Jak mówiłam, wysyłam 11 rozdział! Do najdłuższych nie należy, ale to jest drugi dzisiaj, więc liczę, że mnie rozumiecie. Chciałabym poprosić, aby pod tym rozdziałem komentarze zawierały pytania, a mianowicie: Czego nie rozumiecie? Chciałabym wiedzieć, by w następnych rozdziałach wszystko pięknie wyjaśnić, bo powoli zbliżamy się do finiszu… Z jednej strony smuci mnie to, bo bardzo podoba mi się historia Lil, ale z drugiej strony… Mam nowy pomysł… Ale nic więcej nie powiem! 😛 Tak więc MIŁEGO CZYTANIA!
Saide
11
Obudziłam się w celi. Kamiennej. Zimna i twarda posadzka była brudna od krwi. Była to pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy. Krew, pełno krwi. Potem dotarł do mnie odór. Smród przywoływał na myśl zgniłego trupa. Chwilę nasłuchiwałam. Słyszałam tylko głuchą ciszę i własny oddech. Powoli usiadłam. Bolał mnie każdy centymetr ciała. Było ciemno. Nie widziałam prawie nic, tylko ledwie widoczny zarys drzwi na przeciwległej ścianie. Podniosłam się, ale ledwo co zrobiłam krok, gdy zachwiałam się. Musiałam oprzeć się o ścianę. Nogi miałam zwiotczałe. Głowa pulsowała tępym bólem. Ruszyłam chwiejnym krokiem w stronę drzwi. Zrobiłam kilka małych kroków, gdy zaćmiło mi się przed oczami. Upadłam na kolana. Nagły wstrząs spowodował falę mdłości. Zawartość żołądka podeszła mi do gardła. Przełknęłam obrzydliwą, drapiącą papkę. Podniosłam się ponownie. Szłam powoli. Nie miałam siły myśleć na zapas. Jedynym co się liczyło, to dojść do drzwi. Krok za krokiem. Dotarłam do drzwi. Otwartą dłonią uderzyłam w metal. Nic. Żadnej reakcji. Spróbowałam ponownie. To niemożliwe. Przeszłam taki kawał, by umrzeć w takim miejscu? Spróbowałam krzyknąć, ale głos odmówił mi posłuszeństwa. Osunęłam się. Byłam zbyt zmęczona, by zastanawiać się czemu to robię. Podpełzłam do kąta. Zwinęłam się w kłębek. Chciałam odpłynąć. Odpłynąć daleko. Tam gdzie nie ma bólu. Tam gdzie jest Tommy, Max, Diana. Tam gdzie jest mój dom. Chciałam uciec do jakiegoś wspomnienia. Nie mogłam. Ciągle byłam w celi. Długo tak leżałam. Kiedy racjonalne myślenie wróciło, wstałam.
Wytężyłam wzrok. Chciałam dojrzeć cokolwiek, co mogłoby mi pomóc lub powiedzieć gdzie, na gacie Hadesa, jestem. Ale w pomieszczeniu byłam tylko ja. Wzięłam głęboki wdech. Jestem uwięziona. Poruszałam barkami. Zamknęłam oczy. Lepiej mieć uczucie, że to ode mnie zależy czy widzę, czy nie.
Minęła godzina, a może cały dzień lub tylko minuta. Obeszłam całe pomieszczenie kilka razy. Nie mogę się poddać. Jeszcze nie. Muszę oszczędzać energię, ale nie mogę wiecznie spać. Wprowadzę się w stan uśpienia. Czasem się udaje.
Klęknęłam. Ułożyłam ręce na udach. Wzięłam wdech i wydech. Skupiłam się na biciu mojego serca. Biło trochę za szybko. Wyciszyłam wszystkie uczucia. Odłożyłam na bok strach, wiarę, ból, nadzieję, niepokój i potrzebę działania. Nie było to proste. Musiałam pogodzić się z moją pozycją. Z tym, że jestem bezradna. Z tym, że jestem uwięziona. Z tym, że nie wiem gdzie jestem, gdzie jest para, gdzie jest Thomas. Uciekam do bezpiecznej strefy. Odtwarzam w kółko tamten cios, tamtą chwilę. Jestem w pełni świadoma tego, co się dzieje. To co robię, to rodzaj medytacji. Odłączam się od mojego ciała. Nie mam żadnych wymagań. Oddech mam równy. Plecy proste. Każdy mięsień gotowy do reakcji. Słuch wyostrzony.
Każda godzina to dla mnie sekunda. Czas płynie, jak rzeka. Rzeka wpływa do morza. Morze łączy się z oceanem. A ocean to moja dusza. Wielki i nieposkromiony. W tym momencie jestem wszędzie i nigdzie.
-Jak myślisz, o czym myśli?- zapytał męski głos, dziwnie znajomy. Ale to nie ma sensu…
-Kim jesteś? Gdzie jestem?- zapytałam spokojnie, chłodno, tak jakbym była nieobecna.
-Ona nas słyszy?- prawie wykrzyknął nowy, damski głos, równie znajomy, jak męski.
-Niemożliwe…- powiedział chłopak. Zgadzam się z nim w stu procentach.
Otworzyłam oczy. Chciałam sprawdzić kto do mnie mówi. Czy to możliwe, że… Nie, ale kto wszedł do celi tak, że go nie usłyszałam. Rozejrzałam się, ale nikogo nie zobaczyłam. Niczyjej sylwetki. Ponownie przeszłam się po pomieszczeniu, ale nadal byłam sama. To nie mogło być wspomnienie, sen też nie. Czyżbym wariowała. Schowałam ręce do kieszeni, a przynajmniej chciałam to zrobić, ale nie mam kurtki. Jestem ubrana w szpitalną piżamę. Sprane niebieskie spodnie, sięgające połowy łydek. Do tego, zapinana na guziki, pasiasta koszula. Jak mogłam nie zorientować się, że nie mam na sobie swojego kombinezonu.
Nagle drzwi otworzyły się. Błyskawicznie podskoczyłam do ściany. Czekałam, aż ktoś wejdzie. Minęła cała, jedna chwila, gdy do pomieszczenia wszedł jakiś chłopak. Mimo panujących ciemności, można było dostrzec jego rosłą budowę. Jest ubrany w ciemny strój. Czarne spodnie i hebanowy podkoszulek. Cicho niczym wiatr szykowałam się do skoku. Stabilnie oparłam dłonie na posadzce, jedną nogę miałam dalej. Skoczyłam. Skoczyłam, gotowa walczyć o swoją wolność, na śmierć i życie. Jednak nie trafiłam w niego. Chłopak w ciągu zaledwie sekundy, znalazł się przy drzwiach. Szybko ruszyłam w jego stronę. Wykonałam wykop z półobrotu. Uniknął go. Uderzyłam prawym sierpowym. Odbił moje uderzenie. Kilka chwil tylko ja atakowałam. Wykonałam kolejny wykop, ale tym razem od razu oddałam kolejne kopnięcie, i kolejne. Chłopak nie mógł uniknąć tego ciosu. Uderzyłam go lewą nogą w kark.
-No, zaczęłaś się starać.- powiedział głosem twardym i pełnym kpiny.
Zaatakował pierwszy raz. Cios był precyzyjny i silny. Z trudem zblokowałam jego lewy prosty. Walczyliśmy dłuższą chwilę, gdy nagle on zmienił się w cień. Przeniknął przeze mnie i wbił mi igłę w kark. Chciałam zaatakować go ponownie, ale upadłam. Nie mogłam się poruszyć. Chłopak poprawił koszulkę, przeczesał włosy i chwycił mnie za nogi. Wyciągnął mnie z pokoju. Szorował mną po kamiennej posadzce. Moja głowa kilka razy uderzyła na wybojach. Tępy ból rozchodził się po moim ciele. Ściany są całkowicie suche. Jest bardzo duszno, a z każdym metrem coraz bardziej. Pochodnie oświetlały chłopaka. Miał blade ręce . Całe pokryte były ciemnymi żyłami, które wyglądały jak tatuaże. Powoli odzyskiwałam czucie w rękach i nogach. W końcu stanęliśmy. Przed nami rozstąpiły się wielkie metalowe drzwi. Dużo większe, niż z mojej celi. Gwałtownie skoczyłam na równe nogi, ale równie szybo z powrotem wylądowałam na posadzce. Głośny pisk rozległ się w mojej głowie. Usłyszałam czyjś krzyk:
-Lila!- to była Ann, tak myślę. Niech ten dźwięk już się skończy. Chcę go wyciszyć.
-Witaj Lila.- usłyszałam spokojny, kobiecy głos. Od jego tonu przeszły mnie ciarki.- Miło cię znów widzieć. Jak się czujesz?
Wiedziałam co zobaczę, ale i tak widok tej kobiety, zmroził mi krew w żyłach. Na wysokim krześle siedziała Maczeta.
No i fajnie. Takie rozdziały to ja mogę czytać. Myślę, że można było połączyć 10 i 11 w 10.5, ale to ty tu jesteś artystką. Mam nadzieję, że finał będzie mocny, tak jak cała ta historia.
Jedyne pytanie, jakie mi się nasuwa, to co to dokładnie jest ta agencja. Może coś więcej o rekrutacji i szkoleniu?
Nie chcesz zdradzić choćby trochę, nawet najwierniejszym fanom? Bo jak następne opowiadanie będzie na takim poziomie, to czekam z niecierpliwością!
SPOJLER!!!!
Kojarzysz, jak Apollo byl wsciekly na Lile, bo, cos tam, przepowiednia? To do niej bedzie odwolanie 😉
Super! Szkoda, że to jeden z ostatnich rozdziałów. Ech… Dopiero zaczęłam czytać „Pamięć…”, a tu już koniec…
Mam małą prośbę: mogłabyś podesłać linki do pierwszych rozdziałów? Prooooszę 😀
Nie mogę się doczekać następnej części! Oby była dłuższa
http://rickriordan.pl/page/2/?s=Pami%C4%99%C4%87…
Tu beda pierwsze rozdzialy Ciesze sie, ze Ci sie podoba Nastepna… Czy bedzie dluzsza? No nie wiem… Moge poloaczyc 2 rozdzialy. Specjalnie dla Was, ktorzy komentujecie ;-(
Pisałam wcześniej, że lepiej by było gdybyś połączyła dwa krótkie rozdziały w jeden. Zmieniałam zdanie po przeczytaniu 10.
Nie przeszkadza mi fakt, że ma on jakieś pół strony, a Lila ledwo ogarnia co się wokół niej dzieje. Ten krótki rozdział pasuje do całej historii.
Odezwała się ta co przesyła rozdziały, które mają 1 stronę. Ostatnio otworzyłam rozdziały opowiadania HP i zobaczyłam, że mają po 6 stron nie wierzyłam, że to ja je napisałam.
Długość nie ma znaczenia. Jedna osoba może zrobić esej na 10 stron, a inna zapisze to na jednej kartce, a sens będzie taki sam. Liczy się tylko jak to zrobi.
Ja rozumiem Lila jest przemęczona itp., ale słyszenie głosów, które jasno jej mówią, że nie powinna ich słyszeć… Coraz gorzej z nią.
Mam pewne podejrzenia kto może być tym dupkiem co walczył z Lili (w końcu ktoś ją pokonał!). To Nico mam rację? Pasuje mi do opisu i rozpływania się w Cieniu, chociaż to nie musi być tylko jego talent.
Zakończenie pełne napięcia, no no. Maczeta to taki typowy czarny charakter i mam nadzieję, że dobrze ją przedstawisz. Lila w którymś rozdziale ją wspominała….
Tak w sumie, to jak się to wszystko uporządkuje itp. to ta cała historia ma ręce i nogi.
Czekaj jak jej brat zginął, a ona jest siostrą Percy’ego…. Czemu ja się zawsze gubię w koligacjach rodzinnych? To on też był synem Posejdona?
Wspominałaś kilka razy jakie były założenia stworzenia Agencji, ale czemu Bogowie zdecydowali się ją w ogóle założyć? Czemu ukrywali fakt, że ona istnieje? Tajna organizacja nie powinna być na widoku, ale bardziej doświadczeni herosi (jak Percy i Ann) powinni o niej wiedzieć. To tylko moje głośne myślenie, bo to ty tutaj decydujesz o fabule
Pozdrawiam
Wszystkie pytania które miałem w głowie zostały już zadane. Zostało tylko czekanie na więcej.
Niesamowity rozdział, przeczytałem to w moment. Świetne.
Weny!