Hej,
Proszę oto kolejny rozdział. mam nadzieje że będzie się wam podobał tak jak poprzednie. Jeśli byliście ciekawi kim jest facet emo, to teraz się dowiecie. Czekam na komentarze, bo nic nie daje takiej satysfakcji i kopa do pisania, jak wasze opinie.
Pozdrawiam i życzę miłego majowego weekendu.
Rozdział III
„Sojusz z aniołem”
Przez kolejne dni byłam obrażona na cały świat. No dobra, może nie na cały. Nie miałam z pewnością focha na tatę i Jacka. Tata, następnego dnia po mojej, jakże przyjemnej rozmowie z mamą musiał wyjechać znowu do pracy. A Jack z kilkoma kolegami pojechał do Waszyngtonu, na szkolenie kierownicze.
Nie wspominałam wam wcześniej że Jack, oprócz tego że uczy się w szkole biznesu, to pracuje również w Mc Donaldzie. Ale on nie robi kanapek, ani frytek, tylko układa grafik, zamawia wszystko co jest potrzebne itp.. Nawet nie wiecie ile można tam zarobić kiedy osiągnie się tam już wyższe stanowisko. Tak więc kasę jaką zarobi idzie na wydatki jego i moje. Ale ja, za tę kasę muszę sobie kupić ciuchy, wszystko co mi jest potrzebne do szkoły itd.. Dlatego zwykle na początku miesiąca kupuję wszystko co mi jest potrzebne, a potem nie zostaje mi za wiele, jeśli cokolwiek zostaje. No bo dobrych farb, czy ołówków nie kupisz tak tanio.
Tak wiec na nich, nie byłam obrażona. Za to na mamę…, ooo. Na nią taka zła nie byłam nigdy w życiu. Unikałam jej jak ognia, odzywałam się tylko kiedy musiałam, a cały wolny czas starałam się spędzać poza domem. Sądziłam że w ten sposób zmuszę ją do powrotu do naszej niedokończonej dyskusji. Jednak nic to nie dawało. Mama była twarda, a mój wredny humor brała za bunt młodzieńczy. To jeszcze bardziej mnie wkurzyło. Tak więc w sobotę rano, ze śniadaniem, ołówkami, blokiem rysunkowym i książką do biologii ruszyłam w miasto.
Był koniec marca, więc z dnia na dzień było coraz cieplej. Zimowe buty zmieniałam na cieplejsze trampki, a gruba kurtkę na płaszcz. Włóczyłam się po mieście do około godziny dziesiątej. Następnie wsiadłam w metro i pojechałam do „Graniato Cafe”. Bardzo lubiłam tą kawiarnię. Nie była ona ani mała, ani duża – taka w sam raz. Miała wystrój w starym stylu: stare stoliki, stare fotele, wszystko wyglądało tam na stare. Na zdjęciach wisiały zdjęcia starego Nowego Jorku (ale to fajnie brzmi). Krótko mówiąc była to najzwyklejsza kawiarnia na świecie. Jednak miała coś w sobie. Coś, dzięki czemu czułam się tam dobrze i bezpiecznie. Kiedy weszłam do środka zobaczyłam stojąca za ladą Elenę – właścicielkę. To właśnie jej w tamtej chwili potrzebowałam.
Elena to już starsza kobieta. Miała około pięćdziesiątki. Jej miodowe, lekko brązowe włosy gdzieniegdzie były już siwawe. Zwykle wiązała je w ciasnego koka z tyłu głowy i związywała go białymi wstążkami. I zawsze, ale to zawsze, nosiła długie do ziemi spódnice. Nie wiem kim była w przeszłości, ale musiała mieć jakiś związek z historią, ponieważ miał ogromną wiedzę. Kiedy czekał mnie jakiś trudniejszy sprawdzian, zawsze chętnie mi pomagała w przygotowaniach i powtarzaniu materiału.
– Dzień dobry – powiedziałam stając przed ladą, starając się przekrzyczeć gwar panujący w pomieszczeniu
– Witaj Blanko – uśmiechnęła się do mnie promienie – Co cię dzisiaj do mnie sprowadza? Nauczyciel szykuje wam kolejny sprawdzian?
– W sumie to nic związanego ze szkołą – ze zdenerwowania zaczęłam wygrywać palcami jakąś melodię o drewnianą powierzchnie blatu – Znasz trochę mitologii greckiej prawda?
– Trochę tak – powiedział patrząc na mnie katem oka – A co?
– Pokłóciłam się z mamą – ciężko westchnęłam – I to ma związek z mitologią.
Elena popatrzyła na mnie uważnie, jakby dobrze wiedziała o czym mówię. „Zupełnie jakby czytała mi w myślach” – pomyślałam. Następnie powiedziała coś do swojej pracownicy wyszła zza lady.
– Chodzimy – powiedziała wskazując na schody prowadzące na pierwsze piętro kawiarni – Tam jest znacznie ciszej.
Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę schodów, a Elena za mną. Kiedy siadłyśmy wygodnie przy stoliku, który stał przy dość sporym oknie przedstawiłam skrótowo swój problem
– Kilka dni temu miałam sen – zaczęłam lekko niepewnie – Byłam w wielkiej studni, padał śnieg, a ja tam powoli zamarzałam. Wtedy przypomniałam sobie kołysankę z dzieciństwa. I sama nie wiem czemu zaczęłam ją nucić. Była o jakimś Tanatosie i ogólnie o greckich bogach. No i jakiś czas potem przyleciał ten cały Tanatos. I zaczęłam z nim rozmawiać. A potem on powiedział że mnie stąd zabiera. I nastała ciemność
Elena chwilę milczała.
– Tanatos to bóg śmierci. Więc w tym śnie raczej umarłaś. Ale to z pewnością wiesz – powiedziała patrząc na mnie swoimi brązowymi oczami. Oczy Eleny są jaśniejsze od moich. Moje w niektórych miejscach mieszają się z lekką czernią. Za to oczy Eleny były jasno brązowe. Zawsze widać w nich było zrozumienie i troskę, oraz rozwagę i rozsądek – Co chciałabyś jeszcze wiedzieć?
– Wszystko – powiedziałam zdecydowanie
– Nie powiem ci wszystkiego – powiedziała śmiejąc się cicho – Nie mogę
– W sensie – znów zaczęłam wygrywać jakąś melodię, tym razem na kolanie. Głupi nawyk – Chciałabym dowiedzieć się trochę o tych całych greckich bogach. No bo niby miałam grecką mitologię w gimnazjum, ale jakoś specjalnie wtedy na lekcjach nie uważałam. A ta wiedza może mi się przydać do dyskusji z mamą. Bo ostatnio trochę się wyłożyłam jeśli chodzi wiedzę o religii starożytnych greków.
– A co takiego powiedziałaś ostatnio? – zapytała z zaciekawieniem
– Że Tanatos to władca podziemia – zarumieniłam się – Ale teraz już wiem że Tanatos zbiera dusze, a Hades to jego szef.
– Tak. Rzeczywiście, tak to mnie więcej wygląda – westchnęła – Czyli mam ci opowiedzieć wszystko od początku.
– Tak ogólnie wystarczy – powiedział usadawiając się wygodnie w fotelu
Elena opowiedziała mi więc mniej więcej o co chodzi w tej greckiej mitologii. I stwierdzam że grecy są naprawdę porąbani. No bo kto żeni się z własna siostrą, którą i tak zdradza się z nie wiadomo iloma kobietami. I to nie tylko z boginiami. To tyczy się oczywiście Zeusa. Kurde, ten koleś ma naprawdę nie po kolei w głowie. I to nimby on rządzi wszechświatem? Ha ha ha, dobry żart. Hera – żona i siostra Zeusa. Była ona z pewnością była najbardziej pamiętliwą i żadną zemsty kobietą w całej historii świata. Ale w sumie co się jej dziwić. Dalej Hestia, siostra Zeusa, Hery i jeszcze kilku tam. Ona akurat była okej. Była boginią ogniska domowego i ogólnie nie wdawał się w żadne kłótnie i bójki. Ona raczej je rozwiązywała. Kolejna jest Demeter. Ona za to miał trochę przerąbane. Jej dwaj bracia (czytaj Zeus i Posejdon) lecieli na nią. No i miała z nimi kilka dzieci. A potem jej trzeci brat – Hades – porwał jej ukochaną córkę. Ale oprócz tego porwania Hades był według mnie spoko gościem. Bracia wkopali go do tego piekła, ale w sumie nie było mu tam aż tak źle. Posejdon. Miał momenty kiedy był kompletnym kretynem, ale był z pewnością lepszy od Zeusa. Ares, równa się kompletny palant i idiota. O nim nie da się więcej powiedzieć. Po prostu go nie lubię i już. Hermes natomiast był bogiem wszystkiego co było i korzystało z drogi. Więc zastanawiam się czy był też patronem latarni, znaków drogowych i asfaltu? Za to tytuł najpiękniejszej kobiety starożytności przypada Afrodycie. W sumie nie wiem co mam o niej powiedzieć, bo nie przepadam za takimi ślicznotkami. A kto za to wymyślił imprezy i drinki? Dionizos. Szacuj dla tego kolesia, za to co stworzył. Może nie piję alkoholu, i nie chodzę na imprezy, ale mój brat za to z tego korzysta dość często. Oczywiście z umiarem. I zazwyczaj znika czasami na całą noc. Gorzej kiedy wraca o czwartej nad ranem. Kolejną fajną boginią jest Atena. Wieczna dziewica, ale w sumie miała dziecko z chusteczką. Patronka architektury, starożytnych myślicieli itp.. Plus dla niej że wymyśliła architekturę. Minus za tych jej myślicieli, którzy za to wymyśli szkołę.
Jednak najbardziej przypodobałam sobie bliźniacze rodzeństwo – Apolla i Artemidę. Apollo – koleś od wszystkiego co związane ze sztuką. A ja nie tylko rysuje i maluje. Kiedy byłam mniejsza mama uczyła mnie grać na gitarze i pianinie. No i cała moja rodzinka uważa że mam piękny głos. Odziedziczyłam go z pewnością po mamie. Więc Apollo tak jakby był moim patronem. A Artemida. No cóż. Ona podróżuje sobie po całym świecie razem ze swoimi towarzyszkami, poluje na potwory, wszyscy faceci się jej boją. Ja po prosu ją podziwiałam. Dla mnie była praktycznie wzorem do naśladowania. No, byłaby idealnym wzorem do naśladowania, gdyby nie to że mówiła stanowcze NIE facetom. Ale oprócz tego była chyba jedna z najlepszych bogiń.
Rozmawiałyśmy z Elelną jeszcze przez dłuższą chwilę. Opowiedziała mi jeszcze jakieś śmieszne historie, i przybliżyła mi jeszcze bardziej charaktery Artemidy i Apolla. Wtedy na schodach usłyszałyśmy kroki. Nie przejęłam się nimi zbytnio. Prawdopodobnie był to jakiś klient, szukający ciszy i spokoju, bądź ktoś inny. Jednak kiedy Elena spojrzała ponad moim ramieniem na osobę, która właśnie weszła na piętro poderwała się z okrzykiem:
– Nico! Zupełnie zapomniałam że miałeś przyjść.
Z zaciekawieniem obróciłam się na fotelu, żeby zobaczyć kim jest Nico. Ale przyznaję że nie tego się spodziewałam. Mówię otwarcie: nienawidzę losu! Bo to chyba są jakieś żarty! Przecież to nie może być on. To po prostu jest śmieszne. Takie rzeczy się przecież nikomu nie przydarzają. Nawet w tych kiepskich telenowelach. A konkretnie: w naszą stronę szedł facet emo. Kiedy mnie zobaczył przystanął wpatrując się we mnie ze zdziwieniem.
– Ty… – tylko tyle zdołałam z siebie wydusić. Patrzyliśmy się na siebie przez chwilę w osłupieniu
– Znacie się? – zapytała Elena, przerywając całe milczenie
– Nie – odpowiedział chłopak
– Tak – powiedziałam w tym samym momencie co on
Spiorunowaliśmy się wzrokiem. Wpatrywałam się w pełni głębi brązowe oczy. Jak wam wcześniej wspominałam przy pierwszym spotkaniu, były tego samego koloru co moje. Lekko niezwykłe co? Patrzyliśmy się na siebie dość długo. Ja wykorzystałam ten czas by lepiej mu się przyjrzeć. Znów był ubrane w czarne spodnie. Tym razem z dziurami na kolanach. Skórzaną kurtkę miał rozpiętą, a pod nią miał granatową bluzkę z dwoma szkieletami, które tańczyły ze sobą śpiewając „Alleluja”. Na szyi miał granatowy szalik, z długi frędzlami. Skórę miał oliwkową i czarne jak smoła, lekko potargane włosy. Zupełnie jak ja. Czy wam też się wydaje że to nie jest normalne? Wkurzyłam się kiedy zaczął mnie lustrować. Zaczęłam wpatrywać się w niego morderczym spojrzeniem, ale kiedy on popatrzył na mnie identycznym wzrokiem cofnęłam się ze strachu o pół kroku w tył. Zacisnęłam ręce w pięści. Skóra na dłoniach swędziła mnie, jakbym dostała jakieś okropnej wysypki. Chłopak zrobił dokładnie to samo. Dlaczego on do cholery mnie naśladuje?!
– Dobra, koniec tej walki na spojrzenia – powiedziała Elena wchodząc pomiędzy nas – O co tu chodzi? Nico?
– Spotkaliśmy się raz na…
– Dwa – poprawiłam go zakładając ręczna piersi
– Dobra, dwa – powiedział przewracając oczami – Za pierwszym razem potrąciła mnie na ulicy.
– Przez przypadek – powiedziałam oburzona
– Mniejsza. W każdym bądź razie, tego samego dnia poszedłem do kumpla – spojrzał na mnie wyniosłym spojrzeniem – No i okazało się że on ja uczy. I wtedy spotkałem ją po raz drugi.
– Ty i Solance rozmawialiście o mnie – powiedziałam przyjmując bojową pozę, by pokazać temu idiocie że się go nie boję
– Nieprawda! – wykrzyknął zirytowany – Przez przypadek się na ciebie natknąłem. A z Willem rozmawiałem o czymś zupełnie innym
– Co!? To czemu jak odchodziłam powiedziałeś do niego: to ona? Hmm?
– Mówiłem mu że spotkałem dziewczynę która wyglądała jak moja siostra! – powiedział ze złością. Poczułam lekkie wibracje, jednak się tym zbytnio nie przejęłam.
– Ha! Czyli przyznajesz że rozmawialiście o mnie – zrobiłam tryumfalną minę
Drżenia teraz naprawdę się wzmocniły. Stoliki zaczęły się trząść. Fotele i krzesła resztą też. A wiecie co w tym wszystkim było najdziwniejsze? Że ja w ogóle się tym nie przejęłam. Skupiłam się maksymalnie na facecie emo, starając się zmusić go spojrzeniem by się cofną. Jednak nie odpuszczał, a wibracje z każdą kolejną sekundą wzmacniały się. Wszystko wokół nas się trzęsło. Oboje byliśmy na sobie skupieni. Żadne z nas nie chciało odpuścić. Nie wiem co by się stało dalej gdyby nie Elena.
– Przestańcie!!! – wykrzyknęła na cały głos – Oboje!!!
Nie chciałam pierwsza odpuścić, ale w sumie nie miałam wyboru. Podłoga pod moimi nogami zaczęła drżeć jak podczas trzęsienia ziemi. Wiedziałam że to ja i facet emo wywołujemy całe to zamieszanie. Nie wiem w jaki sposób, ale my to wywołaliśmy. I jeśli zaraz nie przestaniemy, to wszystko prawdopodobnie się zawali. Dlatego spuściłam wzrok, i zrobiłam krok w tył. Wibracje lekko ucichły ale nie ustały całkowicie. Zacisnęłam dłonie w pięść gotowa do kontynuacji walki na spojrzenia, kiedy znów odezwała się Elena
– Nico, przestań – powiedziała spokojnie – Ona odpuściła. Teraz twoja kolej.
Spojrzałam na niego ukradkiem. W jego oczach dostrzegłam gniew, złość i … współczucie. Dziwne. Takiej mieszanki uczuć w jego spojrzeniu się nie spodziewałam. Kilka sekund później drżenia ustały już całkowicie. Na szczęście, bo z sufitu zaczął sypać się już tynk.
– Dobrze – Elena wyprostowała się i założyła kilka kosmyków włosów, które wydostały się z jej koka za ucho – Teraz kiedy się już oboje uspokoiliście, wyjaśnijmy sobie parę spraw
– Ale … -zaczęliśmy oboje
– Cisza – powiedziała stanowczo, patrząc na nas groźnie. Nigdy jej takiej nie widziałam – Jeśli chcecie się kłócić i robić szybkie trasy do Podziemia, proszę bardzo. Nikt wam nie broni. Ale nie będziecie kłócić się tutaj. Ponieważ to strefa bezpieczeństwa. A teraz proponuje wam zapomnieć o wszystkim co do tej pory się zdarzyło i zacząć wszystko od początku
Oboje milczeliśmy
– Uważam to za wyrażenie zgody – klasnęła w dłonie – Teraz przedstawcie się sobie. Tak na dobry początek.
Powiedziałabym że to bez sensu, bo wiem że on ma na imię Nico, a Sol na bank powiedział mu jak ja mam na imię i nazwisko. Ale nie chciałam jeszcze bardziej rozgniewać Eleny, więc pierwsza się odezwałam.
– Blanka di Diabolo – powiedziałam uciekając wzrokiem gdzieś w bok
Chłopak popatrzył na mnie uważnie, jakby zastanawiał się czym jestem. Zacisnęłam zęby.
– Nico di Angelo – powiedział z lekką złością.
Omal nie parsknęłam śmiechem. Nie dość że byliśmy do siebie podobni, jakbyśmy byli rodzeństwem, to na dodatek nasze nazwiska były całkowitymi przeciwieństwami.
– Uściśniecie sobie dłonie na zgodę? – zapytała Elena patrząc na nas pytająco
Spojrzeliśmy na siebie posępnie. A następne uścisnęliśmy sobie dłonie. Przebiegł mnie lekki dreszcz kiedy ściskaliśmy sobie ręce. Jego chyba też. Oboje wzdrygnęliśmy się w tym samym czasie.
Z tym uściskiem dłoni cały mój świat i przyszłość wywróciła się do góry nogami.
Nico?! Nico! Ale super! Ekstra rozdzial! Czekam na nastepne!
Najbardziej podoba mi się ostatnie zdanie.