Ladyluna 84
Ann
Obudziłam się w swoim łóżku. Zorientowałam się, że nawet nie przebrałam się. Nadal miałam kurtkę Luke’a na sobie. Wiec nie dziwiłam się, że przyśnił mi się taki cudowny sen. Całą noc czułam jego zapach. Powiedzmy spałam wyśmienicie. Co mi się śniło – chcecie wiedzieć. Pewnie tak, to powiem.
Stałam na plaży fale obmywały mi nogi. Wyspa za mną była jak z bajki. Tropikalna roślinność pokrywała wszystko. Piasek był totalnie biały, delikatny i ciepły. Miało się wrażenie, że chodzi się po poduszce a nie po piachu. Szum wody rozkoszował mnie. Chciałam tylko wsłuchać się w fale i zamknąć oczy. Z wody wynurzyła się sylwetka chłopaka. Nie mogłam określić kto to był. Ale jego spojrzenie mnie przyciągało. Wyciągnął rękę, zachęcając bym podeszła do niego. Gdy to zrobiłam objął mnie czule i namiętnie pocałował. Czas zamarł, liczył się tylko ten chłopak i jego usta. Chciałam zapytać – kim jest. Ale nie dał mi na to możliwości, kolejny raz mnie pocałował. Rozpływałam się w jego ramionach, jego ustach, jego ciepłu.
Obudziłam się z uśmiechem na twarzy.
Przebrałam się szybko w krótkie spodenki i nową koszulkę obozową a także cieką kurtkę, postanowiłam przy śniadaniu oddać kurtkę Luke’owi. Przez mnie trochę zmarzł. Śniadanie jak zwykle przebiegało prawie normalnie. Siedziałam ze swoim rodzeństwem przy stoliku Ateny. Zamówiłam sobie coś lekkostrawnego, było to sałatka z grillowanym mięsem i sok pomarańczowy. Mimowolnie uśmiechając się, co przyciągnęło ich uwagę.
– Co się tak szczerzysz – zapytali.
– Nic takiego, mam dobry humor, jest pięknie, nie mogę się śmiać.
Im więcej mówiłam, tym głupsze mieli miny patrząc na mnie. Już zakładałam, że w spokoju jem śniadanie do końca, ale się przeliczyłam. Connor ten nieznośny jeden z braci Luke’a wyciął numer. Powiem tak totalnie zbledłam.
Luke
No Connor twój kawał – mówiłem mu na ucho. Connor się tylko uśmiechnął. Z kieszeni wyciągnął wielkiego, brzydkiego, owłosionego, sztucznego, czarnego pająka. Właśnie zamierzał rzucić go na talerz Clarisse. Córka Aresa jednak nie dała się zaskoczyć, odtrąciła to sztuczne coś ręką. Poszybował w powietrzu i na mojego pecha trafił na stolik Ateny. Zrobiło się tam niezłe zamieszanie. Wszyscy wiedzą, że dzieci Ateny boją się pająków. Krzyk jaki wtedy wydali, aż myślałem, że nam uszy pękną. Najgorsze było to, że to coś wylądowało na talerzu Ann. Gdy to zobaczyła krzyknęła tak głośno, to co miała na talerzu wylądowało na jej twarzy. Cała zbladła i odsunęła się tak gwałtownie od stolika, że spadła z ławki wprost w kałuże. Cały domek spojrzał na nas z mordem w oczach, że ich siostra i grupowa tak oberwała. Ann była totalnie przerażona, nie ruszała się z ziemi. A mi się jej zrobiło żal. Ten kawał nie miał być dla mniej. Nigdy nie zrobił bym coś takiego, widziałem, że ona śmiertelnie boi się pająków. Wszyscy w pawilonie jadalnym śmieli się. A do mnie szepnął Connor, że moja kolej na wyzwanie.
Spojrzałem tylko gniewnie na rodzeństwo.
Podszedłem do Ann, pochyliłem się biorąc ją na barana. Odciągnąłem od tego zamieszania. Pomyślałem, że wiem gdzie ją zabiorę. Czułem, że dziewczyna się nie wyrywa, była nadal w szoku. Poszliśmy ścieżką w kierunku lasu. Nie w tą cześć, gdzie zawsze bawimy się w zdobywanie sztandaru. Bardziej w nieznaną cześć, tylko ja wiedziałem gdzie. Tak powiem ten las nie miał dla mnie tajemnic. Dość dobrze go poznałem. Szedłem jakieś dwadzieścia minut. Dopiero po tym czasie Ann jakby ożyła.
– Luke postaw mnie- powiedziała. Gdzie mnie zabierasz.
– Zobaczysz.
– Luke proszę.
– Nie bój się Ann.
Doszedłem do tego miejsca. Była to zakamuflowana kryjówka, trudna do znalezienia. Nie wielka jaskinia od zewnątrz pokrywały ją pnącza. Było ich tak dużo, zasłaniały całe wejście do niej, a także pięły się po ścianie. Środek był przytulny, nie było tam wilgoci. Pośrodku leżało dużo puchowych poduszek ustawione tak, że tworzyły coś w rodzaju leża. Kilka mieczy, łuk, strzały umieszczone były z boku, wraz ze skrzynkami z ambrozją i jedzeniem. Mogłem się tam schować na kilka dni i nie znaleźli by mnie. Jaskinia na tyle była przestronna, że można było rozpalić ognisko. Z boku spływała woda do kamiennej misy. Wszedłem do środka i postawiłem Ann na ziemi.
Ann
Gdy to zobaczyłam zatkało mnie. Ta jaskinia była piękna. Wyglądała jak jedna z naszych kryjówek, gdy jeszcze we trójkę uciekaliśmy przed potworami. Gdy byłam w niej miałam wrażenie, że cofnęłam się w czasie. Że nadal uciekamy, a Thalia za raz wejdzie przez ukryte wejście do środka. Nie mogłam wypowiedzieć ani słowa, a Luke tylko mi się przyglądał.
– Luke!
– Tak.
– Sam to zbudowałeś. Kiedy! Jak!
– Kilka miesięcy po przybyciu do obozu.
– Dlaczego mi tego nie powiedziałeś.
– Nie wiem. Zaszywałem się tu jak miałem chandrę.
– Ona jest cudowna.
– Dziękuję Ann. Przepraszam za ten kawał. Nie miał być w ciebie skierowany.
– Okej nic się nie stało.
– Nieprawda. Przeraziłaś się. Naprawdę tego nie chciałem.
Luke mnie przeprasza za wybryki jego rodzeństwa. Czułam się dziwnie. Stałam na środku jaskini urzeczona nią. Tylko on wiedział jak się czułam. Miałam wrażenie, że czuje to samo co ja. Podszedł do mnie i przytulił. Mogła bym tak stać wieczność. Gdy podniosłam głowę, by spojrzeć mu w oczy. Dziwne – odwrócił wzrok.
– Co się stało?
– Ej nic. Nie ważne.
– Znowu to robisz. Czasami masz taki nieodgadniony wzrok. A jak pytam wymigujesz się.
– Ann proszę nie drąż tego.
– To mi powiedź, a przestane.
– Lepiej nie.
Nie chciałam dać za wygraną. Musiałam się dowiedzieć, co go gryzie. Ale on zaskoczył mnie czym innym. Przytulił mnie tak mocno i przewrócił na poduszki. Zamarłam, chociaż marzyłam o tym od dawna, by to zrobił. Znaleźć się w jego ramionach. Ale w tamtym momencie zaskoczył mnie. Wolał odciągnąć moją uwagę czymś innym. Zbliżył swoje usta i pocałował mnie. Najpierw delikatnie, później coraz namiętniej. Osiągnął zamierzony cel, przestałam myśleć dosłownie o wszystkim. Świat stanął na głowie, całuje się z dziewiętnastolatkiem, z bardzo przystojnym chłopakiem – obłęd .
Luke
Ann znowu próbowała się dowiedzieć co mi jest. Nie chciałem ją tym obarczać. Co miałem powiedzieć, że od kilku dni śni się Kronos, który próbuje mnie przekonać do zniszczenia świata i bogów. Myślę o tym od śmierci Thali. Zemścić się na Bogach, że ona zginęła. A Kronos jest już na dobrej drodze do przekonania mnie. Prze te lata, w których uciekaliśmy, była dla mnie jedyną rodziną. Mogłem na nią liczyć, nawzajem się chroniliśmy. Była tylko dwa latam młodsza, to nie fer, że musiała tak młodo umrzeć. Ale życie herosa jest naprawdę ciężkie. Była dla mnie najbliższą przyjaciółka, do puki nie znaleźliśmy Annabeth. Staliśmy się wtedy rodzina, tylko taką miałem.
Gdy dostaliśmy się do obozu, patrzyłem jak Ann dorasta. Jak zawzięcie ćwiczy, by stać się lepszą. Długo myślałem, że obarcza się winą za jej śmierć. Bo była mała i nie miał siły na walkę. Jakoś nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Trenowaliśmy razem, jak co raz lepiej posługiwała się mieczem, ale zawszę uwielbiała swój sztylet. Ten, który dostała ode mnie. No dobra dosyć z tymi głupimi myślami, wróciłem do rzeczywistości. A tam dopiero szok, zrobiłem coś naprawdę głupiego, by zamknąć jej usta. I by nie wypytywał mnie o to – przewróciłem na legowisko i pocałowałem. To dopiero ciekawostka, tule w ramionach dwunastolatkę i dodatkowo namiętnie się z nią całuje.
Moje zmysły zaczęły się rozgrzewać. A ona za miast mnie trzepnąć za to, poddaje się temu pocałunkowi. Jakby się to jej podobało i tego chciała. To troszkę nie fer wobec niej, ja mogę oberwać, a ona jest zbyt młoda. Z trudem powstrzymałem się by się oderwać od jej ust. Smakowały przesłodko i muszę przyznać miałem niegrzeczne myśli. Odsunąłem się od jej warg – co my robimy.
– Przepraszam Ann, nie chciałem.
Widziałem w jej oczach – dziwne miałem wrażenie, że są przepełnione szczęściem, chociaż lekki rumieniec miała na paliczkach. Jeszcze bardziej dodawało jej to uroku. Chciałem tylko, by przestała wypytywać, a doszedłem do wniosku, że tym mogłem ja zranić.
Odsunąłem się od niej na pewną odległość. Nadal leżeliśmy razem, ale musiałem się uspokoić. Jeszcze chwila, a mogłem posunąć się zbyt daleko. Gdy spojrzałem znowu w jej oczy, przysiągł bym, że zobaczyłem ból.
– Wybacz, naprawdę nie wiem co we wstąpiło, nie chciałem cię zranić.
Nie odpowiedziała mi nic, tylko odwróciła się, by nie patrzył na nią. Cholera – przegiąłem. Ann – przysunąłem się do niej. Przepraszam naprawdę nie chciałem.
– Wracamy – zapytałem?
– Jeszcze nie, proszę.
Wiedziałem o co chodzi. Musi to przetrawić, przemyśleć całą tą sytuacje i się uspokoić. A to trudne.
Ann
Nic nie rozumiałam najpierw mnie namiętnie całuje, a później odsuwa. Wiem byłam dla niego za młoda. A tym bardziej traktował mnie jak siostrę. Problem polegał na tym, że z siostrą się nie całujesz, a zwłaszcza w taki sposób. Ja nie chciałam być dla niego tylko tym, wolałam być kimś więcej. Coś próbował do mnie mówić, udawałam, że go ignoruję. Nie wiem dlaczego, ale poczułam, że mi się serce łamię. Odwróciłam się od niego. Już z tego wszystkiego, z tych dziwnych uczuć zasnęłam. Wolałam zagłębić się w sny, by nie czuć przeszywającego całe ciało bólu. Domyśliłam się, że zostałam odrzucona. I to rozrywało mi serce.
Przyśnił mi się znowu ten chłopak z morza.
Znowu stałam po kostki w wodzie. A on wyciągał do mnie rękę. Teraz mogłam się mu bardziej przyjrzeć. Był przystojny, miał czarne włosy i morskie oczy. Wydawało mi się, że jest troszkę starszy ode mnie. I takim dziwnym uśmiechem mnie obdarzał. Przeszywał mnie na wylot. Wziął za rękę i poprowadził do wody. Zagwizdał, a z fal wyłonił się czterometrowy rekin. Wystraszyłam się, wyrwałam rękę z jego uścisku i cofnęłam się na plaże. Podszedł do mnie, nie powiedział nic, ale wiedziałam, że nie muszę się bać. Spokojnie z nim poszłam. Wsiadł na rekina i podał mi rękę bym to samo zrobiła. Usadowił mnie przed siebie i delikatnie objął. Rekin jakby wiedział, bez wypowiadanie słów przez chłopaka, że możemy ruszać. Skierował się w głąb morza. Nie, nie, nie próbowałam się wyrwać, nie umiem oddychać pod wodą utopisz mnie. Przyłożył usta do mojego ucha i szepnął
– nie bój się, przy mnie nić ci nie grozi.
Zanurkowaliśmy, a ja sobie uświadomiłam, że oddycham bez problemu. Nie możliwe, czułam tylko jego objęcia i ciepłą wodę otaczającą nas.
– Pokaże ci moje ulubione miejsce – powiedział.
Okazało się, że to zatopiony statek na rafie.
Obudziłam się, byłam nakryta kocem, a Luke się przytulał do mnie.
Luke
Długo leżałem blisko niej. Próbowałem tłumaczyć moje zachowanie. To wszystko co się przed chwilą zdarzyło. Ona milczała, później zrozumiałem, że zasnęła z tego wszystkiego co się działo. Zrobiło się chłodno, sięgnąłem po koc okryłem dziewczyny i objąłem ją. Myśli krążyły mi po głowię. Co ja zrobiłem, pocałowałem dziewczynę, którą traktuję jak siostrę. Ale głupek ze mnie, nie chce by sobie coś pomyślała. Jej śliczna, ale bardzo młodziutka, nigdy bym jej nie skrzywdził. Ale miałem wrażenie, że to teraz zrobiłem. Dałem jej nadzieję, ze coś między nami będzie, a później tak brutalnie odsunąłem. Co teraz sobie może myśleć, pewnie jest totalnie rozbita. Tu ją przyciągam, a tu odtrącam.
Sam się zastanawiam, czy też tego nie chciałem. Leżałem tuląc ją, patrząc na jej zadowoloną minę. Penie ma cudowny sen. Jak ja miałem ochotę się dowiedzieć co jej się śni. Ciekawie jak długo tu jesteśmy, Pewnie inni będą nas szukać. Ale dobrze wiem, że ta kryjówka jest dość dobrze ukryta. Specjalnie ją właśnie tu umieściłem, gdy będę chciał być sam. By nikt mi nie zawracał głowy. Mogę tu spokojnie rozmyślać, nie przejmować się, że mi ktoś przeszkodzi. W domku Hermesa rzadko można być samemu by pomyśleć. Zawsze tam jest rozgardiasz i hałas, czasami nie słychać własnych myśli. Było mi tak miło przy niej, że o mało co sam nie zasnąłem.
Obudziła się wiem, że mnie poczuła przy sobie.
– Ann możemy iść. Dość długo trwa nasza nieobecność.
– Jak długo!
– Nie wiem. Pewnie kilka godzin, jest już ciemno.
– Luke!
– Tak.
– Możesz mnie puścić.
– Ann proszę nie rób tego. No dobrze – jeszcze raz przepraszam.
Puściłem ją, chciałem pomóc jej wstać. Ale odsunęła moją rękę. Wiedziałem, że cierpi z tego powodu. I że to moja wina. Musi to przemyśleć, z dala ode mnie Wyszliśmy z jaskini i skierowaliśmy się w stronę obozu. Przechodząc lasem natknęliśmy się wreszcie na komitet powitalny.
– Jasna cholera, gdzie wy byliście. Szukamy was od kilku godzin.
– Connor!– zamknij się.
– Luke – o co ci chodzi!
– Po prosty zamknij się – proszę.
Spojrzeli na mnie i Ann. Widzieli, że ma dziwną minę. Przeszła koło nich i poszła w stronę obozu.
– Ann! – krzyknąłem za nią.
Zignorowała mnie dosłownie. Cholera byłem tak na siebie wściekły, że przywaliłem ręką w najbliższe drzewo. Moi bracia stali jak wryci.
– Luke! – co z tobą.
– Nie ważne. Nie interesujcie się tym. Dobra wracamy, rano trzeba wstać.
Zrobili naprawdę głupie miny, powlekli się za mną. Gdy przekroczyłem próg domku Hermesa, ległem na łóżku tak jak stałem. Nie odzywając się do reszty, po prosty zasnąłem.
Ann
Szłam z tej jaskini jak w transie. Nic do mnie nie docierało. Żaden dźwięk, szept, nawet poruszenie się gałęzi przez wiatr. Gdybym była sama, to nie wiem, mogło by mnie coś zaatakować. Nie miałam bym sił walczyć. Nawet nie zauważyłam osób z obozu, którzy nas po drodze znaleźli. Nie wiem, czy coś do nas mówili. Tak jakby dźwięk nie dochodził do moich uszu. Była we własnym świecie – w świecie bez ruchu i dźwięku. Musiałam głupio wyglądać, ale miałam to gdzieś. Nie pamiętam jak doszłam do domku, po prostu tam się znalazłam. Wszyscy odetchnęli z ulgą, że jestem cała. Nie słuchając rodzeństwa, poszłam do mojego łóżka, zwinęłam się jak kotek pod kocem i musiałam zasnąć.
Rano obudził mnie hałas, jakby ktoś grał na bębnie metalowym kijem.
– Cholera co to za hałas!!! Spać nie można.
Reszta mojego rodzeństwa odwróciła się z głupimi minami.
– I co się tak gapicie.
– Annabeth co się stało? Nigdy nie byłaś taka.
– Przepraszam – mam zły humor.
– Gdzie ty byłaś? Cały obóz cię szukał, postawiłaś go na nogi.
– Nie ważne. To moja sprawa.
– Twoja – masz rację. Ale nie było was – cienie i Luke’a dwanaście godzin. Co wy tam robiliście?
– Nie dostaniecie na to odpowiedzi.
– A teraz proszę chce jeszcze spać.
– Ann śniadanie.
– Idźcie bez mnie. Możecie mi coś przynieść.
Już myślałam, że się wynieśli, musiałam pobyć sama. Za dużo moich myśli krążyło mi po głowie. Trzeba je jakoś poukładać, bo można zwariować. Zastanowić się spokojnie, jak zachowywać się przy Luke’u. Nie mogę go ignorować i unikać, nie uda się. Jesteśmy na tym samym obozie i zawsze gdzieś go spotkam. A także, co najważniejsze wyrzucić ten pocałunek z głowy. Z powrotem kładłam się do mojego cieplutkiego łóżeczka, gdy w drzwiach stanął Luke. Moje rodzeństwo zrobiło przerażone miny.
Luke
Stałem w drzwiach domku Ateny, musiałem pogadać z Ann. Nawet jeżeli ona tego nie chciała, byłem jej winny – wyjaśnienia. Jej rodzeństwo właśnie wychodziło na śniadanko. Drogę zagrodził mi Malcolm jeden z jej braci. Patrzył tak dziwnie na mnie.
– Co jej zrobiłeś.
– Co!
– To co słyszysz.
– O czym ty mówisz. Nic nie zrobiłem Ann.
– Widać. To dlaczego ma taki humor, że z kijem nie podchodź.
– Żartujesz, o kurcze.
– Dostane wyjaśnienia – zapytał?
W tym momencie reszta do nas podeszła. Nie miałem ochoty się z nimi kłócić, zależało mi tylko na rozmowie z Ann. Wyjaśnić, przeprosić i błagać o wybaczenie.
– No dobra nie żartujcie. Popatrzyłem na nich z pode łba. Muszę z Ann pogadać w cztery oczy.
– A jeżeli cię nie wpuścimy.
Bogowie.
– Wy sądzicie, że skrzywdził bym Ann. Nigdy nie zrobił bym tego.
– Nie było was dwanaście godzin, a Annabeth po tej wycieczce wygląda na roztrzepaną.
– Zrozum Malcolm. – Podniosłem teraz głos. To nie wasza sprawa, tylko moja i Ann.
Chyba nie chcielibyście, by ktoś podsłuchiwał wasze prywatne rozmowy.
– No nie.
– To się zgadzamy. A teraz mnie wpuść – proszę.
– Dobra, ale jak ją skrzywdzisz oberwiesz.
– Na tyle ją wyszkoliłem, że potrafi się bronić.
– Nie o tym mówię Luke.
– Ah!. Zobaczył w moich oczach wahanie.
Wiedziałem o czym mówi jeśli bym jej złamał serce, miałbym domek Ateny na głowię. Cholibka ciekawa perspektywa. Wpuścili mnie, Ann leżała na łóżku. Ale byłem pewny, że nie zostawili nas samych. Prze okno obserwowali, czyj ich grupowej nie dzieje się krzywda. No super kilka par oczu dodatkowo nas obserwuje. Gotowi w każdym momencie mi przywalić, jakbym zrobił coś nie tak. Super perspektywa do szczerej rozmowy.
Podszedłem do niej. Ann możemy – nie dokończyłem zdania, język mi stanął w gardle. Gdy się do mnie odwraca z taką miną. Usiadłem koło niej na łóżku.
– Ann naprawdę mi przykro z powodu tamtej sytuacji. Nie wiedziałem jak ty to odbierzesz. Jestem głupi – wybacz.
Chciała coś powiedzieć ale się zawahała.
– O co chodzi Ann.
Nie dokończyłem położyła mi palce na ustach.
Domyśliłem się, że jej się podobam. Jej zachowanie teraz pasowało do wszystkich sytuacji od kilku dni.
– Ann maleńka naprawdę głupio się zachowałem, nie wiem co mi strzeliło do głowy.
– Luke!
– Tak.
– Zamknij się. Po prostu mnie przytul i nic nie mów.
Zrobiłem to, objąłem ją bardzo mocno. Oparłem się o ramę łóżka, tak że Ann znalazła się dosłownie w moich ramionach. W pół leżącej pozycji nadal okryta była kocem. Głowę oparła o moje ramię, jej jasne włosy spływały na twarz. Odsunąłem dłonią jej włosy z policzka, zakładając jej za ucho. Tuliłem ją, a ona miała zamknięte oczy. Pomyślałem sobie, że obserwująca nas grupka dopiero ma zdziwienie. Leżeliśmy tak dobre czterdzieści minut. Pomyślałem sobie, że mogłaby tak spać, nie mam nic przeciwko, ale trzeba było ją z tego wyciągnąć.
– Dobra chodź na śniadanie. Nie zostaniesz w łóżku do końca świata.
– Nie chce mi się – spojrzała na mnie krzywo.
– Nie masz wyboru – powiedziałem.
– Co!
Wyciągnąłem ją z łóżka, zarzuciłem na barana i wyszedłem.
– Luke postaw mnie.
– Jak dojedziemy.
Już myślałem, że jej rodzeństwo mi przywali za to. Usłyszałem, że się śmieję. Wiedziałem, że poprawia jej się humor. I może kiedyś wybaczy mi to głupie zachowanie. Zaniosłem ją do pawilonu jadalnego, chociaż nadal była w piżamie, a jej włosy wyglądały jakby przedzierała się przez cyklon. Reszta nie wierzyła własnym oczom. Ann została dosłownie przyniesiona przez ze mnie na śniadanie.
Ann
Luke przeprosił, wyjaśnił, że tego nie chciał. Ale nie oszuka mnie, za dobrze go znam. Może nie chciał tego, ale mu się spodobało. Jestem pewna tego. Dzień na obozie mijał normalnie śniadanie, trening, lekcja, obiad, znowu trening. Ale pod wieczór zdarzyło się coś dziwnego. Co postawiło obóz na nogi. Usłyszeliśmy, że jakiś potwór pojawił się w granicach obozu. Byłam wtedy u Chejrona, chciał ze mną porozmawiać o wczorajszym zniknięciu. Nie zdążył, bo na werandę Wielkiego Domu wpadł chłopak, w moim wieku. Wyglądał okropnie – cały brudny, potargany, posiniaczony, jakby stoczył jaką walkę. A dodatkowo ciągnął Grovera ze sobą, który był nieprzytomny. Uświadomiłam sobie, że gdzieś już tego chłopaka widziałam. Nie możliwe, to on mi się śnił, Był trochę młodszy niż we śnie. Był wycieńczony ledwo przytomny, zdążyłam powiedzieć tylko.
– To on.
– Cicho dziecinko – jest przytomny. Wnieśmy go do Wielkiego Domu.
Po chwili legł na werandę nieprzytomny. Nie możliwe, czy los postawił mi go na drodze. Ten sen –to naprawdę dziwne. Ciekawi mnie co okaże się później………………………………………………
Koniec
Tak oto zaczela sie historia Percabeth! To bylo naprawse fajne! Oddalas emocje! Nie bylo zbednych opisow! Bylo kilka bledow ale caloksztalt byl suuuper! Szkoda ze to koniec… Weny na nastepne opowiadania!
Kochana, czy ja, Hadesik i drugi kolega w jakikolwiek sposób Cię uraziliśmy? Użyliśmy jakiegokolwiek brzydkiego czy złego słowa? Poniżyliśmy Cię? Zwróciliśmy Ci grzecznie uwagę, że Twoja praca jest ciężka w czytaniu i poświęciliśmy nasz czas na danie Ci rad, do których PO RAZ KOLEJNY się nie zastosowałaś. Nożownik, przez którego zdaje się odeszłaś ostatnim razem też miałby tu coś do powiedzenia. Poprosić go tutaj?
I masz rację. Z takim nastawieniem nie warto było wracać
Opowiadania nie przeczytam, bo nie chcę poświęcać czasu na pracę kogoś, kto traktuje nas na zasadzie „mówił dziad do obrazu”. Nie masz racji, że człowiek uczy się każdego dnia, bo Ty najwyraźniej nie wyniosłaś niczego z naszych rad.
Opko fajne ale szkoda że koniec. Mam nadzieję że coś jeszcze napiszesz i wrzucisz
Kiedy ja wyciągam pomocną dłoń i stwierdzam, ze Twoje opowiadanie mi się podobało, rozweseliło mnie, poprawiło mi humor, Ty mnie wyzywasz, nieudolnie próbując rozpętać dramę, po czym z tupnięciem wychodzisz. Zawiodłem się, bardzo się zawiodłem, Lodyluna 82.
Cóż, nie zgodzę się z opinią. To JEST blog Fanów Wujka i MOŻNA bardzo szybko zostać polonistą. Ty najwyraźniej nie zostaniesz bez czytania pomocy/komentarzy/hejtów. Jeśli uważasz, że będziesz wysyłać coś złego i każdy będzie mówić, że świetne, to się mylisz bo zawsze znajdzie się ktoś kto cię zniesie na ziemię. Często płacze pod nosem kiedy widzę profesjonalnych pisarzy, i niekiedy wśród ich dzieł, dzieła Arachne są lepsze. Ale jest jedna rzecz ich ratuje. Fabuła. I u ciebie jest nawet nie zła, ale beznadziejnie oprawiona. Nigdy nie będziesz pisać DOBRZE jeśli będziesz każde zwrócenie uwagi uznawać za hejt i -co gorsza – negować. Możesz sobie tworzyć dramy i odchodzić ile chcesz, ale wiedz, że nikt nie będzie płakać. Tak podsumowując jeśli pragniesz, by Twoje dzieła były nie hejtowane, to załóż bloga, wstawiaj tam co chcesz i zablokuj ludziom wstawianie komentarzy. Nie polecam.
Zadam jeszcze jedno pytanie: do swojej polonistki też się tak odnosisz, gdy poprawia Twoje zapewne liczne błędy?
Czyżbyś przyszła tu z nienawiścią do pani od polskiego i miała nadzieję na akceptację swojego… ekhem, stylu i także spotkałaś się z odrzuceniem, więc teraz rzucasz się na nas z kłami, bo wydaje Ci się, że na nas możesz warczeć, a na nią nie? Wystarczy przestać się uważać za najlepszą perfekcjonistkę i otworzyć w końcu oczy na rady, bo na razie tylko się ośmieszasz, olewając nas.
Pozdrawiam chłodno.