(Wbrew pozorom nie pomyliłam numerów, to naprawdę AwoD #2)
Szczerze mówiąc, poprzednio pisałam tę część na szybko… Dlatego to poprawiłam i wprowadziłam tu zmiany i wątki wprowadzające do AwoD #3. Chyba mam jakiś zwyczaj, że nie mogę zostawić niepoprawionej części, jeśli piszę dalej… Nieważne. Jako że pewnie nie pamiętacie, co się działo na początku, wstawiam linka do części pierwszej.
http:/rickriordan.pl/2016/02/another-way-of-death/
(Hah, znów mi słów brakuje, jak przy publikowaniu pierwszej części…)
Ta wersja nieco się różni od poprzedniej, bo niektóre fragmenty zmieniłam lub przeniosłam do nowego opowiadania, które być może kiedyś napiszę. (Uprzedzam, że lepiej się nie nastawiać, bo mam tysiące planów na nowe opowiadania… Jak to kiedyś ujęła moja Inspiracja, „mam pewnie więcej planów niż atomów we wszechświecie”… 😀 )
Dedykuję to Quickowi, który stał się moją chwilową inspiracją, i mojej przyjaciółce, bez której ciężko byłoby mi to zakończyć. (Moja wena przekazuje Ci wyrazy miłości!)
Mam nadzieję, że nie zepsułam i że się Wam spodoba.
~Isabell22
PS. Wiem, że potarzam tu końcówkę Awod #1, ale to zabieg zamierzony.
Kiedy jej się pokłonił, przestrzeń za nim straciła kolory i stawała się coraz mniej wyraźna. I chociaż on oddalał się, jego twarz pojawiała się na jej powiekach, blond włosy sięgające za uszy migały w kącikach oczu, a granatowe tęczówki, przypominające niebo w nocy… W tej porze doby ciągle miała wrażenie, że go widzi. Jego przeszywający wzrok, ciało pozbawione serca. Bo jej go oddał.
„Dlaczego mnie uratował?”
To pytanie gnębiło ją przez cały ostatni rok i nie chciało odpuścić.
„Przeżyłam. On podarował mi najcenniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam. Życie…”
* * *
W ciągu tych dwunastu miesięcy zmieniła się. Z głośnej i wiecznie roześmianej nastolatki, mającej świetny kontakt ze znajomymi, stała się zamknięta w sobie. Psychologowie, do których wysyłali ją zaniepokojeni rodzice zgodnie twierdzili, że to przez szok wywołany wydarzeniami w szpitalu, lecz nie potrafili jej pomóc. Mówili tylko, że potrzebuje wsparcia, przyjaciela i czasu, aby sobie wszystko poukładać. Dlatego dawali jej to, jednak to nie skutkowało.
Ostatni lekarz zagłębił się w jej sytuację. Był młody, nie do końca wykształcony, ale pełen zapału do pracy. Pytał rodziców dziewczyny o każdy szczegół, co mogło okazać się wskazówką. I taką znalazł. Doradził zatroskanej matce i przygnębionemu ojcu przekazanie listu, który napisał do niej jej wybawca. Oni go nie widzieli, mieli w sobie cień przyzwoitości. A poza tym bali się. Nie chcieli wiedzieć, co mógł napisać ten dzieciak, który tak pragnął śmierci, że poświęcił się dla ich córki. Nie rozumieli tego i nie chcieli tego zmieniać.
Jednak ona powinna wiedzieć. Przekazali jej wiadomość, obrzucając ją uważnym spojrzeniem. W ich wzroku kryła się obawa i okryta smutkiem nadzieja na poprawę. Kolejną zmianę jej trybu życia, relacji pomiędzy nimi. Dziewczyna ciągle się od nich odsuwała, po prostu bojąc się ich myśli i opinii. Bała się prawdy.
Wzięła przedmiot i wyszła z domu, nie patrząc na nich. Niedbale włożyła słuchawkę do ucha i wybrała pierwszą lepszą piosenkę. Ruszyła przed siebie, nie przywiązując większej uwagi do reszty świata. Sama nie wiedziała, kiedy wszystko stało się dla niej tak obojętne.
Skierowała się do miejsca, które uwielbiała. Mogła tam pobyć sama, nie zważając na rzeczywistość. Tam odpoczywała i spędzała najlepszy okres podczas najgorszego. Tam nie ukrywała swoich emocji, które tak usilnie tłumiła w sobie.
Stanęła przed wejściem.
Wszystko, co zrobiła, miało jakieś dodatkowe znaczenie. Zanim weszła na plac, uśmiechnęła się lekko. Jak ludzie, wspominający własne życie. Jej uśmiech był pełny zarówno szczęścia, jak i goryczy.
Zatrzasnęła za sobą furtkę. Odcięła się od świata, w którym zazwyczaj przebywała. Teraz była w swoim własnym, pozbawionym spojrzeń wiecznie kierowanych w jej stronę. Z powodu jej zdrowia, wyglądu, nagłej zmiany charakteru. Wreszcie pozbawiona przeczucia, że obserwuje ją ktoś, kto nie powinien tego robić.
A co jeśli powinna je mieć?
Usiadła na huśtawce. Włożyła słuchawkę do ucha i włączyła delikatną muzykę. Płynęła w jej uszach, zabierając do innego wymiaru, w którym ona i jej myśli były najważniejsze. Utworzyła przejście wspomnieniom.
Zaczęła się huśtać, zamykając aleję powrotu. Zatonęła w natłoku myśli, emocji i wrażeń, kotłujących się w niej. Rozpłynęła się w nich, pozwalając sobą zawładnąć.
Zwalniała, nie zdając sobie z tego sprawy. Im głębiej w pamięci zapadała, tym wolniej się huśtała. Deska, na której siedziała, po jakimś czasie zatrzymała się, ale ona nie zwróciła na to uwagi.
Spostrzegły to dwie obserwujące ją postacie, obecne w jej życiu od tak dawna, że niemal tego nie zauważała.
Jedna uśmiechnęła się krzywo, gdyż to ułatwiało jej sprawę. Mogła wypełnić swoją misję tak, jak lubiła – po cichu i bez świadków. Nie zostawiając śladów.
Druga, niematerialna, zbliżyła się do niej i zakryła oczy, chociaż chętniej zamknęłaby swoje. Żeby tylko nie patrzeć, jak ona się zmienia, niszczy. Mając nadzieję na lepsze, postać przekazała jej swoje wspomnienia.
Właśnie odżyły w pamięci ich dwójki.
* * *
Dziewięcioletni blondyn bawił się klockami w dużym, czystym pokoju. Był on pełen zabawek na szafkach. W kącie pod oknem stało biurko. Na nim były idealnie równo ustawione kartki. Przy nich leżały kredki w kolejności kolorów tęczy, a obok ołówek i gumka. W całym pomieszczeniu panował nienaturalny porządek, tak odmienny od zagubionej duszy dziecka przebywającego w środku.
W drzwiach stanęła chuda, niezbyt wysoka dziewczynka. Czarne włosy opadały łagodnymi falami wokół bladej, dziecięcej twarzy z szaroniebieskimi tęczówkami, których chłopiec wprawdzie nie mógł zobaczyć z tak daleka. Po prostu widział je tyle razy, że mógł określić ich kolor. Przypominały lodowiec lub zachmurzone niebo tuż po zachodzie słońca, nielicznym również oszronione gałązki. Jej zdaniem raczej blask księżyca, ale on nie był pewny. Zresztą, czy to miało jakiekolwiek znaczenie?
Uśmiechnęła się do niego ledwie zauważalnie i wzięła papier. Zaczęła kreślić na nim linie, każdą w innym miejscu i odcieniu błękitu. On śledził jej ruchy. W lekkim ruchu ręki rówieśniczki dostrzegał więcej. Smutek, tęsknotę i żal. To abstrakcyjne dzieło dla przeciętnego widza byłoby tylko bazgrołami, ale on odczytywał tam historię. Przykrą i bolesną, z którą musiał się pogodzić.
Przekaz zakończyła ozdobnym podpisem, ładnym jak na dziewięciolatkę. Jak przystało na artystkę.
„Shinesuki”.
Dla niego Shine. Po japońsku „śmierć”. Po angielsku „lśnić”.
Dla niego zawsze lśniła, jej blask rozjaśniał jego dzieciństwo. Mimo że czasem przynosiła mu ból, a na koniec również śmierć.
* * *
Otworzyła kopertę i wyjęła skrawek papieru ze środka, nie zdając sobie sprawy, że ktoś się do niej zbliżał. Osoba, której nie powinno tam być.
Gdy przeczytała jego treść, z jej oczu kapnęły łzy. Zakryła twarz, nie chcąc tego pokazywać. Wstydziła się ich.
Zapomniała o tym wszystkim, a obiecywała co innego. A on wciąż pamiętał.
To przekazywał list. Dokańczał wspomnienie przed wyjazdem dziewczyny.
„Uklękłaś obok mnie, zdejmując swoją czerwoną chustkę z szyi i zawiązałaś na moim nadgarstku. Później przytuliłaś mnie delikatnie i westchnęłaś.
– Jutro wyjeżdżam – szepnęłaś. Domyśliłem się tego z Twojego rysunku.
Nic nie powiedziałem, jedynie przyciągnąłem do siebie mocniej. Byłaś moją jedyną przyjaciółką, bliższą nawet od rodziny. W tamtej chwili straciłem najważniejszą i najcenniejszą rzecz, jaką posiadałem. Nikt mi Ciebie nie zastąpił.
Kiedy ujrzałem Cię w szpitalu, moją uwagę przykuły Twój uśmiech i oczy. Nie zmieniły się, wiesz? Gdyby nie one, nie poznałbym Cię. To przez Twoje zachmurzone niebo w tęczówkach przypomniało mi się dzieciństwo i chwile przed Twoim wyjazdem.
„- Obiecaj mi. – Spojrzałem na Ciebie ze smutkiem, ale jednocześnie czułem nadzieję. – Obiecaj mi, że o mnie nie zapomnisz.”
Teraz egoistycznie proszę Cię o to samo. Nie zapomnij o mnie.”
– Wybacz mi – szepnęła.
Nie wiedziała, że za nią stał żołnierz z nożem w ręce. Nie mogła wiedzieć. Dobrze się ukrywał. Był profesjonalistą, a sekrety jego pracy pozostawały między nim a jego szefem.
Słysząc jej słowa, roześmiał się ponuro w duchu. To on powinien przepraszać ją, nie odwrotnie. Śledził ją od dłuższego czasu, ale rozkaz uśmiercenia jej otrzymał niedawno. Wbrew sobie polubił ją, ponieważ przypominała mu jego samego. Od początku wiedział, jak zakończy się śledzenie dziewczyny i zdawał sobie sprawę z faktu, że więź go osłabiała. Ona również potrafiła zranić, nawet bardziej od ciosu wroga. Doskonale to wiedział.
Lecz nie zawahał się.
Dokładnie wymierzył punkt, zanim wbił w niego sztylet. Dokładnie pod skosem, by nie trafić w łopatkę ani żebro. Nie zależało mu na przekłuciu serca. Eliminowanie ludzi z zaskoczenia było jego specjalnością. A zwłaszcza tak, by długo cierpieli. Nawet jeśli byli mu bliscy.
Odszedł, życząc w myślach miłych snów.
Upadła na kolana, a włosy zasłoniły jej widok. Zaczęła drżeć. Piekący ból paraliżował jej ruchy, nie była w stanie zrobić niczego oprócz oddychania z trudem. Razem z łzami na ziemię spłynęła krew z głębokiej rany. Kotłował się w niej ogromny żal i smutek, a wszystkie złe wspomnienia wróciły do niej z podwójną siłą. Zupełnie jakby fizyczne cierpienie otworzyło to psychiczne. Znów czuła się jak po powrocie ze szpitala, gdy widziała sztuczne uśmiechy bliskich i ich nie do końca prawdziwą troskę. Jak wtedy, gdy tęskniła, nie będąc pewna za kim.
Nagle poczuła, jak ktoś obejmuje ją od tyłu. Emocje, które nią targały uciekły na dalszy plan. Ogarnął ją narkotyczny spokój, chwilowy brak uczuć. Nie liczyło się nic, zresztą istniało tylko to. Przerwa od wszystkiego, obojętność, pustka wypełniona pewnym typem przyjemności. Uzależniające uczucie wolności, będące jak narkotyk. Im dłużej trwałaby w tym stanie, tym bardziej chciałaby, by nie ustawał.
Obejmujące ją dłonie przesunęły się na jej twarz. Były miękkie, lecz chłodne. Doskonale je znała, pomimo upływu lat. Ten dotyk rozpoznałaby wszędzie. Chłopak ze wspomnienia.
Ukląkł przed nią i podniósł lekko jej podbródek. Spojrzała w jego granatowe oczy, przywodzące na myśl nocne niebo. Uwielbiała je.
– Możesz ze mną pójść. Jeśli to zrobisz, nie będziesz już dłużej cierpieć. – Mrugnął i zniknął, a urok prysł.
Do dziewczyny wróciła świadomość i instynkt samozachowawczy, nakazujący zatamować krwawienie. Spróbowała zamknąć ranę, ale była zbyt duża. Zresztą, nie przykładała się do tego. Obraz doroślejszego przyjaciela z dzieciństwa nie dawał jej spokoju. Czy to, co zobaczyła, mogło być prawdziwe?
Nie, nie mogło.
„Przecież duchy nie istnieją, to tylko straszne powieści, które i tak nikogo nie straszyły. Bajki wymyślone przez ludzi.”
A może właśnie tym był chłopak, którego zobaczyła? Jedynie wyobraźnią jej umierającego ciała? Przecież już nawet nie czuła bólu, nie widziała zbyt wyraźnie, a oddychanie wydawało się coraz trudniejsze…
Wtedy zobaczyła go znowu, wyciągał rękę w jej kierunku. Prawie ją złapała, ale przypomniała sobie, że warto żyć. Nawet, jeśli nie widziało się w tym sensu.
„Może ukazać się później…”
Chłopak cofnął dłoń, uśmiechnął się i rozpłynął w powietrzu.
Trzeci raz ujrzała go, czując, że się dusi. Nie miała pewności, czy wciąż klęczy, czy już leż. Wiedziała, że niedługo straci przytomność na wieczność, nie miała siły nawet na panikę. Chociaż właściwie… Nie bała się. Nie czuła nic. Po prostu wpatrywała się w niego, szukając potwierdzenia, że podejmuje dobrą decyzję.
Trzymał rękę wyprostowaną, patrząc na nią swoim spojrzeniem, które przywoływało na myśl urocze dziecko. Kusiło jak czekoladki.
Uległa mu. Chwyciła jego dłoń, a on związał ich nadgarstki tą samą chustką, którą dostał od Shine. Kiedy ją ujrzała, jej oczy się zamgliły. Nie spodziewała się, że chłopak wciąż będzie ją miał. Zwłaszcza po tym, jak o nim zapomniała.
– Teraz mi się nie zgubisz – szepnął.
Przestrzeń dookoła nich zszarzała, a temperatura spadła. Zaczęli kroczyć wśród ciemności, znikając z jednego świata. Świata, do którego już nie należeli.
Ale super! Piekne! Kojarzylam tytul, wiec nie czytalam 1 i nie zawiodlam sie! Niesamowicie mi sie podobalo! Nie wiem co najbardziej, bo wszystko mialo swoja magie. Pomijam fakt, ze bylo kilka literowek (np.: brak ostatniej litery). Czekam na jakakolwiek konynuacje z twojej strony. Wenyyy!!!