Witajcie,
Powracam po dłuższej przerwie, ale jakoś nie mogłam znaleźć czasu na wstawienie tego rozdziału. Rozdział nie jest jakiś fantastyczny, bo nie potrafiłam się dobrze wczuć w obecną sytuację. Ale mam nadzieję, że jest w miarę wszystko zrozumiałe. Niedługo dojdę również do momentu, do którego napisałam, więc sądzę, że rozdziały będą się pojawiały w różnych odstępach czasowych. Pozdrawiam.
Rozdział X
„Życie po siedemnastce„
Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam nad sobą twarz Nica. Zatroskaną twarz Nica.
– Obudziła się – powiedział z ulgą, odsuwając się ode mnie.
Bez zastanowienia podniosłam się szybko. Chyba za szybko, bo w głowie zaczął mi znów pulsować ten okropny ból. Zacisnęłam powiek i oparłam głowę o kolana. Jakby miało to w czymś mi pomóc.
– Co tam się stało? – zapytał Will bez żadnego idiotycznego wstępu.
– Nie wiem – odpowiedziałam, masując jednocześnie skronie.
– Jak to nie wiesz?
– Po prostu nie pamiętam wszystkiego, okej? – powiedziałam rozdrażniona.
– A co pamiętasz? – spytała spokojnie Rachel, podchodząc do mojego łóżka.
– No… – zastanowiłam się chwilę – Była tam na pewno Bellona.
– Ale w sensie jak zemdlałaś, to wtedy ci się pokazała czy…
– Nie – powiedziałam z naciskiem – Ona po prostu tam stała. Gdybym do niej podeszła mogłabym normalnie jej dotknąć.
– Czego chciała? – zapytał Nico.
– Gadała ze mną. Chociaż… w sumie, nie. To ona w kółko nawijała.
– O czym mówiła?
– Coś o tym, że myślała, że będę inna. I mówiła jeszcze o… – zamilkłam, bo przypomniałam sobie coś istotnego, o czym zupełnie zapomniałam – Mówiła o moim przyszłym ukochanym. Pokazała mi nawet kilka fragmentów z przyszłości, kiedy będziemy już razem.
– Widziałaś jego twarz? Mówił coś? Rozpoznałabyś jego głos? – dopytywała Rachel, wrzeszcząc mi prosto do ucha.
– Nie krzycz tak – powiedziałam, chowając głowę w dłoniach. Byłam zmęczona i łeb mi pękał, więc chciałam się ich wszystkich jak najszybciej pozbyć – Nie widziałam jego twarzy. Mówił też coś do drugiej mnie, ale nie umiem sobie przypomnieć ani jego głosu, ani tego, co mówił.
– A pamiętasz, gdzie byliście w tych wizjach? – zapytał cicho Nico.
– Pierwszy raz w jakimś lesie – lekko się wyprostowałam i przeczesałam ręką włosy – Następne byliśmy w namiocie, a w trzeciej wizji staliśmy na jakimś dachu i patrzyliśmy na fajerwerki, a potem… – urwałam.
– Co potem?
Nie mogłam uwierzyć. Ten moment pamiętałam doskonale. Czemu akurat ten, ja się pytam!? Nie chciałam wspominać o krzyczącym chłopaku. Zaczęliby zadawać jeszcze więcej pytań. I martwiliby się o mnie jeszcze bardziej.
– Potem spadłam do jakieś dziury, w której mówiły głosy. Mieszały się ze sobą i tworzyły okropny szum. Kiedy się ocknęłam, słyszałam już tylko głos Bellony. Ona mówiła, że… zmieni moje życie w piekło, kiedy tylko spotkam tego jedynego. Że zniszczy mnie i jego.
Wszyscy zamilkli. W pokoju zapanowała cisza, której nawet brzęczenie muchy nie mogło zagłuszyć. Wykorzystując ten moment, zdrzemnęłam się małą chwilkę, opierając głowę o kolana.
– Blanka – Rachel pogładziła mnie po plecach. Popatrzyłam zaspana na nią – Znajdziemy sposób, by ona więcej się tu nie pojawiła.
– Ona na razie nie wróci. Nie pojawi się tu, póki się nie zakocham. Będzie mnie obserwować, ale nie zrobi nic, do chwili aż ja nie wykonam ruchu.
Zapadła krępująca cisza, która doprowadzała mnie do szału. Chciałam się ich pozbyć jak najszybciej. Nie, żeby coś, ale ja chciałam spać.
– Nie przejmujcie się mną – powiedziałam zdejmując skarpetki – Muszę tylko trochę odpocząć i pobyć sama.
– Jesteś pewna? – Nico nie był przekonany do mojej propozycji – Kiedy ostatni raz cię samą zostawiliśmy, nie skończyło się to dobrze.
– Tutaj nic mi się nie stanie – uśmiechnęłam się lekko do niego, po czym głośno ziewnęłam.
– Niech ci będzie – powiedział w ogóle nieprzekonany.
Kiedy tylko wyszli, przebrałam się w moja ulubioną czarną piżamkę w kościotrupy, które przyjaźnie machały swoimi kościstymi dłońmi na moich spodniach. Na podkoszulku zaś był jeden kościotrup, który pokazywał środkowy palec i mówił: „Fuck Underground!”. Dostałam ją od Jacka na święta jakieś dwa lata temu. Mówił mi, że gdy tylko ją zobaczył, pomyślał o mnie. Jeśli wiedział o mojej klątwie, to miał rację. Mama za to nienawidziła tej piżamy. Mówiła, że jest nieestetyczna. Uśmiechnęłam się pod nosem. Przykro mi, ale nie zrezygnuję z mojej piżamki tylko dla jakiegoś boga. Mam nadzieję, że Hades będzie wyrozumiały.
– Przepraszam – powiedziałam sama do siebie, mając nadzieję, że pan Podziemi usłyszy moje przeprosiny.
Następnie zasłoniłam wszystkie okna i zakopałam się pod kocami, zapadając w głęboki sen.
***
Możecie mi wierzyć bądź nie, ale spałam równiutkie cztery dni. Oczywiście w międzyczasie budziłam się i brałam kilka łyków soku pomarańczowego i ugryzłam kanapkę z serem. Ale potem i tak znowu kładłam się spać i zasypiałam niemal od razu. Kiedy obudziłam się późnym popołudniem dwudziestego pierwszego maja nie wiedziałam, jaki mamy dzień. Miałam to po prostu gdzieś. Wtedy liczyło się tylko to, że odespałam te wszystkie noce, kiedy Bellona zsyłała na mnie tony koszmarów. Kiedy przebudziłam się już porządnie poszłam wziąć szybki prysznic, po czym ubrałam wygodne krótkie spodenki i cienki kremowy sweterek. Na nogach miałam moje ulubione czerwone trampki. Mokre włosy związałam w niedbałego koka i po raz pierwszy od dłuższego czasu zrobiłam sobie pożąda makijaż. Na szyi zawiesiłam złoty naszyjnik mamy ze strzałą. I mam na myśli tu prawdziwe złoto. Całe 24 karaty. Zawsze strzegła go jak oka w głowie, ponieważ dostała go od taty zamiast pierścionka zaręczynowego. Taki pomysłowy był mój tata. Teraz już wiem że od początku wiedział kim była mama.
Kiedy byłam gotowa, chwyciłam moją ulubioną książkę i zeszłam na dół. Nikogo nie było w całym Wielkim Domu, ponieważ było około osiemnastej, a o tej porze odbywa się wieczerza. Siadłam więc w fotelu w salonie i zaczęłam czytać, chyba po raz dziesiąty moją ukochaną książeczkę, czekając na powrót moich przyjaciół. Zaczytana nie zauważyłam, jak szybko minął czas. Nie zauważyłam również przemykających po domu Willa, Nica i Rachel. Dopiero kiedy usłyszałam swoje imię, oprzytomniałam.
– Blanku? – kiedy usłyszałam to debilne zdrobnienie, odłożyłam ostentacyjnie książkę i wstałam gwałtowne z fotela.
– Kto był takim idiotą i…
Zaniemówiłam. Nie spodziewałam się takiego widoku. W wejściu do pokoju stali moi przyjaciele. Ale Rachel trzymała w ręce wielki tort ze świeczkami. Nie miałam wątpliwości, dla kogo on był.
– Którego dzisiaj mamy? – zapytałam jąkając się.
– Dwudziesty pierwszy maja – powiedział uśmiechnięty Will.
Stałam tak, patrząc na nich oniemiała jakby byli kosmitami. Nie mogłam uwierzyć, że zapomniałam o własnych urodzinach. Ale zważywszy na ostanie wydarzenia, byłam chyba usprawiedliwiona. Przecież dzisiaj minął dopiero równy tydzień od śmierci rodziców.
– No to, sto lat, sto lat, nich żyje, żyje nam – zaczęła śpiewać Rachel. Podeszła do mnie z tortem.
– Naprawdę nie musieliście – powiedziałam rzucając się każdemu z nich na szyje.
– Ta. Jakbyśmy nie zrobili tego tortu nie wiedziałabyś nawet że masz urodziny – powiedział Nico przyglądając mi się z zaciekawieniem.
– My zrobiliśmy tort? – powiedziała rozbawiona Rachel – Chyba JA zrobiłam.
– Mniejsza! – krzyknął Will, zacierając ręce z zadowoleniem – Dmuchaj już te świeczki, bo mam wielka ochotę na to ciastko.
– Najpierw musi pomyśleć życzenie – powiedziała Rachel, odsuwając tort od Willa.
Zastanowiłam się chwile. Czego mogłam sobie życzyć? Myślcie pewnie, że to proste. Na przykład mogłabym sobie życzyć, żeby zdjęto ze mnie klątwę albo by moi rodzice wrócili do świata żywych. Ale takie rzeczy nie są realne. Nawet w świecie mitów. Wiem może o bogach dopiero od jakiegoś tygodnia, ale dostałam odpowiedzi na kilka istotnych pytań. No wiec co sobie życzyć? Może coś, o czym może marzyć zwykła dziewczyna? Do głowy wpadł mi genialny pomysł.
Zdmuchnęłam świeczki i zabraliśmy się za jedzenie.Po pół godziny prawie cały tort znikł.
Był zrobiony z ciasta biszkoptowego, przedkładanego raz dżemem truskawkowym raz bitą śmietaną. Cały polany był białym lukrem. W przerwach pomiędzy świeczkami były umieszczone dorodne truskawki. Na środku z kolorowych cukierków zostało ułożone moje imię. Tort był naprawdę pyszny. Ale i tak nie mógł dorównać ciastkom czekoladowym mojej mamy.
Musiałam posmutnieć, bo Rachel wstała nagle z miejsca, podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. Pomogło. Wspomnienia o pysznych ciastkach i rodzinnym domu powoli odeszły w głąb mojego mózgu.
– Zapomniałabym! – krzyknęła Rachel, sięgając po coś za moim fotelem.
Podała mi niewielkie pudełko zapakowane w papier w kolorze pudrowego różu. Spojrzałam na nią zdziwiona.
– Co to jest?
– Prezent.
– Ale…
– Cicho. Masz urodziny, a prezenty na urodziny to normalna rzecz.
– Ale…
– Otwieraj to! – krzyknął Will za moimi plecami, tak głośno, że aż podskoczyłam – Ja też chcę zobaczyć, co to jest.
Powoli zdarłam papier. Kiedy zobaczyłam, co się pod nim znajduje, nie wiedziałam co mam robić. Śmiać się, cieszyć, czy zabić Rachel za ten prezent. Patrzyłam oniemiała na pudełko, nie mogąc uwierzyć co trzymam w rękach. O czymś takim nie miałam nawet prawa marzyć.
– Czy to jest nowy iPhone 6? – wydukałam nie odwracając wzroku od nowiutkiego telefonu.
– Tak. Stwierdziłam, że 6s to będzie już przesada. Więc szóstka powinna być okej.
– Rachel, ja nie mogę tego przyjąć – powiedziałam podając jej pudełko.
– Możesz – powiedział, odsuwając się ode mnie, jakby bała się, że wcisnę jej to pudełko w ręce – Ponieważ na jakiś sposób jestem twoją matką chrzestną. A prezenty od matki chrzestnej przyjmuje się bez gadania.
– Matka chrzestna? – zapytał Nico z politowaniem.
– No co? – Rachel był lekko oburzona – Byłam najlepszą przyjaciółka Jenny, więc jestem na jakiś sposób jej matką chrzestną. A poza tym to nieważne. Grunt, że prezent jej się podoba, prawda?
– Bardzo. Dziękuję – wyszeptałam. Nic więcej z siebie nie mogłam wydusić.
– Rachel, a co z potworami? – Nico wziął pudełko z mojej ręki i przyjrzał mu się.
– Ma oprogramowanie.
– W sensie TO oprogramowanie!? – wykrzyknął Will – Ja też chcę! Nawet Nick ma je w swoim gruchocie.
– Jakie oprogramowanie? – zapytałam zaciekawiona.
– Specjalne. Zagłusza sygnały wysyłane przez telefon do potworów. Dlatego możesz spokojnie z niego korzystać bez obawy przed tym, że te paskudztwa cię namierzą.
– I tak będę ją namierzały dość łatwo. Jest córką Jennifer – powiedział zamyślony Nico, kiedy Will przyglądał się mojej komórce – Może nie będzie to takie proste jak wytropienie na przykład Patricka, ale i tak te cwaniaki zawsze znajdą sposób by wytropić każdego, kto ma coś wspólnego z Olimpem.
– Kto to jest Patrick? – zapytałam zaciekawiona.
– Niedługo go poznasz – wzrok Rachel mówił, że to nie jest odpowiednia pora na rozmowę o tym chłopaku. Okej. Nie to nie. I tak się dowiem kto to.
– Dobra, moja kolej – powiedział Will i sięgnął za fotel.
– Co? – zapytałam zdziwiona, ale on mnie nie słuchał.
– Proszę – powiedział, podając mi blok A4 razem z ołówkiem i gumką. Kartki bloku były bardzo dobrej jakości – Nie jestem specjalistą w pakowaniu prezentów, wiec się nie gniewaj. I proszę cię, nie zgub tego, bo nawet nie wiesz jak to trudno zdobyć.
– Blok rysunkowy, ołówek i gumkę trudno – zapytał Nico śmiejąc się pod nosem.
– To nie są zwykłe rzeczy – Will spojrzał na Nica wyzywającym spojrzeniem. Nico, odpowiedział mu tym samym. Zupełnie jakby mówili: policzymy się później. Patrzyłam na nich zdziwiona, a Rachel tylko cicho parsknęła śmiechem. Pomiędzy tą dwójką zawsze panowało jakieś dziwne napięcie. Ale dotąd nie mogłam rozgryźć, o co im chodzi. Will popatrzył na mnie – Narysuj coś.
– Ale co? – zapytałam, wciąż przyglądając się raz jemu, raz Nicowi.
– Może jakiegoś ptaka. I może pierścionek. Zresztą nie wiem. Ale narysuj coś żywego i nieżywego.
Zrobiłam, jak prosił. Narysowałam pierścionek z dużym diamentem i Kosogłosa. Akurat nie miałam wielkiej weny na wymyślanie jakiś skomplikowanych zwierząt lub rzeczy. A to było pierwsze, co mi przyszło do głowy.
– Już – powiedziałam pokazując mu co narysowałam.
– Dobra. Chodźcie – Will chwycił mnie za rękę i wyciągnął na zewnątrz. Nico i Rachel dołączyli do nas po chwili.
– Po co wyszliśmy na zewnątrz – zapytałam, kiedy schodziłam po stopniach tarasu.
– Ze względów bezpieczeństwa – powiedział Will, idąc na tyły Wielkiego Domu – Z resztą zobaczysz.
Co mogłam zrobić innego niż tylko pójść za nim. Kiedy tylko stanęliśmy w miejscu, gdzie nikt nie mógł nas zobaczyć Will klasnął w dłonie.
– Dobra Blanka, wydrzyj tę kartkę z bloku, na której narysowałaś to coś.
– Po co? – nadal nic nie rozumiałam.
– Nie pytaj, tylko to zrób.
Wzruszyłam ramionami i wyrwałam kartkę. Na początku nic się nie wydarzyło. Ale po niecałej minucie czekania powiał lekki wiaterek i wyrwał mi kartkę z ręki. Chciałam znowu ją złapać, ale Will mnie powstrzymał. Spojrzałam na niego zdziwiona.
– Patrz.
Odwróciłam wzrok w odpowiednim momencie. Kartka nagle zaczęła się samoistnie palić. W ciągu kilku sekund spaliła się cała i nic po niej nie zostało. No i co? To by było na tyle? Po co mi blok z kartkami, które się same zapalają? Nagle tuż pod miejscem gdzie spaliła się kartka, spadło coś w trawę. Podeszłam powoli do tego miejsca i sięgnęłam po mały błyszczący przedmiot. Mało tam nie padłam, kiedy zobaczyłam, co trzymam w ręce. To był ten pierścionek! Był zupełnie taki sam jak ten który przed chwilą narysowałam. Kiedy przyglądałam się tak temu niezwykłemu przedmiotowi z prawdziwym diamentem, usłyszałam nad sobą dobrze znaną melodię. Podniosłam głowę. Nade mną unosił się dobrze znany mi ptaszek – Kosogłos.
– Jak to możliwe? – zapytałam podnosząc się powoli by nie spłoszyć zwierzęcia.
– Mówiłem, że to nie jest zwykły blok – powiedział z tryumfem w głosie Will – Kiedy coś narysujesz i wyrwiesz kartkę, to się zmaterializuje. Niezależnie od tego, czy jest to żywy organizm, czy rzecz. A jeśli to jest istota żywa będzie ci bezwzględnie posłuszna.
– A co z ludźmi? – zapytałam szeptem, bo niezwykły ptak usiadł mi na ręce i przyglądał mi się zaciekawiony, przekrzywiając główkę raz w jedną raz w drugą stronę.
– Raczej nie wypali. A jeśli nawet by ci się udało, nie byliby tacy sami jak dawniej.
– Nie myślałam nad przywróceniem życia rodzicom – powiedziałam, głaszcząc ptaszka, któremu najwyraźniej podobało się, że się nim zajmuję – Po prostu chciałam wiedzieć.
– Okej.
Chwilę jeszcze przyglądałam się ptakowi, po czym puściłam go wolno. Postanowiłam, że nie będę więzić czegoś tak pięknego. Jednak kiedy patrzyłam jak Kosogłos odlatuje w dal, byłam lekko smutna.
– Dziękuje – powiedziałam przyglądając się blokowi – Bardzo dziękuję.
– Moja kolej – powiedział Nico podchodząc do mnie.
Chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy z powrotem w stronę Wielkiego Domu. Kiedy weszliśmy znów do salonu, zobaczyłam na fotelu żółty futerał na instrument. Zatrzymałam się gwałtownie i patrzyłam się na niego jak zaklęta.
– Powiedz, że to jest gitara – powiedziałam jak zaczarowana, czując jak serce mi przyspiesza, chcąc się wyrwać z klatki piersiowej.
– To jest gitara – powiedział śmiejąc się głośno.
– To jest gitara!!! – wrzasnęłam i w podskokach podbiegłam do futerału.
Był cały żółty, zrobiony z twardego plastiku. Widziałam taki na wystawie w jednym ze sklepów muzycznych na Brooklynie. Ale tamten był na wiolonczelę i myślałam, że na gitary takich nie robią. Kiedy go otworzyłam, zobaczyłam piękną, czarną gitarę. Miała delikatne złote zdobienia. Delikatnie dotknęłam strun, które wydały ciche dźwięki. Zachwycona delikatnie ją wyjęłam i siadłam na podłodze. Zagrałam kilka akordów, wsłuchując się w doskonałe dźwięki gitary. Była idealnie nastrojona. Zastanowiłam się chwilę, jaką piosenkę zagrać. Po chwili wpadłam na lekko niebezpieczny pomysł. Zagrałam przygrywkę, po czym zaczęłam śpiewać pierwszą zwrotkę i refren. Nie obchodziło mnie, kto mnie słucha. Po prostu musiałam zaśpiewać tę piosenkę, mimo tego że była o buntownikach.
– Run away with me. Lost souls in revelry. Running wild and running free. Two kids, you and me. And I said hey, hey hey hey. Living like we’re renegades. And I said hey, hey hey hey. Living lke we’re renegades. Renegades.*
Kiedy skończyłam, wszyscy patrzył na mnie oniemiali.
– Co? – zapytałam patrząc na nich zaskoczona.
– Ładnie śpiewasz – powiedział zakłopotany Nico.
– Ładnie!? – Rachel podeszła do mnie – Mama uczyła cię grać i Śpiewać, prawda?
– Tak – powiedziałam wciąż nic nie rozumiejąc – Ale o co chodzi?
– O nic – Will usiadł koło mnie na podłodze – Po prostu, kiedy grałaś, wyglądałaś zupełnie jak Jennifer.
– Kiedy teraz grałam, wyglądałam jak mama? – spytałam oszołomiona.
Sama nie mogłam uwierzyć. Po raz pierwszy w życiu ktoś powiedział mi, że jestem w czymś podobna do mamy. To było coś niezwykłego. Po równych siedemnastu latach ktoś powiedział że jestem jak mama. O boże… nie chwilka. O bogowie. Teraz już lepiej.
– Tak. Tylko te twoje włosy jakoś mi tu nie pasują – powiedział Will, rozwijając mi koka. Moje już suche włosy opadły kaskadą na lewe ramie.
Zaśmiałam się krótko.
– Dziękuję wam za wszystko – powiedziałam po dłuższej chwili milczenia.
– Czyli prezenty się podobają? – zapytała zadowolona Rachel.
– Tu nie chodzi tylko o prezenty – odłożyłam powoli gitarę do futerału – Dziękuje wam również za to, że się mną zajęliście i nie zostawiliście mnie na pastwę sądów i policji, a może nawet Bellony. Chce powiedzieć, że dzięki wam nie utraciłam rodziny, bo wy nią teraz dla mnie jesteście.
– Wzruszyłem się – powiedział Will i pociągnął teatralnie nosem – Ale serio.
– Ty dla nas też jesteś częścią rodziny – powiedzie Nico, po czym mnie przytulił.
– I postaramy się by było ci jak najlepiej – powiedział Rachel, która objęła mnie i Nica.
– Mi już jest lepiej, bo mam was – powiedziałam, powstrzymując łzy napływające mi do oczu.
– Przestań – powiedział Will i objął nas wszystkich – Bo się jeszcze rozkleję.
Wszyscy się roześmialiśmy.
Potem posiedzieliśmy do około dwudziestej drugiej. Nie bawiłam się tak dobrze i nie śmiałam tak dużo od dawna. Rachel wyjaśniła mi jak się obsługuje mój nowy telefon i pokazał mi kilka przydatnych aplikacji. Na przykład Antymonster. Bardzo przydatna aplikacja. Informuje cię o wszystkich potworach, które znajdują się o pięćdziesiąt kilometrów od ciebie. Podaje również ich historię oraz sposoby pokonania. Fajne co? Nie rysowałam więcej w bloku, ponieważ stwierdziłam, że będę go oszczędzać. Will i Nico byli bardzo zawiedzeni, ponieważ mieli wielką ochotę na frytki z Maka. Zagrałam oczywiście jeszcze kilka piosenek i nacieszyłam się nową gitarą. Opowiadaliśmy sobie dowcipy i śmieszne historie. Opowiedziałam parę zabawnych momentów z mojego życia, a moi przyjaciele opowiedzieli mi co nieco o obozie te dwadzieścia lat temu.
Kiedy późnym wieczorem kładłam się spać, moje myśli nie krążyły ani wokół klątwy czy rodziców. Myślałam tylko o tym, co mnie czeka po siedemnastce. Jakie będę miała teraz życie. Życie w Obozie Pół-krwi.
*Renegades – X Ambassadors
Wiec… Wszystko super, ale mam wrazenie, ze Rachel, Will i Nico zachowuja sie jak nastolatkowie, ale niech tak bedzie. Troche pozno przysylasz ten rozdzial, ale fabula to wynagradza! Weny!
W sumie chcialam żeby tacy byli. Wiem że to trochę głupie, ale nie wiem czemu stwierdziałam że… no po prostu tak mi pasowało. Nie wiem czemu. 😉
Czekałam na kolejny rozdział. Już myślałam że o nas zapomniałaś! Szczerze, to liczyłam na jakąś akcje. Może nie pościgi i wybuchy, ale…
Dobra, nie wracam się zobaczymy co będzie. Nie mogę się doczekać kontynuacji. Muzy!
W kolejnym rozdziale będzie się dużo działo 😉 To już pewniak. A w 12 rozdziale będzie bitwa o sztandar 😀
Przyznam szczerze: nie przeczytałam całego rozdziału bo po prostu nie mam siły. Nie napiszę też żadnego ładnego komentarza, bo nie umiem. (Pisanie ładnych i pouczających komentarzy zostawię starszym użytkownikom, którym to wychodzi super). Tak naprawdę zalogowałam się dla jednego celu, określenia mojej reakcji gdy doszłam do mniej więcej połowy: PATRICK!!! <3 <3 <3
Dziękuję za uwagę i dobranoc. 😀
O nim dopiero w kolejnym rozdziale Inez 😉
Fajne. A… Kim jest Patrick? Nie czytałam poprzednich rozdziałów, więc nie bardzo wiem, czy coś o nim było
Od razu polubiłam BellonęXD Jestem dziwna
Przez cały rozdział nie dawało mi spokoju pytanie: czy Blanka się zakocha? Oby, bo liczę na kreatywną zemstę bogini wojny.
Weny
O Patricku nic nie było, tylko Inez ma świra na jego punkcie, bo wie kto to. O nim będzie w kolejnym rozdziale, a on sam pojawi sie w 12 (wielki spojler) Co do Bellony to nic dziwnego, bo moja przyjaciółka kocha tylko postacie z „ciemnej strony mocy” 😉