Heja! Obiecałam tą część w tym tygodniu i jest! Widzę, że obietnice złożone pod wpisem adminki ,, Nowy blog” nie są łamane. Kiedyś trzydzieści komów, ostatnio cztery. Nie wiem, czy jest po co pisać dalsze części, bo nie wiem, czy ktokolwiek to czyta! Za tydzień następna część. Jednak to co napisałam do kosza nie pójdzie. Wystarczy mi znak, że ktoś przejrzał wypociny, jedno słowo. Niech Wena będzie z Wami!
Stałam na ziemistym ręku tak jak we wcześniejszym śnie.
– Poprzednio powiedziałaś, że jesteś moją matką – odezwałam się dobitnie. – Ale dalej nic mi to nie mówi. Nadal nie wiem kim jesteś.
– Ja śpię – odezwała się sennym głosem właścicielka ręki.
– Trzy lata temu przebudziłam się by zniszczyć świat.
– Gaja – wyszeptałam – To ty atakowałaś Nica wstępując we mnie.
– Tak. To znaczy… nie do końca. To byłaś ty, ale twoja zła strona, która była moim uosobieniem. Jedynie ja mam nad nią kontrolę. Normalna jesteś jedynie przez ojca alkoholika. Zabiłam go po naszym pierwszym, przypadkowym spotkaniu w czasie mojego przebudzenia. – Skrzywiłam się i przerwałam jej:
– Skazując mnie tym samym na dom dziecka – dokończyłam. – Mogę wiedzieć po co próbowałaś zabić niewinnego człowieka? Nie żeby coś dla mnie znaczył. – skłamałam. – – I kiedy ja się urodziłam skoro przebudziłaś się trzy lata temu, a ja mam szesnaście?
– Chciałam pokazać twoją siłę i w ten sposób cię uznałam. Niestety palnął kilka pięknych słówek, co przeważyło na zmianę w dobrą ciebie. Rozumiesz, że czasami kobiety rodzą w śpiączce, prawda?
– Możesz zabić tego chłopaka. On jest dla mnie nikim. – powtórzyłam oschle kłamstwo zmieniając temat rozmowy.
– Wykorzystam przyzwolenie jakie mi dałaś, córko – odpowiedziała bogini podkreślając ostatnie słowo.
***
Obudziłam się z rękoma włożonymi w coś dziwnego i zimnego. Popatrzyłam w dół. Zabolał mnie kark. Dłonie miałam w wielkich, metalowych rękawicach, których nie mogłam zdjąć. Z ich wierzchołków ciągnął się łańcuch przymocowany na środku podłogi. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zamknęli mnie w więzieniu. Było tu łóżko, toaleta za otwartym teraz parawanem i mały stolik na szynach.
– Obiad! – rozległ się głos zza krat. Stał tam jeden z synów Aresa w koszulce z napisem ,, Syn Aresa” Położył miskę na stoliku, który przywołał wajchą.
– Wypuśćcie mnie stąd! – zakrzyknęłam błagalnie – To nie byłam ja!
Chłopak zignorował moje wrzaski i poszedł za świetnie widoczne biurko. Usiadł i zajął się czytaniem czasopisma o sposobach zabijania.
– Nico by mi uwierzył… – powiedziałam cichutko.
Wzięłam się za jedzenie. Dostałam rosół. No ale żeby nie było, dali mi łyżkę. Pełna kultura. Szkoda tylko, że na rękach miałam te sztywne rękawice. Spróbowałam moją mocą nabrać trochę zupy sztućcem i podnieść ją do moich ust. Bardzo mocno się skupiłam i doniosłam jedzenie do buzi.
Mała rada: nie jedzcie więziennego jedzenia. Wolelibyście umrzeć z głodu. Uwierzcie mi. Ta zupa była ohydna. Nie dość, że strasznie pikantna, to jeszcze przesolona. I zimna. Zimny rosół – serdecznie (nie) polecam. No ale ja i tak dalej spożywałam z wielkiego głodu to zupopodobne coś.
Drugą łyżkę zupy było mi bardzo trudno podnieść. Skupiłam się tak mocno, że moje policzki zrobiły się czerwone, a może nawet purpurowe. Gdy sztuciec z daniem był już blisko mojej twarzy, otworzyłam usta. I już prawie zamknęłam buzię, gdy usłyszałam pukanie w kraty. Szybko odwróciłam wzrok na postać stojącą po drugiej stronie. Stał tam Nico z zabandażowaną prawą ręką i siniakiem na lewym policzku. Zanim się spostrzegłam, łyżka poleciała w tym kierunku. Chłopak miał zamiar coś powiedzieć, bo otworzył usta, a łyżka z zupą wleciała mu do nich.
– No ja pierdykam! To miało trafić do mojej paszczy! – wydarłam się.
Chłopak nieco oszołomiony tym co zaszło powoli sięgnął ręką po sztuciec i wyjął go. I się nie zaksztusił! Pomlaskał chwilę.
– Fuj! Co oni ci dali do jedzenia?
– Chyba rosół, ale nie jestem pewna. – zerwałam się z łóżka zwalając miskę ze stolika i podbiegłam do krat. To jest próbowałam, gdyż nie zauważyłam, że łańcuchy są za krótkie na dojście do nich. Przez to przewróciłam się idealnie na twarz z głośnym ,,łubudu!”.
– Co ty robisz? – zapytał zdziwiony.
– Wypoczywam. Nie widać? – odparłam z pretensją w głosie.
– No właśnie nie za bardzo.
Wstałam.
– Pomóż mi się stąd wydostać!
– Najpierw mi wyjaśnij, czemu mnie zaatakowałaś.
– A czemu ty stałeś jak cielę i patrzyłeś się na mnie?! – wściekłam się.
– Bo… ehhh… nie wierzyłem, że będziesz próbowała mnie zabić. Że jestem dla ciebie kimś więcej, niż zwykłym chłopakiem z Obozu.
– Bo jesteś. I to nie ja cię zaatakowałam. To była moja matka sterująca moim ciałem. Ona mnie w ten sposób uznała. Nie zauważyłeś, że miałam inny głos oraz szary kolor skóry?
– Zauważyłem… Czyli już wiesz kim jesteś?
– Wiem. Córką Gai – Nico pobladł i chwycił za miecz. – Zostaw ten nożyk. Nic ci nie zrobię. – odparłam rozbawiona jego reakcją.
– Skąd to wiesz? Opowiedz mi całą swoją historię.
No i powiedziałam. O snach, o eryniach, adopcjach, a on powoli się uspokajał. Tylko przepowiednie i książki Ricka zachowałam dla siebie.
– Musisz mi pomóc.
– A! Tak, jasne. – Tutaj ściszył głos.- Czekaj na mnie o północy. Tutejszy zegar wybija tą godzinę no… jak każdy bimbający zegar dwanaście razy, więc będziesz wiedziała kiedy przyjdę.
– A strażnik?
– Strażnik w nocy śpi w swoim domku i nikt nie cię nie będzie pilnował. W dzień się trochę poukrywasz na terenie Obozu, a wieczorem pojawisz się na zebraniu. Cześć! – krzyknął. I poszedł.
– Ej, mogłabym dostać jeszcze jedną zupę i łyżkę? – zapytałam się strażnika.
– Taaa… – odparł przewracając stronę w magazynie.
***
Coś zaczęło mnie szturchać w ramię.
– Nie… Dzisiaj mam wolne… – wymamrotałam na wpół śpiąc. Odpowiedziało mi parsknięcie.
– Rusz się! – Mocniejsze szturchnięcie.
– Co?! Gdzie?! Jak?! – zerwałam się na równe nogi.
– Cicho! – odezwał się głos. Zamrugałam i zobaczyłam Nica. – Zaraz pół Obozu obudzisz.
– Jak tu wszedłeś?
– Drzwiami – wskazał otwartą celę. – Na zewnątrz jest przycisk zwalniający blokadę. Kajdanki też ci zdjąłem. A teraz chodź. Słyszałem dzisiejsze wieści. Bogowie cię wzywają. Nie wiem, czego od ciebie chcą, ale są mocno wkurzeni.
Wyszliśmy po cichu z więzienia. Przypatrywałam się mu z wielką uwagą. W ciemnościach wyglądał jeszcze poważniej i mroczniej.
Fryzurę też miał ciekawą. Jakby dopiero co wstał z łóżka i troszeczkę typu ,, szalony elektryk”. Podobało mi się to.
– Czego w życiu szukasz? – zapytał niespodziewanie Nico. To było trudne pytanie i nie wiedziałam skąd mu się wzieło.
– Rodziny. Przyjaciół. Miłości, której nigdy nie otrzymałam. Szczęścia, którego wiem, że nie znajdę. Wewnętrznego spokoju, którego nie zaznam. – Stanęłam i popatrzyłam prosto w szeroko otwarte, Nicowe oczy. – Ty miałeś to przez większość życia. Potem straciłeś. Wiem… wiem, że dużo o tym myślisz. Takich rzeczy się nie zapomina. Nie mniej jednak pamiętaj, że warto zapominać o złych wspomnieniach, zanim nasza nienawiść zacznie żyć własnym życiem.
Sądziłam, że Nico mnie odepchnie lub wyminie. A on po prostu mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk. Mimo zimnego wyglądu, ten człowiek miał dobre serce przepełnione miłością, której nikt nie chciał.
– To, co przeżyliśmy czyni nas gorszymi. – odezwał się.
– To, co przeżyliśmy czyni nas lepszymi od innych. My wiemy co w życiu jest ważne, za jakimi wartościami należy biec. A wie to tylko ten, kto to stracił. – poprawiłam go. – Chodźmy na ten Olimp. – machnęłam ręką na chłopaka.
– Ale musisz mieć jakąś broń. – miękkim, trochę rozklejonym i drżącym głosem zaoponował. – W składziku coś ci znajdziemy.
Składzik. To zabrzmiało jak jakiś schowek na mopy.
Po krótkim spacerze dotarliśmy do średniej wielkości szopy… składziku przy domku dzieci Ateny.
Nico uchylił drzwiczki i gestem zaprosił mnie do środka, po czym wszedł za mną.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. To była rupieciarnia. Aczkolwiek moją uwagę przykuły dwa przedmioty – niewielki miecz bez ostrza. Podniosłam ją oglądając dokładnie ze wszystkich stron.
– Nawet Jedi obrabowaliście? Bo to raczej nie jest ziemska broń.
– Co? – zdziwił się chłopak.
– No to popacz – kliknęłam przycisk na rękojeści. Miecz rozbłysnął zielonym kolorem.
– Chodziło mi raczej o to, kim są Jedi.
– Tacy tam… powaleńcy. Telekineza i te sprawy. Nigdy nie oglądałeś ,,Gwiezdnych wojen” ? – Zaprzeczył głową. – Jeju… ile cię życia ominęło… No nic. Kiedyś ci puszczę… Na prawdę nie kojarzysz tej muzyczki? Taam taam tamtarataaaam taam… – zanuciłam podkład z intro. Zaprzeczył – A to? Tam tam tam tam taram tam taram… – Znów pokręcił głową, tym razem na marsz Vadera. Bezgłośnie westchnęłam.
Była jeszcze druga rzecz, która mnie zaintrygowała. To był sztylet. Taki zwykły sobie o. A jednak taki piękny w swej prostocie.
Poszperałam dalej w tych gratach. Znalazłam pas i pochwę na sztylet. Od razu pozakładałam ekwipunek.
Wyszliśmy na zewnątrz.
– Nie idź taaam! – zasyczał głos Gai w mojej głowie. – Nie idź na Olimp!
– A to niby czemu? – zapytałam sarkastycznie, niestety na głos – Mordować Nica to mogłaś bez mojego
pozwolenia, a na Olimp iść to mi już nie wolno? Co niby miałoby się stać ja tam pójdę? Czego oni ode mnie chcą?
– Ooo! Biada ci, biada!
– Wal się kopytami na ryj! I nie biadol mi tutaj tylko powiedz co kazałam!
Nico stojący z boku, przypatrywał się tej scenie z osobliwym wyrazem twarzy, aczkolwiek nie krył rozbawienia zaistniałą sytuacją.
Przecież on nie słyszał Gai.
– Chcą uczynić cię nieśmiertelną, by w razie twojej śmierci moja cząstka nie trafiła do ziemi i odrodziłabym się. Niestety nie wiedzą, że jako bogini… czegoś tam przemienisz się we mnie.
– Przysięgnij na Styks, że nie kłamiesz.
– Przysięgam. – Zagrzmiało.
– OK, a teraz papa.
Podeszłam do chłopaka.
– Czemu gadałaś do siebie? – zapytał.
– Nie do siebie, tylko do Gai. Mówi, że nie powinnam iść na Olimp, bo chcą mnie tam uczynić nieśmiertelną, bo ,, Gaja i te sprawy”. Chyba muszę stąd nawiać.
– Dlaczego? – Nico posmutniał.
– Słyszałeś o przepowiedni o Cudownym dziecku?
– Nie… A jak ona brzmi
Wyrecytowałam ową ,,rymowankę”.
Nico, po jej wysłuchaniu nie odzywał się przez chwilę, po czym podkreślił oczywistą oczywistość:
– To nie brzmi dobrze.
– Idę na wyprawę.
Wstęp jak zwykle genialny. „Nie wiem, czy jest po co pisać dalsze części, bo nie wiem, czy ktokolwiek to czyta! Za tydzień następna część.” Hm… Można by dodać licznik wyświetleń, tak jak ktośtam to kiedyśtam proponował…
Rany 😉 Pokochałam Laurę, jej humor i tego strażnika!
Idealny opis Jedi… „Tacy tam… Powaleńcy.”
Nadal mam wątpliwości, czy miecz bez ostrza można nazwać mieczem.
„- Jak tu wszedłeś?
– Drzwiami.” – Ten moment jest genialny, uwielbiam go! Czym można wejść, jak nie drzwiami i oknem… 😉
Do następnej części 😉
Zgadzam sie z Isabell22! Super! Tak sie ciesze, ze za tydzien kolejna czesc! Wiesz… Tak troche mnie inspirujesz… Jak tylko bede miala dostep do kompa, wysle tu prace! Skoro ty masz sile i piszesz reguralnie to i ja sprobuje!
Tak. Można powiedzieć, że robię wam miesiąc i trochę z Cudownym dzieckiem. Saide, ja i regularność? Kojarzysz tą długą przerwę od CD? To był czas, w którym pisałam. Teraz tylko poprawiam. I wielkie dzięki dla mojej redakcji (o tożsamości kiedy indziej), bo wreszcie coś mi wychodzi.
Ja inspiracją? No dobra. Jak mnie zainspirował sklep z dywanami to tam ten no… normal sprawa.
Chce ktoś wene, bo mam na wydaniu? Polecam piosenki ,,Up all night”, ,,To the sky” i ,,Wolf bite” zespołu Owl city (nareszcie znalazłam sobie zespół. A, ,,Gold” też jest niezły.
Ej, podobało mi się! Przeczytałam całe i nawet mnie rozbawiło w kilku momentach! Ten fragment jak nuciła Nico muzyczkę mnie rozwalił. 😀 Poważnie.
Pomysł z Gają ciekawy, ale: „Niestety nie wiedzą, że jako bogini… czegoś tam przemienisz się we mnie.” Nie brzmi to zbyt dobrze. Tak nieprofesjonalnie i kompletnie nie pasuje do postaci jaką jest Gaja. Spróbowałabym tu archaizacji języka, żeby nadać wypowiedzi autentyczności.
Ale i tak widzę, że zrobiłaś duży postęp!
Słów kolejność zmienić musisz, aby za mądrego cię brali ludzie.
Prawdopodobnie nie chodzi ci o styl gadania Yody, prawda?
Nie, absolutnie. Chodzi mi o stylizację języka na archaiczny, co wiąże się z hiperpoprawnością i unikaniem zwrotów potocznych.