Cześć,
Oto pierwszy rozdział. Mam nadzieję że wam spodoba się. Nie przedłużam i czekam na komentarze.
Rozdział I
“Ruch uliczny, rytm okien i facet emo”
Trzecia czterdzieści sześć. Kto o takiej godzinie może coś ode mnie chcieć?! Wstałam powoli z łóżka, otuliłam się kocem i powoli powlekłam się do drzwi. Odblokowałam wszystkie zamki i otworzyłam drzwi. Stał w nich Jack. Popatrzył na mnie z góry przenikającym spojrzeniem. Nienawidziłam tego.
– Czemu nie śpisz? – Zapytał.
– Bo mnie obudziłeś – Powiedziałam zaspanym głosem, przecierając jednocześnie oczy.
– A gdzie rodzice?
– W pracy – Otuliłam się jeszcze bardziej kocem, bo było mi zimno.
– Przecież tata miał dzisiaj wrócić – Powiedział wchodząc do mieszkania, zamykając za sobą drzwi.
– Mógł zostać jeszcze na kilka dni i zarobić trochę więcej kasy – Powiedziałam patrząc mojemu bratu prosto w oczy. Ciężko westchnął.
– Tylko tym razem może by mu ją dali – Chwycił mnie za ramiona i potarł je. – Zimno ci, prawda?
Kiwnęłam głową. Wtedy wziął mnie na plecy i zabrał do łóżka. Następnie otulił mnie kilkoma kocami, a na nogi nałożył mi jeszcze skarpetki. Sam rozebrał się szybko rzucając wszystkie swoje rzeczy niedbale na biurko. Ubrał się w spodnie dresowe, sweter i bluzę.
– Śpimy dzisiaj razem okej? – Powiedział cicho wkładając najgrubsze skarpetki na świecie.
– Okej, pod warunkiem że opowiesz mi bajkę – Uśmiechnęłam się, po czym przesunęłam się pod ścianę żeby zrobić mu miejsce.
– Jesteś okropna – Położył się koło mnie – Ale wole to od zamarźnięcia. Na zewnątrz jest chyba z minus dziesięć stopni.
Ułożyłam się na boku żeby móc go lepiej widzieć. Chwile milczeliśmy, po czym zaczął mi opowiadać bajeczkę na dobranoc.
– Była raz sobie dziewczyna o imieniu Blanka di Diabolo – Powiedział patrząc na mnie z uśmiechem na tej swojej przystojne gębie. Wywróciłam oczami.
– Czemu ty zawsze tworzysz bajki w których ja odgrywam główną rolę? – Zapytałam z politowaniem w głosie.
– Cicho bądź – Szturchnął mnie w ramie. – To moja bajka. Więc się zamknij – Ciężko westchnął, po czym kontynuował. – Ta dziewczyna była niezwykle utalentowana. Rysowała naprawdę pięknie. Jej rysunki były tak dokładne że zdawało się że postacie i miejsca na nich istnieją naprawdę. W wieku piętnastu lat dostała się do naprawdę prestiżowej szkoły artystycznej. Kiedy skończyła liceum poszła na wydział sztuki na New York Uniwercity. Była jedną z najlepszych studentek. Kiedy ukończyła studia, otworzyła własną galerię sztuki która po niedługim czasie stała się jedną z najlepszych w kraju.
– Dziewczyna mieszkała w pięknym apartamencie tuż nad brzegiem East River – Kontynuowałam. – W tym samym budynku mieszkali również je rodzice i brat wraz z narzeczoną, która była najpiękniejsza na świecie. Żyli w dostatku i nigdy nie musieli się niczym przejmować.
– A zwłaszcza ilością pieniędzy i tym czy właściciel budynku wyrzuci ich za kilka dni na ulicę.
– Koniec.
Nastała grobowa cisza. Zza okna dochodziły dźwięki Nowego Jorku.
– Wiesz ile bym dała by być taką Blanką?
– Pewnie dużo – Powiedział wlepiając wzrok w sufit.
Znów nastała cisza. A oczy zaczęły mi się zamykać. Przewróciłam się na plecy.
– Chciała bym być kimś – Wyszeptałam.
– Blanka – Poczułam że Jack podnosi się na łokcie. Otworzyłam oczy i popatrzyłam prosto w jego oczy. Lekko się do mnie uśmiechną. – Ty będziesz kimś naprawdę wielkim. Czuję to. Ale musisz jeszcze trochę urosnąć żeby to nastąpiło.
– Mówisz tak jakbym wciąż miała 5 lat – Powiedziałam oskarżycielsko.
– Dla mnie zawsze będziesz miała 5 lat siostrzyczko – Pocałował mnie w czoło, po czym przysunął się do mnie. Skuliłam się przy nim w kulkę, by utrzymać jak najwięcej ciepła. Jack owinął wokół mnie swoje ręce. – A teraz śpij księżniczko. Jutro idziesz do swojej prestiżowej szkoły, więc musisz się wyspać.
Cicho się roześmiałam, po czym zasnęłam.
***
Zabiję go. Zabiję. Przez tę nocną pobudkę wstawanie było katorgą. Z trudem zwlokłam się z łóżka i przecierają oczy powlekłam się do łazienki. Tam zaspana doprowadziłam się do porządku.
– Blanka jesteś tam? – Głos mamy wydobył się zza drzwi.
– Hmm?
– Co tym tam robisz? Siedzisz tam już z trzydzieści minut – Jej głos brzmiał zarówno niepokojąco, a za razem … zabawnie? No może.
– Śpię – Odpowiedziałam.
Pochylona nad umywalka niewiele się zastanawiałam nad tym co robię oraz ile tu już siedzę.
– Już wychodzę – Przeczesałam ręką włosy i mozolnie otworzyłam drzwi. Na korytarzu stała moja mama z talerzem z kanapkami w jednej ręce i z plecakiem w drugiej.
– Masz piętnasto minutowy poślizg. Jak zaraz nie wyjdziesz to się spóźnisz.
Typowa moja mama. Wraca wymordowana z nocnej zmiany w szpitalu, a ma czas i chęci pomyśleć o moim śniadaniu i szkole. No ja ją po prostu podziwiam. Kiedyś chciałabym być taka jak ona. O wszystkim i wszystkich pamięta, uśmiech nigdy nie znika jej z twarzy, nawet kiedy mamy różnego rodzaju problemy. Jest po prostu niesamowita. Złapałam kromkę chleba oraz plecak i pocałowałam mamę w policzek.
– Wyśpij się – Krzyknęłam i zniknęłam za drzwiami.
Biegłam po chodniku przepychając się przez tłumy turystów, którzy teoretycznie o tej porze powinni jeszcze spać. Wpadłam na pasy, obawiając się że za chwilę światło zmieni kolor na czerwony.
W chwili w której byłam na środku ulicy zostałam przez kogoś potrącona. A może to ja potrąciłam tego kogoś? W każdym bądź razie wybąkałam przeprosiny. Wtedy poczułam czyjś wzrok na plecach. Zatrzymałam się w chwili gdy światła zaczęły mrugać. Odwróciłam się. Zobaczyłam młodego mężczyznę – tego którego prawdopodobnie potraciłam. Mógł mieć maksymalnie trzydzieści lat. Był ubrany w czarną skurzaną kurtkę z ćwiekami, czarne spodnie i czarne conversy. Jego czarne włosy były w kompletnym nieładzie, a brązowe oczy wpatrywały się we mnie z zaskoczeniem. Jednak najbardziej zdziwił mnie wyraz jego twarzy. Był zdumiony, a zarazem przerażony. Czy to a byłam przyczyną tej miny?
Przyznam że lekko przeraził mnie ten facet. Powoli odwróciłam się i ruszyłam w stronę metra unikając w ostatniej chwili ruszających już samochodów. Będąc już na chodniku zerknęłam bacznie przez ramie w stronę pasów. Facet emo stał na środku ulicy pomiędzy mijającymi i trąbiącymi na niego samochodami. Zaczęłam się zastanawiać czy nie jest on przypadkiem samobójcą, który rychle pragnie śmierci. Ruszyłam biegiem przed siebie. Jednak intrygowało mnie, czy tajemnicza postać wciąż się na mnie gapi. Odwróciłam się w biegu. Chłopak zniknął.
Zamrugałam kilka razy. Jak to możliwe?! Jeszcze przed chwilą tam stał. Przecież minęło zaledwie kilka sekund od kąt ostatni raz go widziałam. A nie było go ani na chodniku, ani na ulicy. „Pewnie została z niego tylko mokra plama” – pomyślałam i ruszyłam na stacje metra, wiedząc że przez tego idiotę mam zagwarantowane spóźnienie.
Wpadłam do szkoły po dzwonku. Bieg sprawił że ledwie dyszałam. Zignorowałam zdjęcie kurtki i butów. Od razu pobiegłam w stronę sali od plastyki. Pech sprawił że wpadłam jeszcze na dyrcia. Niech to szlag. Wykrzyczałam przeprosiny i poleciałam dalej.
Profesor Solace nie nienawidzi spóźnień. W dodatku czepia się prawie wszystkiego. I był, delikatnie mówiąc, nadopiekuńczy. Ale i tak go uwielbiamy. To chyba jedyny nauczyciel w tej szkole który nie traktuje nas z rezerwą i wyższością. W dodatku po szkole, kiedy większość nauczycieli odbudowuje się psychicznie, on pracuje jeszcze do wieczora w szpitalu. Zawsze się zastanawiałam z kąt on ma tyle chęci i siły na to wszystko.
Wpadłam zdyszana do klasy.
– Przepraszam za spóźnienie – Wykrzyknęłam i zaczęłam manewrować pomiędzy ławkami by dotrzeć na swoje miejsce.
– Który to już raz panno Diabolo? – Usłyszałam głos mojego nauczyciela.
Odwróciłam się do niego. Nogi miał jak zwykle położne na biurku, i jak zwykle bawił się niewielkim sztyletem, który zawsze nosił ze sobą. Nigdy chyba nie ogarnę, do czego on ma mu niby służyć.
– Pewnie już któryś z kolei – Powiedziałam ściszając głos.
– No właśnie… to pierwszy raz. W ciągu całego roku. Dlatego jestem bardzo ciekaw co takiego się stało że się spóźniłaś.
Zatkało mnie. No bo co mu niby miałam powiedzieć. Spóźniłam się bo stałam na pasach i wlepiałam wzrok w jakiegoś faceta emo? Który potem nagle wyparował. Na pewno nie.
– Zaspałam – Nie wiem czy to się zalicza nawet do jednej trzeciej prawdy.
– Tak po prostu? – zapytał podnosząc jedną brew.
– Tak po prostu.
– Dobra Diabolo, siadaj. Myślałem że powiesz mi coś ciekawszego. Na przykład że w Central Parku wylądowało Ufo, czy coś w tym stylu. Ale jak nie to nie. Następnym razem poproszę bardziej kreatywną wymówkę.
Po klasie przetoczył się cichy śmiech. Sol popatrzył na nich spode łba więc wszyscy szybko się uciszyli. Kiedy siadłam i wyciągnęłam zeszyt i długopis wróciliśmy do lekcji. Temat: Ruch uliczny, rytm okien i przedstawianie osobowości. Zapowiada się ciekawie.
Uśmiech z jakim powitałam ta lekcję zgasł, kiedy dotarliśmy do tej trzeciej części. Solace mówił że kiedy stworzy doskonały kontrast tego wszystkiego o czym mówił nam wcześniej, możemy wcisnąć pomiędzy to wszystko postać która będzie się bardzo wyróżniać. Mówił nam że większość artystów zwykle rysuje lub maluje kolorowe tło i ciemną niewyraźną postać, albo szare zmazane tło i wyrazistą jasną postać. Powiedział nam, że mamy dzisiaj zacząć planować jaką część miasta będziemy chcieli zawrzeć na naszych pracach i jaką technikę wybierzemy.
Miałam ochotę się powiesić. Zwykle w mojej głowie roiło się tysiące pomysłów. Jednak dzisiaj pojawiał mi się w kółko tylko jeden: moja droga do szkoły i facet emo. „Ale w sumie czemu by nie? – pomyślałam – To nie taki zły pomysł. Dość ciekawy i może wyciągnę na szóstkę”. Tylko był jeden problem. Sol mówił nam że postać musi być albo wyraźna i kolorowa, albo ciemna i zamazana. Facet emo był ciemny, ale nie niewyraźny. A może zaszaleję. Uśmiechnęłam się do siebie i zaczęłam spisywać co będzie mi na juro potrzebne.
Wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Wszyscy odwróciliśmy automatycznie głowy w ich stronę. Zza nich wyłoniła się blada twarz i czarne włosy. O Boże! To nie może być on. Nie on! Przecież miała z niego zostać czerwona plama na środku ulicy. Bardzo by mnie tamta opcja zadowoliła. Odwróciłam się szybko do tablicy, mając nadzieję że mnie nie zauważył. Wbiłam wzrok w zeszyt i skupiłam się na nim maksymalnie, zaklinając w myślach by mnie nie zauważył.
– Przepraszam moi drodzy – Solace wstał i ruszył w stronę drzwi. Sztylet schował w tylnej kieszeni spodni. – Jeśli chcecie to macie czas wolny. Ale nie chcę słyszeć żadnych głośnych rozmów.
I wyszedł. Mimo rozmów jakie panowały w klasie słyszałam żwawą wymianę zdań dochodzącą zza drzwi. Zastanawiało mnie o czym rozmawiał Sol i ten facet. Znali się? A może to tylko przypadek że ten dziwny facet tu przyszedł? Może chciał się zapytać o drogę? „Nie bądź głupia Blanka” – skarciłam się w myślach. W moim umyśle pracowały wszystkie trybiki wymyślając kolejne powody dlaczego ON tu przyszedł. Już nie mogłam się doczekać końca lekcji.
Kiedy rozległ się dzwonek wszyscy rzucili się do wyjścia. Przez co wyszłam ostatnia. Byłam już za drzwiami kiedy rozległ się za mną głos Sola
– Blanka, chodź tutaj
Powoli się odwróciłam. Po co on mnie woła!? O co mu chodzi!? Czy ten facet coś o mnie nagadał? O Boże!
– Przekaż wszystkim co mają przynieść na jutrzejszą lekcję – Podał mi małą kartkę. – Wszystko jest zapisane tutaj. I niech każdy przygotuje krótką historyjkę o tym co narysował, bądź namalował. Trzeba pobudzić tą waszą wyobraźnie.
Mówił coś chyba jeszcze, ale ja go już nie słuchałam, bo popatrzyłam facetowi emo prosto w oczy. Mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem, ale żadne z nas nie odpuszczało. Coś nagle błysnęło w jego oczach. Było to coś bardzo niepokojącego i złowieszczego. Ale za razem tak znajomego. Sama nie wiem z kąt.
– Blanka? – usłyszałam glos mojego nauczyciela.
– Tak przekaże wszystkim – Odpowiedziałam wciąż nie odwracając wzroku od ciemno brązowych oczu, które były identycznego odcieniu jak moje. Powoli się odwróciłam i ruszyłam pustym korytarzem. Nim zniknęłam za zakrętem usłyszałam jeszcze przytłumione głosy.
– Co jest?
– To ona
Literowki! Nie lubie sie czepiac, ale tu jest ich masa! Ale poza tym wszysciutko jest super! Kim jest ten facet? Czemu Blanka go kojarzy? Nie wiem, ale dowiem sie za kilka chwil gdy bede czytac kolejna czesc!