Hello!
Pamiętacie, jak pytaliście, czy naprawdę chcę zmienić tytuł opowiadania? Nie chciałam, właśnie ze względu na pamięć o Lanie. Ale mogłam zmienić. Na „Cierpienia młodego Cody’ego.”
Wiem, że rzadko teraz publikuję, ale mam naprawdę masę na głowie. Do końca maja na pewno jeszcze coś wrzucę, a potem… A potem się zobaczy. Możliwe, że dopiero w październiku. ._. Oczywiście, wolałabym w lato, ale mogę nie mieć na to wpływu. ._.
Mam nadzieję, że wytrzymacie i będziecie ze mną do końca! :3 Liczę na wasze komentarze i oceny!
Pozdrawiam
♥Annabelle♥
Rozdział IV:
Dzień po dniu…
REKLAMA
(Song 1: https://www.youtube.com/watch?v=jrTQMeNoZrM – Still (Inst.) )
(Studio porannego programu „Dzień Dobry Olimp.” Za dużymi oknami rozciąga się przepiękna panorama Nowego Jorku. Na białym fotelu siedzi Eos. Kobieta ma blond włosy, ubrana jest w różową sukienkę, a wokół niej latają ptaszki i motylki. Na kanapie siedzi Pan D., który próbuje złapać jednego słowika. Obok niego jest Posejdon. Bóg bawi się wodą w swojej szklance. Studio przepełnione jest kwiatami, wszystko wygląda bardzo wiosennie.)
– Witam państwa serdecznie w dzisiejszym odcinku „Dzień Dobry Olimp!” Mam zaszczyt powitać Posejdona i Dionizosa.
(Posejdon skłania się lekko i zaczyna bawić się sznurkami od swojej niebieskiej bluzy. Dionizos zerka w kamerę i uśmiecha się krótko.)
– Bardzo dobrze wyglądacie.
– Ja zawsze dobrze wyglądam.
– Dionek…
– Czy mogę prosić o wino? Czy ktoś ma tu wino?
– Powiem Zeusowi!
– Skarżypyta! Wiedziałem, że lepiej zadawać się z Hadesem!
(Posejdon robi urażoną minę i łapie się za serce. Woda w jego szklance paruje.)
– Panowie! Proszę o spokój! Jak chcecie się kłócić i dyskutować, to zapraszam do „Nektar na ławę.”
– No już dobrze, dobrze.
– O czym porozmawiamy?
(Eos uśmiecha się uroczo, a na jej ślicznych policzkach pojawiają się rumieńce. Dziewczyna promieniuje młodzieńczym blaskiem.)
– Dionizosie, co czujesz po tym, jak wczoraj odpadłeś z „Dancing with the gods?”
– Czuję się świetnie! Schudłem pięć kilogramów dzięki ćwiczeniom!
– Nie widać…
– Cicho Posejdonie!
(Pan wody śmieje się cicho.)
– Nie żałuję, że nie jestem już w programie. Dostałem kwiaty na pożegnanie.
– One były chyba dla Twojej partnerki…
– I co z tego?! Jest beznadziejna i nie zasłużyła na ten bukiet!
– Ach, w porządku…
(Na moment zapada cisza. Po chwili Eos znów się uśmiecha.)
– Chciałam was spytać o to, co myślicie na temat kolejnego sezonu „Pamiętnika Heroski!”
(Dionizos przewraca oczami i robi zjawiskowego facepalm’a.)
– Ten serial powinien nazywać się „Cierpienia Młodego Cody’ego.” Kiedy to się w końcu skończy?!
– Panie D…
– No co?!
– Chłopak jest w żałobie, trochę zrozumienia…
– Ale ile to jeszcze potrwa?! Ja mam dość! Ja mam dość! Moje honoraria się zmniejszyły, mam też mniej kwestii, a poza tym…
(Dionizos najpierw wybucha wściekłością, a następnie milczy. Jego warga drży.)
– A poza tym, bez Lany to i tak już nie to samo.
(Cała trójka wzdycha.)
– Po co to wszystko? Czy to nie jest tak, że jak główny bohater umiera, to jest koniec?
– Nie próbuj w tym szukać logiki.
(Dionizos i Posejdon przybijają sobie żółwika.)
– Posejdonie, z Tobą chciałabym porozmawiać o Twoim nowym projekcie. Podobno otwierasz szkołę pływania.
– Och tak! Pracami zajmuje się Hefajstos i cyklopi. Budynek stanie w Kalifornii, a otwarcie planuję na czerwiec.
– Wspaniały pomysł! Prawda Dionizosie?!
(Pan D. wciąż próbuje złapać kolorowego ptaszka i kompletnie nie zwraca uwagi na Eos.)
– Yhm, też uważam, że powinniśmy kupić nowy czajnik.
(Eos i Posejdon mrużą oczy.)
– Planuję wpuścić tam orki. Orki są fajne. Będą niebieskie. To pomysł mojego ulubionego syna.
– Och, to urocze!
(Posejdon i Eos zaczynają rozmawiać o wodzie, pływaniu, orkach i wszystkim, co niebieskie, a Pan D. przechadza się po studiu, dalej próbując złapać jakiekolwiek stworzonko z piórkami.)
– Dlaczego tu jest tyle świateł?! Przecież jest dzień! Ty masz kilka lamp, a bezdomni nie mają w domu na prąd!
(Eos i Posejdon patrzą pytająco na Dionizosa. Bóg wina nie zdaje sobie sprawy, że powiedział głupotę, więc tamci postanawiają wrócić do tematu.)
– Zamierzam dać ogłoszenie na stronie internetowej serialu i oficjalnym fp na fb.
(Na dole pojawia się pasek z napisami: „E-mail: pamietnikheroski@gmail.com, strona: pamietnikheroski.com, fp: Pamiętnik Heroski.)
– Świetny pomysł! Przypominamy, że wszystkie trzy adresy są wciąż aktualne! Na naszym fp są udostępniane najciekawsze nowości ze świata serialu!
– Pf! Ostatnio wrzuciłem swoje zdjęcie z satyrem i dostałem mniej polubień niż cyklop z plackiem!
– Placek zawsze dostanie najwięcej polubień, przyzwyczaj się.
– Może chcecie przeczytać parę wiadomości od fanów? Zebrałam kilka e-maili, postów i komentarzy.
(Bogowie kiwają głowami, a Eos podaje im dwa tablety. Zaczyna Posejdon.)
– „Byłam taka szczęśliwa, gdy wyszedł nowy sezon! Ale jest taki smutny! Na każdym odcinku płaczę!”
– „CODY! KOCHAM GO! CHCĘ ZOSTAĆ JEGO ŻONĄ!”
– „Cody, przyjedź do Kanady!”
– „Cody, czy podzielisz się ze mną swoim smutkiem?”
– „Mój Cody tak cierpi… Nie mogę patrzeć…”
– „Danny tak bardzo się zmienił… Tak bardzo dojrzał. To niesamowite.”
– „To już nie jest ten sam serial… Wszyscy tak bardzo się zmienili…”
– „Tęsknię za Laną. Dlaczego musiała umrzeć?”
– „TEAM DANNY!”
– „Danny jest wspaniały!”
– „Nie ogarniam, dlaczego Cody tak bardzo przeżywa… Nawet nie byli parą. Lol.”
– „Ten dramatyzm. Wow.”
– „Najpierw ona chciała, on ją olał, odszedł, wrócił, chciał, ona nie chciała, potem chciała, ale umarła, on chciał, ona chciała, ale nie mogli. To takie logiczne!”
– „Dzięki za rzetelne streszczenie fabuły bro.”
– „Jesteście dziećmi i nic nie rozumiecie! Nie wiecie jakie to uczucie!” O nie, chyba się będą kłócić. Koleś wstawił groźną buźkę.
– Zrobiło się poważnie.
– „TEAM DANNY FOREVER!”
– „TEAM CODY!”
– „TEAM HEROES!”
– „Była akcja na temat powrotu Cody’ego, to niech teraz będzie na temat Lany!”
– „Polać mu!”
– „Cholera, ten Cody jest przystojny.”
– „Wie ktoś, kiedy będzie następny odcinek?”
– „Ma ktoś link do zwiastuna?”
(Bogowie czytają komentarze i specjalnie zmieniają głosy, żeby było śmieszniej.)
– Hahaha! Patrz Dionizos! Jakiś koleś wrzucił w komentarzu Twoją twarz!
(Posejdon śmieje się i pokazuje wszystkim zdjęcie, na którym bóg wina jest cały czerwony i się uśmiecha.)
– Ustawię na tapetę, ok? Gdzie to się klika?
– Pf, nawet nie umiesz!
– Umiem, tylko ja muszę mieć swoją muszelkę.
– Muszelkę!
– Nie oceniaj mnie. Ej, tego nie widziałem! „Użytkownik Apollo Wspaniały dodał film z Percy Jackson, Cody Carter i Danny Harrison w Obóz Półkrwi!” Synuś?!
– Nie mów, że będziesz teraz oglądał!
(Eos się nie odzywa, tylko spogląda na mężczyzn. Posejdon robi wielkie oczy, a Dionizos na swoim tablecie wchodzi na portal randkowy. Bóg mórz odpala filmik.)
– Ojej, mój synek jest na scenie!
– Ee, widziałem to! Stara parodia, prawie sprzed roku!
– Co masz na myśli?
– Sam zobaczysz…
(Posejdon wlepia wzrok w mały ekranik. Na filmiku widać trzech chłopców w plisowanych spódniczkach i różowych sweterkach. Na głowie mają peruki z długich włosów i bereciki. Chłopcy stoją obok siebie, zaczynają tańczyć i śpiewać piskliwymi głosami.)
– Moja mała blondyneczka!
– Jesteś dziwny Posejdonie. Eos, daj mi coś do picia!
– Oczywiście! A może ciasteczko zbożowe?
– Czy to zagryzka do ciastek czekoladowych?
– Nie.
– I tak chcę.
(Dionizos zaczyna się zajadać, a Posejdon dalej ogląda filmik, na którym jego syn razem z przyjaciółmi tańczy i wygląda jak dziewczynka. Wychodzi im to nieudolnie i wszyscy się śmieją. Widać Annabeth, Danielle i Lanę, które są purpurowe ze śmiechu. Chłopcy kręcą pośladkami na obozowej scenie, podskakują, podnoszą sobie spódniczki i piszczą.)
– Na żywo to wyglądało jeszcze lepiej. Dwie dziewczyny zemdlały, wszyscy krzyczeli, na ziemi było pełno jedzenia i picia, a ten nicpoń zaczął się jeszcze rozbierać. Więc zemdlała kolejna dziewczyna.
– A jaki to miało sens?
– Trójka najbardziej kłopotliwych smarkaczy przebiera się publicznie za kobiety, a Ty mnie pytasz o sens?
– Masz rację, to było nietaktowne.
– Eos, daj jeszcze tych ciasteczek!
(Dionizos cały jest w okruszkach. Łapczywie wyciąga ręce po kolejne słodycze.)
– To była parodia, miało być zabawnie i na wesoło. Wiesz, taki performance.
– Dionuś, jakich Ty trudnych słów używasz.
– Ty się teraz nabijasz?
– Ależ skąd.
– I dobrze. Bo to Twój syn paraduje w spódniczce i koturnach.
(Posejdon robi zażenowaną minę i odkłada tablet.)
– No dobrze kochani, zróbmy małą przerwę.
(Cała trójka macha do kamery. Dionizos rzuca ciastkiem.)
PO REKLAMACH
(Song 2: https://www.youtube.com/watch?v=VfOrw2WySbo – Without Words (Inst.) )
Z uśmiechem spoglądała na zielone pola truskawek. Uwielbiała je. Pamiętała, jak kiedyś, bardzo dawno temu, razem z przyjaciółmi spędzili całe popołudnie na zbieraniu owoców i jedzeniu ich. Do domków wrócili o zmierzchu, cali brudni, zmęczeni i wygrzani w słońcu.
To było miłe wspomnienie.
Obóz nie różnił się znacząco. Niektórych obozowiczów nie rozpoznawała, ale za to innych… Śmiała się, widząc jak się pozmieniali.
Spacerowała pomiędzy domkami. One wyglądały inaczej. Były nowsze i o ile to możliwe, mniej zniszczone. Ustała przed domkiem pierwszym i spojrzała w jego puste okna. Złapała za łańcuszek, który wisiał na jej delikatnej szyi.
Próbowała sobie wyobrazić pokryte warstwami kurzu, surowe, ponure wnętrze i wielki posąg jej ojca, stojący w centrum. Pokręciła głową. Nie lubiła tego posągu i pozbyła się go, gdy tylko zamieszkała tam z bratem. Dzięki nowym meblom i rzeczom z mieszkania rodziców, domek stał się dużo przytulniejszy.
– Czasem spoglądałem na niego i wyobrażałem sobie, że już w nim mieszkasz. Że razem tu trafiliśmy. – rzekł Cody, trzymając ręce w kieszeniach
Obok bruneta przebiegło jakieś dziecko, które nie miało prawa go widzieć.
Lana odwróciła się i spojrzała na domek Hermesa. Miała zamiar tam podejść, kiedy nagle drzwi gwałtownie otworzyły się i ze środka wybiegł bardzo niski, chudy chłopiec z jasną czupryną. Dzieciak miał na sobie trochę zniszczoną obozową koszulkę, spodenki do kolan i grubą bluzę przewiązaną w pasie. Śmiał się i krzyczał na całe gardło. Wszyscy od razu zwrócili na niego uwagę.
– Danny! Wracaj tu w tej chwili! – ryknął wysoki, szczupły, dobrze zbudowany chłopak
Lana nie widziała go wcześniej. Podeszła bliżej, by lepiej mu się przyjrzeć. Zaintrygował ją. Nastolatek miał łobuzerski wyraz twarzy, włosy w kolorze nagrzanego piasku i dziewczyna śmiałoby obstawiła, że jest synem Apolla.
– Czy to… Czy to jest Luke? – spytała niepewnie i wskazała na chłopaka palcem
– Yhm. – przytaknął Cody
– Percy mi kiedyś opowiedział całą jego historię. To smutne, prawda?
– Tak, smutne. – przyznał
– Dobrze go znałeś?
– Widocznie niewystarczająco. Był dobrym grupowym, dobrym szermierzem, dobrym opiekunem. Życie jednak miało wobec niego inne plany.
Lana coś o tym wiedziała. Patrzyła z żałością na biednego chłopaka, który też padł ofiarą przekornego losu. Zaczęła się zastanawiać, czy są podobni. Gdzie był teraz Luke? Czy nie powinien być tam gdzie ona? A może już się odrodził? Postanowiła się tego dowiedzieć.
– DANNY! – wrzasnął blondyn
Nastolatka zauważyła, że za chłopakiem ukrywa się niewielka grupka dzieci.
– Znów wygrałem! Znów wygrałem! Jak zawsze was załatwiłem!
Danny biegał w kółko, machał rękoma i krzyczał. Nagle Lana wybuchła śmiechem.
– To naprawdę jest Danny?! – spytała z niedowierzaniem – Metr trzydzieści czystego zła!
Cody uśmiechnął się lekko i oboje podeszli bliżej.
– Nie dodawaj mu wzrostu, ok?
– Ale kurdupel! O bogowie, czemu nikt mi nigdy nie powiedział, że Danny tak śmiesznie wyglądał?!
– On zawsze śmiesznie wyglądał.
Lana była nie tylko rozbawiona, ale też rozczulona. Jej przyjaciel był żywiołowym, chudziutkim, drobnym chłopcem z dużymi i wesołymi oczami. Tymi pięknymi oczami. Pamiętała je. Chyba tylko one się nie zmieniły. Bo sam Danny? Och… Jego przemiana była niesamowita. Urósł, jakby jadł drożdże i dzięki treningom bardzo zmężniał. Przed śmiercią Lany chłopak miał idealną sylwetkę, którą często eksponował, bo uwielbiał paradować bez koszulki. Wiele dziewczyn do niego wzdychało, w co było aż trudno uwierzyć. Lana twierdziła, że to dlatego, bo go po prostu nie znały. Podobał im się z wyglądu, ale nie wiedziały jaki był głupiutki i wnerwiający. Nie widziały jego pokoju i nie miały okazji ujrzeć chłopaka, kiedy był w tych swoich stanach, gdy miał największe głupawki i najgorsze pomysły. Wtedy już by się nim tak nie zachwycały. Wtedy z tych wszystkich fanek zostałaby tylko Danielle. Bo Danielle była zawsze.
A Lana? Lana niewyobrażalnie za nim tęskniła. Tak bardzo, że to aż bolało.
– Ile… Ile lat mieliście? – spytała cicho
– Wydaje mi się, że dziesięć.
– Pamiętasz ten dzień?
– Cóż… Danny coś odwalił, zamieszanie na cały obóz, wszyscy są wkurzeni i krzyczą, on się śmieje… Dzień jak co dzień. – powiedział, wzruszając ramionami
– Zawsze taki był?
– Kiedyś tak… Chyba wszyscy się zmieniliśmy.
Lana pokiwała głową. Miała ochotę podejść do tego chłopca, który uciekał przed zgrają wściekłych obozowiczów i mocno go przytulić. Choć się śmiał, wiedziała, że w głębi duszy był samotny i nieszczęśliwy. Nosił w sobie niespotykane pokłady smutku. Pragnęła go z całej siły uściskać i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Choć wiedziała, że to nie do końca prawda, bo przecież potem ona „zepsuła” to, co udało im się stworzyć.
– Dlaczego go odsuwałeś? Zawsze mnie to nurtowało.
– To długa historia.
– Wiesz, bycie martwym ma też swoje plusy. Mam czas.
– Mam konkurować z tym argumentem?
– Nie musisz. Po prostu odpowiedz mi na pytanie.
Spojrzała na twarz chłopaka. Chciała wiedzieć co myślał, co czuł, widząc to wszystko.
– Spotkałem go w Central Parku, kiedy Cię straciłem. Trafiliśmy na obóz razem, mieszkaliśmy razem, zostaliśmy uznani razem, w drużynie byliśmy razem. Bogowie, całe życie razem! – powiedział zbulwersowany, a Lana uśmiechnęła się lekko
– Przeznaczenie. – wtrąciła cicho
– Dlaczego my? Dlaczego nasza trójka? Jaki w tym sens?
– Może właśnie o to chodzi. Może właśnie to nie ma mieć sensu. Tak po prostu jest i tyle.
– To chore. Czuję się, jakby bogowie nami grali.
– „The Heroes 3! Stwórz własnego półboga i pogrywaj z jego życiem!” Myślisz, że używają kodów? Ja bym używała kodu na pieniądze. I na cenzurę. Tak.
– Lana…
– A mnie wylogowali. Wiedziałeś, że Mroczny Kosiarz jest spod znaku byka? Uwielbia romantyczne spacery po plaży, uważa się za miłośnika koni, a jego ulubiony zespół to Styx.
– Lana… – powtórzył uparcie Cody
– No co? Jak zwykle psujesz mi zabawę.
Chłopak wywrócił oczami i poczochrał dziewczynę po włosach.
– Chciałaś wiedzieć jak to było, to słuchaj. Zawsze obserwowałem Danny’ego. Widziałem co robi, widziałem jego smutek, widziałem, że był sam. On też potrafił zajrzeć w moją duszę, choć starałem się go nie dopuszczać. Ale on wiedział wszystko. Od początku wiedział wszystko. Chciał mojej przyjaźni, a kiedy go odpychałem, próbował mi dokuczyć i zwrócić na siebie uwagę. Rywalizowaliśmy we wszystkim, ale mi się to podobało. Bo w ten sposób motywowałem go do ćwiczeń. Chciałem, żeby był dobry i silny.
– Czemu nie dałeś mu szansy? Wiele razy mu pomagałeś, nawet jak on o tym nie wiedział. Więc dlaczego nie chciałeś mieć w nim przyjaciela?
Cody przygryzł dolną wargę.
– Całe życie robiłem to samo. Próbowałem walczyć ze swoim przeznaczeniem. Wiedziałem, że losy naszej trójki są splecione i chciałem go odepchnąć, tak samo jak Ciebie. Kłóciliśmy się, biliśmy, a ja miałem nadzieję, że on mnie znienawidzi. Potem te drużyny…
Lana pokiwała ze zrozumieniem głową.
– Dobiliśmy Cię, co?
– Tsa… No i w końcu odpuściłem.
– Czyli to wszystko przez Ciebie!
Cody zmrużył oczy, a Lana uśmiechnęła się wesoło.
– Żartowałam. – powiedziała, dalej się szczerząc – No weź Ty miej więcej poczucia humoru! – dodała, widząc grobowy wyraz twarzy chłopaka
– To trudne w mojej sytuacji.
Lana powróciła do obserwowania Danny’ego. Widziała jak Luke i mała Annabeth prowadzą bardzo zaciętą rozmowę, a syn Apolla tarza się po ziemi ze śmiechu.
– Musiał być utrapieniem.
– On jest utrapieniem. – poprawił ją Cody – O, patrz! Siedzę na drzewie i jem cukierki!
Lana poderwała głowę do góry i ujrzała uroczego, czarnowłosego chłopca o bladej karnacji. Ubrany był w czerwoną koszulkę i zwykłe spodenki.
– O bogowie! To Ty?! Jaki byłeś słodki! – pisnęła
– Ja dalej jestem słodki. – prychnął
Lana spojrzała na niego i uniosła brwi.
– Yhm, wmawiaj sobie.
– Coś sugerujesz?
– Teraz gdy odzyskałam wspomnienia, pamiętam Cię z dzieciństwa, ale to co innego, niż zobaczyć Cię takiego, w ten sposób.
– Wytłumacz mi coś. Jak to jest, że nie straciłaś pamięci? Czy Lete…
– To zabawne, że jesteś synem Hadesa, a tego nie wiesz.
– No ej…
– Trafiłam do Elizjum. Ma to być nagroda za dobre uczynki i zadośćuczynienie za cierpienie. Jaki sens by miało rozkoszowanie się wiecznym szczęściem, gdyby nie pamiętało się niczego z przeszłości, tylko było smutnym, zagubionym zombie?
– Coś w tym jest.
– Oczywiście, jest na pewno sporo osób, które wolałby o wszystkim zapomnieć, ale ja cieszę się, że mam świadomość i pamiętam swoje życie.
Mały Cody siedział na gałęzi, machał nogami, wcinał kolorowe cukierki i z zaciekawieniem obserwował całe zajście. W pewnym momencie rzucił landrynką w głowę Danny’ego, ale w takim zamieszaniu nikt tego nie zauważył. Po chwili przygalopował Chejron, a Lana uśmiechnęła się na jego widok. Za nim też tęskniła.
Dziewczyna złapała bruneta za rękę i zamknęła oczy.
~*~
(Song 3: https://www.youtube.com/watch?v=L0ALD0tI2lw – The Time Of Waiting (Inst.) )
Padał gęsty, zimny deszcz. Burzowe chmury pokryły całe niebo.
Rozejrzeli się uważnie po cmentarzu, na którym się znajdowali. Widzieli ubraną na czarno grupę ludzi.
– Czy na moim pogrzebie też padało? – spytała ciekawa Lana
Cody spojrzał na nią ukradkiem i ścisnął jej rękę.
– Nie. Kropiło lekko od czasu do czasu. I były pioruny.
– Uuu, fajnie. Lubię takie efekty specjalne. – powiedziała zadowolona
Chłopak puścił jej słowa mimo uszu.
– Chyba powinniśmy iść w tamtą stronę. – oznajmiła córka Zeusa i pociągnęła chłopaka we wskazanym przez siebie kierunku
Szli między grobami, aż doszli do świeżej mogiły. Ciemna ziemia, na której leżały liczne bukiety kwiatów, zamieniała się w błoto pod wpływem wody. Przed podwójnym nagrobkiem stały dwie młode dziewczyny. Obie ubrane były w podobne, czarne garsonki. Jedna z dziewcząt miała jasne loki, które upięła w starannego koka, druga zaś miała włosy jak heban. Długie kosmyki okalały jej zapłakaną twarz.
– Mama… – szepnęli równo i spojrzeli na siebie porozumiewawczo
Alex trzymała parasolkę nad sobą i przyjaciółką. Drugą ręką obejmowała czarnowłosą. Widać było, że jest przygnębiona. Connie ledwo stała na nogach. Cała się trzęsła i głośno szlochała.
– Kochanie, musimy wracać. – powiedziała spokojnie Alex
– Nie chcę. – powiedziała przez łzy
– Zobacz, rozpadało się na całego. Wiesz, że nie możesz się tak narażać. Przeziębisz się.
– I co z tego? – spytała retorycznie
– Connie…
– Nigdzie nie idę, rozumiesz?
– Moi rodzice na nas czekają. Choć, zabierzemy Cię do domu. Zostaniesz dziś u mnie, dobrze?
– Chcę tu być. – powiedziała uparcie czarnowłosa
– Nie zostawię Cię samej. – oznajmiła Alex
– Proszę, pozwól mi się pożegnać. Jedź do domu, przyjadę do Ciebie taksówką, w porządku?
Alex zawahała się. Wyglądała na strapioną. W końcu pokiwała niepewnie głową.
– Dobrze. Ale nie siedź tu długo. Jeśli nie przyjedziesz za godzinę, wrócę tu. Rozumiesz?
Connie pokiwała głową, a Alex z całej siły ją przytuliła i szepnęła coś na ucho. Blondynka rozumiała, że przyjaciółka chce pobyć sama. Wiedziała, że potrzebuje czasu i spokoju. Pożegnała się z nią i odeszła w stronę zaparkowanego samochodu.
Lana przez chwilę miała ochotę za nią pobiec, ale wiedziała, że nie po to tu się wybrali. Podeszli kawałek bliżej. Connie bardzo płakała. Zaciskała ręce w pięści i stała ze spuszczoną głową. Po chwili przemokła całkowicie.
(Song 4: https://www.youtube.com/watch?v=dJiYcnuCusw – Always Only You)
Była taka młoda i ładna. Miała jasną karnację i bardzo delikatne, młodzieńcze, dziewczęce rysy. Lana wiedziała, po kim Cody odziedziczył urodę.
Nagle, dokładnie obok nich, zmaterializował się chłopak. Córka Zeusa aż podskoczyła przestraszona. Spojrzała na przybysza, który tak samo jak Connie, nie mógł ich widzieć. Wzdrygnęła się, gdy zorientowała się, kim jest młodzieniec.
– Hades… – szepnęła
Ona i Cody uważnie spojrzeli na czarnowłosego chłopaka, który wyglądem bardzo przypominał swojego syna. Lana nie mogła się temu nadziwić. Te same oczy, rysy twarzy, postawa, włosy, uśmiech…
– Wow! – krzyknęła Lana – Zobacz, on wygląda jak Twój klon!
– Raczej odwrotnie. – rzekł zafascynowany Cody
Hades ubrany był w czarną bluzę z kapturem, pod którym ukrywał twarz. Wyglądał na jakieś osiemnaście lat. Sprawiał wrażenie zamyślonego, obojętnego, tajemniczego. Widać było, że jest typem zamkniętego w sobie buntownika.
– Niedaleko pada jabłko od jabłoni. – zauważyła Lana i uśmiechnęła się
Hades żuł gumę, trzymał ręce w kieszeniach i uważnie wpatrywał się w Connie. Dziewczyna w ogóle go nie widziała, mimo że stał jakieś dwa metry przed nią.
– No idź do niej… – mruknęła zniecierpliwiona Lana
Cody prychnął.
– Może chcesz popcorn, co?
– Nie pogardzę. – odrzekła – Wiesz, to jest chyba rodzinne. – dodała
– Co takiego? – spytał ciekawy
– To wasze zwlekanie. Już dawno powinien zacząć działać i zrobić pierwszy krok. A on tylko stoi z boku. To denerwujące, wiesz? Zobacz, ile ja musiałam czekać. Zaczekałam się na śmierć.
– To wciąż nie jest zabawne. – rzekł Cody poważnie
– Mam inne zdanie w tej sprawie. – odparła Lana, patrząc na mamę chłopaka
W pewnym momencie Hades ruszył się z miejsca. Obojętnym krokiem podszedł do Connie. Ustał obok płaczącej dziewczyny, wyciągnął z kieszeni małą, czarną parasolkę i rozłożył ją, by ochronić czarnowłosą przed deszczem.
– Omo, ale słodko! Widziałeś?! Twój tatuś jest fajny! – wykrzyknęła podekscytowana Lana, a Cody zaśmiał się krótko
Connie wciąż płakała i nie wiedziała jak ma zareagować na obecność chłopaka. Ten po prostu milczał. Trwało to jakiś czas. Deszcz się trochę uspokoił, ale dziewczyna zaczęła dygotać z zimna. Hades ściągnął bluzę i okrył nią ramiona nastolatki. Czarnowłosa po raz pierwszy na niego spojrzała i omal nie utonęła w jego głębokich oczach.
– Czemu to robisz? – spytała cicho
– Twój płacz słychać nawet w Podziemiu. Sprowadził mnie tu Twój smutek. – oznajmił otwarcie chłopak i wzruszył niedbale ramionami
– Kim jesteś?
– Kimś, kto doskonale wie co czujesz.
– Patrz jaki Alwaro. – rzuciła Lana, a Cody stłumił uśmiech – Ten popcorn to był jednak dobry pomysł. – dodała
– Jak masz na imię? – spytała przemoknięta dziewczyna
– To nieistotne. – odparł krótko Hades
– Dziękuję za bluzę, Tonieistotne. – powiedziała Connie poważnie, a kąciki ust Hadesa uniosły się lekko do góry
– Żartownisia, co?
– Connie.
– Dobrze Connie, mam nadzieję, że rozumiesz, że ta bluza jest do zwrotu. – powiedział poważnie, a dziewczyna uśmiechnęła się lekko
Lana patrzyła na nich z czułością. Przez to, że Cody i Hades byli tak podobni, była trochę zazdrosna. Miała wrażenie, że to Cody rozmawia z inną dziewczyną. Odsuwała od siebie te myśli. Cody stał obok, trzymał jej zimną dłoń i kochał tylko ją – biedną, martwą Lanę.
Nastolatkowie przysłuchiwali się rozmowie Connie i Hadesa. Widać było, że młoda dziewczyna zauroczyła boga. Zwróciła na siebie jego uwagę. Była pierwszą kobietą, której się to udało po złożeniu przysięgi. Przez długi czas cierpiał po stracie miłości, które odeszły na zawsze i ubolewał nad losem swoich dzieci. Nie miał szczęścia. Nigdy go nie miał. Przez wszystkich był pomiatany i obwiniany za najgorsze. Nikt nie myślał o tym, że los mu po prostu nie sprzyjał.
Hades tak naprawdę pragnął być człowiekiem. Pragnął żyć pełną piersią, robić rzeczy, których nigdy nie mógł, mieć rodzinę, zestarzeć się i umrzeć. Było to lepsze, niż wieczność spędzona w Podziemiu. Dzień za dniem, a każdy taki sam. Będąc tam, brakowało mu nieba i słońca. Nie mógł jednak nic zrobić. Był skazańcem.
Connie opowiadała mu o sobie, o swoim życiu, o śmierci rodziców, o planach i marzeniach, a on słuchał. Nie mówił wiele, tylko słuchał. Wchłaniał zachłannie każde słowo dziewczyny i z uwagą wpatrywał się w jej smutne oczy, które kształtem przypominały migdały. Lustrował jej śliczną twarz i dziewczęcą sylwetkę. Obserwował krople deszczu kapiące jej z włosów i spływające po szyi i dekolcie.
Z każdą kolejną chwilą, coraz bardziej się w niej zatracał.
– Powinniśmy już wracać. – oznajmiła Lana, a Cody kiwnął niechętnie głową
Pragnął zostać tam dłużej i widzieć matkę, za którą tęsknił. Chciał ją obserwować, dowiedzieć się o niej więcej. Przez te wszystkie lata, dotkliwie odczuwał jej nieobecność.
Nagle znaleźli się na łąkach w Elizjum. Lana usiadła na bujanej ławce i zaczęła jeść żelki. Cody przyłączył się do niej. W chwili, gdy miał coś powiedzieć, ziemia się zatrzęsła.
– Synu… – rozbrzmiał potężny głos
– Hades? – spytał cicho Cody i spojrzał w górę
– Nie powinno Cię tu być! Musisz opuścić to miejsce!
– Dlaczego? – spytał, wstając z ławki
– Nadwyrężasz moją cierpliwość. Dusze są niespokojne. Twoja obecność je złości.
Lana ustała obok Cody’ego i złapała go za rękę. Pogoda w raju się popsuła. Wiał silny wiatr, a w górze były burzowe chmury. Nastolatka przestraszyła się.
– Proszę, pozwól mi tu zostać! – krzyknął Cody, by zagłuszyć świszczący wiatr
– Nie należysz do tego świata. Wróć do domu.
– Ojcze!
Cody osłonił twarz przed mocnymi podmuchami powietrza i zamknął oczy.
– Lana mnie potrzebuje!
– Ona Ciebie, czy Ty jej? – spytał trafnie Hades
Cody przyciągnął do siebie dziewczynę.
– Puść ją synu. Ona już nie należy do Ciebie.
– Nieprawda! Lana jest…
– Lana. – przerwał mu bóg – Nasza piękna, MARTWA Lana.
Nagle dziewczyna krzyknęła. Cody objął ją z całej siły, wtulił twarz w jej włosy i zamknął oczy. Po chwili poczuł, że nastolatka wyślizguje mu się z rąk. Dosłownie. Odsunął się kawałek i przerażony wytrzeszczył oczy. W objęciach trzymał rozkładającego się trupa. Truchło o zielonej, odpadającej skórze, z zapadniętymi oczodołami i z garstką włosów, które przypominały siano.
Lana wrzasnęła i wyrwała się chłopakowi. Osłoniła się rękoma, by nie mógł widzieć jej twarzy.
– Odejdź! Nie oglądaj mnie takiej! – krzyknęła przerażona
Cody stał i z mocno bijącym sercem wpatrywał się w swoją gnijącą miłość.
– Tak teraz wygląda Twoja ukochana. Lana jaką znałeś już nie istnieje. Jej dusza należy do mnie. Opuść to miejsce i zapomnij o niej!
– Nigdy! – wrzasnął wściekły Cody
Lana wydzierała się, widząc jak jej skóra odpada płatami od ciała. Złapała się za swoją niekształtną głowę, zaniosła się głośnym wyciem i upadła głucho na trawę.
– LANA!
Obudził się. Zerwał się gwałtownie z łóżka. Łzy i pot skapywały z jego twarzy na pościel. Serce biło mu jak oszalałe i nie był w stanie złapać oddechu. Zakręciło mu się w głowie i nawet dostał odruchu wymiotnego. Wychylił się na bok, zaczął kaszleć i walczyć o każdy oddech.
Uspokoił się dopiero po kilku minutach. Opadł zmęczony na łóżko i za każdym razem, gdy zamykał oczy, widział karykaturę Lany. Chciał wymazać z pamięci ten okrutny widok, ale nie potrafił.
Był już ranek i to dość późny. Słońce przedzierało się przez zasłony. Od kiedy Nico wyjechał do ojca, mieszkał sam. Nie przeszkadzało mu to.
Wyszedł z domku i powłóczystym krokiem spacerował po obozie. Miał nadzieję, że jeśli wyjdzie na świeże powietrze, to to mu jakoś pomoże, ale w głowie wciąż słyszał głos Hadesa i widział rozkładające się ciało przerażonej Lany. Nie mógł sobie wybaczyć, że zostawił ją tam samą. Ona go potrzebowała. A co, jeśli Hades w jakiś sposób ją ukarał? To byłaby jego wina. Musiał spotkać się z nią jak najszybciej i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Dziewczyna była wystraszona, kto wie, co przeżywała. Pewnie o niego też się martwiła. Tak, spotkanie było obowiązkowe.
Idąc, zauważył Danny’ego i Danielle. Szli w jego stronę, zapatrzeni w siebie i pochłonięci rozmową. Jasne włosy córki Ateny lśniły w słońcu, tak samo jak jej szare oczy. Syn Apolla gestykulował ożywiony. Najwidoczniej opowiadał dziewczynie jakąś wciągającą, pasjonującą historię. Po chwili oboje wybuchli śmiechem. Dziewczyna zarumieniła się, a Danny podrapał się po głowie i uśmiechnął wesoło.
(Song 5: https://www.youtube.com/watch?v=AiBG6vuLrzY – Breaking Benjamin „Diary of Jane”)
Cody’ego zalała fala złości. Poczuł, że wrze. Jego ciało się wręcz gotowało. Mógłby przysiąc, że z jego uszu dobywa się gęsta para. Zacisnął dłonie w pięści i ruszył w kierunku przyjaciół.
– Cody! Cześć! Jak fajnie Cię widzieć! – ucieszył się Danny
– Witaj Cody. – powiedziała Danielle i uśmiechnęła się ciepło
Brunet spiorunował ich groźnym spojrzeniem. Nagle wokół niego zaczęła gromadzić się czarna mgła. Danny spojrzał na chłopaka zaniepokojony.
– Danielle, idź. Ja Cię dogonię albo spotkamy się na miejscu. – zwrócił się do blondynki
Szarooka spojrzała na niego zmartwiona, ale nie protestowała.
– Dobrze. Do zobaczenia. – powiedziała i oddaliła się
Blondyn odczekał chwilę. Chciał mieć pewność, że przyjaciółka nie usłyszy ich rozmowy.
– Cody, co się dzieje? – spytał z troską – Ogarnij swoje wydzieliny. – dodał, patrząc znacząco na dym, który zbliżał się do jego stóp
– Co Ty wyprawisz? – wymruczał brunet przez zaciśnięte zęby
Danny zmarszczył czoło.
– Co masz na myśli?
– Lany nie ma, a Ty… A Ty…
– A ja co? Żyję? To chciałeś powiedzieć? – spytał podniesionym głosem i skrzyżował ręce na piersi
– Zachowujesz się jak gdyby nic się nie stało.
Blondyn uniósł brwi i prychnął.
– Chyba sobie żartujesz.
– Tak była dla Ciebie ważna, latałeś za nią jak piesek, a teraz co? Widzę, że szybko o niej zapomniałeś.
– Jak możesz mówić, że o niej zapomniałem?! – krzyknął Danny
– Bo tak się zachowujesz!
– Ach tak? Czyli co? Według Ciebie, powinienem zamknąć się w domku, nie wychodzić i tylko łykać prochy i spać?! To właśnie mam robić?!
– Ty nic nie rozumiesz!
– Och, no jasne! Ja nic nie rozumiem! Bo jestem głupi! W końcu to ja. Mały, głupi Danny, który nigdy o niczym nie ma pojęcia!
– Poddałeś się. Zapomniałeś o niej!
– Nie zapomniałem Cody! Tylko ja, w przeciwieństwie do Ciebie, próbuję żyć dalej! Nie chcę skończyć jak Ty! Spójrz w lustro! Jesteś wrakiem człowieka! Nie masz pojęcia, jak się martwię o Ciebie! Codziennie modlę się, byś odnalazł w sobie siłę i żebyś w końcu stanął na nogi!
Chłopcy krzyczeli, a wokół nich zaczęli zbierać się zaciekawieni obozowicze. Obserwowali ich, ale nikt nie przerywał.
– Po co? – spytał Cody, a Danny prychnął
– O tym mówię. Myślisz, że mi nie jest ciężko? Lana była… Lana jest… Ona… – blondyn zacisnął dłonie w pięści, spuścił głowę i przygryzł dolną wargę – Wiesz, co do niej czułem, jak była dla mnie ważna. Nie ma dnia, żebym o niej nie myślał i nie tęsknił. Cholernie mi jej brakuje! Czuję, jakby ktoś wyrwał mi serce! Wszystko mi o niej przypomina! Każda, najdrobniejsza rzecz! Ale ona by nie chciała, żebym płakał i się załamał. Chciałaby, bym ruszył dalej, bym spełniał marzenia i szedł do przodu. Nawet małymi kroczkami. Ona odeszła i musimy to zaakceptować.
– Nieprawda! – uparł się brunet
– Nie zaprzeczaj i nie wypieraj się prawdy. Dobrze wiesz jak jest. Od dawna Ci mówiłem, żebyś przestał odwiedzać Elizjum! Ile to już trwa? Ponad miesiąc. Musisz z tym skończyć! To nie może się dłużej ciągnąć. Ile razy mam Ci to powtarzać? Daj jej spocząć w spokoju! Niech jej biedna dusza zazna w końcu wytchnienia i nie martwi się o Ciebie, bo gwarantuję Ci, że na pewno wciąż to robi.
– Chcesz, żebym wymazał ją z pamięci?
– Nie. Chcę, żebyś ruszył do przodu i żył jak dawniej. Żebyś wychodził i spędzał czas z ludźmi. To ci pomoże. – powiedział spokojniej
– Tobie pomogło?
Blondyn westchnął.
– Tak. Jest lepiej, kiedy się czymś zajmuję. Kiedy się uczę, kiedy trenuję, kiedy rozmawiam z innymi.
Obaj na chwilę zamilkli. Cody wyglądał na spokojniejszego. Oddech Tartaru już zniknął.
– Nigdy jej tego nie wybaczę… – szepnął
– Przestań, mówisz to w złości.
– Nie! Nie wybaczę jej tego, że to zrobiła i mnie zostawiła!
– Uratowała Ci życie!
– Niepotrzebnie! Wcale tego nie chciałem!
– Jaki Ty jesteś głupi! Doceń jej poświęcenie!
– Nie! Nigdy się z tym nie pogodzę!
Blondyn zawył z wściekłości i złapał się za włosy.
– Nienawidzę jej! Słyszysz?! Nienawidzę jej! – wrzasnął czarnooki i pobiegł przed siebie
– Cody! Cody, stój! – krzyknął blondyn, ale nie pobiegł za przyjacielem
Stanął w miejscu i smutnym wzrokiem patrzył w miejsce, w którym zniknął brunet. Zapewne wskoczył w cień i przeniósł się gdzieś, by pobyć w samotności. Znów.
Ale jedno rozumiał. Rozumiał jak to jest, gdy się Lanę nienawidzi…
(Song 6: https://www.youtube.com/watch?v=oH67y-6yPc0 – Without Words)
Dzisiejszą noc postanowił spędzić na ganku jej domku, by być blisko, kiedy będzie go potrzebowała. A wiedział, że będzie.
Czuł chłód, więc potarł ramiona. Zima. Nie przepadał za zimą. To nie był dla niego dobry okres. Wciąż marzł i miał dreszcze. Było znośnie, kiedy się razem bawili. Kiedy lepili bałwana, jeździli na sankach lub ślizgali na lodzie. Wtedy rozpierała go energia i radość, a śmiejąc się, zapominał o zimnie. A teraz? Teraz chłód mroził jego serce. Było mu źle. Wreszcie Cody i on się zaprzyjaźnili, udało im się stworzyć więzi, mieli w sobie wsparcie, a chłopak tak nagle odszedł. Nie potrafił tego zrozumieć. Był zły na syna Hadesa i jednocześnie się o niego martwił. A Lana? Ona zachowywała się, jakby Cody umarł. Trwała w potwornej żałobie, która dzień po dniu, coraz bardziej się pogłębiała. Nie chciała albo nie potrafiła nawet wypowiedzieć jego imienia.
Miał wrażenie, że stracił ich oboje. Został sam. Było tak, jakby nigdy nie zostali drużyną, jakby nigdy się nie zaprzyjaźnili. Jakby to wszystko było tylko snem..
Wstał ze schodków, by trochę się poruszać. Delikatnie otworzył drzwi i wsunął się do środka. Oparł się o ścianę i spojrzał na śpiącą dziewczynę.
„Och, nienawidzę Cię za to, że mnie nie znasz. Nienawidzę tego czekania. Proszę, zapomnij o nim teraz. Kiedy widzę, że jesteś smutna, czuję się, jakbym miał umrzeć, kochanie. Co ten idiota ma, czego ja nie mam? Dlaczego nie mogę Cię mieć? Ten idiota Cię nie kocha. Jak długo jeszcze chcesz płakać przez niego jak głupia? Tak dużo Twoich wylanych łez, ja będę traktował Cię lepiej, kochanie. Ten ból, który musisz znosić sama – czy podzielisz się nim trochę ze mną, kochanie? Proszę, spójrz na mnie. Czy nie rozumiesz, że Cię kocham? Dlaczego jesteś jedyną, która nie zdaje sobie z tego sprawy? Oni mówią, że miłość jest ślepa. Och kochanie, Ty jesteś ślepa…”*
Szli spacerkiem przez obóz. Często razem wychodzili. Lubili spotykać się we dwójkę, rozmawiać o problemach i zwierzać się sobie. Cieszył się, widząc jej uśmiechniętą twarz. Dawno taka nie była. Kiedy ona była szczęśliwa i on był. Jednak… Martwił się. Minęło dopiero kilka dni i do niego wciąż nie docierało, że Cody naprawdę wrócił. To było wręcz nierealne. Miał nadzieję, że będzie jak dawniej, że odbudują swoją przyjaźń i wszystko będzie w porządku. Ale… Bał się o Lanę. Jeśli jemu znów coś odwali, to ona tego nie zniesie. Nie chciał, by się na nim zawiodła. Pragnął ją przed tym uchronić.
– Co taki zamyślony jesteś? – spytała, a on zamrugał – Widzisz, miałam rację. Mówiłam Ci, że wróci.
– Tak Lanuś.
– Wszystko ok?
– Wyglądasz na szczęśliwą, gdy o nim mówisz. Wyglądasz dobrze, odkąd się tak śmiejesz. Jestem szczęśliwy. Powiedziałaś, że naprawdę go kochasz, że to uczucie na zawsze. Wierzysz w to, a ja nie wiem co mam więcej powiedzieć…*
– Danny…
Blondyn zawahał się przez chwilę, ale mówił dalej.
– Co się stało z osobą obok Ciebie? Czy to nie on sprawił, że zaczęłaś płakać? Ale przecież zawsze możesz liczyć na mnie, zapomniałaś? Martwiłem się, czułem lęk, gdyż nie mogłem być obok, ani porozmawiać z Tobą. Długie noce spędziłem w samotności, porządkując swe myśli tysiące razy. Zawsze byłaś z nim szczęśliwa, więc nie chcę stawać między wami. Nawet najmniejszy żal nie może tego zniszczyć. Proszę, żyj jak najlepiej, nawet jeśli mam być zazdrosny. Powinnaś zawsze być jak to jasne niebo, jak te białe chmury. Zawsze powinnaś się tak uśmiechać, nawet jeśli nie ma powodu…*
Lana spojrzała na niego ze smutkiem. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co chłopak czuł, kiedy Cody odszedł, a ona się załamała. Martwił się o nią całym sercem i troszczył na każdym kroku. Rozumiała, że teraz się niepokoił. Miał do tego pełne prawo.
Dziewczyna przytuliła się do blondyna i zamknęła oczy.
– Dziękuję… – szepnęła cicho
~*~
Był wściekły. Nie wiedział tylko, na kogo bardziej. Na Danny’ego, czy na Lanę? Jak ona mogła to zrobić? Dla wszystkich lepiej by było, gdyby to on wtedy zginął. Czemu tak nie mogło się stać?
Idąc ulicą, kopał wszystko, co wpadło mu pod nogi. Był piekielnie zły. W uszach, przez słuchawki, dudniła głośna muzyka, która zagłuszała zewnętrzny świat. To mu pomagało.
„Moje złamane serce niczym fala. Moje drżące serce niczym wiatr. Moje serce rozpłynęło się niczym dym. Tego nie da się tak usunąć, jest niczym tatuaż. Oddycham głęboko, jakbym był gdzieś w podziemiach. Jedynie pył nagromadził się w mojej głowie, mówiący – Żegnaj. Myślałem, że nie mógłbym być zdolny do życia bez Ciebie, jednak jakoś znalazłem sposób, aby żyć dalej, mimo że nie odpowiedziałaś nic, gdy krzyczałem – Tęsknię za Tobą! Pokładam wiarę w niespełnioną nadzieję, lecz jest ona daremna…”*
Idąc, zatrzymał się przed jedną z witryn sklepowych. Spojrzał na swoje marne odbicie. Nagle ujrzał ducha Lany, stojącego po drugiej stronie ulicy. Migocząca postać dziewczyny zdawała się przymierać smutkiem. Jej twarz wyrażała wielkie zmartwienie. Cody odwrócił się błyskawicznie, ale nie ujrzał ukochanej. Zaczął się rozglądać, ale nigdzie jej nie było. Ponownie spojrzał na szklaną gablotę i po chwili rozczarowany, ruszył dalej przed siebie.
REKLAMA
(Studio programu śniadaniowego, który prowadzi Eos. Bogini żegna się ze swoimi gośćmi.)
– A teraz, na zakończenie, wystąpią przed państwem Cody Carter i Danny Harrison.
– Oby tym razem w normalnej stylizacji…
(Posejdon i Dionizos machają. Kamera kieruje się na scenę, na której chłopcy już rozstawiają sprzęt. Cody po raz ostatni patrzy w pamiętnik, jakby utrwalał tekst. W końcu, gdy wszystko jest już gotowe, bierze do ręki mikrofon.)
– Witamy. Wykonamy dziś piosenkę Lany Conners, którą napisała ponad rok temu. Jej tytuł to „Home.”
(W tle zostają puszczone zdjęcia Lany. Wszyscy domyślają się, że dziewczyna napisała tę piosenkę po odejściu Cody’ego. Ironią jest to, że on wykonuje ją na jej cześć. Chłopcy zaczynają cicho grać na gitarach akustycznych. Melodia jest przejmująca i wpadająca w ucho.)
(Cody)
Otwieram oczy i krwawe łzy spływają
Każdy poranek wygląda tak samo, gdy modlę się za Ciebie
Dzień po dniu
Gubię się w samotności
Proszę, pomóż mi, bym jeszcze kiedyś umiał się zaśmiać
Chwile z Tobą były tak ulotne jak fajerwerki
Powiedz mi dlaczego, dlaczego…
Odeszłaś tak nagle…
Wsłuchując się w tą głuchą ciszę
Zaciskam pięści i krzyczę
(Cody&Danny)
Wróć do domu
Czy wrócisz dziś do domu?
Nie każ mi dłużej czekać.
Nie każ mi dłużej płakać.
Proszę dziecinko,
Wróć do domu.
(Danny)
Ta ciemna noc, która mi Ciebie zabrała
Nigdy nie zapomnę jej chłodu.
I było jeszcze tyle do powiedzenia
I patrzyłem jak odchodzisz
Moje czarne serce wciąż tęskni za Tobą
Lecz Ty jesteś za daleko
(Cody&Danny)
Wróć do domu
Czy wrócisz dziś do domu?
Nie każ mi dłużej czekać.
Nie każ mi dłużej płakać.
Proszę dziecinko,
Wróć do domu.
(Danny)
We wspomnieniach, które uciekają
Próbuję zachować Twoją twarz
Ocal mnie przed samotnością.
Ocal mnie przed zapomnieniem.
Życie bez Ciebie jest zbyt trudne
Proszę, nie pozwól mi zatracić się w tym żalu.
Dlaczego zostawiłaś mnie samego?
Czy słyszysz mnie teraz?
(Cody&Danny)
Wróć do domu
Czy wrócisz dziś do domu?
Nie każ mi dłużej czekać.
Nie każ mi dłużej płakać.
Proszę dziecinko,
Wróć do domu.
(Cody)
Znów zamykam oczy, a mój oddech ustaje.
Na tym małym ganku, na którym siadaliśmy
Wciąż będzie paliła się lampka,
Oświetlając Ci drogę do domu…
(Chłopcy kończą grać i śpiewać. Lecą napisy końcowe.)
PO REKLAMIE
(Song 7: https://www.youtube.com/watch?v=BpwCJzPlz8k – Three Days Grace „I hate everything about you”)
Stali gotowi do gry. Chłopaka rozsadzała niewiarygodna energia. Dawno się tak nie czuł. Po chwili stwierdził, że to wcale nie energia, a złość. Tak, wściekłość, która potrzebowała ujścia. Śpiew był na to dobrym sposobem. Kiedy tylko rozbrzmiały pierwsze dźwięki „I hate everything about you,” od razu poczuł się lepiej. Mógł skakać i krzyczeć. Wyżyć się. Wykrzyczeć całemu światu, jak bardzo nienawidzi Lany. Nienawidził jej z całego serca. Jedynym uczuciem, które było silniejsze niż owa nienawiść, była jego miłość do dziewczyny.
Bogowie, jak mu się podobało. Poczuł się wolny. Obozowicze też byli zachwyceni. Lubili takie brzmienia. Śpiewali razem z nim i synem Apolla. Byli wierną i niezawodną publicznością.
Przez chwilę nawet żałował, że Danny porzucił swoje plany związane z zostaniem gwiazdą rocka. Mieli potencjał, mogli występować wszędzie. Oboje uważali muzykę za ważną rzecz, która przynosiła im ukojenie.
Śpiewając, myślał o niej. O tym, jak go boli jej odejście, jak boli go jej brak. Nieobecność.
Czy nie byłoby łatwiej, gdyby przestał ją kochać? Gdyby wyzbył się miłości do niej? To mogło być rozwiązanie. Ale śmiać mu się chciało, gdy tylko o tym myślał. To przecież było niemożliwe. Większość życia spędził na próbach niekochania jej. Całe lata zajmowało mu udawanie, że jej nie zna, że jest dla niego nikim. Wmawiał sobie, że nic dla niego nie znaczy, ale wiedział, że oszukuje samego siebie. Lana była jego przeznaczeniem, a żył wystarczająco długo, by wiedzieć, że przed własnym losem nie da się uchronić.
~*~
Szedł chwiejnym krokiem po chodnikach i od czasu do czasu wpadał na latarnie uliczne. Nie przejmował się tym. Ściskał w ręku butelkę i wymachiwał nią na wszystkie strony. Nie wiedział co się dzieje, nie wiedział co zrobił źle. Śmiał się. Śmiał się nawet wtedy, kiedy wpadał na innych ludzi. Oni wtedy odpychali go, wygłaszali jakiś komentarz na temat pijącej młodzieży i szli dalej. On też szedł. Choć sam nie wiedział dokąd. Była noc, jego zmysły były trochę przytłumione i nie bardzo wiedział gdzie jest. Ale to przecież nie było ważne. W końcu zaczął się bić z jakąś grupką. Czterech, może pięciu chłopaków. Dawno się tak nie bawił. Mimo wypitego alkoholu, wciąż był silny i umiał walczyć. W dodatku miał w tym dużo większe doświadczenie, niż ci nastolatkowie. Może i byli w podobnym wieku i było ich więcej, ale nie byli pijanymi herosami bez celu w życiu. W końcu napatoczył się też jakiś potwór. Cody nie rozpoznałby, że to nie wielki człowiek, a cyklop, gdyby nie maczuga. Mimo alkoholu, w mózgu chłopaka była zakodowana informacja, że ludzie już z maczugami nie chodzą. Skoro nie człowiek, to potwór. Skoro potwór, to trzeba zabić. Więc zabił, a przyniosło mu to jeszcze więcej frajdy.
Całą noc błąkał się po Nowym Jorku. Nie miał dokąd pójść. Nie miał takiego miejsca. Włóczył się i wciąż pił. Alkohol uśmierzał jego ból. Ten fizyczny po bójce i ten wewnętrzny. Czasem krzyczał. Wrzeszczał, że nienawidzi, że nie kocha, że jest w porządku. Płakał i śmiał się. O świcie, zawędrował na cmentarz, gdzie tak długo wpatrywał się w nagrobek, że aż w końcu zasnął. Nie czuł chłodu, głodu i bólu. Nie czuł niczego. Był pustym wrakiem.
Kiedy się obudził, była już godzina szesnasta. Przetarł twarz. Natrafił na skrzepniętą krew na wardze i brodzie. Bolało go prawe oko, więc domyślił się, że ma tam siniaka. Nie przejął się tym.
– Widzisz co się ze mną dzieje? – spytał cicho, patrząc na nagrobek – Wszystko przez Ciebie. – dodał jeszcze ciszej, lecz nie doczekał się odpowiedzi
~*~
(Song 8: https://www.youtube.com/watch?v=jVO8sUrs-Pw – Green Day „Wake Me Up When September Ends”)
Siedział pod drzewem. Lubił to miejsce. Miał ciszę, spokój i z bezpiecznej odległości mógł obserwować obozowe życie. Od czasu do czasu poprawiał koc, na którym siedział. Pomyślał, że jeszcze trochę, a całkowicie nie będzie mu potrzebny. Był już kwiecień, wiosna coraz bardziej dawała o sobie znać. Cieszył się, że zima się skończyła. Zima była zła. Dla kogoś takiego jak on, to nie była dobra pora roku. Ciągle marzł i się trząsł, wiecznie chciało mu się spać i wpadał w depresję z powodu braku słońca. A on potrzebował słońca. Słońce dawało mu radość, energię, siłę i motywację do działania. Dzień był jego. Wtedy mógł robić wszystko. Promienie nigdy go nie raziły i nie mogły zrobić krzywdy. Lubił patrzeć w niebo. Wyobrażał sobie wtedy swojego zwariowanego ojca, który podróżuje bajecznym autkiem i rozgrzewa świat. To chyba fajna praca.
Odpiął cienką bluzę, którą miał na sobie i powrócił do lektury. Nauka szła mu coraz lepiej. Miał nadzieję, że Apollo będzie z niego dumny.
Nagle coś ponownie oderwało go od książki. Podniósł wzrok znad stron i ujrzał dwóch chłopaków, którzy wyraźnie się o coś kłócili. Byli podobnej postury niebieskookimi blondynami o opalonej karnacji. Wiek również musieli mieć zbliżony.
Will i Jessy.
Danny przewrócił oczami. Miał tego dość. Od kiedy jakiś czas temu Will wrócił ze swojej misji z Afryki, on i ten zarozumialec Jessy ciągle kłócili się o przywództwo. To było irytujące.
Will był obecnie najstarszym synem Apolla, w dodatku najlepiej uzdolnionym. O jego talencie krążyły legendy. Danny go znał, ale mieszkając u Hermesa, nigdy nie miał okazji z nim porozmawiać. W przeciągu ostatnich lat, grupowi domku siódmego kilka razy się zmieniali. Po śmierci Lee, przywództwo objął Michael… No, a potem Will. Tylko, że zaraz po wojnie z Kronosem, chłopak wyjechał na ponad dwuletnią misję do Afryki. Przyciągnęło go powołanie. Ratował chorych ludzi, zajmował się dziećmi, żywnością i lekami. Podczas jego nieobecności, Jessy przejął wszystkie obowiązki, bo był tylko rok młodszy od niego. A teraz Will wrócił i domaga się swojego stanowiska. A to wywołuje kłótnie i niepotrzebne podziały w całym domku. Danny nie mógł się w nocy uczyć, kiedy słyszał krzyki dobiegające z innych pokoi. Doprawdy, któregoś dnia nie wytrzyma i walnie tę łajzę swoją najgrubszą książką.
Chłopak westchnął ciężko i oparł głowę o konar.
– Hej, Danny!
Blondyn otworzył oczy i ujrzał Willa, wesoło idącego w jego stronę.
– Nie przeszkadzam? – spytał, zatrzymując się przed nim
Danny przez chwilę nie wiedział co powiedzieć. Trochę go zatkało, a to się często nie zdarzało.
– Nie, nie. Siadaj. – powiedział pośpiesznie
Will uśmiechnął się i zajął miejsce obok.
– Chciałbym porozmawiać. Od czasu mojego przyjazdu, nie było ku temu okazji. – oznajmił – Pamiętam Cię. Byłeś tym głośnym dzieciakiem.
– Taa… To ja. – rzekł niechętnie Danny
– Wiesz, zawsze obstawiałem, że jesteś moim bratem. Czułem, że Apollo ma jakiś cel w tym, by Cię tak długo nie uznawać. Szkoda, że mnie to ominęło i nie mogłem Cię oficjalnie powitać.
Harrison uśmiechnął się lekko.
– Nie szkodzi, jakoś dałem radę.
– Wiem, że jak mnie nie było, działy się tu różne rzeczy. Jessy bardzo się rządził?
– Ten zarozumialec… – mruknął Danny, a Will parsknął śmiechem – Jest głupi i zawsze zgrywa ważniaka. Uważa się za nie wiadomo kogo.
– Nie lubicie się, co? – zagadnął Solace i zerwał źdźbło trawy
– Nie tolerujemy.
Młodszy chłopak spojrzał na brata. Brata. To był jego brat. Patrząc na niego, czuł, że są rodziną. Byli podobni, bo w oczach Willa też czaił się smutek. To było dziwne. Jeśli dobrze pamiętał, chłopak był zawsze pogodny. Czy ta zmiana miała coś wspólnego z tym, co mogło wydarzyć się w Afryce?
– Wiele o Tobie słyszałem, Danny. Podobno jesteś niesamowity. Raz udało Ci się w pojedynkę obronić obóz przed atakiem, świetnie strzelasz, jesteś niezwykle uzdolniony muzycznie i do tego masz też talent medyczny. To robi wrażenie. Mam być zazdrosny?
Danny poczuł się speszony. Pochwały wciąż wprawiały go w zakłopotanie. Nie był do nich przyzwyczajony.
– Przesadzasz…
– Och, chyba jednak nie. Podobno chcesz zostać lekarzem. Widzę Twój podręcznik. I nawet od ojca słyszałem wiele na Twój temat. A to już coś, wiesz o tym. To jak to jest?
– Moje rany… One się bardzo szybko goją. Nauczyłem się „przenosić” to na innych ludzi. Mogę ich uleczać bez konieczności użycia ambrozji.
– Na polu bitwy to bardzo przydatne. Ale jako medyk, musisz umieć też walczyć, by się obronić i przetrwać.
– Dobrze walczę. Dużo trenowałem i teraz naprawdę sporo umiem.
Will kiwał z zadowoleniem głową, a Danny mówił coraz pewniej.
– A jak z muzyką?
– Skończyłem z tym. – rzucił obojętnie
– Dlaczego?
Danny wzruszył ramionami.
– Kocham komponować, pisać, śpiewać i nagrywać, ale to strata czasu. Muzyką nikomu nie pomogę. A ja chciałbym ratować ludzi. Ale mogę Ci podrzucić parę kawałków, jakieś hity się znajdą.
– Chętnie. – powiedział z uśmiechem Will – O Twojej przyjaciółce też słyszałem.
Danny skrzywił się.
– Jessy dość często o niej wspomina.
– Miała na imię Lana.
– Żałuję, że jej nie poznałem.
– Tsa… Szkoda.
– Robisz to też dla niej, prawda? – spytał, a Danny automatycznie pokiwał głową
– Nie powinna umrzeć. Nie tak, nie wtedy. Dlatego muszę być najlepszy, muszę ratować innych.
– Podoba mi się. Pomogę Ci w nauce. Jeśli będziesz miał z czymś problem, zwróć się do mnie. Nauczę Cię też zielarstwa. Zioła, wywary, napary i cała reszta. To bardzo użyteczne.
– Super! Dziękuję! – wykrzyknął zachwycony i przybili sobie piątki
– Nie ma sprawy. Cieszę się, mając takiego pilnego i zdolnego brata.
Danny pomyślał, że w ustach Willa słowo „brat,” nie brzmiało jak obelga. Miało zupełnie inne znaczenie i podobało mu się to.
– Wiesz co? Wpadłem teraz na taki pomysł. Może na kolejną wyprawę do Afryki udasz się ze mną?
Półbóg zrobił wielkie oczy i spojrzał na starszego chłopaka z niedowierzaniem.
– Ty tak serio?
– Tak, co o tym myślisz?
– To wspaniała propozycja, ale nie wiem, czy jestem na to gotowy.
Will spojrzał w niebo i zamyślił się.
– Możesz mieć rację. Widziałem w Afryce wiele zła. Wiele zła, które wyrządzali sobie ludzie.
– Czasem ludzie są największymi potworami.
– Zgadzam się. Ujrzałem piekło. Ludzie w różnym wieku umierali mi na rękach, a ja mimo całej mojej wiedzy, byłem bezradny. Człowiek zostaje wtedy sam i jeśli wie, że nie może polegać na sobie, to na nikim innym tym bardziej. Dopada Cię wtedy potworna bezsilność.
– Rozumiem. Nie chciałbym nigdy tego doświadczyć, dlatego się uczę. Choć w głębi serca wiem, że to nieuniknione.
– To prawda. Więc próbujemy i brniemy w to dalej. Pragnę cały czas pomagać ludziom i za pewien czas ponownie wyjadę. Mam nadzieję, że któregoś razu mi potowarzyszysz.
Danny pokiwał żywiołowo głową.
– Kiedyś na pewno!
– Dobrze, więc do tego czasu, mam dla Ciebie inną ofertę.
– Jaką? – spytał zainteresowany
– Gdy wyjadę, Ty zostaniesz grupowym.
Will Solace był ulubionym bratem Danny’ego.
– Ja..? Ale przecież…
– Mieszkasz tu od lat, rewelacyjnie znasz obóz, dobrze sobie radzisz na treningach, jesteś zdolny i pracowity, zależy Ci, więc dlaczego nie? Jako grupowy, mogę Cię nominować. Na pewno będziesz lepszy niż ten zarozumialec Jessy.
– Kamień byłby lepszy niż on!
Chłopcy zaśmiali się radośnie.
– Więc mogę na Ciebie liczyć? Chcę być spokojny, wiedząc, że powierzam domek komuś, kto się nim zajmie.
– To będzie dla mnie zaszczyt. – wyznał szczerze Danny
– To świetnie. Dobrze by tylko było, gdybyś od czasu do czasu posprzątał w pokoju.
Młodszy chłopak wyszczerzył się wesoło.
– Tego akurat nie mogę Ci obiecać.
Solace westchnął.
– Czyli mieli rację…
Danny zaśmiał się. Był w naprawdę dobrym humorze. Od dawna z nikim mu się tak nie rozmawiało. Cieszył się, że zyskał tak sympatycznego brata, który w dodatku mógł zostać jego przyjacielem.
~*~
HEROSOWE CIEKAWOSTKI
11. Danielle chciałaby zostać przedszkolanką.
12. Lana i Cody zawsze mieli zimne ręce.
13. W pierwszym sezonie, włosy Clarisse naprawdę zostały pofarbowane na różowo.
14. Cody’ego i Danny’ego łączy szczególna przyjaźń.
15. Danny twierdzi, że Cody jest niezwykle wrażliwy.
16. Pierwsze słowo Danny’ego to „słońce.”
17. Lana bardzo często się wzruszała.
18. Jessy ma grupę krwi B.
19. Lana uważała, że jej największą wadą jest upartość.
~*~
(Song 9: https://www.youtube.com/watch?v=Hf_yze5Uw8U – Goodbye (Inst.) )
Otworzył oczy i od razu poczuł na skórze powiew lekkiego wiatru. Promienie słoneczne ogrzewały jego twarz, a zielona trawa łaskotała w nogi. Spojrzał w dół i zauważył, że ubrany jest w białą koszulę i tego samego koloru długie, luźne spodnie. Elizjum lubiło projektować mu stroje.
Ucieszył się, że jednak mu się udało. Szybko pobiegł przez pagórki. Ujrzał ją. Siedziała jak zwykle w białej sukience, na bujanej ławce i odrywała płatki od kolorowych kwiatków. Była na tym tak skupiona, że w ogóle go nie zauważyła. Nie zwracała uwagi na nic innego. Powoli podszedł do niej i dopiero gdy stanął naprzeciwko, podniosła głowę i wlepiła w niego smutne spojrzenie. Uśmiechnęła się krótko, ale zdążył zauważyć, że uśmiech ten był sztuczny.
– Witaj nieznajomy. – przywitała się
Odetchnął z ulgą. Od czasu rozmowy z Hadesem minęło kilka dni i przez ten czas ani razu się nie widzieli. Martwił się, ale najwyraźniej wszystko było w porządku. Lana była cała i zdrowa. No… Martwa, ale poza tym, to wyglądała dobrze.
„Sen jest naszym drugim życiem. Czasami widzimy w nim to, czego naprawdę pragniemy.”
– Tęskniłem za Tobą. – powiedział, wciąż stojąc
– Cody, musimy porozmawiać.
– Oho, brzmi poważnie. Mam się bać? – spytał i uśmiechnął się
Lana wstała ciężko, złapała chłopaka za rękę i odeszli kawałek. Szybko zauważył, że zaczęło zachodzić słońce. To było dziwne. W tym miejscu nigdy nie zachodziło słońce. Czy to umysł płatał mu figla? Wyraźnie widział, że niebo zmieniło barwę na różową z pomarańczowymi przebłyskami.
Ustali, a Lana nabrała głęboko powietrza. Często to robiła, choć sama nie wiedziała po co.
– To koniec. – powiedziała nagle
Zrobił zdziwioną minę.
– O czym Ty mówisz?
– Nie możemy się już więcej spotykać. – oświadczyła
– Zrywasz ze mną? – spytał rozbawiony
– Cody, ja mówię poważnie. To nie może dłużej trwać.
Przestąpił z nogi na nogę. Patrzył w jej duże, chłodne oczy. Widział, że próbuje być silna i stanowcza.
– To jest nasz ostatni raz.
Zrozumiał, ale to nie znaczyło, że zamierzał się z tym tak łatwo pogodzić.
– Ale dlaczego?
– Tak będzie lepiej.
– Lepiej dla kogo? – spytał poddenerwowany
– Dla Ciebie.
– Nie sądzę.
– Chcę Twojego szczęścia.
– Więc pozwól mi tu zostać!
– Ile czasu jeszcze? Jak długo chcesz tu przychodzić? Rok? Dwa? Do końca życia? Będziesz samotnym, starym dziadkiem i wciąż będziemy się tu spotykać? Cody, ja UMARŁAM! Już nigdy nie będziemy razem.
– Nie.
– Zrozum to wreszcie.
– Nie. – powtórzył uparcie
– Cody! – krzyknęła zmęczona i ukryła twarz w dłoniach – Musimy z tym skończyć, to nie jest dobre. Niepotrzebnie ciągnęłam to tyle czasu.
– Ty naprawdę chcesz…
– Nie mogę dłużej patrzeć na to co się z Tobą dzieje, jak marniejesz, jak zatracasz się w żałobie i tym świecie. To Cię niszczy.
– Lana… – ponownie jej przerwał
Spuściła wzrok. Wiedziała co ma powiedzieć i chciała mieć to już za sobą.
(Song 10: https://www.youtube.com/watch?v=GSKxkwp4LJ0 – Without Words)
– Już podjęłam decyzję.
– Szkoda, że jej ze mną nie skonsultowałaś… – mruknął
– Wybacz mi, ale to najlepsze wyjście.
Przygryzł dolną wargę i pokiwał głową.
– Jasne, oczywiście.
– Proszę, nie utrudniaj tego. – powiedziała, po czym zamilkła na chwilę – Czy możesz mi coś obiecać?
Spojrzał na nią niepewnie. Zrobiłby dla niej wszystko, ale bał się, bo nie wiedział czego się spodziewać. Milczał przez chwilę, a ona patrzyła na niego wyczekująco.
– O co chodzi? – odezwał się w końcu
– Zapomnij o mnie.
Prychnął i zaśmiał się.
– Chyba żartujesz! Jak kiedykolwiek miałbym o Tobie zapomnieć?
– To nie takie trudne. Ja zapomniałam o Tobie na dziesięć lat.
Nie wiedział, czy dalej próbuje żartować, więc puścił jej słowa mimo uszu.
– Cody, chciałabym Ci podziękować za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Nawet nie masz pojęcia, jak wiele to dla mnie znaczy.
– Nie mów tego! Nie żegnaj się! Nie zniosę tego po raz drugi! Słyszysz?! Nie zniosę tego!
– Jestem gotowa… – szepnęła, a w jej przepięknych oczach zalśniły łzy
– Ale ja nie! Jaki to ma sens?! Jaki sens ma moja miłość do Ciebie, jaki sens ma to wszystko, jeśli teraz znów mnie zostawisz?!
– Przepraszam Cody, wiesz, że nie ma innego wyjścia. Niczego nie żałuję.
Chłopak zaczął się trząść. Zacisnął dłonie w pięści.
– Nie odchodź, nie zostawiaj mnie teraz. – powiedział łamiącym się głosem
Lana uśmiechnęła się lekko i dotknęła policzka czarnowłosego.
– Wierzę, że sobie poradzisz.
– Chcę, żebyś została. Tak bardzo chcę, żebyś została.
– Pozwól mi odejść.
– I już nigdy więcej Cię nie zobaczę? – spytał, złapał ją za ręce, a po twarzy spłynęły mu łzy
– Jeszcze się spotkamy. Będę na Ciebie czekała. Ale nie śpiesz się, mamy czas. Proszę, bądź szczęśliwy. Otwórz się na ludzi, zacznij wychodzić, poznaj jakąś dziewczynę. Na pewno jakaś Ci się spodoba. Tylko niech nie będzie ładniejsza ode mnie, bo będę zazdrosna.
Zaśmiał się i pociągnął nosem.
– Życzę wam wszystkiego co najlepsze. Będę was obserwować. Bogowie, to będzie trochę niezręczne. – powiedziała i skrzywiła się
Wiedział, że próbuje go rozbawić, by odwrócić uwagę od głównego tematu.
– Jesteś okrutnicą. – powiedział i przetarł mokrą twarz
Uśmiechnęła się lekko.
– Pamiętasz, co Ci powiedziałam przed śmiercią? – spytała, a kryształowe łzy spłynęły jej po twarzy
To był pierwszy raz. W Raju nikt nie płakał. Jak zawsze musiała być wyjątkiem. Ale wiedziała, że to też ostatni raz.
Cody pokiwał szybko głową. Bardzo dobrze pamiętał słowa dziewczyny.
– Jeśli będziesz żyć dalej tak, jakby nic się nie stało, możesz nawet o mnie zapomnieć. A kiedy pomyślisz o mnie bardzo okazjonalnie, będę miała się dobrze, więc nie musisz się martwić. Gdy bardzo za mną zatęsknisz, będę wiatrem, który ukoi Twój ból. Gdy wykrzyczysz na tym wzgórzu moje imię, przybiegnę do Ciebie i przytulę. Dziś po prostu płaczę, mam nadzieję, że będziesz wiecznie szczęśliwy – żegnaj. To dobrze, jeśli uśmiechniesz się czasem, gdy o mnie pomyślisz. U mnie w porządku, dziękuję…* – powiedziała cicho, starając się, by głos się jej nie zatrząsł
Oboje płakali.
– Dlaczego widywałem Twojego ducha? – spytał nagle
– Powiedziałam Ci, że zaznałam spokój i nie mam żadnych pozostawionych spraw. Tak było, ale Ty to zmieniłeś. Widząc Twój smutek, moja dusza cierpiała. Ściągałeś mnie na ziemię. Czułam, że muszę coś zrobić, że muszę zabrać Twój ból. Ale teraz odejdę z Twojego życia.
Chłopak nie mógł o tym słuchać.
– To tak bardzo boli, wiesz? – spytał retorycznie
Pokiwała głową, tłumiąc szloch.
– Ból domaga się, by go czuć.
– To mnie zabija. – wyznał słabo
– Cody, jestem jak bomba. Od początku to wiedziałam. Wybuchłam i zraniłam was wszystkich. Rodziców, Jake’a, Danny’ego, Danielle, Ciebie i innych. Na każdym zostawiłam trwały ślad. Blizny. Nigdy nie chciałam tego robić. Nie chciałam, żebyście przeze mnie cierpieli. Ale to się stało. Umarłam i zostawiłam was z tym wszystkim. Przepraszam. – powiedziała, jeszcze bardziej płacząc
Przyciągnął ją do siebie i przytulił. Wtulił twarz w jej hebanowe włosy i pozwalał łzom płynąć. Nie walczył. Nie próbował ich zatrzymać.
– Czas się kończy… – szepnęła
– Ja nie chcę.
Ona też nie chciała. Pragnęła być z chłopakiem do końca życia, ale tu pojawiał się problem. Ona nie miała życia. Od miesięcy była martwa. To chyba wystarczająca przeszkoda.
Wiedziała, że tak będzie lepiej. Wiedziała, że oboje będą bardzo tęsknić i cierpieć, ale wiedziała też, że tak trzeba. On kiedyś się pozbiera. Spotka dziewczynę, którą do szaleństwa pokocha i będzie szczęśliwy. Wtedy i ona będzie. Pragnęła dla niego wszystkiego co najlepsze, a zatrzymując go tutaj, byłaby egoistką.
„Miłość to pragnienie prawdziwego dobra kochanej osoby.”
Odsunęła się od Cody’ego, by spojrzeć w jego czarne oczy. Kochała jego oczy. Kochała każdą część jego. Patrzyła mu w twarz, wiedząc, że to ich ostatni raz.
– Mam nadzieję, że Twoje serce czuje ulgę. Proszę, zapomnij o mnie i żyj. Te łzy na pewno kiedyś wyschną. Jeśli tylko ich czas przeminie. Na pewno zacznie boleć mniej, jeśli już nigdy się nie spotkamy. Mam nadzieję, że zakopiesz głęboko naszą obietnicę, że będziemy razem na zawsze. Kochanie, modlę się za Ciebie. Nie oglądaj się wstecz, lecz odejdź. Nie znajduj mnie ponownie, lecz żyj. Ponieważ nie mam żalu o miłość do Ciebie, zachowaj tylko te dobre wspomnienia. Mogę cierpieć na pewnej drodze. Mogę stać na pewnej drodze. Powinieneś być szczęśliwy, jeśli tylko tego chcesz. Dzień po dniu, coraz bardziej zanikam…*
Chciało mu się śmiać.
– Jak możesz żegnać się ze mną, mówiąc te słowa? – spytał
– Przepraszam Cody… – szepnęła
– Znów mi to robisz.
– Przepraszam… – powtórzyła
(Song 11: https://www.youtube.com/watch?v=kL2vlUlpytQ – My Song)
Wybuchnął płaczem i rzucił się na dziewczynę. Przyciągnął ją z całej siły do siebie, jakby to miało zapobiec nieuniknionemu. Ponownie miał ją stracić i teraz również sama podjęła decyzję. Dlaczego z nim tego nie przedyskutowała? Dlaczego zawsze wszystko musiała robić sama? Już raz odeszła, a teraz, kiedy mogli widywać się chociaż przez sny, miał ją po raz kolejny utracić. Tym razem bezpowrotnie. Odbierała mu wszystko co mu pozostało. Teraz nie będzie miał już nic.
– Cody, bądź silny. Musisz żyć dalej, proszę. I chciałabym, żebyś przekazał coś paru osobom.
Odsunął się, przetarł twarz i pokiwał głową. Lana uspokoiła się na tyle, by normalnie mówić.
– Powiedz rodzicom, że bardzo ich kocham i dziękuję za wspaniałe życie, jakie mi ofiarowali. Mają się ogarnąć. Niech mama pójdzie wreszcie do fryzjera. Niech dbają o siebie, więcej jedzą i więcej śpią. Niech wezmą Jake’a na wakacje, niech gdzieś wyjadą we trójkę. Martwię się o nich. Potrzebują pomocy. Muszą przestać żyć wspomnieniami, muszą się ogarnąć, zająć synem, a nie zamieniać dom w świątynię pełną zdjęć. A Jake’owi powiedz, że jestem z niego dumna. Jest silnym chłopcem. Nie potrzebuje już swojej starszej siostry, ale niech czasem wspomina te chwile, kiedy czytałam mu bajki i razem zasypialiśmy. Powiedz Danielle, że zawsze będzie moją przyjaciółką, bez względu na wszystko. Zawsze o niej myślałam. Już niedługo wszystko się ułoży i będzie szczęśliwa. Rose i Annabeth. Bardzo za nimi tęsknię i brakuje mi ich. Ale wszystkie trzy są silne, dadzą radę. Powiedz Percy’emu, że w niego wierzę. Dostanie się na te studia, nie musi się martwić. Powiedz mu, że żałuję, że nie mieliśmy więcej okazji, by jeść razem niebieskie żelki. Danny… Powiedz mu… Powiedz mu, że go kocham i bardzo za nim tęsknię. I jestem z niego cholernie dumna. Powiedz mu, że jest wspaniały, najlepszy i że zawsze taki był. Podziwiam go, bo jest silny, wytrwały i ma cel. Ale niech znowu gra. Kocha to, więc niech gra. I powiedz mu, że ja będę. Kiedy zostanie tym zdolnym lekarzem, ja będę obok. Zawsze będę obok, więc nie może się poddać. Powiesz?
– Powiem. – obiecał Cody, wciąż płacząc
– Powinnam się już przyzwyczaić do pożegnań, ale chyba jest gorzej niż ostatnio.
– Witaj, żegnaj i witaj.
– A potem jeszcze: żegnaj, witaj i żegnaj. – dodała
– Witaj, żegnaj i witaj.
– I żegnaj. Historia mojego życia. – podsumowała
– Naszego życia. – poprawił ją
– Od urodzenia, aż do teraz. Trochę sporo tych rozstań.
– Nasze losy są splecione przez czerwoną nić przeznaczenia. Całe życie miało tak wyglądać.
– Odpychać i przyciągać się jak dwa magnesy. – zgodziła się, kiwając głową
Spojrzeli sobie w oczy. Słońce coraz bardziej zbliżało się ku zachodowi. Na niebie przeplatało się kilka kolorów. Błękit, róż, fiolet, pomarańcz i żółć tworzyły magiczne tło. W tym świetle, mimo zapłakanych twarzy, oboje wyglądali jeszcze piękniej.
Patrzyła na jego twarz i uśmiechnęła się lekko. Był taki przystojny… Wszystkie dziewczyny się za nim uganiały, ale ona wiedziała, że chłopak ma do zaoferowania coś więcej. Posiadał piękne wnętrze, piękną duszę. I ciepłe serce, do którego ją wpuścił.
Poczuła, że to ten moment. Była gotowa, by to powiedzieć. Długo z tym zwlekała, bo wiedziała, że jeśli to wyzna, to wszystko się skończy. To miało sprawić, że już nic za nią nie pozostanie. To były jej ostatnie niewypowiedziane słowa. Zagubione słowa, które chłopak tak naprawdę powinien usłyszeć dawno temu. Ale dla Lany były to cenne słowa i trzymała je w sercu. Chowała je w małym pudełeczku i zwlekała z otwarciem. I teraz przyszedł ten czas.
Złapała syna Hadesa za ręce, spojrzała w jego czarne, przepełnione smutkiem oczy i uśmiechnęła się. Łza na policzku chłopaka zadrżała, a następnie spłynęła szybko niczym mały strumyczek.
– Będę Cię kochał do śmierci… – przyrzekł
Wtuliła się w niego po raz ostatni. Zamknęła oczy, kładąc głowę na jego piersi. Usłyszała szybkie bicie serca. Ten dźwięk ją uspokoił. Zacisnęła palce na jego białej koszuli. Wiedziała, że to już koniec. Ona odejdzie, by już nie mógł jej znaleźć. A potem znów będzie sama w Elizjum, jej prywatnym raju.
Trzymał ją w ramionach i modlił się do bogów, by mu jej nie zabierali. Nie wiedział już co ma zrobić, jak ją zatrzymać. Ogarniała go panika. Oparł się o głowę Lany, zamknął oczy i otulił go jej zapach.
– Zawsze będę przy Tobie. Będę nad Tobą czuwać, nawet kiedy nie będziesz mnie widział. Pomogę Ci. Wszystko będzie dobrze. Dzień po dniu, coraz bardziej… Kocham Cię… – powiedziała cichutko
Nagle jego ręce przestały natrafiać na opór. Po prostu poleciał do przodu i przewróciłby się, gdyby się w porę nie zaparł nogami. Zdumiony otworzył oczy, a Lany przed nim nie było. Zniknęła. Rozpłynęła się niczym sen. Przerażony zaczął machać rękoma. Miał nadzieję, że ją wyczuje, że ją znajdzie. Niestety, po dziewczynie nie było śladu. Krzyczał i wył z całej siły. Upadł na kolana i wciąż wymachiwał dłońmi, jakby próbował złapać powietrze. To stało się zbyt szybko, zbyt gwałtownie i nie mogło do niego dotrzeć. Nie mógł przyjąć do świadomości oczywistego faktu, że Lana odeszła. Znów ją utracił. Kolejny raz. Czuł, jakby po raz drugi umarła. Było dokładnie tak samo, a może nawet gorzej. Od nowa przeżywał ten koszmar.
Krzyczał głośno, lecz zachód słońca milczał, płonąc czerwienią…
Obudził się.
I było to jak dotychczas jego najgorsze przebudzenie. Płakał, krzyczał, dusił się, a w głowie mu wirowało, jakby dopiero zszedł z kolejki górskiej. Rzucił się na pościel, uderzał pięściami i machał nogami jak małe dziecko, któremu odmawia się nowej zabawki. Czuł niemoc. Był bezsilny, bezradny. Miał ochotę coś rozwalić, ale nie był w stanie wstać z łóżka. Kiedy spróbował, zachwiał się, stracił równowagę i upadł na ziemię. Uderzał głową o podłogę i wciąż krzyczał. Nie mógł poradzić sobie z tym bólem. To było zbyt wiele.
(Song 12: https://www.youtube.com/watch?v=tm7Xf9818FM – Ichiban no Takaramono)
– LANA!
Wrzeszczał jej imię jak szaleniec. Był niczym opętany. Przeklęty miłością do niej.
Nagle drzwi domku uchyliły się gwałtownie, a w progu pojawił się Danny. Przerażony i zdezorientowany chłopak patrzył na rzucającego się w rozpaczy przyjaciela. Dopiero po chwili zareagował, wszedł do środka, zamknął drzwi i rzucił się na syna Hadesa.
– Cody! CODY! Uspokój się!
Próbował go obezwładnić, ale on się wyrywał i wciąż krzyczał. Cały był mokry od łez i potu.
– Cody! – krzyczał spanikowany
Widział już wiele takich ataków. U Lany. U Cody’ego też. Zazwyczaj wiedział jak sobie radzić, ale teraz chłopak popadł w taką histerię, że nic na niego nie działało. W końcu Danny policzył do trzech i wymierzył brunetowi siarczysty policzek. To pozwoliło mu się na chwilę otrząsnąć. Zamilkł i wpatrywał się w syna Apolla. Jego czarne włosy lepiły się do mokrego czoła, oczy były pełne łez, a twarz Cody’ego wyrażała zdezorientowanie. Jakby dopiero teraz się obudził. Był w ciężkim szoku. Nagle jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Potem kolejny. Danny złapał przyjaciela za ramiona i spróbował sprowadzić go do pozycji siedzącej.
– Cody… – szepnął zmartwiony
Chłopak spojrzał na niego uważnie. Musiał być bardzo zdekoncentrowany. Chyba kompletnie nie wiedział co się dzieje.
– Ona odeszła… – mruknął, a jego głowa opadła bezwładnie do tyłu
– Ej, ej! – krzyknął Danny i przytrzymał chłopaka
Oczy Cody’ego były za mgłą, a źrenice złośliwie uciekały. Brunet tracił przytomność.
– Ziomuś, nie mdlej mi tu! Ziomuś, co Ty teraz odstawiasz?
Danny poklepał Cody’ego po twarzy. Rozejrzał się w poszukiwaniu wody, ale jej nie znalazł. W tej wampirzej grocie niczego nie dało się znaleźć. A przecież mu mówił, żeby wpuszczał światło.
Westchnął ciężko i podniósł chłopaka z ziemi. Przeciągnął sobie jego rękę za głową i małymi kroczkami podeszli do łóżka. Cody odpływał, próbował coś powiedzieć, ale widocznie mu się nie udawało. Danny ułożył go na łóżku i przykrył kołdrą. Następnie stanął i założył ręce na klatce piersiowej. Martwił się. Było coraz gorzej, a jemu brakowało już siły. Wiedział jednak, że nie może się poddać.
~*~
Powoli otworzył oczy. Powieki miał ciężkie, jakby ważyły tyle co tyłek Chejrona. Miał strasznie sucho w ustach, więc od razu zaczął kaszleć. To pomogło mu się trochę rozbudzić. Spróbował się podnieść, ale nie dał rady. Nie miał nawet siły, by unieść głowę.
– Napij się.
Usłyszał głos Danny’ego. Spojrzał w prawo i zauważył go, siedzącego przy łóżku z wyciągniętą szklanką wody. Chłopak widząc, jakie brunet ma problemy, przyłożył mu naczynie do ust i napoił. Cody łapczywie wypił wszystko i odetchnął pewniej. Od razu poczuł się lepiej. Rozejrzał się. Był w swoim domku, ale… Zaraz…
– Sprzątałeś? – spytał, a Danny się roześmiał i był to śmiech bardzo szczery
Dopiero po chwili Cody dostrzegł Danielle. Blondynka siedziała z podkulonymi nogami w fotelu i wpatrywała się w niego przyjaźnie swoimi szarymi oczami. Okna były nie tylko odsłonięte, ale też szeroko otwarte. Do środka wpadało światło i świeże powietrze. Sądząc po kolorze nieba, była pewnie godzina piąta popołudniu. W domku Hadesa było niewiele mebli, ale wszystkie były starannie odkurzone. Ciemne drewno aż lśniło. Zauważył też, że na swoim szerokim łóżku ma nową pościel. Odcień ciemnego różu z głowami uśmiechniętych lalek Barbie raził go w oczy, ale nie skomentował tego, bo jego uwagę przykuł wazon świeżych, kolorowych kwiatów i taca z pachnącym posiłkiem.
– Cody, wszystko dobrze? – spytał ostrożnie Danny
Chłopak wciąż rozglądał się po domku, w którym miało miejsce przemeblowanie i porządne sprzątanie.
– Jak długo do cholery ja spałem? – spytał cicho
– Właściwie to cały dzień. – odparł Danny – Masz, musisz coś zjeść, żeby mieć siłę. – dodał i postawił na łóżku przed chłopakiem tacę z jedzeniem
Były tam zachęcająco wyglądające gofry z bitą śmietaną, polewą i owocami, a na mniejszym talerzyku znajdował się kawałek czekoladowego ciasta i kubeczek z sokiem.
– Jej…
– Smacznego! – powiedzieli chórem Danny i Danielle
Cody nieśmiało skinął głową i zabrał się za jedzenie. Nawet nie miał pojęcia jak bardzo był głodny. Ile czasu właściwie nie jadł?
Źle się czuł, że doprowadził się do takiego stanu, w którym przyjaciele muszą przy nim siedzieć, podstawiać mu jedzenie pod nos i pilnować, by zjadł. Ale był im też za to wdzięczny.
Kiedy się już najadł, blondynka wzięła od niego tacę i odstawiła na stoliku, który razem z fotelem stał teraz pod oknem.
– Co się stało? – spytał, bo wiedział, że należy zadać takie pytanie
Danny wziął głęboki wdech.
– Straciłeś przytomność, a znam Cię i wiedziałem, że nie chciałbyś, żebym zabrał Cię do lecznicy.
Cody szybko pokiwał głową.
– No właśnie. Więc zrobiłem Ci mały szpital tu. Dostałeś ambrozję i nektar na wzmocnienie. Podałem Ci też parę tabletek, ale cii…
– Od kiedy Ty się znasz na tabletkach? – spytał zaniepokojony Cody, a Danielle się zaśmiała
– Ej! Jestem synem Apolla, czy nie? – spytał dumnie – To tylko witaminki, nie stresuj się tak. Zrobiłem Ci też okład z ziół. Aha, tu masz specjalne herbatki, musisz je teraz pić dwa razy dziennie. Zająłem się też Twoją dietą. Masz spory niedobór witamin B1, B2, B12, witaminy C i żelaza. Dużo owoców, dużo płynów i mięso. No i dużo słońca! Kochana witaminka D! Robi się coraz cieplej, więc spacerki, ruch na świeżym powietrzu, a jak dojdziesz do siebie, to wrócisz do treningów. Spokojnie, ja Ci tu wszystko rozpisałem! Co i kiedy masz jeść oraz jakie witaminy brać! Zalecenie lekarza. – powiedział szybko Danny i uśmiechnął się szeroko
– Hę? – spytał głupio Cody, a blondyn przewrócił oczami
– No co?
– Ty naprawdę się na tym znasz?
– Oczywiście, że tak! Trzeba Cię w końcu ogarnąć, skoro sam się do tego nie kwapisz. Postanowiliśmy zacząć od małych zmian, więc kiedy spałeś, posprzątaliśmy Ci domek.
– Danny, ale jak? Przecież Ty nawet u siebie nie sprzątasz. – zauważył, wciąż wielkimi oczami rozglądając się po pomieszczeniu
– Dlatego pomogła mi Danielle! Mówię Ci, to złota dziewczyna! – powiedział pogodnie chłopak, a blondynka zarumieniła się i uśmiechnęła – Podoba się?!
– Jest… Jest naprawdę fajnie. Dziękuję wam. – powiedział – Musieliście się napracować.
– E, to nic takiego. Podłogę myłem na kolanach. Czułem się jak Azjata!
– Bo myłeś podłogę? – spytał niepewnie brunet
– Ale w jakim stylu!
– No tak… – mruknął Cody
Zapadła cisza.
– Dobrze się czujesz? – spytała córka Ateny, a on niepewnie pokiwał głową – Martwimy się o Ciebie. – dodała
– Chcesz porozmawiać o tym, co się stało? – zapytał powoli Danny
Wiedział, że stąpa po kruchym lodzie. Jedno pytanie za dużo, jedno niepotrzebne słowo, a Cody się zdenerwuje i będzie koniec rozmowy.
– Ona odeszła… – powiedział nagle, a po plecach Danny’ego przeszedł ostry prąd – Lana odeszła.
– Cody, Lana odeszła ponad osiem miesięcy temu…
– N-nie, nie rozumiesz. Ona odeszła. Zniknęła.
Danny i Danielle wymienili zaniepokojone spojrzenia i oboje stanęli przy łóżku.
– Elizjum… – szepnął blondyn, a Cody pokiwał głową
– Powiedziała, że to już koniec.
Danny westchnął i podrapał się po głowie.
– Wiesz, może to dobrze. Tak chyba będzie lepiej. – uznał
– Znów ją straciłem. – rzekł tępo
– Przykro mi Cody. – powiedziała Danielle – Wszystkim nam jest ciężko. Tęsknimy za nią bardzo, ale niektórych rzeczy po prostu nie można cofnąć.
– I wiemy jakie to trudne, ale musisz to przyjąć do wiadomości.
Był spokojny. I to go dziwiło. Dlaczego nie krzyczał, dlaczego nie płakał, dlaczego nie robił czegokolwiek? Jakie tabletki podał mu Danny? Był pewny, że dał mu coś na otumanienie. Chyba się z tego cieszył. Nawet mu się podobało takie trwanie w niezupełnej świadomości. Mógłby do tego przywyknąć.
– Hej, żyjesz?!
Zamrugał gwałtownie i spojrzał wystraszony na Danny’ego.
– Zawiesiłeś się jak stary Windows XP Chejrona. Już chciałem szukać guzika, żeby Cię zresetować.
– Ty lepiej zostaw moje guziki! – wypalił Cody i zasłonił się kołdrą, co Danny skomentował wybuchem śmiechu
– Nie wychodź już dziś z domku. Powinieneś odpocząć.
– Przez ostatni miesiąc ciągle namawiałeś mnie do wyjść. – przypomniał mu brunet
– Wiem, ale teraz każę Ci zostać. Jutro rano wpadnę do Ciebie przed śniadaniem.
– Będziesz moją nianią?
Danny poruszał kilka razy brwiami.
– Ciekawa propozycja. – powiedział i posłał mu buziaka
– Jesteś chyba bardziej chory na głowę, niż ja. – skwitował to Cody i machnął wychudzoną ręką
– Też Cię kochamy biszkopciku! – zawołał Danny, gdy oboje z Danielle byli już przy drzwiach – Dobranoc!
– Dobranoc. – powiedział Cody i uśmiechnął się lekko
Po chwili wyszli, a on został sam z jednym pytaniem. Skąd oni do cholery wytrzasnęli tę pościel?!
~*~
(Song 13: https://www.youtube.com/watch?v=1hUCTCS0SwE – What Should I do? (Inst.) )
Myślał, że jest dobrze, ale się mylił. Kiedy tylko przyszła noc, zaczęło się. Rzucał się po łóżku zniecierpliwiony. Zasypiał, ale po chwili się budził. Nie mógł się dostać do Elizjum. Nie miał kontroli. Próbował kilka razy, ale bez skutku. W końcu nie wytrzymał i skacząc przez cień, znalazł się w domku Hypnosa. Wpadł na stertę poduszek, co było dobre z dwóch powodów. Poduszki były miękkie i zamortyzowały upadek oraz stłumiły łomot. Chociaż podejrzewał, że takie coś nie byłoby w stanie obudzić dzieci boga snu. Oni potrafili spać jak zabici.
W pomieszczeniu było ciemno. Całe wnętrze wyglądało jak przerośnięta, dziecięca kołyska. Kołdry, poduszki i misie. Zastanawiał się przez chwilę, czy nie wziąć jakiejś kołdry, zamiast tej z Barbie.
Plusz był nawet na ścianach. Miękki, kolorowy materiał który wyglądał jak grube materace. Gdyby Cody mógł chodzić po ścianach, to na jednej z nich chętnie by się zdrzemnął. Z sufitu ozdobionego dziecięcą tapetą zwisały grzechotki i grające zabawki. Jego uszu dobiegała delikatna kołysanka. Melodia sprawiała, że był bardzo senny. Na drzwiach wisiała tabliczka z jakimś napisem. Cody musiał podejść bliżej, by go przeczytać.
„Nie budzić. W razie pożaru, wynieść z łóżkiem.”
Poklepał się po twarzy, by się trochę ocucić i podszedł do posłania, które należało do grupowego. Blondyn przypominający z wyglądu Amorka z walentynkowych kartek, był ubrany w wielki śpioszek w zielone brokuły, a na głowie miał czapkę z pomponem.
Cody zaczął poruszać ciałem młodzieńca. Najpierw powoli, ale był przygotowany, że to nic nie pomoże, więc zaczął szarpać mocniej.
– Hej, obudź się! No obudź się! Ej, ktoś Ci kradnie poduszki!
– CO?!
Chłopak usiadł wyprostowany jak struna i otworzył szeroko swoje niebieskie oczy. Niesforne loki opadały mu na czoło. Po chwili ziewnął przeciągle, a to sprawiło, że Cody też to zrobił.
To było denerwujące.
– Kradniesz moje poduszki? – spytał sennie
– Nie, ale musisz mi pomóc. – powiedział szybko brunet
Syn Hypnosa spojrzał na Cody’ego uważnie.
– To znów Ty. Nie możesz zasnąć? Chcesz złoty proszek?
– Nie, nie. Chcę proszek na sny.
Blondynowi ciążyły powieki.
„Bogowie, czy Ty przesypiasz całe swoje życie? To już koty mniej śpią.”
– Wiesz, że z tym do Morfeusza.
– Wiem, ale oni już nie chcą mi go dawać.
– Bo przesadzasz. – powiedział i spadł z łóżka
Cody nie próbował mu pomóc. Zamiast tego, patrzył jak chłopak upada na wykładaną pluszem podłogę i zaczyna chrapać.
Syn Hadesa westchnął ciężko i podniósł blondyna. Nie było to wcale takie łatwe, zwłaszcza, że Cody był chudszy i osłabiony.
– Obudź się! Kołdry zaczęły latać!
Clovis chrapnął sobie i machnął ręką, prawie uderzając Cody’ego w twarz.
– Kołdra… – sapnął i znów zwalił się na ziemię
Brunet dotknął czoła i zamknął oczy, by się uspokoić. To jednak nie pomogło, więc wściekły rzucił się w cień i wrócił do swojego domku. Tam znów rzucał się po łóżku i bił się po głowie. Tak bardzo pragnął, żeby to wszystko potoczyło się inaczej. Chciał móc ją po prostu jeszcze raz poznać. Spotkać przypadkowo na ulicy i ponownie się w niej zakochać. Zacząć wszystko od nowa, bez strachu, bez lęku… To byłoby takie proste. Gdyby tylko dostali szansę na inne życie…
W końcu nadszedł ranek, a do jego drzwi zapukał wesoły Danny. Humor mu się popsuł, gdy zobaczył, że Cody ponownie jest w dołku.
~*~
(Song 14: https://www.youtube.com/watch?v=cP2G5q4_Prc – Ashes Remain „Right Here”)
Był dwudziesty piąty dzień kwietnia. Minął już ponad tydzień od jego ostatniego spotkania z Laną. Nie potrafił dostać się już do Elizjum, nie miał snów o niej i nie widział też jej ducha. Było tak, jakby nigdy nie istniała. Był załamany. Starał się wychodzić, ale włóczył się jak cień. W niczym nie widział celu i sensu.
Szedł wolno po obozie. W końcu postanowił porozmawiać z przyjaciółmi. Musiał przecież przekazać im to, co pragnęła im powiedzieć Lana.
– Cieszę się, że to usłyszałem… – rzekł Danny i przygryzł dolną wargę
Chłopak był w szoku, ale z jednej strony poczuł się szczęśliwy. Lana przy nim była. Nie widział jej, ale ona była i wspierała go, tak jak zawsze, kiedy żyła. Chciało mu się płakać ze wzruszenia. Pragnęła, by grał. Dobrze. Będzie grał. Będzie grał dla niej.
– Teraz rozumiesz… – mruknął Cody
– Rozumiem. – przytaknął Danny – Tak bardzo za nią tęsknię. – wyznał i starł jedną łzę
– Ja też.
– Ale ona jest z nami. Ona jest. Pewnie nawet stoi obok, może trzyma nam ręce na ramionach i mówi, że wszystko będzie dobrze. Uśmiecha się, a uśmiech ten, lśni jaśniej niż słońce. – powiedział pewnie Danny i starł kolejne łzy – Zawsze wiedziałem, że nas nie opuściła. – dodał
Cody nie miał siły. Był zmęczony, obojętny i wyprany z emocji. Nadzieja go opuściła.
– Czy wy… Czy Lana…
Odwrócili się i ujrzeli Jessy’ego. Stał przy drzwiach od domku siódmego i patrzył na nich osłupiały. Chyba podsłuchał nieco ich rozmowy.
– Czy Ty… Widziałeś ją? – spytał Cody’ego i podszedł bliżej chłopców
Cody zacisnął usta i pokiwał głową.
– Heh… – westchnął blondyn i poprawił kołczan ze strzałami, który wisiał mu na umięśnionym ramieniu – Czy ona… Czy z nią wszystko w porządku? – spytał nieśmiało
Danny prychnął cicho, a Cody skarcił go jednym spojrzeniem.
– Jest szczęśliwa w Elizjum. – odparł spokojnie Cody
– To.. To dobrze. – powiedział niepewnie
Chłopcy pierwszy raz widzieli Jessy’ego w takim stanie. Zagubionego, zmieszanego i nieco wycofanego. Zawsze sprawiał wrażenie aż zbyt pewnego siebie. Teraz widać było jego słabość. W jego niebieskich oczach czaił się smutek.
– Zawsze żałowałem, że nie było mnie przy niej. Gdybym był, na pewno udałoby mi się ją uratować.
– No proszę… – jęknął Danny z niedowierzaniem i wywrócił oczami
Cody dyskretnie szturchnął go łokciem.
– Żałuję też, że nie mogłem się z nią pożegnać. To była taka dobra dziewczyna… Czy ona… Mówiła Ci coś może o mnie? – spytał z nadzieją
Danny parsknął śmiechem i zakrył usta ręką.
– Tak. – wypalił Cody, a jego przyjaciel zrobił wielkie oczy – Ona… Kazała Cię pozdrowić i powiedzieć, że… Że Cię naprawdę bardzo lubiła i żebyś był szczęśliwy. – dodał, a powieka nawet mu nie drgnęła
Twarz Jessy’ego rozjaśnił uśmiech.
– Ekstra. Znaczy… To wspaniale! Bardzo się cieszę! – powiedział szczęśliwy
Chyba naprawdę pomogły mu te słowa, bo od razu się rozchmurzył.
Cody uśmiechnął się lekko do niego.
– Idę się przebrać, a potem dalej trenować. Cześć wam.
– Yhm, narka. – mruknął Danny
Kiedy Jessy odszedł na bezpieczną odległość, blondyn spojrzał z niedowierzaniem na przyjaciela.
– Jesteś urodzonym kłamcą!
– Lata wprawy. – rzucił obojętnie brunet i wzruszył ramionami
– Apollo by tego nie pochwalił. Po co to zrobiłeś? Przecież ona by mu tego nigdy nie powiedziała.
– Ja to wiem, Ty to wiesz, ale on nie musi.
– Ale dlaczego?
– Widziałeś go. Nawet taka zarozumiała łajza zasługuje czasem na pocieszenie.
– Czyli… Po prostu się zlitowałeś? – spytał Danny, by się upewnić
Cody schował ręce w kieszenie i zaczął się kołysać obojętnie na piętach.
– Dokładnie.
– Myślałem, że nim gardzisz.
– Bo nim gardzę.
Danny wybuchnął śmiechem i oparł się o ramię bruneta.
– Jesteś złem wcielonym.
– No ej! Chciałem mu tylko poprawić humor. Nigdy się nie dowie, że ściemniałem. Skoro to mu pomoże, to niech żyje w przekonaniu, że Lana myśli o nim nawet w zaświatach.
– No tak, tak. – powiedział wciąż się śmiejąc – Ale mnie nie okłamałeś, nie?
– Powiedziałem słowo w słowo to, co ona.
– Uf! Ulżyło mi! – powiedział i wyprostował się – Idziemy pograć w piłkę?
– Innym razem. Zabieram Jake’a do domu.
– To dobry pomysł. – przytaknął blondyn i pokiwał z uznaniem głową
Chłopcy pożegnali się, a Cody poszedł na spotkanie z synem Zeusa. Najpierw cieniem przemieścili się na cmentarz. Tam rozmawiali przy grobie Lany, a Cody odpoczywał po skoku.
(Song 15: https://www.youtube.com/watch?v=tmhBv266GCc – 10 Years After)
– Nigdy nie zapomnę Lany i tego jak zawsze się mną opiekowała. – wyznał Jake, gdy brunet przekazał mu wiadomość od dziewczyny
Syn Hadesa położył chłopcu dłoń na ramieniu.
– Jak się czujesz? – spytał blondynek
– Jest… No cóż…
– Tsa… U mnie też. – rzekł Jake, rozumiejąc uczucia starszego chłopaka
Patrzyli na jej grób.
– Ty i Nico jesteście synami Hadesa. Nie możecie jakoś..?
– Próbowałem. Bianca była jego córką, a mimo to, nie zwrócił jej życia.
– Twój ojciec bardzo szanuje zasady.
– To prawda. Nie zrobi niczego przeciw Zeusowi.
– Ale Zeus to nasz ojciec! Czy nie chciałby, żeby Lana była żywa? Jaki sens ma bycie bogiem, jeśli nie można robić wszystkiego, co się chce? – spytał naburmuszony
– Bogowie mają swoje granice. – rzekł Cody, patrząc na nagrobek
– To wszystko jest do kitu…
– Zgadzam się.
Zamilkli. Nagle chłopiec zatrząsł się.
– Nie wiesz jak to jest być młodszym w rodzeństwie. Nie znam życia bez Lany! – krzyknął Jake i wybuchnął głośnym płaczem
Łzy i smarki z nosa spływały mu po twarzy, a on stał ze spuszczonymi rękoma i po prostu płakał.
– Tęsknię za Laną! Chcę, żeby wróciła! – krzyknął i zaczął wyć jeszcze bardziej – Chcę, żeby moja siostra wróciła! Lana, chodźmy do domu!
Cody w końcu nie wytrzymał i też zaczął płakać. Zacisnął dłonie w pięści i spuścił głowę. Jake przytulił się do jego nogi, więc ten kucnął i objął blondyna.
Obaj płakali. Nie pozostało im już nic innego. Mały Jake był cały zasmarkany, więc kiedy już się trochę uspokoił, Cody przetarł mu twarz chusteczką.
To było na tyle w temacie opanowania i akceptacji.
– Nie odpinaj się. – powiedział Cody, kiedy wychodzili z cmentarza
– Jest mi ciepło. – odparł Jake i pociągnął nosem
– Ale za chwilę Cię przewieje i się przeziębisz. – oznajmił Cody i poprawił chłopcu wiosenną kurtkę
Jake uśmiechnął się lekko. Dalej był cały czerwony na twarzy i opuchnięty. Syn Hadesa stwierdził, że nie mogą się tak pokazać w mieszkaniu, więc zdecydował, że najpierw pójdą do sklepu po jakieś słodycze, które mogliby po drodze zjeść. Może żelki. Podzielił się tym pomysłem z dwunastolatkiem.
– Żelki są zawsze dobrą opcją. – zgodził się chłopiec – Najlepiej będzie, jeśli weźmiemy dużą paczkę. – dodał i złapał Cody’ego za dłoń
Brunet uśmiechnął się i splótł swoje palce z palcami Jake’a.
W domu chłopca nie siedział długo. Spędził tam jakieś pół godziny. Porozmawiał z rodzicami rodzeństwa i napił się herbaty. Popłakali się, gdy opowiedział im o rozmowie z Laną. Chyba zrozumieli, że należy ruszyć do przodu. Bardzo ucieszyli się, gdy Jake powiedział, że zostanie u nich na jakiś czas. Obiecali, że kiedy tylko zacznie się lato, wyjadą gdzieś razem i odpoczną.
Cody pożegnał się i wyszedł.
(Song 16: https://www.youtube.com/watch?v=zRBtwTdLTvM – My Destiny)
Wałęsał się po ulicach Nowego Jorku. Pogoda była słoneczna i w godzinach szczytu ulice i chodniki były zapełnione.
Brakowało mu jej. Minęło już tyle dni odkąd ostatni raz był w Elizjum. Codziennie próbował się tam dostać, wyśledzić ją, wyczuć jej duszę, ale bez skutku. Kiedyś często mu się śniła. Teraz nie miał nawet tego. Wszędzie wypatrywał jej ducha, licząc, że może mu się objawi. Popadał w obłęd. Tęsknota go dusiła. Pragnął ją ujrzeć. Przeklinał Los za to, co go spotkało.
Nie patrzył jak idzie i często wpadał na innych ludzi. Nie obchodziło go to. Nie wiedział nawet gdzie zmierza. Po prostu szedł. Nie miał żadnego konkretnego celu. Nie miał niczego. Był sam.
I wtedy ją zobaczył.
Szła ku niemu z lewej strony chodnika. Była dość niska i szczupła. Czarne, sprężyste loki podskakiwały przy każdym kroku i odznaczały się przy jej porcelanowej karnacji. Ich spojrzenia spotkały się na dosłownie sekundę. Prawie utonął w jej dużych, lodowych, jaskrawoniebieskich oczach. Uśmiechnęła się do niego lekko, gdy zauważyła, że na nią patrzy, a następnie spuściła subtelnie wzrok, minęła go i poszła w swoją stronę.
Stał przez moment bez ruchu, po czym błyskawicznie się odwrócił, by nie zgubić dziewczyny w pędzącym tłumie. Wyciągnął prawą rękę i złapał czarnowłosą za ramię.
– LANA!
W NASTĘPNYM ODCINKU!
„– Nie, wcale nie.”
„– Dzieciak…”
„– Więc jestem uczynny?”
„– Chcesz dostać w dziób?”
„– Tak, panie doktorze.”
„– Nie molestuję jej!”
Rozdział V:
„Jak wiosna”
Omo… Wrzuciłam i działa! I nawet fajnie wygląda! Ale wiedziałam, że o czymś zapomnę! A nawet o dwóch rzeczach, które miałam dopisać! Po pierwsze – dedykacja! A po drugie – fragmenty z gwiazdką, to miejscami przerobione przeze mnie teksty piosenek. Nie są dosłownie cytowane, ale są ładne, więc stwierdziłam, że może ktoś byłby zainteresowany źródłem. No, to chyba na tyle. :3
Hejka! Czytam po raz pierwszy twoje opowiadanie i naprawdę mi się bardzo podoba Szkoda ,ze tak mało osób teraz czyta książki. Dałabyś mi wskazówki do napisania ciekawego opowiadania? Proszę cię. Pozdrawiam Ciebie :*
Oczywiście Christin! Żaden problem. Zróbmy tak, że napiszesz do mnie e-mail na pamietnikheroski@gmail.com Myślę, że w takiej bezpośredniej konwersacji będzie nam łatwiej się porozumieć, a ja chętnie Ci pomogę lub udzielę wskazówek i rad
Pozdrawiam serdecznie! :*
Okej! Dzięki. Już ci wysyłam wiadomość.
[Dużo przekleństw] Nie zrobiłaś tego, prawda? Nie przywróciłaś jej do życia?
Kurka wodna, zawsze gdy już, już mam wrażenie, że Cię rozgryzłam, wrzucasz do opowiadania coś nowego i wszelkie dotychczasowe ustalenia idą się paść. Nie zmienia się tylko jedno: to, że podczas lektury Twoich tekstów na przemian leżę ze śmiechu i się wściekam, Bóg jeden wie, o co i na kogo. Czasem również, tak jak teraz, zwyczajnie boli mnie serce. A ja NIE MAM serca.
Powiedz mi, do stu tysięcy latających meduz o skrzydełkach z morelowej galaretki, co jest nie tak z tym opowiadaniem, że robi człowiekowi w głowie taki pasztet.
[Jakbyś się jeszcze nie domyśliła: czekam na kolejną część! Dobry pasztet nie jest zły 😛 ]
Wow! Tylko to mogę teraz napisać po przeczytaniu tego, Tyle przeciwnych emocji jest we mnie, że sama nie umiem się zdecydować co napisać. Pisałam to często, ale napiszę jeszcze raz – MASZ TALENT! Aby wprowadzić czytelnika w tyle stanów emocjonalnych trzeba mieć talent! A już teraz piszę normalnie odnośnie opowiadania.^^ Jak zawsze część jest świetna.^^ Może późno komentuję (obowiązki szkolne wzywają), ale czytać opko czytam cały czas.^^ Pierwszy fragment rozmowy Dionizosa z Posejdonem zarazem był smutny i śmieszny. Już wyobrażałam sobie te nagranie z chłopcami tańczącymi w perukach.^^ Całe te spotkania Cody’ego z Laną wprowadzają czytelnika w smutny stan, ale za to Dany od razu poprawia nastrój.^^ Też mnie ciekawi skąd wzięli tę kołdrę. 😉 I o co chodzi z zakończeniem? Czyżby Lana powróciła! A może to jej sobowtór? Czekam z niecierpliwością na następną część i na następną, nawet jeżeli mam czekać do października! Na takie opowiadanie warto czekać. 😉 To ja życzę weny i ogólnie powodzenia. 😀
Odkryłam pokrewną duszę. Jestem bykiem, lubię Styx, długie spacery… cóż, oby skłonności śmiercionośne na mnie nie przeszły.
No dobra. Moment skończenia rozdziału… tak. własnie tak. Nie wiem. Ucięłaś to tak nagle, że mnie teź coś przytrzasnęło. I dopiero po chwili mogę wymyślać scenariusze- Lana go nie będzie pamiętać, co? ;’) Heh, o ironio, znowu się spotykamy.
Chciałabym, żeby Cody już wydobrzał. Cholerka, długo już cierpi, powinien odpocząć od tego. Cieszę się, że już mu lepiej. Trudno być obiektywnym, ale dobrze, że Lana odeszła i dzięki temu on mógł się ocknąć.
Posty fanów na fp to nic innego jak komentarze pod tym rozdziałem ;’) Cóż, to takie prawdziwe. I tak, zgadzam się, ale nie do Kanady, tylko do Polski- Cody i Danny, przyjedźcie do Polski!
Lana, która niczego nie pamięta? Podoba mi się ten pomysł. To by było jak w prawdziwej telenoweli. 😀
Ból domaga się, by go odczuwać! Tak! Zgadzam się z tym! Kocham ten tekst.
Boże, Ann, co ty ze mną robisz, to było takie emocjonujące! Mówiła, że grasz na uczuciach! Prawie się popłakałam, PRAWIE, ale jestem silną dziewczynką, więc jednak nie XD Musisz mi przelać trochę Twojej weny, bo chyba masz jej aż za dużo! Jak Ty możesz tyle pisać?
Miałam nadzieję, że przywrócisz Lanę do życia, ale nie, Ty musisz robić po swojemu. No, jak tak można, ja się pytam? Dionizos ma rację, bez Lany to nie to samo, ale i tak to kocham, zwłaszcza Danny’ego! TEAM DANNY! Ale szkoda mi Cody’ego, tak bardzo cierpi, weź mu podstaw jakąś nową laskę, i niech to nie będzie ta podobna do Lany, no już nie przesadzajmy XD
Kocham Twój styl pisania, można się w nim zatracić.
Kisnę 😀
Napisałem nie powiem jak długi komentarz, ale usunąłem go przez przypadek, więc jeszcze raz:
-Pan D. jako śmieszek i tancerz średnio pasuje
-Posejdon lepszy
„Ha! Nawet on twierdzi, że jestem lepszy”
„A idź jakieś tam tajfuny robić”
Hades jako mroczny romantyk? Ciekawe…
Ale i on musiał w końcu zakończyć tę farsę… mimo, że to był tylko sen 😉
Danny i Danielle? Jak mogłaś na to wpaść? Przecież w ciągu całego PH nikt nigdy, wcale a wcale nie pomyślałby o tym, że oni mogą być w przyszłości razem albo, że Danielle może podkochiwać się w Dannym, albo, że Danny może czuć się niezręcznie w obecności dziewczyny.
Miałem nadzieję na ostry pojedynek między Cody’m a Dannym, ale wyszło jak wyszło.
ODDECH TARTARU SIĘ NIE WYCOFAŁ!!! TO BYŁ TYLKO WDECH!
Co co co, Danny w Afryce? Danny grupowy? Danny, jako mądry, utalentowany i wszechstronny grupowy? Gdzie to był ten Will, że takie rzeczy wygaduje? Ten jad da się leczyć?
„17. Lana bardzo często się wzruszała.”
Jakie okropne użycie czasu przeszłego. 😉
„Cała scena pożegnania”
Wow. Cóż. Tak chyba… musiało być? Wiadomo było, że to kiedyś nastąpi, ale mimo wszystko… łał.
Moja reakcja na receptę Danny’ego była identyczna z reakcją Cody’ego.
No cóż, może są jeszcze jakieś dzieci Morfeusza w Obozie?
Ale skąd Clovis wiedział, że Cody przesadza? Hmm?
COCOCOCOCOCOCOCOCOCOCOCOOCCOCOOCCOO JAKAJAKAJAKAKJAKJAKJAKJAKJAKJAK
??????????????????????????????????????????????????????????? LANALANALANALANALANALANALANA????
GDZIE PO CO DLACZEGO JAK KIEDY I JESZCZE RAZ GDZIE PO CO DLACZEGO KIEDY JAK?
Musisz zawsze kończyć w takim momencie, co, łajzo?
Tęskniłam, mój drogi ♥
„Cierpienia Młodego Cody’ego”? Ach, myśląc o Carterze faktycznie gęsto często przed oczyma staje mi Werter 😛
Ach ci bogowie, zawsze tacy mili, uprzejmi i poprawiający humor! Reklamy są dobre na wszelkie smutki <3
O, Lana detektyw, to też mogłoby być niezłe 😀 Te dawne wspomnienia/sny/iluzje/sama nie wiem jak to nazwać sprawiają, że mimo iż fantastycznie się je czyta, ruszają za serce itd., to coraz bardziej martwię się o Cody'ego. To naprawdę niezdrowe.
Młodzi Danny i Cody <3 Musieli być kochani, choć tak wyalienowani.
Ach, lubię podejście Lany do tego wszystkiego. Really. To tak bardzo dobrze ją charakteryzuje. I potrafi rozładować napięcie, smutek itd. Bardzo cenię ją jako postać.
Hades jako młodzieniec?! No ja nie mogę, haha, w moim wyobrażeniu wygląda przekomicznie i nie jest ani trochę podobny do Cody'ego ;P Ojaaa, ekscytuję się razem z Laną poczynaniami młodego Hadesa! Mogłybyśmy założyć team "Młody Hades", albo coś! <3 Rozpływam się
O nie nooo, biedne Hadesiątko Poruszyła mnie jego historia… No cóż… Nieco starszy Hades też może być. W tym przypadku popieram go, że postanowił wziąć się za syna. No bo jakby Cody dalej tak siedział w podziemiu, to w końcu by zwariował doszczętnie.
Bosz, teraz będę mieć koszmary nocne o trupach. Och, Cody, Cody, nie mam pojęcia co ty wyprawiasz, ale weź się w garść, no proszę No nie! Cody naskakuje na Danny'ego?! Oj, chłopie, to sobie nagrabiłeś. Tak nie można!
Och, co najgorsze to straszne, że tak bardzo umiem wczuć się w emocje Cody'ego. Uwielbiam go, ale te wszystkie jego uczucia są destruktywne!
Cody i Danny koniecznie musza wydać razem płytę. Ja bym kupiła.
Scenka Willa i Danny'ego jest taka miła i pokrzepiająca No i ten. Ale zaszczyt Danny'ego kopnął xD Grupowy domku, no, no, no xD
Lana postępuje rozsądnie. Przynajmniej według mnie. Ktoś musiał kopnąć Cody'ego, on musi się zebrać. No chyba nie zostawisz go wrakiem herosa! No i dobrze, że potem obok C. był Danny. Jak Danny opisuje w ten sposób sprzątanie, to może i ja nawet bym się skusiła. Z takim kompanem jak on mogłoby być wesoło!
Cody, porzuć tych wszystkich dealerów, ale to już! Zaczęłam żałować Jessy'ego. Omg, co się ze mną dzieje?!
Oho, a to cóż to? Kolejna fantazja czy jakaś dziewoja przypominająca Lanę? Mega intrygujące, fajnie, że zaraz dowiem się kto to 😀
Jesteś pierwszą i chyba jedyną osobą, która żałuje Jessy’ego 😀 Jeszcze nikt nigdy nie powiedział o nim niczego miłego 😀