Cześć,
Ktoś ostatnio narzekał że nie ma żadnej szybkiej akcji. 😉 Tak więc dedykacja dla ciebie Siedlak22. Nadrabiam to tym rozdziałem który mam nadzieję że się spodoba. I specjalnie dla Inez pojawi się dziś Patrick.
Pozdrawiam
Rozdział XI
„Złoty Wieniec”
– Żartujesz! – wykrzyknęłam tarzając się po podłodze ze śmiechu.
– Uwierz mi w końcu, że nie – Rachel z histerycznym śmiechem rzuciła we mnie poduszką.
Ale ja, dzięki mojemu świetnemu refleksowi, uniknęłam wielkiego, puchatego pocisku, który miał za zadanie mnie zgnieść. Kiedy się w miarę uspokoiłam, na kolanach podpełzłam powoli do sofy i się na nią wspięłam, jakby była największą górą. Odgarnęła włosy ze spoconej twarzy. Obie byłyśmy czerwone jak buraki przez ten atak śmiechu wywołany historyjką o ty jak moja mama, jej rodzeństwo i dzieciaki od Hermesa uniknęli kary za zbombardowanie kolorową farą domku Aresa. Ponoć przez kolejny miesiąc dziewiątka była cała w różowej farbie i niczym się nie dało tego zmyć.
– Dobra. Czas na kolejne zdjęcie – powiedziałam, przewracając kartkę albumu.
Zdjęcie to zrobiono przed Wielkim Domem. Na schodkach, balustradzie i trawie przed budynkiem siedzieli nastolatkowe w pomarańczowych obozowych koszulkach. Wszyscy byli szczęśliwi, roześmiani i ubrudzeni od stóp do głów błotem. Zaczęłam szukać znajomych twarzy. Od razu zobaczyłam Rachel, którą trzymało na rękach z czterech chłopaków. Potem znalazłam Willa i Nica. Od razu się roześmiałam. Will miał minę typu: patrzcie na mnie, ale ja jestem sexy. Nico, stał koło niego i patrzył z politowaniem w niebo. Dopiero po dłuższych poszukiwaniach znalazłam mamę. Stała na szczycie schodów uśmiechając się. Była chyba najmniej ubrudzona błotem, z całej ekipy. Miała oczywiście kolczyk w nocie i nausznice na uchu. Ale jej twarz była inna. Bardziej poważna niż na wcześniejszych zdjęciach.
– Co wyście wtedy robili, że wszyscy są ubrudzeni błotem? – zapytałam, spoglądając na Rachel.
– To był ostatni dzień lata. Zebraliśmy wtedy wszystkich weteranów i urządziliśmy sobie rekonstrukcje wydarzeń na śmieszny sposób – zaśmiała się pod nosem – Oczywiście nie wszystkich.
– Wydarzeń? – nie do końca zrozumiałam.
– No wiesz. Wojna z Kronosem, wyprawa do Grecji, walka z Pytonem – Rachel zaczęła się cicho śmiać – A wiesz, co zrobi...
– Nawet nie zaczynaj! – krzyknęłam – Bo znów dostaniemy napadu śmiechu i dobrze się to nie skończy.
– Dobrze, już nic nie mówię – Rachel wyrzuciła ręce w górę, robiąc naburmuszona minę.
– Mówię tylko, żebyś nie opowiadała mi tych śmiesznych historyjek, bo to naprawdę nam szkodzi – zrobiłam słodką minę – Ale możesz mi opowiedzieć o ludziach na tym zdjęciu.
– Mogę – Rachel przejęła album i wskazała na zdjęciu siebie – To jest Rachel. Bardzo miła i super dziewczyna, którą musisz poznać.
– Ale śmieszne – wywróciłam oczami – Ja mówię serio.
– No dobrze – moja przyjaciółka przyjrzała się zdjęciu, po czym zaczęła mi opowiadać – Ci tutaj to Leo i Kalipso. Słodka para. Od kiedy Leo uwolnił Kalipso z Ogygii podróżują razem po całym świecie. Raz na jakiś czas zawitają do któregoś z obozów, ale różnie to jest. Mają jedną córkę – Natalii. Ona podróżuje razem z nimi, ale od kiedy skończyła dziewięć lat, przyjeżdża co lato na obóz. Teraz ma około czternastu lat.
Przyjrzałam się zdjęciu. Córka Atlasa wyglądała jak zwykła dziewczyna, kiedy miała na sobie normalne ubrania. Gdybym nie wiedziała kim jest uznałabym ją za zwykłą półboginię.
– To jest Hazel i Frank – Rachel wskazała na dziewczynę, o karmelowej cerze i miodowych włosach i chłopaka o azjatyckich rysach – Oni mieszkają w Nowym Rzymie i szkolą tam półbogów. Mają trzech synów – młodszego Alexa oraz Perry‚ego i Nasha. Bliźniaki. Oni też przyjeżdżają tu co lato. Perry i Nash są od ciebie młodsi z rok, a Alex ma dziesięć lat. A ci tutaj to Percy i Annabeth – wskazała na wysokiego chłopaka, który opierał podbródek o głowę dziewczyny, o ślicznych blond włosach – Mówi się, że są najpotężniejszymi herosami naszych czasów. Mieszkają w Nowym Rzymie, ale praktycznie zawsze są tu co lato i szkolą nowe pokolenia herosów. Mają trójkę dzieci. Najmłodsza jest Charlotte. Ma około sześciu lat. Potem jest Suzan. Ona w listopadzie skończy dwanaście lat. No i jest jeszcze Patrick. Najstarszy. On jest w twoim wieku. I sądzę, że niedługo go spotkasz.
– Poznam wszystkich, których wymieniłaś? – zapytałam niepewnie
– Tak. Dzieci herosów, które przyjeżdzaja tu w lecie są nazywane Elitą. Tworzą odrębną grupę, ponieważ każdy z nich jest tak jakby na wyższym poziomie – zaznaczyła nawias w powietrzu – Mają po prostu we krwi bycie herosami. I sądzę, że niedługo i do nich dołączysz.
– Ja?! – zapytałam totalnie zaskoczona.
– Tak. Jennifer też zalicza się do wielkich herosów, wiec…
– Nie. Ja, a oni to dwa różne światy. Sama mówiłaś, że oni są na wyższym poziomie. A ja? Jestem tu dopiero trzy tygodnie, z czego prawie dwa przesiedziałam w pokoju, w ogóle nie trenując. Ja nigdy im nie dorównam.
– Jesteś potężna, Blanka. I to bardzo. Tylko się jeszcze o tym nie przekonałaś.
Jęknęłam głośno i opadłam na poduszki. Wiedziałam, że z nią nie wygram i że Rachel może się tak ze mną licytować całą noc. Ale ja miałam inne zdanie o moich zdolnościach. No super, że moja mama była wielkim herosem, ale ja nie jestem taka jak ona. I nigdy nie będę. Dlatego nawet nie mam co marzyć o znalezieniu się w „Elicie”. To dla mnie za wysoko. Jeśli jutro nie dam się pokroić na kawałki podczas bitwy o sztandar to już będzie duży sukces. A poza tym coś mi tu nie pasowało. Szczególnie to kiedy Rachel mówiła, że Patrick jest w moim wieku. Ciężko westchnęłam. Wtedy coś sobie przypomniałam.
– A przypadkiem w siódemce nie było jeszcze Jasona i Piper? – zapytałam podnosząc się.
Twarz Rachel od razu posmutniała. Odrazu domyśliłam się, że oni nie mieli tak szczęśliwego zakończenia, jak inni.
– To oni – wskazała na roześmianą parę. To oni byli najbardziej ubrudzeni błotem – Byli razem bardzo szczęśliwi. Kiedy tylko Piper skończyła osiemnaście lat, wzięli z Jasonem ślub. Byli w sobie bardzo zakochani. Pamiętasz, jaki ci mówiłam o tym, że Jason obiecał każdemu bóstwu wybudować świątynie? – kiwnęłam głową – Pewnego dni musiał nagle wyjechać w związku z tym przedsięwzięciem. Nikt z nas nie wiedział, że Piper jest sama w domu. Była wtedy prawie bezbronna, bo była w ósmym miesiącu ciąży. Jakiś potwór zaatakował ich dom. Zabił Piper i zniszczył wszystko. Dowiedzieliśmy się o jej śmierci dopiero po kilku tygodniach. I to zupełnie przez przypadek. Jason miał nam za złe, że nikt do niej wtedy nie zajrzał. Dotąd nam nie wybaczył.
– Co się z nim teraz dzieje? – zapytałam cicho.
– Nikt do końca nie wie. Prawdopodobnie przeszukuje całe stany, żeby znaleźć potwora, który zabił Piper. Ale to niepotwierdzone informacje. Na pewno nie ma go w Nowym Rzymie ani tu.
Siedziałam później cicho do końca wieczoru. Rachel opowiedziała mi jeszcze o kilku osobach na zdjęciu, ale ja jej w sumie nie słuchałam. Byłam przejęta historią Piper i Jasona. Tak wiele dokonali dla świata, a świat z niewiadomego powodu się na nich mścił. To nie było sprawiedliwe. Kiedy zasypiałam wieczorem, myślałam o mnie i moim przyszłym chłopaku. Czy Bellona też nas tak zniszczy, jak zniszczył los Jasona i Piper?
***
– Gdzie one są!? – wykrzyknęłam po raz dziesiąty już naprawdę wkurzona.
– Czego szukasz? – Nico cicho wszedł do pokoju i tak mnie zaskoczył, że aż podskoczyłam i cicho pisnęłam.
– Nie strasz mnie – powiedziałam uderzając go mocno w ramię.
– Czego szukasz? – powtórzył swoje pytanie, patrząc z niepokojem na bałagan w moim pokoju.
– Moich skórzanych rękawiczek – rozpędziłam się i z rozbiegu wślizgnęłam się pod łóżko by i tam jeszcze raz sprawdzić, czy ich nie ma.
– Których rękawiczek? – zapytał, kiedy ja przetrząsałam śmieci pod moim łóżkiem, rozgarniając wszystko na boki.
– Tych skórzanych, bez palców – powiedziałam podchodząc do szafy i wszystko z niej wyrzucając na podłogę. Wspominałam wam, że jestem totalną bałaganiarą. Na pewno nie.
– Dobra stop – powiedział, podchodząc do mnie i chwytając mnie za ramiona – Przestań robić bałagan. Czemu są ci potrzebne akurat teraz?
– Bo za trzy minuty mam zbiórkę w lesie na zajęcia ze wspinaczki – zanurkowałam pod ramieniem Nicka i doskoczyłam do szafki nocnej. Tam również przegrzebałam po raz kolejny szuflady.
– Gdzie widziałaś je ostatnio? – zapytał zakładając ręce na piersi.
– No właśnie nie wiem – powiedziałam przeczesując włosy ręką – Ale na pewno gdzieś tu są.
Nico westchnął i podszedł do drzwi, gdzie na haku wisiała moja kurtka. Sięgnął do kieszeni i już po chwili trzymał moje rękawiczki w ręce.
– Dziękuję !- rzuciłam mu się na szyję. Pocałowałam go w policzek i wybiegłam z pokoju, ubierając jednocześnie rękawiczki.
– A kto to wszystko posprząta!? – usłyszałam, jak za mną krzyczy ze szczytu schodów, ale go zignorowałam, bo byłam już na ganku.
Biegłam najszybciej, jak potrafiłam. Nie zwracałam uwagi na nic. Musiałam zdążyć na zbiórkę, bo jeśli tym razem się spóźnię, to będę musiała czyścic stajnie przez tydzień. A nie miałam na to szczególnej ochoty.
Nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się w bieg i pomachałam do grupki dziewczyn, które właśnie minęłam. I wtedy właśnie na niego wpadłam. Oboje wywróciliśmy się na trawę, ale ja oczywiście musiałam pod nim wylądować. A tym kimś musiał być oczywiście chłopak. Spojrzałam na niego, chcąc go szybko przeprosić i biec dalej i… wstrzymałam oddech. Patrzyłam prosto w oczy koloru morza. Były otoczone szarą obwódką. Kilka kosmyków czarnych włosów chłopaka opadły mu na czoło. Miał wydatne kości policzkowe i opaloną twarz. Był to chyba najprzystojniejszy chłopak, jakiego kiedykolwiek widziałam. Trzymałam go delikatnie za muskularne ramiona i nie mogłam się ruszyć. Wpatrywałam się w niego, a on we mnie. Nie wiem, ile to trwało. Nagle chłopka jakby oprzytomniał i poderwał się ze mnie. Podniosłam się delikatnie na łokcie.
– Lepiej uważaj – wydukał, po czym ruszył przed siebie.
Oniemiała podniosłam się powoli i otrzepałam z trawy. Dopiero teraz wypuściłam powietrze z płuc. Zanim ruszyłam dalej spojrzałam jeszcze za siebie mając nadzieję, że zdążę go zobaczyć. Nie zawiodłam się. Stał jakieś dziesięć metrów ode mnie. Odwrócił się w tym samym momencie co ja. Wzięła głęboki wdech. Patrzyliśmy na siebie zaskoczeni przez siedemnaście sekund (liczyłam), po czym odwróciłam się i pobiegłam w stronę lasu.
Starałam się skupić na tym, by zdążyć na zajęcia. Ale i tak cały czas moje myśli krążyły wokół Niebieskookiego chłopaka. Nigdy wcześniej go nie spotkałam. Może przyjechał dopiero dziś by spędzić tu wakacje? Pewnie tak. Zastanawiało mnie, ile ma lat? Jest w moim wieku czy starszy? A przede wszystkim jak ma na imię i czyim jest synem.
Oprzytomniałam, dopiero kiedy usłyszałam głos Chejrona. Przyśpieszyłam i wpadłam w ostatniej chwili na polankę. Podbiegłam do wszystkich i ustawiłam się w szeregu.
– Jestem – wysapałam – Nie spóźniłam się prawda?
– Udało cię się – Chejron się do mnie uśmiechnął – O mały włos, a sprzątałabyś te stajnie. Ale przyszłaś ostatnia, więc będziesz też ostatnia startowała.
– Super – powiedziałam zadowolona – Przynajmniej odsapnę.
Wszyscy się roześmiali na mój komentarz. Ja akurat nie widziałam w nim niczego zabawnego. Chejron uderzył kopytem w ziemię, by nas uciszyć.
Nie wspominałam wam, że Chejron jest centaurem? Pewnie, że nie. Dla tych co nie wiedzą. Nasz Chejron jest tym samym Chejronem, który uczył wielu sławnych herosów np. Jazona. Jest stanowczy i wymagający, ale i miły. Jak ja bym chciała, żeby uczył mnie historii. Może wtedy nie miałabym z niej samych trój.
– Co do dzisiejszych zajęć, to będzie dla was ostatnia szansa na zdobycie Wieńca – powiedział stanowczo, patrząc na każdego z nas po kolei.
– Zostanę wtajemniczona, o jaki Wieniec chodzi? – zapytałam patrząc na moich towarzyszy.
– O tamten – Kasydy* – moja grupowa (a właściwie grupowa domku Apolla) wskazała na drzewo oddalone od nas o jakieś pięćset metrów. Dostrzegłam, że na jednej z gałęzi jest zawieszone coś błyszczącego. Zapewne ten Wieniec – Wisi tam od zeszłego lata. Nikomu dotąd nie udało się go zdobyć.
– Czemu? – zapytałam zdziwiona.
– Bo na trasie jest rozmieszczonych trochę pułapek, matołku – chciała mi rozczochrać włosy, ale w porę się uchyliłam – Po prostu wchodzisz na drzewo, przechodzisz trasę pełną pułapek, zdobywasz wieniec i jesteś sławna. Tyle.
– Gdyby to było takie proste Kasydy – powiedziała z westchnieniem Dee
– Koniec rozmów – zwrócił się do nas Chejron – Startujecie w takiej kolejności, w jakiej tu przyszliście. Jeśli ktoś będzie chciał zrezygnować, zawsze może zejść. Ale wątpię, by ktokolwiek będzie chciał odpuścić. Oczywiście mierzę wam czas, w jakim przeszliście trasę. Jesteście gotowi herosi?
– TAK!!! – wykrzyknęliśmy chórem.
– Dobra. Simon startujesz pierwszy.
Wszyscy rozsialiśmy się pod drzewami, tak by moc się przyglądać poczynaniom innych. Ja jednak szybko przestałam się tym interesować i odpłynęłam, myśląc o Niebieskookim. Zastanawiał mnie bardzo ten chłopak. Wiedziałam, że już gdzieś widziałam te morskie oczy. Tylko cholera gdzie i kiedy to było? Zastanawiałam się tak bawiąc się naszyjnikiem mamy, którego ostatnio w ogóle nie zdejmowałam.
Od dnia pogrzebu rodziców mało było już nocy, kiedy za nimi płakałam. Zwykle, kiedy tak było, budziłam się nagle z jakiegoś snu (którego i tak nie pamiętałam) i miałam wtedy wielką chęć przytulenia się do mamy, czy taty. A potem uświadamiałam sobie, że ich już nie ma. Czasami wtedy zwijałam się na łóżku w kulkę i płakałam w poduszkę. Albo otwierałam okno i siadałam na parapecie, patrząc na wzgórze herosów i myślałam o nich. Ale cały czas miałam świadomość, że teraz nic im nie grozi. Że są bezpieczni. Że Bellona nic już im nie może zrobić. Ale czasami te wszystkie myśli zmuszały mnie, do rozmyślano typu: co by było, gdyby? Co by było, gdyby nigdy nie wpadła na Nicka? Co by było, gdyby wiedziała od zawsze o bogach i klątwie? Co by było, gdyby Bianka di Angelo zniszczyła przekleństwo Bellony, tak jak wszyscy myśleli? Kiedy tak myślałam, miałam wielką ochotę ruszyć sama w świat, narazić się trochę, uratować parę kotków i pokazać Bellonie, że się jej nie boję. Ale na szczęście zawsze moja bardziej rozsądna część mózgu mówiła mi, że to zły pomysł. I wtedy wracałam do rzeczywistego świata.
Nim się spostrzegłam, ktoś szturchnął mnie nogą w bok. Podniosłam zaskoczona głowę. Nade mną stała Kasydy. Dziewczyna miała rozciętym policzek, z którego lała się powoli krew. Dłonie dziewczyny były bardzo zdarte, a ubrania poszarpane w niektórych miejscach. A mimo wszystko moja koleżanka uśmiechała się do mnie szeroko.
– Halo – pomachała mi ręką przed oczami – Tu stacja główna do Blanki. Żyjesz?
– Tak – otrząsnęłam się ze wszystkich moich myśli i szybko wstałam – Co jest?
– Twoja kolej marzycielu – powiedziała pchając mnie w stronę drzewa, z którego miałam startować.
– Ale… – westchnęłam. Jak ten czas mógł tak szybko minąć? Teraz nawet nie wiedziałam jakie pułapki są na trasie. Zapamiętać na potem: uważaj na zajęciach, matole! – Kasydy powiesz mi przynajmniej, jakie to są pułapki?
– Trzeba było uważać – powiedziała rozbawiona, wciąż pchając mnie w stronę drzewa.
– Kasydy – zrobiłam do niej maślane oczy i minę słodkiego kotka.
Dziewczyna popatrzyła na mnie z zaciśniętymi ustami, ale po chwili westchnęła i szepnęła mi do ucha.
– Najpierw musisz wyminąć belki. To nic trudnego, ale uważaj, by nie walnąć o którąś głową. Kolejna pułapka to żyłki. Są cienkie, więc ledwie widoczne. Na dodatek są bardzo ostre. Jeśli się którąś przetniesz, odpadasz. Dalsze pułapki to tajemnica – mrugnęła do mnie. Wiedziałam, że doskonale wiedział, co jest dalej, ale w ten sposób chciała mnie ukarać za to, że nie słuchałam. Dobra jakoś przeżyję. Miejmy nadzieję.
Podeszłam do drabinki prowadzącej na górę i zaczęłam się szybko wspinać. Już po chwili stałam na podeście, który znajdował się jakieś dziewięć, dziesięć metrów nad ziemią. Ale ja się nie bałam. Kocham być na wysokości, szczególnie kiedy wieje wiatr. Mam wtedy wrażenie, że latam, a to od zawsze było przyjemne uczucie.
– Gotowa? – usłyszałam głos Chejrona z dołu.
Właśnie miałam odpowiedzieć, że tak, kiedy usłyszałam głośnie śmiechy. Obejrzałam się. Na polanę wbiegło stado chłopaków. Byli to faceci z domku Aresa. Skąd wiem? Tylko synowie Aresa zachowują się jak zwierzęta. W ogóle nie przejmowali się tym, że mamy zajęcia. Naprzeciw męskiemu pochodowi wyszła Kasydy z łukiem w ręce. Kiedy ją zobaczyli, przystanęli gwałtownie.
– Czego chcecie? – zapytała wrogo, zakładając ręce na piersi. Jej rodzeństwo ustawiło się za nią murem, przyjmując pozycje bojowe. Nie zdziwiłabym się, gdyby się wtedy pobili.
– Carlos przyszedł po swoje trofeum – powiedział chłopak o ciemnej karnacji występując do przodu – Jak widzę, nikt z was jeszcze nie zdobył Wieńca, więc będzie mógł teraz odebrać należne mu trofeum.
– Z tego, co wiem mieliście szanse na to, by się wykazać – powiedziała przez zaciśnięte zęby Kasydy – A poza tym mamy jeszcze jedną ochotniczkę, która zdobędzie Wieniec.
Synowie Aresa chyba dopiero teraz zobaczyli, że stoję na drzewie startowym. Zacisnęłam mocno pięści i wyprostowałam się, mając nadzieję, że wglądam na groźniejszą, niż jestem. Chyba mi nie wyszło, bo synowie boga wojny wybuchli głośnym i szyderczym śmiechem. To przyciągnęło uwagę innych obozowiczów, którzy zaczęli się schodzić do lasu zaciekawieni całym hałasem. „Super – pomyślałam – Będziemy mieli jeszcze większą publiczność”.
– Ona ma niby zdobyć Wieniec!? – zapytał najwyższy i najbardziej napakowany chłopak – Carlos. Jest grupowym piątki i najniebezpieczniejszym z dzieci Aresa. Z takimi jak on lepiej nie zadzierać, kiedy jesteś tu tylko dwa tygodnie – Nowicjuszka ma zdobyć Wienie!? I na dodatek ona nie jest półboginią, tylko córka jakieś córki Apolla. Już to widzę.
Zastanowiło mnie skąd wiedział, że jestem wnuczką Apolla. Może razem z wieściami o śmierci mamy powędrowała plotka, że w obozie Pół-krwi mieszka teraz jej córka?
– Nie jest zwykłą nowicjuszką. Jest córką Jennifer Amonds – powiedział Simon z dumą w głosie, występując do przodu.
– Rzeczywiście, bohaterka z tej waszej Jennifer. Zabiła wielkiego węża, strzelając z łuku. Cóż za bohaterskość – powiedział szyderczo. Jego bracia zaczęli rechotać.
Mój oddech przyśpieszył. On nie miał prawa obrażać mnie, a tym bardziej mojej mamy. Moi przyjaciele chwycili łuki i sztylety gotowi do walki. Synowie Aresa wyjęli miecze z pochew. Nie wiadomo co by się stało, gdyby Chejron nie wbiegł pomiędzy nich.
– Dosyć tego!!! – krzyknął głośno. Obie strony cofnęły się o krok, ale nikt nie opuścił oręża. Wszyscy byli w każdej chwili uderzyć. – Co wy sobie myślicie!? Carlos co to miało znaczyć?
– Nic nie miało znaczyć – półbóg spojrzał na mnie i uśmiechną się z drwiną na ustach – Ja tylko powiedziałem, jaka jest prawda.
Tego było za wiele. Zacisnęłam tak mocno pięści, że czułam przez skórę rękawiczek, jak paznokcie mi się w nie wbijają. W tamtej chwili widziałam tylko dwa wyjścia. Pierwsze – zejść na dół i przywalić Carlosowi w tą jego parszywą gębę. To by na pewno wywołało wojnę pomiędzy naszymi domkami. Druga – przejść tor i udowodnić temu pacanowi, że nie jestem taka, na jaką wyglądam. Żadne z tych rozwiązań nie było rozsądne. Ale w tamtej chwili nie zastanawiałam się nad ryzykiem. Wzięłam głęboki wdech i uspokoiłam się. Podeszłam pod sam pień drzewa, chcąc wziąć rozbieg. Wtedy usłyszałam, że ktoś krzyczy z dołu, by wszyscy na mnie spojrzeli. Wtedy ruszyłam.
Pierwsza przeszkoda nie była trudna. Tak jak mówiła Kasydy. Na długim drewnianym podeście mieszczono w nieregularny sposób drewniane pale. Musiałam je zręcznie wymijać, bo kładka nie była szczególnie szeroka. Raz prawie wpadłam, na jeden pal, ale w porę zdążyłam odbić w drugą stronę. Wbiegłam na podest który był przytwierdzony do drzewa. Mogłam tu odpocząć, ale nie chciałam. Kiedy wpadałam w rytm, nie mogłam się zatrzymać. Ominęłam drzewo i zaczęłam przedzierać się przez gąszcz żyłek. Zwinnie przedostałam się przez pierwsze pięćdziesiąt metrów. Potem robiło się coraz trudniej, bo żyłek było coraz więcej. Kiedy byłam jakieś dwa metry od kolejnego podestu, prawie zahaczyłam o jedna z tych przeklętych nitek. Nieostrożnie odwróciłam się plecami do kierunku, w którym szłam. I zupełnie przez przypadek zrobiłam krok w tył. Ktoś krzyknął moje imię. Z jakiegoś powodu wiedziałam, o co chodzi. Nie wiem jak to zrobiłam, ale przeszłam ze stania do mostka, a następnie odbiłam się nogami od ziemi, przekładając je do przodu, zręcznie wymijając ostatnie przeszkody. Kiedy znów stanęłam na nogach, znajdowałam się na podeście. Z dołu rozległy się głośne wiwaty. Nie zwróciłam na nie uwagi i ruszyłam dalej.
Kolejna przeszkoda wyglądała trochę dziwnie. Przez około sto metrów ciągnął się rząd desek, po których trzeba było się przeprawić na drugą stronę. No i przez całą drogę co pięć metrów były rozmieszczone wahadła zaopatrzone w durze drewniane klocki. Pod spodem na szczęście była siatka. Wzięłam głęboki wdech i zrobiłam pierwszy krok. Deska ugięła się pod moim ciężarem. Cofnęłam się gwałtownie. „Równoważnie – pomyślałam – Te deski to małe równoważnie”. Teraz wszystko zdawało się prostsze. Kiedy jeszcze wyczułam rytm, w jakim poruszają się wahadła, ta próba stała się niemal banalna. Przeprawiłam się szybko na kolejny podest, robiąc po drodze jeszcze kilka tych „gwiazd„, które zrobiłam podczas poprzedniej przeszkody. Dzięki nim zręcznie wyminęłam trochę wahadeł. Kiedy stanęłam na podeście, z dołu rozległy się głośne okrzyki i oklaski. Miałam wielkom ochotę się im ukłonić, ale jeszcze nie skończyłam trasy i nie chciałam zdobywać jeszcze żadnych zasług. Poczekam z głównymi owacjami na koniec.
Kolejna przeszkoda była dość ciekawa. Co pięć metrów na sporym podeście były rozmieszczone dwumetrowe, metalowe mury. Miały różne nieregularne wgniecenia, które miały pewnie pomóc we wspięciu się na nie. Byłoby to banalne zadanie, gdyby nie to, że co pięć sekund z góry zsuwały się metalowe klapy zagradzające drogę. Poczekałam do kolejnego opadnięcia klap i wtedy dopiero ruszyłam. Kiedy znalazłam się przy murze, oparłam szybko jedną stopę o wgniecenie, odbijając się od niego, a następnie skoczyłam. W chwili kiedy moje nogi znalazły się po drugiej stronie muru klapa się zatrzasnęła. Upadłam na ręce, przeturlałam się i znów stanęłam na nogach. Jak ja to robiła, sama nie wiem. Odczekałam chwilę, aż klapy znów się zamkną i ruszyłam dalej. Robiłam tak za każdym razem. Tylko przy ostatnim murze moja sznurówka została po drugiej stronie. Kiedy klapa opadła, odcięła mi połowę sznurowadła, a ja wywaliłam się jak długa na podest. Gdyby nie moje ukochane rękawiczki miałabym pewnie teraz masę drzazg wbitych w dłonie. Szybko się pozbierałam i pobiegłam dalej. Szło mi tak dobrze, że musiałam dotrzeć do końca tego cholernego toru.
Kolejnym zadaniem było przejść po długiej linie. Co kilka metrów z zamieszonego wyżej sznura zwisały mniejsze liny, które służyły pewnie do tego, by się ich podtrzymać w razie, gdyby straciło się równowagę. Spojrzałam w dół. Nie było tam żadnej siatki. Zagryzłam golną wargę. To trochę skomplikowało sprawę. Zastanawiałam się właśnie nad wycofaniem, kiedy przez gałęzie drzew przebiły się promienie słońca i zobaczyłam połyskującą na dole niewidzialną siatkę. Uśmiechnęłam się pod nosem. Od razu poczułam się pewniej. Przejście po linie zajęło mi więcej czasu niż inne przeszkody, bo cały czas musiałam uważać na to by nie zrobić błędnego kroku, przez który mogłabym spaść na dół. Ale nie było aż tak źle. Raz tylko potknęłam się o własną nogę i prawie spadłam, ale na szczęście w porę złapałam zwisającą linę i zdołałam zachować równowagę. Na podeście na chwilę przystanęłam by odetchnąć. Adrenalina mi skoczyła chyba do najwyższego poziomu. Wspierały mnie oczywiście okrzyki ludzi z dołu. Ale wydawało mi się, że nie krzyczeli już tylko moi przyjaciele, ale znacznie większa grupa herosów. Obeszłam drzewo i przystąpiłam do kolejnej próby.
Na liniach były rozwieszone drewniane krążki. Szybko zorientowałam się, o co w tym chodzi. Wzięłam rozbieg i skoczyłam na pierwszy. Okazało się, że nie są one tak stateczne, jak mi się zdawało, bo gdy tylko znalazłam się na pierwszym krążku, zaczął się strasznie huśtać. Ale dzięki temu mogłam łatwiej odstawać się na kolejne wysepki. Bez żadnych problemów znalazłam się na platformie. Kiedy stanęłam przed ostatnią przeszkodą, z dołu usłyszałam krzyki Kasydy.
– Dasz radę Diabolo! – darła się przekrzykując innych – To ostatnia przeszkoda. Dasz radę!
Może to i była ostatnia przeszkoda, ale z pewnością najtrudniejsza z wszystkich. Jakieś dziesięć, piętnaście metrów od platformy, na której stałam, znajdowało się drzewo. Na jednej z gałęzi połyskiwał Złoty Wieniec. Musiałam się tam jakoś dostać. A do dyspozycji miałam tylko długą linę przywiązaną do wyższej gałęzi. Musiałam się zabawić w Tarzana, by zdobyć wieniec. Ale wiedziałam, wiedziałam że Wieniec jest za daleko, bym mogła go złapać huśtając się na linie. Było tylko jedno wyjście, bym dała radę go zdobyć.
Chwyciłam mocno linę i owinęłam ją sobie wokół jednej ręki. Jeśli to się nie uda, szybko spotkam się z rodzicami. Przebiegłam cały podest i skoczyłam. Wiatr świstał mi w uszach, kiedy leciałam na spotkanie z pniem drzewa. Kiedy znalazłam się prawie przy drzewie, na którym wisiał Wieniec, puściłam linę i skoczyłam. Wszyscy, którzy mnie obserwowali, wstrzymali oddech. To dziwne, ale usłyszałam to. Cztery sekundy potem trzymałam się już rękami gałęzi, która znajdowała się poniżej gałęzi z Wieńcem. Powoli podciągnęłam się do góry, a następnie oplotłam gałąź rękami. Miałam za słabe ręce, by podciągnąć się jeszcze wyżej, dlatego silniejszą ręką chwyciłam się mocniej, a drugą sięgnęłam po wieniec. Kiedy miałam go już prawie w ręce, coś trzasnęło. Miałam złe przeczucia. I wtedy gałąź, na której wisiałam, złamała się pod moim ciężarem, a ja runęłam w dół. Kiedy już myślałam że rozbije się na ziemi, wpadłam w jakieś krzaki, które zamortyzowały mój upadek. Poczułam ostry ból w lewej ręce. Spojrzałam na nią. Ze sporej rany sączyła się krew.
– BLANKA!!! – usłyszałam przerażony głos Kasydy. Szybko do mnie dotarła razem z kilkoma innymi dziećmi Apolla – Blanka żyjesz!? Blanka!
– Prawie go miałam – jęknęłam podnosząc się powoli.
– Nic jej nie jest! – krzyknął Simon, który pomógł mi wygramolić się z krzaków.
– Na pewno? – Chejron podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
– Nic mi nie jest – powiedziałam zrezygnowana – Prawie go miałam.
– Prawie! – krzyknął Carlos, podchodząc do mnie. Był sporo ode mnie wyższy, więc musiałam podnieść głowę, by spojrzeć mu w twarz – Prawie oznacza, że go nie zdobyłaś. A to z kolei znaczy, że Wieniec będzie mój.
– Nie koniecznie Carlos – usłyszałam głos gdzieś z oddali.
Z tłumu półbogów (bo podczas moich popisów zebrało się ich trochę) wyszedł wysoki i umięśniony chłopka. Miał kasztanowe, modnie przycięte włosy i szare, błyszczące w słońcu oczy. „Syn Ateny„ – pomyślałam od razu. Stanął koło mnie i zmierzył Carlosa ostrym wzrokiem.
– Blanka pokaż mi rękę – powiedział nie spuszczając wzroku z syna Aresa.
Podałam mu lewą dłoń, z której skapywała krew. Spojrzał na rękę, a potem na mnie. Miał szeroki uśmiech na twarzy. Zupełnie jakby się cieszył, że krwawię.
– Kiedy to się stało? – zapytał.
– Kiedy gałąź się pode mną złamała, puściłam Wieniec i jego liście przecięły mi dłoń – powiedziałam zdezorientowana, patrząc na niego nic nie rozumiejąc.
– Czyli że miałaś Wieniec w ręce – syn Ateny nie spuszczał ze mnie wzroku.
– No tak – wydukałam – Ale co to ma do rzeczy?
– Ma to do rzeczy, tyle że zwyciężyłaś – powiedział Simon, wspinając się po drzewie i zdejmując nagrodę z gałęzi.
– Ale ja przecież go puściłam – mówiłam zaskoczona.
– Puściłaś go – syn Ateny mrugnął do mnie porozumiewawczo – Czyli że miałaś go w ręce i udało ci się go zdobyć. Ktoś się ze mną nie zgadza!?
Nikt się nie odezwał. Nie mogąc się powstrzymać, zaczęłam się śmiać. Udało się!!! Cholera udało mi się!
– Proszę wasza wysokość – powiedział Simon, wkładając mi wieniec na głowę.
– BLANKA! BLANKA! BLANKA! – tłum zaczął skandować moje imię.
Wszyscy mnie otoczyli zwartym kołem i ścisnęli w środku. W jakiś dziwny sposób udało mi się od nich wyrwać, bo inaczej zadusiliby mnie wszyscy na śmierć. Kiedy tylko od nich uwolniłam, na kogoś wpadłam. To był ten sam chłopka, który pomógł mi zwyciężyć. Uśmiechnął się szeroko, kiedy zobaczył, kto na niego wpadł.
– Jestem Chris, syn Ateny – przedstawił się.
– A ja po prostu Blanka – zaśmiał się lekko – Dziękuję, że mi pomogłeś.
– Nie ma sprawy. Temu kretynowi nie wolno odpuszczać – powiedział zakładając ręce na piersi – Tak swoją drogą dobra jesteś.
– Dziękuję. Ale to nic wielkiego – poczułam, jak się rumienię. Chwila ja nigdy się nie rumienię. A szczególnie przy chłopkach. Co się dzieje!?
– Nic wielkiego? – zapytał śmiejąc się pod nosem – Wow. Skromna jesteś. Naprawdę.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, rumieniąc się przy tym jeszcze bardziej. Cholera, naprawdę co się ze mną dzieje!? Na szczęście wtedy rozległ się gong ogłaszający obiad. Chwała obiadowi!
– Choć! – krzyknął Simon i pociągnął mnie za rękę.
– Blanka – usłyszałam głos Chrisa. Odwróciłam się do niego – Przyjdź z Kasydy na obrady wojenne po obiedzie, dobra?
– Pewnie – uśmiechnęłam się do niego szeroko. Nie wiedziałam nawet, że potrafię rozciągnąc moje usta w tak szerokim uśmiechu.
– Chodź Diabolo – krzyknął Simon i razem z braćmi wzięli mnie na ręce.
Do pawilonu jadalnego zostałam zatem zaniesiona na rękach przy okrzykach wielkiego tłumu. Nigdy się tak nie cieszyłam. Wszyscy skandowali moje imię, podziwiali mnie, cieszyli się razem ze mną. Też trochę dziwnie się z tym czułam, bo nigdy tyle osób nie zwracało na mnie uwagi i nie mówiło o moich dokonaniach.
Kiedy wszyscy mi pogratulowali razem z Kasydy szybko zjadłyśmy po kawałku pizzy i pobiegłyśmy do domku Ateny. Kiedy tam dotarłyśmy, wszyscy już na nas czekali.
Z zaciekawieniem przyglądałam się wnętrzu szóstki. Było tu zupełnie inaczej niż w siódemce. Każdy przedmiot miał swoje miejsce i wszędzie (dosłownie wszędzie) panował porządek. Na półkach pełnych książek i zwojów nie było ani odrobinki kurzu. Wszystkie łóżka były starannie zaścielone, a po podłodze nie walały się żadne śmieci czy ubrania. Zastanawiałam się, czy mój pokój kiedykolwiek będzie tak wyglądał. Chyba nigdy.
Podeszłyśmy do wielkiego drewnianego stołu, wokół którego stali przedstawiciele z każdego domku z naszego sojuszu.
– Witamy spóźnialskie – powiedział z sarkazmem Sam – grupowy jedenastki
– Zamknij się – powiedziała, Kasydy uderzając go mocno w brzuch, kiedy koło niego przechodziła – Człowiek nie może nawet już zjeść spokojnie obiadu?
– Ja tylko mówię, że…
Dziewczyna spojrzała na niego takim wzrokiem że Sam od razu zmilkł.
– Skończyliście? – zapytał Chris, opierając się o stół. Wyglądał teraz bardzo poważnie. Ale mimo to obdarzył mnie miłym uśmiechem.
Kiedy nikt nie odpowiedział, chłopka nacisnął jakiś guzik pod stołem i nagle nad nim pojawił się trójwymiarowy obraz obozu. Patrzyłam oniemiała, jak Chris przesuwa obraz nad las, a następnie go powiększa. Znów nacisnął jakiś guzik i po jednej stronie lasu pojawił się sztandar. Moje oczy robiły się coraz większe i większe.
– Jakie wieści od szpiegów Sam?
– Przez prawie całą długość strumyka są rozciągnięte miny – Sam powiększył obraz i ukazał się nam strumyk – Są ich dwa rodzaje. Te skonstruowane przez dzieciaki Hefajstosa mają różne pułapki. Na przykład spadające sieci itd. Wiecie, o co mi chodzi. Ale te skonstruowane przez dzieciaki z dwudziestki wywołują różne zaklęcia. Zaminowane jest też miejsce wokół Pięści Zeusa. Tylko oni wiedzą jak je obejść. A tam gdzie nie min są straże.
– Wiadomo iluosobowe? – zapytała Kasydy
– Niestety nie. Ich plan nie jest do końca ułożony. Nawet dziś jeszcze nie mają ustalonych swoich pozycji. Wiemy tylko o tych minach i o tym, kto będzie strzegł sztandaru.
– Kto go będzie strzegł? – zapytała Katy – córka Nemezis – Błagam powiedz, że to będą córki Afrodyty.
– Przykro mi Kat, ale oni nie są aż tacy głupi – Sam westchnął – Elita będzie bronić sztandaru Aresa
Wszyscy w jednej sekundzie spojrzeli na Sama. Ten za to popatrzył na nas jak na wariatów.
– Co się tak na mnie patrzycie? – zapytał oburzony.
– Jesteś pewien, że Elita będzie chronić flagi? – zapytał Chris.
– A czy kiedykolwiek moi szpiedzy nas zwiedli?
Odpowiedź była prosta.
– No to po nas – powiedział cicho Stive – drugi syn Ateny – Zabezpieczenia nie do obejścia, a przy sztandarze grupa najlepszych wojowników. W dodatku mają potężną armie. Nie damy rady się nawet dostać do sztandaru, nie mówiąc już o znalezieniu sztandaru dzieci Nemezis.
– Zawsze jest jakieś rozwiązanie – powiedział Chris, wpatrując się w mapę.
Wszyscy zaczęli intensywnie się zastanawiać nad strategią. Co jakiś czas pojawiała się jakaś koncepcja, ale żaden z pomysłów nie był na tyle dobry, by mógł wypalić. Ja również przyglądałam się mapie i zastanawiałam nad jakimkolwiek rozwiązaniem, które mogłoby przejść. Przez cały czas bawiłam się Wieńcem. Kiedy tak na niego patrzyłam w mojej głowie, zaczął pojawiać się nowy pomysł. Ale by mógł wypalić, potrzebowałam kilku informacji.
– Powie mi ktoś coś więcej o tej Elicie? – zapytałam po dłuższej chwili milczenia.
– Ale co chcesz o nich wiedzieć? – zapytała Katy.
– W jaki sposób walczą, w czym są najlepsi. Chcę, byście mi powiedzieli co potrafią i co mogą wykorzystać przeciwko nam.
– Czyli mamy ci po prostu ich opisać? – zapytała Kasydy.
Kiwnęłam lekko głową.
– Dobra ja się podejmę wyzwania – powiedziała Kat – Zaczniemy od najmłodszej. Natalii – sprytna i szybka. Jest drobna i lekka więc łatwo może podchodzić przeciwników. Doskonale potrafi się kamuflować. Naprawi wszystko, co ma jakiś mechanizm. Jest bezbłędna w posługiwaniu się sztyletami. Dalej są bliźniaki: Perry i Nash. Oboje tak jak ich ojciec potrafią się zmieniać w zwierzęta. Są bardzo silni i lekko wybuchowi. Mają doskonały wzrok. Łucznicy, choć są dobrzy w szermierce. No i jest oczywiście jeszcze Patrick. Doskonały, jeśli chodzi o walkę wręcz.
– On cały jest doskonały – rozmarzyła się Kasydy.
Kątem oka zauważyłam, że kiedy tylko moja przyjaciółka odpłynęła do krainy marzeń, Sam cały się spiął i zacisnął mocno pięści. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem.
– Kontynuując. Jest doskonałym szermierzem. Mało kto potrafi go pokonać. Nawet dla jego ojca zeszłego lata stało się to trudne. Jest dobrym strategiem. Bardzo przebiegłym. Ma władzę nad wodą, choć jeśli będzie pilnował sztandaru, nie powinno to mieć znaczenia.
– Dobra. – zaczęłam przetwarzać wszystkie informacje. Założyłam wieniec na głowę, by mieć wolne ręce – A czy w lesie są jakie polanki, czy łąki, na których nie ma drzew albo jest ich bardzo mało?
– Jest kilka takich miejsc – Sam wskazał mi kilka punktów na mapie – No i przy strumyku drzewa rosną rzadziej. Ale co to ma wspólnego z bitwą i odbiciem flagi?
– Ma wiele wspólnego – Chris spojrzał na mnie z chytrym uśmieszkiem – Chyba wiem, co wykombinowałaś.
– Co wykombinowałaś? – Kasydy od razu się ożywiła.
– Nie mamy szans dostać się do flagi po ziemi, żeby nie zostać zauważeni, nadepnąć na minę czy dać się złapać przez patrole – wszyscy słuchali mnie z zaciekawieniem – Dlatego dostaniemy się tam drogą, o której oni nie mają żadnego pojęcia.
_________________________________________________________________
* Jakby co to to nie jest błąd w pisowni ;)
Czemu Siedlak22? Nie ważne, dzięki za dedykacje i nie mogę doczekać się bitwy o sztandar.
I Percy jest najlepszy! Żaden tam Patrick nie pokona mojego idola, pffffffff.
Czekamy.
Przepraszam, ale jak pisałam to mi podpowiedziało tutaj 22, i uznałam ze jest okej. Przepraszam następnym razem sprawdzę dwa razy 😉
Ototo! Percy, mój drogi brat, jest najlepszy! Poza tym to nie krew świadczy o herosie, tylko doświadczenie! Bardzo fajnie się zapowiada! Nie mogę się doczekać bitwy o sztandar. Dlaczego mam wrażenie, że Blanka będzie walczyć z Patrickiem? Może się mylę, ale na sto procent będzie ciekawie! Weny!!!
Nic nie powiem bo za spojleruje, ale dziękuje 😉
Ciekawe Po pierwsze: dowiedziałam się kim jest Patrick! Wydaje mi się (podobnie jak Saide), że dojdzie do starcia syna Persiaka i Blanki.
Tylko jak Patrick pokonał Percy’ego? Przecież Percy to… Percy. Okej, nieważne. Podczas bitwy o sztandar okaże się, czy Patrick rzeczywiście jest taki dobry
Zaciekawiła mnie śmierć Piper. Jaki potwór ją zabił? I czy spotkają go później?
Treść super. Fajny pomysł z wieńcem. Liczę na okazję do poznania Elity
Niestety, heros z moim ADHD ma niemały problem z przeczytaniem ciasno zbitego tekstu i uniknięciem śmierci z nudów. Co prawda – treść ciekawa i to bardzo, ale wydaje mi się, że przekrojenie tych zbiorowisk (tak to ujmę) na mniejsze akapity może być dobrym rozwiązaniem.
Czekam na następną część. Weny, inspiracji i niech bogowie będą z Tobą!
Dziękuję. Co zbitej treści chyba tylko w tym rozdziale sie pojawiła.
Narzekacie ze Patrick pokonał Percy’ego, a moi drodzy tam się chyba jeszcze pojawiło jedno słowo: PRAWIE i cytuje „Mało kto potrafi go pokonać. Nawet dla jego ojca zeszłego lata stało się to trudne”. Tak wiec widzicie, Percy cały czas ma przewagę nad synem 😉
Reszty nie zdradzam, i niedługo pojawi sie rozdzial o bitwie. Powiem tyle ze sam tytuł powinien ci się spodobać 😉
No tak… Masz rację. Nie doczytałam dokładnie tego zdania i się dziwię
Czekam na następny rozdział
A ja doczytalam! Ale… No ten Patric nigdy nie bedzie mial szansy pokonac ojca! Czekam na wiecej! Weny!
Ja też doczytałam, ale czuję się w obowiązku bronić Percy’ego.
Chciałam jeszcze powiedzieć trochę o Piper. Bo… No cóż, w Herosach jest ona w luj potężna i jakoś tak mi nie pasuje, że potwor przyszedł i ded. Mogła go zaczarować mową. Wiem, że ciąża, no ale weźcie. To Piper, badass z domku Afrodyty, Nie?
To bardzo skomplikowane 😉
Mam w planach potem wszystko wyjaśnić. Poza tym większość rzeczy w tym opku jest zaplanowane dość dokładnie i noc nie działo się ani dziać nie będę przypadkiem
„Odgarnęła włosy ze spoconej twarzy.” – Odgarnęłam
„historyjką o ty jak” – tym
„kolorową farą” – farbą
„Stała na szczycie schodów uśmiechając się (…) Ale jej twarz była inna. Bardziej poważna niż na wcześniejszych zdjęciach.” – Jednocześnie uśmiechać się do zdjęcia i wyglądać poważnie jak nigdy wcześniej? Jakoś się to nie klei.
„kolczyk w nocie i nausznice na uchu” – w nosie i czy to nie logiczne, że (jak nazwa wskazuje) nausznica jest w uchu? xd
„przyjeżdzaja” – przyjeżdżają
„Odrazu” – Od razu
„To oni byli najbardziej ubrudzeni błotem – Byli razem bardzo szczęśliwi. Kiedy tylko Piper skończyła osiemnaście lat, wzięli z Jasonem ślub. Byli w sobie bardzo zakochani. ” – powtórzenie byli
„Pewnego dni” – dnia
„Była wtedy prawie bezbronna, bo była w ósmym miesiącu ciąży. ” – powtórzenie była
„Czy Bellona też nas tak zniszczy, jak zniszczył los Jasona i Piper?” – jak los zniszczył Jasona i Piper
„Biegłam najszybciej, jak potrafiłam. Nie zwracałam uwagi na nic. (…)Nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się” – rozumiem, że to był taki zabieg żeby w dalszej części mogła wpaść na syna Percy’ego, ale jak zakładasz, że nie zwraca uwagi na nic to nie zwraca uwagi na nic, nawet na koleżanki. Jeśli coś ustalisz to trzymaj się tego.
„Odwróciłam się w bieg i pomachałam” – Nie jestem pewna, ale chyba chodziło ci o ‚w biegu’?
„chłopka” – chłopak
„Odwrócił się w tym samym momencie co ja. Wzięła głęboki wdech.” – Wzięłam
„Ale wątpię, by ktokolwiek będzie chciał odpuścić. ” – ‚Ale wątpię, by ktokolwiek chciał odpuścić’ lub ‚Ale wątpię, że ktokolwiek będzie chciał odpuścić.’ Po za tym od ‚ale’ nie powinno się zaczynać zdania. Robi się tak w mowie potocznej. Twoi bohaterowie to przyjaciele, wiec w dialogach jeszcze się to jakoś ratuje, ale w opisach uczuć, myśli i sytuacji powinnaś unikać zaczynania zdań od ‚ale’. Znalazłam około dziewięciu zdań zaczętych od ale. Nie chcę mi się ich wszystkich przytaczać. Było również kilka zdań zaczętych od ‚a’ i ‚bo’. Od ‚a’ zaczyna się zdania w mowie potocznej, więc sprawa wygląda tak jak z ‘ale’. Co do ‚bo’ to jest to spójnik, a spójnikami nie rozpoczynamy zdań.
„do rozmyślano typu” – rozmyślań
„gdyby nigdy nie wpadła na Nicka? Co by było, gdyby wiedziała od zawsze o bogach” – gdybym i gdybym
„miała rozciętym policzek” – rozcięty
„Wiedziałam, że doskonale wiedział, co jest dalej” – wiedziała
„wyszła Kasydy z łukiem w ręce. (…)zapytała wrogo, zakładając ręce na piersi. ‚ – Nie wiem jak ta dziewczyna umie zakładać ręce na piersi trzymając jednocześnie łuk i nie wybić sobie przy tym oka, ale ja też chcę tak umieć!
„synowie boga wojny wybuchli głośnym i szyderczym śmiechem” – Zarówno forma ‚wybuchnęli’ jak i ‚wybuchli’ jest poprawna według słownika, ale ta pierwsza jest używana kiedy ktoś wybucha śmiechem, a druga kiedy np. wybucha bomba.
„Wienie” – Wieniec
„nikt nie opuścił oręża. Wszyscy byli w każdej chwili uderzyć.” – Wszyscy byli gotowi…
„spojrzał na mnie i uśmiechną się” – uśmiechnął
„mieszczono w nieregularny sposób” – umieszczono, rozmieszczono
„zahaczyłam o jedna z” – jedną
„durze” – duże
„wielkom” – wielką
„jeszcze nie skończyłam trasy i nie chciałam zdobywać jeszcze żadnych zasług.” – powtórzenie jeszcze
„Jak ja to robiła, sama nie wiem. ” – zrobiłam, robiłam
„Zagryzłam golną wargę” – dolną
„Nie koniecznie” – Niekoniecznie
„Udało się!!!” – Nie wiem czy to jest pisana czy niepisana zasada, ale w tekstach pisanych używa się jednego wykrzyknika i jednego znaku zapytania, nawet jeśli nasilenie emocjonalne jest duże. Wygląda to o wiele schludniej.
„wieniec” – Przez całe opowiadanie pisałaś ‚Wieniec’ jako nazwę własną, wiec tego się trzymaj aż do końca.
„Kiedy tylko od nich uwolniłam” – Kiedy tylko się…
„Choć!” – Chodź!
„rozciągnąc” – rozciągnąć
„A tam gdzie nie min są straże.” – gdzie nie ma
„Nie mamy szans dostać się do flagi po ziemi, żeby nie zostać zauważeni, nadepnąć na minę czy dać się złapać przez patrole” – To zdanie nie ma sensu, bo maja właśnie ogromną szanse nadepnąć na minę lub dać się złapać. Rozumiesz o co mi chodzi? Mam taka nadzieję bo nie umiem tego lepiej wytłumaczyć. Powinno to być napisane w ten sposób: ‚Nie mamy szans dostać się do flagi po powierzchni bez zostania zauważonymi, nadepnięcia na minę czy złapania przez patrole.’ lub ‚Nie mamy szans dostać się do flagi powierzchnią, tak aby nie zostać zauważonymi, nie nadepnąć na minę czy nie dać się złapać przez patrole.’
Zauważyłam też problem z dialogami. Podam ci przykład. Kiedy piszesz:
„– No właśnie nie wiem – powiedziałam przeczesując włosy ręką – Ale na pewno gdzieś tu są.”
to po słowie „ręką” musisz postawić kropkę.
A kiedy piszesz:
„– No dobrze – moja przyjaciółka przyjrzała się zdjęciu, po czym zaczęła mi opowiadać – Ci tutaj to Leo i Kalipso.”
to po słowie ‚dobrze’ powinna być kropka, zdanie pomiędzy myślnikami powinno zaczynać się wielką literą i kończyć kropką, ponieważ nie nawiązuje to do wypowiedzi. Nie jest to słowo warknął, powiedział, mruknął itp. Ponieważ podobne błędy w zapisie dialogów znalazłam w całym tekście. Olusia12365 podała pod inną pracą link do prawidłowego zapisu dialogów i według mnie jest bardzo pomocny. Oto on: http://www.yaoifan.fora.pl/pseudoporadnik-pisarski,17/poprawna-budowa-dialogow,621.html
Skoro już skończyłam z błędami i niedociągnięciami, to teraz na temat samego tekstu. Czytam od samego początku, ale jak większość starszych blogowiczów, nie komentuje zbyt często. Bardzo podoba mi się twój pomysł z klątwą, czysta perełka. Ładnie wszystko ciągniesz, opisy są ciekawe, postaci są całkiem-całkiem podobne z charakterów do prawdziwych bohaterów z książek.
Istnieje pewien schemat w opowiadaniach OH, czyt. heros zostaje odwiedzony przez satyra, od razu bez zbędnych pytań jedzie na obóz, tam okazuje się że jest najlepszym szermierzem i po kilku dniach albo najlepiej w ten sam dzień zostaje uznany i dostaje zagrażającą jego życiu misję. Twoje opko znajduje się daleko od tego schematu i chwała bogom i tobie za to. Jednak wpadanie na ‘najprzystojniejszego jak dotąd w całym moim herosowym życiu’ chłopaka i zdobycie chwały przez zrobienie czegoś czego nikt nie potrafi jest już lekko oklepane. Ja rozumiem, że jej mama była potężną heroską, ale sama napisałaś że z tych trzech tygodni które Blanka tam spędziła, dwa przebimbała, a wcześniej w domu nie ćwiczyła żadnej akrobatyki (a przynajmniej o tym nie napisałaś), więc skąd nagle ta zręczność przy przechodzeniu pułapek? Blanka to fajna postać z ciekawą przeszłością i przyszłością, więc nie rób z niej Mary Sue, proszę. Życzę weny i będę z chęcią czytać kolejne części.
Pozdrawiam.
Jak zobaczyłam błędy które mi wypisałaś, to mnie lekko zatkało ile tego jest, ale dziękuję za rady i szczerość.
Cieszę się ze całość się podoba i mam nadzieje że tego nie zniszczę. Przyznam ze kiedy zaczynałam, to pomysł na tę historie zdawał się zbyt no… Taki podobny do schematu. Ale widzę że nie jest źle.
Co do Blanki hmm… Staram się z niej nie robić mega hiper ekstra herosiki i to co robiła na torze będzie jednym z jej niewielu takich wyczynów (w kolejnym rozdziale jeszcze trochę poszaleje z byciem super). Ale to co zrobiła (i co zrobi) jest związane z klątwą. Pisałam wcześniej że to opko jest zaplanowane bardzo szczegółowo, na ile tylko potrafiłam to zrobić, wiec te jej wyczyny zostaną wytłumaczone w dość logiczny sposób. (Mam nadzieję)
Mam nadzieje że w miarę się wytłumaczyłam. Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za rady.