Cześć ziomeczki! Tu znowu Annabelle!
Opowiadanie od ♥Annabelle♥
Zarzuciła nogi na wolne siedzenie, które było naprzeciwko, oparła się i spoglądała za okno. Od czasu do czasu robiła z gumy różowe balony. Pragnęła pobić swój rekord. Kiedyś udało jej się stworzyć tak wielki balon, że jak pękł, gumę miała nawet we włosach.
Wsłuchiwała się w rytmiczne uderzenia, które powodowały koła pociągu w zetknięciu z torami. Wagon, którym podróżowała był bardzo stary i zniszczony. W tej części kraju to nic dziwnego. Nie narzekała na warunki. Wiele razy podróżowała w gorszych. Jako półbogini, była do takich rzeczy przyzwyczajona.
Spojrzała w górę. W rogu wagonu ujrzała czającego się w sieci pająka. Wyszczerzyła się rozbawiona. Pomyślała, że gdyby była dzieckiem Ateny, to na pewno by teraz wariowała. Ale ona nie bała się niczego. Zaczęła się wiercić. Nie lubiła długo siedzieć w tym samym miejscu. Włożyła w uszy słuchawki i odpaliła głośno piosenkę z mocnym brzmieniem. Poruszała rytmicznie głową i uderzała dłońmi o uda, okno i siedzenie. Miała ochotę potrenować. Oczyma wyobraźni widziała jak nabija potwora na swoją nowiutką włócznię. Rozpierała ją energia. ADHD przypomniało jej o swoim istnieniu. Wierciła się zniecierpliwiona. Miała przed sobą jeszcze dwie godziny jazdy. Nie wiedziała jak ma wytrzymać tyle czasu. Zaczęła się łudzić, że jakaś maszkara zaatakuje pociąg.
Westchnęła ciężko. Cieszyła się, że dostała samodzielną misję. Wreszcie coś się działo. Po wojnie było tak bardzo spokojnie… Powinna się cieszyć. I cieszyła się, bo mimo wrodzonego zapału do walki, wolała bezpieczne życie. Żałowała jednak, że nikt z nią nie pojechał. Zawsze byłoby weselej i czas szybciej by leciał. No i najważniejsze. Miałaby kogoś, kogo mogłaby bić. To największy plus posiadania towarzysza na wyprawie. Przynajmniej dla córki Aresa.
Clarisse poprawiła swoje ciemne włosy. Zaplotła je w praktycznego warkocza, który nigdy jej nie przeszkadzał, gdy walczyła.
Ponownie się rozejrzała. Obskurne ściany pociągu swoim kolorem przypominały jej wymiociny. A kto jak kto, ale ona to się wymion naoglądała.
Oprócz niej w wagonie były tylko dwie osoby. Chłopak i dziewczyna. Siedzieli z drugiej strony, pod oknem. Raczej nie byli rodzeństwem. Bardziej wyglądali na parę, bo chłopak często łapał dziewczynę za rękę. Chociaż Clarisse na sto procent nie mogła być pewna. Nie znała się na tym. Przyjęła jednak, że są razem. Dziewczyna była szatynką. Długie, proste włosy opadały jej na twarz, którą córka Aresa widziała jedynie z profilu. Ubrana była w sweter, a nogi miała przykryte kocem. Clarisse nie wiedziała po co. W taki upał? Postanowiła się w to jednak nie zagłębiać. Już od dawna wiedziała, że nie należy próbować zrozumieć dziewczyn. A zwłaszcza tych od Afrodyty.
Clarisse wzdrygnęła się na myśl o różowych klonach.
Spojrzała na chłopaka. On również niczym się nie wyróżniał. Na pewno nie byli półbogami. Wiedziałaby, gdyby byli. A oni zauważyliby jej broń, która ostentacyjnie leżała obok.
Młodzieniec miał na sobie prosty t-shirt i jeansy, a jego lekko przydługie włosy miały piaskowy kolor.
Chłopak ciągle coś mówił, ale Clarisse nie była w stanie usłyszeć co, bo głośna muzyka zwyczajnie jej na to nie pozwalała. Córka Aresa obserwowała, jak nastolatek uśmiecha się, dotyka dziewczynę po głowie, włosach, twarzy i dłoniach. Szatynka nie reagowała w żaden sposób. Patrzyła na chłopaka, ale nie wykonywała najmniejszego ruchu. Kiedy łapał ją za rękę, ona patrzyła niewzruszona. Jak lalka.
Clarisse uśmiechnęła się pod nosem. Gdyby jej chłopak się tak naprzykrzał, dostałby w twarz i nie byłby to pierwszy raz, kiedy by go uderzyła. A gdyby nawet to nie pomogło, kopnęłaby go.
Nie interesowały ją romantyczne interakcje. Nie należała do takich osób. Nie przejmowała się też swoim wyglądem. Nawet gdy ten nicpoń od Apolla pomalował jej włosy na różowo, nie zmartwiła się. Jasne, była wściekła. Wściekła jak sto bawołów. Ale nie o same włosy (choć Chris je lubił). Była zła, bo dała się zrobić. Jak mogła sobie pozwolić na takie upokorzenie? Siara i hańba. Ares nie byłby dumny.
Zaczęła bawić się sznurkiem od swoich wojskowych spodni moro. Machała glanami w rytm muzyki.
Ponownie spojrzała na parę siedzącą po drugiej stronie wagonu. Widziała, że chłopak wciąż gada. Jadaczka mu się nie zamykała. To takie irytujące.
Laska za to go całkowicie olewała. Clarisse nie miała nawet pewności, czy go słuchała. Córka Aresa uśmiechnęła się pod nosem. Nie przepadała za Łowczyniami, bo ich zachowanie było dla niej przesadą. Były zgorzkniałe i traktowały chłopaków jak największe zło. Ale dziewczyny, które były silne i miały własne zdanie, Clarisse lubiła. A ta na taką wyglądała.
Córka Aresa znowu zaczęła się zastanawiać, czy Artemida przyjęłaby do swojego wesołego stada nawróconą nimfomankę. Nie żeby jakąś znała. To była czysta ciekawość. Nie wiedziała jakie są wymagania, które trzeba spełnić, żeby być nieśmiertelną miss lasu. To akurat ją nie interesowało.
Usłyszała sygnał oznaczający, że padnie jakiś komunikat i wyjęła słuchawki. Nie bardzo rozumiała co miała im przekazać baba z megafonu, ale wychwyciła coś o tym, że na następnej stacji mają się przesiąść do pierwszego wagonu, bo dwa ostatnie zostaną odłączone.
Westchnęła znudzona. To było takie kłopotliwe. Minęło może kilka minut, kiedy chłopak o jasnych włosach wstał i opuścił wagon. Clarisse pomyślała, że pewnie poszedł do toalety, ale on po chwili wrócił, prowadząc wózek inwalidzki. Córka Aresa poruszyła się lekko i ukradkiem obserwowała jak nastolatek bierze szatynkę w ramiona i sadza na wózku. Jej ręce opadły bezwładnie. Blondyn ujął je czule, położył na chudych kolanach i okrył ją kocem. Wciąż się przy tym uśmiechał i coś mówił.
Wkrótce pociąg zatrzymał się na zaniedbanej stacji, a drzwi otworzyły się automatycznie. Chłopak ostrożnie sprowadzał wózek ze schodów.
– Daj! Pomogę! – krzyknęła bez namysłu Clarisse
Dziewczyna zerwała się z miejsca, zabrała wszystkie swoje rzeczy i podskoczyła do chłopaka. Ten uśmiechnął się wdzięczny. We dwójkę znieśli wózek po schodach. Nastolatek popchnął go w stronę pierwszego wagonu, a córka Aresa niepewnie kroczyła obok. Nie mogła się powstrzymać, żeby nie patrzeć na milczącą szatynkę. Zwinnie podniosła wózek i wniosła po schodkach.
– Ach! Jesteś silna! – powiedział z podziwem chłopak i prędko wskoczył po stopniach.
Miał miły głos i przyjazdy uśmiech.
– Dziękujemy za pomoc. – dodał po chwili i ukłonił się lekko
Clarisse udało się nawet uśmiechnąć. Specjalnie zajęła miejsce blisko nich, by móc ich dalej bezkarnie obserwować. Przyglądała się z uwagą, jak blondyn delikatnie przenosi nastolatkę na obite skórą siedzenia.
Minęło chyba z dziesięć albo piętnaście minut zanim pociąg ponownie ruszył.
Córka Aresa jednym uchem słuchała The Killers, a drugim podsłuchiwała blondyna. Para ją intrygowała. Nie wiedziała dlaczego. Może wynikało to po prostu z nudy i braku innego zajęcia.
Szatynka zamknęła oczy. Trwała w tej pozycji na tyle długo, że Clarisse miała pewność, że zasnęła. Chłopak też był tego świadom, bo czytał książkę.
Półbogini nie wytrzymała. To mogła być jedyna okazja, więc chciała ją wykorzystać. Taką miała naturę. Była ciekawa i niespokojna.
Szybko i zwinnie, niczym na torze przeszkód, zerwała się z miejsca i bezpardonowo przysiadła się obok chłopaka. Ten podniósł na nią wzrok znad książki, ale zanim zdążył coś powiedzieć, zrobiła to ona.
– Ej, co jej jest? – zapytała bez większego namysłu i skinęła głową w stronę szatynki
– Eee… – mruknął zmieszany
– Znaczy… Sorki, że tak pytam ale jestem ciekawa. – oznajmiła półbogini, wzruszając ramionami
– Nie szkodzi. Przyzwyczaiłem się. – odparł
Przez chwilę oboje milczeli. Kiedy zauważył, że Clarisse naprawdę się niecierpliwi, w końcu zabrał głos.
– Jenny jest sparaliżowana.
To już udało jej się wywnioskować.
– Dlaczego?
– Ach, zawsze tak zagadujesz cudzych chłopaków?
– Nie. Zazwyczaj nabijam ich na włócznię, jeśli mi podpadną. – odparła beztrosko
– To brzmi ciekawie. Jestem Patrick.
– Clarisse. Długo jesteście razem?
– Dwa lata i trzy miesiące. – przyznał z uśmiechem
– Kiedy to się stało?
– Rok i dziewięć miesięcy temu.
– Co jej się stało?
Clarisse słynęła z tego, że nie miała wyczucia taktu i pytała o wszystko, co chciała wiedzieć. Patrickowi to jednak nie przeszkadzało.
– Miała wypadek. Spadła z konia. Uszkodzony kręgosłup i uraz mózgu. – rzekł cicho
– Brzmi niefajnie. – przyznała
– Jenny nie jest w stanie sama się poruszać. Nie ma władzy nad swoim ciałem i nie mówi. Wymaga całodobowej opieki.
„Czyli człowiek-roślina. Warzywo…”
– Wyjdzie z tego? – spytała głupio, a on zasępił się, ale tylko na moment
– Lekarze nie dają szans, ale ja nie przestałem wierzyć. Najważniejsze to mieć nadzieję i się nie poddawać.
– Mówisz o tym tak spokojnie? Czemu nie jest w szpitalu albo hospicjum?
– Czy to właśnie nie byłoby poddanie się? – spytał retorycznie i uśmiechnął się
Na chwilę zapadła cisza. Oboje wpatrywali się w otuloną kocem śpiącą dziewczynę.
– Jak to jest..? – spytała cicho – No wiesz…
Patrick oparł się o zagłówek. Był nawet dość wysoki. Clarisse nie zwróciła na to wcześniej uwagi.
– Skłamałbym, gdybym powiedział, że jest łatwo. Znam Jen od lat. Jej rodzice mają niewielką farmę. Byli zwyczajną rodziną. Kiedy zaczęliśmy się spotykać nie miałem pojęcia, że tak bardzo się w niej zakocham. A potem ten wypadek… To było okropne. Wszyscy się załamaliśmy, a jej ojciec w szale zastrzelił tego pechowego konia.
„Och! To podobnie jak w Przeminęło z wiatrem!„
Clarisse miała ochotę podzielić się swoją uwagą, ale nie mogła. To byłaby siara, gdyby przyznała, że oglądała ten film, a jeszcze bardziej wstydliwe było to, że jej się podobał. Musiała dbać o reputację, więc milczała.
Dziewczyna zamrugała i ponownie skupiła się na opowieści chłopaka.
– Na początku na wiedzieliśmy, czy w ogóle przeżyje. A potem wyrok. Paraliż.
– Nic nie da się zrobić? – spytała, bawiąc się scyzorykiem.
– Jej rodzice nie mają wystarczająco pieniędzy, by zapewnić najlepszą opiekę… Codziennie jeżdżę z Jen do Houston na rehabilitację.
– Codziennie?!
Patrick pokiwał głową.
– To jej naprawdę pomaga, wiesz? Najważniejsze jest, że oddycha samodzielnie.
– Ale… – dziewczyna była zdumiona
– Myślisz, że to bez sensu, ale ja wierzę, że warto.
– Skąd bierzesz na to siłę? To przecież trudne.
– Ona mi ją daje. Jest wszystkim, co mam. – wyznał i pogłaskał śpiącą szatynkę po bladych dłoniach – To nie jest tak, że ona mnie potrzebuje. To ja potrzebuję jej.
Clarisse nie mogła tego pojąć.
– A ona? Skąd wiesz, że tego chce? Skąd wiesz, że nie wolałaby umrzeć, niż żyć w ciele, które jest dla niej więzieniem?
– Widzę to w jej oczach. Widzę determinację, błysk i wiarę.
– Ma świadomość? Rozumie, co do niej mówisz? Czy to nie tak jak z ludźmi w śpiączce?
– Można powiedzieć, że to coś w tym stylu. Jestem pewien, że dobrze wie, co się wokół niej dzieje. Lubi jak do niej mówię. Opowiadam jej o wszystkim, a ona uważnie słucha.
„Innej opcji raczej nie ma…”
– Podziwiam Cię za to, że jej nie zostawiłeś. Niejeden by stchórzył na Twoim miejscu.
– Przecież ją kocham. Jak mógłbym ją opuścić w takim momencie? Wypadek nie zmienił moich uczuć do Jenny. Ty być odeszła?
Clarisse nie wiedziała. Miała Chrisa. Był jej chłopakiem i zależało jej na nim, ale czy byłaby gotowa na takie poświęcenie, na jakie zdobył się Patrick? Ona i Chris… Czy to była miłość..? Chyba nie powinna mieć wątpliwości. Więc dlaczego się wahała?
– Ale wiesz, że ona najprawdopodobniej już nigdy nie będzie taka sama, nie?
– Wiem.
– I co?
– I nic. Wciąż będę ją kochał i będę dla niej wsparciem.
– Na dobre i na złe… – mruknęła z przekąsem córka Aresa
– Pewnie myślisz, że zmarnuję sobie z nią życie, ale ja tak nie czuję. Chcę być z Jen.
– Ach, przestań już, bo się rozczulę! – powiedziała głośniej
Patrick zaśmiał się i wyjął z plecaka butelkę wody. Resztę drogi do Houston spędzili na luźnej rozmowie. Kiedy pociąg zatrzymał się na dworcu, Clarisse sprawie pomogła znieść wózek, pożegnała się z nowym kolegą i życzyła parze szczęścia. Patrzyła przez okno jak Patrick mówił coś do zaspanej Jenny. Córka Aresa przyłożyła dłoń do szyby. Po chwili jednak pociąg ruszył i straciła z oczu tę niezwykłą dwójkę.
Opadła na siedzenia i zamknęła oczy.
Nie potrafiła zrozumieć poświęcenia chłopaka. Rzeczy, które robił dla Jenny… Ona sama chyba nie byłaby w stanie tak się zachować. Dla niej Patrick był prawdziwym herosem, mimo że nie płynęła w nim boska krew. Chłopak posiadał w sobie ogromne pokłady siły i dobra.
Córka Aresa po raz kolejny przekonała się o tym, jak wielką moc ma Afrodyta. Bogini była naprawdę potężna. Nie zajmowała się jedynie paznokciami i makijażem. Nie. Ona była tam, gdzie nie było już niczego.
Clarisse obiecała sobie, że przy najbliższej okazji pomodli się do wszystkich znanych jej bogów, a szczególnie do Afrodyty, Apolla i Asklepiosa. O siłę, zdrowie i miłość dla tej dwójki. Chociaż tego ostatniego mieli z pewnością więcej, niż niejedne małżeństwo.
A co, gdyby to ją spotkało coś takiego? Czy dałaby radę? Była córką Aresa, walka leżała w jej naturze, ale nie wiedziała, czy w tej konkretnej by podołała. Co, gdyby była więźniem we własnym ciele, niezdolnym nawet do otworzenia ust? Czy perspektywa śmierci nie byłaby w tym wypadku lepsza? Czy nie byłoby to łatwiejsze, niż męczenie siebie i bliskich? I czy wymagałaby od Chrisa, by przy niej był, czy raczej pozwoliłaby mu odejść? Co on by zrobił?
Mimo tych ponurych myśli, Clarisse nagle się uśmiechnęła, ogarnięta jakimś dziwnym przypływem nadziei. W swoim półboskim życiu zdążyła już wiele przeżyć i doświadczyć. Ale po raz pierwszy udało jej się zobaczyć ten najpiękniejszy rodzaj magii i to w miejscu, w którym się tego zupełnie nie spodziewała.
Udało jej się zobaczyć miłość…
~*~
THE END
Pamięta ktoś jeszcze „Pamiętnik Heroski?” Jeśli tak, to mogę powiedzieć jedno. Szykujcie się, bo już dosłownie za moment będziecie mięli okazję przeczytać pierwszy rozdział nowej serii!
Ojejku… To było przepiękne! Pare literówek chyba znalazłam, ale pewności nie mam, więc nie krytykuję 😉 Było to prawdziwe i cudne. Poczułam tyle emocji, że… nie no WOW. Na serio była to wspaniała miniaturka i z niecierpliwością czekam na następne Twoje prace
Ahaha, ale miałam przeczucie żeby tutaj zajrzeć xD W innym razie nie mogłabym przeczytać twojego kolejnego opowiadania! Fajnie przeczytać coś o Clarisse. Strasznie podoba mi się to, jak pokazałaś jej charakter. Że niekoniecznie musi rozumieć te wszystkie uczucia itd. To naprawdę fajne. A historia Patricka i Jenny… Bardzo im współczuję, a ich miłość musi być niesamowita. Jestem pod wrażeniem. I jestem pewna, że Clarisse tak prędko o nich nie zapomni.
Niesamowicie cieszę się na nadchodzącą nową serię przygód Lany i spółki <3 Jednym z głównych powodów, dla których wpadam tutaj jest właśnie twoje opowiadanie, więc mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na premierę 😀
Iście ciekawy wykład był 😛 Też bym tak chciała, ale u mnie w grupie jest 6 osób i trochę trudno udawać, że się nie słucha :p.
Takie piękne, tak dużo emocji, nie ma co ;D. Clarisse dobrze oddana, w sumie nie wiem, co powiedzieć poza tym, że mi się strasznie podoba.
I obiecuje czytać nową serię „Pamiętnika Heroski”, ale raczej poprzednich nie nadrobię, bo brak czasu. Kocham moje studia i sesja is coming :/