Miałam nadzieję wyrobić się na Święta i nawet się udało, i to wysłałam już w Wigilię Wigilii, ale nie widziałam tego na stronce… Może poczta mi się psuje… Ale to nieważne, ważne jest to, że druga część historii Lil jest wystawiona na wszą łaskę lub niełaskę w komentarzach! Dedyk dla Julii Dzięki za pomoc we wszystkim 😉 A poza tym szczęścia w nadchodzącym Nowym Roku i weny 😉
2
Umarłam. W sumie to nie… Moje funkcje życiowe w normie… Oddycham, jem, piję – robię wszystko to co robią inni… ale nie można też normalnie żyć bez duszy…
Nie ma łez, krzyku, rozpaczy i bólu… Więc nie jestem martwa ani też żywa…Jestem pusta. Nie mam nikogo. Straciłam zapał, wiarę, nadzieję i siebie. Tak jak przed trzema laty…
Pamiętam jak się dowiedziałam, nie bardzo dokładnie, ale pamiętam. Ogłoszono apel. Pamiętam jak wszyscy zajęli miejsca i czekaliśmy na rozpoczęcie. Pamiętam, że wielka sala była ozdobiona czarno białymi gobelinami z podobiznami bogów. Czarny symbolizował poległych a biały awans. W naszej Firmie jest kilka głównych stanowisk. Warto powiedzieć, że dzielą się na dwie grupy: herosi i normalsi. Wśród śmiertelników są cztery pozycje, czyli lekarze, psychiatrzy, kucharze i opiekunowie – wśród nich jest jedyny normalny dorosły, z którym mam kontakt. Krótko i na temat, ale gorzej jest z nami. Półbogowie mogą być szukaczem, to znaczy być wsparciem dla zbieraczy. Szukacze zazwyczaj są w Bazie i nadzorują, wyszukują odpowiednie drogi i cele. W razie potrzeby mają pomagać zbieraczom, czyli herosom w terenie. Zbieracze mają trochę lepsze wyszkolenie i codzienne obowiązkowe treningi, o ile nie są na misjach. Jeśli chodzi o zlecenia, to są one od przeróżnych postaci np.: od polityków, biznesmenów, policji, nawet bogów, ale są też takie przymusowe i oficjalne, to jest bankiety i walki z potworami. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze stopnie młodszy i starszy. By stać się niższym stopniem trzeba zdać test, którego nikt nie pamięta. Podczas mojego testu nabyłam bliznę ciągnącą się znad nosa pod prawe oko, trwał on tydzień. Różnie one trwają. Wyższy stopień dostaje się za zasługi i właśnie to odznaczanie, mianowanie jest oznaczane kolorem białym.
Siedziałam w białej koszuli i czarnej rozkloszowanej spódnicy, stukając koturnami o podłogę tak, że dźwięk niósł się echem. Obok siedział Thomas też w białej koszuli rozpiętej u góry i czarnych dżinsach. Pstrykał kośćmi… pstryk… pstryk… W dziwny sposób ten rytm mnie kołysał… pstryk… pstryk…:
– Zebraliśmy się tutaj dziś by uczcić pamięć pięciu poległych w walce z chorobą herosów i odznaczyć ich pośmiertnie Wyższym stopniem – rozległ się głęboki głos Tanatosa. Wszyscy z uwagą obserwowali jego ruchy i gesty, ale nie ja i nie Thomas. Za długo go znaliśmy, zbyt wiele treningów, On zawsze i wszędzie zachowuje się i wygląda tak samo.
– Pragnę do tego…
– Uciec stąd – powiedział Thomas pod nosem, a ja przytaknęłam.
Śmierć kontynuował:
– Odznaczam Mille Dail, Toda Fita, Danego Jona, Dianę Russvel – na jej imię podniosłam głowę. Wiedziałam, że Diana nie żyje, ale myślałam, że zginęła w wypadku motorowym na jednej z tajnych misji… – i Maxwella Dace’a …
W pierwszym momencie to do mnie nie dotarło. Siedziałam wpatrzona w oparcie krzesła przede mną. W mojej głowie pojawiały się tylko proste komendy: wdech i wydech, wdech i wydech. Na dźwięk mojego nazwiska wstałam i sztywnym krokiem podeszłam do Tanatosa. Doszedł do mnie Thomas. Odznaczono nas. Ale w głowie miałam pustkę.
Dopiero po zakończeniu uroczystości poszłam obojętnym krokiem na schody pożarowe na setnym piętrze, bo wszystko działo się na nim. Stałam na dachu i oczami wyobraźni zobaczyłam nas… Dianę, Thomasa, mnie i Maxa. Patrzyliśmy przed siebie. Opierałam głowę o mojego chłopaka, pod ramię trzymałam Maxa a on Dianę… Wiem, że to nigdy nie powinno się zdarzyć, ale na to wspomnienie dopiero odzyskałam zmysły. Zaczęłam krzyczeć, wrzeszczeć wniebogłosy. Moje ciało wypełniło się ognistym, żarzącym gniewem. Pamiętam, że świat jakby pociemniał, jakby całe życie uszło z całego ogrodu na dachu. Potem upadłam i zrozumiałam, że nie jestem zła tylko zawiedziona, rozczarowana, zszokowana i smutna.
Wiem, że zbieracze nie powinni pokazywać słabości ani uczuć, ale ja płakałam. Płakałam, jak każdy. Coś we mnie pękło. Czara uczuć się przelała.
– Mówiłeś, że nie wiadomo co z Nim – szepnęłam, gdy tylko pojawił się Thomas. – Twierdziłeś, że nie masz informacji, ale raczej żyje… A on nie żyje. Już nigdy go nie dotknę, nie poczuję jego zapachu, nie zobaczę… Już Go Nie Ma. Dlaczego? Bo zabiła go choroba! Rak krwi! Guz w mózgu! Ją zresztą też. Straciłam sens życia… Nikt nie będzie mnie już kochać…
– Ja będę…
– Hah! Miłość nie jest mi pisana… Jestem chodzącą pokraką… Jedną wielką blizną. Widziałeś mnie kiedyś?! – zwinnym ruchem zdjęłam ubranie zostając tylko w bieliźnie. – Teraz widzisz! Na plecach mam blizny po biczu, na nadgarstkach od kajdan, na nogach od złamań, po złamanych żebrach na klatce piersiowej! Jestem wrakiem człowieka…- w rzeczywistości, takie prawdziwe blizny były tylko na plecach. Inne zniknęły jak wszystkie inne obrażenia powieszchowne. Jednak ja ciągle je widziałam…
– Ale masz też piękne jak ocean oczy, gęste i ciemne włosy, zgrabną figurę, umięśnione ciało, spryt i inteligencję, do tego wspaniałą osobowość i charakter… Kocham Cię Lilianno Dace…
Może brzmi to jak jakiś melodramat, ale tak to wyglądało. Po dwóch latach dowiedziałam się, że Max i Diana nie żyją przez chorobę. I że Thomas mnie kocha…
A teraz go też nie ma. Znowu pustka. Nawet jakbym chciała płakać to nie potrafię.
Po tym jak nie przydzielono mnie do misji w terenie, wyszłam do miasta się przewietrzyć. Od Bazy do Las Vegas jest trzydzieści kilometrów. Szłam ten kawał drogi. Mamrocząc coś pod nosem:
– Obóz Herosów… phi… Byłam w Tartarze, by śledzić i chronić faceta, bo bóg mnie o to poprosił… Na Atlasa… Byłam w Tartarze, a on nie chce mnie puścić do Brazylii…- i tak większość drogi.
Miałam tylko plecak. Prosty wojskowy plecak. A w nim bluza, tabletki z morfiną, butelka wody, nektar, ambrozja, zapałki, bandaże i moje akta. Wszystko co jest mi niezbędne. A w kieszeni długopis od Posejdona, zmienia się w mój ulubiony miecz. Jednak częściej używam moich sztyletów z bransoletki. Kiedy zrywam charlsy w kształcie sztylecików one zmieniają się w prawdziwe. Tak wyposażona szłam do baru.
Po kilku godzinach siedziałam w barze. Łyknęłam dwie setki. Alkohol na mnie nie działa. Szkoda. Choć raz chciałabym się odstresować. Thomas był w bazie. Siedzenie w tamtym miejscu nie miało sensu, jeszcze by mnie zawieszono za krzyki. A tu w barku po prostu siedziałam. Po jeszcze jednym kieliszku wyszłam. Przeszłam kilka metrów i usłyszałam warczenie. Dość głośne skoro słyszałam je pomimo tłumu ludzi. Spojrzałam w jego stronę. Zobaczyłam grupkę pijanych facetów drażniących katoblepasa. Głupi ci śmiertelnicy. Widzą bezdomnego psa a nie coś wielkości krowy z głową mrówkojada pochyloną w dół. Potwór ruszył na mężczyzn. Zerwałam jeden ze sztyletów i odepchnęłam normalsów na bok. Nagle mnie olśniło. Było tam mnóstwo osób, które widziałyby mnie jak zabijam psa… Wśród tych wszystkich ludzi znaleźliby się pewnie obrońcy praw zwierząt… Więc podniosłam kamień i rzuciłam w stwora i zaczęłam biec. Ja uciekałam, bestia goniła.
Byliśmy na obrzeżach miasta gdy wbiegłam na ulicę i odwróciłam się by zaatakować go. Pech chciał, że w momencie, gdy już rzuciłam sztylet coś mnie potrąciło. Mądra ja wbiegłam pod samochód. Poczułam uderzenie i poleciałam do przodu. Upadłam na lewą rękę i chyba rozcięłam sobie łuk brwiowy. Jakaś dziewczyna, chyba z samochodu, krzyknęła. Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Szybko wstałam i pobiegłam między bloki. Niestety para z samochodu zaczęła mnie gonić… Pech. Dobrze, że po uderzeniu trzymała mnie jeszcze adrenalina i nie docierało do mnie, że mnie cokolwiek boli. W końcu wybiegłam poza miasto. Wyjęłam telefon. Wiem, że nie powinnam, ale musiałam prosić Thomasa o podwózkę, bo prędzej czy później się zmęczę, a oni mnie złapią. A to może skutkować wizytą w szpitalu… Nieciekawa opcja.
– Thomas przyjedź. Jestem – rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam trzy kamienie rozłożone blisko siebie – Jestem przy trzeciej stacji. Gonią mnie normalsi i nie mogę użyć kolei.
– Jestem za pół godziny. – rozłączyliśmy się.Usiadłam. Dotarło do mnie, że ramię strasznie mnie boli. Wyjęłam bandaże i owinęłam sobie rękę przy klatce, by jej nie nadwyrężać. W oddali zobaczyłam chłopaka i dziewczynę. Jechali samochodem. Widocznie jedno z nich wpadło na to, by użyć auta, aby mnie dogonić. Nie ucieknę przed pojazdem. Obserwowałam jak jedzie w moją stronę. Leniwym ruchem wstałam i wyjęłam długopis. Zdjęłam nakrętkę. Zmienił się w miecz. Wolałabym mieć obie ręce, ale damy radę. Nie chodziło o to, że chcę z nimi walczyć. Wyjęłam broń, by bronić się przed stworami, które ściągnął sygnał telefonu. Pisk zawsze oznaczał bezpośrednie zagrożenie. Byłam na nie gotowa, ale nic się nie działo. Oni jechali.Jechali. Jechali. Nagle usłyszałam wystrzał. Samochód gwałtownie skręcił. Opona była sflaczała. Auto przewróciło się na bok, a zza niego wyjechał van. To w tamtym momencie zaczęło się robić nieciekawie. Z samochodu wyskoczyło czterech chłopów. Ewidentnie nie mieli dobrych zamiarów. Rozgorzała walka. Więcej unikałam niż atakowałam, bo jedną ręką łatwiej parować ciosy niż atakować. Ale parę uderzeń zadałam i jednego powaliłam. Jedna rzecz mnie dziwiła, gdyby chcieli mnie zabić to użyliby pistoletu, z którego strzelali do pary. Walczyli tak, jakby nie chcieli zrobić mi poważniejszej krzywdy. W końcu usłyszałam klakson. Thomas zatrzymał się dwa metry ode mnie. Wyskoczył z samochodu z mieczem w ręce. Co dziwne, jego też nie chcieli zabić. Powalił dwóch, zawsze dobrze sobie radził z grupkami przeciwników. Ale z vana wyskoczyło trzech następnych, z czego z jednym wciąż walczyłam. Nagle dwóch z nich wyjęło paralizatory na odległość. Porazili nas. Przez moje żyły przeszedł prąd. Zatrzęsłam się. Upadłam na kolana. Ledwo co coś widziałam, bo powieki mi drgały. Dyszałam. Pot zaczął mi spływać po twarzy. Kiedy przestało mnie razić, upadłam na twarz. Zanim straciłam przytomność, zobaczyłam jak Thomasa pakują do auta. Mężczyźni podeszli do mnie, ale nagle chłopak i dziewczyna, którzy mnie potrącili, dotarli do nas i zaczęli atakować porywaczy. Odstraszyli ich chyba… zemdlałam.
To było jak sen. Nie wiem po jakim czasie do mnie dotarło, że Thomasa porwali.
Nie wydając żadnego dźwięku otworzyłam oczy. Z ulgą odkryłam, że nie jestem ani w aucie porywaczy, ani w karetce, ani w ogóle w żadnym samochodzie. Ostrożnie rozejrzałam się wokoło i zobaczyłam, że para energicznie nad czymś dyskutuje kilka metrów dalej. Zrobiłam głęboki wdech i wydech, i szybko wstałam, i rzuciłam się do ucieczki. Szkoda, że nie przemyślałam tego ruchu do końca. Po zabawie z paralizatorem miałam zesztywniałe mięśnie, do tego głowa mnie bolała i nie wiedziałam gdzie mam biec. Chłopak szybko mnie dogonił i złapał za rękę:
– Słuchaj – powiedziałam nadzwyczaj spokojnym głosem – Możemy iść każdy w swoją stronę?
– Spójrz na mnie! – nakazał podniesionym głosem.W tym momencie byłam już zła.
Odwróciłam się i przestałam się wyrywać. Chłopak wyglądał tak jak ja. Był moją kopią. Różnica polegała na tym, że ja mam bliznę na twarzy a on nie. Wodziłam po nim wzrokiem, starając okazać się jak najmniejsze zdziwienie. Ma zielono-niebieskie oczy, czarne włosy ostrzyżone na skejta, do tego ja też mam krótkie włosy stylizowane na czuprynę chłopięcą. Jest mojego wzrostu. Tylko budowę miał bardziej męską. Patrzyłam w lustro, troszkę zniekształcone.
-Kim jesteś?- zapytałam podejrzliwie.
– Percy Jackson, a ty to…? – przedstawił się, widać, że już wcześniej napatrzył się na mnie.
Przepraszam za opóźnienie, ale poczta spłatała mi figla… po długich poszukiwaniach odnalazły się zaginione w przestworzach maile…
Hmmm… Zaintrygowało mnie to, nie powiem. Było kilka powtórzeń, typu bar, sztylet. Jednak historia ma w sobie coś takiego, że w sumie wciągnęła mnie. Nie ogarniam jeszcze do końca wszystkiego, ale myślę, że kilka faktów się jeszcze rozjaśni. W niektórych momentach było lekko nieskładnie, troszkę chaotycznie w scenie porwania. Dodatkowo na początku, kiedy Liliana rozmawia z Thomasem nie rozumiem jednego faktu- jak ona jednym ruchem zerwała z siebie całe ubranie? Miała jakiś kombinezon wyglądający jak koszula i spódnica? Całe opowiadanie oceniam na wielki plus, bo jest świetny pomysł na fabułę i całkiem niezła forma. Czekam na ciąg dalszy!
1. Nic się się stało droga Adminko. Grunt, że tu trafiło.
2. Scena porwania miała być tak chaotyczna, ale jeśli przesadziłam to przepraszam.
3. Myślę, że „jednym ruchem” to rzeczywiście mało możliwe. Zamysł był taki, że koszulę zdjęła górą i była bez rajstop, więc spódnica to tylko opuszczenie jej.
4. Sorka za powtórzenia, ale nie miałam pomysłu na inne wyrazy zamienne.
5. Bardzo się cieszę, że się podoba!
6. Jeśli coś jeszcze jest nie zrozumiałe, to pisz śmiało. Chętnie wyjaśnię
Największe wątpliwości mam co do ich wyjazdu do Obozu Herosów. Odbył się, czy miał, czy… Nie wiem Z góry dzięki za wyjaśnienie <3
UWAGA! SPOJLER! UWAGA! W nastepnej czesci Lil odbedzie burzliwa rozmowe z Tantosem i tam sie wyjasni 😉 Ale w okolicach beda na bank 😉
Super , jej bratem będzie Percy Jackson ? Nie mogę się doczekać następnej części !
Na sto procent chcesz wiedziec jak wyglada drzewo genealogiczne rodziny Jacksonow? Mozesz stworzyc teorie, jak to mozliwe. Chetnie zobacze jak ty to widzisz 😉 Ja swoj pomysl mam i ciekawi mnie czy jest wystarczajaco oryginalny 😉 Nastepna bedzie na sto procent w styczniu, bo w czasie sylwestra zawsze duzo mam pomyslow i weny I mam dostep do laptopa 😉
Też się zgubiłam w paru miejscach, ale zwalam to na to, że słucham muzyki, trochę sobie tańczę i śpiewam, więc może jestem lekko rozproszona :p
Ale ogólny zamysł mi się podoba i na pewno przeczytam kolejny rozdział