alex wytrzeszczyła oczy. Jedną ręką zakryła usta, a drugą chwyciła fotografię. Drżała, wpatrując się w czarnowłosą nastolatkę.
– M-moje dziecko… Moja córeczka… – szepnęła słabo
W jej oczach zalśniły łzy. Spojrzała pytająco na Cody’ego, a on odwrócił wzrok. Ukrył twarz w dłoniach. Musiał dobrać odpowiednio słowa.
– Przeżyliśmy, lecz Lana straciła pamięć. Została adoptowana przez wspaniałych i dobrych ludzi. Dali jej miłość i rodzinę. Opiekowali się nią przez lata. Ja w tym czasie byłem na obozie. Trafiła tu dwa lata temu. Była… Była taka piękna. Byłaby pani z niej dumna. Wyrosła na dobrą dziewczynę. Nie pamiętała mnie, ale to nie przeszkadzało jej w zakochaniu się we mnie. A ja kochałem ją. Bez pamięci. Chciałem ją chronić na każdym kroku, bo wiedziałem, że… – zawahał się i poczuł w gardle gulę
Alex położyła mu dłoń na ramieniu.
– Wiedziałem, że nie będzie ze mną bezpieczna, że kiedyś zginie przeze mnie. Odpychałem ją, ale ona była uparta i nigdy się nie poddawała. Umiała znaleźć drogę do mojego serca. Wiele razy oboje cierpieliśmy i zmagaliśmy się z przeszłością. Ona odzyskała wspomnienia i bardzo jej pani brakowało. Byliśmy dla siebie wsparciem… Odeszła rok temu… Zmarła na moich rękach. Zginęła, poświęcając się dla mnie. – powiedział drżącym głosem i spoglądał na swoje trzęsące się dłonie
– Moja córeczka… Moja Lana… – szepnęła Alex, wciąż wpatrując się w zdjęcie
– Przepraszam, że nie udało mi się jej uratować. Ona powinna żyć, by móc panią spotkać. To wszystko nie powinno się stać.
– Masz rację. – zgodziła się blondynka – Ale stało się. Jestem szczęśliwa, wiedząc, że moje dziecko żyło i było radosne. Dziękuję, że byłeś z nią do końca. To dla mnie wiele znaczy.
Cody wstał i wyjął z szafki stos fotografii. Rozłożył je na łóżku.
– Niech pani spojrzy.
Najpierw pokazał jej kilka zdjęć Lany. Kobieta patrzyła na nie rozczulona. Dotykała ich, śmiała się i płakała. Musiało to być dla niej ogromne przeżycie. W końcu Cody podsunął jej zdjęcie Lany i Jake’a.
– Kto to..?
– To Jake. – przerwał jej
Wybałuszyła oczy jeszcze bardziej.
– Czy to naprawdę mój synek? Taki duży? Czy on..?
– Tak, jest tutaj. – oznajmił, nie kryjąc uśmiechu
Alex przez chwilę wpatrywała się w zdjęcia, po czym zerwała się z łóżka.
– Muszę go zobaczyć! Gdzie on jest?! Chcę go natychmiast widzieć! – krzyczała rozhisteryzowana
– Spokojnie, proszę poczekać!
Cody złapał blondynkę za ramiona i odsunął od drzwi.
– Niech pani jeszcze na chwilę usiądzie.
– Nie, ja muszę…
– Ale…
– Moje dziecko!
– Ja wiem, ale niech pani coś zrozumie. Zarówno dla mnie jak i dla pani, to spotkanie jest ogromnym szokiem. Proszę pomyśleć o nim. Jak Jake zareaguje? Wystraszy się. Trzeba to przeprowadzić delikatnie. On na pewno bardzo to przeżyje, proszę pamiętać, że pani nie zna.
Alex przygryzła wargi i pokiwała pośpiesznie głową.
– Tak, tak. Masz rację. Trzeba myśleć o nim. On jest najważniejszy. – powiedziała zdecydowanie
Cody puścił blondynkę, a ona usiadła ponownie na łóżku.
– Ja po prostu… Nie mogę w to uwierzyć. Przez dwanaście lat myślałam, że nie żyjecie, a teraz nagle dowiaduję się takich rzeczy. Jesteś Ty, jest mój mały Jake… To niewiarygodne.
– Do mnie też to jeszcze nie dociera. Obiecuję, że jeszcze dziś go pani pozna. Ale może na razie pokażę pani resztę zdjęć? Opowiedzieć coś pani o nim?
Alex uśmiechnęła się przez łzy.
– Oczywiście. Chcę wiedzieć wszystko o swoich dzieciach.
Wyjął z szafki różne pamiątki, usiadł obok i zaczął opowiadać. Wszystko. Oboje płakali i śmiali się. Alex od lat nie była tak szczęśliwa. Mimo że cierpiała, bo nie zdążyła poznać córki, cieszyła się, że ma na świecie jeszcze syna.
– Cody, nie wiem, czy jestem na to gotowa. – powiedziała Alex, gdy szli w stronę domku pierwszego
Paru dzieciaków na nich spoglądało. Musieli być zaciekawieni, ale pewnie uznali, że Alex jest dorosłą półboginią. Tylko co tu robiła i to w dodatku w towarzystwie syna Hadesa?
Stanęli na ganku, a chłopak zajrzał przez okno.
– Niech pani tu poczeka, najpierw z nim porozmawiam. On mi ufa, łatwiej będzie mu to znieść. – powiedział do blondynki
Alex pokiwała pewnie głową.
Brunet zapukał do drzwi i nie czekając na odpowiedź, uchylił je i wszedł do środka. Jake siedział na podłodze i rysował.
– Siemaneczko.
– Hej. – powiedział, nie podnosząc głowy – Co tam?
– Wiesz mały… Bo jest taka sprawa…
– Cody, nie pożyczę Ci pieniędzy. – rzekł poważnie chłopiec, a nastolatek uśmiechnął się pod nosem
– Mylisz mnie z tym drugim. – rzucił
– Więc czego chcesz?
– Chcę, żebyś kogoś poznał.
Jake odłożył żółtą kredkę i spojrzał uważnie na bruneta.
– Kogo?
– To będzie dla Ciebie szok, chciałbym Cię do tego odpowiednio przygotować…
Jake zmarszczył czoło. Cody zaczął chodzić w kółko i bawić się dłońmi.
– Mam poznać Twoją dziewczynę? Czy znalazłeś dla mnie nową siostrę? A może adoptowałeś lamę?
– Ej, to nie jest zabawne. – rzekł obruszony Cody
– Więc co jest?
– Bo wiesz… Wiele lat temu zaszła straszna pomyłka i…
– Zostałem adoptowany? A nie… Czekaj… Naprawdę zostałem adoptowany. – rzekł z ironią i pokręcił głową
Cody przystanął i spojrzał na niego karcąco.
– Chodzi o Twoją mamę.
– Jest chora? Źle się czuje? – spytał szybko blondyn
– O Twoją prawdziwą mamę. – uściślił
– Biologiczną. – poprawił go niebieskooki, bawiąc się kredką – Przecież jej nie znam, więc o czym chcesz gadać?
– A chciałbyś ją poznać?
– Ale to niemożliwe.
– Też tak myślałem.
– Widziałeś jej ducha?
Jake był wyraźnie zainteresowany.
– Niezupełnie ducha… – rzekł niepewnie Cody i podrapał się po głowie
– Ziomek, o co Ci chodzi?
– Wiesz co, może jednak lepiej będzie jak przekonasz się na własne oczy.
Syn Hadesa podszedł do drzwi i otworzył je. Gestem ręki zaprosił Alex do środka. Kobieta była nieco zmieszana i zagubiona. Nie wiedziała jak się ma zachować. Zagarnęła sprężystego loka za ucho, przygryzła dolną wargę i weszła do domku. Cody zamknął za nią drzwi i stanął obok.
– Cześć Jake. – powiedziała kobieta, a na jej usianej piegami twarzy pojawił się lekki uśmiech
Chłopiec wpatrywał się w nią uważnie. Lustrował jej niebieskie oczy, jasne loki, uśmiech, prosty nos, piegi i rysy twarzy.
– Jake, to Twoja mama. – oznajmił Cody, przerywając ciszę
Blondyn wciąż patrzył na bruneta i kobietę.
– Co takiego? – spytał cicho – Moja mama nie żyje. Tak jak Lana. – dodał
– Skarbie… – zaczęła Alex i podeszła bliżej
Jake wstał szybko z podłogi i odsunął się. Blondynka zatrzymała się z wyciągniętymi ramionami. Dwunastolatek patrzył na nią podejrzliwie.
– Nie jesteś moją mamą. – rzekł cicho
– Jake, ona nie wiedziała, że przeżyliśmy. – wtrącił Cody
– Myślałam, że zginęliście i przez lata…
– Nie szukałaś nas. – przerwał jej blondyn
Alexandra wyglądała na smutną i zranioną, a jej syn był wyraźnie zły.
– Kochanie…
– Nie mów tak do mnie. Nie jesteś moją mamą. Dla mnie jesteś nikim! Nienawidzę Cię! – krzyknął, wyminął ją oraz Cody’ego i wybiegł z domku
Syn Hadesa nie próbował go zatrzymać. Zamknął oczy i przygotował się na trzaśnięcie drzwi.
– Potrzebuje czasu. – powiedział do przybitej Alex
Kobieta stała w miejscu i powstrzymywała napływające do oczu łzy.
– Za bardzo się pośpieszyliśmy. Niepotrzebnie tu przychodziłam, on nie jest na to gotowy. Powinnam już jechać. – oznajmiła blondynka
– Poszukam go i z nim porozmawiam.
– Dziękuję za wszystko Cody. – szepnęła i otarła z policzka łzę
Alex zamrugała kilka razy i wyjęła z torebki wizytówkę.
– Zadzwoń, jeśli Jake chciałby się spotkać, dobrze?
– Oczywiście. – powiedział, biorąc karteczkę
Alex uściskała chłopaka, założyła ciemne okulary i wyszła z domku.
On po chwili zrobił to samo. Dwunastolatka znalazł na pomoście. Siedział skulony i płakał. Cody przysiadł się bez słowa i wpatrywał się w taflę wody.
– Dlaczego ją przyprowadziłeś? – spytał zapłakany blondyn
– To Twoja mama.
– Nieprawda.
– Jeśli jej nie wierzysz, można zrobić badania. – rzucił Cody i wzruszył ramionami
– Nie o to chodzi. Jest podobna do Lany, ale… To nie jest i nie będzie nasza mama. Po prostu nie. – oznajmił i przetarł twarz koszulką
Kiedy ujrzał Alex, zobaczył w niej kobietę ze zdjęć i nagrań. To była ona. Tylko trochę starsza i nieszczęśliwa. Nawet głos… Głos, który słyszał na rodzinnych filmach, był taki sam…
– Rozumiem, że Ci ciężko. Sam wciąż jestem w szoku. Nagle pojawiła się przed moimi drzwiami.
– Jak to możliwe, że żyje?
– Sam chciałbym wiedzieć. Twierdzi, że straciła przytomność i nic nie pamięta. Kiedy się obudziła, była przekonana, że cała nasza trójka nie żyje. Załamana wyjechała do Anglii.
– Ale przecież… – Jake zmarszczył czoło – Ktoś pokonał Hydrę, a Zeus powiedział nam, że mama wtedy zginęła.
– No właśnie… Coś tu nie gra. Ktoś kłamie i niestety, mam pewne podejrzenia… – rzekł cicho brunet
– Zeus? Naprawdę myślisz, że…
– Nie wiem mały. Niczego teraz nie jestem pewny. Ale wiem jedno. To jest Twoja mama, która bardzo Cię kocha.
– Nie znam jej. – powiedział szczerze Jake – Przez lata się nami nie interesowała. Wyjechała i nawet nie próbowała nas szukać.
– Słuchaj, Lana straciła pamięć, może jej też ktoś namieszał w głowie. Żyła w przekonaniu, że nas straciła. Tak jak my.
Jake westchnął.
– Dlaczego mi się to przytrafia? Przez dziesięć lat byłem zwykłym dzieciakiem z wkurzającą, starszą siostrą i rodzicami. Potem dowiedziałem się, że jestem adoptowany, w dodatku moim ojcem jest Zeus, a mama zginęła tragicznie. Kiedy udało mi się to pogodzić, zmarła Lana. A teraz nagle pojawia się kobieta, która podaje się za moją biologiczną matkę. Chce przewrócić wszystko do góry nogami? Czego ona oczekuje, przychodząc tu?
– Nie wiedziała, że Cię pozna. Była pewna, że nie żyjesz. Udało się jej tylko mnie odnaleźć. Bardzo się ucieszyła, gdy pokazałem jej Twoje zdjęcie.
– Co mam teraz zrobić Cody? Mam rodziców, a teraz nagle…
– Daj jej szansę Jake. To Twoja mama. Byłeś z niej dumny, gdy myślałeś, że zginęła dla Ciebie i Lany. Już nie jesteś?
– Czuję się oszukany. – przyznał szczerze – Jakby ktoś pogrywał moim życiem. Nie wiem co mam myśleć. Żałuję, że nie ma tu Lany. Ona wiedziałaby, co zrobić.
– Tak myślisz? Ja sądzę, że pod wpływem szoku i emocji zrobiłaby to samo. Wybiegłaby i trzasnęła drzwiami. Byłaby wściekła i smutna, ale potem chciałaby spotkania i rozmowy. – oznajmił syn Hadesa, machając nogami
Jake uśmiechnął się lekko.
– Kochała ją. Odzyskała wiele wspomnień i ją pamiętała. Zazdrościłem jej. Ja po mamie miałem tylko pamiątki. Było mi przykro, że jej nie poznałem.
– Teraz masz szansę.
– Źle się zachowałem, co? Dokładnie tak jak Lana, kiedy dowiedzieliśmy się o adopcji. Jestem do niej aż tak podobny? To straszne.
Cody zaśmiał się krótko.
– Było jej przykro, ale rozumie Twoją reakcję. Ona też dopiero dziś dowiedziała się o Twoim istnieniu.
Jake przysunął się bliżej Cody’ego, a ten objął go ramieniem.
– Dlaczego wszyscy musimy tak cierpieć? Dlaczego nasze życie się tak potoczyło?
– Nie wiem mały. – przyznał smętnie Cody
– Chciałbym, żeby Lana tu była…
– Ja też. I to bardzo.
– Fajnie, że mam Ciebie, Danny’ego, Percy’ego i Nico. Jesteście jak moi starsi bracia.
– Zawsze będziemy Ci pomagać, nie martw się.
Chłopcy uśmiechnęli się i spojrzeli w niebo.
Resztę dnia Jake spędził w łóżku. Leżał, myślał i płakał. Był zagubiony. Spotkanie z matką bardzo nim zachwiało. Czuł się samotny i oszukany. Brakowało mu siostry. Nie wiedział co zrobić. Nagle zjawia się obca kobieta i mówi, że jest jego zmarłą mamą. Powinien się cieszyć, a zamiast tego był przerażony. Nie znał jej. Co, jeśli zabierze go rodzicom? Miał już rodzinę, którą kochał. To oni go wychowali, a z Alex nic go nie łączyło.
~*~
HEROSOWE CIEKAWOSTKI
82. Cody dostaje wiele komplementów na temat swojego uśmiechu.
83. Herosi brali udział w kampanii przeciw paleniu papierosów.
84. Uczestniczyli też w pokazach mody i sesjach zdjęciowych.
85. Ludzie często boją się spojrzenia Cody’ego.
86. Gdyby Percy miał wybrać pomiędzy Annabeth, a niebieskimi naleśnikami, wybrałby naleśniki, ale Annabeth powiedziałby inaczej.
87. Lanę tak jak Lily, potrącił w przeszłości samochód.
88. Nico, tak jak Danny, wybrał Percy’ego, jako chłopaka, z którym by się umówił, gdyby był dziewczyną.
89. Za to Percy wybrał samego siebie.
~*~
Siedzieli w domku Zeusa. Zamilkli i każdy zaczął zastanawiać się nad jakimś sensownym wyjściem. Jake spoglądał po kolei na swoich starszych braci. Percy bawił się wodą w szklance, Nico wyglądał na skupionego, Danny sprawił wrażenie przygaszonego, a Cody się wiercił. To było nieco dziwne. Jakby pozamieniali się miejscami.
– Powiem tak… Straciłem matkę i siostrę i oddałbym wszystko, za spotkanie z którąkolwiek. – oznajmił nagle Nico
– Ja na własne oczy widziałam śmierć mamy i wciąż za nią tęsknię. – wyznał Cody
– Ja kocham mamę z całego serca i bardzo przeżywałem, kiedy zaginęła. Ona na każdej misji się o mnie martwi. – powiedział Percy
– Nie miałem okazji poznać mojej mamy, ale wiem, że była wspaniała i mnie kochała. Ja też ją kocham i zrobiłbym wszystko, żeby ją poznać i jej to powiedzieć. – dodał cicho Danny
Cała czwórka wpatrywała się w Jake’a. Chłopiec westchnął ciężko.
– Czyli… Powinienem się z nią spotkać? – spytał niepewnie
– Tak! – zawyli chórem
– Ok, ok. Niech wam będzie.
– Nie rób tego dla nas, tylko dla niej.
– Bo potem możesz żałować.
– Posłuchaj się nas.
– Jesteśmy starsi.
– I mądrzejsi.
– I mamy zarost.
– No dobra, nie mamy… Ale nie o to w tym chodzi!
Jake parsknął śmiechem.
– Dzięki chłopaki.
– To co, dzwonimy?
Syn Zeusa uśmiechnął się do przyjaciół.
– Dzwonimy.
Dzień później…
Szli we trójkę w stronę hotelu.
– Wiecie, że nie potrzebuję obstawy, nie? – odezwał się Jake
– Właśnie, że potrzebujesz, ziomek.
– Jesteśmy za Ciebie odpowiedzialni.
– Nie jesteście.
– Jesteśmy.
Jake przewrócił oczami i poprawił marynarkę.
– Wyglądam kretyńsko… – mruknął
– Masz, ubierz okulary przeciwsłoneczne. – powiedział Danny i wcisnął mu je do ręki
Chłopiec ubrał je niepewnie, a Cody i Danny spojrzeli na niego uważnie.
– Troszkę duże, ale nie jest źle. Styl, szyk i klasa. – wyznał syn Apolla
– Jest elegancko.
– Trochę jakbyś szedł na randkę.
– Nie to chciałem usłyszeć, ale dzięki. Zawsze wiecie jak mi pomóc. – oznajmił z sarkazmem Jake
Cody i Danny wyszczerzyli się wesoło i unieśli w górę kciuki.
– Chodźcie pacany.
Jake zaczął dalej się włóczyć, a nastolatkowie truchtali za nim.
Byli umówieni z Alex i syn Zeusa bardzo się stresował. Nie wiedział jak ma się zachować. Czy najpierw powinien przeprosić? Wypadałoby. Tak kazaliby mu zrobić rodzice. I Lana. Został przykładnie wychowany, to czas by to udowodnić. A jak ma się do niej zwracać? Pani? Mamo? Pani mamo?
Poczuł, że pocą mu się dłonie. Cody i Danny uparli się, by go wystylizować. Popaprani fashoniści. Został zmuszony do ubrania ciemnych spodni, białej koszuli i marynarki. Do tego syn Apolla ułożył mu włosy i kazał iść wcześnie spać, by jego cera wyglądała zdrowo i świeżo.
„WTF?!”
Spotkali się pod budynkiem hotelu. Tam Cody i Danny dali mu wreszcie spokój i sobie poszli, choć czuł, że będą go z ukrycia obserwować.
Alex ubrana była w jeansy i białą bluzkę, a przez ramię miała przewieszoną torebkę. Chciała przytulić chłopca, ale wycofała się, widząc, że ma opory. Uśmiechnęła się tylko do niego i ruszyli chodnikiem. Blondyn rozglądał się na boki, bo nie wiedział na czym powinien się skupić. Unikał spojrzenia kobiety.
– O czym chciałbyś porozmawiać? – spytała w końcu
– Nie wiem. – odparł, wzruszając ramionami
– A czy jest jakieś miejsce, do którego chciałbyś pójść?
– Nie wiem. – powtórzył obojętnie
– Zaplanowałam, że odwiedzimy zoo. Podoba Ci się? – spytała z entuzjazmem
– Nie wiem. – burknął cicho
Wsiedli w autobus. Chłopiec oparł się o okno i schował ręce w kieszenie. Kobieta trzymała się metalowego uchwytu i ciągle się uśmiechała. To go peszyło. Chciał, by ten dzień się już skończył.
Alex kupiła im bilety. Przy wejściu dostali papierowe czapeczki, jakieś broszurki z informacjami i przewodnik.
Było ciepło, więc po zoo przechadzało się naprawdę wiele ludzi. Jake musiał uważać, by nie zgubić się w tłumie. Trzymał ręce w kieszeniach, by blondynka nie miała okazji, aby chwycić go za dłoń.
– Spójrz! To lama! – zawołała Alex
– Lamy są świetne. – zgodził się – Kiedyś Lana ustawiła zdjęcie lamy jako tapetę na telefonie Danny’ego. – dodał rozbawiony i ugryzł się w język
Szybko odsunął się od ogrodzenia.
– Przepraszam. – mruknął
– Nie szkodzi. To nic złego, że o niej mówisz.
– Nie jest Ci dziwnie? – spytał niepewnie
Alex zamyśliła się chwilkę.
– Trochę. Ale to Twoja siostra, kochałeś ją, mówiąc o niej, pokazujesz, że o niej pamiętasz.
– Nigdy o niej nie zapomnę. – zaręczył szybko chłopiec
– Ja też o was nie zapomniałam. Przez te wszystkie lata…
– Opowiesz mi coś? – przerwał jej
Kobieta odsunęła się od ogrodzenia i ruszyli dalej.
– Oczywiście. Co chciałbyś wiedzieć?
– Nie wiem. – rzucił i wzruszył ramionami
Przewrócił oczami. Był zły, że znów to powiedział.
– To znaczy… Wszystko. Opowiedz mi wszystko.
– Hhmm… Mam zacząć od początku?
– Część historii chyba znam. Przeglądaliśmy Twoje rzeczy, które zabraliśmy z domu w zeszłe lato.
Niebieskooka zaśmiała się.
– Wyjechałam zaraz po tym, co się stało w parku. Coś po prostu kazało mi to zrobić. Jakby… Jakby jakiś wewnętrzny głos. Spakowałam się w jedną walizkę i zostawiłam dom.
– Czegoś tu nie rozumiem. Podobno policja długo szukała naszej rodziny, kiedy odnaleziono nas w parku. A jak rok temu szukaliśmy o Tobie informacji, na nic konkretnego nie mogliśmy trafić. Cody powiedział tylko, że domy prawnie należą do nas. Chyba jako spadek. – oznajmił Jake
– Hmm… To naprawdę dziwne. Prawdą jednak jest to, że obie z Connie was zabezpieczyłyśmy. Tak w razie czego. Nie chciałyśmy, byście zostali w trudnej sytuacji, gdyby coś nam się stało.
– Naprawdę myślałaś, że nie żyjemy? Nie szukałaś nas nawet przez chwilę? Tak po prostu się poddałaś?
– Nie poddałam się. Nigdy do końca nie potrafiłam zaakceptować, że was nie ma. Wyjechałam do Anglii, bo nie potrafiłam żyć w miejscu, w którym wszystko utraciłam. Zaczęłam pracować w poważnej firmie, miałam ładne mieszkanie.
– Masz inne dzieci?! – wypalił szybko Jake – Męża?!
Alex uśmiechnęła się lekko.
– Nie. Nie potrafiłam już nikogo pokochać, stworzyć nowej rodziny. Nie chciałam. – wyznała i wzruszyła ramionami
– Byłaś… sama? – zapytał cicho i spojrzał na nią dużymi oczami
– Miałam chomiki. – rzekła nieco rozbawiona
– Lana i ja też mieliśmy chomiki.
– Ona je lubiła. – przyznała Alex i pokiwała głową
– A nie chciałaś mieć psa?
– Och, chciałam. Najlepiej owczarka niemieckiego, ale mieszkałam w bloku, dużo pracowałam, a to nie są warunki dla takich psów. Gdybym… Gdybyśmy wciąż żyli w tym domu, to co innego.
– Też mieszkam w bloku. Zawsze chciałem mieć duży ogród i psa, z którym mógłbym się bawić. – oznajmił
Na chwilę zapadła cisza. Jake przeglądał ulotkę, a Alex oglądała lemury.
– Często o nas myślałaś? – wypalił, gdy ustali przed klatką z tygrysami
– Codziennie. A każde święta to był koszmar. Każda uroczystość. Wtedy odczuwałam to najbardziej. Cały czas kupowałam wam prezenty. Boże Narodzenie, urodziny i…
– Naprawdę? – spytał nieco smutno
Kobieta zagarnęła loczek za ucho.
– Yhm. To, że was nie było, nie znaczyło, że nie powinniście dostać prezentów. W ten sposób chyba było mi łatwiej. Cieszyłam się, kupując wam zabawki. To straszne, ale nawet nie wiedziałam, co spodobałoby się mojemu synowi. – westchnęła zażenowana – Żałosne, prawda?
– To nie Twoja wina.
– Jake, nikt nam nie zwróci tych lat, ale chciałabym je choć trochę nadrobić. Pragnę Cię poznać i spędzić z Tobą więcej czasu. Jesteś jedyną osobą, która mi pozostała. Czuję wdzięczność, że żyjesz i że trafiłeś do dobrych ludzi, którzy Cię wychowali i dali miłość. Nie mam zamiaru udawać, że nie istnieją.
– To dobrze, bo trochę się tego bałem. – przyznał niechętnie
Alex kucnęła przed nim i złapała go za ręce.
– Nie obawiaj się. Wiem, że potrzebujesz czasu. Rozumiem, że jest Ci trudno. Ja też muszę się z tym wszystkim oswoić. Ale jestem Twoją mamą, a Ty moim synem.
– To dziwne mieć dwie mamy… – mruknął
– Niektórzy nie mają nawet jednej, a Ty masz aż dwie. – powiedziała z uśmiechem
– Chyba masz rację. W ten sposób na to nie patrzyłem. Jestem szczęściarzem! – powiedział głośniej, a ona potarmosiła go po włosach
– Chodźmy dalej. – rzekła, wstając – Mogę Cię tak trzymać za rękę? – spytała niepewnie
– Jasne. – odparł i zacisnął palce na jej dłoni
– Jest taka malutka… – szepnęła rozczulona Alex, gładząc go po skórze
Chłopiec zarumienił się lekko.
– Pamiętam jak byłeś niemowlęciem. Różniłeś się od Lany. Ona dużo płakała, a Ty byłeś spokojny. Wystarczyło dać Ci jeść i spałeś bez przerwy nawet kilka godzin. Jestem szczęśliwa, widząc, że wyrosłeś na takiego dużego chłopca. Dobre z Ciebie dziecko. – wyznała i zapadła cisza
Podeszli do klatki z pandami. Jake uśmiechnął się, widząc bawiące się misie.
– Co było najgorsze? – spytał nagle
– Hhmm… Trudno powiedzieć. Na pewno jedną z takich rzeczy była myśl, że wszystkich zawiodłam, że zginęły niewinne dzieci i to zabite przez Hydrę. Wciąż myślałam o tym, że okropnie cierpieliście, a mnie z wami nie było. I nie mogłam przyjść na wasz grób.
– Możemy pójść na grób Lany. Chcesz?
Alex zacisnęła usta i powstrzymała się od płaczu.
– Chcę. – powiedziała krótko – Masz ochotę na watę cukrową? – spytała, by zmienić temat
– Tak.
Reszta wycieczki minęła im już lepiej. Jake zmienił nieco swoje nastawienie. Starał się zrozumieć Alex i nawet jej współczuł. Wciąż czuł się zagubiony w tym wszystkim, ale przestał dostrzegać tylko winę matki. Podejrzewał, że za ich rozdzieleniem stoi Zeus, ale nie powiedział tego na głos.
Naprawdę dobrze się bawili. Zrobili nawet parę zdjęć na pamiątkę i umówili się, że następny dzień też spędzą razem.
O szóstej Cody i Danny czekali na niego pod hotelem. Chłopiec przytulił matkę na pożegnanie i wrócił z przyjaciółmi na obóz. Po drodze opowiedział im o wszystkim, co tego dnia robili.
~*~
– Wow! Widziałaś to?! Ta ośmiornica jest ogromna!
– Robi wrażenie.
– Słyszałem, że ośmiornice są bardzo mądre. Jak sądzisz, co one sobie teraz myślą?
– Pewnie się boją Twojej wielkiej, spłaszczonej twarzy.
– Chcesz powiedzieć, że jestem brzydki?
– Jesteś moim dzieckiem, jak mógłbyś być brzydki?
– Sprytnie z tego wybrnęłaś.
~*~
– Jaki chcesz smak lodów?
– A Ty?
– Wezmę taki, jaki Ty.
– A jak nie będzie Ci smakował?
– To zjesz za mnie, a ja wezmę nowy.
– Dobry pomysł.
~*~
– Śniłaś mi się dziś.
– Naprawdę?
– Yhm. I Lana też tam była.
– Co robiliśmy?
– Siedzieliśmy w ogrodzie. Mieliśmy piknik.
– Brzmi miło.
– Lana ubrudziła się bitą śmietaną, a my się z niej nabijaliśmy. Nie wiedziała o tym, więc była na nas zła.
– Co było potem?
– Ganialiśmy się.
– Idealnie.
– Aż za bardzo. Jak w reklamie ubezpieczeń na życie.
– Haha, może trochę. Chcesz soczek?
– Tak.
~*~
– Boli Cię głowa?
– Troszeczkę.
– Źle spałaś? Wyglądasz na śpiącą.
– Zdrzemnęłabym się.
– Jeśli chcesz, możemy dziś zostać w hotelu i odpoczniesz.
– Dobrze.
– Mogę spać z Tobą? Zaśpiewasz mi kołysankę?
– Waszą ulubioną?
– Lana mnie nauczyła.
~*~
– Jak poznałaś Zeusa?
– Och, to było dawno temu…
– Opowiedz.
– Jako dziecko półbogów, miałam wiele talentów, ale potwory też mnie wyczuwały. Pewnego dnia, kiedy byłam bardzo młoda, młodsza nawet od Ciebie, pojechałam z rodzicami na camping. Szalała ogromna burza, a ja nieświadoma zagrożenia bawiłam się nad jeziorem. Wtedy Zeus ochronił mnie przed piorunem.
– Wow! Naprawdę?!
– Yhm. Wiedziałam, że jest bogiem, jeszcze zanim mi się przedstawił.
– Co dalej?
– Byłam przerażona. Kiedy mnie uspokoił, dał mi taki ładny, srebrny łańcuszek z kryształowym serduszkiem i drobnym kluczykiem.
– Ten łańcuszek?! Łańcuszek Lany?
– Widziałeś go, tak?
– Było z nim trochę akcji… Opowiadaj dalej!
– Od tamtej pory, zawsze nosiłam prezent od Zeusa, a on sam się mną opiekował. Tak przynajmniej mówił. Czasem się widywaliśmy. Pokazywał mi się, a ja obiecałam, że nikomu o tym nie powiem. Był moim sekretnym przyjacielem, kiedy dojrzewałam. Zniknął z mojego życia na parę lat i prawie o nim zapomniałam. Potem pojawił się, gdy już skończyłam szkołę. Byłam dorosła i co tu dużo mówić… Ujrzałam w nim mężczyznę, a on widział we mnie kobietę, a nie dziecko. Zakochałam się w nim. Przez lata utrzymywaliśmy kontakt. A łańcuszek dałam Lanie, gdy była jeszcze malutka.
– Hhmm… Ona go zgubiła wtedy w Central Parku. Cody go znalazł i oddał go jej po kilku latach, a w jej głowie nagle pojawiło się wiele wspomnień, nawet tych dotyczących Ciebie.
– Cóż… Nigdy nie wierzyłam, że jest to po prostu zwykły łańcuszek.
– Zaraz… A czy po tym… No wiesz… Czy Zeus się z Tobą kontaktował?
– Nie. Ani razu. Ja długo próbowałam, na wszystkie sposoby jakie znałam, ale bez rezultatu. Sądziłam, że jest zły, że nie potrafiłam upilnować jego dzieci. Kazał mi was zabrać na obóz, a ja zbyt długo zwlekałam. Gdzie jest teraz łańcuszek?
– Z Laną, no wiesz… W trumnie.
– Rozumiem.
– To jest jakieś dziwne… Zeus opowiadał nam o Tobie przy pierwszym spotkaniu, ale wiele kwestii ominął. Nie powiedział, że tak naprawdę znał Cię od dziecka, nie powiedział, że był z nami Cody i jego mama no i nie powiedział nam, że żyjesz!
– Może nie wiedział?
– To bóg, na pewno wiedział. Usunął wtedy Lanie pamięć. Może Tobie też..?
– Ale to by znaczyło…
~*~
– Ładnie tu, prawda?
– Tak, bardzo ładnie. I jak czysto.
– Ciągle ktoś tu przychodzi. Rodzice i nasi przyjaciele. Cody nawet tu sypiał.
– Gdzie powinnam położyć kwiaty?
– Mamy wazon. Zaraz się tym zajmę.
– Dziękuję. Cieszę się, że tu przyszliśmy.
– Lana pewnie też.
~*~
– Długo jeszcze zostaniesz w tym hotelu? Kiedy wrócisz do Anglii?
– A chcesz, żebym pojechała?
– Nie.
– Więc zostanę.
– Może zamieszkasz w naszym domu?
– Myślisz, że to dobry pomysł?
– Zasłużył na to, by ktoś w nim mieszkał. Pomogę Ci w sprzątaniu. Chłopacy na pewno też. Kupiłabyś psa, a ja bym się z nim bawił. A czasem zostałbym u Ciebie na noc. Co Ty na to?
– Brzmi świetnie, skarbie.
– Pomyślisz nad tym?
– Obiecuję.
~*~
– To koniec rozmowy paniczu.
– Nie mów do mnie „paniczu.” – warknął Cody przez zaciśnięte zęby – Jesteś bogiem śmierci, do cholery.
Tanatos skinął delikatnie głową.
– Hades zabronił mi Cię słuchać.
– Chcesz być jego pieskiem?
– Nie mogę spełnić Twojej prośby. Jak powiedziałeś, jestem bogiem śmierci, a nie wskrzeszenia.
– Cholera! – krzyknął nastolatek
– Moim zadaniem jest zabieranie dusz, kiedy przychodzi ich pora.
– A jeśli to nie była jej pora, tylko moja? – spytał zły Cody, dotykając swojej piersi
– Przykro mi. Czy tego chcę, czy nie, muszę wykonywać swoje obowiązki. Nie mogę zlitować się nad żadną duszą.
– A gdyby… Gdybyś tak wziął moją duszę, zamiast jej? – spytał niepewnie Cody
Tanatos zmrużył swoje ciemne oczy, ale wciąż wyglądał przystojnie.
– Już za późno. Poza tym, Twoją duszę i tak dostanę. Prędzej, czy później. – odparł i rozłożył ręce
Bóg odwrócił się i już chciał odchodzić, ale nastolatek ponownie go zatrzymał.
– Ale… Ale…
– Nie masz niczego, co mógłbyś mi zaoferować. Jesteś tylko człowiekiem. – wyznał obojętnie Tanatos
Nagle Cody’ego olśniło. Zacisnął dłoń w pięść.
– I to jest właśnie to. – rzekł głośno i pewnie
Odziany na czarno bóg ponownie spojrzał na nastolatka. Tym razem był bardziej zaintrygowany. Zatrzepotał lekko skrzydłami.
– Co masz na myśli? – spytał ciekawy
– Jesteś bogiem śmierci. Cały czas spędzasz przy zmarłych, oglądając jak żegnają się z życiem, nie mając pojęcia jak to jest. Wiem, o czym marzysz.
Zamilkł na chwilę i przełknął głośno ślinę.
– Mam dla Ciebie ofertę. Weź moje ciało. Zabierz moją duszę i weź ciało, ale oddaj Lanę. – powiedział
– Odważna propozycja.
– Tego przecież chcesz, prawda? Będziesz mógł poczuć, jak to jest być człowiekiem.
Tanatos podszedł do Cody’ego, szeroko uśmiechnięty.
– Ty umrzesz.
– Liczę się z tym.
– Twoje ciało zniesie moją obecność tylko przez kilka dni.
– To i tak dużo. – stwierdził syn Hadesa – Nikt inny Ci tego nie zaproponuje.
Tanatos zaśmiał się. Cody po raz pierwszy widział, by bóg śmierci się śmiał.
– Oddasz mi swoje ciało?
– Jeśli tylko zwrócisz życie Lanie.
– Nawet jej nie ujrzysz!
– To bez znaczenia. Ważne, byś dotrzymał słowa.
– Jesteś szalony!
Cody był skupiony i patrzył uważnie na boga. Wiedział na co się pisał i nie wahał się.
– Tak powinno być od początku.
– Jesteś gotowy oddać swoje życie za nią?
– Nawet teraz.
Tanatos znów się zaśmiał. Wyglądał na bardzo rozbawionego. Musiał oprzeć się o drzewo. Jego czarne skrzydła unosiły się lekko do góry.
Cody wciąż obserwował go uważnie. Wszystkie mięśnie w ciele miał bardzo napięte, ale wcale się nie denerwował. Był zdecydowany. Kilka minut musiało minąć, nim bóg się uspokoił.
– Nawet teraz? – spytał, gdy już był w stanie mówić – Tak z marszu?
Cody pokiwał pewnie głową. Nie widział sensu, by to przeciągać. Wiedział, że mógłby chociaż porozmawiać z przyjaciółmi, ale to byłby zły pomysł. Starał się nie dopuszczać do siebie myśli o pożegnaniu. Wolał odejść szybko. Skupiał się tylko na Lanie. Nie było nawet ważne to, że jej nie ujrzy. Chciał po prostu, by żyła.
– Nawet teraz. – powtórzył Cody i rozłożył ręce
– Heh… Hades będzie zły.
– Jakoś to zniesie.
– W takim razie…
– Zaraz. – przerwał mu chłopak
– Co? Już się rozmyśliłeś?
– Umowa. Powinniśmy spisać umowę.
– Nie ufasz mi?
– Oddaję Ci swoje ciało. – zauważył Cody
– A ja przyprowadzam Twoją dziewczynę. – rzekł dobitnie Tanatos
– No tak… – mruknął chłopak
Tanatos wyjął z kieszeni czerwoną nitkę, chwycił lewą dłoń Cody’ego i obwiązał mu palec serdeczny. Syn Hadesa zmarszczył brwi.
– Czy to…
– Czerwona nić przeznaczenia. Dokładnie ta sama, która splotła los Twój i jej.
– Och… To… To super… – rzekł nieco skołowany Cody
– Przywiążę ją do Ciebie, a Ty po prostu pójdziesz na jej drugi koniec. – wytłumaczył bóg
– Niby jak? Jest w Twojej kieszeni. – powiedział ogłupiały chłopak
Skrzydlaty mężczyzna spojrzał na niego przelotnie.
– I tak byś nie zrozumiał. – rzucił lekceważąco
– Och, no jasne. – zgodził się półbóg – Co potem?
– Cody…
Podskoczył, a na całym ciele poczuł dreszcze. Odwrócił się gwałtownie na dźwięk tego głosu. Zamarł, gdy ujrzał jaśniejącą postać Lany.
– Lana…
– Skarbie, za wcześnie. – oznajmił Tanatos – Możesz wracać, ja Cię zawołam. – dodał i machnął na ducha Lany ręką
Ta go jednak zlekceważyła i błagalnym wzrokiem wpatrywała się w Cody’ego. Wyglądała na niezwykle smutną.
– Co Ty tu robisz? – spytał chłopak
– Hades dowiedział się, co chcesz zrobić. Wysłał mnie, abym Cię powstrzymała.
– Już za późno.
– Nie rób tego. Proszę.
– Nie mogę żyć bez Ciebie, Lana. – wyznał zmęczony Cody
– Więc chcesz umrzeć? – spytała i pewnie gdyby nie była prześwitującym duchem, po jej policzkach popłynęłyby łzy
– Jeśli dzięki temu, Ty będziesz żyć, to tak.
– Jesteś szalony. – rzekła, kręcąc głową
– Mówiłem. – wtrącił się Tanatos – A teraz serio, co tu się dzieje? Właśnie miało dojść do korzystnej dla mnie transakcji.
– Nie wybaczę Ci, jeśli to zrobisz. – powiedziała Lana, patrząc prosto na Cody’ego
– Nie mam wyjścia. – rzekł, zaciskając nitkę na swoim palcu
– Przestań.
– Nie.
– Przestań Cody! – krzyknęła – Obiecałeś mi, że będziesz żyć dalej, że się postarasz.
– Nie mam siły.
– Ale w końcu jest już dobrze! Przecież Lily…
– Lily? – przerwał jej zaskoczony Cody
Lana zamilkła i przygryzła wargę.
– Ty… Czy wy..? Znasz ją..? Coś was łączy..?
Dziewczyna skinęła lekko głową.
– Poznałam ją po śmierci. – odparła szczerze
– Ale jak to?
– Przy wejściu do Podziemia. Krążyła zagubiona przy rzece. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić i gdzie iść. Nie mogła popłynąć ze mną, nie była martwa. Nie pasowała tam. Więc ją popchnęłam. – wyjaśniła Lana
– Popchnęłaś? – spytał, by się upewnić
– Popchnęłam. W ten sposób pomogłam jej wrócić.
– Do swojego ciała… I wtedy wybudziła się ze śpiączki, tak? – spytał cicho
Lana ponownie skinęła głową.
– To dobra dziewczyna, dlatego postawiłam Ci ją na drodze. – szepnęła
– Wiedziałem… Wiedziałem, że masz z tym wszystkim coś wspólnego.
– Chciałam tylko wam pomóc… – wyznała ze skruchą
– Układając mi życie? Szukając dla siebie zastępstwa?
Chłopak prychnął.
– Cody, to nie tak… – mruknęła cicho
Tanatos przyglądał im się i wyglądał na lekko zmieszanego.
– Wiecie co, robi się trochę dziwnie. Paniczu, może to przełóżmy? Ja mam czas, naprawdę.
Chłopak spojrzał na boga rozgoryczony.
– Zgoda. – warknął, a nitka z jego palca nagle zniknęła
– Także tego… Ja będę leciał… Do zobaczenia, paniczu. – powiedział Tanatos, zamachnął skrzydłami i poderwał się do lotu
Cody ponownie prychnął i uśmiechnął się drwiąco. Odwrócił się, by nie patrzeć na migoczącą zjawę.
– Cody… Mam jeszcze tylko chwilkę. Cody… Proszę, nie gniewaj się… – mówiła błagalnym głosem
– Wiedziałem, że takie zbiegi okoliczności nie istnieją i za tym wszystkim kryje się coś większego. Najpierw drwi ze mnie los, a teraz Ty.
– Nie drwię z Ciebie. Chcę dla Ciebie szczęścia.
– Wiesz co mnie uszczęśliwi? – spytał, patrząc na nią
– Nie chcę tego słuchać, Cody.
– A ja nie chcę być tu bez Ciebie.
– Aha, więc co? Zamierzasz umrzeć? Drugi Romeo się znalazł!
Cody zaśmiał się rozbawiony.
– Jego samobójstwo uznawane jest za coś romantycznego, czyż nie?
– To było głupie.
– Ale założę się, że gdyby wiedział, że dzięki swojej śmierci, zwróci życie Julii, to zabiłby się jeszcze chętniej.
– A ja założę się, że Julia wcale by tego nie chciała i nie byłaby zadowolona z tego, że ją zostawił. W końcu, sama też się zabiła.
– I wracamy do punktu wyjścia. Jedno nie może żyć bez drugiego. – powiedział Cody, rozkładając ręce
– Dlatego chcesz zostawić mnie samą. Super. – warknęła zła
– Ty zrobiłaś to samo.
– Uratowałam Ci życie!
– A ja zwrócę Ci Twoje. Tak jak powiedziałaś, zakochani są zdolni do największych poświęceń.
Duch Lany przybrał czerwoną poświatę. Cody’ego nieco to zdziwiło. Nie był przygotowany na takie efekty specjalne. Włosy dziewczyny falowały niebezpiecznie, a oczy pałały złością.
– Nie rób tego. – powiedziała groźnie
Chłopak pierwszy raz widział wściekłego ducha. Było to dość imponujące.
– Ty zrezygnowałaś ze swojego życia. Nie masz prawa układać mojego. – powiedział dosadnie
Lana obrzuciła go wściekłym spojrzeniem i po chwili rozpłynęła się w powietrzu.
~*~
Mogłoby się zdawać, że był to miły dzień. Spędzali go na obozowej plaży, rozkoszując się słońcem. Zaczynało się lato, a od czasu do czasu zawiał lekki wiaterek. Cody siedział w cieniu na kocu i obserwował jak Danny, Danielle, Claudia, Jake i Alex odbijają piłkę. Nie miał ochoty się przyłączyć. Czuł, że tam nie pasuje. Nie dlatego, że byłby jedynym brunetem. Po prostu nie chciał im psuć humoru. Od czasu spotkania z Tanatosem i duchem Lany, cały czas był zdenerwowany i opryskliwy. Z nikim o tym nie rozmawiał. Wolał oszczędzić im zmartwień, a sobie kolejnych kazań z ich strony.
„W porównaniu do mojego serca, pogoda ma się cholernie dobrze…”
Nagle zauważył, że uśmiechnięta Alex idzie w jego stronę. Kobieta często się z nimi spotykała. Uwielbiała Jake’a i jego przyjaciół. Cody i Danny mówili do niej „ciociu,” a Alex dużo opowiadała im o ich mamach. Za każdym razem się wzruszała, kiedy wspominała jakąś szkolną historyjkę, ale chłopcy lubili tego słuchać. Wciąż powtarzała, że Danny odziedziczył swój charakter po Dianie. Podobno w dzieciństwie była narwana, szalona i krnąbrna. Nastolatek bez końca mógł słuchać historii o niej. Musiał przyznać, że jego mamuśka była całkiem pomysłowa i sprytna. Spodobało mu się kilka jej pomysłów. Gdyby tak jeszcze poprosił o pomoc braci Hood, mógłby wykręcić parę niezłych numerów.
– Nie nudzisz się? – spytała Alex, siadając obok Cody’ego
– Nie, jest w porządku. – odparł cicho, patrząc na niebieskie niebo, przebijające się pomiędzy gałęziami
– Chciałabym o czymś z Tobą porozmawiać. – rzekła blondynka, bawiąc się skrawkiem kwiecistej sukienki
– Ciociu! – zawołał Danny
Alex i Cody spojrzeli na chłopaka. Blondyn szczerzył się i machał do nich.
– Co takiego, skarbie?! – spytała kobieta
– Choć grać!
– Daj mi chwilkę odpocząć. Jestem już stara, zmęczyłam się!
Danny, Danielle, Claudia i Jake zaśmiali się i powrócili do zabawy. Blondynka z uśmiechem obserwowała, jak przekrzykują się, próbując odebrać sobie piłkę.
– O czym chcesz porozmawiać? – spytał ciekawy Cody i urwał źdźbło trawy
– To dość poważny temat. Wolałabym, żeby nikt nas nie usłyszał. – oznajmiła
– Możemy się przejść. – zaproponował, a ona pokiwała głową
Wstali z koca i nie zwracając uwagi na resztę, poszli w stronę polany z domkami. Następnie ruszyli w las, nad strumyk. Alex cały czas milczała, a gdy doszli do Pięści Zeusa, zatrzymała się. Oddychała głęboko, jakby ten spacer naprawdę ją zmęczył. Cody podejrzewał, że to przez słońce.
– Zostańmy tutaj. – powiedziała, a on zgodził się kiwnięciem głowy
– Stało się coś? – spytał
Kobieta odgarnęła włosy z czoła.
– Cody, wiem co chcesz zrobić. – oznajmiła, patrząc na niego poważnie
Chłopak przestąpił z nogi na nogę i włożył ręce w kieszenie.
– Skąd?
Nie miał zamiaru kłamać. Nie miał zamiaru udawać, wykręcać się, zmieniać tematu. To byłaby strata czasu.
– Myślę, że ważniejsze pytanie brzmi: Dlaczego? Dlaczego chcesz to zrobić?
– To chyba oczywiste.
– W pewnym sensie. Ale czy wiesz, na co się piszesz?
– Robię to dla Lany. Dla was.
– Jestem wdzięczna, że tak Ci na nas zależy, ale…
– Nie próbuj mnie przekonać do zmiany decyzji. Już postanowiłem.
Alex zamknęła oczy i uśmiechnęła się lekko.
– Uparciuch… Nie mogę Ci niczego zabronić. Nie jestem Twoją mamą, a Ty jesteś już w zasadzie dorosły.
– Więc..?
– Wiesz, że Lana Ci tego nie wybaczy, prawda? Będzie bardzo nieszczęśliwa.
– Ale pozna matkę. Odzyska rodzinę i przyjaciół.
– To wspaniałe, co chcesz zrobić. Jesteś naprawdę odważny i wiem, że kochałeś moją córkę. Dlatego nie mogę po prostu stać z boku i się temu przyglądać. – powiedziała Alex – Ja to zrobię. – dodała i uśmiechnęła się delikatnie
Cody zamarł. Otworzył usta, a po chwili je zamknął. Był w takim szoku, że nie mógł skleić zdania.
– Co..? Zaraz… Ty… Co..? – wydukał
Alex podeszła bliżej i położyła chłopakowi ręce na ramionach.
– Ja to zrobię. Oddam swoje życie za Lanę. – powiedziała pewnie
– Nie, nie możesz! – wypalił głośno chłopak – Nie możesz! Jake dopiero Cię odzyskał! Dopiero Cię poznaje! A Lana… Ona tak bardzo chciałaby Cię poznać. Nie wybaczyłaby mi, gdybym się zgodził! – dodał zdenerwowany
– Jestem jej matką. To mój obowiązek. – rzekła spokojnie
– Nie możesz.
Cody miał rozbiegane spojrzenie. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
– Uspokój się i posłuchaj. Chodź, usiądźmy nad wodą.
Alex objęła chłopaka i przeszli kawałek. Zajęli miejsce przy strumyku, nie zwracając uwagi na kamienie, które nieco wpijały się w skórę.
– Twoja decyzja jest szlachetna, ale głupia. Nie mogę na to pozwolić, a skoro i tak umrę…
Alex przerwała i spuściła wzrok.
– Co takiego?! – niemal krzyknął Cody i odsunął się kawałek
– Mam guza mózgu. – oświadczyła szczerze Alex
Cody potrzebował chwili na przetrawienie tej informacji, ale Alex mu jej nie dała. Widocznie chciała to mieć za sobą.
– Wykryto mi go kilka miesięcy temu. Kiedy się dowiedziałam, pomyślałam, że to kara. Kara za to, że was zawiodłam. Guz jest w części płata czołowego, a takim miejscu, że operacja jest niemożliwa. Lekarze powiedzieli, że pozostaje radioterapia i chemioterapia, ale ja odmówiłam leczenia. – wyznała Alex
Cody przełknął głośno ślinę. Ręce mu się lekko trzęsły.
– D-dlaczego..? – spytał cicho
– Nie miałam dla kogo walczyć, Cody. Przez lata byłam samotna, nie miałam powodu, by się leczyć. Zresztą, to wykończyłoby mnie jeszcze bardziej. Dlatego tu przyleciałam. Spakowałam swoje rzeczy, sprzedałam mieszkanie i póki mogłam, wsiadłam w samolot. Nie wiem, czy wiesz, ale przez zmianę ciśnienia, osoby z guzem mózgu nie mogą latać. Może to głupie, ale podejrzewam, że Zeus nade mną czuwał, by nic mi się nie stało… A lekarze całkiem dobrze oceniają mój stan. Wprawdzie, bez leczenia, pozostał mi góra rok. Prawdopodobnie mniej, bo to czwarte stadium, glejak… W każdym razie, przyleciałam tu, by pożegnać się ze starym domem, by pójść w stare miejsca, odnaleźć ślad przeszłości, by pogodzić się ostatecznie z waszą śmiercią. Chciałam zakończyć wszystkie ważne sprawy. Pragnęłam też odejść godnie, na własnych warunkach. No, a potem… A potem znalazłam Ciebie…
– I Jake’a! Masz teraz syna! Walcz dla niego! Podejmij się leczenia, zamieszkaj tutaj! Przecież… On Cię potrzebuje! A może ambrozja? Możesz ją jeść?! A może Apollo by pomógł?! A może…
– Cody. – przerwała mu i położyła dłoń na jego ramieniu – Uspokój się.
– Ale…
– Już to sobie przemyślałam. Podjęłam decyzję, kiedy tylko dowiedziałam się o takiej możliwości. Chcę to zrobić dla mojej córki. Przez lata myślałam, że ją straciłam. Teraz wiem, że mogę coś jeszcze dla niej zrobić. Potrzebuję tylko trochę czasu. Jak powiedziałeś, jest Jake. To mój synek, jestem ogromnie szczęśliwa, że go poznałam. Chcę z nim spędzić jeszcze trochę czasu.
– On o tym nie wie, prawda?
– Nie i nie mów mu. Będzie smutny, nie zrozumie tego. Nie chcę go martwić swoim stanem.
– Jak się czujesz?
Alex machnęła obojętnie ręką.
– Jest dobrze, naprawdę! Czasem boli mnie głowa, mam nudności i szybciej się męczę. To dopiero początek, ale nie chcę czekać. Nie chcę czekać do momentu, w którym przestanę być sobą. Kiedy zacznę mieć problemy z pamięcią, halucynacje, czy zwidy, a moja osobowość ulegnie zmianie. Kto wie, może będę agresywna albo wredna. Guz potrafi być złośliwy i to dosłownie. Nie chcę doczekać tego stanu i nie chcę, by Jake mnie taką widział. Odejdę na własnych warunkach. A wtedy, Lana wróci. – powiedziała pewnie Alex
Cody wpatrywał się w nią uważnie.
– Naprawdę to sobie przemyślałaś. Jesteś tego pewna?
– Cody, masz całe życie przed sobą, nie możesz go zmarnować.
– A Ty? Pytałem, czy jesteś tego pewna.
– Jestem.
– Nie chciałabyś spotkać Lany? Porozmawiać z nią?
– Oczywiście, że bym chciała. Ale świat nie jest instytucją do spełniania życzeń. Nie można mieć wszystkiego. A gorszą rzeczą od umierania, jest tylko śmierć dziecka.
– Więc poświęcisz się…
– Prawdziwe imię miłości to poświęcenie…
Cody uśmiechnął się lekko.
– Coś w tym jest… – mruknął
– Wracajmy już. – rzekła kobieta i podniosła się
– Na pewno wszystko w porządku?
– Tak, nie musisz się o nic martwić. I nie mów nikomu o naszej tajemnicy, zgoda?
Chłopak kiwnął głową i ruszył za blondynką w stronę lasu.
Cholernie martwił się o Alex. Nie mógł pogodzić się z faktem, że jest śmiertelnie chora i dobrowolnie chce skrócić swoje życie. Nie mógł też w pełni zaakceptować jej decyzji. Jak miał się cieszyć z powrotu Lany, jeśli to oznaczało śmierć jej matki? A Jake… Dopiero ją odzyskał, dopiero jej zaufał. Wciąż się poznają. To okrutne i niesprawiedliwe. Los rozdzielił ich na lata, skrzywdził, a teraz ponownie mieli siebie stracić. Jak chłopiec na to zareaguje? A Lana? Czy będzie w stanie żyć, wiedząc, że matka oddała za nią życie? Tym razem naprawdę. Z doświadczenia wiedział, że to trudne i cholernie bolesne.
Nie mógł uporządkować myśli. Wcale nie podobał mu się pomysł jasnowłosej ciotki, ale jak miał ją powstrzymać? Byłby ignorantem, gdyby mówił Alex, że to zły wybór. Sam przecież był gotowy na zrobienie tego samego.
~*~
Szli zatłoczoną ulicą. Podczas kiedy dziewczyna ciągle o czymś mówiła, on milczał. Trzymał ręce w kieszeniach czarnej skóry i patrzył pod nogi.
– Cody!
Brunet zatrzymał się i zamrugał.
– Słucham? Mówiłaś coś?
Lily otworzyła szeroko usta.
– Cały czas! – powiedziała obruszona i uderzyła chłopaka w ramię
Nastolatek zaśmiał się krótko.
– Wybacz, zamyśliłem się. – przyznał i poczochrał się po włosach
– Źle spałeś?
– Coś w tym stylu. – odparł obojętnie
– Idziemy na kawę?
– Nie lubisz kawy. Ja zresztą też. – przypomniał jej chłopak
– Wiem. Ale możemy napić się czekolady albo herbaty.
– To już mi bardziej pasuje. – oznajmił i objął przyjaźnie dziewczynę
Lily jak zwykle była wesoła i uśmiechnięta. Ciemne loki uczesała w luźnego kucyka, a na sobie miała czarny top i jasne, jeansowe spodenki, które często poprawiała.
Weszli do najbliższej kawiarni. Cody wybrał stolik i odsunął dziewczynie krzesło. Ta zarumieniła się lekko i usiadła. Brunet oparł o ścianę swój futerał z gitarą i kiedy też zajął miejsce, sięgnął obojętnie po menu i zaczął je leniwie przeglądać. Schował się za dużymi stronami, czytał fikuśne nazwy napoi i wdychał unoszące się w powietrzu, przyjemne zapachy.
– Hhmm… Cody, na co mam ochotę? – spytała nagle Lily, uderzając menu o blat stolika
Chłopak wychylił się zza swojego egzemplarza.
– A ja?
– Na coś z czekoladą, toffi i orzechami. – odparła pewnie dziewczyna, a on uśmiechnął się
– To było łatwe. Następnym razem wymyślę Ci coś trudniejszego.
– Lepiej znajdź coś dla mnie. Tu jest zbyt duży wybór. – powiedziała zniecierpliwiona
Cody wpatrywał się z uśmiechem w jej ładną twarz. Patrzył na miny, jakie robiła i zmarszczki na czole, które pojawiały się, gdy ściągała brwi lub mrużyła oczy. Wyglądała wtedy zabawnie.
Pamiętał gdy opowiadała mu, jak trudno było jej się odnaleźć po tym kiedy się przebudziła ze śpiączki. O nauce chodzenia i płynnego mówienia. O tym, jak poruszała się na wózku, siedziała w szpitalu i nie docierało do niej, ile rzeczy na świecie się zmieniło. Ile ją ominęło.
Dlatego teraz czerpała z życia jak najwięcej. Niczego nie chciała sobie odmawiać i odkładać na potem.
Czasami nie docierało do niego, że w pewien sposób, ona jako ostatnia miała kontakt z Laną. „Popchnęłam…” Gdyby nie śmierć Lany, Lily wciąż mogłaby trwać w śpiączce… Może nigdy by się nie obudziła… Wiedział, że dziewczyna zawdzięcza córce Zeusa życie. Nie mógł oczywiście jej tego powiedzieć. I tego, że w pewien sposób została przez Lanę naznaczona. W jakiś sposób, część Lany wciąż żyła w Lily. Nie wiedział tylko jak duża i jak dominująca była ta część, ale wiedział, że tak jest. Niebieskooka pozostawiła na śmiertelniczce ślad. Ślad w postaci swojej osobowości. A Lily została postawiona mu na drodze. Sam do końca tego nie pojmował. To było zbyt chore i dziwne. Mimo wszystko cieszył się, że spotkał Lily. Przy niej zapominał o problemach. Między innymi o ostatniej rozmowie z Alex.
– Coś podać? – spytała nagle kelnerka
Dziewczyna pojawiła się znikąd. Musiała być dorabiającą sobie studentką, na to wskazywał jej młody wygląd. Miała na sobie firmowy uniform, składający się z beżowej bluzki polo i ciemnej spódniczki. Na piersi miała plakietkę z imieniem, ale Cody nie był zainteresowany poznaniem go. Kelnerka była szatynką o oliwkowej cerze.
– Ja się jeszcze zastanawiam. Czy może mi… – zaczęła Lily, ale dziewczyna ją zignorowała i odwróciła się w stronę Cody’ego
– Czy już Pan się na coś zdecydował? Może pomóc w wyborze? – spytała przymilnie, uśmiechnęła się słodko i zatrzepotała rzęsami
Lily zrobiła oburzoną minę. Widząc jej twarz, Cody musiał powstrzymać się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Nagle spoważniał i odchrząknął.
– Ja poproszę numer osiemnaście. – powiedział
– Coś jeszcze?
– Tak. Koleżanka wciąż tam siedzi i też chciałaby zamówić. – rzekł, podając kelnerce menu
Zmieszana szatynka spłonęła rumieńcem i błyskawicznie odwróciła się w stronę Lily.
– Słucham? – spytała zawstydzona
Lily uśmiechnęła się sztucznie i zatrzepotała rzęsami, tak jak wcześniej kelnerka.
– Może mi coś pani polecić?
– Yhm. Czwórka jest bardzo dobra. – odparła dziewczyna, skrobiąc coś na kartce
– Czwórka jest pechowa, weź coś innego. – podpowiedział Cody
Chłopak najwyraźniej nie miał zamiaru pomóc kelnerce.
– To dziewiątka. – zaproponowała pracownica
– To samo. – mruknął nieco rozbawiony nastolatek
– Niech będzie trójka. – powiedziała szybko Lily, widocznie litując się nad dziewczyną
Kelnerka kiwnęła głową i szybko odeszła. Kiedy oddaliła się wystarczająco daleko, para spojrzała na siebie znacząco.
– Już nigdy tu nie przyjdziemy. – oświadczyła Lily
– Poczekaj, może mają dobre desery.
– Nie do wiary… – mruknęła dziewczyna i skrzyżowała ramiona na piersi
– Co?
– Podrywają Cię nawet kelnerki w kawiarni. – odparła, jakby to było oczywiste
– Aaa… Myślałem, że o te desery Ci chodzi. – rzucił chłopak
– Cody! – powiedziała głośniej i zaśmiała się – Następnym razem pójdziemy tam, gdzie mnie będą podrywać. – dodała zdecydowanie
Syn Hadesa zmrużył oczy.
– Masz na myśli zoo? – spytał niepewnie, a nastolatka kopnęła go w piszczel
– Jesteś okropny. – prychnęła i zrobiła obrażoną minę
– Oj Lana, wiesz, że… – brunet nagle urwał w pół zdania
Po chwili spojrzał zmieszany na przyjaciółkę. Lily zastygła w bezruchu i patrzyła na niego skonsternowana.
– Ja… Ja przepraszam, zupełnie nie wiem dlaczego to powiedziałem, ja… – zaczął zdenerwowany
– W porządku, nic się nie stało. – przerwała mu szybko Lily i uciszyła go gestem dłoni
Chłopak wyglądał na smutnego, rozgoryczonego i zagubionego.
– Lily, naprawdę przepraszam. To tak samo wyszło.
– Nie przepraszaj. Nie musisz udawać, że ona nie istniała. Rozumiem, że Ci jej brakuje. – oznajmiła i uśmiechnęła się lekko
W tej samej chwili, kelnerka, ale już inna, przyniosła im zamówienia. Napoje okazały się być naprawdę smaczne. Po zapłaceniu, wyszli na zewnątrz. Nagle Cody zauważył, że łazi za nimi olbrzym. Był rosły i przeciskał się przez tłum coraz szybciej. Chłopak z daleka widział jego zdeformowany, upośledzony ryj.
– Lily, wejdź tu do sklepu, ok? Ja muszę na chwilę zadzwonić, nie chcę, żebyś się w tłumie zgubiła. Poszukaj żelek, a ja zaraz do Ciebie dołączę, ok? – powiedział, kładąc jej rękę na ramieniu
Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło.
– Ok. – zgodziła się i w podskokach weszła do środka
Cody odczekał dosłownie trzy sekundy. W jego dłoni pojawił się miecz. Chłopak krzyczał, przebiegając przez jezdnię. Jeden kierowca na niego zatrąbił, ale to tylko jeszcze bardziej zwróciło na niego uwagę potwora. A o to chodziło.
Ucieszony olbrzym rzucił się w pogoń za nastolatkiem. Miał w ręku dziecięcą grzechotkę. Cody wolał nie zagłębiać się w ten temat. Zwabił wielkoluda, a następnie spróbował zbliżyć się do niego, robiąc odpowiednie uniki. Wolał nie korzystać ze swoich hadesowych mocy. Były wyczerpujące i zbyt widowiskowe jak dla jednego olbrzyma. Brunet wolał postawić na miecz. Miecz, którego nienawidził, ale nie był w stanie się go pozbyć. Za każdym razem, gdy patrzył na czarną klingę, widział krew Lany…
Po chwili po olbrzymie o dziwnie wysokim głosie, została tylko maczuga. No i grzechotka. Grzechotka była w tym wszystkim najistotniejsza.
Szedł w kierunku sklepu, kiedy usłyszał, że ktoś woła jego imię. Odwrócił się ciekawy i ujrzał znajomą twarz. Znajomą, ale skąd? Ekstrawaganckie ubrania, okulary przeciwsłoneczne, kapelusz, buty na wysokim obcasie, masa biżuterii, zadbane paznokcie, idealnie ułożone włosy i pełny makijaż. Cody już wiedział, że to koleżanka Lany ze szkoły. Sue, czy Brenda? Brenda? Nie, Sue. A może jednak Brenda…
„Cholera…”
– Cody! – zawołała ponownie dziewczyna i podeszła bliżej
Chłopak zastanawiał się, co taka osoba robi w ogóle w tej części miasta. Więcej tu było supermarketów i aptek, niż hoteli, czy galerii handlowych.
– Cześć… – powiedział niepewnie
Nastolatka wyglądała na zmęczoną.
– Cześć Cody. – powiedziała i przytuliła chłopaka
Ten nieco zaskoczony, późno zareagował, by odwzajemnić gest.
– Jak się trzymasz? – spytała, gdy już się odsunęła – Nie widzieliśmy się od pogrzebu. – dodała
Chłopak pokiwał głową, wciąż próbując sobie przypomnieć imię rozmówczyni. Poprawił wiszący na ramieniu pasek od torby.
– Jakoś daję radę. Z czasem jest lepiej. – powiedział, sam nie wierząc, że to jego słowa
Nastolatka westchnęła.
– Brenda i ja bardzo za nią tęsknimy.
„Bingo!”
– Miałyśmy dalej razem chodzić do szkoły, uczyć się, a Lana…
Sue zacisnęła usta. Przez ciemne okulary nie było widać jej oczu, więc Cody nie wiedział, czy zbierają się w nich łzy.
– Nie wierzę, że tak po prostu zmarła. Dlaczego ona? – spytała łamiącym się głosem
– Do mnie wciąż to nie dociera… – szepnął chłopak
– Nie zasłużyła na to… – zgodziła się – Wiesz, muszę lecieć. Fajnie było Cię zobaczyć chociaż na chwilę. Dobrze wyglądasz. Trzymaj się. – powiedziała pośpiesznie i ponownie przytuliła chłopaka
Cody pożegnał się i przez chwilę patrzył jak dziewczyna wsiada do zaparkowanego niedaleko, czarnego samochodu. Było mu szkoda Sue i Brendy. Wiedział, że dla Lany nie były tak bliskie jak Rose, Danielle, czy Annabeth, ale lubiła je. Jednak nie mogła im się ze wszystkiego zwierzyć. Tak naprawdę, nie wiedziały o jej problemach i prawdziwym życiu. Jako śmiertelniczki, były jedynie odskocznią, przykrywką, zastępstwem. Czy nie tym samym była dla niego Lily? Pewnego rodzaju lekarstwem na smutek? Nie, Lily była kimś znacznie więcej, tylko nie wiedział jeszcze kim.
Szybko ruszył w stronę sklepu. Przyjaciółka czekała na niego przy wejściu.
– Kto to był? – spytała ciekawa i dała chłopakowi reklamówkę z zakupami
– Kto? – spytał głupio
– Ta dziewczyna.
– Aaa… Stara znajoma, wpadła na mnie przypadkowo. – powiedział i machnął obojętnie ręką – Kupiłaś żelki?
Lily skinęła głową.
– Wiesz, że kiedyś ich nie lubiłam? Rodzice mi tak powiedzieli. I ponoć bolały mnie po nich zęby. A teraz tak bardzo mi smakują. Dziwne, prawda?
Cody spojrzał w niebo.
– Tak, dziwne. – szepnął
~*~
Byli w salonie. Chłopiec siedział obok blondynki na kanapie. Kobieta ściskała w dłoni kubek z herbatą. Była nieco spięta i zdenerwowana, ale pomagała jej obecność Jake’a, który wciąż się uśmiechał…
– Więc… – zaczęła niepewnie Alex
– Więc… – powtórzyła Claire
– Więc… – sapnął Mark
– Więc! – powiedział radośnie Jake – Wczoraj byliśmy w Centrum Nauki. Wiecie jaki mają tam sprzęt?! Zamknęli mnie w takiej komorze, w jakiej leci się w kosmos! Mam zdjęcia, chcecie zobaczyć?!
– Może później. – rzekł mężczyzna i uśmiechnął się cierpko
– Och… No dobrze… – mruknął zawiedziony blondyn
Jake nadął policzki i usiadł wygodniej. Machał nogami, które wciąż nie dosięgały podłogi i bawił się palcami.
– Ja… Ja chciałabym państwu podziękować. – odezwała się nagle Alex i podniosła na nich wzrok
– Mieliśmy mówić sobie po imieniu. – przypomniała zawstydzona Claire i potarła ramiona
– Och, no tak. W takim razie, dziękuję, że zajęliście się moimi dziećmi. Dziękuję za opiekę, miłość i wychowanie, jakie od was dostały. Nie wiem, co by z nimi było, gdyby nie wy. – wyznała blondynka
– Wychowaliśmy ich najlepiej jak potrafiliśmy.
– Kochamy ich.
– Są dla nas całym światem.
– Jake jest naszym oczkiem w głowie.
– Nauczyliśmy go wszystkiego.
Alex wyglądała na coraz bardziej przybitą, zdołowaną i pogrążoną. Jake to widział.
– Mamo…
– Tak? – powiedziały równocześnie obie kobiety i po chwili obie spuściły wzrok
Jake westchnął i uderzył się w czoło.
– Pójdę po sok. – mruknął i powłóczył się do kuchni
– Przepraszam za tę niezręczną sytuację. Nie powinnam przychodzić. Pewnie boicie się, że będę chciała zabrać Jake’a. Ale to nieprawda. Nie musicie się obawiać.
– To nie tak… Tylko…
– Ja wiem jak to wygląda. Nagle po latach zjawia się obca kobieta i wywraca wszystko do góry nogami. Tak, Jake jest moim synem, to ja go urodziłam, ale to wy jesteście jego rodzicami. Wy go wychowaliście, za co naprawdę jestem wdzięczna. Ja byłam pewna, że moje ukochane dzieci zginęły i przez długi czas bardzo cierpiałam. Teraz po prostu chcę z nim spędzić trochę czasu, bo jest wszystkim co mam. A on was kocha i nie zostawi. – oznajmiła szczerze Alex
Claire uśmiechnęła się lekko. Po chwili przyszedł Jake. W ręku trzymał szklankę z wiśniowym sokiem. Usiadł na kanapie i uśmiechnął się do wszystkich.
– Tak sobie pomyślałem, że skoro niedługo jedziemy na wakacje, to może mama pojedzie z nami? – zaproponował chłopak – Polecimy we czwórkę! Będzie fajnie! To dopiero w lipcu, więc zdążymy jeszcze wszystko zaplanować.
Cała trójka równo westchnęła.
– Wiesz skarbie, to chyba nie najlepszy pomysł. – powiedziała Alex i położyła mu rękę na ramieniu
– Dlaczego? Spędzilibyśmy razem czas.
– Lepiej będzie, jeśli pojedziecie sami. Ja mam jeszcze parę rzeczy na głowie, a czasu przed sobą mamy mnóstwo. Zdążysz się mną nacieszyć. Nigdzie się przecież nie wybieram.
Jake westchnął zawiedziony i oparł się o poduszkę, omal nie rozlewając soku.
– No w porządku… Tak tylko powiedziałem…
– Może ciasta? – spytała Claire
Ciasto. To zawsze była tajna broń Claire. Wszystko potrafiła załatwić ciastem.
Kobieta wstała i żywiołowo poszła do kuchni. Według Jake’a wyglądała znacznie lepiej niż ostatnio. A może tylko była to kwestia makijażu, blond farby i nowej bluzki. Wygląd Marka też się poprawił. Mężczyzna trochę przytył, skóra na twarzy już mu nie wisiała. Chyba często z Claire jedli ciasta.
Jake stęsknił się za nimi. Bardzo ich kochał. Pamiętał, gdy dowiedział się o adopcji. Wtedy czuł złość i rozgoryczenie, ale przebaczył rodzicom, że ukrywali przed nim prawdę. Robili to dla dobra jego i Lany.
Chłopiec spojrzał na zdjęcie siostry.
– Może chcesz obejrzeć stare filmy i zdjęcia? Takie naprawdę stare.
Blondynka pokiwała ochoczo głową, a Mark sięgnął po płyty. Po chwili na ekranie pojawiła się sześcioletnia Lana, a w oczach jej ojca i dwóch matek zalśniły łzy.
Dla Alex było to szczególnie trudne. Widziała swoją córkę taką, jaką ją zapamiętała. Taką, jaką była, gdy widziała ją po raz ostatni. Słyszała jej dziecięcy głosik. Jego dźwięk sprawiał, że krajało jej się serce. A jeszcze więcej bólu zadawał jej widok, jak jej córka mówi „mamo” do innej kobiety. „Kocham Cię mamo,” które nie było skierowane do niej, tylko do Claire. Patrzyła zaszklonymi oczami na Lanę, swoją utraconą córkę. Wspomnienia momentalnie odżyły.
„Zawsze robiła tak z włosami.” „Nigdy nie chciała jeść.” „Zrzucanie w nocy kołdry to był jej sposób, żeby nie musiała jeszcze spać.” „Zawsze lubiła mówić wierszyki.” „Zawsze się tak uśmiechała jak usłyszała pochwałę.” „Lubiła jak się ją głaskało przed snem po pleckach i rękach.” Alex ciągle coś wtrącała, bo co rusz przypomniał jej się jakiś drobny fakt związany z Laną.
Dzięki filmom, miała okazję zobaczyć jak jej córka rosła i rozwijała się.
Wspaniałe było też zobaczenie Jake’a. Widziała jak robi pierwszy krok. Nigdy nie sądziła, że to możliwe. Nigdy nie wierzyła, że tego dokonał. A on dokonał wielu innych rzeczy, ale ona je wszystkie przegapiła. Teraz miała okazję, by to nadrobić.
Wpatrywała się w ekran jak zaczarowana. Widziała swojego małego synka, swojego małego mężczyznę, jak poszedł do przedszkola, jak zdarł kolano, jak wypadł mu ząbek, jak cieszył się z prezentów.
To było równie bolesne, co piękne.
Płakali wszyscy. A Jake tylko podchodził do każdego i się po kolei przytulał.
10 czerwiec…
Chłopiec przełknął głośno ślinę.
– Czy to boli? – spytał
– Nie skarbie, nie boli. – odparła spokojnie
– Dlaczego akurat dziś mi to powiedziałaś? Czemu w urodziny? – spytał z wyrzutem
– Uznałam, że teraz nie będziesz już chłopcem, a mężczyzną, więc dzielnie to zniesiesz.
– No to się pomyliłaś… – odburknął zły
– Jake…
– Okłamałaś mnie! Złamiesz obietnicę i znów mnie zostawisz! Jesteś taka sama jak Lana! Znów będę sam! Nienawidzę Cię! Lany też nienawidzę! – wrzasnął zapłakany i wybiegł z domku Zeusa, trzaskając mocno drzwiami
Załamana Alex westchnęła i ukryła zmęczoną twarz w dłoniach. Ostatnio dużo gorzej się czuła. Była słabsza, a ból wręcz przeciwnie – nasilał się. Postanowiła, że powie o wszystkim synowi. Może rzeczywiście wybrała zły moment, ale nie chciała z tym dłużej czekać. Nie wiedziała, ile tak naprawdę pozostało jej czasu…
REKLAMA
(Późny wieczór. Ciemne niebo usiane gwiazdami. Hala koncertowa. Kilkunastu tysięczna publiczność. Tłum krzyczy i piszczy. Ludzie machają świecącymi gadżetami, które są w tym momencie jedynym źródłem światła. Nagle publika milknie, rozbrzmiewa piękna, wolna, spokojna melodia, po ziemi unosi się gęsty, biały dym, a złote światła oświetlają skrajnie lewą, od strony widowni część sceny. Stoi tam chłopak o przydługich czarnych włosach i morskich oczach. Ma na sobie białą koszulę bez krawatu i czarne spodnie. Trzyma statyw mikrofonu. Słychać gitarę, tłum piszczy, a Percy zaczyna śpiewać.)
Mamo, czy tej nocy znów nie spałaś?
Proszę, nie czekaj na mnie i połóż się.
Tylko zostaw otwarte drzwi, bo nie mam kluczy.
Obiecuję, że będę cicho.
(Percy śpiewa naprawdę wolno i cichutko. Kiedy kończy swoją zwrotkę, złote światło pada na osobę stojącą na samym środku sceny. Jest to Cody. Chłopak ma zamknięte oczy. Wygląda na bardzo smutnego i skupionego. Ubrany jest w idealnie dopasowane, czarne spodnie i śnieżnobiałą koszulę, a jej pierwsze dwa guziki są odpięte. Bruneta otacza dym przypominający mgłę. Syn Hadesa prawą ręką trzyma mikrofon. Zaczyna śpiewać i ani na chwilę nie otwiera oczu.)
Mamo, pamiętam, co zawsze mi mówiłaś.
Twoje słowa wyznaczają mi drogę.
Teraz je rozumiem.
Żałuję, że wtedy Cię nie słuchałem…
(Cody spuszcza głowę i znika w cieniu. Światło oświetla na powrót Percy’ego i Nico, który stoi parę metrów na prawo od starszego brata. Syn Hadesa ma na sobie luźną, białą koszulę, odpiętą, czarną kamizelkę i tego samego koloru spodnie. Długie włosy opadają mu na twarz. On i Percy razem śpiewają refren.)
Mamo, mogę dziś umrzeć.
Czy będziesz przy mnie, gdy zabraknie mi sił?
Czy złapiesz mnie wtedy za rękę?
Boję się być sam.
Ale obiecuję Ci mamo, że wrócę dziś do domu.
(Chłopcy są bardzo dobrze zgrani. Kiedy kończą śpiewać, światło pada na Danny’ego. Chłopak stoi pomiędzy synem Posejdona, a Hadesa. Ma na sobie koszulę z rękawami do łokci i z mocno poluzowanym krawatem na szyi. Czarne spodnie podkreślają jego długie nogi. Nastolatek obiema dłońmi trzyma mikrofon i zaczyna śpiewać.)
Mamo, nie martw się o mnie.
Radzę sobie całkiem dobrze.
Tak, jem rano śniadania, a w zimę ubieram czapkę.
Więc możesz być spokojna.
(Danny milknie, a złote światło pada na Nico, który zaczyna swoją zwrotkę.)
Mamo, przepraszam za to, jaką jestem osobą.
Bo nie jestem dzieckiem, na które zasługujesz.
Czy jesteś mną rozczarowana?
Wstydzę się spojrzeć Ci w oczy…
(Światło ponownie oświetla Danny’ego i Cody’ego. Chłopcy głośniej śpiewają refren. Wkładają w to wiele serca. Cody wciąż ma zamknięte oczy i trzyma się za pierś.)
Mamo, mogę dziś umrzeć.
Czy będziesz przy mnie, gdy zabraknie mi sił?
Czy złapiesz mnie wtedy za rękę?
Boję się być sam.
Ale obiecuję Ci mamo, że wrócę dziś do domu.
(Po raz pierwszy światło pada na Jake’a. Najmłodszy chłopiec stoi parę metrów od Nico, na samym końcu sceny. Tak samo jak reszta, ubrany jest w elegancką, białą koszulę i czarne spodnie.)
Mamo, uśmiechnij się.
Jesteś wtedy najpiękniejsza.
Zbiorę do słoika wszystkie brudne łzy.
I przyniosę Ci je jeszcze zanim wzejdzie słońce.
(Muzyka rozbrzmiewa nieco głośniej. Melodia jest bardzo przejmująca i poruszająca. Gitara miarowo porywa słuchacza. Nagle złote pasma światła oświetlają całą piątkę naraz. Dokładnie widać każdego półboga. Są piękni. Cody rozkłada ręce szeroko jak ptak. Wszyscy razem śpiewają ostatni refren. Wkładają w to serca i dusze. Przemawiają przez nich naprawdę silne odczucia. Dla każdego piosenka ma osobiste znaczenie. Ich emocje trafiają do publiczności, która jest równie poruszona. Ludzie nie są w stanie nawet krzyczeć.)
Mamo, mogę dziś umrzeć.
Czy będziesz przy mnie, gdy zabraknie mi sił?
Czy złapiesz mnie wtedy za rękę?
Boję się być sam.
Ale obiecuję Ci mamo, że wrócę dziś do domu.
(Danny, Percy, Nico i Jake milką. Jedynie cicho nucą melodię. Światła stopniowo przygasają, w pełni oświetlony pozostaje tylko Cody. Chłopak cały czas ma zamknięte oczy. Nie trzyma już mikrofonu ani statywu. Cicho i subtelnie śpiewa końcówkę. Następnie spuszcza głowę i zapada się w mrok. Publiczność wariuje i wrzeszczy.)
Wrócę dziś do domu.
Na pewno wrócę dziś do domu.
Wrócę dziś do domu, mamo…
PO REKLAMACH
– Ach, dawno tu razem nie byliśmy, co mała? – zagadnął Danny
– Miałeś dobry pomysł, żeby tu przyjść. – przyznała Danielle i zamachała nogami
Oboje wpatrywali się w menu, które chłopak znał na pamięć. Nie zmieniło się ono od lat. Chińskie Serce wyglądało, jakby zatrzymało się w czasie. Danny miał wrażenie, że nawet właściciel przestał się starzeć. Właściwie, to on zawsze był stary.
– Nie wiesz co wybrać? – spytał rozbawiony, wycierając ręce o ścierkę
– Wiem, ale udaję, że się namyślam. – przyznał blondyn, a Danielle się zaśmiała – A Ty co chcesz?
– Hhmm… Może wybierzesz coś dla mnie?
Blondyn wyprostował się i uśmiechnął pewnie.
– Dla Ciebie słońce? Coś łagodnego i delikatnego jak Ty, ale jednocześnie wyrazistego i zapadającego w pamięć, jak Twoja śliczna buźka. – powiedział chłopak, przeglądając nazwy potraw, a Danielle zarumieniła się – I coś z czerwonym… – dodał rozbawiony
Dziewczyna zasłoniła twarz.
– Niech będzie numer siedem i dwadzieścia pięć. – oznajmił pewnie Danny
– Robi się, przyjacielu. – powiedział kucharz i zasalutował
Blondyn poczochrał przyjaciółkę po włosach.
– Będziesz mogła mnie nakarmić.
– Nie wiem, czy zasłużyłeś. – odparła i zamachnęła włosami
– Oczywiście, że tak. Danny jest grzecznym chłopcem.
– Jakoś nie wierzę.
– Bae Bae, nie rań mnie. – powiedział, patrząc w jej okrągłe, szare oczy
– Będę.
– Jutro zabieram Cię na przejażdżkę, co Ty na to?
– Może najpierw spytaj, czy mam plany, co? – rzuciła obojętnie dziewczyna, przeglądając menu
– Dobrze. Danielle, masz plany na jutro? – spytał z nadzieją Danny i przygryzł dolną wargę
Wyglądał niezwykle uroczo. Zmrużył oczy, a w policzkach pojawiły mu się dołeczki. Blond włoski jak zwykle odstawały na wszystkie strony, co tylko dodawało mu słodkości.
– Nie. – odparła krótko dziewczyna
– Jest! – ucieszył się syn Apolla i zacisnął pięść
Blondynka zaśmiała się.
– Gdzie pojedziemy? – spytała
– To będzie niespodzianka. Zabiorę Cię w jakieś ładne miejsce. Weźmiemy jedzenie, koc i takie tam…
– I takie tam… – powtórzyła
Na chwilę oboje zamilkli, a potem spojrzeli sobie w oczy.
– Ile to już lat do mnie przychodzisz, co? – zagadnął mężczyzna w fartuchu
– Wystarczająco długo, by mieć złotą kartę stałego klienta. – odparł Danny, wciąż patrząc w oczy Danielle
– Pamiętam jak byłeś taki mały. Ledwo do lady dosięgałeś, a za każdą porcję płaciłeś drobniakami. Czasem przychodził z Tobą Cody. A potem często przychodziliście we trójkę, z Laną. Ech, czas tak szybko leci. Teraz jesteś już prawie dorosły i przychodzisz do mnie z dziewczyną. Gdybym wiedział, uczesałbym się jakoś.
– Dziadku, przecież Ty prawie nie masz włosów. – zaśmiał się Danny
– To dlatego, że wyłysiałem przez Ciebie.
– Po prostu się starzejesz. Jeszcze niedawno byłeś tylko siwy, a teraz już prawie łysy. Nie myślałeś o peruce?
– Danny, nie wiesz, że nie można być niemiłym dla kogoś, kto podaje Ci jedzenie? – spytała Danielle
– Dziewczyna ma rację. Słuchaj się jej.
Chłopak podrapał się po głowie i wyszczerzył się.
– Opowiedzieć wam żart?
– O nie, zaczyna się…
– Wiecie jak nazywa się szczyt chamstwa? Zawołać do chłopca z daltonizmem „Hej, Ty w czerwonym!”
– Jesteś okropny.
– To słuchaj tego. Co robią niemowlaki na oddziale onkologicznym? Raczkują.
– Naprawdę jesteś straszny!
– Cicho, bez narzekań! Bo naślę na was Jebacza.
– A co to?
– Dziadku, nie znasz Japońskiego Białoskórego Jebacza?!
– Coś czuję, że za chwilę mi wszystko wyjaśnisz…
– Oczywiście! Niedawno odkryłem nowy gatunek! Jebaczus Erectus!
I tak oto Danny zaczął swoją opowieść o Jebaczu. Mówił nawet wtedy, kiedy już jadł. A po dwudziestu minutach dołączył do nich Cody. Cała trójka dobrze się bawiła.
– Ach… Cody, nie uważasz, że Danielle ślicznie dziś wygląda? – zwrócił się głośno Danny do przyjaciela
– Frędzlu, mówisz komplement mi, czy jej?
Danny zarumienił się i spojrzał na rozbawioną przyjaciółkę.
– Ech, jak dzieci… – westchnął Cody – Ty to jesteś taki Don Debilos.
– I kto to mówi?
– Sugerujesz coś?
– Taak! Lily jest bardzo fajna, umówcie się, ale tak naprawdę. No wiesz, na randkę. – powiedział Danny, wzruszając ramionami
– Bogowie Cię opuścili?
– Wiesz, myślałem trochę nad tym. Lily mogła mieć na początku obawy. Może bała się, że kiedy zaczniecie się spotykać, nagle zjawi się Lana jako Twoja wredna, sukowata ex, która będzie próbowała Cię odzyskać i uprzykrzyć jej życie, jak w telenowelach i dramach, ale teraz jak wie, że Lana nie żyje i nie wróci, to może być spokojna. Więc zacznij działać, bo potem to będzie ketchup po frytkach!
Zapadła cisza, którą po chwili przerwał dźwięk tłukącego się talerza, który upuścił staruszek. Cała trójka wpatrywała się w blondyna z niedowierzaniem.
– Danny, Ty chory pojebie… – wydusił z siebie Cody
– No co? Tak tylko głośno myślę. Bo wiesz, nie chcę zaraz wywoływać wojny, już wałkowaliśmy ten temat, ale niedługo minie rok. A Lily jest przecież super. Uwielbiasz ją i jest dla Ciebie ważna.
– Cenne relacje powinno się traktować tak, jak w przypadku orchidei. Niedobrze jest za bardzo się zbliżać, niedobrze jest zwracać za dużo uwagi, bo to tylko sprawia, że zaczynamy być sobą nawzajem zmęczeni. Gdziekolwiek by się nie było, należy dawać sobie wolność. – powiedział zamyślony Cody
Danny spojrzał na przyjaciela uważnie, a do otwartych ust przylepiło mu się ziarenko ryżu.
– Nigdy nie będziesz miał dziewczyny. – skwitował – Nie możesz być w żałobie całe życie. – dodał
Cody uśmiechnął się pod nosem i pociągnął łyk napoju.
– Więc je skrócę… – mruknął
– Co?
– Co?
Danny i Danielle spojrzeli na przyjaciela pytająco.
– Kombinujesz coś złego.
– Ależ skąd.
– Danielle, on chce zrobić coś złego.
– Wcale nie.
– Coś złego!
– Przestań powtarzać to słowo!
Chłopcy nagle zaczęli się sprzeczać. Danielle westchnęła.
– Teraz wiem jak Lana się czuła. Jak ona to znosiła? – mruknęła córka Ateny i podparła się na łokciu
– Jesteś głupi!
– A Ty głupszy!
– Cięta riposta!
– Na lepszą nie zasługujesz!
– Oddaj moje słuchawki!
– Zepsułem je!
– Ty chamie!
– Dobrze Ci tak!
– Odkupisz mi je!
– Ciekawe za co!
– Nie obchodzi mnie to! Możesz iść na ulicę się sprzedawać!
– Ty pewnie masz w tym już jakieś doświadczenie, co?!
– Jesteś bezczelny!
– Pf!
– Oj, dajcie już spokój. Poważnie. To dziecinne. – zwróciła im uwagę Danielle
– Mam Cię dość!
– Nie, to ja mam dość Ciebie!
– Oddaj bransoletkę przyjaźni!
– Nie mamy takiej!
– W takim razie, nigdy nie byliśmy przyjaciółmi!
– Najwyraźniej.
– Żegnam Cię.
– Ja również.
Cody i Danny nagle wstali z miejsc, spojrzeli na siebie z wyższością i rozeszli. Każdy poszedł w inną stronę, nie oglądając się za siebie.
– Co?! – wrzasnęła Danielle – A ja?!
Dziewczyna została sama przy barze. Rozglądała się oburzona. Nie mogła uwierzyć, że chłopcy tak po prostu sobie poszli.
– Nie przejmuj się złotko, oni już tak mają. Za chwilę o wszystkim zapomną i pójdą się wygłupiać. – powiedział staruszek, podsmażając mięso
Danielle westchnęła i ponownie podparła się na łokciu.
– Ja wiem… Tylko, że Danny nie zapłacił jeszcze za jedzenie…
~*~
Szedł po niemal pustym Wallmarcie. Miał na sobie luźną, czarną bluzę, a twarz chował pod kapturem. Trzymał ręce w kieszeniach i przechadzał się alejkami. Nagle obok niego przejechał sklepowy wózek, w którym siedział Danny.
– Woah! Ale zabawa! – krzyknął uradowany blondyn
Cody spojrzał na przyjaciela z politowaniem i przewrócił oczami.
– Bro, wiem, że chciałeś pierwszy.
Brunet nic nie odpowiedział, tylko zmierzył syna Apolla złowieszczym spojrzeniem.
– Dlaczego tu jesteś? Tutaj nie ma chipsów. – zauważył Danny, rozglądając się
– Zgubiłem się. – przyznał Cody
– O, zobacz! „Lovely Rice!” To najlepszy ryż na świecie! – krzyknął uradowany Danny
– O nie, zaczyna się… – mruknął Cody, złapał wózek z blondynem w środku i odjechał
Chłopcy udali się do najbliższego Wallmartu w okolicy, bo mieli ochotę na przekąski. Blondyn dobrze się bawił. Wygłupiał się w wózku, śpiewał piosenki i wymachiwał produktami. Cody był trochę zmęczony. I głodny. A zmęczony i głodny to złe połączenie. Zmęczony i głodny Cody, to marudny Cody.
Syn Hadesa rzucił do wózka papierową torebkę z kilkoma bułkami. Nie były może już tak świeże jak rano, ale chłopcom to nie przeszkadzało.
– Jedźmy po lody! – krzyknął Danny i wychylił się do przodu
Czarnooki popchnął wózek, który stawał się coraz cięższy. Oprócz nich prawie nikogo nie było, więc nie pouczał przyjaciela, by siedział cicho.
Danny miał na sobie dużą, ciemnoniebieską bluzę z kilkoma białymi i czerwonymi elementami. Blond włosy wystawały mu spod kaptura.
Herosi chcieli być jak ninja, kiedy w środku nocy opuszczali obóz. Nie wyszło.
– Weźmy jeszcze to! I to!
– Jak zapłacisz, to pewnie.
– Dlaczego ja? Ty masz hajsy.
– Ale to moje hajsy.
– Aish… Ale z Ciebie łajza.
– Dobra, bierz.
– Dzięki Cody, jesteś najlepszy!
– Zamknij się.
~*~
Song 1: https://www.youtube.com/watch?v=Gyq3-BHDYY0 (Salvame)
Powiedział jej już wcześniej, że tego dnia się nie spotkają. Że musi pobyć sam. Wiedziała dlaczego. Nie nalegała. Podejrzewała, że cały czas będzie siedział na cmentarzu. Zdziwiła się więc, kiedy zadzwonił do niej po północy. Gdy usłyszała jego niezrozumiały bełkot w słuchawce, nie myślała długo. Zarzuciła na piżamę długi sweter, ubrała buty i władowała w kieszenie kilka potrzebnych rzeczy.
Wiedziała, że rodzice nigdy by jej na to nie pozwolili. Wyszła więc najciszej jak umiała. O konsekwencjach wolała nie myśleć. Na to jeszcze będzie miała czas. Na pewno dostanie od taty okrutną karę. Nie zdziwi się nawet, gdy zamontuje jej w oknach kraty.
Wybiegła na ulicę. Czerwcowy wiatr połaskotał ją po twarzy. Dziewczyna zaczęła głowić się nad tym jak szybko i bezpiecznie dostać się o tej godzinie do Central Parku. Postanowiła, że wyda swoje zaoszczędzone pieniądze na taksówkę. Miała wtedy pewność, że dotrze na miejsce w jednym kawałku. Nie przejmowała się swoim ubiorem. Nowy Jork widział dziwniejsze rzeczy.
W Central Parku oczywiście się zgubiła. Zabłądziła przy zoo, w którym jakiś czas temu byli. Wiedziała, że znalezienie chłopaka na tak wielkim obszarze nie będzie łatwe. Park był ogromny i Cody mógł być wszędzie.
Lily przestraszyła się cienia, jaki rzucał posąg Szekspira. Za to przy posągu Alicji, miała wrażenie, że słyszy dziecięce śmiechy. Dokładnie tak samo jak przy karuzeli, którą poruszał lekko wiatr.
Zdecydowała się na poświęcenie więcej uwagi Belvedere Castle, bo wiedziała, że to w jego okolicach zginęła Lana. Wciąż nie potrafiła pojąć, jak mogła tak nagle umrzeć. To musiało być straszne.
Przystanęła by złapać oddech i rozejrzeć się. Zauważyła jak zza drzew wyłania się postać. Przestraszyła się lekko, ale nieco się uspokoiła, gdy rozpoznała sylwetkę chłopaka. Cody szedł chwiejnie, a w ręku trzymał puszkę.
Lily stała i wpatrywała się w niego. Gdy brunet zaczął się zataczać, szybko do niego podbiegła.
– Cody! Cody, co Ty robisz?! Dlaczego pijesz? Wiesz, że alkohol Ci nie służy! – powiedziała zmartwiona, pomagając mu utrzymać równowagę
Oparła nastolatka na swoim ramieniu. Była dla niego podporą, by się nie przewrócił.
Dziewczyna była zła. Cody opowiedział jej kiedyś o tym, jak dwa razy się upił. O dwa razy za dużo. A teraz zrobił to ponownie i efekt był ten sam. Skąd on w ogóle miał alkohol? Kto mu go sprzedał?
– Lana? – spytał, podpierając się na ramieniu czarnowłosej, a ta znieruchomiała – Wróciłaś do mnie? – dodał z zamkniętymi oczami, a Lily zacisnęła usta i szybko pokiwała głową
Cody upuścił puszkę na trawę i zaczął dotykać nastolatkę po włosach i twarzy.
– Kiedy mówiłaś, że mnie kochasz, mówiłaś to szczerze? – spytał nawet wyraźnie, choć oczy wciąż miał przymknięte
Serce Lily zabiło szybciej.
– Tak. Od początku Cię kochałam. – powiedziała po chwili, a po jej twarzy spłynęły łzy
Cody uśmiechnął się lekko. Podpierał się na dziewczynie i obejmował ją.
– Wiedziałem. Od zawsze. – przyznał, dotykając Lily i przytulił ją do siebie z całej siły
Dziewczyna przylgnęła do niego i nie powstrzymywała kolejnych łez.
Po kilkunastu minutach udało się jej zaprowadzić Cody’ego do najbliższej ławki. Posadziła go na niej i zajęła miejsce obok. Wtuliła się w chłopaka, który właściwie zasypiał i pociągnęła kilka razy nosem. Czuła od nastolatka piwo, ale zignorowała to.
Nie widziała innej opcji, niż spędzić tak noc. Bała się tylko tego, co będzie ich czekać rano. Co powiedzą pierwsi ludzie, jacy ich zauważą? Co powiedzą rodzice? Co powie Cody?
Spojrzała w nocne niebo.
„Lana… Nie martw się. Pomogę mu, będę przy nim. Naprawię go, posklejam jego serce. Potrzebuję tylko czasu. Zrobię to dla Ciebie.”
Zasnęła w jego objęciach.
Cody najwidoczniej obudził się jakiś czas później. Musiał wziąć ją na ręce i zanieść do domu. Nie widziała innego wyjścia. Po prostu w magiczny sposób znalazła się w swoim pokoju. Jakby się teleportowała. Rodzice nawet nie mogli zauważyć jej zniknięcia. Przez chwilę myślała, że to wszystko to tylko sen. Rozejrzała się uważnie. Na piżamę miała niedbale zarzucony sweter, a włosy były roztrzepane. Promienie słoneczne wpadały do środka. Był ranek. Obok poduszki zauważyła kawałek wyrwanej z zeszytu kartki. Rozpoznała proste, staranne pismo.
„Przepraszam, że sprawiłem Ci kłopot. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
P.S. Dziękuję.”
Przeczytała wiadomość, westchnęła głęboko i opadła na pościel.
~*~
Opierała się o twardą poduchę i wciąż się wierciła. Nie potrafiła sobie znaleźć miejsca. Było jej niesamowicie niewygodnie. Denerwowała się, że musi spędzić w łóżku cały dzień.
Sala, do której trafiła, była pusta. W sterylnym, białym pomieszczeniu panowała cisza.
Lily jęknęła sfrustrowana i chcąc się oprzeć, przypadkowo uderzyła się głową w barierkę. Nastolatka stłumiła krzyk i złapała się za potylicę. Zacisnęła zęby i palce u stóp. Ból na chwilę ją sparaliżował.
– Obraz nędzy i rozpaczy.
Na dźwięk tego głosu od razu się odwróciła. W drzwiach stał Cody. Chłopak miał na sobie czarną koszulkę, tego samego koloru spodnie i skórzaną kurtkę. Brunet opierał się o framugę, a w ręku trzymał bukiet lilii. Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę i westchnął zdegustowany. Po chwili ruszył w jej kierunku.
– Nie wiesz, że lilie przynosi się głównie na pogrzeby? – rzuciła i zarumieniła się lekko
– Nie znałem Twojego stanu i nie miałem pewności ile czasu zajmie mi dostanie się tu, więc kupiłem je tak na zaś. – rzucił obojętnie i siadł na krzesełku przy łóżku
– Jesteś okropny. – mruknęła zła i założyła ręce na piersiach
– Żartowałem. Wybrałem je, bo masz na imię Lily, Ty głupia dziewczyno. – oznajmił i uderzył przyjaciółkę bukietem
– Ej! – krzyknęła
– Twoja wiadomość wyglądała groźnie. Co jest? – spytał poważniej
Lily zatopiła się w poduszce.
– Nic takiego. To tylko kontrola. – mruknęła, patrząc w ścianę
– Aish, więc dlaczego mnie nastraszyłaś, co?! – spytał podniesionym głosem
– To zemsta i rewanż! – odparła, patrząc na niego groźnie
Chłopak prychnął i opadł na oparcie.
– Co Ty sobie myślisz, żeby pić? Ile Ty masz lat? Skąd w ogóle miałeś ten alkohol? Chcesz zabić ostatnie szare komórki, które Ci pozostały? Śmierdziałeś piwem na kilometr jak stary dziad! Wiesz jak się martwiłam?
– Też się martwiłem jak tu jechałem.
– I dobrze.
– I dobrze.
– Super.
– Super.
– Tego Cię uczą w tej szkole? A co na to Twoi rodzice? Co by Lana powiedziała, gdyby żyła?
– Gdyby żyła, to bym nie pił.
Na chwilę zapadła cisza. Oboje odwrócili wzrok. Lily zaczęła bawić się rękawem niebieskiej piżamy.
Cody westchnął.
– Żałuję tego. Gardzę alkoholem i sobą. Jestem głupi. Ale prawda jest taka, że tylko gdy wypiłem, udało mi się zapomnieć o tym wszystkim.
– Wiesz, że to nie jest rozwiązanie? – spytała spokojniej
– Wiem, przepraszam. I dziękuję, że wtedy przyszłaś, choć niewiele pamiętam z tamtej nocy. – przyznał i potarł twarz
Lily uśmiechnęła się.
– Taki stary, a taki głupi. – przyznała, kręcąc z niedowierzaniem głową
– Jesteśmy w tym samym wieku. – zauważył Cody
Lily prawie podskoczyła na łóżku.
– Czasami o tym zapominam. Mam wrażenie, że dalej mam czternaście lat. Zatrzymałam się na tym etapie. – wyznała
– Aaa… To wyjaśnia dlaczego jesteś taka dziecinna i niedojrzała. – rzucił chłopak po zastanowieniu, a Lily uderzyła go z całej siły w ramię – I nie znasz się na żartach. – dodał rozbawiony
Dziewczyna prychnęła, zagarnęła loka za ucho i opadła na twardą poduchę.
Na chwilę zapadła cisza.
– Mogę Cię o coś spytać? – zagadnęła nagle czarnowłosa
– Właśnie to zrobiłaś. – zauważył i wyszczerzył się, a ona przewróciła oczami – Ej, co to ma być? Przejmujesz moje lekceważące nawyki i zachowania. Chyba mam na Ciebie zły wpływ. – dodał
– Cody… – jęknęła
– Już w porządku. Mów.
Lily wzięła wdech. Czuł, że chce poruszyć jakiś ważny temat. Jak wtedy, gdy pierwszy raz spytała o Lanę.
– Powiedziałeś, że jestem do niej podobna… – zaczęła, a on już wiedział o co chodzi – Czy to dlatego… Czy to dlatego się ze mną przyjaźnisz? Bo Ci ją przypominam? – spytała cicho, patrząc w dół, na swoje drżące dłonie
Siedział i wpatrywał się w nią uważnie.
– Nie. – powiedział pewnie, a ona podniosła na niego wzrok
– Więc dlaczego?
Wzruszył ramionami.
– Po prostu Cię lubię. To za mało?
Lily przełknęła głośno ślinę. Chyba nie była do końca przekonana. Na powrót skupiła się na dłoniach i zabawie palcami.
– Zastanawiam się, czy zwróciłeś na mnie uwagę tylko dlatego. Bo Ci ją przypominam.
Słuchał uważnie co mówi i obserwował jej ruchy. Była podobna do Lany. Czasem. Ale nie była nią. Przez ten czas, który razem spędzili, zdążył zauważyć różnice między nimi. Lana była bardziej poważna i melancholijna. Żyła w swoim wykreowanym świecie, często pogrążała się w rozmyśleniach. Bardzo często nie mógł zgadnąć o czym myślała, co kryło się w jej głowie i sercu. Lana potrafiła słuchać, lubiła pomagać ludziom i cechowała ją niezwykła empatia. Posiadała zmysł obserwatorki, zawsze miała przy sobie zeszyt, by zapisać swoje spostrzeżenia.
Lily była inna. Teraz to widział. Były do siebie podobne, ale jednocześnie ogromnie się różniły.
– Kiedy Cię poznałem, bardzo mi ją przypominałaś. Ale teraz wiem, że jesteś kimś innym. Jesteś sobą. I za to Cię lubię. Przepraszam, jeśli myślałaś, że traktuję Cię jedynie jako zastępstwo. Jesteś dla mnie kimś więcej. – wyznał
Lily uśmiechnęła się.
– Na pewno wszystko gra? Co to za kontrola? – spytał brunet, by zmienić temat
Nastolatka wzruszyła ramionami.
– Byłam w śpiączce ponad dwa lata. Czasami muszą sprawdzić jak funkcjonuje mój organizm. Przeprowadzają różne badania, monitorują mózg, ale to nic poważnego. Chcą wiedzieć, że na pewno jest ok. – oznajmiła, a Cody pokiwał ze zrozumieniem głową
– Gdzie Twoi rodzice?
– Wyszli jakieś dziesięć minut przed Twoim przyjściem. Wrócą wieczorem.
– To co robimy? – zapytał i ponownie uderzył dziewczynę bukietem
Brązowooka spojrzała na niego badawczo.
– Jest piękna pogoda, nie masz lepszych zajęć? – spytała, a on pokręcił głową – Ech… To zrób użytek z tej swojej ładnej buźki i idź poproś pielęgniarki o jakiś wazon. – dodała i machnęła na niego ręką
Cody wstał, poprawił kurtkę i ruszył ku drzwiom.
~*~
Biegli przez Central Park. Byli zdyszani i zdenerwowani. Cody dodatkowo czuł zmęczenie po podróży cieniem.
– Jesteś pewien?
– Tak! Czuję, że wejście jest otwarte.
– Czemu mi nie powiedziałeś, że ciocia chce zrobić coś takiego?!
– Możemy pogadać o tym później? Serio, teraz nie jest najlepszy moment.
– Dobrze, ale lepiej się pospieszmy. Prowadź. – rzekł Danny
Obaj zaczynali szczerze nienawidzić tego miejsca. Było przeklęte, czy co? Czy wszystko co złe, musiało dziać się akurat tam? Jakby Nowy Jork ograniczał się jedynie do Central Parku.
Nagle ujrzeli Alex. Kobieta miała rozpuszczone włosy, a ubrana była w letnią sukienkę do kolan. Obok niej stał odziany na czarno Tanatos. Jego skrzydła były imponujące. Tak samo jak uroda. Przypominał bardziej boga miłości, a nie śmierci. Może dlatego, że byli braćmi. A może dlatego, że tak naprawdę miłość i śmierć miały ze sobą wiele wspólnego.
Cody zauważył nitkę na kciuku Alex. Prowadziła ona do…
– Czy to jest wielka wagina?! – spytał głośno Danny
Chłopcy kucali w krzakach przy jednej z alejek i z ukrycia obserwowali całe zdarzenie. Alexandra i Tanatos stali przed czymś co wyglądało jak kobieca wagina. Wielkie na ponad dwa metry, mięsiste i różowe. Unosiło się w powietrzu i od czasu do czasu zwężało i rozszerzało. Jakby oddychało.
– Co. To. Jest? – spytał blondyn, kładąc nacisk na każdy wyraz z osobna
– To chyba wielka wagina. – rzekł Cody, wzruszając ramionami
– Tego to się domyśliłem. Widziałem takie w podręcznikach medycznych.
Brunet przechylił głowę i spojrzał na przyjaciela z uśmiechem.
– W podręcznikach medycznych. Jasne. – powiedział z sarkazmem
Danny zarumienił się lekko.
– A Ty to niby gdzie? – warknął
– Ja?
– Pewnie miałem rację i naprawdę się puszczasz.
– Oczywiście. Za hajs na dragi.
– A myślałem, że za jedzenie.
– Nie mam takich ambitnych celów jak Ty.
– Skończmy lepiej te pogaduszki i zastanówmy się, czemu cioteczka i Tanatos stoją przed wielką waginą. I dlaczego nikt nie zwraca na to uwagi?
– To pewnie przez Mgłę.
– Co robimy?
Chłopcy spojrzeli na siebie uważnie.
Dwie minuty później…
Cody i Danny wyszli z krzaków, otrzepali się ze wszystkich liści i podeszli do rozmawiającej ze sobą pary. Alex wyglądała na spokojną i zdecydowaną.
– Przepraszamy, że przerywamy tę ginekologiczną imprezkę, ale chyba mamy do pogadania. – odezwał się Danny
Blondynka i Tanatos odwrócili się i spojrzeli na półbogów.
– Witaj paniczu. – odezwał się skrzydlaty
– O co tu chodzi?! Czemu stoicie przed wielką waginą?! Czemu wychodzi z niej nitka? I czemu ciocia ją trzyma?! – spytał Danny, mocno przy tym gestykulując
Chłopcy podeszli bliżej i ustali przy milczącej Alex. Obaj spojrzeli na poruszający się otwór.
– To jest naprawdę dziwne. – stwierdził blondyn, wskazując palcem na waginę
– Cody, wiesz, że to właściwe. – odezwała się kobieta
– Wszystko już gotowe. – oznajmił Tanatos
– Zaraz, zaraz, zaraz! Czas! – krzyknął Danny, by ktoś w końcu zwrócił na niego uwagę
Zebrani spojrzeli na niego pytająco.
– Co jest gotowe? Co ciocia chce zrobić? I co do cholery robi tu to coś?! – wrzasnął poirytowany
– W dużym skrócie? – spytał Tanatos
– Tak, poproszę. – powiedział uprzejmie Danny
– Alexandra odda mi swoje ciało, a ja w zamian sprowadzę jej córkę. Robimy to wszystko w tajemnicy przed Hadesem, więc musiałem uciec się do takich sposobów. Wystarczy, że ona teraz tam wejdzie i będzie po wszystkim.
Cody i Danny trzymali ręce założone na piersiach i kiwali równo głowami.
– Wspaniały plan. – rzekł Cody
– Przyjacielu, to jest wręcz genialny plan. – dopowiedział Danny
– Tak. Nie widzę żadnych przeciwwskazań, żeby wchodzić do tej wielkiej, różowej waginy.
– Sam bym to zrobił.
– Zróbmy to razem Danny.
– O tak! Wejdźmy do niej Cody!
Chłopcy przybili sobie piątki i patrzyli na Tanatosa z uznaniem.
– Gościu, rządzisz. – rzekł blondyn
– Tak, jesteś wielki. Gdyby był jakiś konkurs na najlepszego boga, to bym na Ciebie zagłosował.
– Zdecydowanie. Chcę, żebyś wiedział, że Cię szanuję.
– Chłopcy! – uciszyła ich Alexandra
Kobieta była trochę zdenerwowana.
– Co wy tu robicie?
– Przyszliśmy Cię ocalić przed…
– No nie wiem…
– Śmiercią?
– Tak, to jest chyba to, co chciałem powiedzieć. Dzięki.
– Nie ma sprawy.
Tanatos i Alex patrzyli jak przyjaciele wciąż bawią się ironią.
– Już podjęłam decyzję.
– Ty umrzesz!
– A Jake? Pomyślałaś o nim?
Blondynka westchnęła ciężko.
– Cody, mam Ci przypomnieć, że sam chciałeś to zrobić? – spytała
– CO?! – krzyknął Danny i spojrzał oburzony na bruneta – Zwariowałeś?!
– Koniec końców tego nie zrobiłem, więc chyba możemy zapomnieć o sprawie, nie?
– Jak wrócimy do domu, to porozmawiamy! Masz szlaban! – powiedział wściekły blondyn, a Cody przewrócił oczami
– Śmiertelnicy są tacy zabawni. – rzekł Tanatos, ciemnymi oczami obserwując chłopców – Oglądanie was jest takie interesujące. – dodał
– Upewnię się tylko. – powiedział syn Apolla, unosząc palec wskazujący – Ty wejdziesz tam i umrzesz, tak? A Ty weźmiesz sobie jej ciało, tak? I co, i będziesz kobietą? – pytał z niedowierzaniem
– Co w tym dziwnego?
– No nie wiem…
– Wszystko! – dopowiedział Cody
Tanatos westchnął i potarł się po czole. Jego skrzydła zatrzepotały lekko.
– Naprawdę będziesz człowiekiem? Będziesz sobie siedział w ciele cioci?!
– Przez parę dni, tylko tyle jej ciało wytrzyma moją obecność. Dusza w tym czasie już dawno będzie w Hadesie. – oznajmił spokojnie bóg
– To chore. – skwitował Danny – I Ty się na to zgodziłaś?
– Skarbie, ja muszę to zrobić. – rzekła Alex
– Co to niby znaczy?
– To znaczy, że Lana wróci. Nie chcesz tego?
Danny zawahał się. W jego spojrzeniu pojawiła się wątpliwość. Szybko jednak potrząsnął głową i wyzbył się tych myśli.
– Nie za taką cenę. Nie pozwolę Ci się poświęcić.
– Prawdziwe imię miłości to poświęcenie. – powiedziała z uśmiechem Alex
– A co z Twoim synem?
– Poradzi sobie beze mnie. Rozmawiałam z nim dziś, zostawiłam mu też list. Jestem pewna, że jak go przeczyta, zrozumie moją decyzję i zaakceptuje ją.
– Och tak, na pewno. – rzucił z sarkazmem Danny i prychnął
– Czas nam ucieka. – wtrącił Tanatos
– Wagina się niecierpliwi? – spytał zły blondyn
– Cody, Danny… Lana jest po drugiej stronie tej nitki. Wystarczy, że tam pójdę i zamienię się z nią miejscami.
– Aha, a Twoje ciało posłuży jako pojemnik dla boga. Suuper! Naprawdę tego chcesz?
Alex spuściła wzrok. Ze zdenerwowania bawiła się palcami i krańcem błękitnej sukienki.
– Cody wie o czymś jeszcze. Powinien zrozumieć dlaczego to robię. – oznajmiła i delikatnie dotknęła głowy
Danny zmarszczył czoło, zmrużył oczy i spojrzał pytająco na przyjaciela.
– Nie wiedziałem, że mamy przed sobą sekrety. Żeby było jasne, śpisz dziś na kanapie. – zwrócił się do bruneta, a ten przewrócił oczami – O czym jeszcze mi nie powiedziałeś?
– Paniczu, decyzja już zapadła. Teraz albo nigdy. Drugim razem może się nie udać. – oznajmił Tanatos
Alex, Cody i Danny spojrzeli po sobie każdy po kolei.
– Opowiedz mu potem wszystko, dobrze? – zwróciła się kobieta do bruneta, a ten lekko skinął głową
– No ej… – szepnął z niedowierzaniem syn Apolla – Ciociu…
– Danny… – blondynka ustała przed chłopakiem i położyła mu ręce na ramieniu
Półbóg patrzył na nitkę zawiązaną na jej kciuku.
– Jesteś wspaniały, wiesz? Kiedy się urodziłeś, chciałyśmy z Connie się Tobą zająć. Pomóc Ci, bo byłyśmy to winne Dianie. Ale… Ty zniknąłeś. Podejrzewałyśmy, że Apollo Cię zabrał. Nawet od Zeusa nie uzyskałam żadnych informacji o Tobie. Przez lata zastanawiałam się, jak potoczyło się Twoje życie. Nie wierzę, że teraz stoisz tu przede mną. Dorosły, przystojny, pracowity, dzielny i utalentowany.
Alex głaskała chłopaka po włosach i twarzy.
– Twoja mama bardzo Cię kochała i wiem, że teraz byłaby z Ciebie dumna. Pamiętam jak pokazywała nam zdjęcia USG i jak szalała, kiedy dowiedziała się, że będzie mieć synka. Planowała Twoje imię, Twój pokój, kupowała Ci zabawki i ubranka. Zawsze była wesoła i energiczna, ale tak szczęśliwej nie widziałam jej nigdy. Oddała swoje życie, by móc Cię urodzić. Byś mógł żyć. I jestem pewna, że ani przez chwilę tego nie żałowała. Ja chcę teraz zrobić to samo dla swojego dziecka.
Po policzku Danny’ego spłynęła łza. Chłopak nagle z całej siły objął Alex. Był od niej wyższy.
– Będzie mi Ciebie brakowało, ciociu. – powiedział cicho
– Wiem skarbie. Dbaj o siebie.
– Obiecuję.
Kobieta wyściskała nastolatka i wycałowała po policzkach. Następnie stanęła przed synem Hadesa. Cody ujrzał, że nitka jest bardzo naprężona i lekko drży, jakby coś po drugiej stronie ją ciągnęło.
– To cud, że Cię odnalazłam. Jesteś moim darem, Cody. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie Ty. – odezwała się wzruszona blondynka – Zasługujesz na szczęście, bo jesteś dobry. Proszę, zaopiekuj się moją córką. Powierzam Ci ją.
Cody przygryzł dolną wargę i pokiwał głową. Alex przytuliła go, a on mocno ją uścisnął.
– Naprawdę będę tęsknić, ciociu… – szepnął
Kiedy w końcu się od siebie odsunęli, blondynka uśmiechnęła się i otarła łzy.
– Jestem gotowa. – powiedziała pewnie
Wyglądała tak młodo, tak zdrowo… Cody nie mógł uwierzyć, że była ciężko chora i poświęcając się, skracała po prostu swoje cierpienie. To było takie niesprawiedliwe, że aż chciało mu się krzyczeć.
– Żebym jednak miał pewność, czego właśnie jestem świadkiem. Ona naprawdę musi wejść do tej latającej waginy? – spytał ponownie Danny
Tanatos zaczął wiercić się niespokojny i zniecierpliwiony.
– To tylko tak wygląda.
– To chore. – skwitował blondyn
Owo różowe coś rozszerzyło się, a chłopcy się skrzywili. Ledwo powstrzymywali odruch wymiotny. Alex z pomocą Tanatosa weszła do środka jedną nogą.
– Pamiętaj, idź ciągle przed siebie. W odpowiednim momencie, przetnę nić. – rzekł bóg
– Myślałem, że on tnie włosy, a te starowinki nici. – mruknął Danny – Coś się pozmieniało?
Cody wzruszył ramionami.
– Może musimy zrobić aktualizację danych? – zasugerował
– Wgrać nowego Windowsa. – dodał blondyn, a Cody przybił mu żółwika – Była jakaś laska z nicią, nie? Adrianna?
– Ariadna. – podpowiedział cicho bóg, a Danny pstryknął palcami
– Właśnie. Żonka Pana D.
Alex weszła do środka. Zdążyła jeszcze odwrócić się w stronę chłopców, uśmiechnąć się i pomachać. A potem otwór się całkowicie zamknął.
– To najodważniejsza kobieta jaką spotkałem. – oznajmił Danny po kilku minutach ciszy, a Cody pokiwał z uznaniem głową – No serio. Będę miał traumę do końca życia. Nigdy przez to nie zostanę ojcem.
– Wiesz, patrząc na sposób w jaki się urodziliśmy, to ta sytuacja jest dość ironiczna. – zauważył Cody
– Tak, wracasz tam, skąd przyszedłeś. – powiedział blondyn
Chłopcy spojrzeli na siebie uważnie i ponownie pokiwali głowami.
– Jesteście dziwni… – wyznał Tanatos
– Co się tam teraz dzieje?
– Alex i Lana spotkają się w połowie drogi i wyminą. Reszta już was nie interesuje.
– Czyli, że… Lana naprawdę do nas wróci? – spytał z nadzieją Danny
Obaj w to nie wierzyli. Nie byli na to przygotowani. Sytuacja wydawała się być nierealna. Lana miałaby żyć? Tak po prostu? Mieliby ją odzyskać..?
Ciemność ją nie przerażała. Nie bała się jej. Szła pewnie, trzymając pomiędzy palcami nitkę, która przesuwała się, pocierając delikatnie jej skórę. Cieszyła się, że jeszcze cokolwiek czuje. Bo nie widziała i nie słyszała już nic. Kroki stawiała małe, jakby w obawie, że się o coś potknie. Wiedziała, że to głupie, ale był to po prostu ludzki odruch.
Starała się nie myśleć o tym, co pozostawiła. O świecie, o niebie, o swoim dziecku. Podjęła decyzję, była gotowa. To była najlepsza rzecz, jaką mogła zrobić. Cieszyła się, że chłopcy to zrozumieli. Z synem też już rozmawiała. Gdy się uspokoił, wytłumaczyła mu wszystko. Wprawdzie nie wiedział, kiedy chce to zrobić, ale był na to w pewien sposób przygotowany. Powiedziała mu co chciała. Dodatkowo zostawiła też list dla niego i dla Lany. Zaplanowała i załatwiła wszystkie ważne sprawy. Nie pozostało jej już nic. Była wolna.
Czuła chłód. Nagle usłyszała jakiś głos. Najpierw bardzo cicho. Nie potrafiła rozpoznać słów. Potem jednak dźwięk się nasilił.
Przyśpieszyła kroku. Wciąż niczego nie widziała. Zamrugała, ale to nie pomogło. Nawet nić, którą trzymała, była niewidoczna. Szła jednak jej śladem.
Po jakimś czasie, kiedy głos był już wyraźnie słyszalny, zauważyła przed sobą białą postać. Niczym zjawę. Błąkała się bez celu, zagubiona i wystraszona. Alex zaczęła biec. Nie wiedziała nawet po czym stąpa. Miała wrażenie, że jest w próżni, w której znajduje się jedynie chodnik, pojawiający się akurat tam, gdzie ona stawia krok.
Zatrzymała się. Dopiero gdy od zjawy dzielił ją mniej więcej metr odległości, zdała sobie sprawę, że to Lana. Dziewczyna miała długie do połowy pleców, czarne loki, Zeusowe oczy, nos Alex, drobne usta i porcelanową karnację. Ubrana była w długą do ziemi, białą suknię. Wyglądała na zagubioną, zmartwioną i przestraszoną. Drżała na całym ciele i miała rozbiegane spojrzenie.
– Pomocy… Jest tu ktoś? Ratunku, niech mi ktoś pomoże… Proszę… Pomocy…
Nastolatka kręciła się, ciągnąc nitką na wszystkie strony.
– Lana… – szepnęła Alex
Półbogini odwróciła się zlękniona i ustała na wprost kobiety. W tej ciemności, jedynie sukienka dawała jakieś światło.
– Lana, to ja…
Oczy nastolatki rozszerzyły się.
– M-mama..? – spytała niepewnie
Wzruszona Alex wyciągnęła do dziewczyny dłonie. Lana spojrzała na nitkę, która obie je łączyła i złapała kobietę za ręce. Nagle blondynka nie wytrzymała i z całej siły przytuliła półboginię.
– Córeczko… – wychlipała
– Mama? To naprawdę Ty?
Alexandra odsunęła się i pokiwała głową. Serca obu zaczęły szybciej bić.
– Wreszcie Cię spotkałam… Ale jak to możliwe? Co Ty tu robisz?
Dziewczyna była mocno zdezorientowana i wciąż nie docierało do niej, że naprawdę rozmawia z biologiczną matką.
– Przyszłam do Ciebie. Niech Ci się przyjrzę!
Alex obeszła dziewczynę, plącząc się w nitce.
– Ale Ty wyrosłaś! Jesteś podobna do mojej mamy w młodości, wiedziałaś, że była córką Afrodyty? Też miała takie piękne loki. I te Twoje oczka! Jak mi ich brakowało! Tak bardzo dojrzałaś!
– Wciąż nie rozumiem co tu się dzieje. Co to za miejsce?
Lana była zbyt zdezorientowana, by skupić się na słowach matki. Blondynka ustała przed nią, otarła łzę i złapała córkę za ręce.
– Wracasz do domu.
Półbogini zamrugała.
– Jak to..? Ale…
– To nie ma znaczenia. Mamy mało czasu, chciałabym z Tobą chwilkę porozmawiać.
Dziewczyna spojrzała uważniej na blondynkę.
– A co się stanie z Tobą?
– Odejdę.
– Ale dlaczego?
– To moje zadanie kochanie.
– Nic z tego nie rozumiem. Wyjaśnij mi wszystko. Czy Ty żyjesz? – spytała, a blondynka pokiwała głową – Ale jak? Podobno umarłaś, walcząc z Hydrą.
– Nastąpiło jakieś nieporozumienie. Przeżyłam, ale straciłam pamięć. Natychmiast wyjechałam z kraju i przez lata żyłam w przekonaniu, że Ty, Cody i Jake nie żyjecie. Nie mogłam się z tym uporać. Nic nie miało sensu… Kilka miesięcy temu, dowiedziałam się, że jestem ciężko chora, więc postanowiłam tu wrócić. Pragnęłam pójść w nasze dawne miejsca, przypomnieć sobie cokolwiek. Czułam od dawna, że coś jest nie tak, że czegoś nie dostrzegam. Myślę, że przez chorobę, zaczęłam sobie przypominać więcej rzeczy, które miały miejsce tamtego dnia. Dowiedziałam się, że Cody żyje. Odnalazłam go na obozie, a tam… No cóż. Poznałam Jake’a.
– Poznałaś go? – spytała wzruszona Lana
– Tak, jest cudowny. I dużo mi o Tobie opowiadał. Wszyscy mi opowiadali.
– Ja… Ja tak mało pamiętam… Ja… – Lana złapała się za głowę – Ja chyba Cię widziałam. Na cmentarzu, w domu i na obozie. Danny i Cody… Jake… Wy razem…
– Spokojnie kochanie, nie wysilaj się. Jestem pewna, że cały czas nad nami czuwałaś.
– Ktoś nas oszukał mamo. To nie powinno się zdarzyć. Powinniśmy być razem. – oznajmiła dziewczyna drżącym głosem
– Wiem skarbie. Ale najważniejsze jest, że udało mi się was wtedy ocalić.
– Zeus cały czas nas okłamywał.
– Cichutko, nie myśl o tym. – powiedziała szybko blondynka i dotknęła kryształowego serduszka, które wisiało na szyi Lany – Dostałam to od Zeusa, kiedy byłam mała.
– Tak… Ja… Pamiętam. Twoje wspomnienia… Wiele ich widziałam. – wydukała półbogini
Coraz bardziej się w tym wszystkim gubiła. Nie rozumiała co się dzieje. Myślała, że jak będzie martwa, wszystko się skończy, a zamiast tego, jej dawne życie komplikowało się jeszcze bardziej. Tylko teraz, całkowicie nie miała nad tym kontroli.
– Tak bardzo żałuję, że nie mogłam być przy Tobie, kiedy mnie potrzebowałaś. – wyznała Alexandra
– Byłaś w moich myślach i sercu. – powiedziała z uśmiechem dziewczyna
– Poznałam Twoją rodzinę i przyjaciół. Wszyscy za Tobą tęsknią i czekają, aż wrócisz.
– Mam tam iść? – spytała czarnowłosa i wskazała ciemną otchłań za kobietą
– Nie zgubisz się.
– Nie chcę Cię tu zostawiać.
– Musisz.
– Ale dlaczego?
– To jest mój obowiązek.
– Znów się chcesz dla mnie poświęcić?
Alex pogłaskała córkę po włosach.
– Jesteśmy do siebie podobne, prawda? Silne z nas kobiety. Gotowe zrobić wszystko, byleby ochronić bliskich.
W oczach Lany pojawiły się łzy.
– To niesprawiedliwe. Chciałabym spędzić z Tobą więcej czasu.
– Wiem skarbie, ja też, ale jestem chora, nie zostało mi wiele. Czuję wdzięczność, że mogłam ujrzeć chłopców i zobaczyć Cię tutaj. Wierzę, że sobie poradzisz. A Jake potrzebuje siostry, bardziej niż mnie.
– On tak dużo wycierpiał… – szepnęła Lana
Blondynka przytuliła córkę. Dziewczyna zamknęła oczy i wtuliła się w pierś matki. Oddychała nierówno. Oddychała… A jej serce biło… Czemu dopiero to zauważyła? Czym było miejsce, w którym się znajdowały? Stawała się człowiekiem. Stawała się żywa.
Alex za to traciła siły. Głowa ją bolała. Czuła nasilające się pulsowanie.
– Mamo… Zaśpiewasz mi kołysankę? – spytała cicho dziewczyna
Blondynka zaśmiała się.
– Z przyjemnością. – rzekła i otarła twarz
Kobieta ustała ponownie naprzeciw córki i złapała ją za ręce.
– Ale pomożesz mi? – spytała
– Dobrze.
– Gotowa?
– Tak.
Czemu jesteś smutna Srebrna Gwiazdko?
Oświeć mi drogę w ciemności i poprowadź przez mrok.
Pokonaj ból i odpędź złe sny.
Ocal mnie przed samotnością.
Czemu płaczesz Srebrna Gwiazdko?
Ty, co jasno lśnisz na nocnym niebie.
Powierniczko ludzkich marzeń, wspomnień, snów i lęków.
Patrząc na Ciebie mam jedno życzenie.
Pragnę choć na chwilę zapomnieć o bólu i odnaleźć miłość.
Może to było tylko złudzenie, a może naprawdę dzięki kołysance coś rozświetliło panującą wokół ciemność. Może Srebrna Gwiazda spełniła jedno życzenie…
Alex i Lana przytuliły się do siebie zapłakane.
– Jestem z Ciebie dumna kochanie. Zawsze będę nad Tobą czuwać.
– Dziękuję mamo. Za wszystko. Zawsze chciałam Ci to powiedzieć. Zrobiłaś dla mnie tak wiele. Jestem naprawdę wdzięczna i nigdy tego nie zapomnę.
– Kocham Cię córeczko.
– Kocham Cię mamo.
Obie płakały. Stały przytulone i trwały w tej pozycji bardzo długo. W końcu Alex odsunęła się od dziewczyny.
– Już czas. Muszę iść. Moje przyjaciółki na mnie czekają. Stęskniłam się za nimi i chcę je wreszcie zobaczyć. – oznajmiła, idąc w stronę, z której Lana przyszła
– Na pewno ucieszą się ze spotkania. – powiedziała dziewczyna
Spojrzały na siebie z uśmiechem.
– Żegnaj kochanie.
– Żegnaj mamusiu.
Pomachały sobie i już miały się rozejść, kiedy nagle Alex poczuła mocne szarpnięcie i upadła. Coś zaczęło ją ciągnąć. Po chwili Lana też się przewróciła. Bezwładnie sunęła po niematerialnej ziemi w kierunku matki. Zaczęła krzyczeć.
– Co się dzieje?! Mamo!
– Lana!
Alex nie miała siły, by się podnieść. Nie mogła walczyć. W dodatku ciągnęła za sobą Lanę. Dziewczyna miała wrócić do życia, ale nie uda się jej to, jeśli będą dalej związane. Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale nie widziała innego wyjścia. Ostatkiem sił zerwała z palca nitkę. Nie zdążyła wypowiedzieć nawet słowa, bo ciemność ją pochłonęła.
Lana zatrzymała się. Była przestraszona i cała się trzęsła. Spojrzała na nitkę, która przestała być napięta. Cała za to dziwnie poczerniała. Dziewczyna spróbowała się podnieść, ale było to trudne. Kiedy jej się udało, rozejrzała się. Zauważyła, że ciężej jej się oddychało. Jakby coś gniotło jej płuca. Zaczęła iść, ale miała wrażenie, że błądzi. W pewnej chwili zrobiło jej się słabo i upadła.
Cody i Danny odczuli niepokój, kiedy bóg zaczął przeklinać po starogrecku. Spojrzeli po sobie porozumiewawczo.
– Co się dzieje? – spytał Danny, a mięśnie na karku mu się napięły
– Jej ciało było za słabe i nie wytrzymało. – oznajmił zawiedziony Tanatos
– Czyli… Nie przejmiesz jej? – upewnił się chłopak
– Nie. – przytaknął bóg
Cody i Danny skinęli głowami. Dla nich było to na rękę. Nie wyobrażali sobie, żeby bóg miał sobie teraz paradować w ciele Alex jak pasożyt, a potem je opuścić.
– Zaraz… A co z Laną?
– Alex przerwała nić. Dziewczynie nie uda się tu wrócić. – oznajmił poważnie skrzydlaty
– CO?! – wykrzyknęli i aż podskoczyli
– W pewnym momencie ja musiałbym ją przeciąć, ale dopiero jak byłaby tu. Teraz jest już za późno, bo bez nici straci wszystkie siły i nie trafi bez niej do wyjścia. Zostanie tam na zawsze.
– Nie pozwolę na to. – powiedział szybko Cody
– Nie możesz tam pójść paniczu.
– Cody, zwariowałeś? Nie wiadomo co tam jest.
Syn Hadesa ściągnął koszulkę i rzucił ją na trawnik.
– Ziomek, dlaczego ściągasz koszulkę?
– Bo nie wiadomo co tam jest. – odparł chłopak i wyszczerzył się – Zrobimy tak, że ja tam idę i wracam z Laną, a Ty tu czekasz. Możesz być potrzebny.
– Mam tak sobie stać?
– Bez sensu, żebyśmy szli obaj. Bardziej możesz przydać się tu.
– Droga wolna. – rzekł z uśmiechem Tanatos i pokłonił się lekko
Chłopcy spojrzeli na siebie.
– Cody, pamiętasz jak trzy lata temu, założyliśmy się o to, który z nas pierwszy… No wiesz… – zaczął Danny, spojrzał na wielką waginę i zarumienił się
– O stary, no weź! Nie mów, że chcesz to liczyć!
– Miałem nadzieję, że to powiesz. – rzekł z ulgą blondyn
– To chore… – mruknął Cody – Zaraz wracam. – powiedział i poklepał się z przyjacielem po ramieniu
– Uważaj na siebie! – krzyknął Danny
Syn Hadesa wsunął niepewnie rękę w otwór, który po chwili się powiększył. Brunet wszedł niepewnie do środka i momentalnie zniknął w ciemności.
– Aha! Zapomniałem powiedzieć! Ty umrzesz, zanim ją znajdziesz! – krzyknął Tanatos
– Co?! – wrzasnął Danny
Bóg uśmiechał się zadowolony.
– Umowa to umowa. Obiecaliście mi ciało, więc je dostanę. – odparł czarująco
Danny zazgrzytał zębami, a temperatura jego ciała wzrosła. Był niesamowicie zły.
– Cody! Cody, wracaj! – krzyczał, stojąc przy waginie
Kilku ludzi patrzyło na niego dziwnie. Ale co oni mogli wiedzieć o dziwnych rzeczach? To jemu wielka wagina właśnie pochłonęła kumpla.
Chłopak miał ochotę zaatakować Tanatosa, ale wiedział, że to zły pomysł. To był w końcu bóg. I to śmierci.
Danny chciał wejść do środka, ale otwór nie ustępował.
– No nie… Czy właśnie dostałem kosza? Nie włożę tam ręki, to już będzie przesada… – mruczał pod nosem – Może powinienem powiedzieć coś miłego? Jakiś komplement? A może: Wagino! Otwórz się!
Danny zaczął wymachiwać rękoma. Wyglądał jakby tańczył. Bóg podleciał na najbliższe drzewo, usiadł na gałęzi i śmiał się z chłopaka.
– Śmiertelnicy… Jesteście niesamowici.
Wciąż to powtarzał, co jeszcze bardziej irytowało Danny’ego.
Szedł przed siebie. Przynajmniej taką miał nadzieję. Nie wiedział, czy tak naprawdę nie chodził w kółko. Było mu słabo, kręciło mu się w głowie i coś wyraźnie gniotło mu płuca. Chłód przeszywał jego ciało. Nogi stawały się coraz cięższe. Palce mu kostniały.
Mimo to szedł dalej.
Kurczowo trzymał się nadziei. Znajdzie ją. Musi.
Krzyczał jej imię. Nawoływał ją, ale bez skutku. Co to było za miejsce? Jakaś zawiesina pomiędzy życiem, a śmiercią? Jakiś inny wymiar? Gdy patrzył w dół, nie widział ziemi, nie wiedział po czym w ogóle stąpa. Z góry i z dołu otaczała go jedynie nieprzenikniona ciemność. Czy tak kiedyś wyglądał świat?
– Lana…
Na początku krzyczał, potem już tylko szeptał jej imię. Oczy zaszły mu mgłą. Włóczył się, czuł głód, pragnienie, zimno i zmęczenie.
Coraz bardziej tracił siły. W pewnym momencie upadł i już nie był w stanie się podnieść.
W NASTĘPNYM ODCINKU!
„– Też tak uważam, my naprawdę mieliśmy już poważne plany!”
„– Nie, tylko mleko.”
„– A jak goniła Cię świnia?”
„– Czy moje łydki wyglądają w porządku?”
„– Więc już pamiętasz.”
„– Czy to pana dziecko?”
„– Przepraszam ziom.”
„– I się wymądrza.”
„– Ja to chyba pojadę gdzieś na wakacje.”
„– Jeśli chcę…”
Rozdział X:
„If you…”
Za każdym razem zaskakujesz tymi powrotami, za każdym razem. A ja za każdym razem cieszę się jak głupi 😀
Ta historia z hydrą jest dość dziwna. Walczyła z nią, potem straciła przytomność, a jednak przeżyła? I nie próbowała wrócić wcześniej? Nie ufam temu „miałam zakodowane w głowie…”
„Lana nie żyje”
„Wiem”
OKEJJJJJJ…
A nie, jednak nie wiedziała. Ale jakoś za spokojnie przyjęła tę informację.
„Ohoho, moja córka nie żyje, o nie, tylko nie to. Ale chociaż miała radosne i wesołe życie”
Porównajmy to też do reakcji na Jake’a, która była nadto żywa, niż reakcja na śmierć Lany była smutna.
„88. Nico, tak jak Danny, wybrał Percy’ego, jako chłopaka, z którym by się umówił, gdyby był dziewczyną.” – HMMMMMMMMMMMMMM
Ach, te męskie koalicje, wspólne cele i dbanie o innych
11 lat?
Zeus uchronił herosa przed piorunem bez powodu? I dał tej osobie naszyjnik z serduszkiem? JEDENASTOLATCE?!
CO BY ZNACZYŁO?! CO BY ZNACZYŁO?!
Pomysł przebudzenia ze śpiaczki oryginalny, nie powiem.
Ale czekaj, czy w Kronikach Rodu Kane Anubis nie połączył się z pewnym chłopakiem na stałe?
Tanatos jako kobieta? Hmm, nieźle.
Trochę „telenowelski” ten pomysł z guzem, ciekawe też, czy Tanatos przyjmie takie ciało.
Wow, dużo tego wskrzeszania, zabijania i poświęceń 😀
Lily i Lana, przyznaj się, specjalnie dałaś takie podobne imię
DON’T BLAME IT ON THE SUNSHINE
DON’T BLAME IT ON THE MOONLIGHT
DON’T BLAME IT ON THE GOOD TIMES
BLAME IT ON THE ŻELKI
Te koncerty zawsze Ci dobrze wychodzą, choć trudno mi uwierzyć w śpiewającego Nica lub Jake’a
„Blondyn poczochrał przyjaciółkę po włosach.” – PRZYJACIÓŁKĘ
PRZYJACIÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓŁKĘ
Tego żartu o szczycie chamstwa nie znałem 😀
Czekaj, Danny nie zaprzeczył na tekst, że jest ze swoją dziewczyną…
Danny teraz ściga się z Cody’m o to, kto głośno wyrazi bardziej kontrowersyjną wypowiedź, ale ich mała kłótnia jak zwykle rozbrajająca 😀
A ich zachowanie po kłótni: typowe 😉
Danny w wózku, cały on.
Pytanie brzmi: Czy Cody ABY NA PEWNO BYŁ UPITY, CZY MOŻE TYLKO UDAWAŁ?!?!?!
Zawsze wiedziałem, że wchodzenie do wielkich, różowych wagin jest niebezpieczne.
Tak samo niebezpieczne jak to, że Tanatos przypomina mi Sebastiana…
Czy ta scena nie jest kryptoreklamą antykoncepcji???
O NIE GADAJ, NO PO PROSTU NO NIE
ZA SŁABE, WIEDZIAŁEM, NAPISAŁEM TO WCZESNIEJ
Cody miał swój pierwszy raz
I NIE ZNALAZŁ LANY
ONA NIE ZNALAZŁA JEGO
ZOBACZYMY
ZOSTAŁA JESZCZE JEDNA CZĘŚĆ DO KOŃCA SEZONU
JESZCZE TYLKO JEDNA
CZEKAAAAAAAM
PS: Cieszę się, że Lana i jej mama w końcu się spotkały, co z tego, że w waginie
PPS: ZEUSIE, TY SKURCZY”BYKU”
PPPS: Pozdrowienia lecą w stronę Estonii!
A ja za każdym razem ciesze się na Twój komentarz 😀
Podejrzane? I dobrze 😀 Takie ma być.
Ej, nie napisałam nigdzie, że miała jedenaście lat :p Tylko, że byłą młodsza od Jake’a.
Nigdy nie czytałam Kronik Rodu Kane. Nie czytam Riordana od kilku lat.
Mi trudno wyobrazić sobie śpiewającego Percy’ego, ale co tam 😛
Kim jest Sebastian?
Yeah, we will see. 😀
Ej, nie było mnie tu trochę. Co powinnam przeczytać? Możesz zapodać linkiem coś, co zdecydowanie powinnam przeczytać? Ufam Ci ziomek. <3
Byłbym zapomniał. Oto prolog najlepszej historii, jaką było mi dane czytać na tym blogu:
http://rickriordan.pl/2011/02/jestem-herosem-by-annabelle/
Quick, jeśli masz problem z linkami, to daj je na boskim czacie i niech se Ann stamtąd weźmie.
Kiedy to ja ostatnio pisałem z tobą na boskimchacie? Ten dedyk dla mnie i Quicka wreszcie był? Czemu nie miałem czasu, kiedy to wchodził 5 odcinek „dwójki „? Nie wiem. Pewnie bym się dowiedział, gdyby nie pewna dziura na blogu (dzięki, adminko).
Wiec! Przejrzałem na szybko w busie kilka pierwszych akapitów i nostalgia wróciła. Od bardzo dawna nie czytałem czegoś tak przyjemnego. Jako,że nie czytałem poprzednich rozdziałów (Boże święty, wiosna, egzaminy w muzycznej, konkursy, WSZYSTKO na raz, a jak się zostawia trzy werble, ksylofon, i teorie to nic nie zrobisz) to zbytnio nie mogę się wypowiadać. Nadrobie te 14 rozdziałów i dam znać. Czekaj. Nie mam jak. (Dzięki, adminko). Poczekamy, może za tydzień Quick wstawi jakiś wiersz, co-op jego i Chione wyjdzie a ja coś nabazgrze. I tak mój wspaniały,okryty niesławą nick wszystkich odstraszy, ale chociaż ruch będzie. Ale najpierw przesłuchania, dwa kolejne werble, kolejny ksylofon, wibrafon na cztery pałki i kotły. Na 15 listopada. Polecam i pozdrawiam.
Oh my G! Zajęty jesteś! Opowiedz mi jak Ci poszło! Szkoła muzyczna?
Ej, nie dostaniesz dedykacji, jak nie nadrobisz wszystkich rozdziałów! 😛
Elo, przypomniałaś mi, że powinnam zabrać się za jakieś pisanie… Życie.
Nie wiem co powinnam napisać, tyle się w tym rozdziale działo, że tego nie ogarniam. Jak to kurwa Alex żyje? No w sumie to już nie, ale nieważne. Ty wiesz jak zaskoczyć czytelnika. Biedny Jake, tak nagle pojawia się jego biologiczna matka, też bym z pewnością tak zareagowała, w końcu przez całe swoje życie sądził, że nie żyje. A tu taki zong, ale trochę słabo, że nie upewniła się na początku, czy jej dzieci żyją. Ale ten ich wspólnie spędzony czas, po prostu słodko. Ale zastanawia mnie, co ten Zeus powyprawiał, aż żałuję, że nazwałam tak kota. Żartuję, mój kot jest bogiem wszystkich kotów, zasłużył sobie na to imie… XD
Ale dojebałaś z chorobą Alex, kiedy przestaniesz się tak znęcać nad swoimi bohaterami? Nie dość się już nacierpieli? 😛
Brakowało mi tych kłótni Cody’ego i Danny’ego, po prostu brakowało, zawsze wychodzą Ci genialnie, cud, miód i maliny. Jebłabym gdybym miała takich przyjaciół.
Uhuhuhu, coś się kroi pomiędzy Danielle i Danny’m, uwielbiam ich momenty, są tacy słodcy, nawet lepsi niż Lana i Cody, tak moim zdaniem. No i ta wielka wagina… Bez komentarza.
W ogóle zazdroszczę pomysłowości, skąd Ty to wszystko bierzesz się pytam. Rozdział jak zawsze świetny, Ty po prostu nie potrafisz inaczej.
Kocham, Passie!
My lovely Passie <3
Nigdy nie przestanę się znęcać nad moimi bohaterami. Cierpienie jest nieodłączną częścią życia. Ból kształtuje. To dzięki niemu moje postacie są takie, jakie są.
Pisz, pisz! Czekam i kocham!
Kobieto, nie wiem, czy wiesz, ale ktoś kiedyś serio Cię z powodu tej serii zabije. Serio. I niewykluczone, że będę to ja.
Jest dziwnie. Bywa podejrzanie. Zdarzają się momenty przekomiczne, a zaraz potem dzieje się coś nieskończenie smutnego. Praktycznie niczego nie da się przewidzieć.
Właśnie za to uwielbiam to opowiadanie. I właśnie z tego powodu w końcu naprawdę zadźgam jego autorkę.
Niech moc Żelkowych Meduz będzie z Tobą, niezależnie od części Europy, w jakiej się aktualnie znajdujesz!
Nawet nie masz pojęcia jak ja tęsknię za żelkami.
To może faktycznie powinnam zmienić tytuł serii. Np na Rollercoaster :p
Halo. Dlaczego strona nie chce opublikować wszystkich komentarzy? W Kokpicie widzę, że jest ich więcej, a tu ich nie ma. Why?
Nie mam pojęcia, ale ważne, że chociaż możesz je jakoś przeczytać 😉
Smutek, żal, rozczarowanie.
Nie mogę oddać się konwersacji z moimi ziomeczkami.
Może teraz się uda, jeśli opublikuję na telefonie:
Najpierw, nieskromnie, daję Ci linka do kolejnej części mojego opowiadania, przy czym ta część wyszłą kilka dni (może tydzień) po Twoim „zniknięciu”:
http://rickriordan.pl/2016/06/herosi-tacy-jak-my-4-3/
Gdybyś była tak miła i skomentowała, oczywiście tylko jeśli masz czasi chcesz
Jeśli szukasz czegoś krótkiego i mocnego:
http://rickriordan.pl/2016/06/rzez/
Nie wiem czy czytałaś, ale jeśli masz ochotę na coś kilkunastoczęściowego i trochę mroczniejszego, to łap (nie mogłem znaleźć 1 części):
http://rickriordan.pl/2015/12/pamiec-2-2/
Gdybyś chciała poczytać coś, co opiera się tylko na książkach, bez żadnych nowych bohaterów, to masz (jeśli jednak nie czytasz książek Riordana od dawna, to jednak mogą być nowi):
http://rickriordan.pl/2014/03/wedrowka-ku-zgodzie/
Mogę jeszcze dorzucić takie tytuły jak: Bianka Di Diabolo, Wygasnąć, Another Way of Death (tu już całkowicie prawie-nie-herosowo i mrocznie, ale w pięknym stylu)
Ok, nadrobię to! 😀
Rozdział X pojawi się w tym miesiącu! ^ ^