Cześć,
Mała informacja. W tym rodziale będzie wzmianka o uwolnieniu Wyroczni Delfickiej. Ja że jestem dopiero w połowie pierwszej części „Apolla” nie uwzglądniałam opcji że to bóg ją wyzwoli spod władzy Pytona. (Chociaż tego jeszcze nie wiem. Ale to jedna z moich teorii.) Poza tym pisałam ten rozdział z trzy miesiące temu. Więc jestem usprawiedliwiona (jakby co). To chyba tyle. A i jeszcze jedno. Kilka szczegółów z „Boskich prób” znajdzie się tutaj. Rzeby nie było. Ale to później. 😉
Rozdzial IX
„Pożegnanie”
Kiedy wysiadłam z samochodu, nogi potwornie mi się trzęsły. I nie wiedziałam, czy z powodu tego, że szłam na pogrzeb moich ukochanych rodziców, czy dlatego że miałam na nogach te jedenastocentymetrowe szpilki Rachel. Oprócz nich miałam na sobie również jej czarną sukienkę z białym kołnierzykiem. Włosy miałam rozpuszczone jak zawsze. Na szyi miałam zawieszony naszyjnik, który dostałam od mamy na dwunaste urodziny. To była jedyna rzecz, jaka mi została po mojej rodzinie.
Każdy z nas miał coś do podarowania. Rachel miała jedna z bransoletek, którą dostała od mamy, kiedy mieszkały razem na Long Island. Nico, wziął dwie greckie drachmy. W drodze do miasta powiedział mi, że to opłata dla przewoźnika – Charona. Kojarzyłam tego mrocznego gościa z mitu o Orfeuszu. Will oprócz bukietu granatowych róż zabrał również wieniec laurowy, w który były wplecione stokrotki – ulubione kwiaty mamy. Kiedy spytałam go skąd go ma powiedział, że zrobiło go jego młodsze rodzeństwo z domku Apolla. Zapytałam wtedy skąd oni znają moją mamę. On natomiast odpowiedział mi że każdy heros zna moją mamę. Powiedział że jest ona równie sławna co na przykład Percy Jackson, ponieważ bardzo zasłużyła się dla Obozu Herosów uwalniając Wyrocznię Delficką spod władzy Pytona. Fakt faktem, że zrobiła to wbrew zasadą, ale to było przecież dla dobra wszystkich. Kojarzyłam tego Percy’ego ze snu o Biance. Był to chłopak, który chciał powstrzymać tego metalowego olbrzyma. Tylko że Bianka poszła zamiast niego i… zginęła.
Ja z pomocą Nica zrobiłam dwa, małe całuny. Jeden dla mamy, a drugi dla taty. Nie były one może normalnych wielkości, ale według mnie oba były ładne. Wszyłam na nich czarną nitką (bo tylko taka znalazłam w Wielkim Domu) rękawice bokserskie, by upamiętnić karierę taty oraz napięty łuk ze strzałą dla mamy. Dla córki Apolla.
Byłam ciekawa czy mój dziadek przyjdzie. Kiedy zapytałam o to Willa odpowiedział mi, że bogowie mają ważniejsze sprawy niż obecność na pogrzebie swoich dzieci. Trochę to mnie zasmuciło.
Kiedy weszliśmy na cmentarz trzymaliśmy się na uboczu, by nie zwracać na siebie uwagi, ponieważ byłam prawdopodobnie poszukiwana na całym zachodnim wybrzeżu. Kiedy dotarliśmy do wyznaczonego miejsca, przystanęłam. Kiedy zobaczyłam księdza, kilku kolegów i kilka koleżanek z pracy mamy i taty w żałobnych strojach oraz dwa nagrobki omal nie zemdlałam. Nico złapał mnie i oparł o sobie. Zaczęłam ciężko dyszeć. Szybko pojawili się przy nas Will i Rachel.
– Spokojnie – powiedział Will. Zaczął gładzić mnie delikatnie po plecach – Spokojnie. Wdech i wydech. Wdech i wydech. To tylko atak paniki.
Po kilku minutach uspokoiłam się na, tyle że mogłam już sama stać.
– Chcesz wrócić? – zapytał mnie Nico.
Pokręciłam głową, bo nie mogłam wydusić z siebie słowa.
– Poczekamy tu aż skończą ceremonię – powiedział Will, opierając się o najbliższe drzewo.
Nie musieliśmy czekać zbyt długo. Ludzie szybko pożegnali się ze sobą i rozeszli się. Kiedy mieliśmy pewność, że nikogo w pobliżu nie ma, wyszliśmy zza drzew i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę nagrobków. Stanęliśmy przed nimi w rzędzie. Will położył kwity i zawiesił wieniec na nagrobku, a Rachel schowała w trawie bransoletkę. Nico podał mi drachmy. Dłonie potworne mi drżały, kiedy wkładałam je do niewielkich dołków i zasypywałam je ziemią. Spojrzałam na nagrobki. Czytałam kolejno imiona i nazwiska rodziców i wciąż nie mogłam uwierzyć, że to oni są tu pochowani. To musiał być kolejny zły sen. Koszmar, który przysłała mi Bellona. Ale to była rzeczywistość i nic tego nie mogło zmienić. Zaczęłam płakać i nie obchodziło mnie nic, co się wokół mnie znajdowało. Nikt też nie przerywał mojego pożegnania z rodziną. Dopóki nie usłyszałam tego głosu.
– Blanka?
Podniosłam powoli głowę i spojrzałam w tamtą stronę. Kiedy zobaczyłam dwie postacie wychodzące spomiędzy drzew nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Wstałam szybko nie odwracają wzroku od dwojga ludzi, od który bił lekki zewnętrzny blask. Wahałam się przez chwilę myśląc, że śnię na jawie, po czym zrzuciłam buty i podbiegłam do nich krzycząc:
– MAMO!!! TATO!!!
Kiedy do nic dobiegłam, rzuciłam się im na szyje. Przytulili mnie do siebie bardzo mocno. Żyli! To był po prostu cud. Moi rodzice żyją! Chciałam to wykrzyczeć na cały świat. Cieszyłam się tak bardzo, że omal nie skakałam z radości. I nie przejmowałam się w ogóle światłem, które formowało się wokół moich rodziców. Stwierdziłam, że to pewnie gra cieni. Cieszyłabym się tak jeszcze długo, gdybym nie spojrzałam ponad ich ramiona. Wtedy uśmiech na mojej twarzy zgasł momentalnie. Bo dwa metry od nas oparty o wysoki grób stał Tanatos. Odsunęłam się gwałtownie od rodziców i przyjrzałam się im jeszcze raz. To światło które od nich biło nie było złudzeniem. Było… prawdziwe.
– Nie… NIE!!! – krzyknęłam przerażona. Chciałam stamtąd odbiec, ale mama przytrzymałam mnie za ramię.
– Blanka musimy porozmawiać – powiedziała spokojnie, przyciągając mnie do siebie.
– Wy nie żyjecie – powtarzałam w kółko przytulona do mamy – Nie żyjecie…
Stałam tak z kilka minut, zanim się uspokoiłam. Musiałam się uspokoić. Dano mi szansę odbycia ostatniej rozmowy z rodzicami i musiałam tę szansę wykorzystać. Kiedy ciężko odetchnęłam, mama chwyciła moją twarz w dłonie, i otarła kciukami ostatnie łzy z moich policzków.
– Musimy porozmawiać skarbie – powiedziała spokojnie – Teraz.
Pociągnęłam nosem i spojrzałam na nią, czekając co powie.
– Rachel mówiła ci o klątwie? – spytała przyglądając mi się dokładnie.
– Tak – kiwnęłam głową.
– A wiesz kim… byłam?
– Wiem.
– Dobrze – powiedziała oddychając z ulgą – Kilka spraw z listy już odhaczone. A teraz przejdziemy do sprawy klątwy. Masz ją złamać, rozumiesz?
– Mamo ja… – nie dała mi skończyć.
– Cicho. Ja teraz mówię. I nie proszę cię o to byś złamała tę idiotyczną klątwę, tylko przedstawiam fakty. Zniszczysz to cholerstwo i pokarzesz tym wszystkim bałwanom z Olimpu, a szczególnie Bellonie, że trzynastka to szczęśliwa liczba.
– Mhmm – Tanatos odkrząknął, dając mamie wyraźny znak by uważała na słowa. Ale mama nic sobie nie zrobił z tej przestrogi.
– Nie do końca rozumiem – powiedziałam słabym głosem.
– Bianka był dwunastą dziewczyną. Dwunastą częścią duszy. Więc z tego wynika, że ty jesteś trzynasta. Chcę ci też coś powiedzieć – mama założyła mi włosy za ucho – Kocham cię. Oboje z tatą cię kochamy i będziemy czuwać nad tobą cały czas. Ale mamy cię też lekko dosyć po tych siedemnastu latach, krzyków, buntów młodzieńczych i ciągłego jęczenia o nowe sztalugi – mama uśmiechnęła się do mnie szeroko, i wtedy dopiero uświadomiłam sobie że żartuje – I przez najbliższe sześćdziesiąt lat nie chcemy cię widzieć w Podziemiu, rozumiesz?
– Tak – uśmiechnęłam się, lekko rozbawiona jej żądaniami. Znów uściskałam się z nimi – Będę za wami bardzo tęsknić.
– My też myszko – powiedział tata, całując mnie w czoło.
Odsunęłam się od nich, a mama popchnęła mnie delikatnie w stronę moich przyjaciół. Will położył mi rękę na ramieniu, a Nico chwycił mnie za dłoń, jakby oboje bali się, że nie pozwolę odejść rodzicom i za nimi pobiegnę.
– Mam jeszcze prośbę do wasze trójki. Pilnujcie jej i opiekujcie się nią jak najlepiej. Proszę was.
– Spokojnie. Zajmiemy się nią siostrzyczko – powiedział Will z lekkim uśmiechem na twarz, ale widziałam smutek w jego oczach.
– Blanka? – znów spojrzałam na mamę – Kiedy pojedziesz po swoje rzeczy do naszego mieszkania, zajrzyj pod nasze łóżko w sypialni. Pod piątą deskę od prawej. Znajdziesz tam coś, co ci się na pewno przyda. I uważaj na siebie kochanie, dobrze?
Kiwnęłam głową. Oboje jeszcze przez chwile na mnie patrzyli, po czym mama chwyciła tatę za rękę i oboje znikli w chmurze szarego dymu. Ciężko odetchnęłam. Odeszli na dobre. Ale wiedziałam, że są szczęśliwi. Są szczęśliwi, bo są razem.
Tanatos podszedł do nas, ale nie wyszedł zza linię cieni drzew, wyraźnie obawiając się słońca.
– Mam wiadomość od Bellony – powiedział ponuro wzbijając wzrok w trawę pod swoimi stopami.
Zesztywniałam od razu. Wiadomość od Bellony? To nie mogło oznaczać niczego dobrego.
– Czego chce? – zapytałam przestraszona.
– Każe mi przekazać, że zaliczyłaś pierwszą próbę.
– Pierwszą próbę? – zapytałam, nie rozumiejąc jak to możliwe. – Kiedy?
– Zaliczyłaś ją, kiedy osłoniłaś Nicka. W tamtą feralną noc. Zostały ci już tylko dwie próby do złamania klątwy.
– Widzisz Nico – szturchnęłam go łokciem w żebra, prawie śmiejąc się z radości – Jesteś niewinnym istnieniem.
– Super – powiedział chłopak, lekko się krzywiąc, bo zza chmur wyszło słońce, a jego światło padło centralnie na nas.
Byłam taka szczęśliwa. Pierwsza próba została zaliczona. Jeszcze tylko dwie i wypełnię przysięgę daną mamie. Już chciałam zacząć tańczyć taniec zwycięstwa, ale Tanatos mnie powstrzymał.
– Ale – zaczął – Bellona mówi ci, żebyś nie cieszyła się tak wcześnie. Właśnie przeżyłaś tragedię w rodzinie. Przez to została ci już tylko jedna rzecz do wypełnienia się klątwy – pokochanie kogoś z wzajemnością.
Bóg rozpostarł swoje skrzydła i rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając po sobie niepokój i groźbę.
***
Kiedy weszliśmy do mojego mieszkania, nadal myślałam nad tym, co powiedział mi Tanatos. Już niedługo spotkam miłość mojego życia. Spotkam tego jedynego. Ale czy będziemy razem choć przez chwilę szczęśliwi? A poza tym, skąd będę wiedzieć, że to on? Czy będę miała, chociaż szansę na przejścia dwóch prób? Czy dane mi będzie złamać klątwę? Co ja mówię. Obiecałam przecież mamie, że ją złamię i to zrobię. Ponieważ nigdy nie złamałam danego słowa i w tym przypadku muszę dochować przysięgi.
Dopiero do dłuższej chwili sterczenia w przedpokoju wróciłam do rzeczywistości. Przeszłam się szybko przez mieszkanie sprawdzając, czy wszystko jest na swoim miejscu. Kiedy zobaczyłam w kuchni pękniętą żarówkę, od razu przypomniałam sobie kłótnie z mamą. Znów zebrało mi się na płacz, ale ogarnęłam się w miarę szybko. Obiecałam również że będę dzielna i będę dzielna. Odetchnęłam głęboko kilka razy, po czym o czymś sobie przypomniałam. Poszłam do sypialni rodziców i zajrzałam pod łóżko. Odliczyłam deski i podniosłam piątą. Zajrzałam do środka. Było tam jakieś zawiniątka i album ze zdjęciami. Wyjęłam najpierw mniejsze zawiniątko. Było wielkości długopisu.
– Co tam masz? – usłyszałam za sobą Rachel.
– Jeszcze nie wiem – powiedziałam, odwijając brudne płótno. Kiedy zobaczyłam, co trzymam w ręce, krzyknęłam z przerażenia i odrzuciłam to coś daleko od siebie.
– Co się dzieje!? – wykrzyknął Will, wbiegając z Nickiem do pokoju.
– Nic – powiedziała rozbawiona Rachel – Znalazła trofeum Jennifer.
– Trofeum!? – zapytałam zdziwiona – To COŚ ma być trofeum?
– Tak – powiedział Will delikatne podnosząc wielki ząb węża – Kieł Pytona. Fajne co?
– Wcale nie – powiedziałam obrażona.
Schyliłam się pod łóżko i wyjęłam tym razem album i podałam go Rachel.
– Patrzcie! – wykrzyknęła dziewczyna, przeglądając album – To jest to zdjęcie, na którym Nico wygląda jak wkurzona harpia.
– Bo ja byłem wtedy wkurzony jak harpia – powiedział rozdrażniony chłopak.
– Ale trzeba przyznać, że słodko wyglądałeś w tej bluzeczce – powiedział Will, śmiejąc się głośno.
Wkurzony Nico rzucił się na niego. Oboje upadli na ziemię. Tarzali się przez chwilę po podłodze, starając się obezwładnić siebie nawzajem. Rachel odłożyła album na łóżko i próbowała ich rozdzielić. Ja tymczasem sięgnęłam po ostatnia rzecz w skrytce. Wyjęłam kolejny przedmiot owiniętą w szare płótno. Zdawało mi się, że była to duża, ciężka tuba, w której coś było. Kiedy odkryłam, co kryło się pod materiałem wstrzymałam oddech.
Przede mną leżał najpiękniejszy kołczan na świecie. Był zrobiony z ciemnej skóry, usztywniony czymś lekkim i twardym. Wyszyte były na nim sceny z polowań na różne zwierzęta i potwory. Kołczan był pełen połyskujących strzał zrobionych ze spichrzu. Ich lotki były krwistoczerwonego kolory i połyskiwały w świetle. Sięgnęłam jeszcze raz do schowka i napotkałam ręką coś długiego. Wyjęłam to. Był to oczywiście łuk. Zrobiony był z białego, giętkiego drewna. Miał złote zdobienia, a jego cięciwa była zrobiona ze złotych sznurków splecionych dokładnie ze sobą. Patrzyłam oniemiała na te niezwykle przedmioty, które musiały być warte fortunę. Nie mogłam uwierzyć, że taki skarb krył się pod podłogą w naszym skromnym mieszkanku.
– O bogowie – usłyszałam szept Rachel.
Chłopaki od razu przerwali bijatykę i spojrzeli w moją stronę. Kiedy zobaczyli łuk i kołczan, ich oczy zrobiły się wielkości drachm.
– To niemożliwe – wyszeptał Will, podnosząc się z podłogi. – Czy to jest…
– Łuk Apolla – powiedziałam. Sama nie wiem, skąd wiedziałam co to jest. Coś w mojej głowie podsunęło mi tę nazwę. A może ktoś.
– Ale przecież on zniknął kiedy… Jennifer odeszła – powiedziała z rozdrażnieniem Rachel – Można był się domyślić, że to ona go zabrała.
– Należał jej się – powiedział poważnie Will – Najwyraźniej moja siostra chce, by teraz służył on jej córce.
– Naprawdę mogę? – zapytałam szczęśliwa.
– Chyba tak. To w końcu w jakimś sensie twoje dziedzictwo
Szczęśliwa założyłam kołczan na plecy i pewniej chwyciłam łuk. Zamknęłam oczy. Od razu poczułam przypływ energii. Odetchnęłam pełną piersią. Po raz pierwszy odkąd mojej życie zmieniło się w ciągła potyczkę.
***
Wieczorem siedzieliśmy wszyscy w jaskini Rachel i zajadaliśmy się budyniem czekoladowym. Moim ulubionym. Zrobił go Nico. Z późniejszej rozmowy z Willem wynikło, że chłopak potrafi zrobić tylko budyń, kisiel i frytki. Nicowi nie spodobało się, kiedy Will nazwał go kulinarnym głąbem.
– Sam jesteś kulinarny głąb – powiedział Nico, rzucając w Willa poduszką – Krytykuje mnie, a sam nie potrafi nic zrobić.
– Przynajmniej nigdy nie przypaliłem wody – Will zwrócił się do mnie – Powiedz mi, jak można przypalić wodę?
– Można – odpowiedziałam śmiejąc się pod nosem – Ja przypaliłam ją kilka razy. Od tamtej pory miałam zakaz zbliżania się do kuchenki.
– Ja was nie rozumiem – powiedział Will, idąc do kuchni po kolejną porcję budyniu.
„Dziękuję” – powiedział bezgłośnie Nico. Mrugnęłam do niego porozumiewawczo. Łatwo wykrył moje kłamstewko. Spojrzałam na stolik do kawy, na którym leżał album mamy. Nie dotknęłam go drugi raz, odkąd wyjęłam go ze schowka. Przyglądałam się jego okładce. Była to jedna, wielka wyklejanka, która tworzyła mozaikę. Z kolorowych wycinków papieru układał się napis: „Wspomnienia Jennifer Amonds”. Kilka razy czytałam panieńskie nazwisko mamy. W ogóle nie byłam do niego przyzwyczajona. Od kąt tylko pamiętam, przedstawiała się jako Jennifer di Diabolo. Kiedy byłam malutka i słyszałam w przedszkolu, jak mamy moich koleżanek przedstawiają się z dwoma nazwiskami, zapytałam zaciekawiona mamę, czemu ona nie używa dwóch nazwisk. Odpowiedziała mi wtedy, że dzięki temu trudniej będzie nas znaleźć. Wtedy kompletnie nie rozumiałam, o co jej chodziło. Teraz jednak wiedziałam, dlaczego była taka ostrożna. Zamknęłam oczy i ciężko westchnęłam. „Koniec ze wspomnieniami„ – rozkazałam sobie w myślach.
– Blanka? – otworzyłam oczy. Wszyscy patrzyli na mnie z niepokojem – Wszystko dobrze?
– Tak – wstałam z sofy – Jestem po prostu zmęczona. Chyba już wrócę i się położę spać.
– Odprowadzić cię? – zapytał Nico, wstając już z miejsca.
– Nie dzięki. Chce być przez chwilę sama.
Zarzuciłam na ramiona moją ramoneskę i zapięłam ją aż pod szyję, po czym ruszyłam w stronę wyjścia. Dopóki nie znikłam za zakrętem, czułam na sobie zaniepokojone spojrzenia moich nowych opiekunów.
Postanowiłam się nie śpieszyć. Wieczór, mimo że był zimny, był bardzo rześki. Dlatego chciałam jak najdłużej zostać na zewnątrz. Kiedy przechodziłam koło amfiteatru, usłyszałam wesołe śpiewy i śmiechy obozowiczów. Przystanęłam na chwilę i posłuchałam, co śpiewali. Była o jakaś typowa obozowa piosenka, której tekst nie miał dla mnie w ogóle sensu. Zaśmiałam się pod nosem. Może za jakiś czas i ja będę tam siedzieć z tymi wszystkimi półbogami i wygłupiała się razem z nimi? Ruszyłam dalej i sama zaczęłam śpiewać piosenkę, którą usłyszałam w radiu, kiedy wracaliśmy do obozu. Była to nowa piosenka Ellie Goulding.
– It‚s the strangest feeling, Feeling this way for you. There‚s something in the way you move. Something in the way you move. With you I’m never healing, It‚s heartache through and through. There‚s something in the way you move. Don’t know what it is you do. Not one bone in your body good enough for me. This heart is open, bloodstain on my sleeve. When our eyes meet, I can only see the end. But tonight I’m here, yours again.*
Zaczęłam lekko tańczyć, uważając jednocześnie na moją rękę. Dopiero dzisiaj, po powrocie z Nowego Jorku Will zdjął mi bandaże, dzięki czemu mogłam nią już normalnie ruszać, bez żadnych ograniczeń. Byłam bardzo zdziwiona, kiedy zobaczyłam w moim odbiciu w lustrze, że po ranie została tylko maleńka, ledwie zauważalna blizna. Nico i Will śmiali się ze mnie, kiedy przyglądałam się sobie w lustrze szukając najmniejszej oznaki, że byłam postrzelona. Kiedy zapytałam Willa jak wyjęli kule powiedział coś, czego się w ogóle nie spodziewałam:
– W ogóle nie próbowaliśmy jej wyjmować. Nie dalibyśmy rady. Dlatego zalaliśmy ranę nektarem, a on zrobił resztę.
– Nektar? – zapytałam, odsuwając się od lustra i patrząc na niego ze zdziwieniem.
– Nektar to napój bogów. Herosi dzięki niemu mogą leczyć rany.
– Jak to coś mogło zniszczyć metalową kulę?
– Nie była z metalu, tylko z niebiańskiego spichrzu i cesarskiego złota. To boskie surowce, więc nektar z małą pomocą ambrozji zniszczył ją, i jednocześnie pomógł twojemu organizmowi szybciej zagoić ranę, pozostawiając tylko niewielką bliznę.
Fajne, prawda? Teraz, dzięki kilku porcją magicznego napoju moja ręka była w pełni sprawna i nikt nie domyśli się, że byłam postrzelona. Nie wiedziałam czemu, ale nie chciałambym ktoś oprócz moich zaufanych przyjaciół wiedział, że mój brat mnie postrzelił. Nie miałam potrzeby chwalenia się tym przed całym światem.
Wiec tańczyłam sobie teraz po Obozie Pół-krwi zmierzając jednocześnie w stronę Wielkiego Domu. Byłam naprawdę szczęśliwa. Wiem, że pewnie myślicie, że powinnam być pogrążona w żałobie po rodzicach, a nie skakać sobie z radości. Ale ja nie miałam po co nosić po nich żałoby, bo byli w miejscu, gdzie nic im nie groziło i nie musiałam się już martwić o ich bezpieczeństwo. Były również wspomnienia, które mnie smuciły, kiedy przypływały z głębi mojego umysłu. Ale za jakiś czas miło mi będzie je sobie przypominać, wspominając dobre czasy. Oczywiście bardzo tęskniłam za rodzicami i wiedziałam, że w sercu jeszcze przez dłuższy czas będę nosiła pustkę po ich miłości. Ale i ona z czasem zniknie zastąpiona miłością nowych osób, które pojawią się w moim życiu. Między innymi mojego ukochanego. No i mimo wszystko miałam rodzinę. Miałam Willa, który był moim wujkiem, co było nieco dziwne. Rachel z którą bardzo zaprzyjaźniłam się przez te dwa dni, kiedy czekałam na pogrzeb rodziców. A przede wszystkim miałam Nica. Nie wiem, czy on też tak myślał, ale po tym wszystkim, co się wydarzyło, nie był już dla mnie tylko przyjacielem, ale i bratem. Nie obchodziła mnie w ogóle różnica wieku między mną a nimi. Dobrze się rozumieliśmy i to się liczyło. Ale to wszystko jednak lekko zagłuszała jedna rzecz: moja mała klątwa. Nie pogodziłam się jeszcze do końca z faktem, że jestem skazana na śmierć w cierpieniach. Ale w tym wszystkim widziałam małe światełko w tunelu, ponieważ miałam możliwość zniszczenia tego paskudztwa i uwolnienie dusz dwunastu dziewcząt. I tego chciałam się trzymać.
No wiec szłam sobie tak rozmyślając o tym, co było i będzie, śpiewając w kółko refren piosenki:
– Something in the way you move. Something in the way you do it. Something in the way you move. Ohooo.**
Kiedy już po raz dziesiąty miałam zaśpiewać to samo, poczułam dziwne ukłucie w brzuchu. Oparłam się o najbliższe drzewo i odetchnęłam. Jednak kiedy chciałam wziąć kolejny wdech, powietrze ugrzęzło mi w gardle. Zrobiło mi się niedobrze. Wiedziałam już wtedy, że za chwilę zemdleję. Spojrzałam przed siebie. Nie zdążę wrócić do jaskini Rachel, ale może dojdę do Wielkiego Domu. Zrobiłam krok, ale ból w brzuchu stał się okropnie świdrujący. Zupełnie jakby ktoś wbił mi tam nóż i kręcił nim raz w prawo raz w lewo, powiększając jednocześnie ranę.
– Zobacz jak to jest – usłyszałam głos, od którego wszystkie włoski stanęły mi dęba, a przez ciało przebiegł ostry dreszcz.
Podniosłam głowę i zobaczyłam oczywiście Bellonę. Była ubrana zupełnie jak wtedy kiedy pierwszy raz ją zboczyłam – długa fioletowa toga oraz złota zbroja. Ale teraz nie miała ze sobą tarczy ani włóczni. Ręce miała skrzyżowane na piersi i wpatrywała się we mnie zimnym wzrokiem. Chciałam się cofnąć, ale nie mogłam. Po prostu nie mogłam.
– Taki ból czuła, kiedy umierała Bellona – dziewczyna, od której to wszystko się zaczęło – bogini zaczęła chodzić wokół mnie przyglądając mi się z zaciekawieniem – Jej matka myślała, że kiedy da swojej córce imię na moją cześć to zapomnę o tym, co zrobiła razem ze swoim mężem.
Ból w brzuchu powoli znikł, a gardło „rozwiązało się”. Nabrałam szybko powietrza.
– Myślałam, że trzynasta dziewczyna będzie inna – bogini znów stanęła przede mną i po raz kolejny zlustrowała mnie wzrokiem – Myślałam, że będzie słaba, całkiem bezradna wobec otaczającego ja świata, a tu proszę. Stoi przede mną młoda, silna i zdeterminowana dziewczyna, która pod odpowiednim szkoleniem będzie miała szanse znalezienia się w elicie. Zupełnie jak twoja matka.
Upadlam nagle na kolana, zupełnie jakby ktoś podciął mi je od tyłu. Spojrzałam przerażona na Bellonę. Stanęła centralnie przede mną i patrzyła na mnie z góry.
– Twoja mama była bardzo sprytna, ukrywając cię pod Osłoną. I gdyby nie Nico di Angelo, pewnie wciąż o niczym byś nie wiedziała, a twoi rodzice wciąż by żyli.
Do oczu zaczęły cisnąć mi się łzy. To był cios poniżej pasa. Ale ona to wiedziała i specjalnie robiła to wszystko, by mnie pogrążyć jeszcze bardziej.
– Będę dla ciebie miała Blanko i powiem ci coś o twoim ukochanym – kucnęła przede mną, więc teraz nasze oczy były na równi. Przestraszyłam się tego, co zobaczyłam. Oczy Bellony były koloru stali. I płonęły żywym ogniem. Widziałam w nich cierpienie, ból, rzeź. Przerażona chciałam odwrócić wzrok, ale ona chwyciła mnie za podbródek i zmusiłabym na nią patrzyła – Kiedy już oboje wyznacie sobie miłość, będziecie bardzo szczęśliwi. Nic ani nikt nie będzie mógł przerwać więzi łączącej ciebie i jego. Ale ja zadbam o to, by zmienić wasze wspólne życie w piekło – bogini zamknęła oczy, a wszystko, co było wokół nas, łącznie z Belloną rozmyło się, jakby było tylko mgłą. Podniosłam się na nogi. Byłam w jasnym lesie. Przebijało się tu dużo światła słonecznego. Rosły tu wysokie i gęste drzewa, a powierzchnię pokrywał miękki mech. Śpiewały ptaki i panował tu ogólny spokój. Nagle usłyszałam głośny śmiech jakieś dziewczyny. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam postać w białej sukience, biegnącą boso pomiędzy drzewami. Dziewczyna miała kruczoczarne włosy związane w warkocz, a na głowie wianek ze stokrotek. W pierwsze chwili pomyślałam, że to jakaś driada. Ale… chwila to byłam ja. Jakieś dwa metry od drugiej mnie biegł wysoki chłopak. On również się śmiał. Był ubrany w niebieskie szorty i pomarańczową, obozową koszulkę. Również miał czarne włosy. Kiedy mnie złapał, zaczęłam piszczeć i śmiałam się jeszcze głośniej. Zrobiłam krok w ich stronę, żeby zobaczyć twarz chłopaka, ale wszystko znikło. Teraz znalazłam się w jakimś namiocie. Przede mną na pryczy, zwrócona plecami leżałam znowu ja. Na kolejnym posłaniu leżała jakaś dziewczyna i mocno spała. Pomiędzy łóżkami stał taboret, na którym postawiono palącą się świeczkę. Usłyszałam, że do namiotu ktoś wchodzi. Sekundę później minął mnie chłopak z lasu. Miał na sobie spodnie od dresu. Był bez koszulki. Znów nie widziałam jego twarzy. Podszedł powoli i cicho do mnie i pocałował w szyję. Ja lekko zaspana przewróciłam się na plecy, a kiedy zobaczyłam, kto mnie pocałował uśmiechnęłam się leniwie i również go pocałowałam.
– Co ty tu robisz? – spytałam cicho – Jest środek nocy.
– Bardzo za tobą tęskniłem – znów mnie pocałował – Nie mogę wytrzymać bez ciebie nawet jedne nocy.
Cicho się zaśmiałam, a w moich oczach zapłonęły małe ogniki.
Nagle sceneria znów się zmieniła. Teraz stałam na jakimś dachu. Przede mną tyłem stała para trzymająca się za ręce. Domyśliłam się, że to ja i ten chłopak, chociaż była noc i wszędzie było ciemno jak w grobowcu. Nagle niebo rozświetliło tysiące fajerwerków. Chłopak spojrzał na mnie, a następnie pocałował głęboko.
– Kocham cię – powiedział biorąc moją twarz w dłonie – Nic i nikt tego nie zmieni.
Usłyszałam, że coś chrupnęło pod moimi stopami. Spojrzałam w dół i zobaczyłam że beton pod moimi stopami pękł. Cztery sekundy później pod moimi stopami utworzyła się wielka dziura. Spadłam w czarną otchłań. Wokół mnie szeptały najróżniejsze głosy, które mieszały się ze sobą. Słyszałam tak głosy mojej rodziny, przyjaciół oraz głosy ludzi, których w ogóle nie znałam. Ale najbardziej wyróżniał się głos chłopaka, którego widziałam przed chwilą. Krzyczał moje imię, z takim bólem, że moje serce rozpadało się na kawałki.
– Blanka! Błagam cię, nie zostawiaj mnie! Proszę…
Nagle uderzyłam o coś twardego. Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą rozgwieżdżone niebo. Z tyłu głowy czułam pulsujący ból, a w głowie wciąż słyszałam głos Bellony.
Zmienię wasze życie w piekło. Oboje będziecie cierpieć. Jedno przez drugiego.
Zemdlałam.
* tekst tej piosenki nie jest istotny w tym opowiadaniu. ;) Ale bardzo lubię Ellie Goulding, wiec fragment którejś z jej piosenek musiał się tu znaleźć. ;) Jeśli ktoś miał problem z przetłumaczeniem tekstu podaję niżej tłumaczenie.
To najdziwniejsze uczucie, czuć to do Ciebie. Jest coś w sposobie w jaki się poruszasz, coś w sposobie w jaki się poruszasz. Nigdy się nie uleczę będąc z Tobą, to ból serca wypełniony Tobą. Jest coś w sposobie w jaki się poruszasz, nie wiem jak to robisz. Teraz wiem, że Twoje ciało nie jest wystarczające dla mnie. Ale serce jest otwarte, mam plamy krwi na rękawie. Gdy nasze oczy się spotykają, widzę tylko koniec.
** Coś w sposobie w jaki się poruszasz. To coś w sposobie w jaki to robisz. To coś w sposobie w jaki się poruszasz. Oh.
Mowilam juz ze to opoko poprostu jest fajne? Ma spoko fabule, troche bledow… Ogolnie to jest bardzo fajne! Weny!
Poważny rozdział, śmierć rodziców. ,,spokojnie to atak paniki”. A Siedlak co? W brecht! Bo przypomniała jej się lekcja edb i genialnie udawany atak padaczki. Dzięki mózgu. A tak poważnie, historia rozwija się zupełnie inaczej niż sądziłam. Myślałam, że wyruszą na epickiego questa i wszyscy będą happy. A tu takie buty. Wyczekuję z niecierpliwością następnego rozdziału.
Raczej nie będzie jakiś mega epickich dokonań, raczej na poziomie: a pozabijamy kilka potworów ;). Takie o poszliśmy, zrobiliśmy co trzeba i wróciliśmy
Wiesz ze u mnie jest podbnie? Lila nie ratuje swiata tylko swojego chlopaka… Przynajmniej taki jest zamysl! Ogolnie sadze ze to dobrze ze nie robisz z niej niewiadomo kogo! Raz jeszcze weny, bo lubie te bohaterke!
Świetne jak zawsze jestem ciekawa co będzie dalej. Może w przyszłości pomyśl o opisaniu przygód Jennifer, to mogło by być interesujące 😀