Po pierwsze: Pierwszy raz publikuję w ten sposób. Nie wiem co się stanie.
Po drugie: Dawno niczego nie publikowałem. Przynajmniej z tej serii. Mimo, że fabułę mam rozplanowaną od początku do końca.
Po trzecie: Poprzednią część zakończyłem tragicznie. Naprawdę, naprawdę tragicznie. Nie wiem co mnie podkusiło. Przepraszam za to.
Po czwarte: Oto linki do poprzednich części: http://rickriordan.pl/2013/12/herosi-tacy-jak-my-prolog/, http://rickriordan.pl/2013/12/herosi-tacy-jak-my-1/, http://rickriordan.pl/2013/12/herosi-tacy-jak-my-2/, http://rickriordan.pl/2015/01/herosi-tacy-jak-my-3/
Po piąte: Pozdrawiam i dedykuję ten rozdział Annabelle, ponieważ mały reboot tej serii kojarzy mi się z rebootem Pamiętnika Heroski. Dedykuję jej też ten twór, ponieważ dziękuję jej. Za to, że ciągle pisze PH, które mnie na zmianę rozczula i rozśmiesza, bawi i smuci, sprawia, że chce mi się płakać oraz pragnę więcej. Dzięki Tobie mam siłę i chęć pisać tę serię, po to, abyś ty chociaż raz poczuła się jak ja, kiedy czekam na kolejną część twojej wspaniałej twórczości. Dziękuję Ci.
Po szóste: Piszcie komentarze ludzie! Obiecałem Annabelle, że o ile będzie wstawiać PH, ja będę komentować. Zaproponuje ktoś coś takiego mnie?
Po siódme: Ja jestem Quickdroo, a to są Herosi Tacy Jak my, część czwarta.
PS: Większość miast, nazw ulic i ogólnych nazw jest zmyślona i zmyślona będzie w przyszłości.
PPS: Czego bardzo żałuję, prawdopodobnie będziecie musieli przeczytać najpierw rozdział trzeci, aby zorientować się w fabule na tyle, ile trzeba.
ELIOT
-Tuteujaili? Co to jest Tuteujaili?
-Raczej gdzie. – (jak zwykle) poprawił mnie Aklymenos.
Wyszliśmy z zebrania (o ile można to tak nazwać). Will musiał szybko wracać do skrzydła… Czy ja chciałem powiedzieć skrzydła szpitalnego? Czy ja jestem w jakimś fantastycznym świecie Hogwartu? Oczywiście, że nie. Jestem tylko w… Obozie Herosów… z moim kumplem, synem Ateny… gadałem niedawno z ceuntarem… który miał trzy tysiące lat… a One Direction jest popularnym boysbandem… Dobra, nic nie mówiłem o fantastyce.
Wracając, Will musiał szybko wracać do obozowego szpitala i poprosił wszystkich, którzy nie mieli aktualnie nic ważnego do roboty, aby pomogli mu przy chorych. Podobno działy się tam dziwaczne rzeczy. Percy Jackson zaczął narzekać, że ma niebieską piżamę, jakiś syn Aresa zaczął śpiewać O Sole Mio, a jeszcze inna córka Afrodyty zaczęła mówić płynnym niemieckim. Nie dziwcie się, że nie chciałem się tam pchać. Ale Aklymenos chciał. Jestem pewny, że to przez Laurę, ale nie narzekałem. Może przez to całe odwrócenie przejdzie mu ta namolność.
Co do innych: Annabeth obmyślała powód tych dziwnych sytuacji oraz to, jak je zatrzymać. Przynajmniej w teorii, bo pod koniec zebrania wydawało mi się, że jest bliska płaczu. Wiecie, jesteście inteligentną, ładną blondynką o szarych oczach i pogodnym charakterze, a wasz chłopak staje się gejem. Który leci na syna Hadesa. A ten leci na ciebie. Przypomniały mi się brazylijskie telenowele, które oglądała moja babcia.
Marc wrócił do domku Hekate, aby robić to, co robi Annabeth. W jego przypadku byłem pewny, że to robi.
A Clovis… poszedł spać. Jak to on (Dlaczego syn Hekate może stracić moce magiczne, a syn Hypnosa jak spał, tak śpi?).
-Jest na to skrót? – zapytałem lekko udręczony specyfiką nazwy miasta (serio, kto to wymyśla? To tak jakby nazwać miejscowość Chrząszczyżewoszyce, a powiat Łękołody. Ile zajęło wam powiedzenie tego?)
-Na co?
-Na tą nazwę miasta. – próbowałem nie wpaść w pułapkę
-Przypomnisz mi ją? – zapytał, a na jego ustach pojawił się lekki uśmieszek
-Tutujal… Tuetuil… Tueutili… NO BŁAGAM CIĘ, WIEM, ŻE ZNASZ!
-Tuteujaili – powiedział to powoli, rozkoszując się każdą sylabą. Boże (czy to jest dobra forma w moim przypadku?), jak ja go nienawidziłem momentami.
-To jest na to jakiś skrót?
-Możemy mówić na to… Tutti.
-Tutti?
-Tak, Tutti,
-Dlaczego Tutti?
-Bo Tutti leży w Oklahomie.
-No i?
-A w tym stanie bywa gorąco.
-No i???
-Kojarzy mi się z lodami.
-Z lodami?
-Tutti Frutii.
-Jesteś synem Ateny, bogini mądrości, masz riposty, że Ziemia mała, każesz nazywać się Aklymenosem i wymyśliłeś skrót Tutti, bo kojarzy Ci się z lodami?
-Tak. – odpowiedział rozbrajająco szczerze
-Niech Ci będzie.
Nie wiedzieliśmy do końca, gdzie będziemy iść. Był wieczór. Może powinniśmy iść jednak pomóc Willowi i Laurze. Albo znaleźć sobie w końcu coś, czym będziemy walczyć. To nie tak, że uwielbiam walkę, ale kiedy spotkasz na ulicach Nowego Yorku ogara prosto z piekła, który pożera drzwi od Toyoty, a za chwilę ma zamiar zrobić to samo ze mną, to wolałbym uciec albo chociaż się czymś bronić, a nie:
-Dzień dobry, dodzwonił się pan do Bombowego Ultra Mega Obsługi Klienta, w czym możemy pomóc.
-Dlaczego macie skrót BUM OK?
-Bo nasza firma jest nowoczesna, a przez to odjazdowa i bombowa.
-Jak ma na imię szef tej korporacji?
-Abdullah, a czemu pan pyta?
-Nic nic, po prostu zrozumiałem skrót. A jeśli chodzi o to, dlaczego zadzwoniłem, to dlatego, że mam problem.
-Jesteśmy od rozwiązywania problemów.
-I dlatego macie skrót BUM OK?
-Bo nasza firma jest nowo…
-Tak tak, wiem. Wracając do tematu, odpadły mi drzwi od samochodu.
-Marka?
-Citroen C4… Już wiem, dlaczego zadzwoniłem do firmy BUM OK.
-Kolor samochodu?
-To ważne?
-Dbamy o komfort naszych klientów.
-Niebieski. I od razu, wszystkie dane będą pod nazwiskiem Eliot Carey.
-Dobrze, dobrze. Dlaczego drzwiczki odpadły?
-Nie odpadły, zostały… zżarte.
-Rdza? To zadziwiające, używamy najwyższej jakości metalu!
-Jakiego?
-Aluminium.
-To jakim cudem go pokolorowaliście?
-Tajemnica firmy BUM OK.
-A okej… nie, to nie rdza, to pies.
-Pies? Zadzwonimy od razu na komisariat w celu wyjaśnienia.
-Nie, nie policja… ogar.
-Jestem ogarnięty, pracuję w bombow…
-TAK WIEM. Chodzi mi o czworonoga, taki z pyskiem, ogonem, sierścią.
-Odgryzł panu drzwi?
-Tak.
-Kiedy go pan ostatni raz karmił?
-To nie mój pies.
-Jest gdzieś właściciel?
-Nie, czuję, że jest bezpański.
-W takim razie dzwonimy już do hycla, proszę poczekać.
-A nie macie może czegoś innego? SWAT, CIA, Avengers?
-Możemy panu zaoferować nasz zestaw stałego klienta: Bombonierka, lekarstwo Ibum, oraz nowy zestaw pościeli w kolorze granatowym.
-A pomoże mi to odciągnąć tego psa? Chyba zabiera się za fotel, a teraz to zmierza w moim kierunku.
-Wymienimy fotel do 24 godzin po oddaniu do naprawy.
-A mnie wymienicie?
-Do widzenia! Dziękuję za skorzystanie z usług firmy BUM OK!
Zgaduję, że wyglądałoby to właśnie tak. A kiedy rozmyślałem dalej o incydentach, jakie mogły mi się przydarzyć w firmie BUM OK, Aklymenos przemówił.
-Powinniśmy tam wyruszyć.
-Do firmy BUM OK? Zdecydowanie nie. – odparłem, a po chwili zdałem sobie sprawę z mojej głupoty
-BUM OK? Nie słyszałem o tej firmie, ale swoje kwestie religijne zostaw na później, bo po pierwsze jesteś dzieckiem greckiego boga, a po drugie nie chodziło mi o to miejsce.
-W takim razie gdzie, panie Meshing? – Aklymenos nienawidził, gdy zwracałem się do niego per Pan Meshing, uważał, że to nazwisko jest niesamowicie uwłaczające i zbyt urzędowe jak na niego. No i chińskie przy okazji.
-Uważam, panie Carey, że my, jako przyjaciele, a przede wszystkim jako drużyna, mam nadzieję, że także z Laurą, powinniśmy natychmiastowo udać się do Wielkiego Domku, aby tam, w jakże priorytetowym celu zgłosić się na wyprawę, która dosłownie i w przenośni odmieni życie nasze i innych, uczyni z nas bohaterów, a jeśli jeszcze do tego przeżyjemy, to mam nadzieję, że pozwoli mi spotkanie towarzyskie z mą lubą, córką Apolla.
-Amm… No, spoko.
-Nic nie zrozumiałeś prawda? Czyżbym się zadumał?
-A jakże, Aklymenosie. A jakże.
-Powinniśmy iść na misję, na której przywrócimy wszystko do ładu i składu i pozbędziemy się tego, co wszystko zamienia i przemienia.
-Tak coś czuję, że choć nie chcesz, wciąż rymujesz. – kąśliwie zwróciłem Jimowi uwagę, ale po chwili ogarnąłem tą oficjalną część zdania – Czekaj czekaj czekaj, CO?
-Tak, jak słyszałeś.
-O nie nie nie nie, nie zgadzam się na żadną misję. W nic mnie nie wpakujesz, nie tym razem.
Wiecie, mimo wszystko Jim miał momentami nasilającą zdolność do pakowania się w kłopoty. Hej, przecież wyzwanie najlepszego gracza w koszykówkę, na pojedynek 2 na 2 jest kapitalnym pomysłem, co nie?! Ani trochę to nie był zły pomysł i też ani trochę nie przegraliśmy potem do zera, i ani trochę potem nie musieliśmy nosić temu bydlakowi przez miesiąc plecaka, i przepoconych ciuchów, tylko dlatego, bo Aklymenosa wkurzyło to, że ten siedemnastolatek ciągle się przechwala.
Ani trochę nie zostaliśmy usmarowani szminkami i wszelkiego rodzaju makijażem po twarzy, i ani trochę nie mieliśmy wszędzie poprzylepianych karteczek z twarzą Justina Biebera, i ani trochę nie bolał mnie nos, ponieważ ani trochę nie był złamany. To nic groźnego, powiedzieć przy psychofankach JB, że „Baby” jest piosenką śpiewana dla hajsu, a nie z przesłaniem, a sam utwór i tak jest powszechnie nielubiany. Zapamiętajcie, prawda boli i to bardzo.
Dlatego też tym razem nie chciałem pchać się na misję, na której prawdopodobnie zginiemy rozszarpani przez potwory, unicestwieni przez Szafirowego Smoka albo polegniemy przez gadkę Aklymenosa. A ja wciąż nie wiem, która z tych opcji jest najstraszniejsza.
-Sęk w tym, że prawdopodobnie, o ile zajdzie taka potrzeba, na jakieś kilkadziesiąt procent, jest szansa, możliwość, sytuacja… – zaczął ponownie syn Ateny.
-No wysłówże się wreszcie.
-…że ty jako jedyny mógłbyś oprzeć się tej sile.
Aha, siła która odwraca, zamienia mądrych w głupków, ładnych w brzydkich, brzydkich w ładnych, utalentowanych w… mniej utalentowanych? A ja według mojego najlepszego kumpla mam iść zmierzyć się z tą siłą, bo mi się po prostu uda.
-Dlaczego ja?
-No bo inni, na przykład ja, jesteśmy niesymetryczni psychicznie. Gdyby odwrócić moją osobowość o 180 stopni, to byłbym kimś kompletnie innym. Zapewne jakimś kretynem. Ale ty… jesteś symetryczny.
-Że co? – coraz mniej rozumiałem z gadki Aklymenosa
-Gdybym ja wyłączył to „źródło”, to niechybnie stałbym się debilem. Jestem jak… trójkąt, o. Mam jedną oś symetrii, byłaby tylko mała szansa, żeby nic mi się nie stało. A ty jesteś jak koło. Nieważne, z której strony przeciąć na pół, zawsze dwie połówki są takie same.
-Nie wiem co to, ale też chcę, tyle że mniej.
-Nie pamiętasz?
-Czego? Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, to mi to powiedz, tyle że prosto i nie językiem matematycznym.
Westchnął zrezygnowany.
-Chodzi mi o… – powiedział, a mną coś wstrząsnęło. Wstrząsnęło na tyle, że zakryłem wielokropkiem to, co wymówił. Było to zbyt… wstydliwe.
Wspominałem kiedyś, że mam dość nietypową wadę? Jest ona bardzo nietypowa. Utrudniała mi życie i funkcjonowanie do czternastego roku życia. Wtedy to z pewnym trudem udało mi się tego pozbyć dzięki pomocy wyspecjalizowanych lekarzy. Do teraz mam lekkie przebłyski, ale nie zagrażające mi. Jednak wciąż miewam koszmary i żyję w ciągłym strachu, że schorzenie kiedyś wróci i to ze zdwojoną siłą.
Tym bardziej wściekłem się, gdy Jim zaproponował, że moglibyśmy uratować obóz mógłby poderwać Laurę, poprzez moją chorobę. To tak jakbyście kupili odjazdowe skarpetki koledze, który nie ma nóg, tylko po to, aby on przez twój mały błąd nie mógł ich nosić, a wy tak. No błagam.
Nie lubię do tego wracać. Naprawdę, tamte czasy były dla mnie ciężkim okresem. Wtedy to poznałem Aklymenosa, a on jako jedyny się ode mnie nie odwrócił, tylko zapoznał. Jak przyznał później, był po prostu zainteresowany moim przypadkiem, ale zaprzyjaźniliśmy się i nie zwracaliśmy uwagi na moją wadę kiedykolwiek później. Aż do teraz.
-Nie mówisz o tym.
-Wiem, co ścierpiałeś i co przeżywałeś, ale to może być jedyny sposób na uratowanie Obozu tak, aby nikt nie ucierpiał, a szczególnie nie ty. – bzdury, zmarnowaliście kilkanaście sekund życia
-Jeśli spróbuję… To wróci?
-Nie mam pojęcia, ale zgaduję, że tak.
Chciałem coś dodać, ale po chwili się zreflektowałem.
-Nie.
-Co?
-Nie. Nie zgadzam się. Nie będę się poświęcał dla jakiejś idei.
-Ale…
-NIE ROZUMIESZ?! SYN ATENY, A TAKI GŁUPI?!?!
-Elliot…
-NIE MAM ZAMIARU IŚĆ PROSTO W RAMIONA MOJEGO KOSZMARU! Ja… ja się boję… Ja nie chcę. – dokończyłem zmęczony.
Naprawdę byłem zmęczony. Obóz Herosów, rozmowy z ceuntarami, wszystko na odwrót, Aklymenos nawołujący do misji, która znowu zamieni moje życie w piekło. O ile przeżyję. Tego wszystkiego było dla mnie za wiele.
Zemdlałem.
Świetnie mi się to czytało, było bardzo zabawnie! Jeśli były jakieś błędy, to nie zauważyłam. Było też bardziej dopracowane, to kolejny plus. Oprócz tego bohaterowie. Aklymenos – jak nie trzeba, to gada, a jak chce się coś wyciągnąć, to już się nie da… Jakie to typowe. ;’) Elliot jest genialny i uroczy, uwielbiam go! Jego teksty, spostrzeżenia i komentarze czasem powalały.
1. Tuteujaili. *Próbuje przeczytać i przepisać pierwszy wyraz, ale język już jej się plącze, dlatego robi kopiuj – wklej…* Ta nazwa jest dziwna. I ten skrót… Pierwsza myśl: „Tutti Frutti. Lubię ten smak.” W ogóle, ta rozmowa naprawdę przypominała rozmowę z moją rodziną – jak ze ścianą, trudno coś wyciągnąć. Druga myśl: skoro istnieją Przybysławice i Mniow, to dlaczego nie Tuta… te… cośtam?
2. Przemowy Aklymenosa były zabawne, naprawdę. Niby mądre, takie… rozbrajające, nieco dziwne… Słowem, w jego stylu. Najlepsze było to porównanie Elliota do koła i ta symetryczność. 😉
3. BUM OK. Nawet nie wiem, jak to skomentować… Ta rozmowa też była świetna.
„-A nie macie może czegoś innego? SWAT, CIA, Avengers?
-Możemy panu zaoferować nasz zestaw stałego klienta: bombonierka, lekarstwo Ibum, oraz nowy zestaw pościeli w kolorze granatowym.”
4. Skąd ty wymyśliłeś to, co oni robili dla tego koszykarza?
5. Cóż to za tajemnica z przeszłości, co? (Powinnam się bać?)
I zanim zaczniesz zadawać głupie pytania, Quick, TAK, masz kontynuować 😉
Weny!
Będę szczera. Nie czytałam wszystkich poprzednich części, ale czytało się świetnie! Było kilka błędów interpunkcyjnych, zjedzonych przecinków i kropek. Ale to było genialne! Przezabawne dialogi, rozmyślania, które wkleję sobie jako złote cytaty, dystans do rzeczywistości i wrażenie, że Aklymenos jest wzorowany na mojej przyjaciółce… Bezcenne! Co do nazwy miasta, czytam to jako Tutełhajli. Nawet nie jest taka zła 😉
Czekam z niecierpliwością na kolejną część!
Dobra robota, Konrad.
W kilku Twoich niedociągnięciach jestem w stanie zauważyć, że wyszedłeś z wprawy, ale nie martw się, szybko do niej wrócisz, pysiu.
Tylko proszę o te dialogi, o których Ci mówiłam, bo nie mogę na to patrzeć.
Czekam na ciąg dalszy, więc pisz! Zaznaczę, że nawet kilka razy się zaśmiałam i to nie z powodu jakiegoś straszliwego byka czy błędu stylistycznego, tylko dlatego, że opowiadanie było śmieszne! Pierwsza taka sytuacja od chyba… pół roku pośród opowiadań tutaj, więc masz moje uznanie. Nie spieprz tego.
Kisnę srogo. Serio.
Już pierwszy akapit mnie rozbawił. BUM OK również. I te rozkminy na temat Tutti 😀 😀
Cieszę się, że to przeczytałam i dziękuję za dedykację :* Jest już kolejna część? Chętnie bym się do niej dorwała!
Zainspirowałam Cię tym odwróceniem osobowości, tak? 😛