Cześć,
A więc już niedługo dojdziemy do najważniejszej części całego mojego fanfiction. Mam nadzieję że spodoba sie wam i ten rozdział. Skupcie sie na wyglądzie kobiety, która występuje w śnie Blanki. Możliwe że jej skromny opis wam trochę pomoże, w rozwikłaniu zagadki. 😉
Pozdrawiam
Rozdział VI „Niedługo dla mnie umrzesz”
Mnie więcej na początku maja moje prace były w połowie ukończone. Wszystkich czternastu bogów miałam naszkicowanych, a ośmiu z nich było już gotowych. Jeśli chodzi o technikę to zdecydowałam się na suche pastele, ponieważ nigdy za bardzo za nimi nie przepadałam. Tak, to ma sens. Chciałam po prostu postawić sobie wyżej poprzeczkę. Pewnie większość z was wciąż myśli że to bez sensu. Ale trudno. Ja nie lubię iść na łatwiznę. Codzienne po szkole jeździłam o Graniato gdzie rysowałam. No i przy okazji spotykałam się z Nickiem, który starał się ogarnąć mój zeszyt do matematyki. Chyba nie szło mu za dobrze, bo podawał się zwykle po dwudziestu minutach. Pewnie nasuwa się wam pytanie czemu tworzyłam pracę końcoworoczną w kawiarni mojej korepetytorki? Miałam kilka ważnych powodów.
Po pierwsze: mój przyjaciel uparł się że będzie mi pomagał z tym projektem. Nie wiem jak on chciał to zrobić, ale w sumie mi to nie przeszkadzało. A skoro Nico chciał mi pomóc to to żebyśmy pracowali u mnie w domu nie było dobrym pomysłem, zważywszy na to że wciąż nie powiedziałam rodzicom że przyrznię się z facetem emo. Poza tym oni w kółko zawracali mi głowę pytając jaki temat na prace wybrałam. Za każdym razem mówiłam im że to niespodzianka. Ale oni i tak próbowali ze mnie wydobyć co wymyśliłam. I gdyby nie to że mama reagowała ostro a wszystko co było związane z mitologią, to powiedziałabym im już dawno o tym co wymyśliłam. A właściwie co wymyślił Nico.
Gdzieś pod koniec pierwszego tygodnia miesiąca Nico postanowił sobie że będzie krytykował wszystkie moje pomysły i koregował je na swój sposób.
– Nie. Hera ma bardziej wredny wyraz twarzy – dorysował jej wystający język i rogi na głowie. Szybko je wymazałam i poprawiłam rysunek.
– Przesadziłaś z tym. Afrodyta aż tak nie błyszczy – szybko dorysował bogini miłości kilka pryszczy na twarzy i wąsy. Wydarłam mu kartę w ostatniej chwili, bo dorysowałby jeszcze kilka innych rzeczy.
– I przestań rysować Hadesa jako Drakulę! – wykrzyknął – Gdzie ty widziałaś Drakulę w Nowym Jorku? – zmazał ponury grymas bogowi, a na jego miejscu narysował szeroki uśmiech. Spojrzał na mnie, a potem na rysunek – Nie. On źle wygląda z uśmiechem. Co innego by mu dorysować?
– Przestań! – krzyknęłam, rzucając w niego jednocześnie niebieską pastelom, którą jeszcze sekundę temu rysowałam szorty Posejdona – To moje prace, a nie twoje. I to ja decyduje kto i co się na nich znajduje i jak to wygląda.
– Ja tylko mówię jak to według mnie powinno wyglądać – powiedział niewinne.
– A ja ci tylko mówię że to moje prace – powiedziałam wracając do rysowania szortów.
Przez chwilę Nico siedział cicho po czym znów zaczął nawijać.
– Przestań! Nie mogę się skupić.
– Po co ty się musisz skupiać? – spojrzałam na niego wrogo – Ty po prostu kolorujesz obrazki.
– Ja rysuję, nie koloruję – wycedziłam przez zęby. Wiedziałam że Nico chciał mnie wkurzyć, dlatego starałam się opanować. Chociaż było to naprawdę trudne.
– Co ci tak zależy żeby skończyć te prace przed połową maja?
– No bo jak wcześniej oddam prace, to wtedy wcześniej się dowiem czy przepuszczą mnie do kolejnej klasy. A jak będę to wiedziała, to przynajmniej będę mogła się skupić na tym by nie zawalić innych przedmiotów. A trzeci powód jest taki że w dniu urodzin chcę sobie odpocząć od wszystkiego co mnie denerwuje. Więc lepiej uważaj, bo i ty za chwilę możesz znaleźć się na tej liście.
– Kiedy masz urodziny? – zapytał zaciekawiony
– Dwudziestego pierwszego maja – odpowiedziałam obojętnie
– To już za dwa tygodnie – powiedział zdziwiony – Już bardzo niedługo
Wzruszyłam tylko ramionami i znów skupiłam się na rysunku. Nie obchodziły mnie zbytnio moje urodziny. Dobra, może to i ważne święto, ale ja lubiłam je obchodzić bardzo skromnie. Zależało mi tylko na tym bym tego dnia miała święty spokój i spędziła miły czas z rodziną i przyjaciółmi. Nie chciałam żadnych prezentów, bo doskonale wiedziałam że mamy ważniejsze wydatki niż na przykład kupno nowej sztalugi czy pędzli.
– Ziemia do Blanki – Nico pomachał mi ręką przed oczami – Słuchasz mnie?
– Mniej więcej – uśmiechnęłam się lekko – O co mnie pytałeś?
– Co chcesz na urodziny? – oparł się bardziej o fotel, bawiąc się jednocześnie swoim telefonem.
– Nic – odpowiedziałam cicho.
– Jak to nic? – Nico prawie krzyknął.
– Po prostu nic – spojrzałam na niego – Wystarczy mi twoje towarzystwo. Taki prezent w zupełności mi starczy.
– Czyli podoba ci się że w kółko cię wkurzam? – uśmiechnął się łobuzersko.
– Nie – zaśmiałam się krótko – Podoba mi się to że spędzasz ze mną tyle czasu i nie masz mnie dosyć.
– Dlaczego miałbym mieć cię dosyć? – zapytał zdziwiony.
– Wielu ludzi ma mnie za dziwaczkę. Dlatego mam niewielu przyjaciół i muszę się przyjaźnić z tobą.
Kopnął mnie w nogę pod stolikiem, od razu po moim komentarzu. Oczywiście mu oddałam.
– Czemu uważają cię za dziwaczkę? – zapytał zdziwiony – Ty przy mnie jesteś naprawdę normalna.
– Nie wiem – powiedziałam zgodnie z prawdą – Po prostu… jestem inna. Nie wiem na jaki sposób, ale po prostu jestem inna. I czuję się inna.
Spuściłam wzrok.
– To odmieńcy są najwięcej warci, wiesz? – powiedział po chwili milczenia – No spójrz na mnie. Ja jestem naprawdę dużo wart. A jestem totalnym wariatem. Nie mówiąc już o moich równie zwariowanych przyjaciołach. Nawet nie wiesz ile tacy odmieńcy jak MY są warci.
Spojrzałam na rysunki, unikając w ten sposób wzroku Nicka. Przez chwilę milczałam i przetwarzałam to co właśnie mi powiedział. Było to naprawdę miłe. Zakręcone, ale miłe.
– Co oprócz rysowania jeszcze lubisz?
Zastanowiłam się chwilę.
– Kiedy byłam młodsza lubiłam grać na gitarze i pianinie.
– A teraz nie grasz?
– Nie mam na czym.
Nico spojrzał na mnie jakby starał się domyślić o co mi chodzi. Wyręczyłam go.
– Kiedy miałam z trzynaście, czternaście lat rodzice musieli sprzedać moją gitarę i pianino żeby właściciel budynku nie wyrzucił nas na ulicę. Od tamte pory raz na jakiś czas chodziłam do sklepu muzycznego i grałam. Ale od kiedy poszłam do liceum nie mam już tyle czasu żeby tam grać. Skupiłam się więc na rysowaniu. Ale i tak mi tego brakuje. Czuję się po prostu jakby brakowało części mnie. A muzyka pozwalała mi wypełnić ją chociaż trochę.
– Czyli czegoś ci jeszcze brakuje? – zapytał z lekką nutą zmartwienia. W sumie nie wiedziałam o co mogło mu chodzić.
– Tak. Ale… sama nie wiem co to jest. Nie znalazłam tego po prostu.
– Na razie – Nico powiedział to naprawdę cicho.
– Na razie – potwierdziłam.
Wpatrywał się we mnie pustym wzrokiem. Wydawał się lekko przygnębiony, i… zaskoczony? Sama nie wiedziałam. Może mi się tylko wydawało. Albo źle oczytałam jego myśli. Ale już po chwili się otrząsnął i wrócił do przeglądania moich rysunków.
– Nie sądziłem że masz aż taka smutną historię – powiedział po jakiś piętnastu minutach sprawdzając coś w telefonie.
– Nie jest smutna – zaprzeczyłam – Ma tylko smutne momenty. Tak jest… fajna. Nie jestem może księżniczką. Ani jakąś boginią. Ale jestem szczęśliwa mając wszystko co dostałam od losu.
– No i masz marzenia. To jest najważniejsze – Nico podniósł wzrok i przyjrzał mi się – Ale i tak się o ciebie martwię. Mimo że jesteś… całkowicie bezpieczna.
– Dlaczego się o mnie martwisz? – zapytałam zaskoczona.
– Bo cię lubię – odpowiedział układając moje kredki w pudełku od zimnych kolorów po ciepłe.
– Fajnie – uśmiechnęłam się szeroko, bo tego jeszcze od Nicka nie słyszałam – Ale na serio Nico. Dlaczego tak bardzo się przejmujesz moją nauką, życiem. Zwykle faceci w twoim wieku nie przejmują się takimi nastolatkami jak ja.
– Już o tym gadaliśmy.
– Nico?
Zamilkł, a uśmiech zgasł z jego twarzy. Zamknął pudełko i zaczął się wpatrywać w auta stojące w popołudniowym korku, o które uderzały strugi majowego deszczu. Po kilku minutach stwierdziłam że nie ma zamiaru mi odpowiedzieć, więc postanowiłam wrócić do rysowania, i dokończenia wizerunku Posejdona. Jednak wtedy się do mnie odwrócił i popatrzył na mnie tym swoim mrocznym spojrzeniem. I powiedział coś, czego się zupełnie nie spodziewałam.
– Miałem siostrę. Starszą. Od dziecka się mną opiekowała i zajmowała. Była moją opiekunką dwadzieścia cztery godziny na dobę. To trochę doprowadziło do jej śmierci. Czułem się winny, bo wiedziałem że to ja częściowo doprowadziłem do tego co się stało. Przez to obwiniałem wszystkich innych wokół o jej śmierć – zamknął oczy tak jakby chciał sobie przypomnieć dni spędzone z siostrą, ale zaraz je otworzył i popatrzył na mnie z lekkim uśmiechem – A ty mi ją przypominasz. Nie tylko z wyglądu, ale też z zachowania. Jesteście do siebie bardzo podobne. Prawie jak dwie krople wody. I to że mogę pomóc ci w nauce, czy innych sprawach daje mi jakieś poczucie że mogę się teraz odwdzięczyć mojej siostrze za to wszystko co dla mnie zrobiła.
– Kiedy umarła? – zapytałam ściszonym głosem bawiąc się jednocześnie gumka do mazania.
– Dwadzieścia cztery lata temu – Nico kręcił na palcu swoim pierścieniem z czaszką – Miała dwanaście lat.
– Nie jestem dużo od niej starsza – powiedziałam zdziwiona.
– Nie. To tylko prawie pięć lata różnicy – spojrzał na mnie kontem oka – Ale i tak jesteś do niej bardzo podobna. Masz tylko doroślejszą twarz i jesteś bardziej wymalowana. No i oczywiście inaczej się ubierasz.
Uśmiechnęłam się lekko.
– Jeśli chcesz możemy o niej porozmawiać.
Widniałam że chciał. I wiedziałam że to pomogłoby mu zrzucić część ciężaru z siebie. Ale on tylko pokręcił głową i zaczął znów coś sprawdzać na swoim telefonie. Czułam że to lekko nie fair. Ja mówiłam Nickowi o wszystkich moich problemach. A on ani razu nie wspomniał o swoich. Chciałam mu pomóc, jeśli tylko mogłam. Ale jeśli on nie chciał mówić o pewnych sprawach, to nie będę go przecież do niczego zmuszać.
Posiedzieliśmy tak jeszcze z pół godziny, po czym Nico mi oznajmił że Will po niego przyjechał i że jeśli chcę mogą mnie podrzucić do domu. Zgodziłam się, bo nie miałam ochoty zmoknąć na deszczu. Kiedy jechaliśmy do mojego mieszkania Sol starał się wyciągną ze mnie i z Nicka, co zamieszam przedstawić na pracach końcowych. Nie daliśmy się jednak przekonać, i tytuł mojego projektu wciąż pozostawał tajemnicą.
– Przykro mi Will, ale dowiesz się tego dopiero za jakiś tydzień – powiedziałam rozbawiona wysiadając z samochodu i biegnąc na schody prowadzące do mojej kamienicy żeby schować się przed deszczem. Pomachałam im jeszcze na pożegnane po czym weszłam o budynku.
Dopiero od niedawna zaczęłam mówić do Willa po imieniu. To była jego inicjatywa. Ale w szkole i tak wciąż był profesorem Solacem.
Kiedy weszłam do domu nikogo nie było. I nie będzie do jutra. Zrobiłam sobie więc szybki, późny obiad i zabrałam się za odrabianie zadań. Wieczorem, korzystając z nieobecności rodziców, dokończyłam jeszcze jeden rysunek. Wyszedł mi naprawdę super. Posejdon siedzący na krześle ratownika na basenie, trzymający w ręce trójząb był genialny.
Położyłam się wcześniej niż zwykle, bo byłam zmęczona. A poza tym jutro będę musiała wcześniej wstać by ogarnąć dom przed powrotem rodziców. Kiedy zasypiałam czułam się jakoś dziwnie i nieswojo. Ale zasnęłam szybko dzięki kołysance wygrywanej mi przez deszcz. Zdawało mi się że on w kółko szeptał: „Zaśnij już, zaśnij już. Niech twe oczy zamkną się. Już niedługo prawdy dowiesz się”
***
Stałam na opustoszałym dziedzińcu, w jakiejś bogatej rezydencji. Był on podzielony na czternaście części. Naprzeciwko mnie w jednej z nich, na podwyższeniu stał rzymski tron. Była o niego oparta tarcza i włócznia. Za tronem znajdował się za to duży ołtarz. Stało na nim mnóstwo różnych świec. W jego centralnej części umieszczono niewielki posążek jakiejś kobiety. Po przeciwległej stronie placu znajdowały się wielkie wrota. Były drewniane, jednak w większości były okute metalem. Najprawdopodobniej były zamknięte. W innych, wydzielonych częściach dziedzińca, pod ścianami stały marmurowe ławki. Nad nim na ścianie były powieszone jakieś obrazy, jednak było zbyt ciemno, bym mogła dostrzec co na nich jest. Wszystko co mnie otaczało wyglądało jak nowe. Oprócz jednej rzeczy.
Na środku placu rosło drzewo. Jednak było one całe uschnięte. Pień był powyginany i spróchniały, a na gałęziach nie było ani jednego listka. Wokół drzewa za to rosła bardzo bujna i zielona trawa. Wyglądało to naprawdę przerażająco. Powoli do niego podeszłam. Kiedy byłam od niego o kilka kroków dostrzegłam że w jego pniu są wyryte jakieś słowa. Kiedy przeczytałam kilka z nich zrozumiałam że to imiona.
– Bella, Bietyka… Bianka – przystanęłam.
Bianka? Przecież o niej śniłam dość niedawno. Zaczęłam iść dalej i wymieniać.
– Bera, Begina, Bellona, Balenda, Belinda, Blandyna, Brenda, Beatrycze, Berenika – o ostatniej dziewczynie również miałam sen. Dawno temu, ale miałam. I wciąż pamiętała go doskonale. Odeszłam o kilka kroków i przyjrzałam się znowu drzewu. O co tu mogło chodzić? Po co te wszystkie imiona zostały wyryte? I dlaczego wszystkie zaczynały się na B? Wtedy powiał lodowaty wiatr, który przeszył całe moje ciało. Zadrżałam.
– Co sądzisz o moim małym dorobku, Blanko di Diabolo? – głęboki, kobiecy głos przetoczył się echem po dziedzińcu.
Odwróciłam się przestraszona jednak nikogo nie zobaczyłam. Obrzuciłam wzrokiem cały dziedziniec, ale nikogo nie dostrzegłam.
– Już niedługo i ty dołączysz do grona MOICH Wielkich Bohaterek – kobieta której wciąż nie dostrzegłam zaśmiała się głośno i szyderczo – O ile oczywiście wykażesz się odwagą przed swoją śmiercią.
Powiał znów wiatr, ale tak mocno że kiedy we mnie uderzył przewróciłam się pod drzewem. Szybko podciągnęłam się na łokcie. Wtedy z prawie każdej z wydzielonych części dziedzińca (oprócz wnęki z bramą i z tronem) wyszła dziewczyna. Były w różnym wieku. Najmłodsza miała może z dwanaście lat, najstarsza około dwudziestu lat. Ale wszystkie, bez wyjątku wyglądały jak ja. Były ubrane w fioletowe suknie, u których na dole zostały wyszyte złoto-czerwone płomienie. Jednak z daleka naprawdę wydawało się że ich suknie płonęły. Zupełnie jak suknia Ketnis w „Igrzyskach Śmierci”. Wszystkie miały rozpuszczone włosy, a na ich głowach błyszczały srebrne diademy. W ich oczach dostrzegałam tylko smutek, przerażenie i pustkę. Naliczyłam ich dwanaście. Tyle, ile imion na drzewie. Przestraszona wstałam opierając się o to idiotyczne drzewo. To był błąd.
Kiedy się o nie oparłam poczułam że wokół moich kostek i ramion zaciskają się liny. Spojrzałam w duł. Nie, to nie były liny. Oplatały mnie cienie. Zaciskały się powoli na mojej tali, rękach, szyi. Byłam przyszpilona do tego cholernego drzewa. Zaczęłam się szarpać.
– To nic nie da. Nie uciekniesz od przeznaczenia – głos kobiet znów potoczył się echem.
„Skup się Blanka – mówiłam do siebie w myślach – To przecież zwykłe cienie. Po prostu się od nich uwolnij. Cienie to cienie. One nie mogą cię spętać. Po prostu się uwolnij.” Zamknęłam oczy i ruszyłam do przodu. Moje więzy trochę puściły, ale potem znów przyczepiły mnie do drzewa przytrzymując mnie jeszcze mocniej. Krzyknęłam z bólu.
– Moc Hadesa nie wiele tu zdziała – kobieta zaśmiała się gorzkim śmiechem. Bardzo ją bawiły moje cierpienia – To głównie przeciw niej to miejsce jest uodpornione.
Otworzyłam oczy. Na tronie naprzeciwko mnie siedział bardzo dostojna kobieta. Była ubrana w złota zbroję, a pod nią miała fioletowa togę. Była w identycznym odcieniu co suknie tych dziewczyn. Miała ostre rysy i wyniosły wyraz twarzy. Uśmiechnęła się sarkastycznie kiedy na nią popatrzyłam.
Spuściłam wzrok. Powoli opadłam z sił. Obrazy zaczęły zamazywać mi się przed oczami. Myślałam że zaraz te cienie wgniotą mnie w to drzewo i również moje imię się na nim znajdzie. Wtedy usłyszałam w głowie męski głos. Brzmiał tak samo jak ten mężczyzna, który spotkał się z miesiąc temu z moją mamą. „Blanka, posłuchaj mnie. Nie poddawaj się. Jesteś o wiele silniejsza niż sądzisz. Pomogę ci, ale musisz być silna. Zastanów się po prostu co jest przeciwieństwem ciemności. Po prostu pomyśl.”
– Światło – wyszeptałam słabym głosem, bo brakowało mi już powietrza w płucach.
„Teraz to sobie wyobraź” – wyszeptał w moich myślach.
Zrobiłam tak jak kazał. Wyobraziłam sobie słońce w ten upalny dzień kiedy razem z rodzicami i Jackiem pojechaliśmy po raz pierwszy na Long Island. Wyobraziłam sobie słońce, w ten dzień kiedy razem z Jackiem urządziliśmy sobie „plażę” na dachu naszej kamienicy. Wyobraziłam sobie słońce w te gorące lipcowe i sierpniowe dni kiedy chodziłam po mieście i cieszyłam się piękną pogodą. Wyobraziłam sobie że promienie tego słońca przebijają się przez moje więzy i uwalniają mnie. Uwalniają mnie od tego bólu i chłodu. Ogrzewają powoli moją skórę i pozwalają mi się oswobodzić. Moje dłonie zaczęły się lekko trząść, kiedy pierwsze cienie puściły. A potem następne i kolejne, aż w końcu ciemność wokół mnie wybuchła, a ja upadłam na kolana. Zaczęłam ciężko oddychać.
Kiedy podniosłam wzrok kobieta poderwała się gwałtownie ze swojego tronu. Jednak zasłaniało mi ją jasne światło które biło ode mnie. A może od kogoś kto stał az mną? Sama nie wiedziałam.
– Jak ty…- wycedziła przez zęby.
Dziewczyny wokół mnie podniosły wzrok i skupiły go na mnie. Zielona mgła zaczęła się zbierać wokół ich nóg. W kilka sekund zajęła cały dziedziniec, jednak omijała mnie i drzewo. Na kolumnach zabłysły pochodnie, które oświetliły wszystko. Dosłownie wszystko. Dostrzegłam że na obrazach które zostały powieszone na ścianach zostały ukazane dziewczyny, które stały przed nimi, w chwili swojej śmierci. Były to okrutne sceny na które nie chciałam więcej patrzeć.
– Nie!!! – krzyknęła kobieta – Nie masz prawa…
– Dziewczyna z ciemności i światła stworzona,
Za którą dwanaście duchów kroczy,
Złamie cały bieg wydarzeń,
I z błękitem w rękach do Miasta wkroczy.
Wojnę w szachu trzymać będzie,
Dopóki świadoma się w pełni nie stanie.
Niepokonana zemrze w ramionach,
Tego co z czwórki pozostanie.
Wszystkie dwanaście dziewczyn wyrecytowały to równo, mówiąc przy tym ponurym głosem. Nieodrywały ode mnie wzroku. Dzięki temu dostrzegłam że w ich oczach zabłysły małe iskierki. Iskierki nadziej. One miały nadzieje że ja zrobię coś, co sprawi że zostaną uwolnione.
– Zakazuj ci!!! – rozjuszona kobieta chwyciła włócznię i tarczę – Tylko ja mam władzę nad jej życiem!
Ktoś pomógł mi wstać z ziemi i przytulił mnie mocno do siebie. Zacisnęłam powieki. Z przerażenia i wyczerpania. Chciałam stąd odejść. I nigdy więcej nie wracać.
– A ja mam chociaż zwierzchnią władzę nad jej losem.
Wtedy usłyszałam wrzask kobiety i wszystko wokół mnie się rozpłynęło.
***
Przerażona poderwałam się z krzykiem z łóżka. Wtedy za oknem tuż nad miastem rozbłysk olbrzymi piorun i rozległ się ogłuszający grzmot. Krzyknęłam przerażona, chowając głowę między nogi. Drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem.
– Blanka?! – usłyszałam głos mojego brata. Za oknem znów rozbłysłą piorun i huknęło. Przerażona zaczęłam płakać.
– Blanka – Jack siadł na łóżku koło mnie i przytulił mnie mocno do siebie. Czując go przy sobie rozpłakałam się jeszcze bardziej.
– Cii – zaczął mną kołysać, gładzić po głowie, szeptać do ucha że się przecież nic się nie stało. Że to był zły sen, a burza nam przecież nic nie zrobi. Ale w mojej głowie wciąż słyszałam głos tej kobiety. Powtarzała w kółko kilka zdań, które już po chwili wryły mi się w pamięć. Wiedziałam że do końca życia ich nie zapomnę.
– Nikt cię nie ocali. Ani bogowie. Ani twoja matka. Ani twój Nico di Angelo. Już niedługo nadejdzie twój czas. Już niedługo klątwa dopełni się po raz kolejny. Już niedługo dla mnie umrzesz.
O stara, grubo.
Podoba mi się fabuła. Naprawdę. To jest ciekawe i miło się czyta. Podobają mi się też jej rozmowy z Nico. Podoba mi się Nico w takim wydaniu – dorosłego luzaka, który bawi się telefonem i poucza małolatę jak ma narysować jego nieśmiertelnego ojca. Ciekawa jestem jego dorosłej twarzy. Jak długie są jego włosy? Ma brodę, zarost?
Jedyne co mi się nie podoba to błędy. Trochę ortograficznych, trochę interpunkcyjnych, trochę literówek. Niby nic wielkiego, ale warto nad tym popracować
Póki co, nie wiem kim jest kobieta ze snu Blanki, dlatego będę wyczekiwać kolejnego rozdziału
Dziękuję ☺
Co do wyglądu Nica trochę urósł, twarz ma przystojną, z wydatnymi kośćmi policzkowymi. Ma leciutki zarost, wlosy potargane, cos w stylu artystycznego nieładu. Rozdzial postaram się wyłac jeszcze dzis 😉
Pierwsze co, to kobieta była Reyną xD Ale nie miało to sensu. Trochę pokopię w mojej szufladzie z mitologią i dam znać jak coś wymyślę 😂
Iiiiii mam pytanie: mogę wykorzystać Twój pomysł na narysowanie bogów? Fajnie mnie to zainspirowało. I jeśli się zgadzasz, to powiedz proszę których bogów miałaś na myśli mówiąc o czternastce? Czyżby 12+Hades i Hestia?
Czekam na więcej
Szukaj wśród rzymskich postaci 😉 Co do rysunków nie ma sprawy. Ja próbowałam ich narysować ale coś mi nie wyszło 😉 Jeśli chodzi o bogów to byli to Hades i Hestia + 12 Olimpijczyków. Pozdrawiam
Jeśli wśród rzymskich to chyba kogoś mam ale ciii… I narysowałam już Posejdona ale pastele suche nie są dobre do portretów >.< Bóg morza czeka na zaakceptowanie przez adminkę więc pewnie wiecie z Teoim opkiem 😀
Super 😀 Już nie mogę się doczekać kiedy go zobaczę
Super
Naprawdę podoba mi się twoje opko, pomimo że nie mam pojęcia kim mogłaby być ta kobieta. Co do błędów wychaczyłam tylko parę literówek ale ja nie zwracam na to większej uwagi 😉 Już nie mogę się doczekać tej najważniejszej części 😛
Pozdro i weny!
7 rozdział postaram się wstawić dzisiaj
Literowki! Jak Nico moze uzywac telefonu skoro to przyciaga potwory? Moze cos mi umknelo… Dobra, krytyka zaliczona 😉 A teraz tak: CZY TO ATENA??? Wlocznia, tarcza, zbroja… Pierwsza mysl to byla Atena, ale to byloby bardzo dziwne… Mimo wszystko chce wiecej! Prosze (nie groze) o nastepne czesci!
Nie to nie Atena. A co do telefonu, to bodajże za dwa rozdziały wyjaśnię co z nimi 😉