Witajcie! Wysłałem na konkurs opowiadanie i zauważyłem że komuś się spodobało, co bardzo mnie ucieszyło. Pomyślałem, że może warto spróbować pociągnąć tą historię dalej. Oto rozdział drugi ! 😀 Rozdziały mam w planach robić z perspektywy rożnych postaci, by było ciekawiej 😀 Miłego czytania, oby się spodobało 😀
#2 William
Tłukłem manekina do upadłego. Skończyłem, gdy ze środka wysypał się też żwirek, którym jest wypchany. Wciąż nie mogłem tego przyjąć do wiadomości. Jak mogli ją porwać? CHOLERA CHOLERA CHOLERA.
Wskoczyłem pod prysznic a potem szybko ubrałem dresowe spodnie i szarą bluzkę z wyszytym toporem. Większość ludzi pewnie myśli że jestem jakimś zafiksowanym drwalem czy coś. Chwyciłem topór (oczywiście pod inną postacią, a zasadniczo – breloczka do spodni w kształcie gwiazdki. Nie chcę problemów z policją). Wyszedłem z domu i podbiegłem do kawiarni gdzie powinien czekać na mnie ojciec.
Mówiąc ,,ojciec” macie pewnie na myśli podstarzałego faceta z wydatnym brzuszkiem i miłym usposobieniem. Niestety, mój woli miażdżyć kości i wypruwać flaki.
Otworzyłem na oścież drzwi. Było pełno ludzi, jak zwykle o tej porze. Ojca poznałem od razu, mimo innej postaci. Zawsze ma inną, co jest bolesne. Która jego postać jest tą, którą pokochała mama? Którą ja mam w ogóle traktować za ojca? Czy po piętnastu latach ciszy w ogóle muszę go tak traktować?
Siedział w stoliku pod oknem. Dzisiaj był typowym ,,karkiem”. Czarna bluzka bez rękawów z białą czaszką i czarne, szerokie dresy. Był łysy, a mięśnie tak nabite jakby chciały rozerwać skórę i uciec. Mimo zapełnionych stolików dookoła, widać było jak jest wyobcowany. Siorbał colę.
– Cześć.-rzuciłem krótko i usiadłem obok. – Czemu chciałeś się spotkać?
Przez chwilę nie odpowiadał, jakby w ogóle mnie nie zauważył, co w ogóle nie było do niego nie podobne. Nie potrafił długo usiedzieć w miejscu, choć lekkomyślny też nie był. Trochę to skomplikowane.
– Witaj Wiliam. – mruknął. – Pijesz coś? – mówiąc to, skinął po kelnerkę.
– Nie, nic nie chcę. Jak możesz siedzieć tak spokojnie, do cholery? – warknąłem. – Porwali Valerie!
Spojrzał na mnie. W jego oczach zapłonął ogień. Ucichnąłem, wiedziałem kiedy należy się wycofać.
– Słuchaj, mam pewien trop kto mógł ją porwać. Ale… to jest pułapka. Jestem tego pewien. – zniżył głos, gdy obok przeszedł jakiś człowiek. – Nie wiem jak możemy jej pomóc. Musisz poprosić Walhallę.
Już miałem protestować, ale podeszła kelnerka. Wysoka brunetka ubrana w różową sukienkę i czarne buty na obcasie. Bardzo głośno żuła gumę.
– Co podać? – spytała tonem mówiącym wyraźnie : ,,pośpieszcie się, nie interesujecie mnie”.
– Następną colę. – powiedział krótko, nawet nie patrząc na nią.
Gdy się odwróciła i poszła, nachyliłem się nad stołem.
– Na Odyna! Tato, oni mi nie pomogą. Jedyne co oni chcą, to mojej śmierci bo umiem wymachiwać toporem!
Jego twarz wykrzywił grymas gniewu gdy wspomniałem o Odynie. Kurde, źle poszło. Ojciec miał żal do Odyna. Jakieś tam sprzeczki między bogami.
– Słuchaj, mają u ciebie dług. Pomogłeś im podczas ataku Ratatoska, więc muszą ci pomóc. Will, do cholery jasnej, o czym my mówimy! Twoja siostra to ich walkiria, oni muszą jej pomóc!
– Zdążyłem ich poznać! – Niestety, usposobienie miałem po ojcu. Nie potrafiłem być spokojny. – To że im pomogłem to tylko twoja sprawka. Ponadto, gdybym im nie pomógł, to może bym ocalił Valerie!
Uderzył ręką w stół. Nie jakoś głośno, ale kilka osób na nas popatrzyło. Zacząłem się martwić że wezmą mnie za jakąś ofiarę gangu narkotykowego.
– Spotkasz się z ich przedstawicielem za dwie godziny. Tutaj. Już się nie fatyguj. Ja ich sprowadzę.
Znacie ten moment, kiedy kłócicie się z mamą o coś i ona uparcie się nie zgadza, a ty kłócisz się dalej aż powie ,,rób co chcesz” a ciebie dopada taki dziwny smutek? Właśnie tak poczułem się teraz. Gra mi na uczuciach. Nienawidzę tego. Wszyscy bogowie wojny w innych mitologiach to jakieś tępaki które lubią się nawalać. Mój ojciec miał też w fachu wpisane rzeczy typu ,,sprawiedliwość”. Teraz, gdy wiem że inni bogowie, z innych mitologi istnieją, czuję się jak jakiś heretyk na samą myśl o nich.
Kelnerka chrząknęła.
– Ekhem, COLA.
Ojciec zabrał szklaną butelkę. Zawsze wydawał się nieporadny posługując się lewą ręką czymkolwiek innym niż topór. Prawa wisiała w bezruchu.
Ojciec zawsze do świata śmiertelników ,,dokładał” sobie drugą rękę. Pewnie nie chciał czuć się jakoś gorzej wśród takich słabych w porównaniu do niego ludzi. Intrygowało mnie to. Przecież to bóg. Czemu nie może sobie przyszyć nowej? Wielokrotnie go oto pytałem, a on uparcie twierdził że tej rany nie da się wyleczyć, bo rękę odgryzł Fenrir. Ten wilk jest tak potężny że bóg nie może sobie odnowić ręki?
Wypił colę jednym łykiem.
-Będę się zbierał. – odpowiedział, wycierając usta o rękę. – Błagam cię, nie zawiedź mnie i bądź tu za dwie godziny.
– Jak to zbierał?! – wysyczałem. – Jakie masz tropy? Jak ja się z nimi dogadam gdy nic nie wiem?!
Zniknął. Po prostu jakby go nie było. No i oczywiście nie zapłacił.
Wyszedłem na zewnątrz. Było wcześnie, dzieciaki z młodszych klas właśnie wracały ze szkoły. Co mógłbym porobić? Bez Valerie czułem się jakbym stracił coś, co sprawiało że moje życie nigdy nie było nudne. Nie wiem kto ją porwał… ale nogi i ręce powyrywam.
Może wam się to wydać ohydne, ale każda osoba spokrewniona z nordyckim bóstwem ma w sobie trochę żądzy krwi. Ja, jako dziecko boga wojny mam jej trochę więcej.
A co jeśli to ta sama osoba co wygoniła Ratatoska do mojego świata? Wciąż mnie to męczy. Co dopiero myśl o tych dziwakach co podawali się za dzieci rzymskich bogów. Na początku miałem ich za świrów, ale rozmawiając z ojcem na ich temat zaraz po spotkaniu, przestałem tak myśleć. Tatuś nie rozkręcił się na ich temat, ale otwarcie im nie zaprzeczył.
Valerie jest moją młodszą siostrą. Można się kłócić że te kilka sekund nie robi różnicy, ale to ja pierwszy przyszedłem na świat. Oboje jesteśmy dziećmi Tyra, nordyckiego boga wojny. Każde dziecko boga i człowieka ma jakieś zdolności. Ja, mam tam jakąś siłę, wytrzymałość i czuję się dobrze walcząc jakąkolwiek bronią. Co prawda nie jakoś dobrze, ale gdy pierwszy raz chwyciłem topór, zdołałem obezwładnić Einherjara który ćwiczył w Walhalli już pół roku.
Z kolei Valerie… Moce boga objęły silniejsze dziecko. Ja przejąłem te umiejętności, a moja siostra jest tylko naznaczona zapachem półboga. Owszem, ma refleks i ADHD jak każde takie dziecko, ale nie wyróżnia się wśród nich niczym konkretnym.
Nigdy mi tego nie mówiła, ale wiem że mi tego zazdrości. Wiem że chciałaby czegoś więcej. Zawsze była ambitna i zdolna. Przez to dołączyła do Walkiri, gdzie regularnie ćwiczy umiejętności potrzebne do przeżycia młodym półbogom.
A teraz ktoś ją porwał.
Ruszyłem do domu. Miałem blisko z kawiarni do domu, a czasu dużo. Chciałem się wyżyć. Gdy stanąłem przed domem… Drzwi były otwarte. Powinienem się odwrócić i pędzić po pomoc (pamiętaj, jeśli jesteś dzieckiem półkrwi, to dziewięć na dziesięć przypadków, każde przykre zdarzenie to wina jakiegoś potwora), ale pomyślałem że może to porywacz Valerie. Chwyciłem breloczek i szarpnąłem. Ten od razu przemienił się w potężny topór.
Podszedłem do uchylonych drzwi i otworzyłem je na oścież. Kilka metrów ode mnie, idealnie na wprost, stał… kot?
Zamarłem, nie wiedząc co zrobić. Spodziewałem się… nie wiem… no na pewno nie czegoś takiego.
Był wielkości wyrośniętego kota. Miał głowę lwa (dosłownie, grzywa była) jak i przednie kończyny. Tył z kolei miał pokryty łuskami, a nogi przypominały kończyny jakiegoś smoka. Ogon z kolei zakończony był głową węża. Rzucała się na boki i gryzła powietrze, ewidentnie żyjąc własnym życiem. Ale najdziwniejsza była głowa małej kózki wystającej z pleców stworzenia. Obracała się o 360 stopni i przypominała mi peryskop z łodzi podwodnych.
Staliśmy w bezruchu (nie licząc węża) przez około 10 sekund. Po czym rzuciło się na mnie. I, uwaga! Gdy spotkacie takie stworzenie, uważajcie na kozę. Zieje ogniem!
Gdy tylko skoczyło, szczerząc lwie zęby i ziejąc ogniem, wyskoczyłem na zewnątrz i zamknąłem drzwi. Uderzyło tak mocno, że myślałem że je wyważą. Stanąłem z boku, z uniesionym toporem.
Po kilku uderzeniach, drzwi rozwaliły się. Od razu zamachnąłem się toporem, ale przeciąłem tylko powietrze. Cwana bestia, domyśliła się moich planów. Gdy tylko wyszła na zewnątrz, zaczęła rosnąć. Kurde, na to nie byłem gotowy. Po chwili mierzyła z trzy metry. Każdy by uciekał. Ale chyba mówiłem wam coś o ADHD? Tak, dobrze myślicie. Ruszyłem na kociaka.
Celowałem w nogę, ale bestia tylko nią machnęła i rzuciła mnie do tyłu. Po chwili skoczyła w moją stronę niczym kot na mysz. Szybko przeturlałem się na bok unikając pazurów i zębów. Przebiegłem na tył besti, próbując uderzyć ją w bok. Ale zapomniałem o ogonie. Wąż uderzył mnie prosto w brzuch, wybijając ze mnie powietrze. Uniósł mnie w powietrze i rzucił w stronę kozy. Po drodze upuściłem gdzieś topór. Koza zionęła ogniem. Gdy już byłem pewien że umrę spalony przez kozę, coś chwyciło mnie i odrzuciło na bok. Spadłem ciężko na ziemię, oszołomiony.
Gdy w końcu świat przestał wirować, dostrzegłem trzy osoby walczące z tym czmyś. Ja skądś znałem to stworzenie… ale nie potrafiłęm go nazwać.
Nagle zagrzmiało, a w potwora uderzył piorun. Oho, czyżby ekipa z Wahalli przybyła tak szybko? Gdy tylko piorun zniknął, wokół nóg i ogona potwora zaczęły rosnąć jakieś rośliny, przypominające korzenie drzew. Rośliny zacieśniały się coraz mocniej, wbijając się w skórę potwora. Trzeci wojownik skoczył i uderzył toporem prosto między oczy lwiej głowy.
Po chwili potwór wyparował.
Cała trójka odwróciła się do mnie. Wśród nich poznałem Jack’a i Garry’ego.
– Chyba przybyliśmy w samą porę. – powiedział Jack ze swoim bohaterskim uśmiechem.
– Dzięki. – mruknąłem tylko. Podniosłem się chwiejnie i złapałem za głowę. – Co… co to na Odyna było?
– Kto to wie. – odpowiedział, podnosząc mój topór i podając do mnie.-Ale chyba wiemy kto może wiedzieć. Wiedzieć co to było, i gdzie jest twoja siostra.
Poczułem jak siły na nowo we mnie wstępują.
– Gdzie!?- zdołałem tylko wydusić.
– Chyba musimy odwiedzić naszego kolegę, Charlesa.
Cieszę się, że jest ciąg dalszy, bo historia jest niezwykle ciekawa! Powiem Ci, że ja sama swoje najlepsze opowiadanie piszę jako kontynuację wygranego konkursu 😛 Więc coś w tym jest, że te konkursowe są dobre. Mam nadzieję, że w dalszych rozdziałach również utrzymasz poziom. Podoba mi się postać głównego bohatera. Życzę weny i pozdrawiam!
Dzięki za miłe słowa 😀 Nigdy nie myślałem by pisać, ale na szczęście wziąłem udział w konkursie i mi się spodobało 😀
Również pozdrawiam 😀
Ale fajnie! Jest kontynuacja! ;-D Podoba mi sie temperament glownego bohatera! Historia (jak pisalam pewnie wczesniej) super! Czekam!
Świetne! Bardzo podoba mi się Twój styl pisania 😉 Historia zapowiada się bardzo ciekawie
On się teleportuje? W pierwszej chwili maltretuje manekina, a w drugiej jest już pod prysznicem…
„Kilka metrów ode mnie, idealnie na wprost, stał… kot?” – Nie no, ok… Przyznam, że też bym się nie spodziewała czegoś takiego. Ciekawie opisałeś walkę z nim, wydaje się być realistyczna.
Bardzo podobają mi się Twoje opisy. Zabawne, przyjemnie się czyta, a przy tym naprawdę dużo wyjaśniają. Te uwagi są świetne! „Ale chyba mówiłem wam coś o ADHD? Tak, dobrze myślicie. Ruszyłem na kociaka.”
Fabuła zapowiada się ciekawie, a bohaterowie wydają się być w porządku. Swoją drogą… Dlaczego akurat William?
Weny, żebyś szybo napisał kolejną część.
William? Sam nie wiem 😀 Nigdy nie mam pomysłów na imiona i przez to czasem jednym z największych moich problemów podczas pisania jest wymyślenie imienia 😀
Faktycznie, muszę to lepiej opisywać by nie powtarzać sytuacji takich jak z tym prysznicem 😀
Dzięki za miłe słowa 😀