Witam,
Pisze to opowiadanie już jakiś czas, i na początku wstawiałam je na mojego bloga, a od jakiegoś czasu na Wattpada. Teraz postanowiłam również podzielić się nim na tej stronie i poznać wasze opinie na temat Blanki di Diabolo. Postaram się w miarę szybko wstawić rozdziały które już napisałam (jest ich już 12 + prolog, który macie na dole 😉 ), ale jeśli bylibyście bardzo ciekawi to wstawiam poniżej link do Wattpad i mojego bloga. Czekam na wasze komentarze z niecierpliwością.
https://www.wattpad.com/myworks/60289680-blanka-di-diabolo
http://zycierzadzoneprzezwene.blogspot.com/2015/10/blanka-di-diabolo.html
Prolog
– Nie jest ci za ciepło malutka? – zapytała młoda kobieta swoją małą córeczkę, która leżała w wózku i śmiała się w niebogłosy.
Dziewczynka miętosiła w małych rączkach pluszową harpie. Co jakiś czas wkładał ją sobie do małej buzi i gryzła zabawkę w ucho. Jej matka zastanawiała się już dawno nad wyrzuceniem tej potwornej zabawki, jednak dziewczynka bardzo ją lubiła. I jak na ironie, tylko z nią umiała zasnąć.
Kobieta podniosła wzrok znad wózka i rozejrzała się bacznie po najbliższej okolicy. Dawno zrezygnowała z dawnego życia, które tak uwielbiała, by jej dzieci mogły być bezpieczne. Ale ostrożności nigdy za wiele. W powietrzu coś wisiało. Coś złowieszczego. Jeszcze raz spojrzała w stronę końca alejki. I właśnie wtedy zobaczyła kogoś, kogo zupełnie się niespodziewana.
Podeszła do niej młoda dziewczyna ubrana w podarte jeansy i białą koszulkę, która cała była w farbie. Jej rude kręcone włosy były spięte w wysokiego, niedbałego koka.
– Cześć Jennifer – powiedział uśmiechając się szeroko.
– Rachel … – tyle tylko kobieta zdołała z siebie wyrzucić. – Co ty tu…
– Przyszłam cię odwiedzić – powiedziała, po czym uściskały się mocno.
– Kiedy my ostatnio się widziałyśmy? – zapytała Jennifer nie mogąc się nadziwić że to jej przyjaciółka z dawnych lat.
– Po misji w Delfach. Tuż przed twoim odejściem – Rachel ciężko westchnęła. – Szmat czasu
– Prawie pięć lat
Reichel odwróciła się do wózka i z uśmiechem połaskotała w małe stópki dziewczynkę. Ta znów zaczęła się śmiać
– Cześć malutka. Jesteś jeszcze ładniejsza niż w moich snach. Sama słodycz.
– W snach? – uśmiech Jennifer od razu zbladł.
– Przecież wiesz że nie przyszłabym tu bez powodu – odpowiedziała, nie przestając zaczepiać dziewczynki.
To prawda. Zaklęcie ochrony, jakiego użyła Jennifer było kruche i każde naruszenie twardych zasad jakimi się rządziło, mogło je zniszczyć. I przy okazji sprowadzić potwory.
– Chodzi o nią? – kobieta popatrzyła ze strachem na córkę.
– Możemy się przejść – Rachel chwyciła wózek i razem z przyjaciółką ruszyły przez park.
Przez dłuższy czas milczały, a ciszę zakłócało ciągłe gaworzenie małej dziewczynki, która teraz rzucała harpią na wszystkie strony.
– Ma potencjał – śmiała się Rachel.
– Co ci się śniło? – zapytała Jennifer bez ogródek
– Ona. Po prostu ona. Będzie piękna kiedy dorośnie. Szczególnie te jej włosy. Będą długie, kręcone i czarne jak pióra kruka oraz lśniące jak słońce.
– Do kogo będzie podobna?
– Do samej siebie.
– Czyli będzie taka jak jej poprzedniczki – Jenny założyła ręce na piersi wpatrując się w pobliskie drzewo. Rachel przystanęła.
– Od kiedy wiesz?
– Niedawno się dowiedziałam. Miałam sny – popatrzyła na nią ponuro. – Tak jak ty
Kobieta zamrugała powiekami by pozbyć się łez, które napłynęły do jej oczu. Wyrocznia podeszła do niej i obła ją ramieniem, po czym ruszyły dalej przez park.
– Boisz się? – zapytała po kolejnej, dłuższej chwili milczenia.
– A ty byś się nie bała wiedząc że twoja córka może umrzeć w każdej chwili?
Znów nastała cisza. Mała dziewczynka zaczęła trzeć oczka, więc jej mama przejęła wózek i zaczęła nim huśtać w takt kołysanki którą nuciła. Dziewczynka zasnęła po czterech zwrotka.
– Nie umrze wcześnie. Widziałam prawie całą jej przyszłość. Naprawdę nie masz się o co martwić Jen – wyszeptała Rachel wpatrując się w śpiące dziecko – Chciałabyś wiedzieć co ją czeka?
– Kto by nie chciał wiedzieć.
– Nie powinnam ci mówić, bo możesz chcieć wpłynąć na to co się ma stać. Ale wiem że ty masz olej w głowie, więc ci powiem.
– Ale zasady…
– …są po to by je łamać.
Jennifer uśmiechnęła się i wciąż kołysała wózkiem wpatrując się w swoje małe oczko w głowie
– To od początku – zaczęła Rachel – Dnia dwudziestego pierwszego maja, około dziewiątej wieczór, w Nowym Jorku urodziła się dziewczynka, której dano na imię Blanka di Diabolo.
…
Polsat.
Posiadanie konta na Wattpadzie jednak ma swoje plusy. 😉
Zapowiada się bardzo ciekawie, tą fabułę można ciekawie rozwinąć. Poza tym Rachel nie pojawia się w wielu opowiadaniach (co najwyżej raz, gdy mówi przepowiednię). Podoba mi się wątek jej przyjaźni z matką Blanki, mam nadzieję, że będzie go więcej. Zainteresowało mnie jeszcze to z poprzedniczkami Blanki. Nie wiem, o co chodzi, więc… No.
Jedyne, na co mogę zwrócić uwagę, to brak znaków na końcach niektórych zdań. No i raz napisałaś Reichel, a wszędzie indziej Rachel.
Idę czytać następne części, Polsacie 😉 Weny!
Fajne! Zapowiada sie bardzo ciekawa fabula! Kilka drobnych literowek, ale kto ich nie robi? To niewazne! Wazne jest to, ze wszystko zapowada sie super! Czekam!!!
Intrygujące. Naprawdę masz ciekawy pomysł. Fajnie, że pojawiła się postać Rachel, rzadko się o niej pisze. Było trochę literówek, ale to się zdarza. Po prostu czytaj uważnie tekst przed wysłaniem
Nazwisko bohaterki od razu skojarzyło mi się z pikantną zupką chińską albo ostrym sosem 😀 😀 Skojarzenia głodnej studentki – part I. 😀 Nie no, żartuję. Jeszcze nie głoduję 😀
Powodzenia w dalszym pisaniu!
Pozdrawiam
♥Annabelle♥