Witajcie 😉
Moje pierwsze opowiadanie, więc proszę o wyrozumiałość. Proszę napiszcie w komentarzach, co sądzicie, o tym opowiadaniu i czy powinienem napisać drugi rozdział.
Rozdział 1
Ktoś odwala za mnie całą robotę.
Nasz świat dzieli się na potwory, bohaterów i zwyczajne istoty. Bohaterowie to osoby działające, aby zniszczyć potwory. Potwory to istoty walczące z dobrem, aby zemścić się na bohaterach, za to, co kiedyś zrobili naszym przodkom.Dawniej bohaterowie, widząc istoty, których jeszcze dotąd nie znali, zaczęli je zabijać, dlatego teraz my, potwory niszczymy bohaterów. Potwory, tak samo, jak bohaterowie, są różnych gatunków. Każdy gatunek oznacza się czymś innym. Jedni mają takie zdolności, jedni takie. Każdy gatunek mieszka gdzie indziej i ma władcę, któremu musi być posłuszny. Jeden gatunek potworów atakuje, jak jest okazja, a jedni każdego dnia, jak na przykład ja. Jestem John Wildfred. Jestem gnomem.
Na pewno o nas już słyszeliście. Możliwe, że większość to stereotypy. Gnomy to zielone istoty, obdarzone w zdolność przyswajania magi. Jesteśmy dobrymi alchemikami i wynalazcami. Gnomy mogą się teleportować w jedno miejsce na dzień za pomocą zdolności teleportacji. Każdy z nas wyróżnia się specjalną zdolności, dzięki której lepiej przyswajamy zaklęcia dotyczące naszej specjalności.
Moją główną specjalnością jest zdolność gaszenia i oświecania świateł gestami rąk oraz widzenie w ciemności. Wiem, że to mało użyteczne zdolności, dlatego dużo czasu spędzam na uczeniu się magi, niewychodzącej mi za dobrze.
Gdzie my żyjemy? Nie na jakiś cuchnących bagnach, tylko w Królestwie Gnomów, które ukryte jest nie wiadomo gdzie. Zazwyczaj się tam po prostu teleportujemy. Naszym celem jest zniszczyć każdego bohatera. Wysyłając bohatera do naszego królestwa, niszczymy go, staje się on bezużyteczny motylem, który nic nie potrafi. W każdym pokoju, w naszym królestwie jest magiczne lustro, które zaprowadza nas do bohatera, dzięki czemu nie musimy używać zdolności teleportacji. Łapiąc bohatera za rękę, teleportujemy go do królestwa. Bohater jest poddawany procesowi niszczenia, który trwa dwadzieścia cztery godziny.
W pewien styczniowy poranek przeniosłem się do świata śmiertelnych, aby zniszczyć bohatera. Bohater był magikiem, co nie zdarza się zbyt często. Podszedłem do niego, usiłując go złapać za rękę, ale on używał swoich czarów, które mnie odpychały. Kreśliłem w powietrzu znak, który pozwala gnomom, o specjalnej zdolności zgaszania świateł zgasić słońce na pięć minut. Słońce przestało świecić. Nikt nic nie widział, oprócz mnie. Zdolność widzenia w ciemności przydaje się, jeśli chce się złapać bohatera. Magik nie dawał za wygraną, próbował wszystkich sposobów, aby nie dać się złapać. Aby dobrze widzieć, próbował wielokrotnie wywołać światło, które mi udawało się zgaszać.
Magikowi udało się przeżyć pięć minut bez świecącego słońca, ale nagle nadeszła burza. Z oddali wyłaniały się niewyraźne postacie. Były to ifryty, trzymetrowe, ogniste dżiny, które ogłupiają swoich wrogów oraz wprawiają ich w zakłopotanie. Najwyraźniej chcieli zniszczyć bohatera, którym ja miałem się zająć. Zdziwiłem się, ponieważ ifryty należą do tych gatunków potworów, które łapią bohaterów, tylko gdy jest jakaś okazja. Kiedy się do mnie zbliżyli, użyłem na nich magi. Ogień zgasł. Pojawiły się kłęby dymu. Nic nie widziałem. Dym powoli znikał. Widziałem przed sobą maga. Wyciągnąłem ręce ku niemu. Kiedy go dotknąłem, zmienił się w ogień, który formował się w ifryta. Zostałem pokonany własną bronią. Zostałem przeniesiony do dziwnego miejsca. Po chwili domyśliłem się, co to za miejsce. Piekło.
***
Siedziałem w celi z magiem. Cela różniła się czymś od innych cel. Zamiast kratami, byłem otoczony niewielkimi, ognistymi płomieniami. Widziałem, przed sobą grupę ifrytów rozmawiających ze sobą.
-Upolowaliście dziś coś? Pan jutro nas odwiedzi, aby zażyć ostatnią dawkę energii.- powiedział jeden ifrytów. Nie bardzo rozumiałem, o co chodzi z tą energią i kto jest ich panem. Niewiele wiem o ifrytach. Nie wiem, gdzie żyją i komu są posłuszne.
-Mi się udało upolować jednego maga i jednego gnoma, za jednym zamachem.- rzekł drugi ifryt, wskazując na nas – Myślę, że mają wystarczająco dużo energii.
Z przerażeniem popatrzałem na maga, który ku mojemu zdziwieniu miał uśmiech na twarzy. Zapadła noc. Światła zgasły. Moja zdolność widzenia w ciemności i oświecania świateł nie działała. Nie było widać ognia, ale najwyraźniej był, gdyż jak wyciągnąłem rękę ku miejscu, gdzie powinien być ogień, poczułem, że oparzyłem się w rękę.
Następnego dnia, gdy się obudziłem, słyszałem głosy ifrytów, kłócących się:
– Jak to nie działa!? – krzyczał jeden z ifrytów -Pan przyjedzie jutro, po ostatnią dawkę energii potrzebnej, aby zniszczyć wszystkich bohaterów.
Ulżyło mi, kiedy usłyszałem, że ich pan planuje zniszczyć tylko bohaterów oraz że coś nie działa.
– Próbowałem włączyć tę maszynę i nagle magiczny promień wirował wokół maszyny, niszcząc ją dostatecznie. – tłumaczył się ifryt, który nas oszukał- Niestety nie da się jej naprawić tak jak zazwyczaj.
– Odejdź- rozkazał mu zezłoszczony, trzymetrowy, płonący ogniem jeszcze bardziej, niż zazwyczaj ifryt- mamy zapasową maszynę w magazynie, ale trzeba skontaktować się, z kimś, kto ją zamontuje jeszcze dziś.
Mag wciąż się uśmiechał. Wywnioskowałem, że to on zniszczył tę maszynę. Przyjrzałem mu się dokładnie. Jego ubranie, było inne niż innych magów. Był ubrany jak zwyczajny człowiek. Jego niebieskie oczy przypominały niebo. Nie był on wysoki ani stary. Wyglądał on na szesnastolatka, który ukrywa swoje zdolności magiczne, przed zwyczajnymi ludźmi. Przestał się uśmiechać. Popatrzył na mnie i powiedział:
– Musimy się stąd wydostać- jego oczy były bardziej niebieskie, niż zwykle- załatwiłem nam trochę więcej czasu, ale…
– Jak ty to zrobiłeś, przecież nasze zdolności tu nie działają- przerwałem mu.
– Działają, tylko się odbijają i lecą w przeciwną stronę. Wyznaczyłem punkt, w którym po użyciu magi odbije się i trafi w ich cenną maszynę. Kiedy ty spałeś, oni wciąż rozmawiali, o…
– Skąd wiedziałeś, że śpię?- przerwałem mu, po raz kolejny.
– Po pierwsze, patrząc na mnie w ciemności, dałeś mi moc widzenia w ciemności.
– A po drugie?
– Głośno chrapałeś.
– Mówiłeś, że ifryty o czymś rozmawiały.
– Mówiły, że znają już dokładną datę, kiedy ich pan tu przyjdzie. Jutro tu się pojawi. Ich maszyna działa tak, że do maszyny wchodzą ofiary, czyli my. Następnie ich tajemniczy pan ma włożyć hełm, z kablami, który umożliwia przetransportowanie energii do tego, kto ma hełm na swojej głowie. My znikniemy, a on będzie silniejszy. Gdy będzie posiadał wystarczająco energii, nastawi maszynę tak, aby zniknął każdy istniejący bohater. A najgorsze jest to, że oni się mylą. Wiem, jak to działa i ich pan też to wie. On ich wykorzystuje, aby odwalili za niego całą robotę, ale nie mówi im całej prawdy. Nie tylko bohaterzy znikną, ale wszyscy, a zostanie tylko ich pan. Ale to nie jest takie proste. Na końcu zostaną przedstawiciele każdej rasy i będą oni toczyli wojnę, przeciwko panu ifrytów. Albo przedstawicielom ras uda się ocalić świat, albo świat zostanie zniszczony. Wszystko zależy od nas. Jeśli pobiorą z nas energię, to koniec. Musimy uciec. Wy gnomy potraficie się teleportować prawda?
-Tak, ale ta cela ogranicza moje zdolności. – zastanawiałem się chwilę. Nagle wpadł mi do głowy świetny pomysł, jak się uwolnić- Już wiem! Mam świetny pomysł.
Ifryty patrzały na nas, więc zacząłem szeptać magowi mój świetny pomysł do ucha. Zapadła noc. Zrobiło się ciemno. Położyłem się spać, z nadzieją, że następnego dnia mój plan ucieczki się powiedzie.
Glowny bohater potworem?! Powinnam wiec powiedziec glowny potwor! Suuuper pomysl! Jasne! Pisz nastepne rozdzialy! WENY!
Interesujący koncept. Pytanie czy ten gnom ma brodę? A tak serio, to ciekawie się zapowiada.