Na początku chciałam wszysttkim życzyć wymarzonych świąt. Aby były wyjątkowe tak samo jak Sylwester Postaram się przed Nowym Rokiem coś jeszcze wysłać, ale nie obiecuję xc
Po drugie. Chciałam przeprosić, że się nie odzywałam, ale wchodziłam tutaj codziennie i patrzyłam co nowego się pojawia. Miałam taki zawał pracy (pewnie jak wszyscy przed zakończeniem semestru) i nie miałam siły skomentować prac.
Dedykacja leci do annabet01 i Aurelia.Ja Czekam na wasze prace i dziękuję za te miłe słowa pod prologiem Nielegalnego.
A propo Nielegalnego. Strasznie się zacięłam i jeśli mam być szczera to troszeczkę o nim zapomniałam. Obiecuję poprawę, ale musicie się uzbroić w cierpliowść.
Po tym przydługim wstępie zapraszam do czytania
Betowała: Kiva
Pozdrawiam Snakix
***
Słabość jest ulotną chwilą.
Moja słabość ma na imię Bonnie.
– Jak Bonnie i Clyde.
– Raczej jak Bonnie i James.
Przepięknie się uśmiecha. Kiedy to robi, można dostrzec małe dołeczki w policzkach. W połączeniu z jej blond włosami daje to oszałamiający efekt. Wygląda jak anioł, który zszedł z nieba by pokazać, jak wygląda prawdziwe piękno. Z nią nie może konkurować żadna kobieta. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że jest moja. Tylko moja. I nie mam zamiaru z nikim się nią dzielić.
Cierpienie nigdy nie jest wieczne.
Moje cierpienie ma na imię Megan.
– Powinniśmy się rozstać.
To boli. Boli mnie oschły ton Megan i jej zimne spojrzenie. Krwistoczerwone paznokcie są ułożone na kolanach i widać, jak jest opanowana. Nie załamał jej się głos, gdy to mówi. Kiedy wstaje i patrzy na mnie z góry, wiem że to koniec. Wychodzi powoli z restauracji, a ja ostatkiem sił powstrzymuję się, by nie pobiec za nią jak szaleniec i by na kolanach nie błagać, żeby do mnie wróciła. Zamiast tego w kieszeni spodni ściskam mocniej pudełeczko z pierścionkiem zaręczynowym.
Pierwszą miłość pamięta się do końca.
Moja miłość ma na imię Roxy.
Roxy wymyka się przez okno by się ze mną spotkać. Czekam na nią na dole, w ogrodzie, trzymając za plecami różę. Kiedy wręczam jej kwiat, ledwo dostrzegam rumieniec na jej policzkach. Całuje mnie delikatnie w policzek. Wszystko jest takie nowe, świeże, pierwsze. Chodzimy opustoszałymi ulicami miasta, trzymając się za ręce. Świat należy w tej chwili do nas i nic nie może zniszczyć tej chwili. Mamy po piętnaście lat i wrażenie, że jesteśmy sobie przeznaczeni.
– Kocham cię.
Pożegnania bolą najbardziej.
Moje pożegnanie ma na imię Luna.
Luna wyjeżdża w styczniu. Pogodna jest okropna i kiedy stoimy naprzeciwko siebie, obłoczki pary z naszych ust mieszają się ze sobą. Po raz czterdziesty przypominam jej, aby często do mnie pisała. I nie zapomniała o mnie.
– Ciebie się nie da zapomnieć, James.
Jej wiecznie blade policzki nabierają kolorów przez tą cholerną pogodę. Kiedy po raz ostatni przytulam do siebie jej kruche ciało, drży. Ojciec Luny czeka na nią przy Sośnie Thalii. Odprowadzam ją pod samo drzewo i po raz ostatni patrzę w te niesamowite zielone oczy, z których powoli i systematycznie znika życie. Wtedy widzę ją po raz ostatni.
Sumienie to taki diabeł siedzący na lewym ramieniu.
Moje sumienie ma na imię Polly.
Polly poznaję w Kościele. Chowam się tam przed deszczem i przez przypadek trafiam na mszę. Ksiądz mówi coś o dziesięciu przykazaniach, a ja siadam w ostatniej ławce. Wiem, że nie powinno mnie tu być. Moi Bogowie nie lubią się dzielić swoimi wyznawcami. Jednak jej cięte komentarze, które szepcze mi prosto do ucha, powstrzymują mnie przed wyjściem. Komentuje każde zdanie wypowiedziane przez księdza. Ostatkiem sił powstrzymuję się od wybuchnięcia śmiechem, kiedy ona nagle przestaje mówić. Odwracam głowę w bok, ale widzę puste miejsce obok siebie. Tam, gdzie ona przed chwilą siedziała, jest tylko kartka zgięta na pół. Rysunek przedstawia widły. Nie wiem tylko, czy Posejdona, czy Diabła.
Szczęście jest silnie uzależniające.
Moje szczęście ma na imię Rose.
Rose jest jak narkotyk. Kiedy próbuję pierwszej dawki mam wrażenie, że zaraz odlecę. Jej ciało pachnie pomarańczami, a smakuje jak zakazany owoc z raju. Za drugim razem powoli się nią delektuję. Jej ciało jest idealnie do mnie dopasowane. Kiedy leży pode mną i wije się z przyjemności, krzyczę jej imię. Trzeci raz pochłania mnie całkowicie. Wiem, że jestem stracony.
– Zrobiłaś ze mnie niewolnika – szepczę.
Odgarniam jej niesforny kosmyk włosów z twarzy i całuję spierzchnięte wargi.
Porażka jest dowodem na to, że się poddałeś.
Moja porażka ma na imię Emma.
Emma walczy, jakby tańczyła z sztyletami. Patrzę na jej płynne ruchy na arenie i nie mogę wyjść z podziwu. Ma w sobie coś egzotycznego i nie mam tu na myśli jej lekko skośnych oczu i czarnych jak smoła włosów. Porusza się w rytm niesłyszalnej dla nikogo innego muzyki, a ja skradam się coraz bliżej.
– Napatrzyłeś się już, James?
Zastygam w dość dziwnej pozycji. Przegrałem. Zobaczyła mnie. Ale wcale nie czuję się, jakbym poniósł porażkę. Kiedy się poddaję i wychodzę z ukrycia, Emma wraca do swojego tańca. A ja stoję naprzeciwko niej i otwarcie ją obserwuję.
Dzieciństwo to czas gdy nikt nie umiera.
Moje dzieciństwo ma na imię Cammy.
Cammy pokazuje mi, co to wolność. Kiedy biegniemy ile sił w nogach do naszego drzewa, czuję się wolny. Na miejscu wita nas stary dąb i wyryte na nim nasze inicjały. Zrobiliśmy je dwa dni temu i obiecaliśmy sobie wtedy, że na zawsze będziemy razem. To ‘zawsze’ okazało się trwać do końca następnego tygodnia. Cammy została wtedy zabita przez potwora, a jej ciało leży pod naszym dębem. Krzyczę, gdy znajduję jej zmasakrowane zwłoki. Krzyczę tak samo głośno, kiedy przychodzę tu po latach. W oczach mam łzy, kiedy widzę jej niewyraźną postać, która macha do mnie z oddali. Jej roześmiane oczy dziecka prześwietlają mnie na wylot.
Śmierć to ostatnia chwila na przyznanie się do błędów.
Moja śmierć ma na imię Kate.
Kate lubi wyzwania. Zawsze powtarza, że ja jestem jej największym wyzwaniem. Nie rozumiem, o co jej chodzi, ale i tak reaguję na to uśmiechem. Kiedy jednak budzę się w nocy i widzę Kate wiszącą – co ona, powiesiła się? Raczej: pochyloną pochylającą się nade mną ze sztyletem w ręku, dostaję olśnienia.
– Jakieś ostatnie słowa?
Milczę. Nie mam pojęcia co miałbym powiedzieć. Jest tyle rzeczy, których nie zdążyłem zrobić. Tyle błędów, których nie naprawiłem. Tyle słów, których nie powiedziałem.
Sztylet wbija mi się w tętnicę szyjną. Czekam na ten ból umierania. Na chwilę, kiedy zacznę krztusić się własną krwią i będę walczyć o ostatni oddech.
Ta chwila nie następuje.
Umieram w ciszy.
Przepraszam za opóźnienie, ale poczta spłatała mi figla… po długich poszukiwaniach odnalazły się zaginione w przestworzach maile…
Spokojnie 😉 Po prostu myślałam, że nie wstawiałaś, bo Święta itp
Ważne, że wstawione i po problemie.
Proszę, wytłumacz mi, jak to robisz? Jak sprawiasz, że Twoje prace podobają się niemal każdemu czytelnikowi ,niezależnie od tego, jaki ma gust? Osobiście niespecjalnie przepadam za latającymi serduszkami itd., a jednak Twój tekst mnie zachwycił- ma koncept, nie przesadziłaś z patosem, narracja płynie gładko, naturalnie, zachowałaś odpowiednie proporcje, zarówno między poszczególnymi partiami, jaki i faktem a niedomówieniem.
Czytanie prac osoby, której talent tak bardzo rozwinął się w stosunkowo krótkim czasie to prawdziwa przyjemność. Tak więc:
PISZ! Walcz! Niech moc meduz będzie z Tobą!
PS: Nie mam się do czego przyczepić nawet z pozycji Gramatycznej Nazistki. Podziękowania dla Ciebie i Kivy!
God, to było cudowne! Umarłam razem z Jamesem. Ponawiam pytanie Arachne- jak potrafisz stworzyć coś tak niesamowitego? Czytanie twoich prac to czysta przyjemność, nie jeden pisarz nie powstydziłby się czegoś takiego. Pisz dalej, pozwól mi się dalej rozkoszować twoimi tekstami!
O bogowie! To było coś! Było takie prawdziwe! Mimo iż pisane jest to z perspektywy mężczyzny, to czułam tę uniwersalność. Każdy człowiek, którego poznajemy, jest możliwy do dopasowania do odpowiedniej kategorii. Hestia149, i ja umarłam jak James czytając ten tekst! Więc pisz dalej. Jestem pewna, że wszyscy z niecierpliwością będziemy czekać na inne teksty!
Jak widać kobiety to nic dobrego. Po tym opowiadaniu odsetek homoseksualizmu wśród mężczyzn wzrasta.
Fajnie!
Bo to zła kobieta była!
Oh my G…. To było naprawdę świetne. Uwielbiam opowiadania pisane w tym stylu! *-*