Dwa dni i trochę, tyle mi zostało zanim rozpęta się kolejne piekło dla Obozu. Nie powiem, żeby to szczególnie odbiło się na mojej karierze Dyrektorki. Nawet Dionizos tak źle sobie z tym wszystkim nie radził. Leciałam z bliźniakami przez prawie całą noc, aż dotarliśmy nad ranem do adresu wskazanego przez Kamila. Znaleźliśmy się w małym miasteczku w Kalifornii. Miałam przeczucie, że Patricka tam nie zastanę. Guy zapukał do mieszkania, ale nie doczekał się nikogo w drzwiach.
– I co teraz? – zapytał Rémi.
– Dajcie mi chwilę – poprosiłam i zaczęłam gorączkowo myśleć. Patrick nie lubił nigdy opowiadać o swojej byłej, więc trudno mi było wpaść na chociażby najmniejszy pomysł, gdzie on mógłby się podziewać, a z nim pewnie była ona. Im dłużej myślałam o moim byłym, ale nadal ukochanym miałam wrażenie, że wiem gdzie mam iść, skupiłam moją uwagę tylko na jego osobie – Ten jeden raz jestem wdzięczna, za tą więź – powiedziałam może trochę zbyt głośno, bo moi młodzi towarzysze spojrzeli na mnie pytającym wzrokiem.
Pogoniłam ich trochę i wróciliśmy do pegazów. Może i strajkowały, ale chyba była zadowolone z tego, że wyrwały się na jakąś misję. Zawsze trochę urozmaicenia w życiu.
– Lećcie za mną – oznajmiłam i wzbiłam się wysoko w powietrze.
Wzięłam głęboki oddech, zamknęłam oczy i poleciałam za tym, co wskazywało mi serce, było to dla mnie trudne, bo gdzieś tam zawsze przeważało u mnie słuchanie rozumu albo lustra. Zależy od sytuacji. W czasie drogi zdarzało mi się zabłądzić, tak to już jest jak nie ma się doświadczenia z używaniu więzi łączącej dwójkę ludzi, przepraszam boginkę i herosa. Coraz wyraźniej czułam, że zbliżamy się do oceanu, poprosiłam w myślach Posejdona, żeby się nie wtrącał. Generalnie nic do mnie nie miał, kumpluje się nawet z jego synem, ale z nimi to nigdy nie wiadomo. Nastroje zmieniające się co minutę, norma. Zatrzymałam się gwałtownie nad jedną z plaż i poczekałam, aż pegazy z bliźniakami na grzbiecie się do mnie zbliżą. Odrobinę opadłam, żeby widzieć, chociaż ludzi na plaży. Wisieliśmy tak sobie w powietrzu, próbując znaleźć ich wzrokiem. Dochodziła dziewiąta rano. Pięćdziesiąt jeden godzin odliczyłam w myślach. Nadal sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze. Guy odleciał kawałek dalej i zawołał mnie. Poleciałam w jego kierunku, wskazywał na kogoś ręką, spojrzałam w dół i rozpoznałam ich. W tym momencie pojawił się problem, i co ja miałam niby zrobić. Tak, nie miałam planu. Jestem geniuszem operacyjnym i dlatego też nigdy nie powinnam dowodzić.
– To, jaki jest plan? – zapytał Rémi, patrząc na mnie wyczekująco.
– Nie ma go – odparłam, – Ale możemy zrobić tak, że ja biorę na siebie Patricka, a wy dziewczynę, żeby się nie wtrącała.
– Ot tak? – dopytywał się bliźniak.
– Nie, wysyłamy im zaproszenie i czekamy, aż je zaakceptują – wtrącił się sarkastycznie Guy.
– To wszystko ustalone – przyklasnęłam – Bierzmy się do roboty.
Złożyłam skrzydła, przekręciłam się i zaczęłam gwałtownie spadać. Normalnie pewnie sprawiłoby mi to przyjemność. No proszę was, posiadanie skrzydeł i latanie mówi samo za siebie. Teraz jednak miałam inny cel, Patricka wychodzącego z wód oceanu. Stawiał kolejny krok na mokrym piasku, kiedy uniósł głowę. Zapewne mnie wyczuł, ale był już za późno, uderzyłam w niego z pełnym impetem. Znalazł się w przeciągu ułamków sekund kilka metrów dalej turlając się, ja boleśnie spotkałam się z ziemią i przekoziołkowałam parę razy, zanim się zatrzymałam. Dopiero teraz stwierdziłam, że to była kompletna głupota. Usłyszałam kobiecy krzyk, oznaczało to, że najprawdopodobniej bliźniaki już wykonały swoją pracę. Podniosłam się szukając wzrokiem Patricka, on również próbował się pozbierać i szło mu to o wiele lepiej. Trochę się chwiejąc stanęliśmy naprzeciw siebie i mierzyliśmy się wzrokiem. Kiedyś musiała do tego dojść, starcie ostateczne. Brakowało tylko ringu, dzwonka i satyra ubranego w bikini wędrującego tam i z powrotem niosącego tabliczką z napisem RUNDA 1. Lethal vs. Patrick, wyimaginowany dźwięk dzwonka, możemy zaczynać. Odruchowo sięgnęłam do naszyjnika, ale powstrzymałam się przed złożeniem jego skrzydeł.
– Nie wiem, co to ma znaczyć Lethal, ale chyba zamierzasz walczyć ze mną uczciwie – uśmiechnął się zawadiacko i pokazał mi swoje dłonie – Ja nie mam broni.
Zacisnęłam pięść i odsunęłam rękę od szyi. Nienawidziłam tego uśmieszku, jednocześnie za nim tęskniąc. Nie minęła sekunda, a ruszyliśmy na siebie. Walka była wyrównana, wymiana ciosów szybka, a wściekłość było po prostu czuć w powietrzu. Moim głównym zamiarem było ogłuszenie go, ale najpierw musiałam wyładować na nim całą złość. Zafundowałam mu naprawdę mocny prawy sierpowy, którego sam mnie nauczył i kilka połamanych żeber, dostałam w zamian uszkodzenie organów wewnętrznych oraz pociągnięcia za włosy i skrzydła. Główny problem polegał na tym, że nie mogliśmy używać na sobie nawzajem naszych mocy, bo i tak nie działały. Tłukliśmy się tak przez dobre kilka minut, kiedy to nagle coś uniosło mnie do góry. Moja pięść właśnie była w połowie drogi do, tym razem, lewej strony twarzy Patricka.
– Co na Z…?! – krzyknęłam i spojrzałam przed siebie, mój były też wisiał w powietrzu, trzymany przez jakąś ogromną dłoń, przeniosłam swój wzrok na osobę, która przerwała rundę ósmą naszego cudownego pojedynku.
– Czym ty jesteś? – zapytał się Patrick.
– To ichtiocentaur, ty głupku – odpowiedziałam próbując się wyrwać i dorwać go.
– A skąd to niby wiesz?
– Bo mnie ojciec podszkolił z mitologii – sięgnęłam do szyi, złożyłam skrzydła i dobyłam miecza, zamachnęłam się nim w kierunku Patricka – Ichtiocentaurze puść nas, mamy sobie coś do wyjaśnienia i lepiej, żebyś się w to nie mieszał.
– Bardzo mi miło, że wiesz, czym jestem boginko, ale nie mogę tego zrobić – odparł stwór i uśmiechnął się do mnie.
Spojrzałam na niego wściekła, miał miłą twarz, ale nie miałam czasu na zawieranie znajomości. Rzuciłam jeszcze tylko okiem na przednie kopyta i ogromne rybie cielsko, którego ogon znajdował się w wodzie.
– Dlaczego?! – zapytał ostrym tonem Patrick.
Twarz ichtiocentaura zmieniła się momentalnie, nie była już miła z wyrazu, tylko wprost przeciwnie.
– Bo to moja plaża, ty marny herosie! – wykrzyczał – Nic mnie nie obchodzi, że jesteś synalkiem Gai. Dbam o tą plaże, a teraz jest zabrudzona wszędzie waszą krwią, wy nędzne istoty! – musiałam przyznać mu rację, rzeczywiście upuściliśmy sobie trochę krwi.
– Nie zmuszaj mnie, żebym zrobiła ci krzywdę – zagroziłam i znowu zamachnęłam się mieczem.
– Oj mała boginko, chyba się przeceniasz – zaśmiał się uprzejmie. Co na Zeusa, jest z nim nie tak zastanawiałam się, – I co ja mam z wami zrobić.
Patrick też się próbował wyrwać, ale z marnym skutkiem. Nie miałam żadnych pomysłów, kazałam wycofać się bliźniakom, bo widziałam kątem oka, że coś kombinują.
– Zabiję was i po problemie – powiedział to tym razem groźnym głosem. Przewróciłam oczyma, ichtiocentaur ze schizofrenią, tego mi jeszcze do szczęścia brakowało.
– Mnie nie możesz – powiedziałam – Już jestem martwa.
– Ale jego mogę – uśmiechnął się patrząc na Patricka – Nikt nie będzie zakłócał spokoju na mojej plaży.
– Wystarczy, że go ogłuszysz – wtrąciłam się. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby spełnił swoją groźbę, na pewno w odwecie zabiła jego i może kilka innych osób przy okazji – Słuchaj no, może zrobimy tak, że cię ładnie przeprosimy za bałagan i tak dalej, obiecamy, że więcej nie postawimy tu stopy.
– No chyba teraz sobie kpisz Lethal – wtrącił się Patrick.
– Odezwał się pan, jestem zupełnie inną osobą od jakiegoś czasu – żachnęłam się.
Nagle ichtiocentaur przywalił mu z główki, wstrzymałam powietrze, które wypuściłam dopiero, jak zobaczyłam, że Patrick nadal oddycha. Spojrzałam na stwora i próbowałam zrozumieć, co chciał tym osiągnąć.
– Będzie miło usłyszeć przeprosiny od boginki – powiedział.
– Zatem szanowny ichtiocentaurze, opiekunie tej pięknej plaży. Przepraszam cię w imieniu swoim, jak i tego tam, którego trzymasz w drugiej ręce, że w wyniku naszej walki pobrudziliśmy twój teren, zakłóciliśmy spokój i obiecujemy nigdy więcej nie postawić na nim stopy – powiedziałam.
– Na Styks – zagrzmiał.
– Na Styks – powtórzyłam, chociaż miałam nadzieję, że o tym zapomni.
Puścił mnie i obserwował co robię, zawołałam bliźniaków, pomogli mi związać Patricka i przerzucić go przez grzbiet jednego z pegazów. Jego była według Rémiego zemdlała, gdy tylko pojawił się ichtiocentaur, więc robiła trochę problemów tylko na początku. Najchętniej zostawiłabym ją na tej plaży, ale mogła się przydać. Przyjrzałam się jej przez chwilę, coś mi nie grało, czemu będąc na plaży w sukience nosiła pasek. Podeszłam do niej i odpięłam go, poprosiłam jednego z braci, żeby schował to do swojej torby. Zarządziłam powrót do Obozu, miałam sporo do przemyślenia. Skoro Gaja wciąga w swoje gierki również innych bogów, to oznaczało, że obawia się mnie na tyle, że myśli, że nie da rady wykończyć mnie sama, albo też chce mi dać do zrozumienia, że inni też są przeciwko mnie, nam.
Obciążane dodatkowo pegazy musiały lecieć wolniej, więc do Obozu wróciliśmy pod wieczór. Oczywiście, że zlecieli się wszyscy. Zastanawiałam się, czy czasem moja rola Dyrektorki nie nadawała mi od razu pozycji miejscowej celebrytki. Chejron czekał na zewnątrz Wielkiego Domu i popatrzył pytającym wzrokiem na byłą Patricka. Doskonale rozumiał moją decyzję o sprowadzeniu jego, ale nie dziewczyny. Wylądowałam ciężko i musiałam odczekać chwilę, żeby przestały mi się trząść nogi. Dopiero teraz zaczęłam odczuwać zmęczenie i wpływ odniesionych ran, najwyraźniej przestała działać adrenalina.
– Rozpędź ich – powiedziałam do niego – Zaraz ci wszystko wytłumaczę.
Weszłam do środka i uszykowałam dwa krzesła oraz najmocniejsze liny, jakie mogłam znaleźć. Szybko też zajrzałam do swojego pokoju tylko po to, żeby przejrzeć się w lustrze i stwierdzić, że wyglądam jak siedem nieszczęść.
– Będzie ciężko – stwierdziło moje odbicie, gdy wycierałam twarz zwilżonym ręcznikiem.
– Weź mi nic nie mów – odparłam i zeszłam z powrotem na parter. Okazało się, że chłopcy przywiązali już porwanych do krzeseł i czekali na mnie. Patrick zaczął odzyskiwać przytomność, ale zanim doszedł w większym stopniu do siebie Guy zaserwował mu mocny cios w szczękę, a mój ukochany wrócił z powrotem, do krainy błogiej nieświadomości.
– Dziękuję – zwróciłam się do syna Hermesa, potrzebowałam jeszcze chwili czasu. Teraz, gdy emocje opadły, nie byłam pewna, czy mogłabym to zrobić.
Do naszej czwórki dołączył Chejron, który przez kilka minut narzekał na ciekawość i nieustępliwość Obozowiczów.
– Były jakieś problemy Lethal? – zapytał podchodząc do Patricka i zbadał go. Znikąd wytrzasnął też strzykawkę i wbił mu ją w rękę.
– Ichtiocentaur ze schizofrenią – odparłam, – Po co, to? – zapytałam wskazując głową rękę Patricka, jakoś nieprzyjemnie mi się na to patrzyło.
– Pobieram mu krew, chcę ją zbadać – odpowiedział centaur, nie wypytywałam, po co. On się znał na rzeczy, ja nie.
Byłam zmęczona, obserwowałam to wszystko oparta o ścianę, kiedy Rémi podał mi swoją torbę, ja z kolei dałam ją Chejronowi zanim zniknął u siebie. Pozostawało mi tylko czekać na to, co powie. Spoglądałam to na Patricka, to na dziewczynę nie wiedząc, co zrobić. W końcu poprosiłam bliźniaków, żeby przenieśli ją do innego pokoju. Wychodziłoby na to, że mój były w tym momencie mnie nie nienawidzi nie wiem, dlaczego. Czułam, że żeby dostać jego krew będę musiałam użyć siły i to dużo. Koło północy wrócił Chejron, była Patricka zaczęła wydzierać się z drugiego pokoju, więc Guy poszedł kazać siedzieć jej cicho. Spojrzał na mnie ze smutkiem.
– Jest tak naszprycowany miłośną magią, napojami i tak dalej, dodatkowo pas Afrodyty, jestem zdziwiony, że chłopak może jeszcze myśleć trzeźwo – powiedział – Naprawdę ciężkie zadanie przed tobą Lethal.
– Na przyszłość, gdy spotkam Erosa niech ktoś mi przypomni, żebym mu walnęła i to porządnie, za to kłamanie, że jesteśmy sobie przeznaczeni bla, bla, bla – powiedziałam przecierając twarz.
– Cieszę się, że tak nie jest – odparł Patrick, który właśnie odzyskał przytomność, albo stało się to wcześniej i udawał, że nadal jest niczego nieświadomy, żeby odezwać się w dobrym momencie.
– Ja też – żachnęłam się i odepchnęłam się od ściany, podeszłam do niego, pochyliłam się i spojrzałam prosto w oczy – Oddaj mi dobrowolnie trochę twojej krwi i rozstaniemy się w pokoju – powiedziałam spokojnym tonem.
– Nie – zaśmiał się – Brawo, domyśliłaś się, że strzała była zatruta. Nie pójdzie ci ze mną tak łatwo – chciałam coś mu odpowiedzieć, ale zamiast tego dostałam od niego z główki. Bliźniacy zaraz ruszyli, żeby mu przywalić, ale ich powstrzymałam. Przyłożyłam dłoń do twarzy i poczułam krew, wściekłam się i chwyciłam go za szyję, użyłam całej swojej mocy, a jego to nie ruszyło.
Jak nie po dobroci, to siłą. Mieszkanie w podziemiu miało swoje dobre strony, nauczyłam się tam sporo o torturowaniu, mogłam to teraz wykorzystać, chociaż nie chciałam. Przez kolejne kilka godzin biłam go, wbijałam w niego przeróżne rzeczy, groziłam jemu i jego byłej. Wykorzystałam wszystkie możliwe mikstury mające sprawiać ból, halucynacje i co tam najgorszego dla człowieka. Prezent od Hekate na urodziny. Jakby nie patrzeć, to naprawdę spoko osoba, czasami trochę przerażająca, ale to mało istotny szczegół. Patrick był zdewastowany fizycznie, ja psychicznie, bliźniacy mieli dosyć po dwóch godzinach i wyszli, Chejron też, poprosiwszy by zawołać go, gdy będę miała to, czego potrzebujemy.
– Po prostu mi ją daj! – krzyknęłam ze łzami w oczach, uderzywszy go po raz kolejny. Nie chciałam tego. Miłość jest do bani, stwierdziłam.
– Mamy obserwatora – powiedział ze złośliwym uśmiechem na ustach Patrick, wyglądało to kiepsko, zwłaszcza, że całą twarz miał we krwi. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam osobę, która na pewno nie powinna tego oglądać. Byłam głupia spodziewając się, że nic nie usłyszy będąc w tym samym budynku.
– Chris? – zapytałam zdziwiona, chyba bardziej siebie niż jego.
No i co ja mam powiedzieć? Zrobiło się… nieprzyjemnie. Ale przynajmniej Chris zaczął kontaktować. To dobrze, prawda? Prawda?!
Myślę, że w kilku miejscach mogłabyś pozmieniać szyk zdań (np. „[…] była Patricka zaczęła wydzierać się z drugiego pokoju, więc Guy poszedł kazać siedzieć jej cicho.”- „jej” mogłoby przeskoczyć przed „siedzieć”). Ale tak naprawdę to tylko moje czepialstwo- istniejący układ nie zaburza komunikacji, a ewentualne poprawki byłyby kosmetyczne.
Z niecierpliwością czekamy na kolejną część (ja- w swoim wciąż nieposprzątanym mieszkaniu, legion galaretowatych psychofanek- pod oknem Twojego). Pisz dalej! Bo jak nie… [meduzy falują złowrogo]
Dobrze, przyznaję – jestem złą, okrutną osobą, która uwielbia Twoje opowiadanie, jednak ostatnio ma lekkie zaległości. Dlatego błagam o litość i już zabieram się do nadrabiania!
Zszokowała mnie ogólnie zmiana w Patricku. Bogowie, tak go kochałam na początku serii! Teraz natomiast mam podobne uczucia co do niego jak główna bohaterka: z jednej strony mam ochotę mu zwyczajnie przywalić, ale z drugiej strony nieco tęsknię… Zresztą, odczucia Letnal świetne pokazane 😀
Na swój sadystyczny, ciut dziwny sposób rozbawiła mnie sytuacja z upuszczeniem krwi. Przynajmniej już wiem, jak trzeba obchodzić się ze swoimi byłymi!
Teraz za to pytanie za milion: Jak to Chris?!
Czekam na następną część i obiecuję, że od teraz będę już grzecznie czytać i komentować na bieżąco
*upuszczanie krwi; Lethal
Przepraszam za błędy, jednak pisanie z tel mi nie służy :’)