Witam ponownie,
Postanowiłam jeszcze dziś dodać kolejny rozdział. Stwierdziłam że podczas weekendu majowego wstawię wszystkie do teraz napisane rozdziały, a potem będę je wysyłać kiedy tylko je napiszę. Tak wiec, życzę miłego czytania i mam nadzieję że skomplikuje wam jeszcze bardziej zrozumienie historii Blanki. 😀
Rozdział IV
„Nieoficjalnie poznaję rodzinę”
Kiedy wróciłam do domu nikogo nie było. I dobrze. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Wkurzona rzuciłam wszystkie swoje rzeczy na łóżko Jacka. Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Następnie przebrałam się w pierwsze lepsze dresy i szarą bluzkę, i rzuciłam się zmęczona na moje łóżko. Wtedy przypłynęły do mnie wszystkie myśli.
To co wydarzyło się w Graniato… to chyba był wymysł mojej bujnej wyobraźni. Przecież ja i ten koleś nie mogliśmy wywołać tego trzęsienia tylko patrząc na siebie. To nie miało prawa się wydarzyć. Poza tym kiedy zeszłam na parter, ludzie zachowywali się normalnie. Nie wybuchła żadna panika, wszystko było na swoim miejscu. Podsumowując, może mi puściły nerwy i dlatego wyobraziłam sobie to wszystko. To na bank był moja wyobraźnia.
Jednak nie wszystko da się wyjaśnić moim zwariowanym mózgiem. Jak to możliwe że ten Nico di Angelo wygląda jak mój starszy brat!? Co prawda, ja na co dzień nie ubieram się jak on, ale były dni kiedy było szaro i nieprzyjemnie, i wtedy mój poziom wredności silnie wzrastał. Wtedy ubierałam się cała na czarno i robiłam sobie mocny makijaż. Jack zawsze wtedy mówił ze chcę się wtopić w tło. Zwykle po tym, bądź innym komentarzu wybuchały bardzo poważne kłótnie, podczas których zwykle dochodziło do rękoczynów. Ale w sumie ubiór nie był taki ważny. Najważniejsze było to że byliśmy identyczni. Ten sam odcień skóry, oboje mieliśmy czarne włosy, ten sam kolor oczu i oczywiście to samo spojrzenie. I jeszcze to co powiedział. „Mówiłem mu że spotkałem dziewczynę która wyglądała jak moja siostra”. To zdanie cały czas krążyło po mojej głowie. Miał siostrę. Ale teraz pytanie czy jej nie zna i widział ją tylko na fotografii, bo na przykład zaginęła lata temu. Czy może ma młodszą siostrę, która była mniej więcej w moim wieku. A może ma siostrę, która kiedy była młodsza wyglądała jak ja. Było tyle możliwości, ale żadna nie przekonywała mnie tak bardzo jak ta, która mówiła że Nico di Angelo był moim młodszym bratem. Ale to po prostu było absurdalne. On miał jakieś trzydzieści lat. No, może mniej. A ja dopiero szesnaście. To naprawdę nie miało sensu. Ale dzisiejszego dnia nic nie miało sensu. Ale jeszcze jedna kwestia mnie ciekawiła – nasze nazwiska. Dwa idealne przeciwieństwa. Angelo i Diabolo. To potwierdzało że Angelo miał włoskie korzenie jak ja. Ale śmieszne było to że do mnie raczej pasowało przezwisko „Anioł”. Bo mimo tych dni wredności, byłam grzeczna i potulna jak baranek. A do Nica, z pewnością „Diabeł”. To jak patrzył na ludzi, jakby w każdym wdział wroga było naprawdę przerażające. W sumie od kąt go po raz pierwszy zobaczyłam nie widziałam, by chociaż raz się uśmiechnął. Nasze nazwiska. To było po prostu niezwykłe, a za razem przerażające. Di Angelo i di Diabolo. Diabeł i anielica. Mój mózg za chwilę eksploduje.
Nim się spostrzegłam moje oczy zaczęły się zamykać. Byłam naprawdę zmęczona po „walce” z di Angelo. Teraz walczyłam również ze snem, bo miałam dziwne przeczucie że będzie to kolejny sen z serii „Śmierć Blanki di Diabolo na 1000 sposobów”. Jednak byłam zbyt wykończona poprzednia walką by wygrać tą.
***
Stanęłam na opustoszałej autostradzie. Dotknęłam kieszeni gdzie schowałam prezent dla Nica. Miałam nadzieję że dzięki niemu będzie chociaż troszkę mniej zły o to że dołączyłam do łowczyń.
– Udało się – usłyszałam głos Zoe – Bogom niech będą dzięki
Kiedy tylko to powiedziała za nami rozległ się odgłos jakby jakaś stara, zardzewiała, ogromna maszyna obudziła się po latach nieużytku. Wszyscy odwróciliśmy się w jednym momencie. Niedaleko nas, olbrzymia żelazna góra zaczęła drżeć, podnosząc się powoli. Już po chwili zrozumiałam czym była ta góra – wielkim olbrzymem. Miał na sobie zbroję ze spichrzu. Co ja mówię, on cały był z metalu, który lśnił w świetle księżyca. Był wysokości wieżowca. Kiedy zwrócił ku nam swoją głowę dostrzegłam że jest ona bardzo zdeformowana. Cofnęłam się o krok.
– Talos! – krzyknęła Zoe
– Kto… Kto to jest Talos? – wyjąkał Percy
– Jeden z tworów Hefajstosa – odpowiedziała mu Thalia – Ale to nie może być ten właściwy. Jest za mały. To pewnie prototyp. Nieudany model.
Olbrzymowi nie spodobało się chyba to co Thalia o nim powiedziała, bo wydobył ze swojej pochwy ogromny miecz. Dźwięk jaki mu przy tym towarzyszył był okropny.
– Ktoś coś zabrał – oznajmiła Zoe – Kto to był?
Wszyscy oprócz mnie spojrzeli na Percy’ego.
– Można mnie różne nazywać, ale nie jestem złodziejem.
Spuściłam wzrok. Ja doskonale wiedziałam kto spowodował obudzenie tego potwora. O bogowie, czemu zabrałam to małe cholerstwo. Teraz zrozumiałam, czemu Nico nigdy nie mógł tego zdobyć. Tylko było już za późno. Talos 0.1 zrobił krok w naszą stronę i już znalazł się bardzo blisko nas.
– Biegiem! – wrzasnął Grover
Wszyscy rzuciliśmy się przed siebie, każde w inna stronę. Thalia uruchomiła swoją tarczę. Widok gorgony na niej wciąż mnie przerażał. Ale nie miałam czasu się nad tym zastawiać. Olbrzym przeciął linie wysokiego napięcia, które eksplodowały. Zoe wypuszczała w jego stronę jedną strzałę po drugiej. Jednak nic to nie dawało. Razem z Percym schowaliśmy się z dość sporym rydwanem.
– Ty coś zabrałaś – spojrzałam na niego przerażona – Ten łuk.
– Nie! – krzyknęłam, ale nie powstrzymałam drżenia w moim głosie.
– Oddaj to! – krzyknął do mnie – Wyrzuć!
– Nie… Nie wzięłam łuku – głos mi się łamał – A poza tym już za późno.
– Co zabrałaś?
Nim zdołałam mu odpowiedzieć zobaczyłam cień który zasłonił światło księżyca.
– Uciekamy – krzyknął syn Posejdona i pobiegł w duł. A ja za nim. Chwile później tam gdzie się ukrywaliśmy pod ciężarem ogromnej stopy powstała gigantyczna dziura.
– Ej, Talos – usłyszałam gdzieś w oddali głos Grovera
Sekundę później usłyszałam szybką muzykę, wygrywaną na piszczałkach. Kable leżące na autostradzie poderwały się miejsca i owinęły się wokół nogi potwora. Po jego plecach przebiegł łuk elektryczny.
– Choć!- krzyknął do mnie Percy
Ale ja nie mogłam się ruszyć. Wyciągnęłam powoli z kieszeni mała figurkę którą znalazłam niedaleko, jeszcze za nim wyszliśmy ze złomowiska.
-To… To miało być dla Nica – głos mi się łamał, kiedy przypomniałam sobie brata – To jest ta jedyna figurka jakiej nie ma.
– Jak możesz myśleć o Magii i Micie w takiej sytuacji!? – zapytała mnie
Łzy zaczęły płynąć mi po policzkach.
– Wyrzuć – powiedział stanowczo – Może olbrzym da nam spokój.
Spojrzałam na figurkę. Miał rację. Jak mogłam być taka samolubna i narażać nas na niebezpieczeństwo tylko przez jeden mały posążek. Jednak niechętnie wypuściłam go z ręki. Ale nic się nie wydarzyło. Spojrzałam na olbrzyma. Natarł właśnie na Grovera. Wbił miecz w górę metalu, tuż koło niego. Nie trafił go, ale po chwili satyr znalazł się pod góra złomu. Wstrzymałam oddech.
– Nie! – krząknęła Thalia
Uniosła włócznię z której wystrzeliła błyskawica. Uderzyła olbrzyma w kolano, jednak nie zrobiło mu to wielkiej szkody. Po chwili się podniósł i najwyraźniej nic mu nie było.
– Czas na szalone pomysły- usłyszałam za sobą głos Percy’ego. Spojrzałam na niego.
– Cokolwiek, byle by zadziałało.
Chłopak wyjaśnił mi szybko o co chodzi.
– Może tym czymś da się kierować. Jakieś przyciski czy dźwignie. Wchodzę do środka.
– Jak? Musiałbyś stanąć dokładnie pod jego stopą! Zgniótłby cię!
– Odwróć jego uwagę – powiedział – Musimy tylko dokładne zgrać to w czasie.
Zacisnęłam usta. Nie pozwolę mu by to zrobił. To było zbyt niebezpieczne. Nie chciałam by ryzykował przez moja głupotę. Nie. Zbyt wiele błędów już popełniłam.
– Nie. Ja pójdę.
– Nie możesz. Jesteś nowa! Zginiesz.
To dziwne, ale wkurzył mnie tymi słowami. Nowa? Ależ to mocny argument. Normalnie posłucham się go od razu. Miałam ochotę mu powiedzieć żeby się zamknął i pójść rozprawić się z olbrzymem. Ale powstrzymałam się znalazłam argument który był naprawdę mocny.
– To moja wina, że olbrzym się przebudził. I moja odpowiedzialność. Masz – podniosłam z ziemi posążek boga i podałam go Percy’emu – Gdyby coś się stało, daj to mojemu bratu. Opowiedz mu… Powiedz mu, że bardzo go przepraszam.
I pobiegłam. Wtedy już nic do mnie nie docierało. Liczyła się tylko moja mała misja. Podbiegłam do olbrzyma. Znalazłam się tuż kolo jego stopy. Wtedy, prawdopodobnie Percy dźgnął go w nogę. Olbrzym podniósł stopę by go rozgnieść. Wtedy stanęłam w miejscu gdzie przypuszczanie będzie dziura na właz. Kiedy stopa zaczęła na mnie spadać nie byłam już tego taka pewna. Zacisnęłam powieki i czekałam aż zostanie ze mnie tylko plama, ale nic takiego nie nastąpiło. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam tylko ciemność. Nie żyłam? Prawdopodobne. Jednak kiedy zrobiłam krok, uderzyłam w coś głową. W ciemnościach dostrzegłam drabinę. Zaczęłam po niej wchodzić. W środku olbrzyma okropne cuchnęło. A im wyżej błam tym było jaśniej. Wokół mnie wiły się kable w najróżniejszych kolorach. Po dość trudnej wspinaczce, bo metalowy olbrzym co chwila się ruszał, a mną rzucało na boki, znalazłam się na krótkim podeście. Na jego końcu znajdowały się metalowe drzwi z napisem „Obsługa techniczna”. Pociągnęłam za klamkę, ale nic to nie dało. Siłowałam się chwile z nimi, po czym wyważyłam je kopniakiem. Weszłam do środka. Siadłam na niewielkim krześle i przyjrzałam się panelowi kontrolnemu. Było tu chyba ze sto różnych dzwoni i z dziesięć razy więcej guzików. I oczywiście żaden z nich nie był podpisany. Wiec co zrobiłam. Zaczęłam wciskać wszystko po kolei. Wtedy poczułam silny wstrząs. Następnie olbrzym musiał się zacząć wywracać, bo poleciałam do tyłu i uderzyłam mocno o ścianę. Poczułam że z mojego nosa leci krew. Wtedy usłyszał zgrzyt i syk. Po czym zobaczyłam niebieskie światło i nastała ciemność. A w głowie rozbrzmiewał mi mroczny głos, który mówił:
Bianka. Dwunasta dusza. Bianka…
***
– Blanka, obudź się. Blanka!
Powoli otworzyłam oczy. Wciąż miałam mroczki przed oczami, po zobaczeniu tego niebieskiego światła. To trochę dziwne, bo przecież to był tylko sen. Przetarłam oczy i przez lekką mgłę zobaczyłam moja mamę.
– Blanka – dotknęła mojego policzka – Dobrze się czujesz?
– Tak – powiedziałam niepewnie, bo bolała mnie głowa – Czemu pytasz?
– Krzyczałaś przez sen – powiedziała przyglądając mi się
– Co krzyczałam? – zapytałam lekko przestraszona podnosząc się na łokcie. Co ona mogła usłyszeć? Mama zacisnęła usta w cienką linę. Po czym lekko się uśmiechnęła i siadła koło mnie na łóżku.
– Nieważne – powiedziała gładząc mnie po policzku. Wtedy już wiedziałam że usłyszała trochę za dużo. A po jej minie widziałam że przez to martwiła się bardzo o mnie.
– Długo spałam? – zmieniłam szybko temat
– Odkąd wróciłam do domu minęły trzy godziny – spojrzała na zegarek na ręce – A wróciłam mniej więcej o trzeciej
– Spałam sześć godzin?! – wykrzyknęłam – A zdawało się że tylko jakieś dwadzieścia minut
– Co? – mama lekko drgnęła i popatrzyła na mnie pytająco
– Może to przez to ze śnił mi się ten jeden sen? – zupełnie ją zignorowałam
– Co ci się śniło? – zapytała z naciskiem
Ciężko westchnęłam. Miałam złe wspomnienia po tym jak ostatnio opowiedziałam mamie o moim śnie. Jednak kiedy spojrzałam w jej oczy, dostrzegłam że ona wiedziała co mi się śniło. Tylko chciała się upewnić czy wszystko dobrze zrozumiała.
– Sama nie wiem. Byłam na wielkim złomowisku. Z kilkoma nastolatkami – powiedziałam bawiąc się kocem którym byłam przykryta
– Pamiętasz jak mieli na imię?
Westchnęłam. Pamiętałam wszystko i to z dobrze. Ale nie przyznam się że tak doskonale wszystko pamiętam. To wyglądałoby na podejrzane.
– Były tam dwie dziewczyny – zamknęłam oczy udając że jest mi ciężko przypomnieć sobie cokolwiek – Chyba to była Thalia i Zoe. I dwóch chłopaków jeden miała na imię Grover, a drugi… chwila. Pe… Pery. Nie, Percy! No i byłam jeszcze ja – Bianka.
– Bianka?
– No. Chyba ze ten chłopak przekręcał w kółko moje imię – spuściłam wzrok – Ale to raczej nie możliwe.
– Ale co wy robiliście na tym złomowisku? – mama była coraz bardziej poruszona
– Och mamo – powiedziałam zrezygnowana – To był tylko sen. Nie warto się nim przejmować.
– Rozumiem – dotknęła mojego policzka – Ale chce wiedzieć dlaczego krzyczałaś.
Zamknęłam oczy. O co jej mogło chodzić? Czy ona przypadkiem nie uważała że to co mi się przyśniło nie wydarzyło się wcześnie? Nie wiem czemu o tym pomyślałam, ale to było wtedy takie oczywiste. Poza tym ostatnio ciągle moja intuicja przejmowała kontrolę i rozum nie miał wiele do powiedzenia. Jednak mimo świadomości że mogę się całkowicie mylić, bałam się że jeśli powiem odrobinę za dużo, mama zacznie świrować i nagminnie się mną zajmować. A ja, jak każda inna nastolatka pragnę wolności.
– Uciekaliśmy przed jakimś metalowym olbrzymem, czy czymś w tym rodzaju.
Mama milczała przez chwilę zastanawiając się na czymś. Następnie spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
– Na pewno dobrze się czujesz? Masz ciepłe czoło.
Tak nagłej zmiany tematu się nie spodziewałam, dlatego zbita z tropu odpowiedziałam jej.
– Głowa mnie może trochę boli, ale tak to nic mi nie jest.
– Wezmę termometr – powiedziała wstając z łóżka – Wyglądasz naprawdę mizernie
Nie sprzeciwiałam się. Nie była mi potrzebna kolejna kłótnia z mamą. A poza tym może wtedy nie będę musiała iść do szkoły w poniedziałek i odpocznę sobie trochę.
Kiedy oddalam mamie termometr uśmiech znikł z jej twarzy.
– Trzydzieści siedem i dziewięć – powiedziała wzdychając i podając mi leki – Gdzie ty mogłaś złapać jakiegoś wirusa?
– Praktyczne wszędzie. Ponoć w szkole panuje jakaś epidemia i prawie każdy już chorował – powiedziałam, a następnie połknęłam lekarstwa
– Ale ty przecież nigdy nie chorowałaś – troska jaka dostrzegałam w oczach mamy męczył mnie już lekko
– Mamo – wyjęczałam opadając na poduszki
– Dobrze – odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi – Koniec z pytaniami. Odpocznij
Kiedy zamknęła drzwi poderwałam się od razu z łóżka i podeszłam do mojego biurka. Wyjęłam z szuflady ołówki i blok, chwyciłam książkę do angielskiego która miała mi służyć jako podkładka i siadłam znów na łóżku. Żeby nie było narzuciłam jeszcze na ramiona bluzę, a na nogi zarzuciłam koc. Kiedy usadowiłam się wygodnie zaczęłam rysować. Zaczęłam od zilustrowania mojego snu.
Na pierwszym rysunku znalazło się wysypisko i ja razem z moimi towarzyszami. Uciekaliśmy przed tym olbrzymem. Wykonałam go ołówkami i węglem. Chciałam pokazać mroczną stronę tego snu. A na kolejnym narysowałam Percy’ego. Kiedy zamknęłam oczy wciąż mogłam sobie dość łatwo wyobrazić jego twarz. Był naprawdę przystojny. Najpiękniejsze były z pewnością jego oczy. Morskie, pełne głębi niczym ocean. No i te potargane, czarne włosy. Kiedy właśnie kończyłam jego portret, usłyszałam że ktoś puka do drzwi naszego mieszkania. Na wszelki wypadek odłożyłam wszystko na biurko i położyłam się twarzą do drzwi i zamknęłam oczy. Kilka sekund potem usłyszałam że drzwi do mojego pokoju się otwierają.
– Śpi – usłyszałam szept mojej mamy – Możemy spokojnie porozmawiać
Usłyszałam ciche kroki. Ktoś podszedł do mojego łóżka. I nie była to z pewnością moja mama.
– Wyrosła od kąt ostatni raz ja widziałem – usłyszałam głęboki, spokojny, męski głos
– Musiała wyrosnąć – mama starała się zachować neutralność w głosie – Od tamtego spotkania minęło ponad piętnaście lat
Mężczyzna przeszedł przez pokój i stanął najprawdopodobniej przy moim biurku.
– To jej? – usłyszałam że podnosi jedną z kartek leżących na blacie. Był to chyba jeden z tych które przed chwilą narysowałam. Mama podeszła by zobaczyć o jaki rysunek chodziło.
– O bogowie – usłyszałam przerażony szept mamy. O bogowie? Od kiedy mama mówi o bogowie. Nasza rodzina nie była przecież szczególnie pobożna. Wierzyliśmy tylko w świętego Mikołaja i zająca wielkanocnego – To… to jest przecież…
– Jackson – dokończył mężczyzna
– Czyli że oni naprawdę się jej przyśnili – głos jej potwornie drżał – Czyli że to…
– Jennifer…
– To się zaczęło – mama zaczęła płakać
Kompletnie nie wiedziałam o co chodziło. Ale miałam ochotę wstać i przytulić się do mamy. Ona nigdy nie płakała. A przynajmniej nie przymnie czy Jacku
– Choć stąd – powiedział mężczyzna i oboje ruszyli w stronę drzwi – Nie bodźmy jej. Ostatnie co nam jest teraz potrzebne to tłumaczenie jej tego wszystkiego.
Kiedy zamknęli za sobą drzwi poderwała się z łóżka. Podeszłam cicho do drzwi. Jednak nic przez nie nie mogłam usłyszeć. Przeklęłam pod nosem. Podeszłam do drzwi które prowadziły na balkon. Najciszej jak się dało otworzyłam je powoli i wyszłam na zewnątrz. Było tam okropnie zimno, a ja jeszcze byłam w samych dresach i bluzie. Podpełzłam na kolanach pod drzwi balkonowe, które prowadziły do salonu. Na szczęście były uchylne, więc mogłam spokojnie podsłuchiwać. Oceniajcie mnie jeśli wam to sprawia przyjemność. Ale w tamtej sytuacji nie mogłam nic innego zrobić by dowiedzieć się o co chodzi. Zastanówcie się, co wy byście zrobili gdybyście usłyszeli to o ja przed chwilą. Nie lubię robić takich rzeczy, ale kiedy trzeba potrafię się do nich zmusić. Tu chodziło o wyższe dobro. W jakimś sensie. Położyłam się na ziemi i ostrożnie wyżalam zza rogu.
Kiedy to zrobiłam zobaczyłam mamę siedzącą na sofie z twarzą w dłoniach. Słyszałam że płakała. Moje serce rozdzierało się na pół kiedy ją taką widziałam. A najgorsze było to że to przeze mnie płakała. Bo gdybym nie opowiedziała jej o tym śnie, nie doszło by do tego, o teraz się działo.
Przed nią kucał młody mężczyzna. Miał może z dwadzieścia lat. Miał długie, blond, kręcone włosy. Widziałam jego twarz tylko z boku, ale tak dostrzegłam jego błyszczące błękitne oczy. Był naprawdę przystojny. Ale chyba najważniejsze jest to że był bardzo, ale to bardzo podobny do moje mamy. Zupełnie jakby on był jej młodszym bratem. Ale z tego co było mi wiadome, mama nie miała żadnego rodzeństwa
– Nie płacz – powiedział chwytając ją za ręce
– Dlaczego to się zaczęło teraz? – mama popatrzyła zapłakana na niego
– Nie wiem – milczał przez chwilę, a mama przez ten czas powoli się uspokoiła – Musisz być teraz silna. Jeśli będziesz już teraz ją opłakiwała to wogóle jej nie pomożesz
– A czy jej da się w ogóle jakoś pomóc? – zapytała strącając z policzków ostatnie łzy
– Jeśli będziesz w nią wierzyć…
– Jest trzynasta – przerwała mu bez zastanowienia prawie krzycząc – Przecież Bianka miała zniszczyć to przekleństwo
Bianka?! Miałam racje. Ci ludzie którzy mi się śnili istnieją naprawdę! Ale… przecież to nie możliwe.
– Ale nie zniszczyła. I teraz Blanka to zrobi. Musisz je tylko pomóc
– Pytam się po raz kolejny jak!? – wykrzyknęła podrywając się z sofy
– Wspieraj ją, nie ograniczaj. Daj jej normalnie żyć – powiedział mężczyzna, a następnie podszedł do mamy i przytulił ją do siebie.
Nastała dłuższa chwila milczenia. Przez ten cały czas wierciłam się niespokojnie, czekając na dalszy przebieg wydarzeń.
– Porozmawiam z moja siostrą – powiedział odsuwając moja mamę od siebie – Ona zawsze chętnie pomagała tym dziewczyną. Po prostu kiedy zauważysz że Blanka wypełnia kolejne kroki do wypełnienia się klątwy, dasz mi znać, a wtedy Artemida ją ze sobą zabierze. To da jej czas. Nawet da jej szansą na wypełnienie wyzwań
– Nie ma innej opcji, prawda? – mama spojrzała na niego jakby była gotowa w każdej chwili oddać swoje życie za jego sprawę.
Pokręcił głową, lekko się uśmiechając
– Niech więc się stanie jak rozkaże los – powiedziała z pełną powagą w głosie
– Będę jej pilnował, żebyś niestała się zbytnio nadopiekuńcza
Mama cicho się zaśmiała.
– Ja już jestem nadopiekuńcza – spojrzała w stronę drzwi – Pójdę sprawdzić czy nadal śpi, czy nas podsłuchuje
Spanikowana poderwałam się z miejsca i pobiegłam do drzwi do mojego pokoju. Kiedy przebiegałam przez próg, potknęłam się o niego. W momencie w którym leciałam drzwi do pokoju otworzyły się. Następnie mocno uderzyłam głową o podłogę i straciłam przytomność.
Brawo Blanka!
Rozdzial super! Literowki!! Sama robie ich mnostwo, ale jednak przeczytaj przed wyslaniem poza tym wszystko super!
SUPER!!!!!!
Co to za kolo? Apollo? Jason? Posejdon?
Co dalej, przyłapali ją? Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
Cała fabuła jest super. Literówki. Ogólnie OK.