Hejo! Nie nie idzie mi pisanie zakończenia „Pamięć…”, przykro mi. Postaram się skończyć przynajmniej historię, a epilog dodam ewentualnie później. To jest coś nowego. Całkiem nowego dla mnie, bo to jest miniaturka. To pierwsza w takim stylu historia w moim wykonaniu. Nie wiem, czy jest oryginalne. Ostatnio słuchałam pewnej piosenki, a do teledysku użyto fragmentów filmu „Więzień Labiryntu”. Jestem wielką fanką tej serii. Oglądając to przypomniał mi się pewien smutny moment w książce, poza tym „Remember me” (Twój na zawsze) poruszyło we mnie, dawno nie dotykaną, strunę. Tak więc pewnej nocy siedzę sobie i nagle zaczynam coś pisać, i powstało TO, a przynajmniej część, bo resztę dopisałam następnego dnia. Nie wiem czy komuś się to spodoba. Mam nadzieję, że choć parę osób przeczyta i wyrazi swoją opinię w komentarzu.
Miłego czytania! (oby oczy nie zaczęły Wam krwawić :-P)
Saide.
Padają deszczowe krople.
Opadają róż płatki czerwone, podobne do krwi.
Jabłka z drzew spadają.
Klocki wypadają na posadzkę.
Niby bezsensowne zdania, a jednak mają w sobie ukryty sens. Trzeba go tylko odnaleźć.
***
Świeci słońce, a mimo to słone krople spadają na miękką trawę. Gorący dzień, a mimo to stoję w czarnej sukni do kolan, z czarnym bolerkiem na ramionach i czarną chustą na głowie. Dlaczego każą mi patrzeć na piękną młodą dziewczynę w czerwonej, jak krew, sukni, z złotymi lokami, otulającymi jej bladą twarz? I dlaczego wszyscy zagłuszamy jej spokój. Czy po śmierci nie chcemy ciszy? Więc dlaczego płaczą, dlaczego szepcą? Przecież ona chciała tylko spokoju, by nie cierpieć. Przecież to nawet nie jest ona. To woskowa imitacja. Jej ciało jest zbyt zmasakrowane, by je pokazać. Wątpię, by podobało jej się, że jest umalowana, że jest w sukience, że tylu ludzi ją opłakuje, przecież nikt jej tak naprawdę nie znał.
***
Siedzę na zielonej ławce. Rozkoszuję się codziennym życiem obcych ludzi. Ich radością, bo swojej już nie posiadam. Patrzę na kolorowe korony drzew. Obserwuję każdy liść z osobna i wszystkie na raz. Patrzę na złote niebo, pokrywające się szarą kołdrą. Będzie padać. Patrzę na własne ręce. Są czyste, więc czemu czuję jej krew? Pierwsze krople spadają z nieba.
***
Ludzie mają tendencję do zaniżania wartości. Przecież płaczemy cały czas. Z radości, gdy wygrywamy. Z bólu, kiedy cierpimy. Z miłości, jeśli kochamy. Ze smutku, bo umieramy. Wylewamy tyle łez, a przecież one nic nie zmienią. Wszystko jest tak, jak było. Nadal jesteśmy zwycięzcami, nadal znosimy męczarnie, nadal kogoś miłujemy, nadal odchodzimy.
Wbrew wszystkiemu, wszyscy jesteśmy samolubami. Umieramy i zostawiamy najbliższych. Zostawiamy dom, przyjaciół, znajomych, codzienne życie. Zostawiamy wszystko. Ale ja nie mam jej za złe. Była rycerzem, żołnierzem, zwykłym człowiekiem- przez tysiąclecia ten sam wyraz przyjmował nowe okrycia, ale nadal znaczy to samo- wojownika.
-Proszę, odezwij się.
Ludzie są głupi. Nie doceniają milczenia. W ciszy denerwują się, załamują, poddają się. Zaczynają naciskać, błagać. Kiedyś i ja byłam głupia, ale ona ostatni raz poleciła mi „ćśśś…”.
Ciemnowłosa kobieta po pięćdziesiątce świdruje mnie czekoladowymi oczami. Siedzi przede mną, na wielkim fotelu, ja na parapecie, jak zawsze. Lubię patrzeć za okno. Mam wtedy poczucie, że, choć ja nie mam dostępu to, piękny i radosny świat wciąż tam jest. Może padać deszcz, zmywa nasze grzechy, błędy. Może płynąć żar z nieba, oświetli nam drogę, spali przeszkody. Każda pogoda jest dobra, bo ona nie ma na nas złego wpływu
-Czemu milczysz?
Skoro nie mam nic do powiedzenia, to po co odpowiadać? Nie chcę tłumaczyć dlaczego. Czemu mam się zwierzać obcej kobiecie? Po to mam rodziców, a przynajmniej tak powinno być. Ojciec w kancelarii, matka na Olimpie. To brzmi głupio i wiem o tym. Nie będę marnować czasu na wyjaśnienia, bo po co? Nie ma ich.
Pani psycholog wyprowadza mnie z bladego, pustego, smutnego gabinetu. Nie wystarczy postawić fotela, kanapy i małego stoliku, by umeblować wnętrze.
Samochód.
Dom.
Pokój.
Łóżko.
Nie są moje.
Sen, mój koszmar.
Wielkie czerwone ślepia. Ogłuszający ryk. Wystrzał, który dzwoni mi w uszach długo po przebudzeniu.
***
Jestem w parku. Leżę na trawie i oglądam barwny zachód słońca. Skubię trawę. ADHD daje się we znaki. Nie, nie jest to choroba. Niektórzy ludzie w ten sposób usprawiedliwiają swoje zachowanie. Dla mnie nie jest to powód do wstydu czy przechwałek. Tak samo, jak dysleksja. Nie mam jej stwierdzonej, nie dam się przebadać. Czemu mam usprawiedliwiać swoje durne błędy? Czasem piszę „b” zamiast „p” albo pomijam pojedyncze literki, albo źle czytam poszczególne słowa. Co mi da durny papierek. On nic nie zmieni, a może pogorszyć. Ludzie będą na mnie patrzeć,jak
na chorą, jak na ofiarę. Nie chcę tego.
Ściemniło się.
Powoli podnoszę się.
Wracam na ścieżkę. Park, jak park. Niczym się nie wyróżnia. Staję w wielkiej metalowej bramie. Na prawo jest mieszkanie, na lewo cmentarz- tam właśnie idę. Nie rozumiem ludzi, którzy nie odwiedzają grobu zmarłych albo chodzą tam codziennie. Jaki to ma sens? Odwiedzam ją wtedy, kiedy chcę porozmawiać. Traktuję to tak, jakby się przeprowadziła. Nie odcinam się, nie nachodzę, ale kiedy mam problem lub ważne wieści- dzielę się tym z nią.
„Cześć…”
„Znów śniła mi się tamta noc.”
„Wiem, że tego chciałaś, ale… nie umiem się z tym pogodzić.”
„Nie, spokojnie ,nie krzywdzę się.”
„Taty nie ma w domu coraz częściej, mama się nie odzywa.”
-Tu jesteś! Gdzie się szlajasz?
„To tata. Jest zły, bo wpadłam tu nieplanowanie. Zazwyczaj wysyłam tacie sms’a, ale dziś chciałam z Tobą
porozmawiać w cztery oczy. No może w dwa oczy i w kamień.”
-Pani Soother nerwicy prawie dostała!
„Pani Soother to moja psycholog. Jest natarczywa, pewnie ojciec obiecał jej kupę szmalu, jeśli zmusi mnie do gadania.”
-Spójrz na mnie, gdy do ciebie mówię.
Patrzę na szczupłego, wysokiego człowieka. Ma przesadzone, posiwiałe włosy, pociągłą twarz, małe oczka i zadarty nos. Przypomina szczura w garniturze. Patrzę na mojego ojca.
Wstaję powoli, a wzrok mam utkwiony w człowieku, który nigdy nam nie pomógł.
„Pa”
Jedziemy autem. Czarną limuzyną. Krople deszczu uderzają o przyciemnianą szybę. Rozpadało się. Nie tylko na dworze.
-Co się z tobą dzieje?
Narzekać może w nieskończoność, ale nigdy nie szukał powodów. Zawsze tylko praca, praca i wysokie wymagania.
-Jesteś taka sama jak siostra. Arogancka, bezczelna i tchórzliwa… Gdyby się nie szlajała, nic by się nie stało!
Jego ton jest agresywny i pewny. W końcu się przyznał.
-O nie… Nie to miałem na myśli… Ona była wspaniałą córką…
Nie zerkam w lusterko, nie szukam jego oczu. Wiedział, co mówi. Dalsza droga polega na milczeniu.
***
Stoję na dachu. Przede mną rozpościera się widok na miasto. Wysokie wieżowce, tysiące świecących punktów, odgłos samochodów gdzieś na dole. Nocne życie Nowego Jorku. Czerwony zegarek zaczyna pikać. Północ. Dzień urodzin mojej siostry i mnie. Urodziła się cztery lata wcześniej. Dziś jestem dokładnie w jej wieku, kiedy umarła. Mam siedemnaście lat.
Jestem gotowa, by stawić czoła przeszłości.
***
Jest środek nocy. Leżę pod ciepłą fioletową kołdrą w postacie z bajek. Nagle słyszę dziwny ryk. Otwieram gwałtownie oczy. Przesłyszałam się? Nie, zwierzęcy odgłos powtarza się, dochodzi do tego sapanie i, bardziej ludzkie, jęki. Powoli podchodzę do drzwi, zwinnie manewrując między ubraniami porozrzucanymi po całym pokoju. Wychodzę na korytarz. Zbitek dźwięków kojarzy mi się z walką. W domu nie ma nikogo prócz mnie i mojej siostry. Tata wyjechał do pobliskiego stanu na rozprawę. Nie pierwszy raz śpimy same w wielkim mieszkaniu. Powoli idę przed siebie, do salonu. Omijam czwartą deskę, która skrzypi. Wychylam się za framugę, by zobaczyć źródło hałasu. To co widzę, będzie mnie prześladować. Widzę wielkiego na ponad dwa metry człekopodobnego stwora z głową byka. Ma czerwone ślepia, długie czarne rogi i białe majtki. Zaszarżował prosto na moją siostrę, która wykonała zręczny unik i przejechała mu po plecach mieczem. Skąd w domu broń biała? Kiedy moja siostra się tego nauczyła? Stoję, jak zaczarowana. Wpatruję się w złotowłosą dziewczynę w koszuli nocnej i w byka. Ich walka kojarzy mi się z tańcem, dynamicznym i agresywnym- na śmierć i życie. Pierwsza dostrzega mnie moja siostra. Jej błękitne oczy otwierają się w niemym przerażeniu.
-Uciekaj!- poleca mi.
Nie mogę jej zostawić. Biegnę do pokoju taty. Otwieram szufladę w nocnej szafeczce i wyjmuję pistolet. Wracam do salonu. Sytuacja pogorszyła się. Moja siostra ma rozdartą koszulę na piersiach. Krwawi. Panikuję. Zaczynam krzyczeć. Potwór zwraca na mnie uwagę i rusza w moją stronę. Stoję sparaliżowana strachem, ze łzami w oczach. Nagle moja siostra wyskakuje do góry, odbijając się od przewróconej kanapy, i wbija miecz w plecy potwora. Kreatura pada na twarz. Wydaje ostatnie rżnięcia, a obłok pary wylatuje mu z nozdrzy.
Moja siostra w ciągu zaledwie sekundy dobiega do mnie. Mocno mnie przytula.
-Spokojnie.- szepce mi do ucha.- Już dobrze. Jestem tu.
Nagle potwór znów się porusza. Z niewyobrażalną prędkością, jak na jego rozmiary, podnosi się i atakuje. Przebija rogiem moją siostrę, która odwróciła się, by zasłonić mnie ciałem, bo miecz dalej tkwi w potworze. To jest instynkt. Przeskakuję do boku stwora i zużywam prawie cały magazynek, strzelając w niego, ale on dalej żyje. Pociski nie zrobiły na nim wrażenia. Nagle przychodzi mi do głowy szalona myśl. Kreatura zrzuca ciało mojej siostry i rusza w moją stronę. Pochyla się do przodu i zaczyna biec. Rozpędza się. W ostatnim momencie uskakuję, a potwór przebija się przez ścianę i spada na ulicę, trzydzieści sześć pięter niżej. Serce mi galopuje, a oddech mam niemiarowy. Adrenalina wrze mi w żyłach. Kątem oka rejestruję ruch przy framudze. Moja siostra. Podbiegam do niej. Leży zakrwawiona, a delikatnymi dłońmi zasłania ranę w brzuchu.
-Brawo, mała, pokonałaś Minotaura…- szepce, bo na więcej nie ma siły. Słone łzy spływają mi po twarzy.- Nasza mama,
gdzieś tam na Olimpie, byłaby z ciebie dumna… jak ja.- jej głos cichnie, a oczy stają się zamglone.
-Nie odchodź… -mówię błagalnym szeptem.- Proszę, nie zostawiaj mnie.
-Nawet nie wiesz, jak to boli.- Zawsze mówiłyśmy sobie, co czujemy. Nie zatajałyśmy żadnych uczuć.- Tak strasznie boli…- malutkie łzy wypływają jej z oczu.
Odwraca głowę na bok. Dostrzega pistolet w mojej ręce, który trzymam cały czas.
-Zakończ to…- błaga.
-Nie mogę.
-Ćśśśś…- poleca mi.- po prostu to zrób, dla mnie.
Ostrożnie porusza ręką, choć wiem , ile wysiłku to ją kosztuje, nie pomagam jej. Chwyta mnie za rękę i przykłada pistolet do swojej głowy. Moje dłonie stają się brudne od jej krwi, ciepłej, gęstej i czerwonej.
-Proszę, tylko naciśnij spust.- błaga, a jej oddech staje się chrapliwy. Chcę coś powiedzieć, ale mi przerywa.- Ćśśś… To będzie nasz sekret.
Pociągam za spust, a odgłos wystrzału dzwoni mi w uszach. Jej krew ochlapuje moją piżamę, moje ręce i twarz. Czuję ją na sobie, ale nie mam siły, by otworzyć oczy. Zabiłam własną siostrę. Zabiłam ją…
***
Padają deszczowe krople.
Opadają róż płatki czerwone, podobne do krwi.
Jabłka z drzew spadają.
Klocki wypadają na posadzkę.
Te zdania ułożyłam, kiedy otaczali mnie ludzie, kiedy pytali, kiedy zastanawiali się. Milczałam, jak milczę do dziś. Te cztery zdania napisałam na pierwszej sesji u psychologa. Nie zrozumiał. Napisałam je na kartce i dałam tacie. Nie zrozumiał. A w tym wszystkim chodzi o dwie proste rzeczy. Pierwsza: ostatnie wyrazy tworzą piąte zdanie. KROPLE KRWI SPADAJĄ NA POSADZKĘ. Druga: Wszystko spada. Upadają marzenia, upada wiara, upada miłość i upada życie.
Teraz i ja spadam. Nie krzyczę, tak jak moja siostra. Wiatr świszcze mi w uszach, tak jak dzwonił wystrzelony pocisk. Żadna z nas nie chciała więcej cierpieć. To koniec.
***
24 września, sobota
Tragedia znanego adwokata.
W nocy z dnia 23/24 września, córka znanego adwokata, pana Smitha, popełniła samobójstwo, skacząc z wieżowca. Czy miało to związek ze śmiercią jej siostry, cztery lata temu? Co doprowadziło, tak młodą dziewczynę, na skraj załamania? Więcej informacji w wiadomościach o 19.00.
Woah, miniaturka ^^ Dawno nie czytałam.
[Nie czytajcie tego komentarza bez wcześniejszego zapoznania się z opowiadaniem! Spoilery!]
Jak przeczytałam „Opadają róż płatki czerwone”, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ludzie myślą, że jak życie jest usłane różami, to jest piękne. Pff, każda róża ma kolce…
…A po dotarciu do trzech gwiazdek zaczęłam się zastanawiać, kogo chcesz uśmiercić. Wszystko spada jak krew… I martwe ciało.
Kim była dziewczyna w czarnej sukience? Zabiła tę zmarłą?
Zamieniłabym „samolubami” na „egoistami”.
Oh. Ta w czarnej sukience jest w psychiatryku?
Chwila, ta zmarła to jej siostra? Nie przyjaciółka? I… Jednak. Z jej polecenia, ale jednak.
Ah, ta końcówka… Te przecinki w drugim i trzecim zdaniu od końca są potrzebne? znaczy, to nie jest najważniejsze i nie to chciałam napisać, ale rzuciło mi się w oczy.
Cóż, podsumowując, intrygujące. Świetny pomysł, wykonany w genialnym stylu. Ciekawa historia, opisana idealnymi opisami. Nie za długie, na temat, nieprzeciągane… Perfect. *Kiwa z uznaniem głową* Końcówka również mi się podobała, serio – krótka, prosta, wymowna, wpasowuje się w ten niezwykły klimat (a przynajmniej w moim odczuciu).
Słowem, gratulacje. Uwielbiam miniaturki, a Twoja zdecydowanie należy do najlepszych, jakie tu czytałam.
(Dlaczego ja nie mogę napisać normalnego komentarza, tylko jakieś minirecenzje? Pff…)
Ojej! Nawet nie wiesz, jak mi sie cieplo na sercu zrobilo! Jak dla mnie mozesz pisac minirecenzje! Bardzo milo sir to czyta i przekazuja cala tresc. Nie masz pojecia, jak dziwnie sie czulam wysylajac, a jaki strach, ze sie nie spodoba! Dzieki Tobie, moze kiedy nastepnym razem dostane weny, to powstanie i wysle kolejna miniaturke… Ale to za jakis czas, gdy skoncze epilog Pamiec… I wroce z wakacji! Raz jeszcze dzieki za komentarz (znaczy sie: minirecenzje) 😛
Pierwsze zdanie o słonych kroplami zamurowało mnie. Czytałam je trzy razy, aż w końcu uświadomiłam sobie, że to łzy.
Ta miniaturka obudziła we mnie tyle uczuć, a mimo to nie wiem co napisać. Mogę tylko powiedzieć, że genialnie piszesz. Jesteś w tym świetna. Mam nadzieję, że kiedyś dorównam ci poziomem. W twoim stylu jest coś, co uderza mnie bardzo mocno. Taka ponura aura, taka tajemnica. Kocham to! Czytanie twoich prac to czysta przyjemność i duża dawka emocji.
Zastanawia mnie tylko, jak minotaura dotarł na 36 piętro…
Pisanie komentarzy z poślizgiem chyba wpadło mi w nawyk, ale od czwartku próbuję wstawić na stronę 9 rozdział Prosto w ogień i jakoś nie wiem co robię nie tak. No chyba, że to co coś z drugiej strony jest nie tak… Nieważne.
Wiesz co teraz robię?
Patrzę się z głupim uśmiechem w migający kursor i nie wiem co mam napisać xd
Oczarowałaś mnie tą miniaturką. To jak przedstawiłaś główną bohaterkę, jej żałobę, rodzinę i podejście do świata.
Kurde, ja naprawę nie wiem co mam napisać.
Jest kilka fragmentów, które z chęcią bym skopiowała i pozachwycała się nad tym jak przedstawiłaś ludzi goniących za rzeczami materialnymi w świecie, w którym dzieci ich potrzebują, a ich nie ma. Ale nie zrobię tego tylko dlatego, że nie skopiuję połowy opowiadania.
Te kilka wersów, które są na początku miniaturki i później gdzieś w środku, czytałam chyba z cztery razy zanim przeszłam dalej. Ja też nie zrozumiałam, przyznaję się. Jestem jak ci dorośli, którzy nie starają się nawet zrozumieć jak musi się czuć główna bohaterka po śmierci siostry (po zabiciu jej). Dopiero na końcu kwestia klocków stała się dla mnie zrozumiała i to było w tym wszystkim najlepsze.
Kawał dobrej roboty
Widzisz co ze mną zrobiłaś? Nawet komentarza normalnej długości – dla moich standardów – jest nie do zrobienia. Jedno jest pewne. Stworzyłaś taką miniaturkę, którą będzie się pamiętać przez bardzo długi czas.
Pozdrawiam
Udało mi się znaleźć troszkę czasu, by tu wejść i… wow. To było naprawdę dobre. Naprawdę mnie oczarowałaś. Chciałabym przeczytać więcej takich prac. Brakuje mi tego.
Bardzo lubię taki styl i klimat