Zapamiętajcie wszyscy jedną moją radę, nigdy nie biegajcie po Wielkim Domu po ciemku. Oczywiście, że się śpieszyłam i nie zapalałam żadnego światła. I tym oto sposobem uderzyłam się w mały palec u stopy, a byłam na boso, w dodatku poślizgnęłam się na schodach, bo nie wiem, jakim sposobem były mokre. Więc nabiłam sobie jeszcze parę siniaków na całym ciele i obiłam boleśnie kość ogonową, i biodrową. Ostatecznie Chejron obudzony przez hałas, jaki robiłam wyszedł ze swojego pokoju, zanim ja tam dotarłam. Podszedł do mnie, gdy próbowałam pozbierać się po upadku.
– Auć – jęknęłam.
– Co jest Lethal? – zapytał zaspanym głosem centaur.
Zamiast odpowiedzi wyciągnęłam w jego kierunku rękę ze strzałą, wziął ją ode mnie i wpatrywał się w nią przez chwilę, nie rozumiejąc, co mam na myśli.
– I co ja mam niby z nią zrobić?
– Zbadać, grot przede wszystkim – odpowiedziałam wstając – Cały czas utrata pamięci Chrisa była dla mnie dziwnie podejrzana i wpadłam na to, że może strzała była zatruta czymś, co mogłoby to spowodować. Dasz radę to ogarnąć? – zapytałam z nadzieję w głosie.
– Postaram się – odpowiedział centaur, – Ale myślisz, że Patrick byłby do tego zdolny?
– Nie – odparłam, – Ale byłby w stanie coś takiego stworzyć, wszystko to, co daje ziemia ma w małym palcu, trzeba to tylko umieć dobrze połączyć.
– Daj mi trochę czasu – powiedział, ale ton jego głosu nie napawał wielkim optymizmem.
Mogłam spać jeszcze przez dobre kilka godzin, ale nie byłabym w stanie zasnąć, zamiast tego ubrałam się i czatowałam w korytarzu na wyniki badań Chejrona. W moim umyśle miała miejsca jedna wielka gonitwa myśli, czułam jednak, że nawet tym razem lustro mi nie pomoże, po prostu umykało mi coś, co mogłoby mi pomóc ułożyć to wszystko w jakąś logiczną całość. Miałam wrażenie, że po raz kolejny w moim życiu za dużo się działo, Dyrektorka Obozu, kto by pomyślał. A jedyne, o czym kiedyś marzyłam to było zostanie odkrywcą. To było jeszcze zanim umarłam, oczywiście. Całe moje życie ogólnie… Nie, Lethal przestań, pomyślałam. Koniec użalania się nad sobą, wersja 3.0 nie ma tego w oprogramowaniu. Uniosłam głowę na dźwięk otwieranych drzwi, podniosłam się niechętnie z podłogi, żeby zobaczyć, kto to. Spojrzałam przy okazji przez okno. Już rano? Tyle czasu minęło? Przetarłam twarz i przywołałam na nią delikatny uśmiech.
– To wy – westchnęłam ciężko, w sumie sama nie wiedziałam, kogo się spodziewałam – Kara? – zastanowiłam się przez chwilę. Chyba jednak nie chciałam, żeby postrzegali mnie za swojego wroga, – Oczywiście, że ją dostaniecie. Po miesiącu dodatkowych codziennych dyżurów, przy sprzątaniu stajni, zaraz po tym, gdy uporamy się ze strajkiem pegazów. Wiecie, że źle zrobiliście, bla, bla, bla – zaczęłam krążyć w kółko i machać ręką – Wybaczcie, że tak zareagowałam, trafiliście na mój zły humor. A teraz zmykajcie i cieszcie się, że nie musicie robić tego od zaraz.
Ta dwójka, która podpadła mi poprzedniego dnia popatrzyła tylko po sobie, wymamrotała jakieś przeprosiny, podziękowania i wyszła. Z pracowni Chejrona nadal nie było żadnego odzewu, zaczynałam się denerwować. Musiałam znaleźć sobie jakieś zajęcie, żeby nie zwariować. Poszłam do swojego pokoju, gdzie zobaczyłam leżącą na podłodze karteczkę, odrobinę nadpaloną na brzegach. Chyba będziemy musieli się spotkać nieco wcześniej, niż się oboje spodziewaliśmy. Przyjdź jak tylko to przeczytasz. Anubis. Nie wiem, jak to przesłał, nie obchodziło mnie to, ale miał rację. Był moją jedyną nadzieją, na zapobiegnięcie wojnie. Miałam się z nim kontaktować, ale on zrobił to pierwszy. Z drugiej strony kartki był podany adres kawiarni, szybko się ubrałam i wybiegłam z Wielkiego Domu. Wzbiłam się w powietrze i leciałam na miejsce spotkania jak najszybciej się dało. Na szczęście warunki sprzyjały szybkiemu lataniu, dziesięć minut później lądowałam już na dachu, gdzie mieściła się urokliwa kawiarenka. Anubis rzucał się w oczy, więc podeszłam do niego i przysiadłam się do stolika.
– Miałem nadzieję, że szybko się zjawisz – powiedział – Też nie mam wiele czasu, zanim zaczną się zastanawiać, gdzie się podziałem. Wiesz pewnie, o co chodzi?
– Wiem – odpowiedziała i spojrzałam na niego z pewnością siebie, oboje byliśmy bóstwami, czułam napięcie spowodowane sytuacją. Nie było sensu udawać sympatii, która towarzyszyła przy naszym pierwszym spotkaniu. Chciał to załatwić jak przystało na naszą rangę, więc ja nie miałam nic przeciwko temu – Chris jest cały i zdrowy.
– Zatem czemu nie wrócił jeszcze do domu? – pochylił się w moją stronę, opierając łokcie na stoliku.
– Bo pojawiły się komplikacje, z którymi sama muszę sobie poradzić – odparłam spokojnym tonem, chciałam brzmieć tak, jakbym miała wszystko pod kontrolą.
– Jakie komplikacje?
– Takie, o których nie chcę mówić.
– Jakie komplikacje? – powtórzył pytanie, tym razem ostrzejszym tonem.
– Mój były, który go postrzelił, a Chris jakimś cudem stracił od tego pamięć – niemal wykrzyczałam mu to w twarz – Jest pod opieką naszych najlepszych medyków, a ja pracuję nad tym, żeby to odkręcić.
– Masz trzy dni. Jeżeli w przeciągu trzech dni, do południa Chris nie wróci do domu, poniesiecie tego konsekwencje.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę wściekli i nagle równocześnie wstaliśmy gwałtownie, niemalże gotowi stoczyć ze sobą pojedynek. Widziałam go, tak jak go przedstawiano z głową szakala i słyszałam groźne warknięcia. Miałam już zaciśnięte pięści, skrzydła nerwowo przecinały powietrze, atmosfera zrobiła się gęsta, a ludzie mimo działania Mgły i tak wyczuwali, że coś jest nie tak, i zaczęli się stamtąd zmywać. Naprawdę miałam ochotę mu przyłożyć, ale wiedziałam, że nie mogłam to tylko pogorszyłoby sytuację. Wpatrywaliśmy się tak w siebie, dwa bóstwa śmierci, dwie różne kultury, czekające na pierwszy ruch przeciwnika. Wtedy na chwilę oślepiło nas słońce sięgające zenitu w południe, usłyszałam jeszcze jedno warknięcie, a potem Anubis odszedł, zrobiłam to samo. Gdy wróciłam do siebie byłam wściekła, tak bardzo wściekła. Na samą siebie, na Patricka, na Anubisa, na wszystko. Rozbiłam w afekcie kilka krzeseł na tarasie, obserwowana przez kilkoro obozowiczów, w tym bliźniaki. Tylko potwierdzałam to, że jestem córką Tanatosa, w dodatku z problemami w radzeniu sobie z gniewem, ale czego to się nie otrzymuje czasami w genach. Taras wyglądał jak po jakimś pobojowisku, zatrzymałam się z uniesionym w górę krzesłem, które chciałam rozbić o balustradę, gdy usłyszałam znajomy głos.
– Przynajmniej będzie, co robić na zajęciach z rękodzieła – skomentował moje zachowanie Guy.
– Tak, o wiele bardziej pasjonujące jest robienie krzeseł niż kolejnych karmników – zawtórował mu brat.
Stałam tam jak głupia i wpatrywałam się w nich, powoli opuściłam krzesło, to nie było mądre z mojej strony. Reszta obozowiczów się rozeszła słyszałam jednak jak komentowali moje zachowanie, ale nie obchodziło mnie to, bo cała uwagę skupiłam na bliźniakach. To nie były już dzieciaki, tylko młodzieńcy, rozumiejący już sporo z działania skomplikowanych mechanizmów tego świata.
– Jesteśmy na ciebie wściekli Lethal – oznajmił mi Guy (czyt. Gi), zauważyłam, że on ma odrobinę jaśniejsze oczy, mogłam, więc w końcu ich bez problemu rozpoznawać.
– I to bardzo – dodał Rémi, – Ale stęskniliśmy się za tobą. Byłaś dla nas jak rodzina i kompletnie o nas zapomniałaś – podeszli do mnie ostrożnie, a ja rzuciłam się im na szyję.
Mieli rację, zaniedbałam ich, nie powinni mi tego wybaczać, ale kochałam ich jak braci.
– Przepraszam – powiedziałam chowając głowę między ich ramionami – Nie chciałam, ale trudno mi było to wszystko ogarnąć. Kiedy jeszcze żyłam, kontakt z wami wydawał się taki naturalny. A potem wiecie problemy z tymi u góry, czułam, że nie powinnam się z wami zadawać, nie dla tego, że czułam się od was lepsza, tylko dlatego, że tak nie wypada. Nadal szukam w sobie siły, żeby im się przeciwstawiać, co nie jest łatwe. Przepraszam was i zrozumiem, jeśli mi nie wybaczycie i nie będziecie chcieli się ze mną dalej zadawać – zamknęłam oczy i czekałam na ich reakcję, po chwili cztery ręce mocno mnie przytuliły, jakby chciały mi odebrać dech.
– To jak bracie, udusimy ją za to?
– Będzie trochę trudno biorąc pod uwagę, że jest już martwa – mruknął Rémi, – Ale jej wybaczymy, a teraz Lethal słuchamy, co się wydarzyło od czasu naszego ostatniego spotkania.
Opowiedziałam, więc im wszystko przy kilku puszkach coli, słuchali uważnie i nie przerywali. Zupełnie się zmienili, kiedy zdążyli tak dorosnąć, zastanawiałam się, może byli na misji, może to było poczucie, że byli jednymi ze starszych w ich domku i czuli się zobowiązani jakoś do opieki nad młodszymi. Gdy skończyłam spojrzałam tęsknie w stronę drzwi, nadal zero wieści z pracowni Chejrona.
– To brzmi jak z jakiegoś beznadziejnego serialu, którymi jarają się córki Afrodyty, i o których nadają non stop – podsumował Rémi.
– Brakuje tylko wampirów i wilkołaków – żachnął się Guy.
– Wystarczy mi szakal – odparłam – Nie wiem po prostu, co mam zrobić, coś mi umyka, tylko nie wiem co.
– Mówiłaś, że wszystko zaczęło się psuć odkąd pojawiła się była Patricka – brat z ciemniejszymi oczyma zaczął na głos kombinować.
– Mówiła – potwierdził ten drugi.
– Więc może to w niej trzeba szukać przyczyny. Wiesz Patrick się zmienił, może to jej wina i szukałbym tu czegoś magicznego, może go kontroluje w jakiś sposób czy ma na niego nienaturalny wpływ.
– Jest człowiekiem Rémi – powiedział Guy – Chyba, że ktoś maczał palce w jej pojawieniu się. Mam na myśli Gaję, oczywiście. Jednak słuchanie o tych serialach do czegoś się przydaje. No, bo spójrzcie idealna fabuła. Gaja nie może się ciebie pozbyć Lethal – spojrzał na mnie z zadziornym uśmieszkiem, który miał pewnie mówić „I dobrze, że się jej nie dajesz”, – Więc sprowadza byłą Patricka i pewnie pomaga jej jakoś go tobie odbić, co poniekąd doszło do skutku, a skoro masz rację i to jakaś trucizna była przyczyną utraty pamięci Chrisa, to wiesz. Ponoć trucizna jest bronią kobiet, może jego eks chciała pobawić się w takiego scenarzystę i namówiła go do takiego działania.
– To mogłoby mieć jakiś sens bracie – skomentował drugi bliźniak i spojrzał na niego podejrzliwie, – Ale czy ty się, aby nie za bardzo wkręciłeś w te seriale, wiem, że biegasz za tą jedną córką Afrodyty, może to ona ma na ciebie zły wpływ.
Miałam zamiar dopytać się o jakieś szczegóły, ale w tamtym momencie Chejron pojawił się w drzwiach i zawołał mnie. Dałam mu znać, że może mówić, bo bliźniaki wiedzą o wszystkim.
– Miałaś rację, Lethal, grot był zatruty, najgorsze, że składnikiem była też krew Patricka. Wiesz znasz tą historię o Dejanirze i tak dalej, więc… – zawiesił na chwilę głos.
Trochę czasu spędziłam w Podziemiu z Hekate, kiedy miałam dosyć słodkiego głosiku Persefony, mogłam dokończyć za niego.
– Więc, żeby zrobić odtrutkę będziemy potrzebowali też jego krwi, oddanej dobrowolnie – westchnęłam ciężko.
– Dokładnie. Co teraz robimy? – zapytał centaur.
– To moja wina, ja to naprawię. Tylko nie wiem, gdzie on jest, jeżeli rzeczywiście maczała w tym palce Gaja nie mogę prosić o pomoc innych bóstw, bo ona się zaraz zorientuje.
– Pomożemy ci Lethal – zaproponował Guy, a brat potwierdził.
Uśmiechnęłam się nikło wyrażając wdzięczność i wtedy przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Rzuciłam się z powrotem do środka i dopadłam do iryfonu. Chciałam skontaktować się z Kamilem, informatycy przecież umieją znajdywać ludzi ot tak. Znajdziemy jego eks, znajdziemy Patricka. Denerwowałam się, w sumie nie widziałam się z nim od czasu jego ślubu. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam twarz jego żony, zamiast niego, wspominałam już, że miałam, co do niej złe przeczucia.
– Cześć, muszę porozmawiać z Kamilem, poproś go – zażądałam, nie miałam czasu, ale obmyśliłam już plan. Wiedziałam w końcu, co przegapiłam i mogłam wszystko naprawić, była na to szansa.
– Nie ma go – odparła dziewczyna, miałam jednak wrażenie, że kłamie.
– Słuchaj no, zawołaj go natychmiast, albo tego pożałujesz. Jestem boginką śmierci z miłości, wierz mi mam wtyki pod ziemią i znajdzie się parę potworów, którym mogę rozkazywać, więc… – nie dokończyłam, bo zauważyłam za jej plecami mojego przyjaciela – Kamil! – wykrzyknęłam.
– Lethal, co jest? – zapytał podchodząc bliżej. Po moim głosie zorientował się, że coś jest nie tak.
Wytłumaczyłam mu szybko, o co chodzi, zgodził się mi pomóc i odszukać Patricka, obiecał tez dać mi od razu znać, gdy coś znajdzie. Zeszłam na dół, bliźniaki już były spakowane, Chejron pewnie uprzedził ich, że szykuje się wyprawa, ja mogłam latać, ale oni nie, więc trzeba było ogarnąć pegazy. Obawiałam się, że Percy jeszcze tego nie załatwił, więc wszystko musiałam robić sama. Poszłam do stajni, gdzie zastałam komiczny widok koni ze skrzydłami, trzymające w pyskach tabliczki z odciskami kopyt. Podeszłam do Mrocznego, który im przewodniczył.
– Nowa Dyrektorka, miło mi poznać – powiedział pegaz – Przyszłaś porozmawiać o naszych warunkach?
– Nie mam na to czasu. Dwa pegazy mają być gotowe, żeby w każdej chwili wyruszyć na misję. Nie obchodzi mnie, które Mroczny. Ty dowodzisz, ty wybierasz. O waszym strajku i warunkach porozmawiamy sobie, gdy już zapobiegnę konfliktowi – rzuciłam ostrym tonem – Mają czekać przed Wielkim Domem – wyszłam stamtąd i zaczęłam szykować się do wyprawy, pozostawało mi tylko czekać na odzew od Kamila i jeszcze jedna rzecz.
Czułam, że nastąpiła we mnie zmiana, może rzeczywiście wersja Lethal 3.0 zaczęła działać. Guy i Rémi czekali, żeby odebrać wiadomość od Kamila, a ja poprosiłam Chejrona, żeby poszedł ze mną do sali chorych. Nie byłam na to gotowa, ale musiałam tam pójść, żeby uspokoić swoje sumienie.
– Cześć, jak się czujesz? – zagadnął do niego Chejron.
Niepewnym krokiem podeszłam do jego łóżka, nie chciałam patrzeć na rany, które zadał mu Patrick, nie mogłam też spojrzeć mu w oczy. Usiadłam ze spuszczonym wzrokiem na krzesełku obok.
– Dobrze – odpowiedział Chris, czułam jego wzrok na sobie – Przepraszam, że tak wczoraj zareagowałem. Sądząc po twoim zachowaniem uraziłem cię tym, ale czuje gdzieś pod skórą, że to wszystko nie powinno mnie dziwić i jest czymś normalnym – uśmiechnął się do mnie.
– To ja powinnam cię przeprosić za wszystko – powiedziałam podnosząc wzrok, – Ale naprawię to.
– Ponoć tylko ty mnie tu znasz, możesz mi powiedzieć cokolwiek? – zapytał.
– Nie znam cię zbyt dobrze, też poznaliśmy się niedawno – uśmiechnęłam się do niego – Masz na imię Chris i odznaczasz się niezwykle uczynnym i dobrym sercem. Pomogłeś mi, kiedyś ktoś bliski mnie zawiódł. Masz rękę do dzieci – zaśmiałam się przypominając sobie Młodego – I jesteś beznadziejnym magiem…
Chciałam powiedzieć, ale w tamtym momencie do środka wpadł Guy i powiedział mi, że mają informacje od Kamila. Wstałam gwałtownie i uśmiechnęłam się do Chrisa. Wyszłam na zewnątrz, powoli robiło się ciemno, czas płynął nieubłaganie. Zaczekałam, aż bliźniaki wgramolą się na pegazy i wzbiliśmy się w powietrze.
Dobry i ciekawy rozdział! Cieszę się, że go przeczytałam! :3
I jak tu jej nie kochać? Rozwala krzesła, wkurza bogów, terroryzuje pegazy… czegóż chcieć więcej? Chyba tylko smyczy dla przecinków (konkretnie: dla jednego na samym początku) i czegoś, co zapobiega mutacjom liczby (odnoszę wrażenie, że w zdaniu „W moim umyśle miała miejsca jedna wielka gonitwa myśli […].” „miejsca” powinny zostać zastąpione przez „miejsce”).
Naprawdę szkoda, że w tej części nie pojawił się Młody. Usłyszymy o nim jeszcze?
Jeszcze nie wiem jak i kiedy, ale Młody się pojawi. Musze pomyśleć nad jakąś większą rolą dla niego :).