Mag odwrócił się i zniknął za drzwiami poszłam za nim odprowadzana złośliwym rechotem mojego byłego. Znalazłam go jak pakował swoje rzeczy do niewielkiej torby.
– Myślałem, że jesteś z tych miłych – powiedział – Powiedz mi natychmiast jak się stąd wydostać.
– Chris – błagałam – Nie możesz stąd iść – nie zważył na mnie tylko skierował się do wyjścia, zatrzymałam go ręką i powiedziałam – Po prostu nie możesz, wytłumaczę ci wszystko, tylko nie idź.
– Kiedy? – zapytał patrząc niepewnie na moją dłoń pokrytą krwią, na jego klatce piersiowej.
– Teraz, jeśli dasz mi szansę i wystarczającą ilość czasu – odpowiedziałam.
Zgodził się przytaknięciem głowy i usiadł z powrotem na łóżku, pokazał mi jednak, że mam się trzymać z daleka, więc oparłam się o framugę. Żeby to miało ręce i nogi powinnam powiedzieć mu wszystko od początku, w wielkim skrócie. Westchnęłam ciężko, sama musiałam to sobie poukładać w głowie.
– Ja jestem córką Tanatosa, Patrick synem Gai – zaczęłam – Poznaliśmy się kilka lat temu, gdy jego matka poprosiła mojego ojca, żeby uratować mu życie. Wysłał mnie, powtrzymałam go od samobójstwa po tym jak jego dziewczyna Lily z nim zerwała. Przytargałam go tutaj i zostawiłam. Potem wisiałam sobie za karę przez cztery lata przykuta łańcuchami do Olimpu, po tym czasie ni stąd ni zowąd zjawił się w pałacu mojego ojca i chciał mojej pomocy przy uratowaniu świętego drzewa Gai. Wspomnę tylko, że ona mnie nienawidzi całym sercem i jeszcze trochę. Potem wiesz zaczęliśmy się spotykać etc. Jej się to nie spodobało, więc stara się nad rozdzielić za wszelką cenę. To kolejny pomysł, sprowadziła Lily, dała jej pas Afrodyty, magiczne napoje, którymi faszerowała mojego chłopaka. Potem pojawiłeś się ty i Lily albo Afrodyta postanowiły uczynić nas bohaterami jakieś telenoweli, namówiła go, żeby postrzelił cię strzałą z zatrutym grotem, żebyś stracił pamięć a ja miałam kłopoty. Jeszcze wtedy zajmowałam się niemowlakiem, więc wiesz – wzruszyłam ramionami – Twoi ludzie zaczęli się o ciebie martwić, Anubis zagroził mi wojną, jeżeli nie zwrócę cię im w ciągu najbliższych dwudziestu godzin. Potrzebuje krwi Patricka oddanej z jego własnej woli, żeby Chejron mógł przygotować odtrutkę dla ciebie, dlatego go torturuje, chociaż tego nie chcę i wolałabym umrzeć, niż to robić, ale jestem już martwa. Nie chcę wojny z wami, muszę to zrobić, rozumiesz? Ja nie jestem tą złą – opuściłam głowę, omal się nie rozryczałam, gdy to mówiłam.
Tak ta wersja mnie też musiała mieć jakieś uczucia. Chris przez dłuższy czas nic nie mówił, zero komentarza, nic. Obserwowałam go z niepokojem, polubiłam go, nie chciałam, żeby mnie znienawidził.
– Idź w drugą stronę – powiedział w końcu.
– Nie rozumiem.
– Pewnie liczyłaś na to, że magia miłosna nagle zniknie. Zrób na odwrót, wciśnij w niego jej jeszcze więcej i zrób coś Lily, może wtedy się złamie. Skoro jest dzieckiem bóstwa jak ty, to na pewno jest silny, ale dziewczyna jest człowiekiem. Wnioskuje to z twojej opowieści – spojrzał na moją zszokowaną minę, tego się nie spodziewałam – Chcę tylko odzyskać pamięć i wrócić do domu z tego wariatkowa.
– Twój jest nie lepszy – odparłam rozmyślając nad jego słowami.
W sumie to może coś dać, stwierdziłam. Nie miałam zbyt wielu opcji a pomysły na torturowanie miłości mojego życia (prawdopodobnie) zaczynały mi się kończyć. Opuściłam go, po drodze spoglądając na zegarek, termin ostateczny zbliżał się nieubłaganie. Gdy wróciłam do pomieszczenia, w którym zostawiłam Patricka zajmował się nim Chejron, mimo wszystko on też był herosem swoistego rodzaju. Zapytał mnie wzrokiem, czy jeszcze mam zamiar go męczyć. Odpowiedziałam, że nie, ale poprosiłam bliźniaków, żeby przyprowadzili tutaj Lily i przy okazji przynieśli ze sobą pas Afrodyty. Centaur popatrzył na mnie niepewnie, synowie Hermesa też zresztą na szczęśliwych nie wyglądali. Nie mogłam im się dziwić, widzieli mnie w odsłonie, której raczej się nie spodziewali. Zapięłam pas płaczącej Lily i zauważyłam nagły błysk w oczach Patricka, oczywiście, że ścisnęło mi to serce i musiałam powstrzymać się przed zabiciem jej od tak. Mój były zaczął się niespokojnie wiercić. Dobyłam swojego miecza.
– Lily miło mi, że w końcu możemy się bliżej poznać – powiedziałam przesłodzonym głosikiem – Zrobimy ci teraz mały test czy zależy ci bardziej na sobie samej, czy Patricku – uśmiechnęłam się teraz z kolej do niego, znał mnie na tyle, że pewnie domyślił się, co zamierzam zrobić – Test będzie bardzo prosty, składa się tylko z moich tortur na tobie. Oto twoje opcje, zrobisz wszystko, żeby nie cierpieć i przekonasz Patricka, żeby dobrowolnie oddał mi trochę swojej krwi, żeby mój przyjaciel mógł zrobić odtrutkę, czym pokażesz, że masz go gdzieś i będziesz wolna. Albo zrobisz wprost przeciwnie i będziesz starała się go utrzymać tą przeklętą magię miłosną za wszelką cenę przy sobie, wtedy no cóż będziesz cierpieć, a mi wcale z tego powodu nie będzie smutno. Możemy zaczynać? – zapytałam uprzejmym głosem i przejechałam mieczem po jej ramieniu, nie tnąc głęboko, ale tak, żeby polało się trochę krwi, a ona krzyczała z bólu. Była mniej wytrzymała niż najmłodsi obozowicze. Po jakimś czasie stwierdziłam, że nie ma nic zabawnego w torturowaniu kogoś, kto drze się zanim w ogóle dotkniesz go jakąkolwiek bronią. Byłam niemal pewna, że to sprowadziło wszystkich obozowiczów pod Wielki Dom i zaczęli się zastanawiać, ile punktów przyznać mi w skali szaleństwa bogów. Zapewne uplasowałabym się w czołówce i tak za mną nie przepadali. Widziałam, że pomysł Chrisa działał, mój ukochany zaczął się rzucać, grozić mi i żądać dla niej wolności, za każdym razem, gdy zadawałam jej kolejną ranę. Moje serce wprost krwawiło na ten widok, nie powinnam w ogóle tego robić, on powinien tak walczyć o mnie, a nie o tą śmiertelniczkę.
Tak byłam zazdrosna, tak wywyższałam się, spróbujcie być sobie bóstwem i spędzić trochę czasu z moją rodziną, nie ma sposobu, żeby, chociaż trochę takich cech nie przyjąć. Trzymała się nieźle, ale musiała nadejść ten moment, którego się obawiałam. Kończył nam się czas. Wyzbyłam się na Lily wszystkich moich żali i całej frustracji z ostatniego czasu. Nie trzeba było przystawiać się do mojego faceta, nawet, jeżeli kiedyś był jej. Podszedł do mnie Guy, kiedy przystawiałam jej miecz do szyi. Patrick omal wtedy z wściekłości nie zerwał więzów, był niemal pewny, że ją zabije, ale nadal nie chciał dać mi tych kilka kropel swojej krwi. Był uparty, podobnie jak ja, dlatego często się kłóciliśmy, ale i tak serce mi się krajało. Krzywdząc Lily w tym momencie krzywdziłam jego, krzywdząc jego, krzywdziłam samą siebie.
– Mamy problem – wyszeptał mi na ucho syn Hermesa.
Poszłam za nim do pokoju obok gdzie czekali na mnie grupowi domków.
– Magowie idą – mruknął Percy, zatem też musiał mieć wcześniej z nimi do czynienie, ale postanowiłam zostawić te rozważania na potem – Fajnie, będzie walka.
– Nie walka, tylko bitwa, glonomóżdżku – powiedziała blondynka stojąca obok. Jak ja się cieszyłam, że ktokolwiek potrafi tu myśleć – To coś poważnego.
– Zorganizujcie obronę – powiedziałam po chwili – Dowodzi Percy, jego dziewczyna i syn Hadesa. Nie atakujcie, zanim nie wydam takiego rozkazu, nadal mam nadzieję, że uda się uniknąć rozlewu krwi – dodałam sama nie będąc pewna i wróciłam do Patricka i Lily, musiałam posunąć się do ostateczności.
Złożyłam miecz i zapięłam łańcuszek z powrotem na szyi. Stanęłam za dziewczyną i objęłam dłońmi jej szyję jakbym chciała ją udusić. Cała się spięła, Patrick tym bardziej, wiedział, co zamierzam zrobić.
– Kończy ci się czas, czyż nie? – próbował odwrócić moją uwagę.
– Może tak, może nie. Albo znudziłam się po prostu w granie w kotka i myszkę z Lily i postanowiłam ją zabić – odpowiedziałam pewnym siebie głosem.
– Nie jesteś do tego zdolna – żachnął się.
– Jestem bóstwem śmierci. I wiesz doskonale, że mogę to bardzo przedłużać, albo wysłać jej duszę do Podziemia w ułamku sekund i tam się dopiero nad nią pastwić. Lily – pochyliłam się nad nią, powoli zaczynając używać swoich mocy – Nie masz pojęcia jak tam jest fajnie. Wiesz lamentujące wszędzie dusze, znajdą się i jakieś potwory i wszelakie inne okropności, które ci się śniły w najgorszych koszmarach – podniosłam swój wzrok na Patricka i uśmiechnęłam się złowieszczo, patrzył na mnie, jakby chciał mnie zabić.
Wystarczyło tylko, żeby dał kilka kropel swojej krwi, Chejron czekał przy drzwiach gotowy w każdej chwili ją wziąć. Uprzedził mnie wcześniej, że przygotowanie odtrutki może zająć mu jakąś godzinę, ale jej efekt będzie natychmiastowy. Po pół godzinie wiedziałam, że Lily nie czuje już kończyn, stopniowo znieczulałam jej organizm, żeby po trzech kwadransach nie czuła go całkowicie, poza głową i sercem. Tak, umiałam wyprawiać takie sztuczki ze swoją mocą.
– Patrick ja nie chcę umrzeć – powiedziała z trudem – Nie czuję całego ciała.
– Ona cię nie zabije – odparł wątpiącym trudem. Uśmiechnęłam się i użyłam mocy na sercu, komórki, z których się składało zaczęły powoli zamierać. Patrick zobaczył to, po jej łapczywym łapaniu powietrza. Teoretycznie mogłam to cofnąć i on o tym dobrze wiedział, musiał tylko podjąć szybką decyzję. Miałam jednak nadzieję, że złamie się trochę wcześniej i nie będę musiała tego robić.
– Dam ci to, tylko jej nie zabijaj – wyszeptał opuszczając głowę, Chejron był już przy nim z metalową miseczką i nożem, szybko naciął mu przedramię i ucieszyłam się, że zapełnił tylko dno naczynia. Natychmiast cofnęłam szkody wyczynione moją mocą w ciele Lily i poszłam do siebie, nic mnie już więcej nie obchodziło. Kiedy wkładałam na siebie zbroję i przypinałam miecz do pasa moje lustro dziwnie milczało i zareagowało dopiero wtedy, gdy do pomieszczenia wszedł Chris.
– Co się dzieje?
– Twoi ludzie są przy granicy z Obozem – zerknęłam na zegarek, – Jeżeli nie wrócisz do nich cały i zdrów w przeciągu pięciu minut, zapewne zaatakują. Postaram się grać na zwłokę, dopóki Chejron nie poda ci odtrutki, potem wszystko zależy od ciebie – powiedziałam kładąc mu dłoń na ramieniu – Nie chcę rozlewu krwi i wątpię, żeby Anubis i Carterowie też tego pragnęli. Jeżeli do tego dojdzie, chciałabym mieć możliwość poniesienia śmierci, bo pewnie cala moja rodzina wyżyje się wtedy na mnie i nie chcę nawet myśleć, o karze, jaką mi wymyślą. Oby żadna dusza herosa nie trafiła dzisiaj do Podziemia, ani Magów do królestwa Ozyrysa – wyszeptałam wychodząc z pokoju.
Zeszłam jeszcze na dół, gdzie Patrick próbował dotrzeć jakoś do Lily. Podeszłam do niego i spojrzałam mu głęboko w oczy, był zgaszony i jakby bez życia. Serce mnie bolało, nie wiem, czemu to zrobiłam, ale pocałowałam go i miałam wtedy wrażenie, że odzyskałam go na jakąś sekundę, może dwie. Poczułam naszą więź i kurczowo się jej uchwyciłam błagając wprost, żeby do mnie wrócił. Nic z tego nie wyszło, zrozpaczona opuściłam Wielki Dom i skierowałam się do granicy Obozu, gdzie czekały ustawione w rzędach siły herosów. Z chwilą, gdy stanęłam na ich czele nastało południe, uniosłam dumnie głowę i czekałam na ruch Egipcjan.
– Twój czas się skończył grecka bogini – usłyszałam głos Anubisa, który wysunął się na przód swoich oddziałów dzierżąc w dłoni charakterystyczny, zakrzywiony, egipski miecz – Gdzie jest Chris?
– Cały i zdrowy – odparłam.
– Gdyby tak było już by tu był – wtrącił się Carter.
– Wiedziałaś, że będą konsekwencje – powiedział Anubis używając złowieszczego, mrocznego tonu głosu. Wychodziło mu to lepiej niż mnie, ale generalnie to taka fajna cecha bóstw śmierci – Musisz je ponieść.
– Darujmy sobie rozlew krwi. Żadne z nas tego nie chce – grałam na czas – Zmierzmy się tylko my, jako przedstawiciele i przedyskutujmy warunki.
– Ośmieszasz się – krzyknął któryś z Magów.
– A chcesz dostać w banię – odpowiedział mu ktoś z domku Aresa.
Może w tamtym momencie powinnam się załamać, ale od tego zaczęła się utarczka słowna, jednak nikt nie kwapił się do rozpoczęcia walki. Spojrzałam nerwowo na zegarek, Chejron potrzebował jeszcze około trzydziestu minut. Przywołałam do siebie bliźniaków i nakazałam im ukradkiem przekazać wszystkim grupowym, że jeżeli dojdzie do walki, to nie zabijamy. Ogłuszamy, wykluczamy i tak dalej. Zaznaczyłam, żeby przekazali wiadomość po grecku, nie wiadomo, jakie sztuczki znali Egipcjanie i może mieli coś na przechwytywanie wiadomości. Jednak po pięciu minutach Anubis stwierdził, że ma tego dosyć, nie wiem, czego on się naćpał, że go tak ciągnęło do walki, z tego, co kojarzyłam to on nie powinien być taki narwany. Dał rozkaz do ataku, więc ruszyła też moja strona. Anubisa kazałam zostawić sobie, to były porachunki na wyższym poziomie, częściowo też osobistym. Kiedy my dwoje się starliśmy, delikatnie rzecz biorąc poszły iskry, a zaciętości nie było końca. Cios szedł za ciosem, egipska kontra grecka technika walki. Miecz przeciwko chepeszowi i tak dalej. Nie miałam czasu rozglądać się dookoła, żeby wybadać sytuacją, w jakiej są moi ludzie. Nikt mnie nie mianował generałem, byłam Dyrektorką od kilku dni, ale czułam się za nich odpowiedzialna i w mniejszym czy większym stopniu byliśmy ze sobą wszyscy spokrewnieni. Właśnie zamierzałam zadać cios od dołu, kiedy poczułam, że nie mogę poruszać rękoma ani nogami, i że w sumie znalazłam się na ziemi.
– Nie no znowu?! – krzyknęłam wściekła – Żartujecie sobie z tymi wstążkami.
Podeszła do mnie Sadie, to ona unieruchomiła mnie zaklęciem. Czułam, że drzemie w niej wielka siła, a że Anubis był albo może i nie jej chłopakiem, dobrze współpracowali na polu bitwy. To była zła wiadomość dla mnie, zaczęłam się odrobinę niepokoić czy aby na pewno jestem nieśmiertelna, bo jeśli tak to stracenie głowy nadal nie wydawało się zbyt dobrym pomysłem. Miałam tylko nadzieję, że Chris odzyska pamięć, a ktoś to wszystko naprawi jak ja będę przez chwilę w niedyspozycji fizycznej. Czy sprawdzone zostało kiedyś, czy bogom można odcinać głowy? Anubis podszedł do mnie z zamiarem zrobienia tego, o czym od dobrej chwili rozmyślała, kiedy ktoś rzucił się na niego z impetem. Sadie wytrąciło to z równowagi i osłabiło zaklęcie, dzięki czemu mogłam się uwolnić. Zacisnęłam dłoń na rękojeści i podeszłam do egipskiego boga, który obrywał od kogoś po twarzy, moje największe zdumienie było, gdy dotarło do mnie, kto jest jego chwilowym oprawcą.
– Łapy precz od mojej dziewczyny! – Patrick znowu mu przyłożył.
– Patrick? – wyszeptałam najpierw zdumiona, a potem zaczęłam go odciągać od Anubisa – Przestań! – prosiłam krzykiem, w którym brzmiała czysta rozpacz.
Zatrzymał się z ręką wzniesioną by zadać kolejny cios. Wtedy jakaś dziwna siła uderzyła go i przeleciał kilka metrów w powietrzu, żeby ciężko upaść na ziemi. Odwróciłam się, żeby zobaczyć, kto go zaatakował. Młodsza z Carterów szybko się otrząsnęła, zabolało mnie to równie mocno, co Patricka, on już i tak cierpiał po moich torturach.
– Ej! Zostaw go w spokoju!
– Nie trzeba było rzucać się na mojego chłopaka! – odpowiedziała mi.
Zamachnęłam się na nią mieczem, a potem uniknęłam uderzenia w głowę jej różdżką. Nie spodziewałam się, że to może służyć też, jako bezpośrednia broń. Teraz to się wkurzyłam, zaczęłyśmy walczyć na poważnie. I nie trwało to za długo, bo nagle ktoś wbiegł na pomiędzy nas z dzieckiem w ręce i uniósł je do góry. Tak to było niczym scena z „Króla Lwa”.
– Chris? – opuściłam zdziwiona miecz – Młody? Jak? Co się dzieje?
Widziałam jak dziecko było uszczęśliwione i zaczęło klaskać jak najmocniej potrafiło, cały czas się przy tym śmiejąc. Wszyscy nagle opuścili broń, rzucili ją na ziemię i zaczęli szukać swoich fandomów, potem rozpoczęła się zupełnie innego rodzaju walki. Nagle Egipcjanie i Grecy mogli się zjednoczyć w miłości do różnych elementów popkultury. Słyszałam kłótnie o ulubionych bohaterów, o shipy, cokolwiek to było. O to czy Jon Snow umarł czy nie? Oryginalne nazwisko, stwierdziłam. Rozejrzałam się wokół, chciałam coś rzucić do Sadie, ale włączyła się w kłótnie o jakimś serialu, o którym nigdy nie słyszałam. Spojrzałam na Chrisa i uśmiechnęłam się do niego. Nie mogłam się powstrzymać i przytuliłam go z całej siły, po tym jak odwzajemnił uścisk wiedziałam, że odzyskał pamięć.
– Co się stało? – zapytałam.
– Hestia, chyba tak się nazywała – uśmiechnął się – Podała coś twojemu ukochanemu, a mnie dziecko i powiedziała, żebyśmy się pośpieszyli. Zaraz potem zniknęła.
Razem podeszliśmy do Patrcika jęczącego z bólu na ziemi, pomogłam mu się podnieść do pozycji siedzącej i usiadłam przy nim. Chris dosiadł się do nas, Anubis przytargał się po chwili. Siedzieliśmy tak sobie w kółko, kiedy wokół nas trwałą wojna fandomów.
– Jesteś głupi – rzuciłam do Patricka.
– Bo cię kocham – odburknął – I przepraszam za wszystko.
– Byłeś nieświadomy – powiedziałam i chwyciłam go za rękę – Komuś innemu się należą.
Grzecznie posłuchał i przeprosił Chrisa i Anubisa, uścisnęli sobie po męsku dłonie, czym uznali sprawę za zakończoną. Ja natomiast dostałam w ramach dobrych intencji i tajnego porozumienia bóstw śmierci kurtkę Anubisa, która tak mi się podobała przy naszym pierwszym spotkaniu. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, dopóki Młody nie zaczął się wyrywać w moim kierunku. Zdziwiłam się i wyciągnęłam po niego ręce, jednak Patrick był szybszy. Dziecko szybko się uspokoiło w jego rękach, Chris nie wiadomo, czemu uśmiechał się głupkowato, a Anubis stwierdził, że pójdzie poszukać Sadie, która może zabić kogoś za to, że stwierdzi, że Doctor Who jest beznadziejny. Mój ukochany o dziwo cieszył się z obecności dziecka, spojrzałam na niego i poczułam, że przesyła mi swoje odczucia naszą więzią. Zgromiłam go wzrokiem i stwierdziłam, że porozmawiamy o tym za parę lat, bardzo wiele lat.
– A i Hestia prosiła, żebyście zajęli się Młodym przez jakiś czas – oznajmił nagle Chris i się zmył do swoich ludzi.
– Widzisz to znak, będziemy mieli okazję, żeby poćwiczyć – uśmiechnął się Patrick, mimo że widziałam, jak wszystko go bolało.
Nic mu nie odpowiedziałam, tylko uścisnęłam jego dłoń i pogłaskałam Młodego po główce. Rozejrzałam się dookoła, żadna ze stron nie odniosła poważnych strat a teraz tworzyła razem jeden wielkie popkulturowe spotkanie. Przez chwilę mogłam niczym się nie martwić i byłam mimo wszystko szczęśliwa, podziękowałam w duchu Hestii, że jednak jest zawsze po mojej stronie.
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ
LUB KONIEC CÓRKI ŚMIERCI W OGÓLE
DECYZJA JESZCZE OSTATECZNIE NIEPODJĘTA
Dobra kończę znowu. Jeżeli będzie część trzecia zacznie się ona słowami „Patrick nie żyje…” i będzie bardzo dramatyczna. I wezmę się jak już za nią za jakiś (długi) czas, wiem macie mnie dosyć, ale ja i tak Was kocham. :> Dedykacja leci dla każdego, kto przeczytał, chociaż fragment.
To się nie kończy, jasne? Po prostu… NIE. [Legion wojowniczych meduz faluje w idealnej synchronizacji] Jeśli tego opowiadania zabraknie, będziemy zmuszeni pożegnać plemiona koczowniczych znaków interpunkcyjnych, zdania o ciekawym szyku i kwiatki w rodzaju zamiany „Cane’ów” na „Carterów”. Ja się pytam: jak poradzimy sobie bez rozważań o wpływie dekapitacji na samopoczucie kogoś technicznie rzecz biorąc martwego, a praktycznie- nieśmiertelnego? Odpowiedz, do stu tysięcy krążkopławów (albo idź na łatwiznę i w końcu na dobre zabij tego cholernego Patricka)!
Nie wiem co Ci powiedzieć. Na zabiciu się Patricka się nie skończy. (To nie będzie łatwizna, to będzie czysta frajda!) Czemu dostał przydomek cholerny? 😛
._.
,_,
;_;