Ogień, powietrze, woda, ziemia
Ktoś do nas przybył i wszystko się zmienia.
Cudowne dziecko jest wśród nas
Mocą bóstw wszystkich otacza dziś was.
Musi poznać swe przeznaczenie,
zaakceptować swe pochodzenie.
Rodzinna łza ratunkiem będzie,
Duchem zostanie lub wśród żywych siędzie
Jej wróg drąży podziemne korytarze
Odbierając jej dar, po darze
Zanim przez Hades wróg się przebije
Musi być pokonany gdyż świat przy nim zgnije.
Dwunastka półbogów wykona zadanie
Ludzkość ocalą lub ciemność nastanie.
Stałam przed górą. Coś pchnęło mnie w jej zbocze, kazało mi to zrobić. Wejść w nie. Wykonałam to. Lewitowałam w bańce powietrznej, ona się zmniejszała. Grunt znajdujący się pode mną robił się coraz cieńszy, jakby przepadał w jakiejś ciemnej i zimnej otchłani bez końca. Bałam się tego.
Teraz widać było tę otchłań. Po dłuższej chwili zorientowałam się, że spadam w dół. Tylko jakaś ziemista, gigantyczna ręka sięga po mnie. Gdy mnie dotknęła, dostarczyła mi jakby mocy, sił, umiejętności i przekleństwa…
***
– Au! Au! AUU! – wykrzyknęłam.
Na początku zobaczyłam czyjąś twarz i cofającą się rękę. Obudziłam się z bardzo obolałymi policzkami, które zaczęłam rozmasowywać. Od razu skojarzyłam fakty.
– Dlaczego tłukliście mnie po twarzy?! – wrzasnęłam.
Rozejrzałam się po mojej sypialni. Stał w niej Chejron, Nico i jakiś wysoki blondyn z niebieskimi oczami oraz lekko zadartym nosem.
Pierwszy do odpowiedzi wyrwał się Nico.
– Kiedy spałaś poczułem, że umierasz. Tak jakby twoja dusza zmierzała do Hadesu. Zaczęło dzwonić mi w uszach, więc wzniosłem alarm.
– No ale czemu tłukliście mnie po twarzy?!
Na to odezwał się jasnowłosy chłopak, w którym rozpoznałam Willa Solace – syna Apolla.
– Ja i Chejron próbowaliśmy wszelkich znanych nam metod typu eliksiry, ale nic nie pomagało.
– No ale czemu?!
– Korzystaliśmy z wszystkich innych sposobów, ale jedynie ruska metoda okazała się jak widać skuteczna.
– Co?! Jaka metoda?!
– Nooo… Jak się trzaśnie to się naprawi.
Mimowolnie parsknęłam śmiechem, ale zaraz się uspokoiłam. Przybrałam bardzo ,, poważną” minę.
– Dzienki – odpowiedziałam i wszyscy wybuchnęli śmiechem. Wszyscy oprócz Chejrona. On zaszalał do ułamkosekundowego, ledwo zauważalnego uśmiechu.
– To ja już pójdę – pożegnał się centaur.
– A my jeszcze zostaniemy – odpowiedział Will.
– A wy również pójdziecie – wygoniłam chłopaków. – Muszę się oporządzić, więc… Sio! Tylko Nico niech na chwilę zostanie.
Blondyn wyszedł, rzucając urażone spojrzenie i krótkie ,, cześć”.
– Czemu chciałaś żebym został? – zapytał.
– Żebyś powiedział mi co się na prawdę stało.
– Pfff… Coś ci się śniło.
– Tyle to i ja wiem. – Spiorunował mnie wzrokiem, kontynuując.
– Nie wiem co ale coś bardzo ważnego, prorockiego i niebezpiecznego. Wiedziałem, że sny są groźne, ale nie że aż tak. Ten sen był coraz bardziej uśmiercający. Zaczęłaś powoli umierać. Czułem to. Co właściwie widziałaś?
– Górę, do której weszłam. Ale nie do jaskini, tylko prosto w ziemię. Znalazłam się w bańce powietrznej. Ona się zmniejszała. Grunt znajdujący się pode mną robił się coraz cieńszy, jakby przepadał w jakiejś ciemnej i zimnej otchłani bez końca… a potem… Dostałam w twarz, tylko nie wiem od kogo.
– Od Willa.
– A czyj to był pomysł?
– Yyy… Mój.
Rzuciłam mu spojrzenie spode łba.
– No na serio! Spałaś bardzo mocno, więc stwierdziliśmy, że jak cię obudzimy to przeżyjesz.
– Mission complete – odpowiedziałam, a Nico się zaśmiał.
– Dobrze, a więc do zobaczenia za godzinę na śniadaniu. Trafisz, prawda?
– Mam mapę – wskazałam palcem głowę.
– To cześć!
– Hej!
Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej moje ulubione (jedyne) niebieskie jeansy. Nie miałam pojęcia skąd w tej szafie brały się moje ubrania z Manhattanu. Ale nie nad tym się zastanawiałam. Powiedziałam Nicowi prawdę, ale nie całą.
Zaczęłam tłuc głową o ścianę. Za którymś uderzeniem zdałam sobie sprawę, że mój ,, tata” pewnie się o mnie martwi. Ale może to i dobrze, że nie mieszkam już z nim. Westchnęłam. Tam na plaży ostatni raz sama siebie okłamywałam. Nie byłam w dwóch adopcjach. To były setki, z czego te dwie trwały najdłużej, bo jakiś miesiąc. Nigdzie nie zagrzewałam miejsca na dłużej. A to przejechałam kogoś samochodem na lekcjach na prawko lub podpaliłam dom, zalałam blok albo jakimś cudem pogrzebałam człowieka żywcem, zamroziłam lub spaliłam. Później sama odchodziłam, by nikomu nic nie zrobić i w ten sposób często mieszkałam na ulicy. Czasami ludzie odprowadzali mnie do domu dziecka.
Powinnam nosić koszulkę z napisem ,, UWAGA!!! DZIECKO MASOWEJ DESTRUKCJI/ZAGŁADY!!!”. Taaa…
Tak się zamyśliłam, że minęła mi godzina. Więc poszłam na śniadanie. Po drodze w głowie zaczęły mi dźwięczeć dwa głosy: obcy, powtarzający: ,,cudowne dziecko” i mój krzyczący: zamknij ryj!
Od tych wrzasków zabolała mnie głowa. Jakoś doszłam do stołówki, która była zwykłymi prostokątnymi stołami z ławami.
Każdy domek miał swój stolik. Nie chciałam siadać z dziećmi Hermesa. Po prostu nie. Znalazłam pusty stolik stojący na uboczu. Idealnie. Usiadłam przy nim i w tym samym momencie zjawiła się przy mnie jakaś postać pytająca się mnie na co mam ochotę.
– A co polecasz? – mruknęłam zniesmaczona hałasem panującym w mojej głowie.
– No nie wiem… kanapki? – odrzekła nie pewnie postać.
– To poproszę.
Przede mną stanął talerz z kanapkami z serem i szynką. Wzięłam jedną do ust i wgryzłam się w nią. Nie czułam jej smaku przez skupienie nad nie wykrzyknięciem niczego.
Nagle zrobiło się wielkie poruszenie wśród półbogów. Po chwili zobaczyłam dorosłego, na oko dwudziestoletniego chłopaka z dziewczyną. Oboje ubrani byli w Obozowe koszulki. Jedno z nich miało czarne włosy i zielonomorskie oczy, drugie szare i było blondynką.
– Jackson i Annabeth przyjechali! – krzyknął ktoś.
Coś we mnie zawrzało. Obcy głos w mojej głowie potroił się, herosi robili też dużo hałasu. Powstał harmider nie do zniesienia.
Percy już miał coś powiedzieć, już otwierał usta gdy nagle wybuchnęłam:
– ZAMKNIJ RYJ!!! – złapałam się za twarz.
Nastała cisza. Wszystkie oczy zwróciły się na mnie. Niektóre były zdziwione, inne złe.
Wybiegłam stamtąd. Usłyszałam tylko słowa Annabeth:
– Pójdę za nią.
Tym szybciej zaczęłam biec.
,, W górę” pomyślałam. I poleciałam. Skierowałam się w stronę mojej norki.
Łzy leciały mi spod powiek. Nigdzie nie pasowałam. Ani w świecie śmiertelników, ani tutaj.
Wylądowałam tuż przed drzwiami.
Zdziwiło mnie, że były otwarte. Dobrze pamiętałam moment gdy je zamykałam przed wyjściem na
śniadanie. Czyli ktoś się włamał.
Bezszelestnie wślizgnęłam się do własnego mieszkania. Skierowałam się do kuchni po jakąś ,, broń”. Znalazłam tam mały nóż. Usłyszałam czyjeś kroki z salonu. Wypadłam z kuchni z bojowym
nastawieniem, wrzaskiem i ,,sztyletem”.
– AAAAAAA!!! – wydarłam się wbiegając do salonu. Zobaczyłam siedzącą na fotelu Annabeth. Najwyraźniej nie spodziewała się takiego wejścia, bo minę miała niecodzienną. Był to miks zmieszania, zdziwienia, przerażenia i zaskoczenia. Ja stanęłam jak wryta, z otwartą buzią i uniesionym nożem.
– Co ty do cholery robisz? – pierwsza odezwała się Ann.
– Yyy… nooo… włamałaś się do mojego domuuu… więc stwierdziłam, że lepiej zaatakować niż być zaatakowanym. – wystękałam.
– Dobra taktyka… nóż ci płonie. To chyba nie jest normalne – oświadczyła z niepokojem.
– Co?! – spojrzałam na moje ręce. Faktycznie moja broń płonęła, ale nie parzyła mnie. Przełożyłam nóż do drugiej ręki. Zamarzł. Dotknęłam nim bluszcz zwisający z sufitu. Pokrył się szronem. Drugą ręką spróbowałam wywołać ogień. Udało się. To było dziwne uczucie. Takie ciepłe mrowienie.
Przystawiłam płonącą rękę do bluszczu aby rozmarzł. Udało mi się nawet go nie sfajczyć.
– Ej ty to widzisz? – zachwycałam się.
– Tak ale… jak to?! No jak?!
– Mnie się pytasz? To ty jesteś córką Ateny, nie ja. A tak w ogóle to po co przyszłaś?
– Bo przy śniadaniu ryknęłaś ,,zamknij ryj” do Percy’ ego.
– Nie do niego… – bąknęłam.
– Więc do kogo, na gacie Hadesa?!
– Tego… nie mogę ci powiedzieć… – westchnęłam.
– A to niby czemu? – zapytała z poirytowaniem.
Bardzo chciałam, żeby jej wizyta już się skończyła. Zebrałam w sobie to pragnienie i odparłam spokojnym, słodkim głosem:
– Nie będziesz już o nic mnie wypytywała i zakończysz wizytę tutaj.
Annabeth w jednej chwili zerwała się z fotela i w podskokach dotarła do drzwi zewnętrznych.
– Pa pa! – rzuciła jeszcze słodkim głosikiem.
A ja zostałam sama. Ze stadem galopujących w głowie myśli. Kim ja do cholery jestem?! Usiadłam na fotelu, wyjęłam notatnik i sporządziłam listę bogiń, które mogły być moimi matkami. Afrodyta… spojrzałam w lusterko doczepione do zeszytu. No raczej nie. Chociaż… użyłam ( chyba)
czarodziejskiej mowy by wyprosić Annabeth. Podziałało…
Atena… no niby jestem mądra, ale nie wiem czy to nie jest przypadkiem szczęście połączone z głupotą… Tak jasne. JA mam w życiu szczęście?!To albo nie umiem go aktywować lub idąc do mnie zbłądziło. Możliwe też, że stwierdziło: ,, Wal się dziewucho” i poszło do Maca na frytki oraz cheesburgera. I dalej tam siedzi.
Wyliczałam tak do późnego popołudnia. Dopiero gdy usłyszałam pukanie do drzwi, zamknęłam notes.
– Proszsz… – odpowiedziałam wciąż zamyślona.
Drzwi otworzyły się i wszedł Nico z talerzem… nie zidentyfikowanego czegoś, smakowicie pachnącego.
– Przyszedłem bo nie było cię na obiedzie oraz treningu. I przyniosłem ci co nie co. – powiedział wręczając mi talerz parującego dania.
– Dzięki, że pomyślałeś. A co to jest? – odparłam wąchając danie.
– Tak w sumie… to nie wiem – Nico próbował ukryć zmieszanie – ładnie pachniało, więc wziąłem.
Parsknęłam śmiechem.
– Acha. No to fajnie. Dzisiaj serwujesz nie zidentyfikowany obiekt jadalny. Dobra trzeba się upewnić czy mnie przypadkiem nie otrujesz.
– Niby jak?
– Pochłaniając zawartość talerza.
Nico zaśmiał się. Ten śmiech… był ciepły, ale zimny, znajomy, ale obcy, żywy, ale… martwy…
Moim oczom ukazała się wizja: droga z mojej norki przez Podziemie, pokonywanie tam Cerbera, zmaganie się z umarłymi oraz ich panem. Przez Tartar, gdzie trwa nieustanna walka i wszędzie czyha zło. Aż do miejsca, gdzie nie zapuścił się nikt. Nawet bogowie. Do Chaosu.
Dalej była już tylko… ciemność…
Chętnie bym skomentował komentarzem dłuższym niż to opko, ale telefon mi upadł i bateria wypadła :-:-:-:-:-:
Tak ale… jak to?! No jak?!
– Mnie się pytasz? To ty jesteś córką Ateny, nie ja. A tak w ogóle to po co przyszłaś?
– Bo przy śniadaniu ryknęłaś ,,zamknij ryj” do Percy’ ego.
– Nie do niego… – bąknęłam.
– Więc do kogo, na gacie Hadesa?
W luj mnie irytowało co chwile ?! Było gorsze niż niepotrzebne wykreśl od Arachne. Tylko że ona umie dobrze pisać. W poprzednim komentarzu pisałem jakie to jest źle napisane, ile błędów etcetra. Ale tutaj się streszcze:
-Czemu Ann się teleportuje?
-Dlaczego niezdziwiło ją, że Laura zna jej imie?
-Skąd w ogóle wiedziała gdzie,mieszka?
-Ruskie, dzienki, acha i wiele przecinków.
-Powtórki
– Wgniecanie się w dom zmieniło się w sen
-Akcja dzieje się 4 lata po Krwi Olimpu, co nie jest nigdzie opisane.
– Rozmawiający i śmiejący Nico
-Tak naprawde każdy ze starszych na tym blogu wie czyją córką jest protagonistka.
– Niby,napisałaś się dwa dni a i tak powstały tylko dialogi
– Jeśli ty z takim efektem piszesz w dwa dni, to pewnie Piper rysowałaś miesiąc
– brak opisów i tak naprawde samym tekstem zniechęcasz do czytania
– Nie zdziw się, jeżeli pod kolejną częścią będzie 0 komentarzy
Sprostuję kilka argumentów:
-Każdy zna imiona tej córki Ateny i tego syna Posejdona. W końcu uratowali świat, nie? Poza tym, gdybyś nie doczytał, to jakiś heros krzyknął ich imiona, kiedy weszli do jadalni.
-Nie wiem czyją córką jest Laura, choć się domyślam. Ale co do tego mają starsi blogowicze?
-Ja akurat bardzo lubię dialogi w opowiadaniach, nawet dużą ilość. Poza tym mam przypomnieć ci TCOH lub Bardzo Tajemniczy Tytuł?
-Dlaczego Jamces, ja zauważyłem opisy, a niektóre gagi mnie rozśmieszyły i zachęcały do czytania, a ciebie nie?
-Czekam na następną część twojego opka tylko po to, żeby go nie skomentować 😉
Po pierwsze nie jestem zdenerwowana. Żeby nie było. A teraz do Jamcesa. O co ci kurka chodzi? Człeku! Jak ci się nie podoba to nie czytaj. Proste? Proste. Wszystkiego się czepiasz. Połowa to żeczy nie istotne. Poza tym nie musisz wszystkich postów komentować. A! Sory- hejtować. Albo wiesz co? Komentuj dalej! Issabell22, Ktoś nie- znajomy i ja robiłyśmy sobie dzisiaj zakłady o nic, że pierwszy pod moim opkiem będzie twój hejt. Wygrałam. Niezły był ubaw. A! Jeszcze jedno. Czytałam twój twór. Moja reakcja: Eee? Co to jest?
Ludziu po co piszesz te komen… hejty? Takie masz hobby, nudzi ci się, czy robisz to dla fanu? A może oczerniasz innych bo są nowi? Bo ci nowi to takie życiowe pokraki, które nic nie umieją? Z których można robić sobie jaja bo nie mają uczuć? I nie mówię, że ja jestem super albo co. Ale może innym też coś takiego leżeć na sercu. Możecie wszyscy zhejtować mój komentarz. Nie mniej jednak ja tak to widzę.
Kiedy stałeś się takim ekspertem, Jamces? 😉 Quick ma rację.
Ty po części też. Ale trochę przesadzasz… Marta – Ty też 😉
Swoją drogą, ludzie są zabawni. Niektórzy narzekają, że w książkach jest za dużo opisów, a są takie złożone z prawie samych dialogów… Ale tak poza tym, to co Ty byś tu jeszcze opisał? Moim zdaniem tyle wystarczy.
Jeśli chodzi o Nica (Nico?), to Marta już wcześniej się z niego tłumaczyła.
„Dzienki” było specjalnie. A z tą ciemnością to pewnie chodzi o sen/utratę przytomności, nie o miejsce.
Z resztą błędów się zgadzam.
Owszem, łatwo zgadnąć, kto jest matką Laury. Ale skąd ona ma to wiedzieć? Na pewno nie zna wszystkich bogiń, a niektóre mogły jej po prostu nie przyjść do głowy… A poza tym można tworzyć teorie spiskowe dotyczące jej pochodzenia.
A przechodząc do rozdziału – rozwalił mnie. Naprawdę, wciąż śmieję się z „ruskiej metody”, „dziecka masowej zagłady”, przemyśleń Laury o swoim szczęściu i zdania: „Po drodze w głowie zaczęły mi dźwięczeć dwa głosy: obcy, powtarzający: ,,cudowne dziecko” i mój krzyczący: zamknij ryj!”.
Bo ty wcale nie brała udziału w ich wymyślaniu prawda? xD
Fajne szacun za wymyślenie przepowiedni, chociaż mnie wydaje się trochę długawa.Uwaga o szczęściu zjadającym frytki w Macu była boska 😉
Może teraz dla kontrastu zajmę się trochę obiektywniejszą krytyką, a nie wymienianiem wad, których i tak min. 1/3 nie ma sensu.
Jak zauważyła Jagi, przepowiednia wydaje się przydługa, ale kiedy przeczytałem ją parę razy, to doszedłem do wniosku, że nie umiałbym jej skrócić bez pomijania ważnych informacji (w ostateczności usunąłbym pierwsze dwa wersy).
Spadam w dół – masło maślane, cofać się do tyłu. Lepiej byłoby napisać po prostu „spadałam”.
Willa Solace – jak już odmieniasz, to odmieniaj wszystko. Powinnaś napisać „Willa Solace’a”.
Dzienki – cały czas mam wątpliwości, czy powiedziała to specjalnie, czy nie. Jeśli tak, to spoko. Jeśli nie, to poprawna pisownia wygląda tak: dzięki.
Gdybym nie wiedział, że to fanfik, to i tak bym go rozpoznał, dzięki zdaniu: Nico się zaśmiał. 😉
-Ten sen był coraz bardziej uśmiercający. Zaczęłaś powoli umierać. – Jedno z tych zdań by w zupełności wystarczyło.
Nicowi – Nico w porównaniu do Solace nie odmienia się 😉
dwa głosy: obcy, powtarzający: ,,cudowne dziecko” i mój krzyczący: zamknij ryj! – XDD
A to przejechałam kogoś samochodem na lekcjach na prawko lub podpaliłam dom, zalałam blok albo jakimś cudem pogrzebałam człowieka żywcem, zamroziłam lub spaliłam. – No, czasem kogoś zakopałam żywcem, czasem podpaliłam, ale to wszystko to drobiazgi. I w ogóle to nigdy nie byłam na komisariacie 😉
nie pewnie – niepewnie
Jeśli się nie mylę, to jedzenie w OH samo się wymyślało, podobnie jak w Harrym Potterze. Nikt tego nie podawał.
Tu się zgodzę z Jamcesem. Jak Ann była szybciej od bohaterki w jej „domku”?
To, że Annabeth tak szybko wyszła z domku protagonistki, bez większej ilości pytań, jest dziwne.
O tak, jesteś córką Ateny, musisz wiedzieć dlaczego jedna ręka podpala, a druga zamraża. Dzieci Ateny są mądrzejsze i inteligentniejsze, ale to nie znaczy, że wiedzą wszystko. Nawet Annabeth.
Nie dziw się, że śmiech Nico był sprzeczny. To był śmiech NICO 😉
Nie, dalej nie było ciemności. Dalej był Chaos. Nic, niebyt. No chyba, że chodzi o utratę przytomności. To faktycznie, dalej była ciemność.
Popracuj nad interpunkcją. Łącz niektóre zdanka, np. te które zaczynają się na więc, kiedy, gdy, i. Niektóre dłuższe dziel albo naucz się rozstawiać przecinki. I popracuj trochę nad fabułą. Na przykład nie rób z bohaterki postaci, która może wszystko. Zamraża podpala, ma swój własny dom w lesie, może siedzieć gdzie chce, lata, perfekcyjnie czaromówi. Przeczytaj opko zanim je wyślesz i wciel się w rolę czytelnika, i zobacz, gdzie robisz błędy
Ćwicz, ćwicz i ćwicz!
PS: Będę czekał na następną część
Fajne opowiadanie. Zgodzę się z moimi przedmówcami: jak Annabeth się tam tak szybko znalazła? Do tego wole nie wnikać jak uśmiech mógł umrzeć.
Podoba mi się! Spoko przepowiednia. Ja tam czepiac sie nie lubie. Pisalam to samo przy pierwszej twojej pracy: To jest mega ciekawe i intrygujace. Co tam niedociagniecia (wierze ze dobrze napisalam)! Czekam na CD!!