Hej, cześć i czołem! Powiem Wam, że ciężko idzie pisanie Walki. Nie mniej, oto drugi rozdział, a trzeci już się pisze! Więc tak, dziś napisałam komentarz pod moją pracą (epilog Pamięci) i myślę, że warto napisać to ponownie, by ten kto nie przeczytał, wiedział. Cytuję siebe:
„Przyznaję się! Teraz jak czytam Wasze komentarze (za które bardzo dziękuję), to zrozumiałam mój błąd, który warto wyjaśnić. Lilianna nie cięła się! Zdałam sobie sprawę, że tak to opisałam, ale nie o to chodziło! Przepraszam, moje niedopatrzenie. Zapomniałam, że to, co myślę, nie trafia od razu na kartkę, bo pierw trzeba to napisać… Nie mniej, Lila szukała chipu. Jak zegniecie łokieć i trochę poszukacie, to znajdziecie takie miejsce, gdzie jest lekkie wgłębienie (zetknięciu dwóch kości). Lil właśnie tam spodziewała się znaleźć chip! Raz jeszcze sorry za wprowadzenie Was w błąd. Bardzo serdecznie dziękuję za komentarze. Jeśli chodzi o Pamięć II (nwm czy nazwę to inaczej lub dam podtytuł) to powinna się ona pojawić po Walce, ale zacznie się już zapewne rok szkolny, a dla mnie to 3kl gimnazjum… Test gimnazjalny, dwie olimpiady (fizyka i polski) no i walka o oceny… Dużo tego, dlatego części będą mogły pojawiać się rzadziej, ale postaram się dodawać coś minimum raz w miesiącu (niczego nie obiecuję).
Raz jeszcze dzięki i do napisania!”
Dłuugi wstęp, nie ma co. Dobra to chyba wszystko, a więc zapraszam do czytania!
Saide
PS Dzięki za komentarze!
Maski
Wstaje nowy dzień. Dzień, jak co dzień. Moje serce dalej bije, czy mogę to zaliczyć do sukcesu?
Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK. Jest OK.
Chyba w to wierzę. Tak, na stówe! Ręka mnle mnie boli… Tak se myślę, że…
Budzik zaczyna brzęczeć, a Liam wyłącza go jednym uderzeniem. Przez minutę wpatruje się w kartki dziennika, nie wie, co chciał napisać. Bierze głęboki wdech i przybiera postać, którą znają wszyscy. Postać Wood’a, Li, Liam’a. Znów ubiera się w zbroję ze swych doświadczeń, zaczyna się szczerzyć do lustra na przeciwległej ścianie, próbuje wmówić sobie, że to prawdziwy uśmiech. Siada na wózek. Modelując między porozrzucanymi ubraniami, zbiera te, które na siebie włoży. Zaczyna się ubierać. Z górą nie ma problemu, zakłada żółty podkoszulek z wielką czarnozieloną czachą na środku. Następnie zdejmuje bokserki, w których śpi. I tu zaczynają się schody. Liam kręci się i wierci na wózku, później na podłodze ubierając bieliznę, a potem spodnie. Zajmuje mu to całe trzydzieści osiem minut. W końcu siada na wózku w pełni ubrany. Stawia nogi na podstawkach i rusza do łazienki. Po trzydziestu minutach wyjeżdża gotowy do gry, którą większość ludzi nazywa „życiem”. Kiedy już ma wjechać do kuchni, gotowy do konfrontacji z macochą, przypomina sobie o dzienniku. Liam nie pamięta, kiedy przywiązał się do bliskości tego dziwnego przedmiotu. Używa go od niecałych trzech dni, a już uznaje branie go ze sobą, za coś zupełnie naturalnego. Wraca do pokoju i wkłada pod siedzenie. Teraz jest gotowy na dzisiejszy dzień.
Ta kobieta mnie dobija. Do końca lekcji biologii zostało jeszcze siemnaście minut… Nie mam pojęcia skąd, ale wiem, że nauczycielka się myli. Na świecie istnieje około trzech bilionów, czterdzieści miliardów drzew na świecie, a ona twierdzi, że około trzech bilionów, dziesięć miliardów. Ja wiem, że ta wiedza nie jest nam niezbędna, że to tylko durne powturzenie, no ale mogłaby mówić poprawnie. Próbuję przypomnieć sobie, co chciałem napisać rano, ale za grosz nie pamiętam!
-Pan Woodrick?- nienaturalnie wysoki głos drobnej blondynki przywołuje Liam’a na ziemię.
-Tak, pani Morden?- pyta z wymuszonym, niewinnym uśmiechem.
-Może powie nam pan, jakie zastosowania mają drzewa w życiu człowieka?- jej niebieskie oczy świdrują go na wylot, chłopak przyjął zasadę „nie angażuj się, niech znają cię wszyscy, ale nie angażuj się”, więc nie odpowiada, tylko spuszcza głowę.- Szkoda, bardzo szkoda. Liam, ja wiem, że po tym przez co przeszedłeś, na pewno nie jest ci łatwo, ale musisz uważać na lekcjach. Jeśli potrzebujesz w czymś pomocy, śmiało proś. Z tego co wiem, na wielu lekcjach jesteś nie obecny, zarówno umysłem, jak i ciałem…
Liam czuł, jak wszystko się w nim gotowało. Znów durne „kondolencje” i głupie zapewnienia. Chłopak nie wie czemu to zrobił. Po prostu wyrwało mu się.
-Drzewa odgrywają dużą rolę w życiu człowieka- zaczyna recytować, przerywając kobiecie w pół-słowa.- dostarczają między innymi, jeden z materiałów budowlanych, jakim jest drewno, a także takie substancje jak żywica lub kauczuk. Drewno wykorzystywane jest również jako materiał opałowy dostarczający energii cieplnej. Jednym z powszechnych zastosowań jest również produkcja papieru. Pewne części niektórych drzew mogą być wykorzystywane w celach spożywczych – przede wszystkim owoce, ale także kora na przykład w cynamonowcu, liście w herbacie, nasiona w kawie, a nawet kwiaty z goździkowca. Stosuje się je także w ziołolecznictwie, np. liście brzozy lub orzecha włoskiego. kora wierzby czy kwiaty lipy. Drzewa zapobiegają erozji i łagodzą wpływ pogody na ekosystem pod koroną drzew. Wpływają także na klimat, bo zatrzymują wiatry w 20–70%. Gdy jest dużo drzew wilgotność wzrasta i spada temperatura. .- Liam wypowiedział to, jakby czytał z kartki. Sam był zdziwiony, że te słowa wydobyły się z jego ust. Rośliny interesowały go od zawsze, ale nigdy specjalnie się o nich nie uczył. Nie ma pojęcia skąd ta wiedza znalazła się w jego głowie.
-Uhm…- nauczycielka nie wiedziała co powiedzieć.
Wszystkich ratuje dzwonek, zwiastujący koniec lekcji.
-Niech cię, stary!- pokrzykuje co rusz Mat.- Skąd, żeś ty, to wiedział!?
-A bo ja wiem…- przyznaje Liam. Idą na parking, gdzie macocha ma go odebrać.- Tak jakoś wyszło.- Mat kiwa głową z miną znawcy.- Zresztą, czy to ważne?- kontynuuje Li.
-Wiesz…- zaczyna Mat.
-Proszę, proszę…- za nimi rozlega się niski gardłowy głos.- Czego nie ma w nogach, ma w głowie… A czekaj, przecież ty nie masz ani jednego, ani drugiego…
-Hohoo…!- Liam odwraca wózek tak, by mógł spojrzeć na prawie dwumetrowego chłopaka w jego wieku.- Braian! Wiedziałem, że tęskniłeś!- nienawistny uśmiech wpełza na twarz bruneta. Braian Mikri-opi to czarnowłosy szesnastolatek z oczami w kolorze zgniłej zieleni. Olbrzym przybliża swoją twarz do twarzy Liam’a.- Wybacz, kolego, ale uważam kobiety za ciut-dużo bardziej pociągające…- robi przepraszającą minę i odjeżdża kawałek do tyłu.
-Och, ty mały, nędzny…- zaczyna przez zaciśnięte zęby Braian, grożąc pięścią.
-Oczko…- przerywa mu Liam.- Nie denerwuj się, złość piękności szkodzi…
-Jemu to już nic nie zaszkodzi…- mamrocze pod nosem Mat, a Li powstrzymuje się od parsknięcia śmiechem.
-A połamać ci też rączki?- pyta Braian z czystym szałem w oczach.
-He-e-ej! Wyluzuj stary!- mówi Brzoza z powagą na twarzy, której nie słychać w głosie, ani nie widać w oczach.- Nikt nie szuka kłopotów.
-To wiesz, malutki, że chyba one właśnie cię znalazły?
Nagle za Braian’em pojawił się drugi chłopak, kilka centymetrów niższy od osiłka, ale i tak rosłej postury. Następnie Oczko podszedł do Liam’a i zamachnął się, ale brunet w porę odsunął się. To, jednak nie wystarczyło, bo dryblas w ciągu sekundy znalazł się z powrotem przy nim. Ostatnie co Liam zapamięta to ogromna pięść, zbliżająca się niebezpiecznie szybko do jego nosa.
Co mam napisać? No, nie mam pojencia pojęcia. Jestem w lesie… No kur…czę w lesie… Liam, cem czemuś żeś tyle kłapał tą swoją jadaczką? Taak… pisze do siebie… To bardzo dobry pomysł. No dobra, przeszadzam. Ludzie wariują dopiero po trzech miesiącach, a ja przecież nie zwariuję po… dwóch godzinach, trzynastu minutach i, i iluś tan mi taM minutach. Dlaczego jestem w lesie? Bo mnie tu przywieziono, logiczne nie? Sam bum tu nie przyszedł. Och, humor mi się wyostrzył! Prubuję się skupić na pisaniu, ale nos mnie boli! Pulsuje, łup, łup puls, puls… UGH!! Czuję, jak mi puchnie! Puch, puch… O ludu! Właśnie stałem się wrakiem człowieka! Opisuję pól wykorzystując onomotopaje onomatopje… ONOMATPAJE… wyrazy takie jakie słyszymy.
Okay… Mam wrażenie, że mniej kreślę… ciekawe, czy robię mniej błędów… Nie… zmiana myśli nie pomogła.
BRAIAN OCZKO MIKRI-OPI TO NADĘTY BUC! Wyrzywanie się na kartach dziennika nie pomaga…
Liam zamyka oczy. Bierze głęboki wdech. Dociera do niego słodki zapach lasu. Skupia się na nim. Słyszy śpiew ptaków, szept drzew, widzi, tańczące liście, a ciepły wiatr przeczesuje mu włosy. Nie jest już przestraszony, nie czuje gniewu. Liam wie, że to co go otacza, to dobro, to życie, to część jego duszy.
Kocham las. Wiem, że przed chwilą nie doceniałem tego, ale ja kocham las. Już zapomniałem, jak piękne mogą być zwykłe, proste drzewa. Zapomniałem, jak wiele przyjemności może dać obecność natury. Słyszę, jak drzewa szepcą: „Wszustko się ułorzy” ułoży”. Nagle ściółka wydaje się być dużo bardziej ciepła. Powiewy wiatru stają się łagodniejsze, niczym dotyk matczynej dłoni.
Liam uśmiecha się do siebie.
Las, nie ma nic wspanialszego. Cichy, spokojny, bezpieczny.
Nagle jego oczy stają się przeszklone. Zaciska powieki, uniemożliwiając słonym kroplom ucieczkę po jego policzkach. Nie umie zrozumieć, dlaczego ten wspaniały twór Natury, dlaczego to właśnie tutaj skończyło się wszystko co znał i kochał.
Tęsknię za tamtymi latami. Kiedy mogłem biegać w pogoni za siostrą. Kiedy głaskałem siostrę po głowie stopą, a ona zaczynała krzyczeć. Kiedy w środku największej ulewy wychodziłem do sklepu po kawałek ciasta dla rodziny. Miałem wszystko. Byłem Li. Byłem Liam’em. Byłem Wood’em. Byłem synem i bratem. Teraz jestem nikim. Nie mam nic. Ten las pokazał mi, nie, pokazał mnie. Zrzucił ze mnie maskę „Wszystko gra”, „Dam radę”. Jestem nagi. Las rozebrał mnie ze wszystkich warst mylnych uczuć, z radości, z obojętności, z gniewu. Pod tym wielkim drzewem, na tej ściółce, wśród drzew, siedzi bezbronna sierota, bez jakielkolwiek pomocy z zewnątrz. Gdzieś tam, głęboko w duszy wiem, że nienawidzę każdej sekundy, każdeoo każdego dnia. Codziennie rano wmawiać sobie, że Liam, Li, Wood, że oni nie umarli, że to dalej ja. Nigdy nie myślałem poważnie o śmierci, było to coś zupełnie abstrakcyjnego… w sumie „abstrakcyjne” to złe słowo, lepszym byłoby „odległe”. Tak, śmierć była odległa. W pewnym momęcie w szkole był szał na okaleczanie się, na śmierć itd… Ale ja nie czułem tego. Jak kto chce może nazwać mnie bahorem i bezemocjonalnym śmieciem, ale nie potrafiłem chcieć śmierci i bólu. No ludie ludzie, na świecie wielu ludziom świat się wali, a jednak go odbudowują, a wy się poddajecie Inaczej. Wyobraźmy sobie, że jakiemuś gościowi (może być Rick) przez dom przeszedł huragan, powódź i jeszcze wulkan wybuchł mu obok domu, a np. John’a źle ostrzygnięto i rzuciła go dziewczyna. No i Rick myśli „Kurna ile ja się namęczę by to odbudować”, a John „To ja już wolę umrzeć, co ja mam zrobić, chcę śmierci, bla, bla, blaaa…”. No ludzie, pytam się, gdzie tu logika? Tak samo było w szkole, w czasie tej „śmiertelnej fali”. Tak się zastanawiam, czy utrata rodziny, sprawności fizycznej i ogulnie znanego, własnego życia, czy to wystarczający powód do śmierci? Nie, to nie to. „Nie mam już po co żyć. Nie mam jeszcze powodu, by umrzeć.”- kto by pomyślał, rze że zapamiętam ten cytat z piosenki, którą kiedyś pokazała mi siostra. Ona uwielbiała muzykę. Była baletnicą, jak ona pięknie taniczyła tańczyła. Uwielbiała to. Pamiętam, jak macocha złamała nogę, a tata musiał zostawać dłużej w pracy (zbierał na wakacje w Grecji). Moja siostra miała zajęcia trzy razy w tygodniu, a ja byłem w drużynie (NIE ŚMIAĆ SIE!) gimnastycznej, co równało się z codziennymi treningami. Więc kiedy nikt nie mógł jej odprowadzać, padło na mmie. mNie. Wtedy byłem wściekły a przynajmniej na poczontku. A potem zobaczyłem jej pierwszy występ. Nie był to profesjonalism profesjonaliZm, ale cały czas patrzała na mnie. Patrzała mi w oczy i wyczekiwała mojej reakcji. Brawo biłem najgłośniej. A na zawodach gimnastycznych siostra dopimgowała mnie najbardziej. Może w ramach wyjaśnienie powiem, że ja nie hodzę po belce, jak laski, ja trenowałem na kułkach i koniu z łenkami (koń z łękami- tak to się nazywa). Osobiście nie lubiłem którejś bardziej, ale mimo to dużą przyjemność sprawiało mi podciąganie się na kółkach i przebywanie w powietrzu (w tej konkurencji miałem lepsze wynniki). Przypominało mi to podciąganie się na gałęziach drzew.
Tak jak na po patrzam patrzę to piszę bez ładu i skąłdu. Plączę się we własnych myślach i wspomnieniach. Rzeczy niegdyś naturalne stały się odległe. Rzeczy niewyobrarzalne stały się codziennością. Ktoś powiedział, że miłoość jest nieśmiertelna- mylił się, bo moja rodzina nie żyje. A Śmierć, jak była, jest i tak będzie.
-O czym ty mówisz?
Głęboki, gładki głos wydobywa się zza pleców Liam’a. Chłopak wzdrygnął się mimowolnie i napiął mięśnie ramion i pleców. Przez jego umysł przeleciały tysiące scenariuszy. Oprawcy wrócili, policja go znalazła, psychopata chce go zabić. W jego głowie nagle pojawiła się dość racjonalna myśl: „Przecież ja nic nie mówiłem…”.
-Gdzie jesteś, pokarz się!- krzyknął chłopak, starając się nadać swojemu głosowi pewności.
-Za tobą.- Liam miał wrażenie, że nieznajomy przewrócił oczami.
-To stań przede mną!- rozkazał Liam, starając się ukryć strach pod maską władczości.
-Przykro mi, nie mogę chodzić.- odpowiada nieznajoma postać, a chłopak wręcz czół, jak nieznajomy wzruszył ramionami.
-To jak się tu znalazłeś?- dopytuje Liam, ale nieco łagodniej.
-Tu się urodziłem tak, jak ty, Amathis’ie.
-Jak mnie nazwałeś? Nazwałeś mnie Nieoświecony?- wszystkie negatywne uczucia uciekły z Liam’a. Chłopak jest pewny, że ktoś już go tak nazwał.
-Tak cię nazywają, ale ja wolę mówić na ciebie Palis, Walczący.- głos jest przepełniony dumą.
-Kto mnie tak nazywa?
-Drzewa, drzewa Palis’ie.
Wspaniale opisujesz uczucia Liama. Porównania jego stare życia z tym nowym. Uważam, że idzie Ci to bardzo dobrze. Te nieokreślane błędy bolą moje oczy, ale są super bo pokazują, że chłopak rzeczywiście jest chory i nie zapominamy o tym. Jest to też dobry sposób na popełnianie błędów. Potem można powiedzieć, że to specjalnie 😉
No i nie mogę się doczekać mitologii. Jak się rozwinie, co się stanie…
Czekam, czekam…
Jakie cudne ^^
Po prostu fajne. Te błędy które są nieprzekreślone bolą, ale wiem że tak jest naturalniej, lepiej.
Weny 😀
Super rozdział. Jeszcze lepszy niż poprzedni.
Liam – syn Demeter? Całkiem prawdopodobne. Ale bardziej spodziewałam się, że będzie od Aresa. Wiesz, syn Aresa, który nie umie walczyć? Byłoby ciekawie, ale widzę, że Ty wymyślasz coś ciekawszego.
Braian jest TOTALNYM IDIOTĄ. Niech drzewa go pomszczą (przeleciała mi wizja Liama walczącego z potworami na drzewa) !!!!!!!!!!!!!!
A i jeszcze się okaże, że Brzoza jest brzozą zamienioną w człowieka/też synem Demeter. I że macocha Liama jest drwalem i będzie próbowała uniemożliwić Liamowi dostanie się do Obozu Herosów za pomocą siekiery i jej armii.
O ludzie, co ja mam z mózgiem? (Tak właściwie to go nie mam) Czekam na ciąg dalszy.
Weny